Historia na ekranie. Rozmowa z Agnieszką Holland

 


Wywiad z Agnieszką Holland przeprowadzony przez dr. hab. Piotra Witka z okazji XX Powszechnego Zjazdu Historyków Polskich odbywającego się w dniach 18.09-20.09.2019 r. w Lublinie. Wywiad był prezentowany podczas Zjazdu w ramach przeglądu filmów historycznych przed premierową projekcją obrazu Agnieszki Holland pt. „Obywatel Jones”, która miała miejsce 18.09.2019 roku w sali kinowej Centrum Spotkania Kultur w Lublinie.

 

 


Realizacja wideo
dr hab. Piotr WITEK

 


Wywiadu można również wysłuchać w formie podcastu.



O uznanie dla przeciwnika

Bez znajomości piśmiennictwa Stefana Kisielewskiego trudno jest zrozumieć PRL i polskie społeczeństwo tamtego czasu. O tym nikogo nie trzeba przekonywać. Wiele spostrzeżeń Kisiela ma jednak charakter ponadczasowy, wskazują na zjawiska i procesy obecne w różnych realiach politycznych, charakteryzują wielu z nas, Polaków, bez względu na to w jakiej epoce żyjemy.
Ten walor niesłabnącej aktualności ma poniżej prezentowany felieton O uznanie dla przeciwnika. Kisielewski napisał tekst w grudniu 1980 roku. Pierwszy raz został opublikowany w drugim obiegu w numerze 12/13 „Spotkań. Niezależnego pisma młodych katolików” wydanym z datą 1980 rok. Następnie był zamieszczony w różnych zbiorach felietonów Stefana Kisielewskiego w serii „Wołanie na puszczy”.

Redakcja 

 

fot. Andrzej Friszke

KISIEL,

Wołanie na puszczy
O uznanie dla przeciwnika

 

Felieton ten, jak też jeden z poprzednich tego Autora (O prawo do twórczości), został w całości usunięty przez cenzurę. (przyp. redakcji „Spotkań”)

Zaraz po wojnie rozpoczęto w Polsce wychowawczą rzekomo akcję likwidowania przeciwnika (wroga?!) w historii, piśmiennictwie, bibliotekarstwie, nauczaniu, prasie. Najpierw ustalono oficjalną (postępową) wersję najnowszej historii Polski, potem przystąpiono do akcji redukcyjnej, to znaczy do likwidowania śladów istnienia przeciwnika czy wrogów, których argumenty lub działalność naruszałaby te wersję. Likwidacja objęła przede wszystkim ślady w postaci książek, co było zresztą akcją ułatwioną i mającą swój precedens w niedawnej przeszłości, bowiem okupacja hitlerowska przyzwyczaiła nas do niszczenia książek, zaś Powstanie Warszawskie stało się, chcąc nie chcąc, ukoronowaniem dzieła niwelacji (symbolem mogłaby tu być płonąca barykada powstańcza na ulicy Świętojańskiej, koło katedry, ułożona z foliałów przywleczonych z niedalekiego Archiwum Akt Dawnych).

Powojenna akcja niwelowania śladów działalności wszelkiego przeciwnika wynikła z orwellowskiego przekonania, iż interpretacja historii najnowszej i wiedza o jakimkolwiek działającym w niej przeciwniku aktualnej wersji jest instrumentem toczącej się walki politycznej. Historia nie byłaby więc obiektywnym zapisem faktów, osób i dzieł, lecz aktem wartościującym i selekcjonującym, stanowiącym instrument wychowania politycznego i urabiania umysłów w zamierzonym dzisiaj kierunku. Głównym elementem akcji selekcyjnej jest tu właśnie eliminacja przeciwnika, przeciwnik bowiem, choćby tylko utrwalony w pamięci przez swe dzieła, przez przekaz piśmienny czy nawet ustny, jest po prostu wrogiem, i to wrogiem szkodzącym teraz i tutaj. Wróg taki nie zasługuje na żadne względy, pobłażliwości czy atencje, jest po prostu szkodnikiem, niebezpieczeństwem wobec dobrej, aktualnej sprawy, nie powinien budzić jakiegokolwiek zainteresowania (nie mówiąc już o uznaniu!), a najlepiej w ogóle go unicestwić, niszcząc wszelkie ślady jego działania pozostałe na piśmie, aby nikt już nigdy nie mógł się nimi zająć, aby nic z odblasku nawet wrogich myśli nie mogło już kiedykolwiek, w jakiejkolwiek postaci odżyć. Historia jako instrument aktualnej walki ideologicznej i politycznej musi więc zostać poddana akcji selekcyjnej, musi być oczyszczona z wszelkich elementów szacunku czy choćby obiektywizmu wobec wroga (słowo „przeciwnik” raczej zostało wyeliminowane, bo zawiera się w nim szczypta uznania jego równorzędności czy partnerstwa). Aktualna praca nad wychowaniem społeczeństwa ważniejsza jest niż kontradykcyjne zbiorowisko alternatyw i dialektycznych przeciwieństw, nagromadzonych przez historię, jako więc bezużyteczne dla Dnia Dzisiejszego, historyczne Drzewo Wiadomości Złego i Dobrego ścięte być winno bezapelacyjnie, a miejsce gdzie wyrastało – zaorane i obsiane. Wiedzę o faktach zastąpić ma bowiem prosta i wychowawcza interpretacja, a ta wymaga oczyszczenia pamięci z nazbyt złożonych, wieloznacznych, zatem konkretnie nieprzydatnych śladów przeszłości, uczynienia ze zbiorowej psychiki niepokalanie czarnej tablicy, na której interpretator będzie mógł napisać wszystko na nowo.

