Trzecia (ostatnia) misja kurierska Jana Karskiego. Mity i rzeczywistość

ADAM PUŁAWSKI

Trzecia (ostatnia) misja kurierska Jana Karskiego.
Mity i rzeczywistość*

 

17 czerwca 2019 r. w Paryżu przedstawiciele władz stolicy Francji razem z polskimi samorządowcami i członkami Fundacji Edukacyjnej Jana Karskiego uroczyście nadali jednemu z placów imię Jana Karskiego. Fundacja była do tej pory znana przede wszystkim z zaangażowania w obchody Roku Jana Karskiego, przypadającego w 2014 r. Prezes fundacji Ewa Junczyk-Ziomecka kilka dni przed paryską uroczystością mówiła: „Paryż zajmował ważne miejsce w wojennych wspomnieniach polskiego emisariusza”. Dodała, że kiedy Karski był w tym miejscu podczas pierwszej misji w 1940 r., Francja wydawała mu się „wyspą nadziei na obronę wolnego świata”. Kiedy przybył do Paryża jesienią 1942 r., sytuacja w tym kraju go przybiła (Onet.pl 2019). W grudniu 2013 r. polski sejm, ustanawiając Rok Jana Karskiego, w uchwale stwierdzał: „Jan Karski, pełniąc rolę emisariusza Polskiego Państwa Podziemnego, dostarczył w roku 1942 przywódcom i rządom państw alianckich udokumentowany raport o tragicznej sytuacji i planowej eksterminacji Żydów prowadzonej przez niemieckich okupantów”.

Oba te wydarzenia uzmysławiają, jak wiele mitów narosło wokół Jana Karskiego. Po pierwsze, Jan Karski w swojej najważniejszej misji, tej z jesieni 1942 r., nie przybył do Paryża. Po drugie zaś, i znacznie istotniejsze, Jan Karski nie miał nic wspólnego z dokumentem, który przez wiele lat był nazywany „raportem Karskiego”. Chodzi o dokument o zagładzie Żydów warszawskich przekazany 24 listopada 1942 r. przez rząd polski, za pośrednictwem polityków żydowskich, pracownikom brytyjskiego Foreign Office. Bodajże pierwszy nazwał ten dwustronicowy raport „raportem Karskiego” Martin Gilbert. Skojarzenie było proste: przekazanie raportu nastąpiło w czasie, kiedy do Londynu przybył Jan Karski. Naturalne zatem wydawało się, że raport napisał przybyły właśnie emisariusz. W 1981 r. Gilbert nie wiedział jednak, że 24 listopada 1942 r. Karskiego jeszcze nie było w Londynie (Gilbert 1981, s. 93–95). Świadomi tego biografowie Jana Karskiego E. Thomas Wood i Stanisław M. Jankowski w książce z 1994 r. dokument przekazany aliantom w listopadzie 1942 r. wciąż jednak nazywali raportem Karskiego. Jednocześnie uważali, że w kluczu, który z kraju zabrał Jan Karski, znajdowały się mikrofilmy raportów przygotowanych przez Biuro Informacji i Propagandy Komendy Głównej Armii Krajowej. Z opisu tych raportów sporządzonego przez Wooda i Jankowskiego jasno wynika, że w tym kluczu miał być dobrze znany historykom raport pt. „Likwidacja getta warszawskiego”. Autorami tego ważnego dokumentu byli Henryk Woliński, Stanisław Herbst i Ludwik Widerszal. Według Wooda i Jankowskiego mikrofilmy ukryte w kluczu dotarły do Londynu przed 17 listopada (czyli przed przybyciem Karskiego, który zgodnie z ich ustaleniami wylądował w Londynie 27 listopada) „i urzędnicy polscy opracowali skróconą, dwustronicową wersję sprawozdania na temat prześladowań Żydów. »Rząd polski w Londynie otrzymał wiadomości na temat likwidacji żydowskiego getta w Warszawie«, głosił tekst” (Wood, Jankowski 1996, s. 154–155, 163, 169, 174–175). Potem już różni historycy powtarzali, że raport „Likwidacja getta warszawskiego”, będący podstawą dokumentu z 24 listopada, a następnie protestu aliantów z 17 grudnia 1942 r., został dostarczony do Londynu przez Jana Karskiego (Libionka 2006, s. 49; Puławski 2007, s. 80; Puławski 2009, s. 536). Sam Karski w rozmowie z Claude’em Lanzmannem w 1978 r. mówił jeszcze:„oczywiście nie miałem najmniejszego pojęcia, co było w tym kluczu” (Rappak 2014, s. 121), natomiast po kilku miesiącach od wydania książki Wooda i Jankowskiego stwierdzał już: „nie znałem treści tego raportu, ale wiedziałem, że dotyczy Żydów, wiedziałem, że to napisali Widerszal, Herbst i Woliński”.. Jednocześnie podawał, że gdy rozmawiał z brytyjskim ministrem spraw zagranicznych Anthonym Edenem, ten „przerwał mi i powiedział: – Raport Karskiego już jest mi znany” (Karski, Wierzyński 2012, s. 139, 142).

W ostatnich latach zaczęły się pojawiać wątpliwości. Wojtek Rappak w artykule z 2014 r. pt. „Raport Karskiego” – kontrowersje i interpretacje stwierdził: „tekst, który jest często określany jako »raport Karskiego«, nie został napisany przez Karskiego” i dodał: „Był to raport ogłoszony przez rząd polski w Londynie 24 listopada […]. W opowieści o Karskim mówi się często, że raport ten był oparty na przywiezionych przez niego materiałach, zawartych w »poczcie«, którą Karski wiózł z Warszawy. W badaniach historycznych sprawa ta pozostaje wciąż niejasna, jest całkiem prawdopodobne, że »raport Karskiego«, którego autorem nie był Karski, oparty był na materiałach przywiezionych nie przez Karskiego, lecz przez jakiegoś innego kuriera”. Historyk ten, nie rozstrzygając kwestii, odesłał czytelnika do moich ustaleń, jakich spodziewał się po przeprowadzanych przeze mnie ówcześnie kwerendach: „Kwestia być może zostanie wyjaśniona przez Adama Puławskiego, który prowadzi badania na temat przepływu informacji w okresie drugiej wojny światowej i zapewne niedługo ogłosi rezultaty tych badań” (Rappak 2014, s. 98, 123). Na ich opublikowanie czytelnik musiał czekać jeszcze cztery lata. W książce z 2018 r. pt. Wobec „niespotykanego w dziejach mordu”. Rząd RP na uchodźstwie, Delegatura Rządu RP na Kraj, AK a eksterminacja ludności żydowskiej od „wielkiej akcji” do powstania w getcie warszawskim ustaliłem właściwą trasę misji kurierskiej Jana Karskiego, a przede wszystkim to, jak do Londynu dotarł raport „Likwidacja getta warszawskiego”.

Jan Karski „Witold” do swojej ostatniej – jak się później okazało – misji przygotowywał się już od sierpnia 1942 r. Delegat rządu RP na Kraj Cyryl Ratajski poinformował o niej Londyn w depeszy z 3 września 1942 r. (AAN, DR, 202/I-6, k. 23). Do wyjazdu doszło jednak później (na wyjaśnienie przyczyn brak tutaj miejsca). „Witold” wyruszył z kraju 27 września 1942 r. (dotychczas w literaturze funkcjonowały różne i nieprecyzyjne daty). Faktyczny dzień wyjazdu Karskiego można odtworzyć na podstawie dwóch dokumentów. W depeszy wysłanej 4 października 1942 r. za pośrednictwem Aleksandra Kawałkowskiego „Rolanda”, szefa polskiej organizacji konspiracyjnej we Francji (Polska Organizacja Walki o Niepodległość o kryptonimie „Monika”) Karski pisał: „Przyjechałem do Lyonu 30 września” (IPMS, A.9.VI.9/19, b.p.). Natomiast o tym, ile dni zabrała Karskiemu podróż z Warszawy do Lyonu, „Roland” informował 27 października 1942 r. w liście do „Arwy” (Jana Libracha, szefa Akcji Kontynentalnej w MSW, zajmującej się m.in. wywiadem cywilnym – „Monika” była jej częścią): „Karskiemu się śpieszy i nic dziwnego, że dla człowieka, który w cztery dni potrafił przebyć z Warszawy do Lyonu, wyrwawszy się z prawdziwego piekła, nasze dreptanie w miejscu musi wydawać się szczytem niedołęstwa”(IPMS, A.9.VI.9/1b, b.p.). Zatem na pewno pierwszym miastem, do którego dotarł Jan Karski, nie był Paryż, jak to w 1944 r. opisywał w Tajnym państwie, lecz właśnie Lyon. Niewykluczone, że w tej książce Paryż, gdzie emisariusz miał spędzić kilkanaście dni, pojawił się ze względów bezpieczeństwa. Generalnie, jak pokazują inne dokumenty przywoływane przeze mnie w książce z 2018 r., Karski miał się kierować z Polski do Francji nieokupowanej. Wydaje się, że moment przybycia Jana Karskiego do Lyonu oznaczał też czas dotarcia do Aleksandra Kawałkowskiego z „Moniki”. Ten drugi mieszkał wtedy w Lyonie, tam też mieściła się główna kwatera POWN. W okolicach miasta nadawano również depesze z radiostacji „Rolanda”. Jak wynika z tużpowojennych wspomnień Kawałkowskiego, to właśnie ze strefy nieokupowanej kierował on pracą całej swojej organizacji, w tym „grupą północną” (działającą we Francji okupowanej). Do Paryża Kawałkowski przeniósł się dopiero w maju 1943 r. (Puławski 2018, s. 352–353).

Jan Karski zabrał ze sobą z kraju klucze z ukrytymi wewnątrz mikrofilmami. Po przybyciu do Kawałkowskiego wręczył mu je, a „Roland” przekazał je z kolei Józefowi Kożuchowskiemu, który z uwagi na pracę w Towarzystwie Opieki nad Polakami we Francji mógł legalnie i swobodnie poruszać się po Francji i Półwyspie Iberyjskim. Kożuchowski miał następnie przekazać klucze Janowi Kowalewskiemu „Piotrowi”, szefowi Akcji Kontynentalnej w Lizbonie. 27 października „Roland” pisał do „Piotra”: „w chwili, gdy otrzymasz ten list, Karski, a może i Świnka [spalony członek POWN – A.P.] będą już u Ciebie, a co najmniej w Madrycie”. Przede wszystkim informował: „Kożuchowski przywiezie wiązkę jego [Karskiego] kluczy. Są to klucze szczególne, mające wielkie znaczenie. Strzeż ich jak oka w głowie, by nie zginęły, i doręcz Karskiemu, gdy zgłosi się u Ciebie” (IPMS, A.9.VI.9/1b, b.p.). W rzeczywistości Kożuchowski dostarczył klucze do Kowalewskiego szybciej, zanim „Piotr” otrzymał cytowany list. Przekazał też Kowalewskiemu coś jeszcze: latarkę z bateryjkami oraz inny list Kawałkowskiego, z 28 października, w którym „Rolad” wspominał o Karskim (ale nie pisał o kluczach). W liście z 6 listopada Jan Kowalewski zawiadomił Londyn: „Jednocześnie Albin [kolejny pseudonim Kawałkowskiego – A.P.] wręczył Koż[uchowskiemu] latarkę elektryczną i parę kluczy, zaznaczając, że jest w nich coś do wyjęcia”. Nie wiedzielibyśmy nawet, że w latarence znajdowały się także mikrofilmy, gdyby Kowalewski się nie pomylił. W liście tłumaczył się: „Koż[uchowski] mi to oddał, i ja, sądząc, że to ma być coś dla mnie, rozmontowałem dziś bateryjkę latarki i znalazłem w jednym z ogniw pustym mikroraporty, które z resztkami bateryjki i latarką załączam, jak też załączam klucze, które zapewne trzeba będzie rozpiłować”. Co ważne, „Piotr” snuł również przypuszczenia: „Chociaż nic Albin nie powiedział ani nie napisał, domyślam się, że to jest w związku z tym kurierem, o jakim pisze w notatce załączonej. Gdybym był wiedział, nie byłbym w ogóle latarki ruszał, tylko ją Wam odesłał nietkniętą” (IPMS, A.9.VI.17/5, b.p.). Klucze i owa bateryjka (lub to, co z niej zostało po rozmontowaniu przez „Piotra”) dotarły do Londynu 13 listopada 1942 r. Kierując się załączonym do tej przesyłki cytowanym listem z 6 listopada, polski Londyn omyłkowo uznał, że wszystkie materiały zostały dostarczone z kraju przez Karskiego.

Jeśli chodzi o dalszą drogę Karskiego, to w stolicy Hiszpanii znalazł się on 19 lub przed 19 listopada. 25 listopada centrala Akcji Kontynentalnej w Londynie dowiedziała się, że Karski był już w Gibraltarze. Jego samolot wylądował w Londynie 26 listopada rano. Przez dwa dni Karskiego przetrzymywały brytyjskie służby specjalne. 27 listopada był przesłuchiwany przez ich funkcjonariuszy. Został wypuszczony 28 listopada o godz. 15.00.

Aby wskazać, co było w bateryjce, a co w kluczach, należy wspomnieć, że najbardziej interesujące nas raporty, czyli niewspomniane jeszcze „Antyżydowska akcja 1942” i „Pro memoria o sytuacji w kraju za okres 16 VII – 25 VIII rb.”, a przede wszystkim przywoływana już „Likwidacja getta warszawskiego”, zostały wysłane przez delegata rządu do Londynu w pocztach z 1 września i 1 października przez Budapeszt, gdzie mieściła się polska placówka dyplomatyczna o kryptonimie „W”. W książce dokonałem bardzo szczegółowej analizy dróg raportów z przywoływaniem wielu źródeł. Na użytek niniejszego artykułu zacytuję jeden, ale bardzo ważny dokument – depeszę delegata rządu do Londynu z 29 grudnia 1942 r., w której na zapytanie polskiego rządu o najnowsze raporty na temat prześladowania Żydów delegat odpowiadał: „Szczegółowe sprawozdania dotyczące likwidacji Żydów wysłałem na Budapeszt dnia 1 wrz[eśnia] i 1 paźdz[iernika]” (SPP, MSW 13, k. 16). Nie wchodząc w szczegóły: mikrofilmy z tych poczt (dodatkowo jeszcze z poczty z 24 lipca 1942 r.) zostały przepakowane do bateryjki, po czym istniejącą od lipca 1942 r. awaryjną drogą kurierską (wybraną ze względu na „wsypę”, do jakiej doszło w tej placówce) za pośrednictwem Jerzego Waciórskiego, pracownika Komisji Ochrony Mienia Państwowego w Budapeszcie, a następnie nieznanego nam z nazwiska „francuskiego łącznika”, trafiły do Aleksandra Ładosia, szefa placówki dyplomatycznej w Bernie. Potem za pośrednictwem kurierów Ładosia lub kurierów Aleksandra Kawałkowskiego bateryjka trafiła w ręce tego ostatniego. Dalszą drogę już znamy: Kawałkowski klucze od Karskiego i bateryjkę przekazał Kożuchowskiemu, ten zaś Kowalewskiemu, który przesłał je niezwłocznie do Londynu z mylną informacją, że cała poczta pochodziła od Jana Karskiego.

Z moich badań wynika, że Jan Karski dostarczył z kraju do Londynu następujące dokumenty: list Bundu z 31 sierpnia 1942 r., „Protest” Zofii Kossak oraz listy innych polityków polskich. W Londynie Karski jako „naoczny świadek” (wiemy przecież, że w kraju „Witold” spotkał się dwukrotnie z politykami żydowskimi) potwierdził informacje z raportów, które dotarły 13 listopada. Jednak zarówno raport z 24 listopada przekazany aliantom, jak i znana powszechnie nota polskiego rządu z 10 grudnia powstały na bazie dostarczonego do Londynu przez Budapeszt raportu „Likwidacja getta warszawskiego”.

Z misją Jana Karskiego związanych jest więcej mitów. Część z nich już dawno została zauważona i opisana. Dotyczy to chociażby informacji z Tajnego państwa, jakoby Karski został przemycony do obozu zagłady w Bełżcu, czy przekonania, że głównym celem misji Karskiego, nadanym mu przez władze podziemne, było poinformowanie świata o Zagładzie (pisał o tym chociażby Dariusz Libionka w 2006 r.). Tu jednak skupię się na innym micie, mianowicie że osobista relacja Jana Karskiego o zagładzie Żydów spotkała się z brakiem zainteresowania ze strony alianckich rozmówców.

Nie potwierdzają tego notatki z tych rozmów zarówno samego Jana Karskiego, jak i jego interlokutorów. Pokazują one za to, jakie tematy były najważniejsze. Dosadnie przedstawia to notatka Karskiego z 25 marca 1943 r.: „Informowałem je [osoby, z którymi rozmawiał – A.P.] w sprawach krajowych w zakresie interesującym i możliwym dla każdego z nich”. Poza nielicznymi wyjątkami „wszystkich informowałem szczegółowiej o: 1. zagadnienie sowieckie na ziemiach polskich, 2. stosunek społeczeństwa do paktu polsko-sowieckiego, 3. stosunek społeczeństwa do rządu w Londynie, 4. zasadnicze kontury życia podziemnego […], 6. terror niemiecki i warunki bytowania, [brak numeru 7. – A.P.], 8. kwestia żydowska”. Streszczając od razu, czego miały dotyczyć poszczególne punkty, Karski w ogóle nie rozwinął punktu 8, podczas gdy np. „sprawom sowieckim” poświęcił ponad trzy strony (IPMS, PRM 105, k. 8–92). To, że sprawa terroru i „kwestia żydowska” znalazły się na przedostanim i ostatnim miejscu w hierarchii ważności tematów, wynikało m.in. z tego, iż w styczniu 1943 r. to sam Karski zaproponował władzom polskich odejście od akcentowania prześladowań w kraju na rzecz prowadzonej walki. Józef Kisielewski, szef komórki w MSW zajmującej się redagowaniem materiałów z kraju i inicjującej różne akcje informacyjne, w notatce do Stanisława Mikołajczyka z 8 stycznia pisał: „W związku z pewnymi wzmiankami w raportach oraz w związku z tym, o czym mówił na zebraniu w naszym ministerstwie delegat z Kraju, nasuwa się konieczność pewnej zmiany redagowania wiadomości krajowych dla użytku propagandowego”. Kontynuował: „zarówno raporty, jak i wspomniany delegat skłaniają się do przedstawienia dzisiejszej rzeczywistości Kraju od strony oporu i walki, a nie od strony cierpienia” (IPMS, A.9.E/21, b.p.). Nie przypadkiem zatem Karski w rozmowie z pracownikiem ambasady brytyjskiej przy rządzie polskim Frankiem Saverym 30 grudnia 1943 r. zapytał, czy „alianci zdają sobie sprawę, że Polska nie tylko cierpi, ale także walczy”, i właśnie w kontekście wspólnej walki wspomniał o Żydach („Cała ludność polska Warszawy, do której może być włączona garstka pozostających [przy życiu] Żydów, jest złączona nie tylko w nienawiści do Niemców, ale także w oporze” (NA, FO, 371/34552, k. 6).

