Czy humanistyka w Polsce ma przyszłość? Kilka uwag po wystąpieniu minister Magdaleny Gawin

Po kliknięciu w zdjęcie można obejrzeć wideo z wystąpieniem dr hab. M. Gawin.
Wideo pochodzi z kanału: „Polska Wielki Projekt

RAFAŁ STOBIECKI

Instytut Historii, Uniwersytet Łódzki

Czy humanistyka w Polsce ma przyszłość? Kilka uwag po wystąpieniu minister Magdaleny Gawin

Zacznę od swego rodzaju preliminariów. Nie ulega dla mnie wątpliwości, że państwo polskie ma wobec humanistyki obowiązki. Wynikają one z tego, że, po pierwsze, winno ono dbać o rozwój nauki i kultury narodowej, po drugie, nikt nie jest w stanie wyręczyć struktur państwowych w tej działalności, po trzecie wreszcie, znakomita większość instytucji nauki i kultury – w tym uniwersytety – jest w Polsce utrzymywana z dotacji państwowej, to znaczy z naszych, podatników, środków.

Jednocześnie mamy wszyscy świadomość, że wystąpienie pani minister trudno rozpatrywać poza towarzyszącym mu kontekstem. Jaki jest ten kontekst? Niezbywalnym jego elementem są trwające od 2015 r. rządy Zjednoczonej Prawicy, które w pamięci wielu reprezentantów środowiska zaznaczyły się m.in. zmianą dyrekcji Muzeum II Wojny Światowej, kwestionującą nie tylko istniejące prawo, lecz także dobre obyczaje, „wrogim przejęciem” Instytutu Europy Środkowo-Wschodniej w Lublinie czy podtrzymywanym przez wiele miesięcy i, jak się okazało, skutecznym sprzeciwem ministra kultury i dziedzictwa narodowego Piotra Glińskiego dotyczącym powtórnego mianowania Dariusza Stoli na stanowisko dyrektora Muzeum Historii Żydów Polskich Polin.

Druga ważna część tego kontekstu to reforma nauki i szkolnictwa wyższego autorstwa Jarosława Gowina (tzw. Ustawa 2.0). Nawiązując do wcześniejszych reform, sygnowanych nazwiskami Barbary Kudryckiej i Leny Kolarskiej-Bobińskiej, ustawa usankcjonowała system finansowania nauki, w tym humanistyki, oparty na parametryzacji i grantach zewnętrznych, oferowanych przez ministerstwo. System ten, ochrzczony, w dużym stopniu trafnie, przez środowisko mianem „punktozy” i „grantozy”, ma racjonalne jądro. Problem, jak wielokrotnie zwracano uwagę, polega wszakże na tym, iż nie uwzględnia on specyfiki humanistyki i narzuca jej rozwiązania z dziedziny nauk ścisłych i przyrodniczych. Jednym z jego kluczowych elementów jest nacisk na umiędzynarodowienie polskiej humanistyki, z silnie zaznaczoną preferencją dla publikacji w języku angielskim. Temu rozwiązaniu miały służyć rankingi wydawnictw i czasopism ustalone przez władze ministerialne. W ich efekcie powstała wyraźna dysproporcja między periodykami polskimi a zagranicznymi. Dość powiedzieć, że najwyżej punktowane w szeroko rozumianej humanistyce pismo „Teksty Drugie” otrzymało sto punktów, natomiast czołowe periodyki z dziedziny historii, takie jak „Kwartalnik Historyczny” czy „Dzieje Najnowsze”, po punktów siedemdziesiąt. Jest to znacząco mniej, o 100 lub więcej procent, od porównywalnych z nimi prestiżem w obrębie narodowych tradycji naukowych periodyków zachodnich.

Głos minister Magdaleny Gawin na X Kongresie „Polska Wielki Projekt 2020” staram się odczytywać życzliwie. Tak czynię też w odniesieniu do jego głównej tezy zawierającej się w haśle „unarodowienia humanistyki”. Na czym miałoby ono polegać? Minister Gawin mówiła m.in. „[…] humanistyce w Polsce zagraża umiędzynarodowienie i rozumienie w technokratyczno-urzędniczy sposób […] największe dzieła w historiografii albo w krytyce literackiej powstawały nie po to, żeby zachwycić Paryż czy Londyn, tylko były całkowicie skoncentrowane na kompletnie niezależnej sferze twórczości. Nie możemy do humanistyki stosować zasady punktacji, ona po prostu zniszczy polską humanistykę i to w kilku obszarach”.

