Gawin kontra Gowin

Po kliknięciu w zdjęcie można obejrzeć wideo z wystąpieniem dr hab. M. Gawin.
Wideo pochodzi z kanału: „Polska Wielki Projekt

KRZYSZTOF BRZECHCZYN

Prof. dr hab. Krzysztof Brzechczyn jest zatrudniony na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Adama Mickiewicza

Gawin kontra Gowin

Podczas X edycji kongresu „Polska. Wielki Projekt 2020” zorganizowano
panel dyskusyjny „Współczesne uniwersytety: stan wolności akademickiej”,
którego moderatorem był prof. Ryszard Legutko, a dyskutantami (według informacji
na stronie kongresu): historyk Magdalena Gawin, architekt i filozof Zbigniew
Janowski, tłumacz, redaktor, historyk Bogdan Musiał i wydawca Piotr Nowak. W
trakcie panelu dr hab. Magdalena Gawin, jednocześnie wiceminister w
Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego, przedstawiła krytyczne uwagi o kondycji
polskiej humanistyki. Przysłuchując się wypowiedziom minister Gawin, nie zawsze
można było odróżnić, czy występowała ona w roli 1) wysokiego urzędnika Ministerstwa
Kultury i Dziedzictwa Narodowego; 2) naukowca czy 3) sympatyka konserwatywnej
opcji ideowej.

Wystąpienie minister Gawin wzbudziło tak duże
zainteresowanie środowiska historycznego, ponieważ jako urzędnik jednego resortu
(Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego) w rządzie Rzeczypospolitej Polskiej
krytykowała efekty działań (tzw. Konstytucji nauki 2.0) przeprowadzonych w
innym resorcie (dotychczasowego Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego). I
trudno tej krytyce nie przyklasnąć. W takiej też kolejności przedstawię swoje
refleksje.

1. Trudno nie zgodzić się z twierdzeniami pani minister, że humanistyka nie
powinna być traktowana instrumentalnie, a rozwój nauk humanistycznych, które są
jednym z elementów kultury i tożsamości narodowej, jest celem samym w sobie i
nie powinno się doń podchodzić w sposób utylitarny. Rzecz w tym, że dotychczasowe
reformy nauki, od minister Barbary Kudryckiej poczynając, a na ministrze
Jarosławie Gowinie kończąc, tej specyfiki nie uwzględniały (bądź uwzględniały w
minimalnym stopniu) i w zasadzie ignorowały zgłaszane ponad podziałami postulaty
i protesty środowiska humanistycznego.

Ograniczę się jedynie do poletka historii. Według
nowej punktacji za opublikowanie artykułu w polskim czasopiśmie historycznym
będzie można otrzymać maksymalnie 70 punktów. Dla porównania, za
publikację w „American Historical
Review” przyznaje się najwięcej, 200 punktów. Tak się składa, że Pan Bóg lub
natura wśród rodzaju ludzkiego nie rozdzielił(a) talentów i zdolności po równo;
dotyczy to również naszego środowiska historycznego. Po pewnym czasie ci
zdolniejsi i/lub pracowitsi będą publikować w pismach lepiej punktowanych
(czyli zagranicznych), a ci mniej zdolni – w punktowanych gorzej (czyli
krajowych). Wiązać się to będzie nieodmiennie z reorientacją badawczą, czytaj:
porzuceniem lokalnej tematyki badawczej na rzecz popularnych w świecie nauki
problemów, trendów czy wreszcie mód badawczych. Artykuły wpisujące się w nie będą
bowiem mieć większą szansę na publikację. Dzieje się tak nie dlatego, że
redaktorzy wysoko punktowanych czasopism (którzy w większości nie są nawet świadomi,
że nasze ministerstwo tak wysoko ceni publikacje na ich łamach) są złymi ludźmi
i nie lubią polskiej humanistyki, lecz dlatego że redagowane przez nich
czasopisma i oni sami również znajdują się pod presją konkurencji; jej miarą
jest sprzedawalność czasopisma, cytowalność oraz pokrewne wskaźniki typu liczba
odwiedzin czy pobrań. Napisany zatem w duchu historii faktograficznej artykuł o
historii „żołnierzy wyklętych” na terenie powiatu ostrołęckiego ma niewielkie
szanse na opublikowanie w „American Historical Review”. Najpierw z tego
względu, że trudno dlań znaleźć recenzentów. A jak nawet zostanie opublikowany,
to jego cytowalność będzie znikoma.

Narzędzia równoważące ów swoisty drenaż
mózgów i stymulujące rozwój rodzimej humanistyki pozostają w gestii ministerstw
Nauki i Szkolnictwa Wyższego (obecnie Edukacji i Nauki) oraz Kultury i
Dziedzictwa Narodowego. Można odnieść wrażenie, że nie wykorzystywano ich
nadmiernie, rozwój rodzimej humanistyki pozostawiając… samym humanistom. Na przykład
w ramach Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki wyodrębniona została ścieżka „Dziedzictwo
narodowe”. Każdego roku na konkurs napływa od 100 do 300 wniosków, lecz tylko kilkanaście
z nich otrzymuje dofinansowanie na łączną kwotę kilkunastu milionów złotych. Ani
liczba nagrodzonych wniosków, ani przyznana suma dofinansowania nie jest oszałamiająca.
Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że wydatne zwiększenie finasowania badań nad
dziedzictwem kulturowym zintensyfikowałoby badania i popularyzację zaniedbanych
czy nie dość znanych obszarów polskiej humanistyki.