I tak oto, zaraz po wojnie, rozpoczęła się u nas akcja narodowej niepamięci, wprowadzona w bibliotekach, wydawnictwach, pismach, w radio, w szkołach, na uczelniach – wszędzie. Akcja niezwykle wszechstronna, a zarazem niezauważalna (usypia bez bólu), bo jak się o czymś nie pamięta, to i usuwanie materialnych resztek owej przeszłości przechodzi niezauważone. Akcja trwa po dziś dzień, choćby siłą bezwładu i przyzwyczajenia, sami w niej uczestniczymy tolerując na co dzień hasła i slogany będące jej wykwitem i podsumowaniem. Sami już jesteśmy bowiem myślowo zredukowani i uproszczeni, ujednoliceni a więc oddialektycznieni – choćby się nawet tego nie domyślając. Życie bez przeszłości zubaża niewidocznie, a powszechnie i bezpowrotnie!

W myśl koncepcji redukcyjno-selekcyjnej, wróg nie uczestniczy w dziele historii, a tylko to dzieło opóźnia i sabotuje, nie jest współtwórcą dziejów, lecz ich negatywną, przeznaczoną na zniszczenie mierzwą. Skoro zaś taką jedynie pełni rolę, to nie zasługuje nie tylko na szacunek czy zainteresowanie, lecz zgoła na istnienie, choćby w pamięci. A kto jest tym wrogiem? Wrogiem narodu, społeczeństwa, demokracji, postępu, jedności?

Wobec wąskich i ściśle użytkowych kryteriów politycznych, jakie po wojnie przyjęto u nas – elitarnie i odgórnie, pojęcie wroga nader okazało się szerokie. Wrogie czy szkodliwe może bowiem być wszystko, co nietypowe, nieprawidłowe, sprzeczne z przyjętym w powojennej Polsce wzorem i schematem rozwoju historycznego, społeczno-politycznego, wzorem zarazem interpretacyjnym i woluntarystycznym. A zatem nieprawidłowe jest prawie wszystko, co było w kraju o historii i strukturze nietypowej, kraju od stuleci wiejskim, o słabym mieszczaństwie i silnej szlachcie, stanowiącej wzorzec życiowy dla chłopa, kraju, gdzie powikłane problemy narodowe górowały zawsze nad społecznymi, kraju, gdzie mało liczna klasa robotnicza prowadzona była przez narodowe i niemarksistowsko usposobionych inteligentów z PPS, a marksistowska również elitarno-inteligencka partia komunistyczna przeszła tragiczne i po dziś dzień nie całkiem wyjaśnione wstrząsy i kataklizmy, kraju, gdzie najpopularniejszą i najbardziej ludową instytucją był zawsze Kościół, kraju, gdzie dogłębnej, nieodwracalnej niwelacji społecznej dokonała nie żadna rewolucja, lecz… okupacja hitlerowska, kraju, który wielokroć dzielony i zmieniający terytorium, swą tożsamość narodową zachował w dużym stopniu dzięki emigracyjnej twórczości szlacheckich, często kresowych z pochodzenia wieszczów… i tak dalej i dalej. Mnogość nieprawidłowości, zaiste! W redukcyjnym zapale sprowadzono ją do mnogości wrogów postępu, anachronicznych, klasowych wrogów wznoszącej się prawidłowo historycznej linii. Tych zaś, korzystając z bezkrólewia, panującego po germańskim potopie, postanowiono zlikwidować, niszcząc ślady i pamięć, aby móc zacząć wszystko od nowa.

Czy się udało? Sądząc po materialnie uchwytnych rezultatach – udało się. Parę już bowiem naszych generacji wychowało się bez najnowszej historii Polski. Parę już generacji Polaków nie ma możności przeczytać dzieł wszystkich (a czasem – jakichkolwiek) Mochnackiego, Lelewela, Towiańskiego, Koźmiana, Kalinki, Bobrzyńskiego, Szujskiego, Tarnowskiego, Klaczki, Balickiego, Szczepanowskiego, Popławskiego, Dmowskiego, Piłsudskiego, Świętochowskiego, Limanowskiego, Brzozowskiego, Perla, Studnickiego, Sokolnickiego, Witosa, Daszyńskiego, Handelsmanna, Kolankowskiego, Kukiela, Tokarza, Lednickiego, Zdziechowskiego, Kota, Pobóg-Malinowskiego, Ciołkosza, Jędrzejowicza, Kołakowskiego i wielu innych. Nie mówiąc już o nieznanych zupełnie dziejach Komunistycznej Partii Polski i o mnogości pamiętnikarskich relacji uczestników ostatniej wojny i przywódców polskich działań, relacji wydanych tylko na emigracji. A także – o historii PRL.

