Wywiad, szpiedzy, agenci Historia jak powieść sensacyjna

Wywiad, szpiedzy, agenci. Historia jak powieść sensacyjna

W rozmowie udział biorą:

Andrzej Brzeziecki i prof. Rafał Wnuk

Realizacja Wideo i podcastu:

dr hab. Piotr Witek, prof. UMCS




Wycinanki (37)

WOJCIECH WRZOSEK

Wycinanki (37)

Wyciąłem tendencyjnie 39 z 80 tez o socjalizmie Leszka Kołakowskiego. To sentencje w stylizacji wiedzionej pytaniem, czym on nie jest. Te zaś wzięte są z tekstu kolportowanego po kraju, jak donosi autor wyboru pism Zbigniew Mentzel, jednocześnie datując je na rok 1956[1].

„Powiemy wam, czym jest socjalizm. Ale najpierw, czym nie jest. A na tę sprawę mieliśmy kiedyś zupełnie inny pogląd niż obecnie.

Otóż: Socjalizm – pisał Kołakowski – nie jest:

Społeczeństwem, gdzie pewien człowiek jest nieszczęśliwy, ponieważ mówi to, co myśli, a inny jest nieszczęśliwy, ponieważ nie mówi tego, co myśli;

Społeczeństwem, gdzie pewien człowiek żyje lepiej, ponieważ nie myśli w ogóle;

Społeczeństwem, gdzie pewien człowiek, który nie popełnił przestępstwa, czeka w domu na przyjście policji;

Społeczeństwem, gdzie jest przestępstwem być bratem, siostrą, żoną lub synem przestępcy;

Społeczeństwem, gdzie pewien człowiek jest nieszczęśliwy, ponieważ jest Żydem, a inny czuje się lepiej, ponieważ nim nie jest;

Państwem, w którym ktoś żyje lepiej, ponieważ wychwala przywódców państwa;

Państwem, w którym ktoś jest skazany bez sądu;

Społeczeństwem, którego kierownicy mianują sami siebie na swoje stanowiska;

Państwem, gdzie się jest zmuszanym do kłamstwa;

Państwem, gdzie tchórzom żyje się lepiej niż odważnym;

Państwem, które daje nagrody grafomanom oraz lepiej od malarzy wie, jakie malarstwo jest najlepsze;

Państwem, które pragnie, by wszyscy obywatele myśleli to samo o filozofii, polityce zagranicznej, gospodarce, literaturze i moralności;

Państwem, którego rząd określa, jakie swobody przysługują obywatelom, natomiast obywatele nie określają, jakie swobody przysługują rządowi;

Państwem, gdzie się odpowiada za swoich przodków;

Jedynym krajem odosobnionym;

Państwem, które posługuje się hasłami nacjonalistycznymi;

Państwem, którego rządy sądzą, że nie ma nic ważniejszego od ich władzy;

Państwem, które chce, żeby ministerstwo spraw zagranicznych kształtowało bieżący światopogląd dla całej ludzkości;

Państwem, gdzie rasiści cieszą się wolnością;

Państwem, którego rząd zawsze wie, jaka jest wola ludu, zanim go zapyta o zdanie;

Państwem, gdzie pewien pogląd na historię świata jest obowiązujący;

Państwem, gdzie wyniki głosowania w parlamencie zawsze dają się nieomylnie przewidzieć;

Państwem, które ma monopol na udzielenie swoim obywatelom całej wiedzy o świecie;

Państwem, które sądzi, że wolność polega tylko na posłuszeństwie dla państwa;

Państwem, które uważa, że nie ma różnicy między tym, co prawdziwe, i tym, w co wiara jest dla niego korzystna;

Państwem, które sądzi, że zawsze miało rację;

Państwo, w którym historia jest na usługach polityki;

Państwem, które zawsze jest z siebie niesłychanie zadowolone;

Państwem, które mówi, że świat jest bardzo skomplikowany, ale naprawdę myśli, że świat jest nadzwyczaj prosty;

