Wycinanki (148)

WOJCIECH WRZOSEK

Wycinanki (148)

Retoryka to „lek homeopatyczny”?

Jeden z moich czytelników nieśmiało podpowiada, że w Wycinankach patronuje mi myśl Willarda Van Ormana Quine’a. Gdyby tak było, byłby to dla mnie zaszczyt. Na szczęście mój korespondent nie musi udowadniać, że dosięgam myśli wielkiego filozofa.

Quine byłby — w kwestii statusu retoryki — oponentem Perelmana. Celem badań tego ostatniego jest nobilitowanie, także przy pomocy logiki, procedur myślowych dotychczas jej się wymykających. Amerykański filozof z kolei, nie byłby skłonny do rozluźniania rygorów logiki. Zabiegi retoryczne pozostawałyby bądź to w zasięgu logiki, bądź najczęściej — filozofii czy metafizyki.

Quine robi takie oto wprowadzenie:

Retoryka jest techniką przekonywania do dobrego i złego. Łączy ze sobą specjalistów od reklamy, adwokatów, polityków i członków grup dyskusyjnych.

Na grupy dyskusyjne patrzy się w szkołach życzliwym okiem. Uważa się, że dzięki nim uczniowie nauczą się skutecznie przemawiać i bystro myśleć. Rzeczywiście, służą one tym celom, ale ceną jest to, że przekonanie słuchaczy przedkłada się ponad prawdę. Siłą dyskutanta nie jest intelektualna ciekawość ani otwartość na racjonalne argumenty, lecz umiejętność obrony przyjętej z góry koncepcji — choćby nie wiem co. Posiada on łotrowski talent do niezważania na sprzeczności, zamiast tego akcentuje dobre strony proponowanego stanowiska. Tą samą umiejętnością, poza wiedzą prawniczą, szczycą się adwokaci i znani politycy — kapitan grupy dyskusyjnej jest najwyraźniej stworzony do jednego z tych zawodów. Na szczęście istnieją prawnicy i politycy, którzy zgodzą się działać jedynie w słusznej sprawie, ale te skrupuły nie są cechą charakterystyczną bieguna retoryki i nie stanowią klucza do politycznego bądź prawniczego sukcesu[1].

Są ludzie, którzy posiadają temperament wiecowy czy zebraniowy; czują się doskonale w żywiołowych, emocjonalnych wymianach opinii. Wykorzystują zasoby emocji i ulga ich wyeksploatowania wystarcza im do osiągnięcia satysfakcji. Celem takich osób nie jest nawet przekonanie audytorium, przed którym wyłuszczają swoje racje, lecz subiektywne poczucie zaszachowania oponentów[2].

Kiedy elektorat lub sędzia znajdują się pod wpływem retoryki demagoga, niewiele nam pomoże chłodny rozum i rzeczowa ocena faktów. My również użyjemy wówczas retoryki i odpłacimy pięknym za nadobne.Retoryka jest bezcennym homeopatycznym narzędziem, gdyż pozwala na odparcie jej własnych ataków[3].

Są i tacy, którzy nie uczestniczą w dyskusjach, w których nie obowiązują jasne reguły wymiany poglądów. Jeśli nie są respektowane zasady argumentowania i przekonywania — jak chcieliby Quine i Perelman — unikają udziału w nich.

W kołach naukowych — twierdzi Quine — niewiele jest demagogii, ale nawet tam retoryka jest użyteczna. W skrajnym przypadku może się zdarzyć, że naukowiec potrzebuje czegoś więcej niż chłodnego opisu swojej teorii i świadectw, aby skłonić studentów lub kolegów do zrezygnowania z błędnych koncepcji. W rękach niewłaściwego naukowca retoryka może jednak wyświadczyć nauce niedźwiedzią przysługę. Dzięki retoryce może on zdobyć sławę i uznanie dla swej teorii, mimo niepewnych świadectw.

Retoryka bywa więc czasem nikczemna, ale nie zawsze. W swym nikczemnym zastosowaniu jest ona sztuką lub praktyką obrony danego stanowiska z innych powodów niż racje, które się samemu dostrzega. Pomagają w tym insynuacje[4].