Nie ma tożsamości narodowej bez pełnej najnowszej historii kraju. Czyżby więc polska tożsamość narodowa utaiła się w prohibitach kilku elitarnych krajowych bibliotek lub w emigracyjnych archiwach Paryża, Londynu, Nowego Jorku?! Wątła to zaiste byłaby tożsamość! „Politique d’abord”?! Zgoda, nie kwestionujemy ważności polityki, a zwłaszcza geopolityki (moja ze Stommą specjalność!) dla aktualnych losów narodu. Ale nie ma przecież społeczeństwa bez jego zaplecza historycznego, wiedza zaś o własnej przeszłości nie może zależeć od aktualnych działań taktycznych. Akcja wychowawczego redukcjonizmu nie da się żadną miarą pogodzić z rzuconym dziś wszakże i powszechnie przyjętym hasłem społecznej i narodowej odnowy.

Wiele obecnie mówimy złego o niszczącej działalności cenzury. Ale działalność ta jest tylko fragmentem szerokiej akcji redukcjonistycznej, która od 35 lat objęła nasze życie kulturalne, oświatowe, wydawnicze, propagandowe. Jak więc odrodzić naszą historię najnowszą, której uchwytne ślady zawarte są w wielu, nieistniejących niestety publicznie książkach? Usłyszymy na to niechybnie, że na przeszkodzie takiej akcji stanąłby brak papieru. Ale czyż naprawdę tożsamość narodowa zależy tylko i wyłącznie od stanu produkcji celulozy?

Od szeregu lat już młodzież zrozumiała konieczność odrodzenia współczesnej wiedzy historycznej. Już od połowy lat sześćdziesiątych powstawać jęły kółka samokształceniowe, szukano źródeł i autentyków, komentowano nieliczne samodzielne książki czy prace, np. Micewskiego o Piłsudskim i Dmowskim, Terleckiego o Becku, Moczulskiego o Polskiej Wojnie, etc. Od połowy lat siedemdziesiątych rozpoczęła się niezależna akcja wydawnicza, przywracająca z przeszłości to, co najbardziej brakujące, powstawać zaczęły też nowe, oryginalne prace. Wymienię tutaj szeroko znane za granicą studium Adama Michnika o piłsudczyźnie i dmowszczyźnie – Cienie zapomnianych przodków. Ze studium tym się nie zgadzam, lecz jest ono arcyciekawe, a wymieniłem je, aby oddać sprawiedliwość Autorowi, którego się u nas w prasie kopie, dla celów taktyczno-politycznych, ani wspominając o jego arcyoryginalnej publicystyce historycznej.

Ale to nie wszystko to kropla w morzu. Aby zwrócić nam 150 lat straconych dziejów, trzeba odrzucić tezę, iż historia jest jednym z narzędzi aktualnych działań politycznych, oddzielić dziejopisarstwo od polityki i propagandy. Trzeba też zrozumieć, że wolność jest także, a nawet przede wszystkim, wolnością dla przeciwnika, że historia gromadzi wszelkie sprzeczne racje i że jako obiektywna dyscyplina naukowa, jednakowym zainteresowaniem darzy i zwolenników, i przeciwników. O nową koncepcję historii, która zwróci Polsce duchową i materialną tożsamość wnoszę! O szacunek, zainteresowanie i obiektywizm dla przeciwnika – wnoszę! O zaniechanie orwellowskiej terapii wychowawczej, polegającej na redukcjonistycznej interwencji w dziedzinie faktów przeszłości – pokornie wnoszę!

Kisiel

PS

Felieton mój O prawo do twórczości został w numerze 45 [„Tygodnika Powszechnego”] usunięty przez cenzurę.

„Spotkania. Niezależne pismo młodych katolików” 1980, nr 12–13, s. 85–88.

 




Trzecia (ostatnia) misja kurierska Jana Karskiego. Mity i rzeczywistość

ADAM PUŁAWSKI

Trzecia (ostatnia) misja kurierska Jana Karskiego.
Mity i rzeczywistość*

 

17 czerwca 2019 r. w Paryżu przedstawiciele władz stolicy Francji razem z polskimi samorządowcami i członkami Fundacji Edukacyjnej Jana Karskiego uroczyście nadali jednemu z placów imię Jana Karskiego. Fundacja była do tej pory znana przede wszystkim z zaangażowania w obchody Roku Jana Karskiego, przypadającego w 2014 r. Prezes fundacji Ewa Junczyk-Ziomecka kilka dni przed paryską uroczystością mówiła: „Paryż zajmował ważne miejsce w wojennych wspomnieniach polskiego emisariusza”. Dodała, że kiedy Karski był w tym miejscu podczas pierwszej misji w 1940 r., Francja wydawała mu się „wyspą nadziei na obronę wolnego świata”. Kiedy przybył do Paryża jesienią 1942 r., sytuacja w tym kraju go przybiła (Onet.pl 2019). W grudniu 2013 r. polski sejm, ustanawiając Rok Jana Karskiego, w uchwale stwierdzał: „Jan Karski, pełniąc rolę emisariusza Polskiego Państwa Podziemnego, dostarczył w roku 1942 przywódcom i rządom państw alianckich udokumentowany raport o tragicznej sytuacji i planowej eksterminacji Żydów prowadzonej przez niemieckich okupantów”.

