Wycinanki (53)

WOJCIECH WRZOSEK

Wycinanki (53)

Referentko! Pamiętaj, wyeliminuj najdłuższe zdania, próbując podzielić je na dwa, trzy krótsze, a zawierające całość przekazu/informacji. Daj słuchaczowi możliwość śledzenia tekstu w porządku linearnym, po kolei. Oddzielenie wątków może nastąpić w wyniku konkludującego zamknięcia, zamknięcia/zapowiedzi lub w wyniku otwarcia fragmentu kolejnego. Pożądane jest, aby owe zamknięcia/otwarcia korespondowały z uprzednio zapowiedzianymi we wstępie składowymi wywodu. Niepożądane jest rozpoczynanie akapitu w końcowych wierszach strony (w szczególności, gdy tekst jest referowany przez odczytanie lub zaglądanie do notatek). Podobnie nie jest wskazane przenoszenie części akapitu na następną stronę. Lepiej pozostawić stronę nie do końca wypełnioną. Czynimy tak dlatego, że gest przełożenia strony wygodnie jest zgrać z „przerwą na oddech” między akapitami. Przełożenie kartki – w wypadku odczytywania – jawi się zawsze odbiorcy jako swego rodzaju „podwójny enter” – pauza przywracająca uwagę. Dla niedoświadczonych, którzy referują z kartek, przełożenie strony połączone z rozpoczęciem nowego akapitu jest najwygodniejszym momentem nawiązania kontaktu wzrokowego z audytorium[1].

W niektórych środowiskach praktyka ta jest nazywana gestem papieskim lub akapitowaniem. Popularyzował ją Jan Paweł II, który do perfekcji opanował dozowanie wiernym określonych całości duchowych mieszczących się na dostatecznie sztywnych kartkach papieru, które zawierały określone całości narracyjne, skonstruowane jako akapity właśnie. Tym sposobem dozuje się słuchaczom porcje sensu. Odczytywanie ich z namaszczeniem, tonem dostosowanym do gatunku mowy ułatwiały percepcję/recepcję. Tego rodzaju praktyka – oczywiście pozbawiona skrajności – sprawdza się doskonale w trakcie referowania z tekstu na konferencji czy seminarium. Roztropna referentka poświęca trzykrotnie, czterokrotnie więcej papieru niż wtedy, gdy sporządza znormalizowany tekst (1800–2000 znaków ze spacjami). Umieszcza na każdej stronie jedynie dwa–trzy akapity, ustawia podwójną interlinię i zwiększa rozmiar czcionki dla własnej wygody, jednak nie mniej niż 14, i drukuje. Ułatwia to referowanie poprzez czytanie lub zerkanie do tekstu zwłaszcza krótkowzrocznym. Pamiętaj, referencie, nie podkładaj kolejnych kartek pod te aktualnie wykorzystywane. Odkładaj je na bok, zyskasz czas na kontakt wzrokowy ze słuchaczami[2].

Dodatkowym walorem referowania z kartki jest czytanie czy referowanie na tyle wolno, aby można było kończyć wypowiadanie frazy już po oderwaniu wzroku od tekstu. Zabieg ten jest bardzo ważny. Częstym błędem początkujących jest czytanie zbyt szybkie. Życzliwy referent pozostawia słuchaczom czas na ogarnięcie myślą poszczególnych fraz, dokonanie wstępnych szybkich analiz tekstu, zanotowanie kwestii godnych zapamiętania. Doświadczona słuchaczka potrafi w trakcie referatu nie tylko błyskawicznie uchwycić kluczowe elementy wywodu, lecz także ułożyć konspekt wielowątkowego głosu w dyskusji. W wypadku gdy tekst referatu:

  • obfituje w zdania bardziej złożone niż zwyczajne myślenie referenta,
  • zawiera zaczerpniętą z lektury i literatury przedmiotu nową terminologię,
  • wprowadza – co bodaj najistotniejsze – mało rozpowszechnione zagadnienia, sposoby problematyzowania, wiele nowych zwrotów frazeologicznych, czytanie z namaszczeniem jest bardzo wskazane. Odbiorca czuje się traktowany z respektem.