Retoryka w dydaktyce akademickiej jest często ostatecznym środkiem perswazji. Jeśli wyczerpujące uzasadnienie z racji złożoności materiału i braku czasu nie jest możliwe, wówczas wykładowca zmuszony jest zredukować je i przejść na pole argumentacji tj. wykorzystać instrumentarium retoryczne: np. — w najlepszym razie — odesłać ad autoritatem lub ad scientiam (do literatury przedmiotu). Można także pozostawić audytorium w rzeczywistym lub pozornym dylemacie. Skłonić słuchacza do myślenia już po wykładzie przez pozostawienie go sam na sam z problemami.


[1] W. Van Orman Quine, Różności. Słownik prawie filozoficzny, tłum. C. Cieśliński, Warszawa 1995, s. 175; „Rhetoric is the literary technology of persuasion, for good or ill. It is the rallying point for advertisers, trial lawyers, politicians, and debating teams. Debating teams are promoted in schools as a spur to effective language and incisive thought. They serve that purpose, but only by setting the goal of persuasion above the goal of truth. The debater’s strength lies not in intellectual curiosity nor in amenability to rational persuasion by others, but in his skill in defending a preconception come what may. His is a nefarious knack of disregarding all the discrepancies while regarding every crepancy. The same skill, along with legal lore, is the strength of the trial lawyer or barrister, and the strength also of the successful politician, one or the other of which careers the captain of the debating team is clearly destined for. Happily there are lawyers who will take on only such cases as they deem to be just, and politicians who will espouse only a cause that is righteous; but these scruples are not adjuncts of the rhetorical pole, nor are they keys to success in the legal or political profession” (idem, Quiddities. An Intermittently Philosophical Dictionary, Cambridge, MA, 1987, s. 183).

[2] Szczególnym przypadkiem takich retorów są uczestnicy spotkań z rodzicami (tzw. wywiadówek) zwani przeze mnie pretensjonatami. Traktują oni sytuację wywiadówki jako miejsce dogodne do autoterapii dyskomfortów rodzicielskich związanych z obowiązkiem szkolnym swych dzieci. Okolicznością sprzyjającą przepracowywaniu traum i wyładowaniu frustracji jest dla nich szkolne zebranie. Adresatem agresji staje się nauczyciel, wychowawca klasy. Staje się on obiektem desperackich ataków jako: funkcjonariusz państwowy, reprezentant rady pedagogicznej, wysłannik dyrekcji, prawodawca i realizator prawa oświatowego, rezydent ministra, a wreszcie podmiot odpowiedzialny za rodzicielskie porażki wychowawcze itp. Pretensjonat traktuje oponenta jako ucieleśnienie wszystkich tych ról, w ich pomieszaniu.

[3] Idem, Różności…, s. 175–176; „When an electorate or a jury is in the sway of a demagogue’s rhetoric, cold reason and the marshaling of facts bear little promise in rebuttal. Marshaling more rhetoric, then, in a contrary vein, we fight fire with fire. Rhetoric is invaluable homeopathically in withstanding its own assaults (idem, Quiddities…, s. 183).

[4] Idem, Różności…, s. 184; „Rhetoric, then, is sometimes nefarious and sometimes not. In its nefarious use it is the art or practice of defending a proposition on grounds other than one’s own reasons for defending it. An auxiliary device is innuendo” (idem, Quiddities…, s. 184).




Wycinanki 7

WOJCIECH
WRZOSEK

Wycinanki 7

 

 

„Kiedy elektorat lub sędzia znajdują się pod wpływem retoryki demagoga, niewiele nam pomoże chłodny rozum i rzeczowa ocena faktów. My również użyjemy wówczas retoryki i odpłacimy pięknym za nadobne. Retoryka jest bezcennym homeopatycznym narzędziem, gdyż pozwala na odparcie jej własnych ataków[1].

Enuncjacje dr. hab. Czarnka byłyby niegodne uwagi, gdyby nie fakt, że popiera je rząd, w którym jest ministrem. Są to dzisiaj niestety poglądy, zamiary i działania ministra edukacji i nauki, a nie tylko kolejna kompromitacja szeregowego pracownika uczelni.