Nie ulega wątpliwości, że istotną rolę w tych rozmowach dla samego Karskiego i jego zwierzchników odgrywały sprawy sowieckie. Było to związane z silnym pogorszeniem się stosunków polsko-sowieckich. Większość rozmówców interesowała się tą tematyką. Jednak odnośnie do jednego z nich, niezwykle ważnego, gdyż samego szefa Foreign Office Anthony’ego Edena, Karski pisał: „Odniosłem wrażenie, że dość zimno przyjmował moje informacje na temat działalności agentur sowieckich w Kraju. Interesował się terrorem Niemców wobec Żydów. Nie podtrzymywał rozmowy na temat agentur sowieckich na ziemiach polskich” (IPMS, PRM 105, k. 87). Przeczy to przywoływanym powojennym słowom Karskiego, że Eden przerwał mu, zapewniając, że „raport Karskiego” jest mu już znany. Eden w notatce z 17 lutego 1943 r. ze spotkania z Karskim 4 lutego tak relacjonował słowa Karskiego o Żydach: „Ludność polska Warszawy, w tym pozostali [przy życiu] Żydzi, jest zjednoczona nie tylko w nienawiści do Niemców, ale także w oporze” (NA, FO, 371/34550, k. 9–10; zbieżność ze słowami z rozmowy z Saverym nie była przypadkowa).

Jak widać z notatek własnych Karskiego i notatek jego rozmówców, to sam kurier niejednokrotnie „ciągnął na siłę” tematykę sowiecką, drugą pod względem ważności (obok ogólnie polskiego podziemia). Sprawa Żydów pojawiała się w tych notatkach z rzadka, jeszcze mniej wzmianek dotyczyło eksterminacji ludności żydowskiej. Po wojnie Karski potwierdzał, że o Żydach mówił na koniec spotkań z różnymi politykami oraz osobistościami, i dodawał: „Część dotycząca Żydów nigdy nie zabierała więcej niż trzy, cztery minuty w takim raporcie. […] Z niektórymi rozmówcami w ogóle nie dochodziłem do tego punktu, bo mi przeszkadzali” (Karski, Wierzyński 2012, s. 141). Nie ulega wątpliwości, że nie był to temat najważniejszy – zresztą rozmówcy mogli odnieść wrażenie, że nie był najistotniejszy dla samego Karskiego (ważne, że czasami w ogóle się pojawiał).

W maju 1943 r. Karski otrzymał propozycję misji w Stanach Zjednoczonych. Miała na celu – oprócz oficjalnie zapowiadanego poinformowania o „sytuacji w okupowanym kraju” – także sprawę znaną tylko polskim decydentom, czyli przekazanie wieści „o sowieckich dywersantach”. Jan Karski poruszał w Ameryce ten drugi temat tak często, że służby amerykańskie odnotowały, iż „specjalnością Karskiego jest prawdopodobnie uprawianie antysowieckiej propagandy” (Wood, Jankowski 1996, s. 238). David Engel w artykule z 1990 r. pt. The Western Allies and the Holocaust. Jan Karski’s Mission to The West, 1942–1944 przekonująco pisał, że Jan Karski podczas wizyty w USA poruszał kwestię eksterminacji ludności żydowskiej, aby wyrobić u amerykańskich rozmówców, zwłaszcza tamtejszych Żydów, przekonanie, iż jedynym podmiotem mogącym udzielić realnej pomocy dla resztki Żydów w okupowanej Polsce jest rząd polski (poprzez kanały łączności z polskim podziemiem). Wszystko po to, aby środowiska żydowskie „związały się” z rządem polskim i zaczęły lobbować za jego postulatami politycznymi, którymi oczywiście były sprawy wschodnich granic Polski oraz jej powojenna niepodległość i niezależność od Związku Sowieckiego. Temat „sowiecki” za sprawą Karskiego dominował również w jego rozmowie z prezydentem Stanów Zjednoczonych Franklinem Delano Rooseveltem w lipcu 1943 r. Do spotkania doszło m.in. dlatego, że w grudniu 1942 r. ambasador przy rządach państw okupowanych Anthony Biddle uznał, iż Roosevelt powinien usłyszeć o polskim podziemiu. Dlatego też rozmówcy amerykańskiego prezydenta, czyli Karski oraz polski ambasador Jan Ciechanowski, mogli odnieść wrażenie, że Roosevelta bardziej interesował stan koni w okupowanej Polsce niż temat „żydowski”. Nie oznacza to jednak, że sprawa eksterminacji ludności żydowskiej była dla Roosevelta nieważna. Po prostu w tym czasie wiedział on już wszystko o zagładzie Żydów. Opowieść Karskiego stanowiła dla niego tylko dopełnienie.

Czy postać Jana Karskiego zasługuje zatem na upamiętnianie? Nie ulega wątpliwości, że tak. Jego misja z 1942 r. miała dla władz polskich priorytetowe znaczenie, w tym okresie bowiem zaczęły się rozstrzygać sprawy powojennego kształtu i przyszłości Polski. Karski wiernie wypełniał powierzone mu zadanie. Spełniał też prośbę żydowskich działaczy politycznych z kraju. Polityka spowodowała jednak, że informowanie o likwidacji Żydów polskich znalazło się w jego misji raczej na marginesie.

 

Bibliografia

Archiwum Akt Nowych w Warszawie (AAN), Delegatura Rządu RP na Kraj (DR).

Instytut Polski i Muzeum im. gen. Władysława Sikorskiego w Londynie (IPMS), Prezydium Rady Ministrów (PRM), Ministerstwo Spraw Wewnętrznych (MSW).

National Archives w Kew (NA), Foreign Office (FO).

Studium Polski Podziemnej w Londynie (SPP), Ministerstwo Spraw Wewnętrznych (MSW).

Engel D. (1990), The Western Allies and the Holocaust. Jan Karski’s Mission to the West, 1942–1944, „Holocaust and Genocide Studies”, nr 4.

Gilbert M. (1981), Auschwitz and The Allies. How The Allies Responded to The News of Hitler’s Final Solution, London.

Jan Karski będzie miał swój plac w Paryżu, https://wiadomosci.onet.pl/swiat/jan-karski-bedzie-mial-swoj-plac-w-paryzu/jcc9r3f (dostęp 16 czerwca 2019 r.).

Karski J. (1999), Tajne państwo. Opowieść o polskim podziemiu, oprac. W. Piasecki, Warszawa.

Karski J., Wierzyński M. (2012), Emisariusz własnymi słowami. Zapis rozmów przeprowadzonych w latach 1995–1997 w Waszyngtonie, emitowanych w Głosie Ameryki, Warszawa.

Libionka D. (2006), ZWZ-AK i Delegatura Rządu RP wobec eksterminacji Żydów polskich [w:] Polacy i Żydzi pod okupacją niemiecką 1939–1945. Studia i materiały, red. A. Żbikowski, Warszawa.

Puławski A. (2007), Nie ujawniać czynnikom nieoficjalnym. Depesze AK o Zagładzie, „Więź”, nr 7.

Puławski A. (2018), Wobec „niespotykanego w dziejach mordu”. Rząd RP na uchodźstwie, Delegatura Rządu RP na Kraj, AK a eksterminacja ludności żydowskiej od „wielkiej akcji” do powstania w getcie warszawskim, Chełm.

Rappak W. (2014), „Raport Karskiego” – kontrowersje i interpretacje, „Zagłada Żydów. Studia i materiały”, t. 10.

 

Przypisy:

*Tekst Adama Puławskiego w skróconej wersji, zatytułowany Kurier mimo woli. Jan Karski nie miał nic wspólnego z dokumentem, który przez wiele lat nazywany był „raportem Karskiego” został opublikowany w „Magazynie Świątecznym” „Gazety Wyborczej” w dniu 17 sierpnia 2019 r.

Redakcja językowa: Beata Bińko




Piotr Ciszewski, Dąbrowszczacy. Na świecie szanowani, w Polsce poniżani, Fundacja Oratio Recta, Warszawa 2018, ss. 416

JEREMI GALDAMEZ, DARIUSZ WIERZCHOŚ

Piotr Ciszewski, Dąbrowszczacy. Na świecie szanowani, w Polsce poniżani, Fundacja Oratio Recta, Warszawa 2018, ss. 416

Obecnie w kraju wokół działalności Brygad Międzynarodowych ponownie zapanowała niezdrowa atmosfera. Dotyczy przeważnie spraw związanych z likwidacją ulic noszących nazwę polskich uczestników hiszpańskiej wojny domowej z lat 1936–1939. Na fali tych wydarzeń pojawiła się książka Piotra Ciszewskiego pt. Dąbrowszczacy. Na świecie szanowani, w Polsce poniżani.

Stając przeciwko oskarżeniom wysuwanym przez pracowników Instytutu Pamięci Narodowej wobec polskich uczestników wojny domowej w Hiszpanii, Piotr Ciszewski swoją publikacją stara się przybliżyć życie codzienne i szlak bojowy Polaków walczących w tym konflikcie. Jego opracowanie jest reportażem składającym się ze wstępu oraz siedmiu rozdziałów podzielonych na podrozdziały w układzie chronologicznym, dodatkowo opatrzonym biogramami dąbrowszczaków oraz indeksem osobowym.

Już od początku lektury omawianej książki nasuwają się pewne wątpliwości. We wstępie autor powołuje się na motywy, jakie pchnęły go do napisania pracy. Jako jedyne wytłumaczenie podaje niezgodę na przesłanki związane ze zmianą ulic noszących nazwę „Dąbrowszczaków”. Odnosi się przy tym do badań, które nie są znane polskiemu czytelnikowi (s. 17–18). Wskazuje również na taktykę przemilczania przez pracowników IPN zajmujących się dąbrowszczakami niewygodnych dla nich faktów. Oprócz tego sygnalizuje, że debata dotycząca tematu poruszanego w książce toczy się obecnie na poziomie publicystycznym, a nie analizy źródeł historycznych. Jednak sam innych przesłanek, które pchnęły go do napisania książki, nie wymienia. A przecież od razu przychodzą na myśl co najmniej dwie: omówienie dziejów tej formacji w związku z dezaktualizacją prac dotyczących dąbrowszczaków powstałych w okresie PRL czy też niepełny stan wiedzy o działalności społeczno-politycznej polskich interbrygadzistów w Hiszpanii. Im więcej tego typu przesłanek autor by wskazał, tym bardziej działałyby one na korzyść pracy, równoważąc jej polityczny kontekst.

Następnie autor przechodzi do omówienia stanu badań dotyczących tematu jego pracy. Powołuje się przede wszystkim na sztandarową już monografię Antony’ego Beevora Walka o Hiszpanię 1936–1939. Pierwsze starcie totalitaryzmów (Beevor 2001). Wymienia również takie pozycje, jak: Pierwsza hiszpańska demokracja. Druga Republika 19311936 Stanleya Payne’a (Payne 2009), Niewygodna historia hiszpańskiej wojny domowej Juana Eslavy Galána (Galán 2010), Wolna Hiszpania 19361939 Gastona Levala (Leval 2009); Hiszpania Franciszka Ryszki i Barbary Goli (Ryszka, Gola 1999) czy W kręgu zbiorowych złudzeń. Z dziejów hiszpańskiego anarchizmu 18681939 Franciszka Ryszki (Ryszka 1999). Poddaje krytyce pracę Jana Marka Chodakiewicza Zagrabiona pamięć. Wojna domowa w Hiszpanii 19361939 (Chodakiewicz 1997). Jednakże na tym kończy się omówienie syntez i monografii. Autor w ogóle nie powołuje się na kluczową publikację autorstwa Roberta Majznera pt. Wojna domowa w Hiszpanii 1936–1939 w obserwacjach i analizach Oddziału II Sztabu Głównego Wojska Polskiego (Majzner 2012). Praca ta w dużej mierze została oparta na materiałach II Oddziału Sztabu Generalnego przechowywanych w Centralnym Archiwum Wojskowym w Rembertowie. Przedstawia ona wojnę domową z punktu widzenia polskich placówek wywiadowczych, które skupiły swą uwagę na wszystkich stronach konfliktu hiszpańskiego, w tym także na głównych graczach: III Rzeszy, faszystowskich Włoszech i Związku Radzieckim. Uderzający jest również brak mającego nadal duże znaczenie opracowania Rogera Faligota i Rémiego Kauffera Służby specjalne. Historia wywiadu i kontrwywiadu na świecie (Faligot, Kauffer 1998), którego autorzy opisują hiszpański konflikt w optyce ówcześnie działających zachodnich i radzieckich służb specjalnych. Te dwie książki były bardzo dobrym uzupełnieniem recenzowanej pracy, zwłaszcza że Ciszewski opisał nad wyraz szczegółowo militarną stronę hiszpańskiego konfliktu. W omówieniu pominięto ponadto trzy ważne publikacje przedstawiające wojnę domową w Hiszpanii opisywaną w polskiej literaturze i czasopiśmiennictwie. Pierwsza to Obraz hiszpańskiej wojny domowej lat 19361939 w piśmiennictwie polskim Moniki Bednarczuk (Bednarczuk 2009), której jeden rozdział autorka poświęciła brygadom międzynarodowym, odtwarzając, w jaki sposób ukazywano tę formację w poszczególnych utworach powstających w okresie konfliktu oraz po II wojnie światowej. Jednocześnie autorka odniosła się do tekstów różnych orientacji politycznych, które kreowały własne obrazy interbrygadzistów. Drugą pozycją jest artykuł Mariana Zgórniaka Wojna domowa w Hiszpanii w oświetleniu polskiego rządowego piśmiennictwa politycznego i wojskowego z lat 19361939 (Zgórniak 2009). W odróżnieniu od Bednarczuk autor skoncentrował się na wydawnictwach wojskowych i periodykach dominujących w II RP partii politycznych, które odnosiły się do wydarzeń wojny domowej w Hiszpanii. Trzecia zaś to artykuł Piotra Mitznera Hiszpania nieprzedstawiona (Mitzner 2012), dotyczący poetyckich przedstawień hiszpańskiej wojny domowej. W recenzowanej książce zabrakło również odniesień do książki Jurija Rybałkina Opieracja X. Sowietskaja wojennaja pomoszcz’ respublikanskoj Ispanii (1939–1939) (Rybałkin 2000), opartej głównie na materiałach pochodzących z archiwów rosyjskich, czy Czarnej księgi komunizmu (1997, wyd. polskie 1999). Jeden z jej rozdziałów, pt. Cień NKWD nad Hiszpanią, autorstwa Stéphane’a Courtois i Jeana-Louisa Panné (Courtois, Panné 1999), dotyka wydarzeń omawianych przez Ciszewskiego. Ta publikacja może budzić kontrowersje i czasem jest poddawana ostrej krytyce, nie można jednak przejść obok niej obojętnie.

W swej książce Piotr Ciszewski bardzo często odwołuje się do publikacji hiszpańskojęzycznych. Maksymalnie wykorzystuje magazyn o tematyce militarno-historycznej „Desperta Ferro”. Nie pomija również dzienników ostatniego prezydenta II Republiki Hiszpańskiej Manuela Azanii Diarios completos: Monarquía, República, Guerra Civil (Azaña 2000) czy monografii Carlosa Engela Historia de las Brigadas Mixtas del Ejército Popular de la República (Engel 1999). Zważywszy jednak na temat omawianej publikacji, odniesień do materiałów hiszpańskich (monografii, artykułów specjalistycznych czy materiałów archiwalnych) jest zdecydowanie mało, szczególnie że w ostatnich latach w Hiszpanii opublikowano dziesiątki prac naukowych i publicystycznych poświęconych hiszpańskiej wojnie domowej oraz Brygadom Międzynarodowym, które odnoszą się do najnowszego stanu badań i wcześniej niedostępnego materiału źródłowego. Należy przy tym pamiętać, że osoby spoza Hiszpanii chcące zgłębić temat muszą się liczyć z tym, iż pewna część publikacji powstała jedynie w języku katalońskim.

Wyjątkowo dużym mankamentem omówienia stanu wiedzy jest brak odniesienia do dostępnych archiwaliów. We wstępie autor z niezrozumiałych względów w ogóle nie porusza tych kwestii, podczas gdy w pracy pojawiają się przypisy wskazujące, że korzystał on z zasobu Archiwum Akt Nowych, a także ze zdigitalizowanych materiałów archiwalnych Kominternu znajdujących się w Rosyjskim Archiwum Państwowym Historii Społeczno-Politycznej (RGASPI) czy Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej. Nie dokonał nawet oceny, czy i w jakiej mierze kwerenda okazała się owocna. Kontynuując wątek źródeł archiwalnych, należy zwrócić uwagę na pominięcie innych akt związanych z wojną domową w Hiszpanii, które są przechowywane w Archiwum Akt Nowych w Warszawie. W trakcie lektury udało nam się zidentyfikować tylko trzy zespoły, z których autor korzystał. Prowadząc kwerendę, powinien również sięgnąć do materiałów przedwojennych polskich placówek dyplomatycznych, Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, Ministerstwa Spraw Zagranicznych, Komendy Głównej Policji Państwowej, Komunistycznej Partii Polski, Ogólnożydowskego Związku Robotniczego „Bund” w Polsce, Polskiego Komitetu Solidarności z Ludem Hiszpanii, zbioru akt osobowych działaczy ruchu robotniczego, akt więziennych osób skazanych za działalność komunistyczną, Polskiej Partii Socjalistycznej, Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, akt ataszatów wojskowych czy Mieczysława Moczara. Nie ma też powołań na materiały zgromadzone w Narodowym Archiwum Cyfrowym, gdzie znajdują się między innymi zapisy wypowiedzi delegatów zagranicznych na Kongres Dąbrowszczaków (byłych członków XIV Brygady Międzynarodowej), łódzkich dąbrowszczaków czy „Wspomnienia Dąbrowszczaków o Dąbrowszczakach” – wypowiedzi uczestników wojny domowej w Hiszpanii z 1936 r. Nieobecne w recenzowanej pracy są archiwalia z Żydowskiego Instytutu Historycznego poświęcone udziałowi żydowskich ochotników. Brakuje także akt przechowywanych w Archiwum Narodowym w Krakowie, przede wszystkim z tamtejszej Komendy Wojewódzkiej Policji Państwowej i Referatu Bezpieczeństwa Publicznego Starostwa Grodzkiego w Krakowie. Materiały te ze względu na zniszczenie zasobu centralnych instytucji aparatu publicznego w Warszawie podczas II wojny światowej są nadzwyczaj dobrym uzupełnieniem stanu wiedzy na temat życia politycznego w Polsce i na świecie, działalności partii politycznych, różnego rodzaju stowarzyszeń i organizacji wywrotowych. W kontekście uszczuplonego przez wojnę zasobu przedwojennych akt Ministerstwa Spraw Zagranicznych, Ministerstwa Spraw Wewnętrznych czy komend policji wskazana byłaby kwerenda w aktach wydziałów społeczno-politycznych oraz referatów bezpieczeństwa publicznego, które są zgromadzone w archiwach państwowych działających w głównych miastach wojewódzkich Polski. Piotr Ciszewski nie wykorzystał również materiałów wytworzonych przez Oddział II Sztabu Głównego (Generalnego) z lat 1921–1939 z Centralnego Archiwum Wojskowego i ze zbiorów Działu Rękopisów Biblioteki Narodowej. Nawet gdyby zawartość wymienionych tu zespołów okazała się w kontekście zagadnień podnoszonych przez autora nieprzydatna, powinien on odnieść się do tych kwestii we wstępie, omawiając stan badań i efekty przeprowadzonej kwerendy archiwalnej. Powinien również dokonać szerszej oceny zgromadzonego przez siebie materiału aktowego użytego w książce ze względu na rozległość zasobu archiwaliów dotyczących działalności dąbrowszczaków w czasie konfliktu hiszpańskiego i później, które są dostępne w Polsce.