Użyteczne jest ponawianie kontaktu wzrokowego zwłaszcza z życzliwym słuchaczem, tj. tym, który zdaje się śledzić wywód i reaguje zgodnie z intencją referentki. Pamiętać należy, że z przyczyn strategicznych trzeba utrzymywać porozumienie z całym audytorium. Sprzyja temu podtrzymywanie kontaktu wzrokowego z coraz to innym fragmentem audytorium, zwracanie się gestem w różnych kierunkach sali lub przy użyciu gestykulacji ogarnianie/przywoływanie jej całej. Pomaga w tym przejrzystość wywodu, stawianie pytań retorycznych bądź w imieniu słuchaczy, formułowanie tez w wersji radykalniejszej niż się je wyznaje itp. Wskazane jest, aby na początku zapowiedzieć wyraźnie tezy referatu. Na końcu wystąpienia mogą one mieć formę konkluzji/podsumowania.


[1] W. Wrzosek, Zaradnik. Poradnik zaradnego czytelnika książek trudnych sporządzony przez Wojciecha Wrzoska na użytek studentów historii, wyd. 2 poprawione i rozszerzone, Poznań 2022, s. 23–24.

[2] Dawno, dawno temu znakomity profesor inaugurował obrady dzień po „zwiedzaniu  morawskich wspaniałych win”. Zwykle zaglądając do kartek z referatem, podkładał je po kolei pod spód. Po około dwudziestu minutach referowania nagle z sali poprosił o głos miejscowy nieokrzesany adiunkt i skonstatował: Panie Profesorze, to już było… Okazało się, że referujący – przez nieuwagę – znalazł się ponownie na trzeciej stronie swego wystąpienia. Prominenci nauki siedzący za prezydialnym stołem bądź w pierwszych rzędach audytorium byli albo bardzo starannie wychowani, albo… Gdy odkładasz kartki na bok, prawdopodobieństwo kołowrotu w referowaniu znacznie spada. Tamże, s. 24-25.


Korekta językowa: Beata Bińko




Wycinanki (52)

WOJCIECH WRZOSEK

Wycinanki (52)

Adeptka danej dyscypliny unika wypowiadania własnych zdań, ogranicza się do przytoczenia profesjonalnych interpretacji i ocen. Nie pozwala sobie na uwagi w rodzaju: Kant mylił się, bo ja…, czy, jestem innego zdania niż Freud[1].

Student powinien ze wstrzemięźliwością formułować tzw. własne sądy. Zgadzam się z opinią Josefa Mitterera:

na uniwersytecie, przede wszystkim na pierwszych semestrach, kompetencja przypisywania takich określeń jak „prawdziwy” i „fałszywy” pozostaje w przeważającej mierze po stronie nauczających, a nie uczących się. Mówi się, że na tym etapie studenci i studentki nie mają jeszcze wiedzy pozwalającej na kwestionowanie poglądów uczących i ocenianie ich jako prawdziwe lub fałszywe. Wiedzę niezbędną do podważenia i krytyki opinii nauczycieli muszą dopiero zdobyć – wiedzę tę można uzyskać, mówiąc w uproszczeniu, tylko przez taką czy inną doktrynę. A gdy doktryny te zostaną prze studentów zinternalizowane, trudno już raczej o krytykę[2].

Każde zapożyczenie myśli musi być zaznaczone. Nie należy podszywać się pod cudze poglądy. Zauważy to wielu odbiorców zwłaszcza wtedy, gdy odbiegają one swym poziomem od aktualnej kompetencji referentki. Fachowiec od razu rozpozna, że nie jest to jej myśl, że nie jest to jej język. Również koledzy i koleżanki odczują, że mówczyni udaje kogoś, kim nie jest, puszy się lub jeszcze gorzej – „podhacza” interesownie pod poglądy np. „swego profesora”, jego naukowe sympatie, „podlizuje się”, grając rolę mądrzejszej, niż w rzeczywistości jest[3].