Realizacja planów ministerstwa byłaby katastrofą dla naszych dzieci i wnuków, szkół i uczelni. Nie chce się wierzyć, aby w imię wolności przekonań można było lansować pozanaukowe imaginacje na uniwersytecie lub uznawać na powrót, że religia ma taką samą rację bytu na uczelni jak nauka. Jeszcze kilka lat temu za absurd uważaliśmy te przepowiednie, które już dzisiaj się ziściły. Indoktrynacja religijna i polityczna w szkole. Niemożliwe staje się rzeczywistością.

Próbowałem wskazać niektóre tylko bałamuctwa, jakie głosi minister Czarnek, propagując swe działania[2]. Musimy uświadamiać, komu się da, czym grozi wcielenie w życie jego planów. Apelowanie o prawdę o rodzinie było jeno forpocztą manipulacji politycznych.

Nigdy nie poświęciłbym swej uwagi – i wielu z nas uczyniłoby podobnie – temu, co głosi jakiś kolejny admirator idei ONR-u, fanatyk Kościoła w wydaniu ojca Rydzyka[3]. Tu jednak sytuacja jest inna. Grozi nam to, że Przemysław Czarnek zrealizuje plan, jaki mają jego mocodawcy. Jest nim taka przebudowa państwa i taka indoktrynacja społeczeństwa, aby zapewnić jak najdłużej władzę pałającym osobistą zemstą przywódcom i korzystającym z ich desperacji wszelkiej maści służalcom.

Nawoływania, pohukiwania, groźby i insynuacje to styl bycia ministra Czarnka[4]. To nikczemna retoryka w służbie obskuranckich poglądów. Kariera medialna ministra to niemal codzienne złowrogie dla nas wieści. Popiera go zdyscyplinowany milczący myślą, mową i uczynkiem elektorat i spoglądająca na szczyt piramidy władzy bezmyślna klientela reżimu[5].

Zamysły zmian i reform, głoszone w nikczemnej retoryce zwulgaryzowanych pryncypiów katechizmu i popierane przez zdemoralizowany instytucjonalny Kościół oraz jego sekty to sposób na utrzymanie władzy. Niedawna groźba porażki w wyborach prezydenckich uświadomiła niektórym z obozu rządzącego, że tylko zmowa z Kościołem pozwoli oddalić groźbę jej utraty.

Przemysław Czarnek, bojówkarz z temperamentu, fanatyk z niewiedzy, codziennie mobilizuje do boju z ostojami społeczeństwa demokratycznego. Ostatnio z samorządowym, obywatelskim i rodzicielskim wpływem na szkoły oraz ze środowiskiem akademickim, cywilizacyjnym konkurentem dla jego prostolinijnej cywilizacji ciemnej wiary. To żaden plan uzdrowienia sytuacji w szkołach, to próba spacyfikowania nauczycieli, którzy sprzeciwili się degradacji edukacji, pauperyzacji zawodu, lekceważenia potrzeb środowiska pracowników oświaty. W czasach strajków nauczycielskich poważnie zagrozili panowaniu rządzących. To młodzież szkolna i studencka napędziła władzy strachu w czasie tzw. strajku kobiet.

Groźby wobec środowiska nauczycielskiego, dławienie odruchów protestu i niezgody to zadanie dla mentalnego hunwejbina. Wraz z grupą klakierów i doradców sądzi on, jak widać, że gdy wprowadzi do szkół blok partyjnej indoktrynacji, to przysłuży się wodzowi i ojczyźnie. Gdy spacyfikuje postponowane przez lata wolnej Polski i szykanowane ostatnio środowisko nauczycieli i pracowników oświaty i wychowania, to zasłuży się partii i Kościołowi.

Obiecałem, że wytłumaczę się z użycia określenia „referencyjnie półprzezroczyste; jako charakteryzującego oficjalne i wiecowe enuncjacje ministra Przemysława Czarnka. Podtrzymuję. A także to, jak powstaje potężny blok narodowej indoktrynacji w szkole.