Osobnym problemem są zagraniczne materiały archiwalne, głównie te zgromadzone w Rosyjskim Państwowym Archiwum Wojskowym (RGWA), nieprzywoływane w książce. W instytucji tej są przechowywane akta poświęcone działalności wojskowej i politycznej brygad międzynarodowych, w tym radzieckich doradców i komórek wywiadu funkcjonujących w Hiszpanii. Oprócz akt czysto wojskowych wytworzonych w związku z działaniami frontowymi można tam znaleźć prasę i druki ulotne wszystkich stron konfliktu, a także memorabilia opracowane przez radzieckich doradców. W zbiorach tego archiwum jest dostępny również materiał falerystyczno-weksylologiczny, który uzupełniłby znacząco ikonografię pracy. Zdajemy sobie sprawę, że tego typu wyjazd nastręcza niezależnemu badaczowi sporo trudności, ale w dzisiejszych czasach dotarcie do tych materiałów jest niemożliwe przy odrobinie cierpliwości oraz samozaparcia. Jeszcze poważniejszym brakiem jest niewykorzystanie przez autora dokumentów znajdujących się w hiszpańskich archiwach wojskowych. Zawierają one cenne materiały hiszpańskiej Republikańskiej Armii Ludowej dotyczące funkcjonowania Brygad Międzynarodowych.

Omawiając stan badań, Ciszewski nie pomija kwestii związanych ze źródłami pamiętnikarskimi. We wstępie wskazuje na opublikowane w 2015 r. nakładem Wydawnictwa Literackiego wspomnienia Sygmunta Steina Moja wojna w Hiszpanii. Brygady międzynarodowe – koniec mitu (Stein 2015) jako te, które nie są wiarygodne, gdyż autor spisywał je już po wojnie. Niestety tak już jest, że bardzo rzadko badacze trafiają na relacje bohaterów wydarzeń pisane na gorąco. W wypadku hiszpańskiej wojny domowej takimi materiałami mogą być jedynie doniesienia korespondentów wojennych, którzy byli naocznymi świadkami wydarzeń. Wspomnienia czy relacje były zazwyczaj spisywane, gdy od wojny upłynął już dość długi okres, a ich autorzy mają tendencję do koloryzowania swych czynów lub też następuje proces wyparcia i relacje są skąpe albo bardzo ogólnikowe. Należy przy tym podkreślić, że autor nie wyszedł poza materiał wspomnieniowy opublikowany w PRL oraz skromny zasób tego typu reprezentowany w zbiorze akt „Wojna domowa w Hiszpanii”, przechowywanym w Archiwum Akt Nowych. Ciszewski nie wykorzystał natomiast wspomnień dąbrowszczaków znajdujących się w aktach Towarzystwa Pamiętnikarstwa Polskiego relacji zgromadzonych w zespole „Akta działaczy ruchu rewolucyjnego” oraz tych znajdujących się w teczkach osobowych działaczy PZPR działających w strukturach Komitetu Centralnego czy teczkach osobowych zgromadzonych w ramach Centralnej Komisji Kontroli Partyjnej Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Wszystkie te materiały są dostępne w Archiwum Akt Nowych. Osobną kwestią są teczki osobowe byłych dąbrowszczaków działających w strukturach komitetów wojewódzkich PZPR, które autor powinien był przejrzeć. Należy nadmienić, że w wypadku części relacji dąbrowszczaków przechowywanych w AAN, które zostały opublikowane jeszcze w czasach PRL, są dołączone kopie poddane zabiegom korektorskim, gdy relacje te były przygotowywane do druku. Dotyczy to wspomnień dąbrowszczaków zgromadzonych w aktach Towarzystwa Przyjaciół Pamiętnikarstwa. Idąc tropem ingerencji cenzury, autor musiałby przejrzeć pod tym kątem wytyczne Głównego Urzędu Kontroli Prasy Publikacji i Widowisk, którego akta znajdują się w Archiwum Akt Nowych.

W nawiązaniu do tematyki badań należy przyznać rację Piotrowi Ciszewskiemu, że w Polsce brakuje monografii ukazującej całokształt działalności dąbrowszczaków w hiszpańskiej wojnie domowej. Niemniej pod kątem historii wojskowości nawet prace powstałe w PRL po odrzuceniu specyficznego języka epoki w jakimś stopniu nadają się do użytku. Z kolei przytoczone wcześniej opracowania autorstwa Roberta Majznera, Moniki Bednarczuk, Mariana Zgórniaka czy numer tematyczny kwartalnika „Karta” (/2017, nr 90), zatytułowany Dąbrowszczacy w Hiszpanii (193639), spełniają swe zadanie w kontekście rekonstrukcji polityczno-społecznej sfery działań polskich interbrygadzistów.

Przechodząc do omówienia właściwej części pracy, należy przypomnieć, że autor wybrał układ chronologiczny i zdecydował się na formę reportażu. Jest to dobry zabieg z tego względu, iż pozwala czytelnikowi w pełni skupić się na metatekście, bez koncentrowania się zbytnio na warstwie aparatu naukowego, jeśli taki się pojawia. Trzeba zresztą przyznać, że w książce aparat ów pojawia się niestety ze szkodą dla niej. W przypadku cytowania materiałów archiwalnych Ciszewski posługuje się nim bowiem z fantazją godną amatora rekonstrukcji historycznej. Na przykład w rozdziale pt. „Dzwony Saragossy” (s. 92–93) powołuje się na akta z Archiwum Akt Nowych w Warszawie (przypisy 92 i 93). Nie podaje jednak, z jakiego zespołu pochodzą, o sygnaturze jednostki aktowej nie wspominając. Są to zabiegi niestety powszechnie stosowane przez autorów opracowań czy reportaży pretendujących do miana historycznych. Z kolei w części poświęconej biogramom, powołując się na zdigitalizowane materiały pochodzące z Archiwum Państwowego Historii Społeczno-Politycznej w Moskwie (s. 246, przypis 24), Ciszewski przepisuje bez zastanowienia ciąg cyfr, który laikowi nic nie mówi, a osobie choć trochę obeznanej z archiwaliami każe się domyślać, czy jest to numer całego zespołu aktowego, czy też rolki mikrofilmu. Właściwe cytowanie, zgodne z zasadami warsztatu naukowego, pojawia się dopiero na stronie 270 (przypis 51), kiedy to obok skrótu archiwum znajdują się numer zespołu, przyporządkowany mu numer opisu i sprawa. Nieco podobnie jest w odniesieniu do materiałów pochodzących z zasobu Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej. Tylko dzięki sygnaturze i opisowi dokumentów użytych w pracy można wywnioskować, z jakimi materiałami mamy do czynienia (s. 299). Analogicznie dzieje się, gdy autor w części poświęconej biogramom na stronach 239–240 (przypisy 15–17) cytuje pozycję Michała Brona pt. Pasaremos. Wspomnienia z płonącej Hiszpanii, by następnie dać skrót „Jw.” z odesłaniem do strony. Tego typu zabieg jest zasadny przy stosowaniu odnośnika, nie zaś przypisu, tam bowiem właściwsze byłoby użycie zwrotu „Tamże” czy łacińskiego „Ibidem”. Błędne zapisy cytowań dokumentów poczynionych w Dąbrowszczakach świadczą o nieprzygotowaniu warsztatowym autora i obniżają wartość pracy.

Analizując książkę Piotra Ciszewskiego, należy zauważyć, że szczegółowo odtworzył szlak Brygady im. Jarosława Dąbrowskiego. Niemniej gdy czyta się pełne detali opisy bitew i potyczek, od razu widać, iż nie są one ustaleniami własnymi autora. Forma reportażu pozwala na szerokie odwoływanie się do ustaleń historyków, którzy poświęcili tej tematyce swoje prace. Ze względu na czas, jaki upłynął od wydarzeń, wydaje się jednak, że działania wojenne toczone podczas hiszpańskiej wojny domowej są dość dobrze znane w ujęciu historii wojskowości. Powtórne ich przytaczanie i pieczołowite opisywanie każdej potyczki jest niepotrzebne, jak wyważanie otwartych drzwi. Ten mankament przykrywają nieco fabularyzowane opowieści poświęcone opisywanym wydarzeniom. Lepiej byłoby osadzić historię polskich interbrygadzistów w bardzo szerokim kontekście ich działalności społeczno-politycznej, problemów, z jakimi przyszło im się mierzyć w Hiszpanii. Albo poprowadzić dalej fabularną narrację działań, w których uczestniczyli polscy ochotnicy.

Autor pobieżnie dotknął problematyki dezercji, kryzysu przekonań czy alkoholizmu. Nie zamieścił jakichkolwiek informacji poświęconych dąbrowszczakom osadzonym w więzieniu dla żołnierzy Brygad Międzynarodowych, np. w Castelldefels. O powodach ich osadzenia w tej placówce penitencjarnej wspomina między innymi Alfonso López Borgoñoz w książce Las Brigadas Internacionales en Castelldefels (Borgoñoz 2015). Zabrakło także informacji o trudnych relacjach dowództwa brygady z Batalionem im. José Palafoxa, podobnie jak tych dotyczących konfliktów między poszczególnymi grupami dąbrowszczaków, w tym sporów między komunistami przybyłymi do Hiszpanii z Polski a polskimi działaczami emigracyjnymi z Francji. Ciszewski nie poruszył również kwestii podziałów pośród weteranów w obozie w Gurs czy na emigracji w Anglii. Wątki te historiografia doby PRL przemilczała, tym bardziej więc teraz, w okresie niemal nieograniczonego dostępu do archiwaliów i specjalistycznych publikacji, można się było pokusić o rozwinięcie tych zagadnień. Pobieżnie przeanalizował też wzajemne stosunki dąbrowszczaków i anarchistów czy trockistów oraz poświęcił niewiele miejsca reakcji polskich interbrygadzistów na rozprawę z tymi odłamami podczas dni majowych 1937 r.

Piotr Ciszewski wspomina co prawda o polskojęzycznej wersji „Biuletynu CNT-FAI” wydawanej w Hiszpanii, ale tylko domniemywa, kto był jego adresatem. Tymczasem wnikliwa analiza kwestii, do kogo był skierowany, jak wyrażano się w nim o interbrygadzistach, jest znana już od 2016 r., a została opublikowana na początku 2018 r. w tomie trzecim Studiów z dziejów anarchizmu, pt. Wojna domowa w Hiszpanii (19361939) (Grzybowski, Laskowski 2018, s. 53–97). Dziwi również, że w recenzowanej książce autor jedynie pobieżnie przedstawił stosunek dąbrowszczaków do rozwiązania Komunistycznej Partii Polski i tego, w jaki sposób strona radziecka patrzyła na ich zachowania. Jeśli miał problemy z dotarciem do materiałów archiwalnych, z pewnością mógł wykorzystać informacje pojawiające się w publikacjach naukowych.

W pracy Piotra Ciszewskiego zabrakło także informacji o ochotnikach związanych z Polską Partią Socjalistyczną, Bundem czy młodzieżowymi organizacjami sanacyjnymi, a także o polskich członkach brygad ze Stanów Zjednoczonych. Autor wspomina wprawdzie o Natanie Weisenfeldzie z XV Brytyjsko-Amerykańskiej Brygady, ale wymienia tylko jego nazwisko. Tymczasem w latach siedemdziesiątych ubiegłego stulecia powstało dość bogate piśmiennictwo naukowe poświęcone badaniom nad Polonią z USA. Również dzięki internetowi można odnaleźć ślady Polaków z Detroit czy Chicago walczących w hiszpańskiej wojnie domowej.

Podczas lektury omawianej książki natrafiono też na liczne nieścisłości. Autor podaje, że Batalion im. Edgara André był jednostką francuską (s. 132), podczas gdy był to oddział ochotników niemiecko-austriackich (francusko-belgijski skład miał natomiast Batalion im. André Marty). W innym miejscu możemy przeczytać, że żołnierze 129 Brygady Międzynarodowej, dowodzonej przez Wacława Komara, maszerowali w pożegnalnej defiladzie ochotników i ochotniczek brygad, zorganizowanej w Barcelonie w październiku 1938 r. (s. 192–193). Nie jest to możliwe, ponieważ jednostka ta pozostała, jako jedyna spośród międzynarodowych, w centralnej części Hiszpanii, odciętej wówczas od Katalonii. Dopiero w styczniu 1939 r. udało się przerzucić jej żołnierzy drogą morską do ochotników wciąż znajdujących się w części północnej. Zresztą w innym miejscu (s. 241) Ciszewski przywołuje właściwą datę dotarcia żołnierzy 129 brygady do Katalonii. Z kolei omawiając warunki pobytu we francuskim obozie Gurs, autor raz podaje liczbę ponad 18 tys. osób internowanych, które przez niego przeszły (s. 204), a kilka stron dalej podaje liczbę ponad 20 tys. osób (s. 207). Przytoczona jest również data zamknięcia obozu – maj 1940 r. (s. 214). Tymczasem przez Gurs przewinęło się łącznie do jego zamknięcia w 1945 r. niemal 64 tys. osób, wśród nich interbrygadziści różnych narodowości stanowili liczbę prawie 7 tys. internowanych. Po 1940 r. zmienili się jedynie osadzeni. Byli nimi głównie francuscy i hiszpańscy Żydzi, a także osoby uznane za element wrogi dla rządu w Vichy. Ostatecznie obóz zamknięto dopiero pod koniec 1945 r. Nie wiadomo, skąd pochodzą dane liczbowe oraz daty przywołane przez Ciszewskiego, szczególnie że nie towarzyszą im żadne odwołania.

Kwestią, którą można poddać dyskusji, jest umieszczenie biogramów dąbrowszczaków. Trudno odgadnąć, jakim kluczem kierował się autor. Czy chciał uwypuklić tych, którzy dostali się na karty literatury pięknej, czy tych, których po zakończeniu wojny los rzucił w egzotyczne części naszego globu? Za przykład może posłużyć biogram Jadwigi Wełykanowicz, żony Jurija Wełykanowicza. Ciszewski wprawdzie wspomina o nim w paru słowach w biogramie żony, nie podał jednak, że w świetle ówcześnie obowiązującego prawa był on obywatelem polskim narodowości ukraińskiej. Ten absolwent wydziału filozoficznego Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie, gdzie zetknął się z działaczami Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy, był komunistą. Zabrakło również informacji, że po przybyciu do Hiszpanii mąż Jadwigi Wełykanowicz został członkiem zespołu dziennikarsko-redakcyjnego wydającego „Dąbrowszczaka” i dodatku do niego w języku ukraińskim pt. „Walka”.

Kontynuując rozważania na temat zasadności umieszczenia biogramów, należałoby wstępnie zastanowić się, czy powinny być one zamieszczone w tej pracy, czy raczej stanowić osobną pozycję książkową. Część osób wymienionych w biogramach książki pt. Dąbrowszczacy. Na świecie szanowani, w Polsce poniżani już od dłuższego czasu dysponuje takowymi, zawartymi w Słowniku biograficznym działaczy polskiego ruchu robotniczego. Należałoby sprawdzić również, kto spośród bohaterów biogramów sporządzonych przez Piotra Ciszewskiego ma własne hasło w Polskim słowniku biograficznym.

Co gorsza, także w tej części książki autor nie ustrzegł się błędów. Krytyczną uwagę należy poświęcić biogramowi Tadeusza Ćwika (s. 255), w którym dwukrotnie podany jest jego pseudonim „Storczyk”, gdy w rzeczywistości brzmiał on „Stopczyk”. Jest to przy tym postać o wiele bardziej enigmatyczna, niż można wyczytać w omawianej publikacji. Ciszewski łączy działalność Ćwika głównie z PPS-Lewicą, co jest prawdą, natomiast pomija jego równoległe związki z partią komunistyczną, której miał być aktywnym członkiem, a nawet sprawować funkcję instruktora związkowego KC KPP. Do dziś nie całkiem jest jasny „angielski” etap jego działalności. Ćwik od 1940 r. znajdował się w Wielkiej Brytanii, gdzie organizował środowisko byłych dąbrowszczaków. Stworzył wówczas organizację o nazwie Stowarzyszenie Przyjaciół Dąbrowszczaków, później przemianowaną na Stowarzyszenie b. żołnierzy Brygady im. Jarosława Dąbrowskiego i ich Sympatyków (a nie jak podaje Piotr Ciszewski Stowarzyszenie Przyjaciół Brygad Międzynarodowych, s. 262). Organizacja miała stać w opozycji do osiadłych w Anglii byłych dąbrowszczaków komunistów, zwróconych ku Moskwie, a skupionych w Polskiej Sekcji Związku Brygad Międzynarodowych, a następnie w Klubie Stowarzyszenia Polskiego im J. Dąbrowskiego. Oba skonfliktowane środowiska były stale obserwowane przez odpowiednie instytucje polskiego rządu w Londynie, tym bardziej że Ćwik znajdował się w jego strukturach z ramienia PPS. Dzięki temu możemy korzystać z zachowanych do dziś materiałów na ten temat, chociażby w archiwum Instytutu Polskiego i Muzeum im. gen. Władysława Sikorskiego w Londynie.

Warto to robić, ponieważ życiorys tego dąbrowszczaka jest pełen niejasności i znaków zapytania. Czy Ćwik vel Stopczyk rzeczywiście skłócił się w 1940 r. z częścią polskich weteranów Brygad Międzynarodowych? Czy był to konflikt ideowy czy raczej środowiskowy? Czy Ćwik przez cały czas nie działał aby pod przykryciem na rzecz nurtu komunistycznego, czy też istotnie z przekonania zwrócił się ku socjalistom? Na czym dokładnie polegał konflikt między byłymi dąbrowszczakami przebywającymi w Anglii i czy był on autentyczny? Niestety, żadnych pytań w tej materii Ciszewski nie stawia, a odpowiedzi nie udziela.

Podobny problem jest z biogramem Emanuela Minka. Nie przybył do Hiszpanii z Francji jako członek drużyny piłkarskiej związanej z Confédération Générale du Travail (CGT), jak twierdzi autor omawianej książki (s. 332). Ten słynny dąbrowszczak, zgodnie ze spisaną przez niego relacją i zachowaną dokumentacją, został wysłany razem z drużyną futbolową Yiddisher Arbeter Sport Klub (YASK) prosto z Belgii, na polecenie Komunistycznej Partii Belgii. Wprawdzie Ciszewski powołuje się na wywiad przeprowadzony przez jeden z katalońskich portali z Georges’em Minkiem, synem antyfaszysty, jednak go nie zweryfikował. Powoływanie się wyłącznie na jedno źródło, w dodatku bez poddania go weryfikacji, zdarza się w Dąbrowszczakach kilkukrotnie i zwykle prowadzi do błędnych interpretacji. Kolejny dowód na to znajdujemy w biogramie Stefana Niewiadomskiego (s. 344). Możemy w nim przeczytać, że w publikacji wydanej przez Kompanię im. A. Mickiewicza padły fałszywe oskarżenia wobec „Stasikowskiego”, pod którym to pseudonimem funkcjonował jakoby Niewiadomski. Autorem pomówień miał być komisarz polityczny kompanii Bolesław Maślankiewicz. Ciszewski wysnuł więc logiczny wniosek, że między postaciami istniał poważny konflikt, który znalazł odbicie na łamach kompanijnej broszury, przy czym jednocześnie na jej stronach wychwalano Niewiadomskiego już z imienia i nazwiska. Wyłania się z tego dziwny obraz. Czy w publikacjach propagandowych można było drukować tak sprzeczne informacje i pomówienia, i to bez żadnych konsekwencji? Okazuje się, że to autor omawianej książki popełnił błąd, gdyż Stefan Niewiadomski i Albert Stasiakowski to dwie różne osoby. O ile Niewiadomski nie padł ofiarą żadnych oskarżeń, o tyle Stasiakowski, pierwszy dowódca Kompanii im. Adama Mickiewicza, jak najbardziej. Został on aresztowany w styczniu 1937 r. za prowokacje i sabotaż. Piotr Ciszewski ponownie nie podaje źródeł czy prac, na podstawie których wyciąga odmienne od faktów wnioski. Błędna informacja, że Niewiadomski i Stasiakowski to jedna i ta sama postać, została zamieszczona w artykule Ochotnicy wolności. Doświadczenia polskich żołnierzy walczących po stronie Republiki przeciwko siłom gen. Franco (Ochotnicy wolności, 2017, s. 11), przy czym pojawiła się tam na marginesie. Autor Dąbrowszczaków powinien był ją zweryfikować, szczególnie że dokumenty dotyczące Stasikowskiego są dostępne bez przeszkód w zdigitalizowanych materiałach Rosyjskiego Archiwum Państwowego Historii Społeczno-Politycznej. Z zasobu tej instytucji przecież korzystał i często do niego się odwołuje.