Pani minister Magdalena Gawin przywołała w tym miejscu jeden przykład, mówiąc, że państwo winno wspierać takie projekty jak choćby ponowne odczytanie rękopiśmiennych tekstów Jana Kochanowskiego, bo po prostu nikt tego za nas nie zrobi. W późniejszej wypowiedzi na Facebooku, w polemice z Piotrem Osęką, zwróciła uwagę na przygotowaną przez PIW edycję pism Elizy Orzeszkowej. Do tych przykładów dodałbym jeszcze jeden – dd lat nierozwiązany problem finansowania „Polskiego Słownika Biograficznego”. Nieporozumieniem jest przecież sytuacja, kiedy władze „Słownika” występują o granty z Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki i zastanawiają się, czy otrzymają to wsparcie, czy też nie. Ten i inne fragmenty wypowiedzi Magdaleny Gawin chciałbym odczytywać, być może naiwnie, jako deklarację wsparcia państwa dla projektów unikatowych, z wielu względów ważnych dla kultury polskiej.

Zgadzam się także z myślą, że wprowadzenie do humanistyki zasad parametryzacji wzorowanych na naukach przyrodniczych wiąże się często z promowaniem „rzeczy wtórnych, mało wartościowych, które wpisują się w politykę centrów silniejszych”. Nie jest prawdą, że jesteśmy skazani na takie właśnie zasady oceny naszego dorobku. Pokazują to choćby zmiany wprowadzone w Ustawie 2.0, które zastąpiły absurdalne przeliczniki zrównujące w punktacji dwa tzw. dobrze punktowane artykuły z monografią, nad którą pracuje się zazwyczaj kilka lat. Obecne rozwiązania są lepsze, co nie znaczy, że dobre. Należy doprowadzić do ich zmiany. Potrzebne są twarde kryteria pozwalające odróżnić poważną naukową monografię od słabej, dobrą popularyzację od takiej, która niczego nie wnosi do naszej dotychczasowej wiedzy. Pani minister wskazała na potrzebę docenienia prac opartych na źródłach pierwotnych (archiwalnych). Pozostawiając na marginesie spór o to, czy praca wykorzystująca konkretny zasób archiwalny jest zawsze lepsza od stawiającego ciekawe pytania studium bazującego na źródłach wtórnych z drugiej ręki, sądzę, że jest to krok w dobrym kierunku. Do wspomnianych kryteriów można by dołączyć inne: opinie niezależnych ekspertów, recenzje w prasie fachowej i popularnej, otrzymane przez publikacje ogólnopolskie nagrody czy nawet nominacje do nich.

Nie sposób pominąć także kolejnego fragmentu wypowiedzi, w którym Magdalena Gawin stwierdza, że problemem humanistyki, a zwłaszcza historii jest to, iż przez trzydzieści lat funkcjonowania wolnej Polski „stworzyły się prawdziwe puste plamy” dotyczące „zwłaszcza okupacji niemieckiej”. Abstrahując od niezbyt szczęśliwego określenia „puste plamy” (autorka zapewne intencjonalnie zrezygnowała z innego – „białe plamy”), należy się zastanowić, czy także ta myśl nie znajduje odzwierciedlenia w praktyce dziejopisarskiej. Nie rozwijając tego wątku, warto zauważyć, że po 1989 r. nie powstała żadna praca porównywalna z monumentalnym studium Czesława Madajczyka na temat okupacji niemieckiej na ziemiach polskich, brakuje systematycznych badań nad kulturą lat 1939–1945, w niewielkim stopniu prowadzone są studia nad historią społeczną i gospodarczą obu, nie tylko niemieckiej, okupacji. Ryzykując pewne uproszczenie, można przyjąć, że od kilkunastu lat polska historiografia zajmuje się głównie tym, czy Polacy w czasie wojny kolaborowali z Niemcami i wydawali Żydów, czy też przeciwnie – zachowywali się bohatersko i na przekór wszystkiemu udzielali im pomocy. W rezultacie na przykład w odniesieniu do II wojny światowej szerzą się różnego rodzaju mitologie dotyczące liczby polskich ofiar tego konfliktu. Sam słyszałem, jak jeden z referentów na konferencji, profesor z UKSW, mówił o kilkunastu milionach Polaków, którzy zginęli w czasie wojny. Inni, mimo gruntownych badań archiwalnych przeprowadzonych przez Albina Głowackiego, wciąż powtarzają liczbę ponad miliona Polaków wywiezionych w głąb ZSRR w latach 1939–1941. To tylko wybrane przykłady. O słabości tych badań we współczesnej historiografii w odniesieniu do okupacji niemieckiej pisał wielokrotnie Robert Traba.