Na studiach najprawdopodobniej nigdy nie zostaniesz intelektualnym „bliźnim” Platona ani Plotyna, Kanta ani Comte’a. Ani Gurvitcha czy Guriewicza. Przyjmij do wiadomości, że masz większą szansę nie doścignąć swej profesorki czy mentorki, niż że tak się stanie. Szanuj autorytety, respektuj mistrzów. Zorientuj się, jaki mają dorobek. Zawsze bądź gotowy powiedzieć o danym uczonym dziesięć sprawdzonych zdań[4].

Pamiętaj, to oni decydują o przebiegu dyskusji. Zabieraj głos – referentko i słuchaczko – tylko wtedy, gdy zezwoli na to prowadzący. Nie przerywaj dyskutantom. Jeśli uważasz za istotne odezwanie się właśnie w danej chwili, wówczas poproś prowadzącego o możliwość skorzystania z prawa do sprostowania, do repliki, wyjaśnienia… Zabieraj wtedy głos krótko, aby nie zakłócać dynamiki dyskusji. Przypomnę – nie przekraczaj czasu przewidzianego na daną wypowiedź. Unikaj argumentacji ad personam, nie licz na to, że powiedzie ci się reductio ad ignorantiam czy reductio ad absurdum, tudzież ad populum

Posłuchaj kilku dyskusji akademickich. Słuchaj krytycznie innych referatów i dyskusji nad nimi. Zastanawiaj się, dlaczego referat kolegi był zły. A koleżanki udany… Czytaj dużo, a lepiej – bardzo dużo. Jeśli nie umiesz, to naucz się pisać bez patrzenia na klawiaturę. Ćwicz kwerendy internetowe, co najmniej raz w tygodniu spędź pożyteczne pół dnia w bibliotece. Nie odkładaj zadań na później. Miej zawsze dużo więcej zrobione niż do zrobienia. Nie zaniedbuj okazji, by zostać poliglotką, przeciwnie – rozwijaj znajomość języka obcego, ucz się intensywnie kolejnego[5].


[1] W. Wrzosek, Zaradnik. Poradnik zaradnego czytelnika książek trudnych sporządzony przez Wojciecha Wrzoska na użytek studentów historii, wyd. 2 poprawione i rozszerzone, Poznań 2022, s. 16.

[2] J. Mitterer, Ucieczka z dowolności, tłum. A. Zejdler-Janiszewska, Warszawa 2004, s. 53.

[3] W. Wrzosek, Zaradnik…, s. 27. „Sprzeniewierzeniem się idei równości płci jest podlizywanie się prowadzącemu zajęcia na okoliczność i z użyciem tzw. własnej – sprawdzonej w bojach – atrakcyjności. Panie doktorze, to…, a Pani profesor tamto…, bo ja…, czytałam wczoraj… Czy można przyjść na konsultację? A przeczytał pan już tę pracę?, pytam. No nie, jeszcze nie, dopiero zacząłem wczoraj…

Zdarzyło się, że prowadzący zajęcia tak podsumował tego rodzaju nietrafione starania: – Dobrze już, dobrze. A o której pani dzisiaj kończy? – O piętnastej – odpowiedziała studentka bez szczególnego zaskoczenia. – Pozwoli się pani odprowadzić? – Tak, oczywiście – odrzekła. – W takim razie którego z panów mogę o to prosić? – zmobilizował kolegów studentki prowadzący seminarium”. Tamże, s. 27, przyp. 14.

[4] Tamże, s. 27.

[5] Tamże, s. 28–29.