Kolejne błędy można znaleźć w biogramie Dawida Szmulewskiego. Piotr Ciszewski słusznie wymienił go jako jednego z organizatorów ruchu oporu w Auschwitz-Birkenau, niemniej Szmulewski nie wykonał osobiście słynnych fotografii ukazujących eksterminację Żydów, jak można wywnioskować z treści. Prawdą jest natomiast, że był on w grupie więźniów z Sonderkommando, która bezpośrednio przeprowadziła operację uwieczniania zbrodni. Miał on więc swój udział w powstanie tych zdjęć, lecz ich nie wykonał (bezpośrednim fotografem miał być grecki Żyd Alberto Errera), co sugeruje Ciszewski. Zresztą ze źródła, do którego odwołuje się w przypisie przy tej informacji (s. 194, przypis 131), także tego nie stwierdza, co nie pozostaje bez wpływu na zaufanie czytelnika wobec innych przytaczanych informacji. Przy tej okazji autor Dąbrowszczaków błędnie opisał jedno z tych zdjęć jako „ukazujące grupę kobiet pędzonych z rampy wyładowczej do selekcji”, podczas gdy nagie osoby z fotografii były już prowadzone do komór gazowych i między innymi z tego względu jest ona tak ważna jako świadectwo Zagłady.

Na koniec recenzji należy wskazać, iż dobrze się stało, że Piotr Ciszewski zdecydował się napisać pracę poświęconą Polakom walczącym w hiszpańskiej wojnie domowej. Nie wnosi ona jednak wiele ponad stan wiedzy ustalony już w okresie PRL. Na plus można w pewnym stopniu zaliczyć podanie przy omówieniu ich szlaku bojowego podstawowych informacji o działalności polskich interbrygadzistów we współczesnym języku. Sprawia to, że osoba chcąca zorientować się w temacie nie jest zmuszona do szukania wiadomości w starych pozycjach z minionej epoki. Niewątpliwym minusem jest brak w przytaczanych opisach walk odwołań do literatury przedmiotu, skoro nie są to własne ustalenia autora. Osobną kwestią jest nieopanowanie materiału, co daje w konsekwencji niepełną rekonstrukcję działalności Polaków w Brygadach Międzynarodowych. Pewną dodatnią wartość stanowią również biogramy dąbrowszczaków, choć i ta część książki Piotra Ciszewskiego nie jest pozbawiona wad.

 

Bibliografia

Azaña M. (2000), Diarios completos: Monarquía, República, Guerra Civil, Barcelona.
Bednarczuk M. (2009), Obraz hiszpańskiej wojny domowej lat 1936–1939 w piśmiennictwie polskim, Toruń.
Beevor A. ( 2009), Walka o Hiszpanię 1936–1939. Pierwsze starcie totalitaryzmów, przeł. H. Szczerkowska, Kraków.
Borgoñoz A. L. (2015), Las Brigadas Internacionales en Castelldefels, Castelldefels.
Chodakiewicz M.J. (1997), Zagrabiona pamięć. Wojna domowa w Hiszpanii 1936–1939, Warszawa.
Courtois S., Panné J.-L. (1999), Cień NKWD nad Hiszpanią, w: Czarna księga komunizmu. Zbrodnie, terror, prześladowania, przeł. K. Wakar i in., Warszawa.
Engel C. (1999), Historia de las Brigadas Mixtas del Ejército Popular de la República, Madrid.
Faligot R., Kauffer R. (1998), Służby specjalne. Historia wywiadu i kontrwywiadu na świecie, przeł. M. Stefańska-Matuszyn, K. Skawina, Warszawa.
Galán J.E. (2010), Niewygodna historia hiszpańskiej wojny domowej, przeł. J. Wąsiński, J. Wołk-Łaniewski, Wrocław–Poznań.
Grzybowski A., Laskowski P. (2018), „Biuletyn Informacyjny CNT-FAI” w języku polskim i jego redaktorka, w: Studia z dziejów anarchizmu, t. 3: Wojna domowa w Hiszpanii (1936–1939), red. R. Skrycki, Chojna.
Leval G. (2009), Wolna Hiszpania 1936–1939, przeł. Iwo Czyż, Poznań.
Majzner R. (2012), Wojna domowa w Hiszpanii 1936–1939 w obserwacjach i analizach Oddziału II Sztabu Głównego Wojska Polskiego, Radomsko.
Mitzner P. (2012), Hiszpania nieprzedstawiona, w: Literatura i socjalizm, red. K. Chmielewska, D. Krawczyńska, G. Wołowiec, Warszawa.
Ochotnicy wolności. Doświadczenia polskich żołnierzy walczących po stronie Republiki przeciwko siłom gen. Franco, „Karta” 2017, nr 90.
Payne S.G. (2009), Pierwsza hiszpańska demokracja. Druga Republika 1931–1936, przeł. i red. P. Skibiński, Warszawa.
Rybałkin Ju. (2000), Opieracja X. Sowietskaja wojennaja pomoszcz’ riespublikanskoj Ispanii (1936–1939), Moskwa.
Ryszka F. (1991), W kręgu zbiorowych złudzeń. Z dziejów hiszpańskiego anarchizmu 1868–1939, t. 1–2, Warszawa.
Ryszka F., Gola B. (1999), Hiszpania, Warszawa.
Stein S. (2015), Moja wojna w Hiszpanii. Brygady Międzynarodowe – koniec mitu, przeł. B. Szwarcman-Czarnota, Warszawa.
Zgórniak M. (2009), Wojna domowa w Hiszpanii w oświetleniu polskiego rządowego piśmiennictwa politycznego i wojskowego z lat 1936–1939, w: Studia i rozprawy z dziejów XVI–XX wieku. Historia, militaria, polityka, Kraków.

Korekta językowa: Beata Bińko




(Prze)budowanie polskości? Dlaczego nie stworzyliśmy mitu fundacyjnego ROKU 1989

Źródło grafiki: http://gim22lodz.blogspot.com/2014/02/

ROBERT TRABA

(Prze)budowanie polskości?
Dlaczego nie stworzyliśmy mitu fundacyjnego ROKU 1989*

 

Nie da się w publicznej debacie odseparować „4 czerwca ’89” od kontekstu obrad Okrągłego Stołu (6 lutego – 5 kwietnia 1989). W swojej istocie oba wydarzenia są nierozerwalnym odzwierciedleniem/fragmentem sporu o definiowanie Polski i narodu polskiego jako wspólnoty wyobrażonej na przełomie XX i XXI w. O ile Okrągły Stół stał się miejscem pamięci (w rozumieniu funkcjonowania w tzw. pamięci żywej), o tyle „4 czerwca ’89” ma dopiero szansę nim się stać… szczególnie po 14 stycznia 2019 r.

Po pierwsze, do 1994 r. publicznej debaty o znaczeniu roku 1989 nie było. Potem, do końca lat 90., wykrystalizowują się dwa konkurujące mity narodzin III Rzeczypospolitej: targowicki, oparty na oskarżeniach przeciw rządowo-solidarnościowemu porozumieniu w Magdalence, oraz liberalno-lewicowy, oparty na doświadczeniu Okrągłego Stołu.

Na początku lat 90. Polska była pogrążona w pierwszym etapie transformacji, a politycznie doświadczona „wojną na górze” i (cytując Piotra Semkę) „lewym czerwcowym”, czyli odsunięciem Jana Olszewskiego od rządów nocą z 4 na 5 czerwca 1992 r. Nie wiem, czy istnieje jakiś związek przyczynowy między książką a rok później nakręconym filmem Nocna zmiana, ale 4 czerwca 1994 r. Adam Michnik opublikował przełomowy artykuł Ani spisek, ani dobroć władzy, który wytyczył nurt debaty publicznej na najbliższe pięć lat. O ile duet Piotr Semka/Jacek Kurski ustanowił „Magdalenkę” jako mit zdrady i spisku, o tyle (patrząc na liczbę odwołań i agresywność polemik, szczególnie gdy redaktor „Gazety Wyborczej” 9 września 1995 r. dopowiedział swoje credo apelem O prawdę i pojednanie, napisanym wspólnie z Włodzimierzem Cimoszewiczem) Adam Michnik w centrum ustawił filozofię kompromisu i pojednania. Jej sensem był Okrągły Stół, a 4 czerwca tylko jej finalną realizacją.

Po drugie, w latach 1999/2000–2004 wyczerpuje się potencjał inicjacyjny „białych plam”, Okrągłego Stołu i w ogóle „roku 1989” jako symbolicznego doświadczenia wspólnotowego Polaków. Głównym narzędziem w procesie budowania „nowej pamięci” było przyjęcie ustawy o powołaniu Instytutu Pamięci Narodowej (1999) i utworzenie Muzeum Powstania Warszawskiego (2004).

Kulminacja pierwsza: stracona szansa

Punktem kulminacyjnym w procesie nadawania „4 czerwca” charakteru powszechnie akceptowanego święta narodowego był rok 2009. Zdaniem intelektualnego zaplecza prezydenta Lecha Kaczyńskiego nastąpił podwójnie „głęboki konsensus demokratycznej wspólnoty politycznej Polaków” co do „posolidarnościowej pamięci aksjologicznej”. Podwójną głębokość procesu miały wyznaczać aksjologia (do tego wrócę w puencie) oraz trwałe umocowanie w społeczeństwie. Dzięki ogromnemu zaangażowaniu wszystkich aktorów publicznej inscenizacji „4 czerwca” (głównie prezydenta Kaczyńskiego, marszałka sejmu Bronisława Komorowskiego, premiera Donalda Tuska i rządu, mediów itp.) w roku 2009 rzeczywiście mogło powstać wrażenie, że zaistniała szansa na synergię. Podział, który symbolizował udział Lecha Kaczyńskiego w obchodach z NSZZ „Solidarność” w Gdańsku, a Donalda Tuska spotkanie z przedstawicielami państw środkowoeuropejskich w Krakowie na Wawelu, nie był jeszcze przepaścią. Masowe zaangażowanie mediów i inicjatyw społecznych tworzyło cienką warstwę spoiwa ponad podziałami. Wówczas też po raz pierwszy w głównym nurcie mediów wybrzmiał apel, by „4 czerwca ’89” odebrać politykom i przekształcić w święto obywatelskie (m.in. Janina Paradowska w „Polityce”).

Równie symboliczne znaczenie miały dwie uchwały sejmu: z 23 stycznia o „uczczeniu rocznicy rozpoczęcia Okrągłego Stołu i odzyskania przez Polskę wolności” oraz z 22 maja „w sprawie uczczenia 20. rocznicy wyborów 4 czerwca 1989 r. i odzyskania przez Polskę wolności”. Jeszcze odwoływano się do obydwu rocznic, ale nie odbiło się to żadnym echem społecznym. Nikt nie miał tyle wyobraźni politycznej, by uchwalić ustawę o święcie narodowym. Opublikowany po raz drugi po 15 latach artykuł Adama Michnika Ani spisek, ani dobroć władzy symbolicznie przeszedł bez echa.

„Tu jest Polska!”

Po trzecie, wszystkie tezy i przewidywania z 2009 r. nie wytrzymały konfrontacji z rzeczywistością roku 2010. Pęknięcie społeczeństwa polskiego na „MY i ONI” definitywnie wyznaczył „rok katastrofy”. Krakowski teatrolog Dariusz Kosiński o tragedii z 10 kwietnia 2010 r. pisał trafnie, że żałobne inscenizacje „wzmocniły poczucie przynależności do wspólnoty wybranej, którą ustanawiali sami manifestanci, regularnie powtarzając takie działania, jak performatywne zawołanie »Tu jest Polska« czy chóralne śpiewanie pieśni patriotycznych (…), które zawierały element wybraństwa i wezwanie skierowane w przyszłość”.

Ci, którzy znajdowali się poza wyznaczoną Polską, w oczywisty sposób stawali się zdrajcami sprawy narodowej. Wszechobecność zdrady i podziału na „prawdziwych” i „nieprawdziwych” Polaków była definitywna.

Kulminacja druga: czas tautologii

Lata 2011–2014 były okresem największej intensywności w upowszechnieniu „4 czerwca ’89”. Jednocześnie – i to jest moje po czwarte – ten okres nazwałbym „tautologicznym”. Słowo „wolność”, które miało być zamachowym kołem aksjologicznym, zmultiplikowane i odmienione we wszystkich przypadkach przez czasem skrajnie różne środowiska, straciło kreatywny społecznie sens i uległo klasycznej zasadzie Kopernika/Greshama: ilość wyparła jakość. Z perspektywy czasu błędem było założenie prezydenta Komorowskiego, że 4 czerwca ’89 „wydaje się rocznicą niekontrowersyjną i oczywistą”.

Prawdopodobnie z powodu tautologii aksjologicznej nie udał się też, teoretycznie bardzo dobry pomysł, uobywatelnienia święta. Sygnał dał prezydent Komorowski, odznaczając 4 czerwca 2011 r. „założycieli i działaczy organizacji pozarządowych, którzy przyczynili się do budowania społeczeństwa obywatelskiego”. Kulminacją były obchody jubileuszowe w 2014 r., gdy prezydent patronował 180 projektom upamiętniającym „4 czerwca ’89”, od ludowych festynów i imprez sportowych po poważne konferencje.

Pozorny sukces odniosła uchwała zgłoszona w 2013 r. przez sejmową Komisję Kultury i Środków Przekazu (z inicjatywy Julii Pitery) ustanowienia 4 czerwca Dniem Wolności i Praw Obywatelskich. 24 maja została ona przyjęta, ale bez nawiązania do skutków obrad Okrągłego Stołu, bo – jak wyraził się poseł PiS, Kazimierz Ujazdowski – „Podstawą wolnej i niepodległej Polski nie są porozumienia Okrągłego Stołu, lecz rozmiar poparcia dla »Solidarności« i dla wolności. Na gruncie prawno-historycznym nie można [takiego nawiązania przyjąć]”.

Jeszcze radykalniej rok później zaprotestowało koło posłów Solidarnej Polski, którzy bezprecedensowo zagłosowali przeciw uchwale rocznicowej z okazji 25. rocznicy Okrągłego Stołu, przygotowanej już przez Prezydium Sejmu.

Konteksty

Spór o „rok 1989” jest kontynuacją „wiecznego” dylematu, czym jest polska tożsamość. Na podstawie analizy rocznicowych tekstów z ostatniego 30-lecia spróbowałem stworzyć rodzaj mentalnej mapy stron, które uczestniczą w sporze. Osią jednej narracji będzie głównie wspominany artykuł Adama Michnika. Nie było bardziej znanego i jasno definiującego tekstu do końca lat 90. Poprzez „kompromis” i „pojednanie” Michnik przedstawił swoje marzenie, obraz Polaków jako wspólnotę wszystkich obywateli Rzeczypospolitej.

Adwersarzem stała się publicystyka nie tyle jednego autora, ile środowisk skupionych wokół – nazwijmy to umownie – szerokiego zaplecza intelektualnego Muzeum Powstania Warszawskiego („Teologii Politycznej” itp.) oraz „Arcanów” i Klubu Jagiellońskiego, później „Do Rzeczy” czy „Sieci”. Kluczową postacią polityczną był prezydent Lech Kaczyński, a zasadnicze znaczenie miały jego tezy wygłoszone z okazji 20-lecia „4 czerwca” w 2009 r. Patrząc na kariery (około)rządowe ludzi z kręgu Klubu Jagiellońskiego, można odnieść wrażenie, że „4 czerwca ’89” funduje dziś wykreowana przez to środowisko ideologia tzw. republikańskiego neosarmatyzmu. Zbieżność tzw. aksjologii neosolidarnościowej z republikańskim neosarmatyzmem jest jedna: „4 czerwca ’89” jest ważny pod warunkiem wykluczenia z narracji Okrągłego Stołu i doświadczenia szeroko rozumianej lewicy. Poza realnym sporem znalazły się środowiska „Naszego Dziennika” (Radia Maryja) i „Gazety Polskiej”, które odrzucały „4 czerwca” jako „zdradę” i „agenturę”, szczególnie w nawiązaniu do obrad Okrągłego Stołu. Niedaleki od takich radykalnych opinii był w pierwszej dekadzie XXI w. również wpływowy historyk, wieloletni szef „Arcanów”, Andrzej Nowak.

List do samorządowców – testament zamordowanego prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza – stworzył nowy wymiar obecności „4 czerwca ’89” w przestrzeni publicznej. Klasyczna obrona atakiem ze strony rządu, polegająca na przekierowaniu uwagi opinii publicznej na 40-lecie pielgrzymki Jana Pawła II i rekonstrukcję rządu, nie wyparła spontaniczności, masowości i siły argumentów gdańskich obchodów.

W kontekście międzynarodowym jeszcze w 2009 r. mieliśmy szansę, by „4 czerwca ’89” z Okrągłym Stołem ugruntowały się w Europie jako zdobycze polskiej rewolucji „Solidarności”. Hasło „Zaczęło się w Gdańsku!” było trafionym sloganem polskiej dyplomacji kulturalnej, szczególnie w Niemczech. Niemcy w tym czasie przygotowały majstersztyk polityki historycznej, mianowicie własny, unikatowy wkład, który nazwali „pokojową rewolucją”. Gdy podczas dyskusji w Niemczech chcę być złośliwy, pytam: „Gdzie są wasi rewolucjoniści?”. Ale nad tym już się nikt nie zastanawia. Europa zna Mur Berliński i friedliche Revolution, a z naszej perspektywy „znowu Niemcy są winni”, bo o polskim doświadczeniu wolności już prawie się nie mówi. Tyle że to my sami zgotowaliśmy sobie ten los!

Przypisy:

*Wykład wygłoszony na konferencji Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego 3 czerwca 2019 r.

 

Korekta językowa: Beata Bińko




Przemoc seksualna w czasie drugiej wojny światowej


Realizacja wideo
dr hab. Piotr WITEK

Współpraca
Andrzej Włoch


Relacja wideo ze spotkania poświęconego książce Joanny Ostrowskiej pt. „Przemilczane. Seksualna praca przymusowa w czasie II wojny światowej”. Jest ona pierwszą publikacją w Polsce podejmującą zagadnienie przymusowych pracownic seksualnych w czasie II wojny światowej. Dotychczas fakt istnienia domów publicznych nie tylko dla SS-manów czy oficerów Wehrmachtu, ale także dla robotników przymusowych i więźniów obozów był tabuizowany. W istocie była to kolejna odsłona przemocy niemieckich nazistowskich władz okupacyjnych wobec kobiet na podbitych obszarach.
Wnikliwe studium historyczne pokazuje zorganizowaną, zbiurokratyzowaną machinę wykorzystania seksualnego kobiet jako formy kontroli seksualności i przymusowej pracy.

O książce dyskutują:
dr Joanna Hytrek-Hryciuk (IPN O/Wrocław)
prof. UŁ Jolanta Kolbuszewska (UŁ)
dr Joanna Ostrowska (Gender Studies UW)
Prowadzenie: dr Ewa Solska (UMCS)




VII interdyscyplinarne seminarium

Szanowni Państwo!!!