Oba te wydarzenia uzmysławiają, jak wiele mitów narosło wokół Jana Karskiego. Po pierwsze, Jan Karski w swojej najważniejszej misji, tej z jesieni 1942 r., nie przybył do Paryża. Po drugie zaś, i znacznie istotniejsze, Jan Karski nie miał nic wspólnego z dokumentem, który przez wiele lat był nazywany „raportem Karskiego”. Chodzi o dokument o zagładzie Żydów warszawskich przekazany 24 listopada 1942 r. przez rząd polski, za pośrednictwem polityków żydowskich, pracownikom brytyjskiego Foreign Office. Bodajże pierwszy nazwał ten dwustronicowy raport „raportem Karskiego” Martin Gilbert. Skojarzenie było proste: przekazanie raportu nastąpiło w czasie, kiedy do Londynu przybył Jan Karski. Naturalne zatem wydawało się, że raport napisał przybyły właśnie emisariusz. W 1981 r. Gilbert nie wiedział jednak, że 24 listopada 1942 r. Karskiego jeszcze nie było w Londynie (Gilbert 1981, s. 93–95). Świadomi tego biografowie Jana Karskiego E. Thomas Wood i Stanisław M. Jankowski w książce z 1994 r. dokument przekazany aliantom w listopadzie 1942 r. wciąż jednak nazywali raportem Karskiego. Jednocześnie uważali, że w kluczu, który z kraju zabrał Jan Karski, znajdowały się mikrofilmy raportów przygotowanych przez Biuro Informacji i Propagandy Komendy Głównej Armii Krajowej. Z opisu tych raportów sporządzonego przez Wooda i Jankowskiego jasno wynika, że w tym kluczu miał być dobrze znany historykom raport pt. „Likwidacja getta warszawskiego”. Autorami tego ważnego dokumentu byli Henryk Woliński, Stanisław Herbst i Ludwik Widerszal. Według Wooda i Jankowskiego mikrofilmy ukryte w kluczu dotarły do Londynu przed 17 listopada (czyli przed przybyciem Karskiego, który zgodnie z ich ustaleniami wylądował w Londynie 27 listopada) „i urzędnicy polscy opracowali skróconą, dwustronicową wersję sprawozdania na temat prześladowań Żydów. »Rząd polski w Londynie otrzymał wiadomości na temat likwidacji żydowskiego getta w Warszawie«, głosił tekst” (Wood, Jankowski 1996, s. 154–155, 163, 169, 174–175). Potem już różni historycy powtarzali, że raport „Likwidacja getta warszawskiego”, będący podstawą dokumentu z 24 listopada, a następnie protestu aliantów z 17 grudnia 1942 r., został dostarczony do Londynu przez Jana Karskiego (Libionka 2006, s. 49; Puławski 2007, s. 80; Puławski 2009, s. 536). Sam Karski w rozmowie z Claude’em Lanzmannem w 1978 r. mówił jeszcze:„oczywiście nie miałem najmniejszego pojęcia, co było w tym kluczu” (Rappak 2014, s. 121), natomiast po kilku miesiącach od wydania książki Wooda i Jankowskiego stwierdzał już: „nie znałem treści tego raportu, ale wiedziałem, że dotyczy Żydów, wiedziałem, że to napisali Widerszal, Herbst i Woliński”.. Jednocześnie podawał, że gdy rozmawiał z brytyjskim ministrem spraw zagranicznych Anthonym Edenem, ten „przerwał mi i powiedział: – Raport Karskiego już jest mi znany” (Karski, Wierzyński 2012, s. 139, 142).

W ostatnich latach zaczęły się pojawiać wątpliwości. Wojtek Rappak w artykule z 2014 r. pt. „Raport Karskiego” – kontrowersje i interpretacje stwierdził: „tekst, który jest często określany jako »raport Karskiego«, nie został napisany przez Karskiego” i dodał: „Był to raport ogłoszony przez rząd polski w Londynie 24 listopada […]. W opowieści o Karskim mówi się często, że raport ten był oparty na przywiezionych przez niego materiałach, zawartych w »poczcie«, którą Karski wiózł z Warszawy. W badaniach historycznych sprawa ta pozostaje wciąż niejasna, jest całkiem prawdopodobne, że »raport Karskiego«, którego autorem nie był Karski, oparty był na materiałach przywiezionych nie przez Karskiego, lecz przez jakiegoś innego kuriera”. Historyk ten, nie rozstrzygając kwestii, odesłał czytelnika do moich ustaleń, jakich spodziewał się po przeprowadzanych przeze mnie ówcześnie kwerendach: „Kwestia być może zostanie wyjaśniona przez Adama Puławskiego, który prowadzi badania na temat przepływu informacji w okresie drugiej wojny światowej i zapewne niedługo ogłosi rezultaty tych badań” (Rappak 2014, s. 98, 123). Na ich opublikowanie czytelnik musiał czekać jeszcze cztery lata. W książce z 2018 r. pt. Wobec „niespotykanego w dziejach mordu”. Rząd RP na uchodźstwie, Delegatura Rządu RP na Kraj, AK a eksterminacja ludności żydowskiej od „wielkiej akcji” do powstania w getcie warszawskim ustaliłem właściwą trasę misji kurierskiej Jana Karskiego, a przede wszystkim to, jak do Londynu dotarł raport „Likwidacja getta warszawskiego”.