Państwem, które jest przekonane, że nikt nigdy na świecie nie może wymyślić nic lepszego;

Państwem, które wierzy, że wszyscy się nim zachwycają, chociaż jest przeciwnie;

Państwem, które wyznaje zasadę: oderint dum metuant[2];

Państwem, które samo określa, kto i jak może je krytykować;

Państwem, w którym należy codziennie przeczyć temu, co się głosiło wczoraj, i stale wierzyć, że się zawsze głosi to samo;

Państwem, gdzie wielu ignorantów uchodzi za uczonych;

Państwem, którego rząd pragnie, aby wszystkie formy organizacji społecznej były przez niego zaplanowane;

Państwem, które bardzo nie lubi, żeby jego ustrój analizowali uczeni, a bardzo lubi, kiedy to robią lizusi;

Państwem, które zawsze wie lepiej, na czym polega szczęście każdego poszczególnego obywatela, niż on sam;

Państwem, które nie poświęcając niczego dla jakichkolwiek zasad ideowych, wierzy zarazem, że jest pochodnią postępu.

***

To była część pierwsza – kończy Leszek Kołakowski. – A teraz – słuchajcie uważnie! – powiemy wam, czym jest socjalizm – dodaje i kwituje:

Otóż

Socjalizm jest to ustrój, który… eh!, co tu dużo mówić! Socjalizm jest to naprawdę dobra rzecz[3].


[1] L. Kołakowski, Czym jest socjalizm, w: Pochwała niekonsekwencji. Pisma rozproszone z lat 1955–1968, przedmowa, wybór, oprac. Z. Mentzel, Warszawa 1989, t. 2, s. 111–113. Tam jeszcze 41 sentencji Kołakowskiego o socjalizmie.

[2] Oderint, dum metuant (łac.) – niech nienawidzą, byle się tylko bali (Akcjusz).

[3] L. Kołakowski, Czym jest socjalizm…, s. 113.


Korekta językowa: Beata Bińko




Wycinanki (36)

Paris, rue Fernand Braudel

WOJCIECH WRZOSEK

Wycinanki (36)

Fernand Braudel, jeden z gigantów XX-wiecznej historiografii, oprócz światowego sukcesu swej twórczości[1] zaznał smaku niepowodzenia[2].

Mimo aktywnych zabiegów koncepcyjnych, organizacyjnych i instytucjonalnych nie udało się mu przeforsować reformy szkolnej edukacji historycznej. Braudel oferował klasie maturalnej zreformowany nowoczesny kurs wiedzy o współczesności, z historią na czele[3]. Reforma nauczania historii w ostatniej klasie szkoły średniej pod postacią prezentacji cywilizacji współczesnych w drugim i trzecim trymestrze natrafiła na kłopoty przy uzgodnieniach w komisji ministerialnej, a później i na opór w praktyce. Jedni uznawali podręcznik za zbyt trudny, stosujący nowe dla uczniów kategorie teoretyczne, inni zrazu proponowali, aby użyć go jako materiał pomocniczy dla nauczycieli[4].

Braudel porażkę reformy podsumował wiele lat później, w październiku 1985 r., w swym ostatnim bodaj publicznym wystąpieniu na kolokwium w Châteauvallon:

Komisja obradowała przez osiem dni. Nie sformułowała żadnej konkluzji. Nie byłem za to odpowiedzialny. Gdybym był odpowiedzialny za program od pierwszej klasy, uczyłbym tradycyjnej historii, historii narracyjnej; opowiadałbym, zatrzymywałbym się, wyjaśniałbym zagadnienia nieco ważniejsze i od czasu do czasu podejmował zagadnienia społeczne, gospodarcze itp., a koncentrowałbym się na l’histoire nouvelle-nouvelle i nouvelle-nouvelle-nouvelle w ostatnich klasach[5]. Uważam za okropne i obrzydliwe przepytywanie dzieci na maturze ze zdarzeń z lat 1945–1985, tj. o to, co dzieje się teraz. Gdybym był egzaminatorem, oblałbym na maturze każdego historyka. Osobiście oblałbym samego siebie. I macie rację, bijąc mi dzisiaj brawo[6].