Zapraszamy na VII interdyscyplinarne seminarium. Spotkanie poświęcone będzie książce Joanny Ostrowskiej pt. „Przemilczane. Seksualna praca przymusowa w czasie II wojny światowej”. Jest ona pierwszą publikacją w Polsce podejmującą zagadnienie przymusowych pracownic seksualnych w czasie II wojny światowej. Dotychczas fakt istnienia domów publicznych nie tylko dla SS-manów czy oficerów Wehrmachtu, ale także dla robotników przymusowych i więźniów obozów był tabuizowany. W istocie była to kolejna odsłona przemocy niemieckich nazistowskich władz okupacyjnych wobec kobiet na podbitych obszarach.
Wnikliwe studium historyczne pokazuje zorganizowaną, zbiurokratyzowaną machinę wykorzystania seksualnego kobiet jako formy kontroli seksualności i przymusowej pracy.


 O książce dyskutować będą:
dr Joanna Hytrek-Hryciuk (IPN O/Wrocław)
prof. UŁ Jolanta Kolbuszewska (UŁ)
dr Joanna Ostrowska (Gender Studies UW)
Prowadzenie dr Ewa Solska (UMCS)




Zrozumieć „Młodszą Europę”. Misja i historia Instytutu Europy Środkowo-Wschodniej w Lublinie


Realizacja wideo
Dr hab. Piotr Witek


Zrozumieć „Młodszą Europę”. Misja i historia Instytutu Europy Środkowo-Wschodniej w Lublinie

W ramach debaty przybliżona została badawcza, formacyjna i kulturowa działalność IEŚW oraz rola i znaczenie tego typu instytutów w dyplomacji i polityce historycznej, w odniesieniu do relacji między historiografią, pamięcią historyczną i wielowymiarową polityką państwa.

W debacie panelowej udział wzięli:
Prof. Mirosław Filipowicz (KUL),
Prof. Sławomir Łukasiewicz (KUL),
Dr Marek Radziwon (Akademia Teatralna im. A. Zelwerowicza)
Prof. Aleksiej Wasiliew

 




Zrozumieć „Młodszą Europę”. Misja i historia Instytutu Europy Środkowo-Wschodniej w Lublinie

Szanowni Państwo, 
Zapraszamy na VI interdyscyplinarne seminarium pt.

Zrozumieć „Młodszą Europę”. Misja i historia Instytutu Europy Środkowo-Wschodniej w Lublinie.

W ramach debaty przybliżona zostanie badawcza, formacyjna i kulturowa działalność IEŚW oraz rola i znaczenie tego typu instytutów w dyplomacji i polityce historycznej, w odniesieniu do relacji między historiografią, pamięcią historyczną i wielowymiarową polityką państwa.

W debacie panelowej udział wezmą:
Dr hab. Mirosław Filipowicz (KUL), 
Prof. Sławomir Łukasiewicz (KUL), 
Dr Marek Radziwon (Akademia Teatralna im. A. Zelwerowicza).

Instytut Europy Środkowo-Wschodniej został powołany w 2001 roku rozporządzeniem Ministra Spraw Zagranicznych z dnia 5 października (Dz.U. z 2001 r. nr 120, poz. 1296). Działał jako organizacja pozarządowa na prawach jednostki badawczo-rozwojowej w ramach Międzynarodowej Federacji Instytutów Europy Środkowo-Wschodniej, współpracując z Towarzystwem Instytutu Europy Środkowo-Wschodniej. Głównym inicjatorem stworzenia Instytutu był prof. Jerzy Kłoczowski, który został jego pierwszym dyrektorem; od 2013 roku funkcję tę sprawował prof. Mirosław Filipowicz.

Idea IEŚW nawiązywała do aktualnych postulatów nauki historii i potrzeby pamięci kulturowej; pojawił się pomysł, aby przez interdyscyplinarny pryzmat badań, edukacji i dyplomacji historycznej odkrywać na nowo ten swoisty obszar (locus peculiaris) między Bałtykiem, Adriatykiem a Morzem Czarnym, który prof. Kłoczowski nazwał „Młodszą Europą”. Dlatego badania naukowe w polu kontekstowej analizy zjawisk politycznych, kulturowych, społecznych, gospodarczych (zwłaszcza po przełomie roku 1989), a także działalność dydaktyczna i popularyzatorska (staże, seminaria, konferencje, sympozja, publikacje) oraz wielostronna aktywność w skali międzynarodowej (wspieranie procesów integracyjnych i promocja regionu w europejskich i amerykańskich sferach opiniotwórczych), miały skupiać się wokół historii i współczesności Europy Środkowo-Wschodniej, ze szczególnym uwzględnieniem dziejów Rzeczypospolitej Wielu Narodów. Dlatego również istotną częścią działalności Instytutu była współpraca z Ministerstwem Spraw Zagranicznych w kształtowaniu polskiej polityki zagranicznej i tworzenie jej intelektualnego zaplecza, w tym przygotowywanie ekspertyz i opinii dla potrzeb Ministerstwa oraz polskich ośrodków badawczych i dyplomatycznych.

Instytut Europy Środkowo-Wschodniej w Lublinie zakończył działalność 20 grudnia 2018 roku,  zgodnie z ustawą z dnia 9 listopada 2018 roku (Dz.U. z 2018 r. poz. 2270).

 




Polsko-niemieckie miejsca pamięci – relacja wideo


Realizacja wideo:
dr hab. Piotr WITEK
Współpraca:
Andrzej Włoch


Portal ohistorie.eu razem z tygodnikiem POLITYKA i Ośrodkiem Brama Grodzka Teatr NN zorganizował spotkanie wokół „Pomocnika historycznego POLITYKI” i publikacji „Polsko-niemieckie miejsca pamięci”, red. Robert Traba i inni.

W debacie wzięli udział: prof. Robert Traba, red. Adam Krzemiński
Prowadzenie spotkania: Joanna Zętar

Termin: 2 kwietnia 2019 roku, godz. 17:00
Miejsce: Ośrodek „Brama Grodzka – Teatr NN”, ul. Grodzka 21

FB: https://www.facebook.com/ohistorie/?m… https://twitter.com/ohistorie
TT: https://twitter.com/ohistorie




Akcja w samo południe…, a potem wielka „wsypa”

Ppor. Stanisław Łukasik „Ryś”, wiosna 1944 r.

SŁAWOMIR POLESZAK

Akcja w samo południe…, a potem wielka „wsypa”

 

Była sobota 7 kwietnia 1945 r., kończył się właśnie pierwszy tydzień po obchodzonych przez katolików świętach Wielkiejnocy. Były one wyjątkowe, bo pierwszy raz od pięciu lat obchodzone w zupełnie innej atmosferze, bez brzmiącego wszędzie języka niemieckiego, widoku wielkich flag ze swastyką oraz przemierzających miasto patroli niemieckiej żandarmerii. Zdecydowanie częściej można było usłyszeć język rosyjski, natknąć się na szwendających się po mieście sowieckich sołdatów, ale na budynkach urzędów państwowych powiewały biało-czerwone flagi. Nadal między 20.00 a 6.00 rano obowiązywała godzina policyjna. Ta sobota dla urzędów była zwykłym dniem pracy.

Około godz. 10, w pewnych odstępach czasowych, na czwarte piętro kamienicy przy ul. 3 Maja 12/9 w Lublinie, do mieszkania Antoniego Zezuli, dotarło trzynastu mężczyzn – niektórzy z nich to młodzi chłopcy – oraz jedna kobieta. Właściciela nie było w domu. Wczesnym rankiem wyszedł do pracy i nie miał pojęcia, że w jego mieszkaniu odbywa się zbiórka żołnierzy AK – gdyż nadal się za nich uważali, mimo że organizację rozwiązano ponad dwa miesiące wcześniej. Zebraniu przewodniczył dwudziestosiedmioletni wysoki, szczupły i przystojny ppor. AK Stanisław Łukasik „Ryś”. Dla większości zebranych był już okrytym sławą partyzantem. Niektórzy służyli pod jego komendą w ponadstuosobowym 5. plutonie (V/OP 8) odtwarzanego 8. Pułku Legionów, walczącego z Niemcami w 1944 r. w okolicach Lublina. 25 lipca 1944 r. oddział został rozbrojony w Polanówce przez wojska sowieckie. 25 sierpnia NKWD zatrzymało „Rysia” w Motyczu za przynależność do AK. Po kilku godzinach, korzystając z okazji, wyskoczył z drugiego piętra siedziby NKWD przy ul. Chopina 18 w Lublinie. Był odznaczony Krzyżem Walecznych za walki we wrześniu 1939 r. oraz Srebrnym Krzyżem Virtuti Militari za walkę podziemną. Trzy tygodnie wcześniej, 15 marca 1945 r., jego starszy brat Marian, w stopniu podporucznika, poległ w walkach o Wał Pomorski, uczestnicząc w nich w szeregach ludowego Wojska Polskiego (Piekarz 2018, s. 4–6).

Podporucznik „Ryś” oznajmił zebranym, że rozkaz wykonania akcji wydała komenda okręgu. Wyjaśnił, jakie zadanie będzie musiał wypełnić każdy z nich, aby przebiegła ona szybko i zakończyła się pełnym powodzeniem. Niektórzy przyszli na spotkanie z bronią krótką i granatami. Ci, którzy nie mieli uzbrojenia, otrzymali je na miejscu. Przed wyjściem dowódca przekazał podkomendnym trzy litrowe butelki siwuchy (po jednej na czterech). Po wypiciu powoli, w kilkuminutowych odstępach, zaczęli opuszczać mieszkanie. Skierowali się ku głównej arterii miasta, Krakowskiemu Przedmieściu. Ich celem był gmach znajdujący się pod numerem 64. Zbliżała się 12.30, w gmachu Izby Skarbowej znajdowało się około stu interesantów (AIPN, 872/2849, k. 36, 49v; AIPN, 872/2852, k. 84v).

***

Stanisław Łukasik „Ryś” zaczął odnawiać swoje kontakty organizacyjne w lutym 1945 r. W tym właśnie czasie byłe dowództwo okręgu lubelskiego AK przystąpiło na nowo do pracy konspiracyjnej i walki z porządkiem siłą narzuconym przez Związek Sowiecki. Okres ostatniego półrocza (sierpień 1944 – styczeń 1945 r.), a szczególnie czas od października 1944 r. był wielkim wyzwaniem dla struktur konspiracji niepodległościowej na Lubelszczyźnie. Na wskutek działań sowieckich służb specjalnych oraz tworzącego się w bólach rodzimego aparatu represji podziemie poniosło wtedy bardzo dotkliwe straty. Znaczącemu przetrzebieniu uległy komenda Okręgu Lublin AK oraz komendy inspektoratów i obwodów. Dopiero rozpoczęta 12 stycznia 1945 r. operacja wiślańsko-odrzańska spowodowała, że jednostki Armii Czerwonej i NKWD pomaszerowały z terenów Lubelszczyzny na zachód. Umożliwiło to złapanie oddechu przez rozbite czy poważnie nadwątlone ogniwa konspiracyjne.

Oficerowie dowodzący lubelską AK zinterpretowali rozkaz o jej rozwiązaniu wydany 19 stycznia 1945 r. przez gen. bryg. Leopolda Okulickiego „Niedźwiadka” jako wybieg taktyczny. Konieczność kontynuowania walki była dla nich czymś oczywistym. Najlepszym dowodem na to są rozkazy komendanta okręgu płk. Franciszka Żaka „Wira”, „Roga”, który prawdopodobnie 10 lutego 1945 r. wydał pierwszy rozkaz, a trzy dni później kolejny. W pierwszym informował o rozkazie gen. „Niedźwiadka”, ale następnie podał wytyczne do dalszej działalności podziemnej. Zwracał uwagę, że główna walka powinna się odbywać w sferze propagandowej i miały ją prowadzić biura informacji i propagandy. Ponadto szeregi organizacji należało oczyścić z ludzi, którzy podjęli współpracę z nową władzą. Zamierzano też tworzyć listy obejmujące funkcjonariuszy UB, MO i członków PPR, konfidentów oraz wszystkich innych „zasługujących na potępienie”. Szczegółowe wytyczne do dalszej działalności Żak rozpisał w drugim rozkazie. Inspektorzy i komendanci obwodów mieli zorganizować sztaby mogące kierować pracą w terenie. Dowódca komórki likwidacyjnej miał powołać na podległym terenie od trzech do pięciu patroli likwidacyjnych. Wyroki śmierci miały być stosowane wobec „najbardziej niebezpiecznych osobników”. Oddziały zbrojne miały odbijać aresztowanych. Działania propagandowe miały na celu podnoszenie społeczeństwa na duchu. W tym celu miano wydawać prasę oraz ulotki. Jako pilne płk „Róg” traktował uporządkowanie spraw budżetowych podległych ogniw konspiracyjnych, w tym zapewne pozyskiwanie środków finansowych na prowadzenie dalszej działalności (Poleszak 2016, s. 412).

Widoczna jest tutaj wyraźna koincydencja czasowa między rozkazami dowództwa okręgowego a początkiem spotkań organizacyjnych członków grupy ppor. „Rysia”. Na podstawie zachowanych akt procesowych co najmniej częściowo możemy poznać sposób uświadamiania szeregowych, młodych członków organizacji co do otaczającej ich na początku 1945 r. rzeczywistości. Z zeznań wynika, że ludzie skupieni wokół Stanisława Łukasika zaczęli się spotykać w pierwszej połowie lutego 1945 r., a do dnia akcji na Izbę Skarbową tajne zebrania zwołano cztery bądź pięć razy. Wszystkie odbywały się w mieszkaniu Dariusza Malinowskiego „Trapera” przy ul. Lubartowskiej 15/23. Każdemu przewodniczył ppor. „Ryś”. Na jednym ze spotkań był obecny por. Bolesław Kapica (vel Walicki) „Bolesław”, „Szczepan” (w zeznaniach członkowie grupy mówili o nim „Wąsal”). Pod koniec okupacji niemieckiej był on zastępcą komendanta Obwodu Lublin-Powiat AK. Sam miał się przedstawiać jak szef Państwowego Korpusu Bezpieczeństwa. Członkowie grupy byli przekonani, że w czasie, kiedy przybył na spotkanie, występował jako przedstawiciel komendy okręgu lubelskiego AK. Niewykluczone, że tak było, nie udało się jednak tego potwierdzić na podstawie zachowanej dokumentacji. W marcu 1945 r. jedną ze swoich współpracownic poinformował, że pracuje w lubelskim Urzędzie Ziemskim (AIPN, 872/2852, k. 89). Adam Jurak „Kali” zeznał, że na zebraniu ów „Wąsal” miał przekonywać zebranych, iż jako członkowie organizacji są armią rządu londyńskiego, a ich głównym zadaniem jest szerzenie w polskim społeczeństwie propagandy na rzecz tego rządu. „Wąsal” miał podkreślić, że nie można liczyć na walkę zbrojną, gdyż nie ma ona szans powodzenia. Z kolei Eugeniusz Wójtowicz (vel Wysocki) „Mściciel” słowa „Wąsala” zapamiętał tak: „wojska angielskie posuwają się naprzód. Sowieci niedługo wycofają się z naszych terenów i zostanie tylko Wojsko Polskie, w którym my mamy dużo swoich członków AK, i wtedy obejmiemy my, »Armia Krajowa«, rządy w Polsce […]” (AIPN, 872/2849, k. 5). Józef Kroczak (Korczak) „Brodaty” zeznał, że według słów kolegi z oddziału Kazimierza Skalskiego „Groźnego”, uczestniczącego w jednym ze spotkań, mówiono tam o tym, iż rząd komunistyczny zostanie rozwiązany, władzę obejmie zaś rząd polski przebywający w Londynie; wojsko zostanie internowane, do kraju powróci Wojsko Polskie dowodzone przez gen. Władysława Andersa, natomiast armia sowiecka wycofa się do swojego kraju (AIPN, 872/2850, k. 55–55v). Warto zwrócić uwagę, że wizje, jakie roztaczano przed tymi młodymi ludźmi, były bardzo optymistyczne, a zarazem mało realistyczne. Co ciekawe, Marian Tracz, który należał do grupy miejskiej skupionej wokół mjr. Józefa Wojtunia „Sęka”, „Zawieję” (w czasie okupacji pełnił funkcję sędziego podziemnego Wojskowego Sądu Specjalnego), również brał udział w podobnym spotkaniu. Rozmowa ogniskowała się wokół tych samych tematów i przewidywań co do najbliższej przyszłości (AIPN, 872/2849, k. 79).

W połowie marca 1945 r. członkowie grupy ppor. „Rysia” rozpoczęli szkoleniowe kursy wojskowe. Ponadto w tym samym miesiącu „Ryś” wraz z podkomendnymi przeprowadził dwie akcje rekwizycyjne: w cukrowni w Garbowie i w majątku w Palikijach. W pierwszym przypadku na podstawie fałszywych dokumentów wykradli 700 kg cukru, w drugim zaś 20 marca dziesięcioosobowa grupa zabrała ze wspomnianego majątku 300 kg cukru, trzy świnie oraz worek nasion koniczyny. Część zabranego dobytku (być może po spieniężeniu) przekazano przedstawicielowi okręgu, a jakąś część rozdzielono między uczestników akcji. W zeznaniach znajdują się też wzmianki o planach dotyczących druku ulotek, które następnie miały być rozrzucane na terenie miasta (AIPN, 872/2849, k. 10; AIPN, 872/2852, k. 63v; AIPN, 872/2850, k. 56–56v).

Większość osób podległych ppor. „Rysiowi” pochodziła z lubelskich środowisk robotniczych oraz podlubelskich wiosek. Wyjątkiem była Helena Kułaga, która pochodziła z Grębocina w powiecie toruńskim, gdzie jej rodzice posiadali trzydziestohektarowe gospodarstwo rolne i skąd została wysiedlona wraz z matką przez Niemców w 1941 r. Po dotarciu na Lubelszczyznę zamieszkały w Wojciechowie, w powiecie lubelskim. Członkowie grupy legitymowali się przeważnie wykształceniem podstawowym bądź zawodowym, ale byli wśród nich także uczniowie lubelskich szkół średnich (Helena Kułaga miała ukończone cztery klasy gimnazjum). Mimo bardzo młodego wieku znaczna część z tych, którzy wzięli udział w akcji na Izbę Skarbową, miała za sobą kilkumiesięczne doświadczenie służby w szeregach oddziałów partyzanckich pod koniec okupacji niemieckiej, np. Zdzisław Bocian „Grom” w oddziale por. Stanisława Łokuciewskiego „Małego”; Dariusz Malinowski „Traper”, Eugeniusz Wójtowicz (vel Wysocki) „Mściciel” początkowo służyli w oddziale por. Zygmunta Szumowskiego „Przeboja”, po czym przeszli do oddziału ppor. Łukasika „Rysia”, w którym służyli też Adam Jurak „Kali”, Helena Kułaga „Krystyna”, „Pibka”, Ryszard Krawiec „Czarny”, Józef Kroczak (Korczak), Jan Pietrzak „Śmiały” oraz trzech braci Saganów: Kazimierz „Maks”, Stanisław „Jurand” i Zygmunt „Jaś”; Zygmunt Chiszczyński „Bimber” wstąpił do AK jako szesnastolatek, od 1943 r. był żołnierzem oddziału partyzanckiego ppor. Jana Zdzisława Targosińskiego „Hektora”, a później ppor. Bronisława Kozunia „Turnusa”, w Puławskiem.