Jan Karski „Witold” do swojej ostatniej – jak się później okazało – misji przygotowywał się już od sierpnia 1942 r. Delegat rządu RP na Kraj Cyryl Ratajski poinformował o niej Londyn w depeszy z 3 września 1942 r. (AAN, DR, 202/I-6, k. 23). Do wyjazdu doszło jednak później (na wyjaśnienie przyczyn brak tutaj miejsca). „Witold” wyruszył z kraju 27 września 1942 r. (dotychczas w literaturze funkcjonowały różne i nieprecyzyjne daty). Faktyczny dzień wyjazdu Karskiego można odtworzyć na podstawie dwóch dokumentów. W depeszy wysłanej 4 października 1942 r. za pośrednictwem Aleksandra Kawałkowskiego „Rolanda”, szefa polskiej organizacji konspiracyjnej we Francji (Polska Organizacja Walki o Niepodległość o kryptonimie „Monika”) Karski pisał: „Przyjechałem do Lyonu 30 września” (IPMS, A.9.VI.9/19, b.p.). Natomiast o tym, ile dni zabrała Karskiemu podróż z Warszawy do Lyonu, „Roland” informował 27 października 1942 r. w liście do „Arwy” (Jana Libracha, szefa Akcji Kontynentalnej w MSW, zajmującej się m.in. wywiadem cywilnym – „Monika” była jej częścią): „Karskiemu się śpieszy i nic dziwnego, że dla człowieka, który w cztery dni potrafił przebyć z Warszawy do Lyonu, wyrwawszy się z prawdziwego piekła, nasze dreptanie w miejscu musi wydawać się szczytem niedołęstwa”(IPMS, A.9.VI.9/1b, b.p.). Zatem na pewno pierwszym miastem, do którego dotarł Jan Karski, nie był Paryż, jak to w 1944 r. opisywał w Tajnym państwie, lecz właśnie Lyon. Niewykluczone, że w tej książce Paryż, gdzie emisariusz miał spędzić kilkanaście dni, pojawił się ze względów bezpieczeństwa. Generalnie, jak pokazują inne dokumenty przywoływane przeze mnie w książce z 2018 r., Karski miał się kierować z Polski do Francji nieokupowanej. Wydaje się, że moment przybycia Jana Karskiego do Lyonu oznaczał też czas dotarcia do Aleksandra Kawałkowskiego z „Moniki”. Ten drugi mieszkał wtedy w Lyonie, tam też mieściła się główna kwatera POWN. W okolicach miasta nadawano również depesze z radiostacji „Rolanda”. Jak wynika z tużpowojennych wspomnień Kawałkowskiego, to właśnie ze strefy nieokupowanej kierował on pracą całej swojej organizacji, w tym „grupą północną” (działającą we Francji okupowanej). Do Paryża Kawałkowski przeniósł się dopiero w maju 1943 r. (Puławski 2018, s. 352–353).

Jan Karski zabrał ze sobą z kraju klucze z ukrytymi wewnątrz mikrofilmami. Po przybyciu do Kawałkowskiego wręczył mu je, a „Roland” przekazał je z kolei Józefowi Kożuchowskiemu, który z uwagi na pracę w Towarzystwie Opieki nad Polakami we Francji mógł legalnie i swobodnie poruszać się po Francji i Półwyspie Iberyjskim. Kożuchowski miał następnie przekazać klucze Janowi Kowalewskiemu „Piotrowi”, szefowi Akcji Kontynentalnej w Lizbonie. 27 października „Roland” pisał do „Piotra”: „w chwili, gdy otrzymasz ten list, Karski, a może i Świnka [spalony członek POWN – A.P.] będą już u Ciebie, a co najmniej w Madrycie”. Przede wszystkim informował: „Kożuchowski przywiezie wiązkę jego [Karskiego] kluczy. Są to klucze szczególne, mające wielkie znaczenie. Strzeż ich jak oka w głowie, by nie zginęły, i doręcz Karskiemu, gdy zgłosi się u Ciebie” (IPMS, A.9.VI.9/1b, b.p.). W rzeczywistości Kożuchowski dostarczył klucze do Kowalewskiego szybciej, zanim „Piotr” otrzymał cytowany list. Przekazał też Kowalewskiemu coś jeszcze: latarkę z bateryjkami oraz inny list Kawałkowskiego, z 28 października, w którym „Rolad” wspominał o Karskim (ale nie pisał o kluczach). W liście z 6 listopada Jan Kowalewski zawiadomił Londyn: „Jednocześnie Albin [kolejny pseudonim Kawałkowskiego – A.P.] wręczył Koż[uchowskiemu] latarkę elektryczną i parę kluczy, zaznaczając, że jest w nich coś do wyjęcia”. Nie wiedzielibyśmy nawet, że w latarence znajdowały się także mikrofilmy, gdyby Kowalewski się nie pomylił. W liście tłumaczył się: „Koż[uchowski] mi to oddał, i ja, sądząc, że to ma być coś dla mnie, rozmontowałem dziś bateryjkę latarki i znalazłem w jednym z ogniw pustym mikroraporty, które z resztkami bateryjki i latarką załączam, jak też załączam klucze, które zapewne trzeba będzie rozpiłować”. Co ważne, „Piotr” snuł również przypuszczenia: „Chociaż nic Albin nie powiedział ani nie napisał, domyślam się, że to jest w związku z tym kurierem, o jakim pisze w notatce załączonej. Gdybym był wiedział, nie byłbym w ogóle latarki ruszał, tylko ją Wam odesłał nietkniętą” (IPMS, A.9.VI.17/5, b.p.). Klucze i owa bateryjka (lub to, co z niej zostało po rozmontowaniu przez „Piotra”) dotarły do Londynu 13 listopada 1942 r. Kierując się załączonym do tej przesyłki cytowanym listem z 6 listopada, polski Londyn omyłkowo uznał, że wszystkie materiały zostały dostarczone z kraju przez Karskiego.