Korekta językowa: Beata Bińko




Wycinanki (50)

WOJCIECH WRZOSEK

Wycinanki (50)

Referat nie powinien być obszerniejszy niż 10 stron znormalizowanego maszynopisu (czyli około 20 000 znaków ze spacjami, około 25–30 min wygłaszania). Jeśli referent ma małe doświadczenie, to powinien kilka razy wygłosić na próbę swoje wystąpienie. Da mu to co najmniej więcej pewności co do powodzenia przedsięwzięcia. Ujawni mankamenty referowania czy nawet braki merytoryczne. Referentka powinna także liczyć się z życzliwą interpretacją prowadzącego zajęcia czy sesję na konferencji i w większości przychylnym przyjęciem przez koleżeństwo w grupie. Nie należy przekraczać czasu danego referentowi przez prowadzącego zajęcia, seminarium, obrady konferencji. Znacznie lepsze wrażenie robi na słuchaczach zakończenie wystąpienia przed czasem niż przedłużanie wypowiedzi. Przeciąganie czasu referowania komunikuje zebranym, że nie panuje się nad własną wypowiedzią, nie jest się przygotowanym. Bynajmniej zaś nie to, że ma się tak wiele do powiedzenia lub jakoby dużo się wie. Nie należy zakładać, że tego, co się ma do powiedzenia ważnego, nie da się powiedzieć w wyznaczonym czasie. W ostateczności można zręcznie jakiś wątek uzupełnić w późniejszej dyskusji[1].

Praktyka napominania referenta przez prowadzącego obrady żenuje wszystkich. Podsuwanie „pod nos” kartki z napisem: czas minął lub 3 min itp. Przedłużanie wystąpienia to jednocześnie prowincjonalny sposób wymuszania dodatkowego czasu referowania w jego trakcie i wbrew uprzednim ustaleniom. Ponadto jest nielojalnym aktem wobec kolejnych referentów, dyskutantów czy wielbicieli przerw na kanapki, amatorów krytyk kuluarowych, obrońców prawa do toalety, nie mówiąc o obowiązku odbywania innych zajęć przez studentów.

Jedną ze znaczących umiejętności akademickich (studenckich, doktoranckich i profesorskich) stanowi zdolność do referowania ad hoc w krótszym czasie wskazanym przez prowadzacego obrady. Przemyślenie i przegrupowanie treści referowanych już w ferworze zdarzeń. Podobnie, jeśli otrzymuje się kwadrans na udzielenie odpowiedzi dyskutantom, to świadectwem dojrzałości i sprawności narracyjnej jest optymalizowane czasu będącego w dyspozycji. W tym i zarezerwowanie 15 sekund na zapowiedź odniesienia się do niektórych wskazanych w dyskusji kwestii w drodze elektronicznej.

Zadaniem referenta jest nawiązanie dialogu ze słuchaczami, najpierw zatem wprowadzenie słuchaczy w świat problemów stawianych przez referowaną autorkę, a następnie (równolegle/równocześnie) przełożenie go na świat kategorii słuchaczy.

      Niezwykle ważne jest ponadto wyraźne oddzielenie tego, co głosi autorka referowanej pracy, od tego, co myśli referent: a zatem odróżnienie myśli własnych od tych przedstawianych. Referat winien być sporządzony w mowie zależnej, w której bohaterem wywodu – przedmiotem namysłu referującego – jest koncepcja autorki, jej myśl, w drugim planie zaś rzeczywistość opisywana przez autorkę analizowanej pracy. Przedmiotem osądu referującego jest jego myśl o czymś, nie zaś to coś, o czym on myśli.

      Rozróżnienie narracji autora lektury od świata, o którym ona traktuje, stwarza prześwit krytyczny, który podlegać może zagospodarowaniu prze referentkę.