***

Akcja na Kasę Izby Skarbowej przy ul. Krakowskie Przedmieście 64 miała być bliźniaczą wobec tej z 29 marca 1945 r., kiedy z Banku Gospodarstwa Krajowego Oddział w Lublinie, znajdującego się przy ul. Bernardyńskiej, partyzanci dowodzeni przez mjr. Józefa Wojtunia „Sęka”, „Zawieję” zabrali 500 tys. złotych (AIPN, 872/2851, k. 37). Wtedy akcja przebiegła bez żadnych komplikacji i ani jednego wystrzału.

Do udziału w akcji zostały wyznaczone dwie grupy: uderzeniowa dowodzona przez ppor. Łukasika „Rysia”, składająca się z czternastu osób, oraz ochraniająca pod komendą por. Bolesława Kapicy (vel Walickiego) „Szczepana”, złożona z członków grupy mjr. Józefa Wojtunia „Sęka”, w składzie dziesięcioosobowym. Znamy pełny skład osobowy pierwszej grupy; oprócz dowódcy byli w niej: Zdzisław Bocian „Grom”, Adam Jurak „Kali”, Helena Kułaga „Pibka”, Zenon Klej „Duch”, Ryszard Krawiec „Czarny”, Józef Kroczak (Korczak) „Brodacz”, Jerzy Maj „Malar”, Dariusz Malinowski „Traper”, Zenon Parolewski, Jan Pietrzak „Śmiały”, Kazimierz Sagan „Maks” (vel Zygmunt Zalewski), Stanisław Sagan „Jurand” (vel Andrzej Brzozowski), Eugeniusz Wójtowicz (vel Wysocki) „Mściciel”. Ludzie z grupy uderzeniowej byli bardzo młodzi, warto wspomnieć, że było wśród nich dwóch osiemnastolatków, czterech dziewiętnastolatków oraz dwóch dwudziestolatków. Średnia wieku całej grupy to 22 lata. Zapewne podobnie było w wypadku grupy ochraniającej.

Warto wspomnieć, że pochodzący z Bazylianówki (obecnie dzielnica Lublina) dziewiętnastolatek Zenon Parolewski został odbity w przeddzień akcji na Izbę Skarbową. W godzinach popołudniowych 6 kwietnia do lokalu, gdzie mieszkała Danuta Suszek, a położonym przy ul. Lubartowskiej 16/32, dotarło sześciu młodych mężczyzn ubranych po cywilnemu, by porozmawiać, racząc się alkoholem. Parolewski poznał Suszek kilka lat wcześniej za pośrednictwem jej brata, z którym razem pracował. Wszyscy byli związani z grupą ppor. „Rysia”. Niedługo potem do mieszkania weszło dwóch żandarmów ludowego WP, plut. Władysław Rudnik i kpr. Bogusław Lorenc, którzy nie legitymowali zebranych, lecz poprosili jedynie, by Parolewski (zdezerterował z ludowego WP) poszedł z nimi (AIPN Lu, 0017/1604, k. 37 i n.). Cała trójka odjechała dorożką w górę ul. Lubartowskiej, a następnie Królewską w kierunku Zamojskiej. Będący na spotkaniu ppor. „Ryś” wydał rozkaz natychmiastowego odbicia Parolewskiego. Uczestnicy spotkania (Dariusz Malinowski „Traper”, Zenon Klej „Duch”, Eugeniusz Wójtowicz „Mściciel”, Stanisław Sagan „Jurand”, Ryszard Krawiec „Czarny”) ruszyli w pogoń. Na ul. Królewskiej „Duch” i „Mściciel” wskoczyli na platformę samochodową i dogonili dorożkę na ul. Zamojskiej, na wysokości kamienicy nr 53. Doszło do strzelaniny, w wyniku której plut. Rudnik otrzymał śmiertelny postrzał w głowę, a kpr. Lorenc został lekko ranny. Korzystając z sytuacji, Parolewski zbiegł (AIPN, 872/2849, k. 13v–14, 19). Zważywszy na to, że następnego dnia wszyscy uczestnicy tej akcji mieli wziąć udział w ataku na Izbę Skarbową, postępowanie dowódcy można postrzegać jako dalece ryzykowne, choć podyktowane troską o podwładnego.

Skład grupy ochraniającej znamy tylko częściowo: dowódca – Bolesław Kapica (vel Walicki) „Szczepan”, Andrzej Tęcza „Ikar” (zastępca mjr. Józefa Wojtunia „Sęka”), Zygmunt Chiszczyński „Bimber”, Józef Zalewski „Mors”, Jerzy Pawlik, Leszek Rudzki i Sławomir N.N. (AIPN, 872/2849, k. 64–64v). Jej członkowie byli rozmieszczeni w okolicach budynku Izby Skarbowej. Mieli za zadanie obserwować rozwój sytuacji oraz interweniować, gdyby pojawiło się zagrożenie dla ekipy operującej wewnątrz gmachu.

Z punktu widzenia przeprowadzających akcję budynek, w którym znajdowała się Izba Skarbowa, był położony w bardzo niekorzystnym sąsiedztwie. Najbliżej, w odległości około 80 m od gmachu izby, przy Krakowskim Przedmieściu 47 (róg ul. Ewangelickiej), miały siedzibę PUBP i komisariat MO. W odległości około 200 m, przy ul. Krótkiej 3 i 4, mieścił się WUBP w Lublinie. Z kolei przy ul. Chopina 7 i 18, tj. odpowiednio w odległości około 200 i 500 m znajdowały się siedziby NKWD. Dlatego też atak musiał być niespodziewany i trwać bardzo krótko.

***

Jako pierwsi wkroczyli do Izby Skarbowej „Ryś”, „Duch”, „Traper” i „Jurand”. Na początku obezwładniono wartownika, zabierając mu automat PPSz. Kierownik Izby Skarbowej Wacław Tarnowski zeznał później, że na czas napadu ochrona kasy, którą stanowili milicjanci z IV Komisariatu MO, opuściła swój posterunek. W jego przekonaniu doprowadził do tego por. Kapica „Szczepan” (AIPN, 872/2849, k. 59). Następnie „Ryś”, „Duch”, „Traper” przeszli do sali kasowej, krzycząc do zgromadzonych: „Ręce do góry”. Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami wszyscy zajęli wyznaczone pozycje i wykonywali powierzone im zadania. Wszystkie osoby znajdujące się w środku – według szacunków uczestników akcji w gmachu przebywało około stu osób – miały się położyć na podłodze. Osoby wchodzące do środka w czasie akcji miały być również zmuszone do położenia się na posadzce albo usadzano je na schodach. Przy każdych drzwiach stał partyzant, którego zadaniem było niedopuszczenie, aby ktokolwiek opuścił gmach Izby Skarbowej (AIPN, 872/2850, k. 51–52v; AIPN, 872/2852, k. 61v–62; Leszczyńska 1998, s. 270–271).

Zaraz po wejściu do gmachu „Mściciel” i „Czarny” pobiegli do pokoju, gdzie znajdowała się centrala telefoniczna. W środku nikogo nie było. Przecięli kabel telefoniczny. „Czarny” przyznał później, że nie dysponowali żadnymi danymi wywiadowczymi odnośnie do innych połączeń telefonicznych. To zapewne stało się główną przyczyną niepowodzenia całej akcji (AIPN, 872/2852, k. 63v).

Spośród stojących z podniesionymi rękoma kasjerów wywołali po nazwisku Wacława Tarnowskiego (nazwisko miał podać ppor. „Rysiowi” Kapica) i nakazali mu otwarcie sejfu, co ten uczynił. W trakcie jednego z przesłuchań Tarnowski zeznał, że od 1943 r. pod pseudonimem „Sarna” należał do AK i był podkomendnym ppor. Kapicy. Zabrali pieniądze z sejfu, stołów w sali kasowej oraz szuflad. Całość zapakowali do dwóch walizek, razem 1 179 973 zł. „Duch” i „Jurand” zanieśli walizki z pieniędzmi do dorożki umówionej przez Kułagę. „Jurand” odjechał z nimi na ul. Żytnią 11 (tam mieszkała żona Tadeusza Kwiecińskiego, bliskiego współpracownika Łukasika).

Zapewne w tym samym czasie do gmachu wbiegła grupa funkcjonariuszy pobliskiego WUBP. Kilka minut wcześniej nieznana osoba – prawdopodobnie pracownik Izby Skarbowej – zorientowawszy się, że firma padła ofiarą napadu, powiadomił o tym telefonicznie WUBP. Kierujący urzędem ppłk Faustyn Grzybowski podjął natychmiastową decyzję o wysłaniu na miejsce pięcioosobowej grupy funkcjonariuszy dowodzonej przez por. Antoniego Kulbanowskiego. Był on kierownikiem Sekcji 1 Wydziału I, absolwentem kursu NKWD w Kujbyszewie, skierowanym do Lublina w sierpniu 1944 r. celem tworzenia podstaw lubelskiej „bezpieki”. Funkcjonariusze UB weszli do środka. Nie sposób stwierdzić, dlaczego żadnych działań nie podjęli członkowie dziesięcioosobowej grupy ochronnej por. „Szczepana”. Co więcej, gdy usłyszeli strzały, część z nich się rozbiegła. Jeden z funkcjonariuszy UB tak w swoich zeznaniach opisał dalszy bieg zdarzeń:

na parterze zastałem trzech osobników z bronią w ręku, jeden stał na środku sali, drugi z boku, a trzeci stał z bronią gotową do strzału, skierowaną do ludzi leżących na schodach wiodących na piętro. Dwóch bandytów stało po prawej stronie, pilnując pracowników kasy Izby Skarbowej. W tym czasie trzech bandytów zleciało z piętra na dół, trzymając pistolety w ręku, skierowane do [nas]. Pierwszy odezwał się do por. Kulbanowskiego bandyta, który stał na środku Sali, mówiąc następujące słowa: „Poruczniku, wy Polacy i my Polacy, na co mamy do siebie strzelać?!”, i podszedł z pistoletem do por. Kulbanowskiego, i zaczął się z nim szamotać, chcąc mu wyrwać pistolet. W tej chwili do mnie podskoczył drugi bandyta z pistoletem, mówiąc do mnie, abym oddał, na co ja odpowiedziałem strzałami, kładąc trupem jednego bandytę. W tym czasie drugi bandyta strzelił do mnie, raniąc mnie w nogi i w prawą rękę, ludzie na odgłos strzałów rzucili się do ucieczki, wypychając mnie na ulicę, gdzie straciłem przytomność […] (AIPN, 872/2849, k. 30–30v).

W tym samym momencie por. Kulbanowski strzelił do ppor. „Rysia”, raniąc go w prawą nogę. Życie ocalił mu prawdopodobnie Malinowski „Traper”, strzelając z najbliższej odległości w głowę porucznika UB. W środku prawdopodobnie został zabity Kazimierz Sagan „Maks” (znaleziono przy nim dokumenty na nazwisko Zygmunt Zalewski). Zaczął się bezwładny odwrót grupy „Rysia”. Do kolejnej strzelaniny doszło, gdy do gmachu Izby Skarbowej dobiegły kolejne grupy funkcjonariuszy UB i NKWD. W wyniku wymiany ognia ze strony partyzantów poległ Zenon Parolewski. Ci, którzy próbowali ucieczki w kierunku ul. Chopina, natknęli się na nadbiegających funkcjonariuszy UB i NKWD. W tych okolicznościach ujęto: Adama Juraka „Kalego” (otrzymał postrzał w pierś, rękę i kolano) Eugeniusza Wójtowicza (vel Wysockiego) „Mściciela”, Ryszarda Krawca „Czarnego” i Jana Pietrzaka „Śmiałego” (AIPN, 872/2852, k. 62v–63, 179). Całą czwórkę natychmiast zawleczono bądź przewieziono do pobliskiego gmachu UB przy ul. Krótkiej 4. Tam funkcjonariusze UB przystąpili do natychmiastowych przesłuchań, którym towarzyszyło brutalne bicie i maltretowanie zatrzymanych. Roman Majewski, osiemnastolatek, który również został aresztowany w związku z akcją na Izbę Skarbową, choć nieco później, tak wspominał to, co się z nim działo w areszcie UB przy ul. Krótkiej 4: „bito i pytano nie o to, co ja robiłem i gdzie należałem, ale o nazwiska, pseudonimy, nazwiska kolegów… i tak w kółko do utraty przytomności… w piwnicy za każdym razem innej… pobitych przynosili w prześcieradłach i rzucali… piwnica nie posiadała okienka, zapalali światło, jak kogoś zabierali lub przynosili… przynosili kawę, ale nie było w co nalać… chleb rzucali na ziemię. Oskarżyłbym w zeznaniach nawet ojca i matkę […]” (AIPN Lu, 401/8, k. 84–85). Z zapisów w protokołach przesłuchań wynika, że oficerami śledczymi, którzy prowadzili przesłuchania w czasie dwóch pierwszych dni śledztwa, byli: Aleksander Ogrodowski, Stanisław Wtykło, Zdzisław Grzelak (współpracownik UB). Wraz z rosnącą liczbą aresztowanych do prowadzenia przesłuchań skierowano kolejnych: Mieczysława Smagę, Emila Alborga, Ignacego Skibińskiego, Jana Huszczę, Władysława Palenia i Bolesława Biernata.

Dwóch spośród ujętych bezpośrednio po akcji na Izbę Skarbową (Jurak i Krawiec) urodziło się i mieszkało w Lublinie, Wójtowicz/Wysocki od kilku miesięcy mieszkał przy Lubartowskiej 34/28. Wiedzieli więc znacząco dużo na temat środowiska, kontaktów koleżeńskich i związków organizacyjnych grupy skupionej wokół Stanisława Łukasika. Szczegóły te były niezmiernie cenne dla funkcjonariuszy UB, ponieważ umożliwiały podjęcie dalszych działań śledczych. W zeznaniach kilkukrotnie pojawiła się informacja o tym, że częstym miejscem spotkań było mieszkanie Malinowskiego przy ul. Lubartowskiej 15/23. Co więcej, Krawiec „Czarny” – notabene najmłodszy z uczestników akcji, mający niespełna osiemnaście lat – zeznał, że po zakończeniu akcji jeden z punktów zbornych miał się znajdować właśnie tam. Już o godz. 15.00 pojawili się tam funkcjonariusze UB z oficerem śledczym Aleksandrem Ogrodowskim na czele. W mieszkaniu ujęli całkowicie zaskoczonych Zdzisława Bociana „Groma” i Józefa Kroczaka (Korczaka) „Brodacza”. Zatrzymano również właścicielkę mieszkania Janinę Malinowską. Wcześniej w mieszkaniu przebywali jeszcze Dariusz Malinowski „Traper”, Jerzy Maj „Malar” oraz Helena Kułaga „Pibka”. Ta ostatnia wracała właśnie do tegoż mieszkania, ale z daleka zauważyła przy wejściu samochód i krzątających się żołnierzy. Zawróciła. To pozwoliło jej cieszyć się wolnością przez kilkanaście godzin. Jeszcze tego samego popołudnia funkcjonariusze UB pojawili się w mieszkaniu przy ul. Chopina 15/7, należącym do Mieczysławy Bukartek. Tam właśnie wynajmowała pokój Kułaga. Właścicielkę zatrzymano, a w mieszkaniu urządzono „kocioł”.

W trakcie pierwszego przesłuchania Helena Kułaga próbowała podawać nieprawdziwe informacje (m.in. błędny adres domu przy ul. Żytniej). Wiedza funkcjonariuszy okazała się już jednak wystarczająco szczegółowa, by wychwycili te błędne dane (AIPN, 872/2849, k. 124–124v).

Aresztowania nie ograniczały się do samego miasta. Prawdopodobnie jeszcze 7 kwietnia funkcjonariusze UB pojawili się w Motyczu, gdzie mieszkał dowodzący akcją Stanisław Łukasik. Prawdopodobnie było to efektem zeznań Kroczaka (Korczaka) „Brodacza”, który wyjawił miejsce ukrycia magazynu z bronią w zabudowaniach Łukasika w Motyczu. W czasie rewizji magazyn został odnaleziony przez funkcjonariuszy UB (AIPN, 872/2850, k. 56). Zresztą przyjazd funkcjonariuszy UB do obejścia Łukasików zakończył się doszczętną jego dewastacją, zrabowano m.in. meble i zabrano inwentarz żywy. Nie zastawszy „Rysia”, zatrzymano jego ojca Feliksa Łukasika oraz siostrę Irenę Jurkowską, która w późniejszych zeznaniach tak o tym opowiadała: „W lutym ubiegłego roku [1944 r.] urodziłam przedwcześnie w 7 miesiącu dziecko, które do chwili mego aresztowania miałam przy piersi, i z którym co najmniej dwa razy w tygodniu musiałam być u lekarza. […] zostałam oderwana od dziecka i zbita […]” (AIPN, 872/2852, k. 93). Jej mąż, Aleksander Jurkowski „Igiełka”, wiedząc, co stało się z żoną i teściem, zaczął się ukrywać u znajomych. Udało mu się dotrwać jedynie do 22 kwietnia, kiedy został ujęty.

Z kolei 9 kwietnia zatrzymano Jana Rysia (właśc. Leonard Bielawski), dziewiętnastolatka pochodzącego z Kisielina w powiecie Włodzimierz Wołyński, wcześniej żołnierza 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK. Co prawda nie brał on udziału w akcji na Izbę Skarbową, ale od lutego 1945 r. utrzymywał łączność z grupą „Rysia”, a co gorsza, pożyczył pistolet jednemu z uczestników akcji. Poza tym miał pecha, gdyż jego nazwisko brzmiało tak samo jak pseudonim dowódcy. Początkowo funkcjonariusze UB, tkwiący w błędnym przekonaniu, że pochwycili dowódcę oddziału, wyładowali na nim swoją złość podczas przesłuchania, bijąc go do utraty przytomności (AIPN, 872/2849, k. 75).

Z szacunków Zofii Leszczyńskiej wynika, że w ramach śledztwa prowadzonego w związku z akcją z 7 kwietnia 1945 r. mogło zostać zatrzymanych w sumie około stu osób. Części z nich nie postawiono żadnych zarzutów i po kilkutygodniowym pobycie w areszcie zwolniono (AIPN Lu, 401/8, k. 83). Niektórzy z nich zostali nakłonieni, a raczej zmuszeni do podpisania zobowiązania do współpracy z UB. W ramach jednej sprawy sądowej w stan oskarżenia postawiono 41 osób. Blisko połowa z nich została zatrzymana w ciągu dwóch pierwszych dni prowadzenia śledztwa (7–8 kwietnia). Faktem niezmiernie istotnym jest to, że wśród sądzonych było liczne grono krewnych lub spowinowaconych. Za najbardziej wymowny przykład może posłużyć rodzina Łukasików, ale należy również wspomnieć o Dariuszu Malinowskim i jego matce Janinie, Adamie Juraku i jego ojcu Władysławie, Ryszardzie Łozowskim i jego ojcu Stefanie, braciach Kwiecińskich – Stanisławie i Tadeuszu (ich brat Eugeniusz „Jankowski” był do momentu pojmania przez Sowietów 27 sierpnia 1944 r. zastępcą ppor. „Rysia”), Marianie Traczu i jego teściowej Mariannie Dudek.