Protest Braudela dotyczył odpytywania maturzystów na egzaminie z historii z bieżących wydarzeń politycznych. Mogę się domyślać, co Braudel miał na myśli w 1985 r. La nouvelle histoire ma tyle wcieleń, że przypuszczać można, iż chodzi o historię antyzdarzeniową, procesualną, strukturalną, scjentystyczną, modernistyczną, a może i tę, która na jej miejsce, w sprzeciwie wobec modernizmu umiarkowanego Braudela, wchodziła na arenę dziejową. Myślę, że tu w edukacji nie chodziło o historię polityczną, lecz historię cywilizacji światowych, w skrócie mówiąc, mogło chodzić o tę wizję historii dla maturzystów, którą znajdujemy w Gramatyce cywilizacji. Stąd te kolejno po sobie „nowe, nowe historie”.

W Châteauvallon tak Braudel komentował okoliczności reformy sprzed ponad ćwierćwiecza:

Na dziesięć razy dziewięć mnie przegłosowywano. Jako reformator jestem, to prawda, w głębi duszy człowiekiem lewicy. Lecz choć naciskany z prawej i lewej, pozostałem dzięki dobrej wierze człowiekiem ani lewicy, ani prawicy. Kiedy ostatnio lewica doszła do władzy, miała rację, likwidując to i owo, ale nie należało upaństwawiać tego, co upaństwowiono. To właśnie, co widziałem we Włoszech, zweryfikowało moją opinię. Poza tym nie myślę, wychodząc od przesłanek teoretycznych, lecz analizuję konkretne dane[7].

Czy mamy jakieś doświadczenia w korzystaniu z Gramatyki cywilizacji Braudela jako podręcznika akademickiego?[8]


[1] Bibliografia prac Braudela i prac o nim to „nieprzeliczalny” spis. Trudno wyobrazić sobie jakieś świadectwa sukcesu intelektualnego ponad te, które spotkały Fernanda Braudela jeszcze za życia; https: //www.google.com/search?source=univ&tbm=isch&q=Braudel+foto.

[2] M. Aymard, Braudel uczy historii, w: F. Braudel, Gramatyka cywilizacji, tłum. H. Igalson-Tygielska, Warszawa 2006, s. 1–13; https://www.persee.fr/doc/ahess_0395-2649_1958_num_13_1_2713; to sprawozdanie dla rządu ze stanu nauk społecznych, sporządzone przez Braudela na życzenie ministra, jest de facto kapitulacją zespołu projektującego reformę edukacji historycznej w duchu Braudela; zamieszczone pod postacią artykułu w pierwszym tomie „Annales” z 1958 r.

[3] W drugiej połowie lat pięćdziesiątych i na początku lat sześćdziesiątych, a więc między sukcesem Méditerranée (1946–1949) a jego drugim wydaniem w 1966 r., między słynnymi artykułami w „Annales” ESC a pierwszym wydaniem Civilisation, pracował Braudel nad reformą edukacji historycznej.

[4] Maurice Aymard, przedstawiciel ścisłego grona szkoły Annales, tak właśnie relacjonuje recepcję podręcznika lansującego reformę. Istotny zamysł modernizujący nauczanie ostał zawarty w napisanym przez Braudela fragmencie w: S. Baille, F. Braudel, R. Philippe, Le monde actuel. Histoire et civilisations, Paris 1963. Braudel wiele lat później referował swoje stanowisko w sprawie programów nauczania historii w artykule dla „Corriere della Sera”. Artykuł ten zamieszczono Zamiast przedmowy w polskim wydaniu Gramatyki cywilizacji (zob. przyp. 1, s. 23–27). Jeszcze w 1966 r. Gramatyka cywilizacji ukazała się jako podręcznik akademicki w Hiszpanii, we Włoszech zaś w wydaniu kieszonkowym w Einaudi, PBE. W Polsce według wydania Flammarion z 2002 r. – w 2006, jako podręcznik akademicki dotowany przez nasze MEiN, a także przez francuskie MSZ i kilka instytucji francuskich.