      Autor referatu powinien mieć cały czas kontrolę nad tym, co mówi. Czy mówi on o tym: (1) co głosi autor książki, (2) co sądzi on sam (3) czy jeszcze ktoś trzeci? Podstawowym błędem referującego jest mylenie tych poziomów. Słuchaczka powinna z łatwością podążać za tymi planami rozumowania referenta. Umożliwia jej to skupienie na tym, co referent ma myśli, a nie na domyślaniu się, kto (referent czy referowany autor) to głosi[2].

Kluczowe dla zrozumienia dyskursu akademickiego jest to, że nie należy traktować nieanonimowej narracji akademickiej jako własnej opowieści o tym jak to było – jako swojej relacji o minionym stanie rzeczy. Zanim zaczniesz poprzez tzw. źródła historyczne zaglądać przeszłości w oczy, musisz poznać, jak inni to robią i co z tego wynika. O co pytali i o co nie zdołali się zapytać. Nie o to chodzi, jaka była miniona rzeczywistość ludzka, lecz o to jakie mamy w zasobach tradycji myślowe jej obrazy.


[1] W. Wrzosek, Zaradnik. Poradnik zaradnego czytelnika książek trudnych sporządzony przez Wojciecha Wrzoska na użytek studentów historii, wyd. 2 poprawione i rozszerzone, Poznań 2022, s. 25–26.

[2] Tamże, s. 19–20.


Korekta językowa: Beata Bińko 




Wycinanki (49)

W. Wrzosek, Zaradnik. Poradnik zaradnego czytelnika książek trudnych sporządzony przez Wojciecha Wrzoska na użytek studentów historii, wyd. 2 poprawione i rozszerzone, Poznań 2022

WOJCIECH WRZOSEK

Wycinanki (49)

„Śnięta ryba” to alegoria pewnej skrajnej sytuacji, w której znajduje się sprawozdający/referujący czyjeś poglądy. Jeśliby nurt rzeki zestawić z narracją referowanej autorki, to skrajnie zniewolony (bierny) referent może być porównany do śniętej ryby niesionej przez nurt rzeki, czyli narrację autora. Optymalny punkt widzenia referenta można określić jako „satelitarny”. Nie dość, że rzeczony referent wie, skąd rzeka wypływa i dokąd wpływa, to jeszcze zna charakter jej biegu. Wie, czy to rzeka górska, dynamiczna, uregulowana, czy płynie leniwie, meandrując, jakie ma dopływy, przez jakie miasta przepływa…[1]

Ogląd satelitarny uzyskuje ktoś, kto i inne rzeki widzi, wie, że i one są z tego samego dorzecza lub z innego, ale bywa – przepływają obok. Widać, że osiągają to samo zlewisko i co dla historyka najważniejsze, generuje je ten sam lodowiec, jedna kieruje się na północ, druga zaś na wschód i znika w piaskach pustyni.

W przeciwieństwie do satelitarnego oglądu śnięta ryba bezwolnie płynie z prądem rzeki. Nie wie, skąd ani dokąd płynie. Referentka w roli śniętej ryby może być porównywana do historyka nożyczek i kleju ze słynnego określenia Robina Collingwooda. Według tego historyka, filozofa i archeologa angielskiego uczony taki ogranicza swą rolę do wycinania i wklejania relacji źródłowych[2].

Historię konstruowaną za pomocą redakcji i kombinacji świadectw różnych autorytetów nazywam historią nożyczek i kleju. Metoda nożyczek i kleju była jedyną metodą historyczną znaną w późnym antyku i wiekach średnich. Wówczas istniała ona w swej elementarnej postaci. Historyk zbierał świadectwa ustne i pisane i wychodząc ze swej oceny ich wiarygodności, łączył je w całość[3].

Analogicznie, „referentka nożyczek i kleju” nie wychodzi poza wybranie odpowiednich fragmentów narracji autora, które łączy, naśladując sprawozdawaną narrację. Powołując się na wierność autorowi referowanej pracy, płynie z nurtem od zanurzenia się w nim do wynurzenia. Bywa, że zanurza się w pierwszym rozdziale, a wynurza w ostatnim. Kopiuje oryginał.