***

W momencie odwrotu z gmachu Izby Skarbowej w najtrudniejszym położeniu znalazł się dowodzący akcją ppor. „Ryś”. Był ranny w nogę, co znacząco utrudniało mu poruszanie się. Mimo to po wyjściu z gmachu skierował się do ogrodu przy zborze ewangelicko-augsburskim po przeciwnej stronie ulicy. Tam został dostrzeżony przez dowodzącego obstawą por. Kapicę „Szczepana”. Na jego rozkaz Zygmunt Chiszczyński „Bimber” i Józef Zalewski „Mors” pochwycili rannego i pospiesznie zaprowadzili do pokoju wynajmowanego przez Chiszczyńskiego, w nieistniejącym już budynku kamienicy przy ul. Czechowskiej 3/6. Tam go wstępnie opatrzono. Wysłano też Chiszczyńskiego po lekarza oraz do mieszkania Kułagi przy ul. Chopina 15/7. Okazało się, że te kontakty były nadal aktywne. Po kilkunastu minutach dotarł lekarz, który dokonał oględzin rany i założył opatrunek. Niebawem zjawiła się też Kułaga, przynosząc ze sobą torbę lekarską. Wykonała rannemu zastrzyk przeciwtężcowy (AIPN, 872/2849, k. 62–62v). Zapewne przekazała dowódcy informacje o tym, co zaobserwowała w czasie akcji, oraz o tym, co widziała, przechodząc przez ścisłe centrum miasta. Czy „Ryś” miał świadomość rozgrywających się wydarzeń? Czy mógł uruchomić działania, które przynajmniej w jakimś zakresie zapobiegłyby rozprzestrzenieniu się „wsypy”? Prawdopodobnie miał takie możliwości, choć były one ograniczone. Mógł wysłać łączników na punkty zborne przy ul. Lubartowskiej 15/23 i Żytniej 11, aby ostrzec przebywające tam osoby. Niezbyt duże pole manewru w tej sytuacji było spowodowane przede wszystkim z tego, że osoby uczestniczące w akcji na Izbę Skarbową dużo wiedziały o sobie nawzajem. Wynikało to ze wspólnej działalności konspiracyjnej, wspólnych kontaktów towarzyskich i koleżeńskich. Był to niezmiernie niebezpieczny splot zależności, który bezwzględnie wykorzystali oficerowie śledczy UB.

Schwytanie Stanisława Łukasika „Rysia” stało się dla pracowników WUBP i PUBP w Lublinie priorytetowym celem. Przez kolejne ponad dwa tygodnie umykał on przed depczącymi mu po piętach funkcjonariuszami UB. Wydaje się, że warto szczegółowo prześledzić koleje tej ucieczki; pozwoli to pokazać z jednej strony, ile osób było zaangażowanych w to, aby ten pościg okazał się nieskuteczny, z drugiej zaś – jakie koszty ponosili ludzie, którzy udzielili mu pomocy.

Jeszcze tego samego dnia, 7 kwietnia, około godz. 15 dorożką, w obstawie Zygmunta Chiszczyńskiego, Heleny Kułagi i prawdopodobnie Józefa Zalewskiego „Morsa” „Ryś” dotarł na ul. Biłgorajską 4, gdzie mieszkała żona brata jego ojca (stryjenka). Na kwaterze przeczekano do zmroku. W między czasie Jerzy i Tadeusz Kwiecińscy pozyskali furmankę od właściciela młyna w podlubelskiej wsi Czuby, Kamińskiego. Po zmroku w towarzystwie braci Kwiecińskich, Kułagi i Czesławy Paproty (7 kwietnia Stanisław Łukasik z jej mieszkania przy ul. Łęczyńskiej 6 udał się na akcję) wyjechali z posesji przy Biłgorajskiej 4. Na końcu ul. 1 Maja dosiadł się właściciel furmanki. Następnie dojechali do końca ul. Krochmalnej. Stąd na rozkaz „Rysia” obie kobiety w towarzystwie Jerzego Kwiecińskiego pieszo wróciły do miasta. Natomiast „Ryś”, Tadeusz Kwieciński i Kamiński skierowali się na południowy zachód od miasta, gdzie leżały Czuby (AIPN, 872/2849, k. 105v, k. 124–124v).

Jerzy Kwieciński i Helena Kułaga dotarli do mieszkania przy ul. Skłodowskiej 30/12, gdzie pokoje wynajmowali starszy brat Kwiecińskiego Stanisław oraz on sam. Opowiedzieli Stanisławowi o wydarzeniach mijającego dnia i przenocowali. Kułaga umówiła się z Chiszczyńskim na spotkanie, aby razem wyruszyć do Stasina, gdzie miał przebywać ranny dowódca, sama zaś rankiem 8 kwietnia wróciła do swojego pokoju przy ul. Chopina 15/7. Wpadła tam w „kocioł” przygotowany przez funkcjonariuszy UB. Wcześniej to samo spotkało Chiszczyńskiego.

Nie później niż 11 kwietnia w ręce UB dostała się Czesława Paprota, a nie później niż 16 kwietnia jej los podzielił Stanisław Kwieciński. Paprota za pomaganie Łukasikowi została później skazana na dziesięć lat więzienia. Stanisławowi Kwiecińskiemu zasądzono wyrok pięciu lat więzienia tylko za to, że znał szczegóły sobotnich wydarzeń, o których opowiedzieli mu brat Jerzy i Kułaga, a on nie powiadomił o tym odpowiednich władz.

Brakuje szczegółowych informacji dotyczących tego, przez jaki okres Łukasik przebywał na kwaterze u Kamińskiego we wsi Czuby. Być może tylko dobę. Z zachowanej dokumentacji wynika, że z protokołu przesłuchania opatrzonego datą 8 kwietnia 1945 r. oficerowie śledczy UB wiedzieli, że „Ryś” udał się na kwaterę do tej wsi. Z kolei w zeznaniach Ignacego Tomczyka znajduje się informacja, że nocą 9 kwietnia do jego gospodarstwa we wsi Stasin (wioska położona naprzeciw Czubów, po drugiej stronie trasy kolejowej Lublin–Warszawa) zajechała furmanka z trzema partyzantami. Oprócz „Rysia” byli na niej Klej „Duch” i Malinowski „Traper”. Woźnicą ponownie był Tadeusz Kwieciński. Gospodarz nie był zachwycony pojawieniem się „gości”. Podobno poskutkowała dopiero groźba użycia broni (AIPN, 872/2852, k. 61v, 88). Partyzanci zajęli kwaterę w mieszkaniu, a gospodarz poszedł spać do stodoły. Przebywali tam prawdopodobnie dwie lub trzy doby, przy czym 11 kwietnia Kwieciński dowiózł lekarza, który dokonał oględzin rany i założył „Rysiowi” świeży opatrunek (AIPN, 872/2849, k. 131–131v). Ignacy Tomczyk został zatrzymany nie później niż 25 kwietnia. Zasądzono wobec niego karę śmieci, którą Bolesław Bierut zmienił na dziesięcioletni pobyt w więzieniu.

Prawdopodobnie 12 kwietnia (w zeznaniach pojawiają się również daty 15 i 18 kwietnia) w takim samym czteroosobowym składzie przebyli furmanką kilkanaście kilometrów, by dotrzeć do wioski Wierzchowiska Dolne, kilka kilometrów na południe od miasteczka Bełżyce. Zatrzymali się w gospodarstwie Pachutów, położonym na kolonii, daleko od najbliższych zabudowań. W gospodarstwie mieszkały trzy osoby: Rozalia Pachuta oraz jej trzydziestoletnia córka Bronisława Kierzkowska z jedenastoletnim synem Piotrem Leszkiem. Mąż Bronisławy – Michał Kierzkowski – był przedwojennym policjantem, a od września 1944 r. służył w Komendzie Powiatowej MO w Lublinie w charakterze referenta gospodarczego. Przyjechali w to miejsce, gdyż Stanisław Łukasik je dokładnie zapamiętał, kiedy w pierwszych miesiącach 1944 r. kwaterował tam z partyzantami ze swojego oddziału. U Pachutów zajęli jeden pokój i przebywali tam we trzech: „Ryś”, „Duch” i „Traper”. Wydawało się im, że gospodarstwo położone na uboczu gwarantuje całkowite bezpieczeństwo. Prawdopodobnie nie dochowano jednak wystarczającej ostrożności. W gospodarstwie pojawiali się łącznicy (konno, na rowerze). Była to zapewne sytuacja wcześniej niespotykana w tym obejściu. Prawdopodobnie nie uszła czyjejś uwadze i ktoś poinformował o tym UB. W konsekwencji 23 kwietnia 1945 r. około godz. 15 wokół zabudowań Pachutów znaleźli się funkcjonariusze UB i żołnierze Wojsk Wewnętrznych, wchodzący w skład grupy operacyjnej WUBP w Lublinie dowodzonej przez por. Adama Humera. W tym czasie pełnił on funkcję kierownika Sekcji 8 (Śledcza) Wydziału I WUBP w Lublinie. Gospodarstwo zostało otoczone szczelnym pierścieniem, mimo to współtowarzysze ppor. Łukasika podjęli próbę wyrwania się z okrążenia, ale obaj szybko zostali schwytani. Brakowało tylko „Rysia”. Domowników poddano brutalnemu śledztwu, wypytując, gdzie się on ukrywa. Obie kobiety zapewniały – zresztą Bronisława Kierzkowska podtrzymywała to w czasie śledztwa, tak jak „Traper” i „Duch” – że odszedł wcześniej z kwatery, aby szukać kontaktu z por. Hieronimem Dekutowskim „Zaporą”. Przeprowadzono rewizję, w trakcie której w szafie odnaleziono pistolet Walther (AIPN, 872/2852, k. 90–91). Z ustaleń Zofii Leszczyńskiej wynika, że w czasie pobytu grupy operacyjnej w obejściu Pachutów „Ryś” cały czas też tam przebywał. Kiedy domownicy zorientowali się, że do gospodarstwa zbliża się wojskowa ciężarówka, Rozalia Pachuta zachowała przytomność umysłu i w ostatniej chwili ukryła go pod podłogą werandy. Członkowie grupy operacyjnej kilkukrotnie przechodzili nad jego głową, ale go nie zauważyli (Leszczyńska 1998, s. 114). Po kilku godzinach grupa operacyjna odjechała w kierunku Lublina, zabierając ze sobą dwóch partyzantów i Bronisławę Kierzkowską. Część grupy dotarła do zabudowań Tadeusza Kwiecińskiego w Stasinie. Podczas rewizji w stodole natrafiono na bogato wyposażony magazyn broni – odkopano tam m.in. 4 rkm-y czeskie, 2 automaty, 4 kb, 26 granatów, 2 paczki zapalników do granatów oraz dużo amunicji (AIPN, 872/2849, k. 72) – oraz dwie zakopane walizki z blisko milionem złotych ukrytych po akcji na Izbę Skarbową (AIPN, 872/2852, k. 70). Pozostałych pieniędzy w kwocie około 230 tys. zł funkcjonariusze UB nie odnaleźli, gdyż miał je przy sobie ppor. „Ryś”. Zastanawiające, że już 16 kwietnia 1945 r. z zeznania złożonego przez Wójtowicza (vel Wysockiego) „Mściciela” funkcjonariusze UB wiedzieli, że magazyn broni znajduje się m.in. w zabudowaniach Tadeusza Kwiecińskiego w Stasinie (AIPN, 872/2849, k. 10), ale przez kolejny tydzień nie podjęli żadnych działań, aby to sprawdzić. Czy w tym czasie objęli obserwacją Tadeusza Kwiecińskiego? Zapewne nadal pełnił on funkcję łącznika i utrzymywał kontakt z dowódcą przebywającym w Wierzchowiskach Dolnych. Być może śledząc go, funkcjonariusze UB wpadli na ślad tej kwatery. Jedynym wskazaniem na słuszność tego przypuszczenia jest zapis w akcie oskarżenia, w którym zanotowano, że Tadeusza Kwiecińskiego aresztowano 23 kwietnia 1945 r., w Motyczu, kiedy jechał rowerem od Stanisława Łukasika „Rysia” (AIPN, 872/2851, k. 9v). Jeszcze dokładniejszą lokalizację bunkra u Tadeusza Kwiecińskiego podał w zeznaniu z 22 kwietnia 1945 r. Aleksander Jurkowski „Igiełka”.

W czasie śledztwa próbowano od Bronisławy Kierzkowskiej wydobyć informacje dotyczące siatki współpracowników ppor. „Rysia” w jej rodzinnej wsi i w wioskach położonych w okolicy Bełżyc. Między innymi zabrano ją na rekonesans terenowy, by wskazała „reakcyjne” gospodarstwa służące partyzantom wsparciem. Mimo presji nikogo nie wydała. Podczas pobytu w Bełżycach pozwolono jej – jak się później okazało – po raz ostatni porozmawiać z synem (Leszczyńska 1998, s. 114).

Bronisława Kierzkowska i Tadeusz Kwieciński zostali skazani na karę śmierci, a wyroki wykonano. 9 kwietnia, dwa dni po akcji na Izbę Skarbową, Tadeuszowi Kwiecińskiemu urodził się pierworodny syn. Po zatrzymaniu Kierzkowskiej w areszcie osadzono jej męża Michała. Odzyskał wolność po wykonaniu wyroku na żonie, a 15 sierpnia 1945 r. zwolniono go ze służby w MO (AIPN Lu, 0211/1224).

Ostatnim uczestnikiem akcji, który wpadł w ręce UB w 1945 r., był Jerzy Maj „Malar”. Aresztowano go 12 czerwca w Lublinie (w marcu tegoż roku ukończył osiemnaście lat). Do miasta dotarł jako łącznik oddziału „Rysia”. W tym czasie oddział liczył już około 50 partyzantów. Maja ujęto na skutek prowokacji tajnego współpracownika UB o kryptonimie „Orzeł”. Podczas zatrzymania „Malar” miał przy sobie pistolet Parabellum. Z niekompletnej dokumentacji (brakuje jakiegokolwiek protokołu przesłuchania) wynika, że 14 czerwca 1945 r. skłoniono go do podpisania zobowiązania o współpracy. Miał się posługiwać pseudonimem „Grabarz”. Następnie próbowano go wykorzystać w akcji mającej na celu zlokalizowanie i rozbicie oddziału „Rysia”, operującego niedaleko Lublina. Akcja zakończyła się niepowodzeniem. W zachowanej dokumentacji brak śladów dalszej współpracy z UB (AIPN Lu, 01472, t. 1, k. s. 9–10, 16–18 , 25). 12 października 1945 r. Maj został postawiony przed Wojskowym Sądem Okręgu Lubelskiego. Oprócz zarzutu przynależności do organizacji podziemnej i posiadania broni oskarżono go o udział w akcji z 7 kwietnia 1945 r. Został skazany na karę pięciu lat więzienia. Co ciekawe, uniewinniono go od zarzutu udziału w akcji na Izbę Skarbową ze względu na brak dostatecznych dowodów jego winy. Na mocy amnestii z 2 sierpnia 1945 r. zasądzoną karę darowano w całości i zwolniono go z aresztu (AIPN Lu, 01472, t. 1, 23, 25). Tym samym jedynymi dwoma uczestnikami akcji, którzy uniknęli zatrzymania, byli ppor. Stanisław Łukasik „Ryś” i Stanisław Sagan „Jurand”.

Warto odnotować, że 12 kwietnia 1945 r. funkcjonariuszom WUBP w Lublinie udało się ująć wspomnianego wcześniej mjr. Józefa Wojtunia „Sęka”, „Zawieję”. Po kilku dniach zdołał jednak zbiec z siedziby WUBP (Rok pierwszy…, s. 194–195). Jego grupa uniknęła „wsypy”, gdyż wraz z szerzącymi się aresztowaniami jej członków jako „spalonych” ewakuowano z miasta. Niedługo potem znaleźli się w kilkudziesięcioosobowym oddziale partyzanckim operującym w północno-wschodniej części powiatu lubelskiego, nad którym dowództwo objął mjr „Zawieja”.

***

Przesłuchania osób w prowadzonym śledztwie były bardzo brutalne. Lektura akt sprawy, szczególnie zapisu rozprawy głównej dostarcza w tej materii licznych przykładów. W trakcie przewodu sądowego liczne grono oskarżonych podczas składania wyjaśnień przedstawiło opis zdarzeń niezgodny z treścią przywoływanych na rozprawie zeznań ze śledztwa. Wyjaśniali to okolicznościami, w jakich te zeznania były wymuszane. Z ich opowiadań wyłania się straszliwy obraz bitych i maltretowanych ludzi. W przesłuchaniu i torturowaniu jednego aresztanta brało udział po czterech czy pięciu oficerów śledczych UB. Bici aresztanci, którzy tracili przytomność, byli polewani wodą i nadal ich przesłuchiwano. Podpisywali podsunięte im protokoły przesłuchań. Adam Jurak wyjaśniał: „Nie znam treści tego protokołu, chociaż jest on podpisany przeze mnie. W czasie napadu na Izbę byłem trzykrotnie zraniony, leżałem nieprzytomny i nie wiem, co podpisywałem […]” (AIPN, 872/2852, k. 66v). Z kolei Ignacy Tomczyk dodawał: „Podpisałem je, gdyż byłem tak bity, że podpisałbym nawet wyrok śmierci […]” (tamże, k. 88). Kolejne szczegóły odnoszące się do brutalnego traktowania aresztantów w czasie śledztwa podał Stefan Łozowski: „odczytany mi pierwszy protokół podpisałem po pobiciu mnie, wskutek czego mam odbitą nerkę i cieknie mi ropa z lewego ucha. Podpisałem go pod presją i krzyżykami, gdyż nie mogłem utrzymać pióra w ręku […]” (tamże, k. 68, 77v). Henryk Kołodyński – uczeń jednej z lubelskich szkół średnich, wynajmujący pokój w tym samym mieszkaniu co Zygmunt Chiszczyński – zaprzeczał przynależności do AK i stwierdził, że w czasie akcji na Izbę Skarbową spędzał przerwę świąteczną w domu swoich rodziców w Suchowoli, w powiecie Radzyń Podlaski. Wyjaśniał: „zaprzeczam temu, abym zeznawał tak, jak jest zapisane w odczytanych mi protokołach. Gdy byłem aresztowany i siedziałem na dole przy ul. Krótkiej, dowiedziałem się, że jeden z badanych wskutek pobicia go zmarł […]. Drugi protokół, którego też nie chciałem podpisać, bo go czytałem, podpisałem pod presją, gdyż mi zagrożono, że jeżeli nie podpiszę, to wrócę z powrotem na Krótką, gdzie będę znowuż pobity […]” (tamże, k. 75–75v). Feliks Łukasik, ojciec „Rysia”, był mężczyzną w podeszłym wieku – w czasie śledztwa miał już 65 lat. Nie uchroniło go to przed torturami: „W czasie przesłuchania byłem bity i lany wodą. Złamano mi w czasie bicia sztuczną szczękę, którą okazuje Sądowi, oraz żebro. Sąd stwierdza, że okazana przez osk[arżone]go Łukasika Feliksa, wyjęta z kieszeni i rozpakowana z papieru sztuczna szczęka jest złamana […]” (tamże, k. 89–90v). Z kolei Antoni Zezula twierdził, że w wyniku brutalnego śledztwa częściowo stracił słuch.