Jeśli chodzi o dalszą drogę Karskiego, to w stolicy Hiszpanii znalazł się on 19 lub przed 19 listopada. 25 listopada centrala Akcji Kontynentalnej w Londynie dowiedziała się, że Karski był już w Gibraltarze. Jego samolot wylądował w Londynie 26 listopada rano. Przez dwa dni Karskiego przetrzymywały brytyjskie służby specjalne. 27 listopada był przesłuchiwany przez ich funkcjonariuszy. Został wypuszczony 28 listopada o godz. 15.00.

Aby wskazać, co było w bateryjce, a co w kluczach, należy wspomnieć, że najbardziej interesujące nas raporty, czyli niewspomniane jeszcze „Antyżydowska akcja 1942” i „Pro memoria o sytuacji w kraju za okres 16 VII – 25 VIII rb.”, a przede wszystkim przywoływana już „Likwidacja getta warszawskiego”, zostały wysłane przez delegata rządu do Londynu w pocztach z 1 września i 1 października przez Budapeszt, gdzie mieściła się polska placówka dyplomatyczna o kryptonimie „W”. W książce dokonałem bardzo szczegółowej analizy dróg raportów z przywoływaniem wielu źródeł. Na użytek niniejszego artykułu zacytuję jeden, ale bardzo ważny dokument – depeszę delegata rządu do Londynu z 29 grudnia 1942 r., w której na zapytanie polskiego rządu o najnowsze raporty na temat prześladowania Żydów delegat odpowiadał: „Szczegółowe sprawozdania dotyczące likwidacji Żydów wysłałem na Budapeszt dnia 1 wrz[eśnia] i 1 paźdz[iernika]” (SPP, MSW 13, k. 16). Nie wchodząc w szczegóły: mikrofilmy z tych poczt (dodatkowo jeszcze z poczty z 24 lipca 1942 r.) zostały przepakowane do bateryjki, po czym istniejącą od lipca 1942 r. awaryjną drogą kurierską (wybraną ze względu na „wsypę”, do jakiej doszło w tej placówce) za pośrednictwem Jerzego Waciórskiego, pracownika Komisji Ochrony Mienia Państwowego w Budapeszcie, a następnie nieznanego nam z nazwiska „francuskiego łącznika”, trafiły do Aleksandra Ładosia, szefa placówki dyplomatycznej w Bernie. Potem za pośrednictwem kurierów Ładosia lub kurierów Aleksandra Kawałkowskiego bateryjka trafiła w ręce tego ostatniego. Dalszą drogę już znamy: Kawałkowski klucze od Karskiego i bateryjkę przekazał Kożuchowskiemu, ten zaś Kowalewskiemu, który przesłał je niezwłocznie do Londynu z mylną informacją, że cała poczta pochodziła od Jana Karskiego.

Z moich badań wynika, że Jan Karski dostarczył z kraju do Londynu następujące dokumenty: list Bundu z 31 sierpnia 1942 r., „Protest” Zofii Kossak oraz listy innych polityków polskich. W Londynie Karski jako „naoczny świadek” (wiemy przecież, że w kraju „Witold” spotkał się dwukrotnie z politykami żydowskimi) potwierdził informacje z raportów, które dotarły 13 listopada. Jednak zarówno raport z 24 listopada przekazany aliantom, jak i znana powszechnie nota polskiego rządu z 10 grudnia powstały na bazie dostarczonego do Londynu przez Budapeszt raportu „Likwidacja getta warszawskiego”.

Z misją Jana Karskiego związanych jest więcej mitów. Część z nich już dawno została zauważona i opisana. Dotyczy to chociażby informacji z Tajnego państwa, jakoby Karski został przemycony do obozu zagłady w Bełżcu, czy przekonania, że głównym celem misji Karskiego, nadanym mu przez władze podziemne, było poinformowanie świata o Zagładzie (pisał o tym chociażby Dariusz Libionka w 2006 r.). Tu jednak skupię się na innym micie, mianowicie że osobista relacja Jana Karskiego o zagładzie Żydów spotkała się z brakiem zainteresowania ze strony alianckich rozmówców.

