Wycinanki (3)

WOJCIECH WRZOSEK

Wycinanki (3)

Od ponad dziesięciu lat moim badaniom patronuje kategoria myślenia historycznego. Odgrywa w nich rolę swego rodzaju uniwersum metafizycznego, wspólnego języka, który umożliwia porozumiewanie się. Wszyscy zdają się zakładać, uwzględniać oczywistość myślenia.

Gdy stosuję je w argumentowaniu, nie potrzebuję, jak się okazało, precyzować, co to myślenie historyczne, bo dziedziczy ono swą zrozumiałość po myśleniu. Jawnie bądź milcząco podstawiam pod myślenie historyczne sieć kategorii i problematyzuję, konkretyzuję to, o co mi chodzi. Od lat zastępuję je między innymi kategorią metafory historiograficznej. Ta zaś jako figura językowa i kognitywna konceptualizuje refleksję nad artykułowanym myśleniem historycznym, tj. tym, które wyraża się w dyskursie historycznym. W mowie i piśmie.

Zastanawiam się, dlaczego więc myślenie nie podlegało dotychczas choćby mojemu quasi-definiowaniu? Stało się tak między innymi dlatego, że definiować musiałbym coś, co językowe w dużej mierze „jeszcze” nie jest. Widocznie myślenie i myślenie historyczne w moim rozumieniu i jako takie nie osiągnęło stanu artykułowanej mowy wewnętrznej. Postaci gotowej do artykułowania wedle reżimu reguł językowych. Mało tego, definiowanie podlega nie tylko regułom językowym, ale i regułom definiowania. Interwencja tego, co już językowe, w sferę myślenia, która, jak chcielibyśmy, językowa nie zawsze jest, powoduje poczucie daremności przedsięwzięcia.

Przytoczę dwie – spośród wielu możliwych – opinie na temat tej trudności. Jedną z nich sformułował Martin Heidegger w książeczce pt. Was heißt Denken? W wykładzie z semestru zimowego 1951/1952 znajdujemy taką oto diagnozę sytuacji:

Tego, co „zwie się” na przykład pływaniem, nie uczymy się nigdy z rozpraw o pływaniu. O tym, co zwie się pływaniem, mówi nam tylko skok do rzeki. Nigdy nie zdołamy odpowiedzieć na pytanie, „Co zwie się myśleniem?”, jeśli podajemy określenie pojęcia myślenia, definicję, i usilnie się nad nią rozwodzimy. Dalej nie będziemy myśleć o myśleniu. Sytuujemy się poza samą refleksją, która myślenie bierze za swój przedmiot (M. Heidegger, Co zowie się myśleniem, tłum. J. Mizera, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa–Wrocław 2000, s. 19).

Za pozwoleniem, śmiem twierdzić, że analogia między myśleniem człowieka a nauką (umiejętnością) pływania nie wydaje mi się tu trafna. Wbrew temu, co sugeruje nam niemiecki filozof, człowiek zwykle nie uczy się myślenia z podręczników o myśleniu. Sam Heidegger przecież twierdzi, że jest mu ono przyrodzone (s. 11). A może powinno raczej chodzić o to, że odruchową dyspozycją człowieka jest myślenie, tak jak pływanie – ale już nie człowieka – jest odruchem ryby? Ponadto pływanie dla człowieka nie wydaje się tak życiowo istotne, jak dla ryby. Heideggerowi chodzić może jednak o ideę, wedle której myślenia, aby je kultywować, trzeba się nauczyć.

Myślenie o myśleniu natrafia na rozliczne kłopoty, być może dlatego wielu myślicieli traktuje je jako oczywistość do tego stopnia uniwersalną, że do konkretu sprowadzić je może tylko dookreślenie. Wtedy też uruchamia się myślenie nie tyle o myśleniu, ile o konkrecie, np. o myśleniu historycznym, a więc ponownie nie o myśleniu per se.

Myślenie z trudem poddaje się byciu obiektem myśli, przedmiotem myślenia, gdy jest tylko samym myśleniem. Czy dlatego idea myślenia może pełnić funkcję metafizycznego alibi dla wszelkich rozważań?

Trop w tej sprawie podpowiada Aleksandr Piatigorski, sojusznik fenomenologii, znawca filozofii orientalnych:

Filozofia w zasadzie – co znakomicie pojmował Leibniz (a nie gorzej także Spinoza) – zajmuje się nie przedmiotem, jakikolwiek by on był, lecz myśleniem o przedmiocie. Filozofia postrzega swój konkretny przedmiot, dowolny konkretny sens tylko poprzez myślenie o nim, w szczególności jako autorefleksję filozofa. Filozof myśli najpierw nad własnym myśleniem, a dopiero potem nad tym, o czym on myśli, i nad innym myśleniem (A. Piatigorskij, Szto takoje politiczeskaja fiłosofija, Jewropa, Мoskwa 2017, s. 8).

Zauważmy, że tak czy owak aby mogły zajść finezyjnie oddzielone od siebie piętra myślenia, musi być domniemywany przedmiot myślenia, nie zaś ono jako takie. Może to być przedmiot pomyślany, np. Pegaz, Zagłoba, Lady Makbet, czy okrągła kwadratowa kopuła na Berkeley College. Myśl, aby wędrować po piętrach, musi jednak mieć konkretny „parter”.

Skoro myślenia nie daje się ustanowić w roli przedmiotu dla myślenia, to może nie da się w jednej operacji myśleć i być myślanym? W sytuacji, kiedy przechodzimy do myślenia o jakimś obiekcie, porzucamy myślenie o myśleniu.

Koledzy przypisują mi autorstwo zwrotu: „mam myśl i ją myślę…”. Nie może to jednak być myśl o sobie samej.

Skrajną świadomość trudności myślenia o myśleniu wyraża przypowieść (sic!) buddyjska:

Pewnego razu Budda, Pan Nasz, zapytał Anandę: Jak myślisz, Anando, czy trudno jest myśleć o Nirwanie? Przecież Nirwana jest niewyrażalna, niezmierzona, nie do pomyślenia. Ananda odpowiedział: trudno, Panie, myśleć o Nirwanie, niewyrażalnie, niemierzalnie, nie do pomyślenia, trudno. Budda Pan powiedział: Słusznie, Anando, niewyrażalnie, niepomiernie, nie do pomyślenia trudno myśleć o Nirwanie. Nieskończenie jednak trudniej, milion razy trudniej, kwadrylion razy trudniej, niż pomyśleć o Nirwanie jest myśleć o myśli” (A. Piatigorski, Myslenije i nabludienije. Czetyrie lekcyi po obsierwacyjonnoj fiłosofii, Azbuka, Sankt-Peterburg 2016, s. 45).

Pobierz PDFDrukuj tekst