Dwa najbardziej skrajne przypadki zakończyły się śmiercią. Śledztwa nie przeżyli Jan Pietrzak „Śmiały” i Józef Kroczak (Korczak) „Brodacz”. Obaj zostali ujęci 7 kwietnia, pierwszy w trakcie wycofywania się z budynku Izby Skarbowej, drugi dwie godziny później, w kamienicy przy ul. Lubartowskiej 15/23. Nie wiemy, ile razy i jak długo byli przesłuchiwani. Zachowało się tylko po jednym spisanym protokole przesłuchania każdego z nich, oba opatrzone datą 7 kwietnia. Pietrzaka miał przesłuchiwać oficer śledczy Aleksander Ogrodowski, a Kroczaka (Korczaka) Bolesław Biernat. Kolejny zachowany w obu przypadkach dokument to świadectwo oględzin lekarskich. W dokumencie oględzin zwłok Pietrzaka z 9 kwietnia 1945 r. lekarz zapisał, że przyczyną śmierci było złamanie kręgosłupa i uszkodzenie rdzenia. Do obrażeń miało dojść na wskutek upadku z dużej wysokości na twardą powierzchnię (AIPN, 872/2850 k. 55). Nie sposób odpowiedzieć na pytanie, czy „Śmiały”, nie mogąc znieść tortur zeskoczył z dużej wysokości, czy też został zrzucony przez funkcjonariuszy UB. Z kolei na podstawie oględzin zwłok Kroczaka (Korczaka) lekarz w dokumencie z 13 kwietnia stwierdził, że zgon nastąpił w wyniku zakażenia ran postrzałowych prawego płuca i lewego uda (tamże, k. 58). Z wyjaśnień Wójtowicza (vel Wysockiego) złożonych na rozprawy wynika, że „Brodacz” w czasie aresztowania nie odniósł żadnych ran. Musiał zatem zostać postrzelony w trakcie przesłuchań. Nie udzielono mu pomocy i zmarł w celi w obecności Wysockiego i innych współwięźniów (AIPN, 872/2852, k. 94).

Nie oszczędzano również kobiet, a przemoc stosowano od momentu zatrzymania. Mąż Adeli Kleszcz Stanisław zeznał, że 7 kwietnia 1945 r. w podlubelskim Maryninie, gmina Konopnica:

[…] przybyło do mieszkania mojej żony 3 oficerów i kilku żołnierzy z Resortu Bezpieczeństwa, którzy wnieśli garnek z nabojami, oświadczyli, że znaleźli go w drwalce pod drzewem, i że żona tę amunicję przechowywała. […] Na oświadczenie żony, że ona po raz pierwszy widzi ten garnek z nabojami, oficer Bezpieczeństwa zapytał: „A gdzie mąż?” Żona odpowiedziała, że jest w czynnej służbie wojskowej. Wówczas oficer uderzył ją po twarzy tak, że aż krew jej z ust poszła i powiedział: „Łżesz, twój mąż bandyta, jest w lesie”. Na dowód, że mówi prawdę, żona okazała mu zaświadczenie o mojej służbie na froncie, lecz oficer nie chciał nawet go oglądać, kazał natomiast żołnierzom brać żonę do samochodu, przyczem ją zbili, stłukli tak, że zemdlała. Dopiero ujął się za nią żołnierz sowiecki, radzący, by jej dali [spokój]. Żonę zaaresztowano i odwieziono do Resortu Bezpieczeństwa do Lublina, zostawiając dwoje małych dzieci bez opieki. […] w Urzędzie Bezpieczeństwa za pomocą bicia zmuszano żonę do przyznania się do czynów, których ona nie popełniła […]. Chociaż na rozprawie żona moja to swoje przyznanie odwołała i wyjaśniła, że zostało ono wymuszone biciem, uznano ją za winną i skazano na 7 lat więzienia […] (AIPN, 872/2852, k. 255v).

W tym czasie mąż Adeli Kleszcz w stopniu chorążego walczył w szeregach ludowego WP na froncie niemieckim.

Mieczysława Bukartek, której jedyną przewiną było to, że w jej mieszkaniu pokój wynajmowała Helena Kułaga, tak wspominała swoje przeżycia w areszcie WUBP przy ul. Krótkiej 4:

Na badanie przed konfrontacją w dniu 18 kwietnia 1945 r. wyszłam z piwnicy mocno zdenerwowana, inne kobiety, które były badane przede mną, wracały z przesłuchań mocno pobite, ja sama zaraz po aresztowaniu zostałam uderzona w twarz i w głowę. Ponadto widziałam osk[arżo]ną Kułagę leżącą w łóżku zbitą i zmaltretowaną […]. Podpisałam sporządzony z góry przez oficera śledczego protokół konfrontacji, ponadto tenże oficer śledczy oświadczył mi, że nie mam się czego obawiać, gdyż i tak, i tak dostanę w zawieszeniu i z tych powodów, a w szczególności mając przed oczyma zmaltretowane kobiety i bojąc się tych samych skutków, protokół konfrontacji podpisałam […] (tamże, k. 77).

Z kolei Krystyna Szymankiewicz stwierdziła:

Byłam w takim stanie, że mogłabym podpisać zeznanie, iż zamordowałam własnych rodziców. Po aresztowaniu mnie byłam zbita, obrzucana wyzwiskami, a ponadto byłam pod wrażeniem, iż w sąsiedniej celi poprzedniego dnia zmarł jeden z aresztowanych, po przesłuchaniu go, wskutek pobicia. […] podsunięto mi do podpisu, przy wprowadzeniu mnie w błąd, a będąc stale pod wrażeniem jęków i krzyków badanych – podpisałam i ten protokół […] (tamże, k. 90).

Spośród osób aresztowanych w okresie od 7 do 23 kwietnia 1945 r., a podejrzewanych o związek z akcją na Izbę Skarbową bądź o związki z osobami, które tę akcję przeprowadziły, lub z oddziałem ppor. „Rysia”, oficerowie śledczy UB postawili w stan oskarżenia 41 osób. Całość śledztwa przeciwko wspomnianym aresztowanym nadzorował kierownik Sekcji Śledczej WUBP w Lublinie por. Adam Humer. 20 maja chor. Aleksander Ogrodowski zamknął śledztwo przeciwko wspomnianym 41 osobom, a 31 maja sporządził akt oskarżenia. Został on następnie zatwierdzony przez por. Humera oraz wiceprokuratora Prokuratury Wojskowej kpt. Czesława Szpądrowskiego (AIPN, 872/2851, k. 3 i n.). 7 czerwca gotowy akt oskarżenia przesłano do Wojskowego Sądu Okręgu Lubelskiego. Proces odbywał się między 16 a 23 czerwca 1945 r. w budynku więzienia na Zamku w Lublinie.

Składowi sędziowskiemu przewodniczył sędzia por. Adam Gajewski, a zasiadało w nim czterech ławników: ppor. Wincenty Okupski, ppor. Juliusz Titz, sierż. Józef Senderski oraz sierż. Aleksander Wojtkiewicz. W składzie sędziowskim sędzia przewodniczący gwarantował zasądzenie surowych kar. Był on przedwojennym absolwentem prawa na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Wprawdzie w sądownictwie wojskowym służył dopiero od początku października 1944 r., ale przed wydaniem wyroku wobec 41 oskarżonych w tej sprawie miał na swoim koncie orzekanie w składach sędziowskich, które wydały ponad 30 wyroków śmierci, z czego aż 21 zostało wykonanych. Po przeniesieniu do Wojskowego Sądu Rejonowego w Gdańsku 3 sierpnia 1946 r. przewodniczył składowi sędziowskiemu, który skazał na karę śmierci Danutę Siedzikównę „Inkę”.

Oskarżeni byli sądzeni na podstawie Dekretu PKWN z 30 października 1944 r. o ochronie Państwa. Z zachowanej dokumentacji wynika, że w czasie procesu pozbawiono ich możliwości skorzystania z obrońców. Tak jak opisałem to wcześniej, w czasie rozprawy liczne grono oskarżonych odwoływało złożone w śledztwie zeznania, gdyż zostały one wymuszone niedozwolonymi metodami śledczymi. Wyrok zapadł 30 czerwca 1945 r. w trzyosobowym składzie sędziowskim: por. Gajewski, ppor. Okupski i ppor. Titz. Wobec czternastu osób (Zdzisław Bocian, Zygmunt Chiszczyński, Adam Jurak, Aleksander Jurkowski, Bronisława Kierzkowska, Zenon Klej, Ryszard Krawiec, Tadeusz Kwieciński, Dariusz Malinowski, Józef Różański, Jan Ryś, Ignacy Tomczyk, Marian Tracz, Eugeniusz Wójtowicz [skazany jako Eugeniusz Wysocki]) orzeczono karę śmierci, utratę praw publicznych i obywatelskich praw honorowych na zawsze oraz przepadek mienia. Wśród skazanych przeważali ludzie bardzo młodzi: jeden osiemnastolatek, sześciu dziewiętnastolatków i dwóch dwudziestolatków. Dokładnie połowa skazanych na karę śmierci uczestniczyła bezpośrednio w akcji na Izbę Skarbową. Ponadto na karę dziesięciu lat więzienia skazano dziesięć innych osób (w tym Feliksa Łukasika, ojca ppor. „Rysia”, i jego siostrę Irenę Jurkowską, której mąż otrzymał wyrok śmierci); sześć osób skazano na kary od pięciu do ośmiu lat więzienia; sześć osób otrzymało kary w zawieszeniu, cztery uniewinniono, a jedną wyłączono z procesu (AIPN, 872/2852, k. 181 i n.; Kielasiński 1997, s. 207 i n.). Jedyną osobą uczestniczącą w akcji na Izbę Skarbową, wobec której nie orzeczono kary śmierci, była Helena Kułaga. Skazano ją na siedem lat więzienia.

Skazani na karę śmierci skierowali prośbę o ułaskawienie do marsz. Michała Roli-Żymierskiego, naczelnego dowódcy WP. Prezes Wojskowego Sądu Okręgu Lubelskiego ppłk Konstanty Krukowski napisał: „Biorąc pod uwagę wyjątkowo silne napięcie złej woli u wszystkich skazanych i szkodliwe następstwa ich czynów dla Państwa, uważamy, że wszyscy skazani na łaskę nie zasługują i wnosimy o nieskorzystanie z prawa łaski w stosunku do wszystkich skazanych […]” (AIPN, 872/2852, k. 166). Podobne zdanie wyraził naczelny szef Sądownictwa Wojennego gen. Aleksander Tarnowski. Zgodnie z jego sugestią wyrok został zatwierdzony przez marsz. Rolę-Żymierskiego. 6 lipca 1945 r. Bolesław Bierut, przewodniczący Krajowej Rady Narodowej, skorzystał z prawa łaski jedynie wobec Ignacego Tomczyka, u którego tak jak u Bronisławy Kierzkowskiej przez kilka dni ukrywała się ta sama trójka partyzantów.

8 lipca 1945 r. wypadał w niedzielę. Tego dnia – po upływie niemal trzech miesięcy od akcji na Izbę Skarbową – zaplanowano egzekucję dwunastki skazańców (zapis w protokole wykonania kary śmierci Tadeusza Kwiecińskiego wskazuje, że zabito go trzy dni później, 11 lipca, o godz. 9.00). Jak wynika z protokołów wykonania kary śmierci, począwszy od godz. 13.05 w podziemiach lubelskiego Zamku, w pięciominutowych odstępach, pluton egzekucyjny rozstrzeliwał kolejnych więźniów. W poszczególnych protokołach znajduje się informacja, że przy egzekucji każdego z nich obecni byli: prokurator, lekarz dr por. Zdzisław Lorenc, ksiądz mjr Antoni Jaworski, komendant więzienia ppor. Michał Sawczak oraz dowódca plutonu egzekucyjnego Tadeusz Flor, ponadto zapewne kilku żołnierzy. Jako pierwszą rozstrzelano Bronisławę Kierzkowską. Była drugą – obok Zofii Pelczarskiej „Ciotki” – kobietą zamordowaną w więzieniu na Zamku w Lublinie (AIPN, 872/2852, k. 236 i n.). Zwłoki wszystkich rozstrzelanych zakopano w bezimiennych mogiłach na cmentarzu rzymskokatolickim przy ul. Unickiej w Lublinie.

Marszałek Rola-Żymierski rekomendując Bolesławowi Bierutowi nieskorzystanie z aktu łaski wobec skazanych, zgodził się równocześnie z propozycją gen. Aleksandra Tarnowskiego, aby wyrok ogłosić w lubelskiej prasie, czego wcześniej nie czyniono. Dwa dni po wykonaniu wyroków, 10 lipca, na pierwszej stronie „Sztandaru Ludu”, dziennika PPR, ukazał się tekst pod wymownym tytułem Wyrok śmierci na faszystowsko-akowskich bandytów sprawców napadu na Kasę Izby-Skarbowej w Lublinie. Opisano w nim między innymi szczegóły działalności grupy „Rysia”, którego określano mianem herszta. Przedstawiono też szczegóły akcji na Izbę Skarbową. Znalazła się tam nieprawdziwa informacja, jakoby w czasie akcji zginęło dwóch funkcjonariuszy UB, Wiktor Sawicz i Lucjan Grum, nie podano natomiast personaliów faktycznej ofiary, czyli por. Antoniego Kulbanowskiego. Co najistotniejsze, zamieszczono dane personalne trzynastu straconych osób, wraz ze szczegółowymi informacjami dotyczącymi ich udziału w akcji (niektóre były nieprawdziwe) oraz ogłoszono, że wyroki zostały wykonane 8 lipca 1945 r. Artykuł ten w zamiarach pomysłodawców miał służyć przede wszystkim zastraszeniu społeczeństwa („Sztandar Ludu”, 10 lipca 1945).

Co niezmiernie intrygujące, w tej samej notatce, w której opowiadał się przeciwko skorzystaniu z prawa łaski, marsz. Żymierski prosił Bieruta o zarządzenie dochodzenia, którego celem miało być ustalenie, co stało się z pieniędzmi odzyskanymi przez funkcjonariuszy UB po akcji na Izbę Skarbową, jak również z cukrem zabranym w cukrowni w Garbowie (AIPN, 872/2852, k. 180v).

***

Według planu akcja z 7 kwietnia 1945 r. na Izbę Skarbową miała przebiec błyskawicznie i przynieść wymierny efekt, czyli zdobycie funduszy potrzebnych na prowadzenie dalszej działalności podziemnej. Co prawda partyzantom udało się zdobyć prawie 1,2 mln zł, ale koszty własne okazały się olbrzymie: w trakcie akcji zginęło dwóch członków grupy uderzeniowej, a co najgorsze, czterech kolejnych wpadło w ręce UB. To stało się przyczyną dalszych tragicznych wydarzeń. Łączenie więzi towarzyskich z działalnością konspiracyjną, nieprzestrzeganie podstawowych wymogów pracy podziemnej spowodowało, że ujęci dysponowali wiedzą, która wydobyta z nich torturami posłużyła funkcjonariuszom UB do kolejnych zatrzymań, co spowodowało „wsypę” wśród członków oddziału ppor. „Rysia” oraz w jego najbliższego otoczeniu. Jedną z głównych przyczyn tego, co nastąpiło w konsekwencji akcji z 7 kwietnia, było niezbyt wnikliwe przeprowadzenie wywiadu przed akcją, przez co nie ustalono, że w Izbie Skarbowej oprócz głównej linii telefonicznej istniała linia zapewniająca łączność z miastem z pominięciem głównej centrali, którą partyzanci zniszczyli.

Jedyni członkowie grupy uderzeniowej, którym udało się ocaleć przed „wsypą”, znaleźli schronienie w oddziałach partyzanckich. Po wyleczeniu rany ppor. „Ryś” zaczął organizować oddział zbrojny, który w czerwcu 1945 r. podporządkował się rozkazom kpt. Hieronima Dekutowskiego „Zapory”, dowódcy zgrupowania partyzanckiego, i występował w nim jako 4. kompania. W szeregach oddziału ppor. „Rysia” znaleźli się Jerzy Maj „Malar” oraz zapewne Stanisław Sagan „Jurand”. Dowódca i „Jurand” ujawnili się w październiku 1945 r. na podstawie amnestii z 2 sierpnia 1945 r. „Ryś” po kilku miesiącach powrócił w szeregi konspiracji, kontynuując walkę na tym samym stanowisku, u boku tego samego dowódcy, aż do wiosny 1947 r., kiedy ujawnił część swoich podkomendnych. 16 września 1947 r. schwytało go w okolicach Nysy UB podczas próby przekroczenia granicy polsko-czechosłowackiej wraz z siedmioma współtowarzyszami. Postawiony przez komunistycznym sądem, został skazany na karę śmierci i stracony 7 marca 1949 r. w więzieniu mokotowskim w Warszawie (Poleszak 2014, s. 30–35).

***

Mimo pełnego dostępu do zasobu archiwalnego oraz istniejącej literatury przedmiotu zdarza się, że akcja z 7 kwietnia 1945 r. na Izbę Skarbową jest opisywana błędnie. Przykładem takiego niefrasobliwego podejścia jest broszura Hieronim Dekutowski „Zapora”. Rówieśnik Niepodległej. 24.09.1918 – 7.03.1949 autorstwa Pawła Skroka i Tomasza Panfila, która została wydana przez Instytut Pamięci Narodowej Oddział w Lublinie w 2018 r. Czytamy w niej: „Siódmego kwietnia Dekutowski przeprowadził brawurową akcję ekspropriacyjną – z lubelskiego banku zabrano ponad milion złotych. Następnie zgrupowanie ruszyło na południe, w stronę Karpat” (Skrok, Panfil 2018, s. 9). Niezmiernie ciekawe jest to, z jakiego źródła autorzy wydobyli tę nieprawdziwą informację. A wystarczyło sięgnąć do wydanej w tej samej serii kilka miesięcy wcześniej, również przez lubelski IPN, przywoływanej w moim tekście broszury autorstwa Artura Piekarza, aby uniknąć tej kompromitującej pomyłki…


GALERIA ZDJĘĆ

Pochodzenie zdjęć: 1–4 zbiory IPN O/Lublin; 6–8 AIPN; 5, 10 – Sławomir Poleszak


Bibliografia

Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej w Warszawie (AIPN)
872/2849–2852, Akta w sprawie Wysockiego Eugeniusza s. Mikołaja i innych członków AK z grupy „Rysia”
Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej Oddział w Lublinie (AIPN Lu)
0017/1604, Akta śledcze dotyczące Danuty Suszek
01/472, t. 1–2, Akta śledcze dotyczące Jerzego Maja
0211/1224, Teczka personalna funkcjonariusza MO Michała Kierzkowskiego
401/8, t. 5, Materiały dodatkowe do sprawy O. 405/45 dot.: Wysocki Eugeniusz i inni
Kielasiński Marek (1997), Raport o zabijaniu. Zbrodnie sądów wojskowych na Zamku w Lublinie, Lublin.
Leszczyńska Zofia (1998), Ginę za to co najgłębiej człowiek ukochać może. Skazani na karę śmierci przez sądy wojskowe na Zamku lubelskim (1944–1945), Lublin.
Piekarz Artur (2018), Stanisław Łukasik „Ryś” 2 VIII 1918 – 7 III 1949. Rówieśnik Niepodległej, Lublin.
Poleszak Sławomir (2016), Polskie podziemie niepodległościowe, w: Dzieje Lubelszczyzny 1944–1956. Aspekty polityczne, red. Tomasz Osiński, Mariusz Mazur, Lublin.
Poleszak Sławomir (2014), Siedmiu z „Łączki”, „Pamięć.pl”, nr 3.
Rok pierwszy. Powstanie i działalność aparatu bezpieczeństwa publicznego na Lubelszczyźnie (lipiec 1944 – czerwiec 1945) (2004), wstęp Sławmir Poleszak, wybór i oprac. Leszek Pietrzak, Sławomir Poleszak, Rafał Wnuk, Mariusz Zajączkowski, Warszawa.
Skrok Paweł, Panfil Tomasz (2018), Hieronim Dekutowski „Zapora”. Rówieśnik Niepodległej. 24.09.1918 – 7.03.1949, Lublin.
„Sztandar Ludu”, 10 lipca 1945, nr 100.

Korekta językowa: Beata Bińko

Autor składa podziękowania za pomoc Panu Arturowi Piekarzowi.