Nieco trudniejszym zadaniem jest wykreowanie międzynarodowych
tematów/problemów badawczych związanych z historią Polski czy szerzej – Europy
Środkowo-Wschodniej. Takim forum są organizowane co pięć lat przez prof.
Andrzeja Chwalbę i grono jego współpracowników kongresy zagranicznych badaczy dziejów
Polski, w których bierze kilkuset osób z zagranicy. Odbyły się one w 2007, 2012
i 2017 r. Wprawdzie Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego widnieje w
programach kongresów jako jeden ze sponsorów, lecz można byłoby przyśpieszyć
proces podejmowania decyzji o finansowaniu kongresu, uprościć sposób jego rozliczania
(w środowisku historyków krążą już o tym legendy), o zwiększeniu dlań dotacji –
tak by mógł się odbywać częściej – nie wspominając. Innym pomysłem – pozostającym
w sferze marzeń – byłoby stworzenie stypendiów naukowych dla zagranicznych
badaczy zainteresowanych historią i kulturą Polski. Na niewielką skalę takimi
stypendiami dysponuje/dysponowało Muzeum Historii Polski.

2. Trudno odnosić się do sympatii i antypatii
badawczych pani minister, gdyż każdy ma prawo do ich posiadania. Uczestnicząc w
konwencjach organizowanych przez Association for Slavic, East European &
Eurasian Studies, ma się obowiązek podpisania kodeksu postępowania (Code of
Conduct
). Jednym z nieakceptowanych zachowań jest sugerowanie, że czyjaś
tematyka badawcza (field of study) jest mało ważna (inferior) lub
niepoważna/nienaukowa (illegitimate). W obrębie szeroko pojmowanych nauk
historycznych i społecznych eksplorowane są rozmaite obszary i wykorzystywane
rozmaite metody badawcze: od badań aparatu represji (UB i SB) po historię życia
codziennego. Stosuje się zróżnicowane narzędzia interpretacyjne odwołujące się
do teorii totalitaryzmu czy modernizacji itd., itp. Nie widzę powodu, aby
jakikolwiek obszar/metodę badawczą apriorycznie wykluczać. Badania źródłowe
(prowadzone w archiwum) są ważne, ale materiał źródłowy musi być
zinterpretowany i skonceptualizowany przez umiejętnie stawiane pytania
badawcze, problemy, hipotezy i teorie. Tego zaś nie wyszuka się w archiwum,
lecz we własnej głowie. Na tym polu, polu konceptualizacji, a nie
faktograficznych ustaleń odbywa się rywalizacja z Waszyngtonem, Paryżem,
Berlinem, Londynem czy innymi centrami nauki światowej. Nie jest to niestety
rywalizacja czysto naukowa, gdyż teorie sformułowane nad Sekwaną lub Potomakiem
jawią się jako bardziej atrakcyjne (pomijając względy poznawcze) z tego li
tylko powodu, że pochodzą z krajów politycznie potężniejszych i gospodarczo zamożniejszych.
Teoria naukowa powstała w cywilizacyjnym centrum i generowane przez nią
problemy badawcze mają większą szansę na promocję niż teoria naukowa powstała
na prowincji. Nie trzeba dodawać, że reforma Gowina to zróżnicowanie i hierarchizację
światowej nauki ignoruje, naiwnie zakładając, że wszyscy są równi.

3. Minister Gawin wspomniała o zachwianiu
równowagi ideowej na polskich uniwersytetach i przewadze neoliberalnej
(lewicowej) opcji ideowej. Monopol ideowy zawsze jest rzeczą złą. Wydaje się,
że za sprawą reformy Gowina ten monopol będzie się dalej pogłębiać. W
poprzednim ustroju uniwersytetu dyrekcje instytutów, władze dziekańskie
wydziałów, a wreszcie rektor były wybierane oddolnie. Tym samym osoby myślące
samodzielnie, lecz nieidentyfikujące się z dominującymi prądami ideologicznym lub
chcące jedynie uprawiać naukę bez angażowania się w spory ideowe mogły znaleźć
w strukturze uczelni swoje nisze. W obecnej ustawie jedynie rektor jest wybierany
przez kolegium elektorskie, a kierownicy pozostałych jednostek uczelni
(dziekani, dyrektorzy itp.) są powoływani przez rektora, który może, lecz nie
musi zasięgać, a po zasięgnięciu uwzględniać opinii pracowników poszczególnych
jednostek. W ten sposób została zlikwidowana postulowana od 1981 r. przez NSZZ
„Solidarność” i Niezależne Zrzeszenie Studentów, a wprowadzona po 1989 r.
samorządność akademicka. W długofalowej perspektywie przyjęte rozwiązania
instytucjonalne doprowadzą do jeszcze większej ideowej urawniłowki.

W kwestii wskazanej przez minister Gawin
można wykorzystać doświadczenia niemieckie. Bez wnikania w szczegóły każda z
głównych partii na niemieckiej scenie politycznej przeznacza część publicznych
pieniędzy na działalność naukową i ideową. Chadecja zarządza więc Fundacją Konrada
Adenauera, socjaldemokracja – Fundacją im. Friedricha Eberta itp. Warto się
zastanowić, czy takie rozwiązanie można byłoby przyjąć również w Polsce.


Korekta językowa: Beata Bińko