      Referent, który postępuje zgodnie ze strategią historyka nożyczek i kleju, ma dzisiaj doskonałe narzędzia. Ma do dyspozycji funkcję kopiuj i funkcję wklej. Procedurę kopiuj/wklej jest trudniej wykonać, niż się pomysłodawcy wydaje. Nie sposób skopiować całego tekstu. Trzeba dokonać radykalnego skrócenia. Jak to zrobić? Jak wybrać, co najistotniejsze? Trzeba przeczytać i rozumieć całość. Czy nie lepiej wówczas opowiedzieć własnymi słowami, niż narażać się na referat w nie swoim języku?

      Między punktem widzenia „z satelity” a postawą „śniętej ryby” (wytnij/wklej) rozciąga się paleta stanowisk pośrednich, z którymi najczęściej mamy do czynienia[4].

Referat nie powinien być zbyt szczegółowy. Drobiazgowość prezentacji, zwłaszcza oparta na faktograficznych czy erudycyjnych wywodach autora omawianej pracy, jest zbędna. Słuchaczka, jeśli zechce, sama doczyta odpowiedni fragment. Także dlatego, że nadmiar przytoczeń jest prostym zastępowaniem, kopiowaniem narracji, którą zazwyczaj i tak lepiej prowadzi sam autor. Świadczy ponadto o tym, że referent wyręcza się autorem lektury. Sam prawdopodobnie nie dał rady opowiedzieć, co zrozumiał. Referent powinien zdawać sobie sprawę z tego, że prowadzący zajęcia i kompetentny słuchacz w mig zorientują się, że referent niewiele rozumie.

      Często takie postępowanie jest powodowane onieśmieleniem kompetencją (erudycją, elokwencją) autora i stąd mimowolnym wcieleniem się w jego rolę, niekontrolowanym utonięciem w narracji referowanej pracy. Łatwo spostrzec, że referentka ogranicza się wówczas do przytaczania fragmentów narracji poznanej lektury. Czyż jest coś prostszego do zrobienia? Referentka sprowadza swą rolę do kopiarki?[5]

Referent nie powinien popadać w dygresje i nadto „rozwinięte przypisy”, powinien kontrolować ich rozmiary, sygnalizując moment podjęcia dygresji, jak i moment powrotu do głównego tekstu. Użyteczne jest częste stosowanie akapitów, figur retorycznych oddzielających fragmenty referatu (jego główne składowe) w rodzaju: a teraz poddam analizie kwestię…, z kolei poświęcę nieco uwagi… itp. Jakkolwiek wiele z tych zwrotów brzmi konwencjonalnie (banalnie), to dla jasności i przejrzystości wywodu należy ich używać nawet wtedy, gdy nie stać nas na polot w tym zakresie[6].


[1] Wycinam z: W. Wrzosek, Zaradnik. Poradnik zaradnego czytelnika książek trudnych sporządzony przez Wojciecha Wrzoska na użytek studentów historii, wyd. 2 poprawione i rozszerzone, Poznań 2022, s. 22.

[2] Tamże.

[3] R.G. Collingwood, The Idea of History, wyd. cyt. Oxford University Press, Amen House, London 1961, wyd. 1 Clarendon Press 1946. Zob. W. Wrzosek, Losy źródła historycznego (refleksje na marginesie idei R.G. Collingwooda, w: Świat historii. Prace z metodologii historii i historii historiografii dedykowane Jerzemu Topolskiemu z okazji siedemdziesięciolecia urodzin, red. W. Wrzosek, Poznań 1998, s. 411–417.

[4] W. Wrzosek, Zaradnik…, s. 21.

[5] Tamże.

[6] Tamże, s. 23.


Korekta językowa: Beata Bińko