[1] W.V.O. Quine, Różności. Słownik prawie filozoficzny, tłum. C. Cieśliński, Warszawa 1995, s. 175. „[…] Rhetoric is invaluable homeopathically in withstanding its own assaults”, zob. tegoż, Quiddities. An Intermittently Philosophical Dictionary, Cambridge, Mass. 1987, s. 183 (wyróżnienie moje – W.W.). Wycinanki (5) i (6) to próby retoryki rozumu, ale…

[2] Bałamuctwem wolałbym jednak określać zwodzenie – nie całkiem serio, niegroźne – wprowadzanie w błąd. W odniesieniu do misling w oryginale u Quine’a (w polskiej wersji: bałamuctwa) mamy paletę znaczeń, od zwodzenia, uwodzenia (ang. firtation) przez „łagodną formę oszustwa” (the restrained sort of deception) po „nikczemną retorykę” (nefarious rethoric). Tegoż, Różności…, s. 22–23; 175–177; tegoż, Quiddities…, s. 134–136.. A może the restrained sort of deception to byłoby coś w rodzaju „ściemniać” (wtedy też misling byłoby niedaleko od obscurity). Gdy tłumacz opuszcza zawiły wstęp do hasła, musimy sprawdzać, co się dzieje.

Tak czy owak, eksklamacje ministra to raczej przykłady haniebnej retoryki (nefarious rethoric) niż tylko niegroźne bałamuctwa.

[3] Bardzo trudno jest dyskutować z kimś, kto pasuje do obrazka przypomnianego przez Alberta Moravię: „Nie można być równocześnie faszystą, człowiekiem inteligentnym i uczciwym. Bo jeśli ktoś jest faszystą, nie jest ani inteligentny, ani uczciwy; jeśli jest faszystą i człowiekiem uczciwym, nie jest inteligentny; a jeśli jest inteligentny i jest faszystą, nie jest uczciwy”. A. Moravia, A. Elkann, Życie Alberta Moravii, tłum. H. Kralowa, Warszawa 1996, s. 194. Wiadomo, że koledzy włoskiego pisarza, autorzy tego dowcipnego paszkwilu, byli kawiarnianymi antyfaszystami. Proszę pamiętać, że mówiąc „faszysta”, autor Konformisty i jego koledzy artyści mają na myśli włoski faszyzm. Wiemy, że to godny potępienia pomysł na świat, jednak nie to samo, co nazizm. Moim zdaniem Przemysław Czarnek jest bezmyślnym radykalnym patriotą, tj. nacjonalistą. Jawnie i w skrytości duszy. Bywa, że chełpliwie i ostentacyjnie dyskryminuje/eksklawizuje Innych, także dlatego że jest nieinteligentny i nieuczciwy. W skali międzynarodowej to byłby wstyd nie do pomyślenia. Opinia międzynarodowa ten nasz aktualny standard ma już rozpoznany. Pozostaje żenada. Gdyby taki minister gdzieś w cywilizowanym świecie tak się nagle skompromitował, byłby natychmiast odwołany. A tu skompromitował się spektakularnie przed powołaniem. Można by rzec, został przez swych mocodawców nagrodzony stanowiskiem i nadal robi swoje. Tego już w świecie, do którego jakoby aspirujemy, nie ma.

[4] „Jednym z przykładów Randala Marlina – przytacza Quine – jest nagłówek »Papież uniemożliwia Bar Micwę«. Przyjazd papieża do miasta spowodował korek uliczny, co sprawiło, że synagoga stała się niedostępna, nagłówek jednak może sugerować, że papież jest wrogiem Żydów. Jest to bardzo podstępna sztuczka: skutecznie wpływa na ludzkie umysły, a jednocześnie trzyma się w pewnym sensie tego, co weryfikowalne”. Cyt. za: W.V.O. Quine, Różności…, s. 176, Podobnie Czarnek krzyczy, że występne jest organizowanie w szkole spotkań na temat konstytucji, strofuje Prezydium KRASP, infantylnie ocenia rektora UJ. Sugeruje maluczkim, że ma prawo i obyczaj, aby strofować rektorów i nadto że minister edukacji i nauki może ganić za propagowanie konstytucji, na którą przysięgał, obejmując stanowisko.

[5] Reżim to system władzy, ale u mnie tu: rząd, władza, która mnoży bezprawie, poczynając od siebie.


Redakcja językowa: Beata Bińko