Należy również przyznać Magdalenie Gawin rację, kiedy upomina się o przywrócenie w humanistyce, w tym historii, relacji mistrz–uczeń, o odnowę systemu seminaryjnego. Dodam od siebie, że jej zanik skutkuje upadkiem szkół w historiografii, o czym miałem okazję pisać w tomie lubelskim poświęconym historiografii dziejów najnowszych.

Wypowiedź Magdaleny Gawin budzi zarazem mój niepokój, a momentami sprzeciw. Rodzi się on w miejscu, gdy mówi ona o narzucaniu nam przez mityczny Zachód obcych ideologii kolonializmu, postkolonializmu, „wszystkich dyskursów mniejszościowych, w tym też gender”. Kiedy krytykuje brak wolności badań na uniwersytetach, dowodząc istnienia „cenzury za pomocą nacisku, żeby nie zajmować się pewnymi obszarami badań”. Mam wrażenie, że w tym kontekście nie chodzi już o dobro humanistyki, lecz o toczącą się na naszych oczach „wojnę ideologiczną”. Nie zgadzam się także z diagnozą, że ktoś próbuje „instrumentalizować uniwersytety”, a rolą władzy jest rozbijanie tych „zmonopolizowanych, wąskich środowisk, które bronią się zaciekle”. Unikiem, podyktowanym być może skrótową formą wypowiedzi, jest brak wskazania, o jakie środowiska chodzi. Obawiam się, że w tym przypadku zwrócilibyśmy z panią minister uwagę na zupełnie odmienne zagrożenia.

Polskiej historiografii czy, szerzej, humanistyce nie zagraża bowiem, jak sądzę, umiędzynarodowienie, ale raczej brak w polityce naukowej właściwych proporcji i mechanizmów pozwalających promować to, co może być polskim wkładem w rozwój wiedzy o przeszłości, a potrzebą obrony tego, co stanowi fundament tożsamości narodowej. Punktem odniesienia dla polskich historyków winna być poza Zachodem również Europa Środkowo-Wschodnia, a także Rosja. W tej dziedzinie mamy do czynienia z wieloma zaniedbaniami. Od lat brakuje na przykład nowej syntezy dziejów Europy Środkowo-Wschodniej, nawiązującej do bogatych tradycji historiografii emigracyjnej (Oskar Halecki, Piotr S. Wandycz). Nie mówiąc już o opracowaniach poświęconych dziejom naszych sąsiadów – ze szczególnym uwzględnieniem Niemiec, Rosji i Ukrainy. Bazujemy tu ciągle na pracach powstałych przed 1989 r.

Niekwestionowanej potrzebie umiędzynarodowienia polskiej nauki historycznej powinny towarzyszyć, wspierane przez państwo, tłumaczenia prac polskich historyków na języki kongresowe. Od lat brakuje choćby dobrej, wydanej po angielsku historii Polski. Sam Norman Davies, przy wszystkich jego zasługach, już nie wystarczy. Tymczasem tłumaczy się trudno docierające do opinii publicznej dokumenty albo wydaje zamiast poważnych prac naukowych – kolejne albumy o Komendancie, Dmowskim, Hallerze, Dowborze, Janie Pawle II, Stefanie Wyszyńskim, w czym specjalizuje się powołane w 2016 r. kierownictwo Instytutu Pamięci Narodowej. Swoistym symbolem dokonań tej ostatniej instytucji w dziedzinie wydawniczej było uczczenie 100-lecia odzyskania niepodległości reedycją broszury Antoniego Chołoniewskiego Duch dziejów Polski.

Jaka będzie przyszłość polskiej humanistyki, w tym historii, zależy od nas historyków, ale także od wsparcia państwa. Państwa rozumiejącego potrzebę autonomii tej dziedziny nauki, jej specyfikę, wrażliwego na wszelkie przejawy instrumentalizacji wiedzy o przeszłości. Chciałbym wierzyć, że wypowiedź przedstawicielki władzy – dr hab. Magdaleny Gawin daje na to choćby niewielką szansę. Mam też nadzieję, że zgodnie z jej prośbą na Facebooku udało mi się „nie sprowadzić dyskusji o humanistyce do własnych uprzedzeń”.


Korekta językowa: Beata Bińko

Pobierz PDFDrukuj tekst