Nie potwierdzają tego notatki z tych rozmów zarówno samego Jana Karskiego, jak i jego interlokutorów. Pokazują one za to, jakie tematy były najważniejsze. Dosadnie przedstawia to notatka Karskiego z 25 marca 1943 r.: „Informowałem je [osoby, z którymi rozmawiał – A.P.] w sprawach krajowych w zakresie interesującym i możliwym dla każdego z nich”. Poza nielicznymi wyjątkami „wszystkich informowałem szczegółowiej o: 1. zagadnienie sowieckie na ziemiach polskich, 2. stosunek społeczeństwa do paktu polsko-sowieckiego, 3. stosunek społeczeństwa do rządu w Londynie, 4. zasadnicze kontury życia podziemnego […], 6. terror niemiecki i warunki bytowania, [brak numeru 7. – A.P.], 8. kwestia żydowska”. Streszczając od razu, czego miały dotyczyć poszczególne punkty, Karski w ogóle nie rozwinął punktu 8, podczas gdy np. „sprawom sowieckim” poświęcił ponad trzy strony (IPMS, PRM 105, k. 8–92). To, że sprawa terroru i „kwestia żydowska” znalazły się na przedostanim i ostatnim miejscu w hierarchii ważności tematów, wynikało m.in. z tego, iż w styczniu 1943 r. to sam Karski zaproponował władzom polskich odejście od akcentowania prześladowań w kraju na rzecz prowadzonej walki. Józef Kisielewski, szef komórki w MSW zajmującej się redagowaniem materiałów z kraju i inicjującej różne akcje informacyjne, w notatce do Stanisława Mikołajczyka z 8 stycznia pisał: „W związku z pewnymi wzmiankami w raportach oraz w związku z tym, o czym mówił na zebraniu w naszym ministerstwie delegat z Kraju, nasuwa się konieczność pewnej zmiany redagowania wiadomości krajowych dla użytku propagandowego”. Kontynuował: „zarówno raporty, jak i wspomniany delegat skłaniają się do przedstawienia dzisiejszej rzeczywistości Kraju od strony oporu i walki, a nie od strony cierpienia” (IPMS, A.9.E/21, b.p.). Nie przypadkiem zatem Karski w rozmowie z pracownikiem ambasady brytyjskiej przy rządzie polskim Frankiem Saverym 30 grudnia 1943 r. zapytał, czy „alianci zdają sobie sprawę, że Polska nie tylko cierpi, ale także walczy”, i właśnie w kontekście wspólnej walki wspomniał o Żydach („Cała ludność polska Warszawy, do której może być włączona garstka pozostających [przy życiu] Żydów, jest złączona nie tylko w nienawiści do Niemców, ale także w oporze” (NA, FO, 371/34552, k. 6).

Nie ulega wątpliwości, że istotną rolę w tych rozmowach dla samego Karskiego i jego zwierzchników odgrywały sprawy sowieckie. Było to związane z silnym pogorszeniem się stosunków polsko-sowieckich. Większość rozmówców interesowała się tą tematyką. Jednak odnośnie do jednego z nich, niezwykle ważnego, gdyż samego szefa Foreign Office Anthony’ego Edena, Karski pisał: „Odniosłem wrażenie, że dość zimno przyjmował moje informacje na temat działalności agentur sowieckich w Kraju. Interesował się terrorem Niemców wobec Żydów. Nie podtrzymywał rozmowy na temat agentur sowieckich na ziemiach polskich” (IPMS, PRM 105, k. 87). Przeczy to przywoływanym powojennym słowom Karskiego, że Eden przerwał mu, zapewniając, że „raport Karskiego” jest mu już znany. Eden w notatce z 17 lutego 1943 r. ze spotkania z Karskim 4 lutego tak relacjonował słowa Karskiego o Żydach: „Ludność polska Warszawy, w tym pozostali [przy życiu] Żydzi, jest zjednoczona nie tylko w nienawiści do Niemców, ale także w oporze” (NA, FO, 371/34550, k. 9–10; zbieżność ze słowami z rozmowy z Saverym nie była przypadkowa).

Jak widać z notatek własnych Karskiego i notatek jego rozmówców, to sam kurier niejednokrotnie „ciągnął na siłę” tematykę sowiecką, drugą pod względem ważności (obok ogólnie polskiego podziemia). Sprawa Żydów pojawiała się w tych notatkach z rzadka, jeszcze mniej wzmianek dotyczyło eksterminacji ludności żydowskiej. Po wojnie Karski potwierdzał, że o Żydach mówił na koniec spotkań z różnymi politykami oraz osobistościami, i dodawał: „Część dotycząca Żydów nigdy nie zabierała więcej niż trzy, cztery minuty w takim raporcie. […] Z niektórymi rozmówcami w ogóle nie dochodziłem do tego punktu, bo mi przeszkadzali” (Karski, Wierzyński 2012, s. 141). Nie ulega wątpliwości, że nie był to temat najważniejszy – zresztą rozmówcy mogli odnieść wrażenie, że nie był najistotniejszy dla samego Karskiego (ważne, że czasami w ogóle się pojawiał).

W maju 1943 r. Karski otrzymał propozycję misji w Stanach Zjednoczonych. Miała na celu – oprócz oficjalnie zapowiadanego poinformowania o „sytuacji w okupowanym kraju” – także sprawę znaną tylko polskim decydentom, czyli przekazanie wieści „o sowieckich dywersantach”. Jan Karski poruszał w Ameryce ten drugi temat tak często, że służby amerykańskie odnotowały, iż „specjalnością Karskiego jest prawdopodobnie uprawianie antysowieckiej propagandy” (Wood, Jankowski 1996, s. 238). David Engel w artykule z 1990 r. pt. The Western Allies and the Holocaust. Jan Karski’s Mission to The West, 1942–1944 przekonująco pisał, że Jan Karski podczas wizyty w USA poruszał kwestię eksterminacji ludności żydowskiej, aby wyrobić u amerykańskich rozmówców, zwłaszcza tamtejszych Żydów, przekonanie, iż jedynym podmiotem mogącym udzielić realnej pomocy dla resztki Żydów w okupowanej Polsce jest rząd polski (poprzez kanały łączności z polskim podziemiem). Wszystko po to, aby środowiska żydowskie „związały się” z rządem polskim i zaczęły lobbować za jego postulatami politycznymi, którymi oczywiście były sprawy wschodnich granic Polski oraz jej powojenna niepodległość i niezależność od Związku Sowieckiego. Temat „sowiecki” za sprawą Karskiego dominował również w jego rozmowie z prezydentem Stanów Zjednoczonych Franklinem Delano Rooseveltem w lipcu 1943 r. Do spotkania doszło m.in. dlatego, że w grudniu 1942 r. ambasador przy rządach państw okupowanych Anthony Biddle uznał, iż Roosevelt powinien usłyszeć o polskim podziemiu. Dlatego też rozmówcy amerykańskiego prezydenta, czyli Karski oraz polski ambasador Jan Ciechanowski, mogli odnieść wrażenie, że Roosevelta bardziej interesował stan koni w okupowanej Polsce niż temat „żydowski”. Nie oznacza to jednak, że sprawa eksterminacji ludności żydowskiej była dla Roosevelta nieważna. Po prostu w tym czasie wiedział on już wszystko o zagładzie Żydów. Opowieść Karskiego stanowiła dla niego tylko dopełnienie.

Czy postać Jana Karskiego zasługuje zatem na upamiętnianie? Nie ulega wątpliwości, że tak. Jego misja z 1942 r. miała dla władz polskich priorytetowe znaczenie, w tym okresie bowiem zaczęły się rozstrzygać sprawy powojennego kształtu i przyszłości Polski. Karski wiernie wypełniał powierzone mu zadanie. Spełniał też prośbę żydowskich działaczy politycznych z kraju. Polityka spowodowała jednak, że informowanie o likwidacji Żydów polskich znalazło się w jego misji raczej na marginesie.

 

Bibliografia

Archiwum Akt Nowych w Warszawie (AAN), Delegatura Rządu RP na Kraj (DR).

Instytut Polski i Muzeum im. gen. Władysława Sikorskiego w Londynie (IPMS), Prezydium Rady Ministrów (PRM), Ministerstwo Spraw Wewnętrznych (MSW).

National Archives w Kew (NA), Foreign Office (FO).

Studium Polski Podziemnej w Londynie (SPP), Ministerstwo Spraw Wewnętrznych (MSW).

Engel D. (1990), The Western Allies and the Holocaust. Jan Karski’s Mission to the West, 1942–1944, „Holocaust and Genocide Studies”, nr 4.

Gilbert M. (1981), Auschwitz and The Allies. How The Allies Responded to The News of Hitler’s Final Solution, London.

Jan Karski będzie miał swój plac w Paryżu, https://wiadomosci.onet.pl/swiat/jan-karski-bedzie-mial-swoj-plac-w-paryzu/jcc9r3f (dostęp 16 czerwca 2019 r.).

Karski J. (1999), Tajne państwo. Opowieść o polskim podziemiu, oprac. W. Piasecki, Warszawa.

Karski J., Wierzyński M. (2012), Emisariusz własnymi słowami. Zapis rozmów przeprowadzonych w latach 1995–1997 w Waszyngtonie, emitowanych w Głosie Ameryki, Warszawa.

Libionka D. (2006), ZWZ-AK i Delegatura Rządu RP wobec eksterminacji Żydów polskich [w:] Polacy i Żydzi pod okupacją niemiecką 1939–1945. Studia i materiały, red. A. Żbikowski, Warszawa.

Puławski A. (2007), Nie ujawniać czynnikom nieoficjalnym. Depesze AK o Zagładzie, „Więź”, nr 7.

Puławski A. (2018), Wobec „niespotykanego w dziejach mordu”. Rząd RP na uchodźstwie, Delegatura Rządu RP na Kraj, AK a eksterminacja ludności żydowskiej od „wielkiej akcji” do powstania w getcie warszawskim, Chełm.

Rappak W. (2014), „Raport Karskiego” – kontrowersje i interpretacje, „Zagłada Żydów. Studia i materiały”, t. 10.

 

Przypisy:

*Tekst Adama Puławskiego w skróconej wersji, zatytułowany Kurier mimo woli. Jan Karski nie miał nic wspólnego z dokumentem, który przez wiele lat nazywany był „raportem Karskiego” został opublikowany w „Magazynie Świątecznym” „Gazety Wyborczej” w dniu 17 sierpnia 2019 r.

Redakcja językowa: Beata Bińko