[5] Przyczynek do kwestii to tomy pod tym tytułem pod redakcją Jacques’a Le Goffa czy choćby popis klasy intelektualnej, finezji i kultury dyskusji: https://enseignants.lumni.fr/fiche-media/00000001129/la-nouvelle-histoire-presentee-par-jacques-le-goff.html.

[6] „La commission s’est tenue pendant huit jours. Elle n’est pas arrivée à la moindre conclusion. Donc, je ne suis pas responsable. Mais si j’étais responsable, jusqu’à la classe de 1ère, j’eneignerais l’histoire traditionnelle, l’historie-récit: on raconte, on s’arrête, on exlique une chose peu plus importante, et de temps on glisse des remarques de sociologie, économie sociale, etc.; et je concentrerais «l’histoire nouvelle-nouvelle» et «nouvelle-nouvelle-nouvelle» dans les classes de terminale. Parce gue je trouve affreux, abominable, gu’on interrogue au bac les enfants sur la période de 1945 à 1985 comme on le fait aujourd’hui. Je suis sûr gue si j’étais examinateur je collerais n’importe quel historien au bachot. Et si je m’interrogeais moi-même, je me collerais personnellement! Vous avez raison de m’applaudir”. Une leçon d’histoire de Fernand Braudel. Châteauvallon. Journées Fernand Braudel 18, 19 et 20 octobre 1985, Arthaud-Flammarion, Paris 1986, s. 223.

[7] „Dix fois pour une, j’ai été blackboulé. En tant que réformateur, je suis un homme de gauche en profondeur, c’est vrai. Mais j’ai été chahuté par la gauche et par la droite dans la mesure où ma bonne volonté a fait de moi un homme ni de droite, ni de gauche. Quand la gauche est arrivée au pouvoir dernièrement, Elle a eu raison de briser beaucoup de choses, mais pas de nationaliser comme elle l’a fait. C’est ce que j’ai vu en Italie qui a commandé mon jugement. Je ne réfléchis pas sur un plan théorique, mais d’après des données immédiates”. Tamże, s. 218–219.

[8] Opalającej się na Cap-d’Agde Naturist Village dziewczynie zaproponował drinka młodzian na wakacjach. Kiedy dowiedział się, że studiuje historię w Polsce i nie słyszała o Braudelu, po południu nie stawił się już na umówione spotkanie.


Korekta językowa: Beata Bińko




Wycinanki (35)

WOJCIECH WRZOSEK

Wycinanki (35)

W 1985 r., ostatnim roku życia Fernanda Braudela, w kolejnym roku splendorów za życia[1], a także już po śmierci padały słowa uznania, na które w ciągu ostatniego stulecia bodaj nikt inny w świecie francuskim nie zasłużył:

„Le Quotidien de Paris” w nagłówku: „Człowiek, który zmienił bieg historii”. „L’Express” opublikował artykuł Emmanuela le Roy Ladurie: „Największy współczesny historyk był budowniczym imperium”. W „L’Observateur”, słowami André Burguière’a, okrzyknięto „epopeję króla Braudela”. Jean-Pierre Chevènement, ówczesny minister edukacji narodowej: „Fernand Braudel dobrze służył Francji. W naszych czasach przyczynił się do jej znaczenia w świecie bardziej niż ktokolwiek inny”[2].

Na łamach „Le Matin” dzień po śmierci historyka Jacques Le Goff pisał:

Niespodziewana śmierć Fernanda Braudela to jeden z najważniejszych wstrząsów mojego życia zawodowego. […] Był wyjątkowym nauczycielem, który zawsze zachęcał do robienia tego, co chcieliśmy robić, tak jak chcieliśmy. Zagorzały zwolennik niezależności umysłu i konstruktywnego nieposłuszeństwa[3].

Inny wielki historyk, Georges Duby, na łamach „Libération” wyznał:

Napisałem pewnego dnia, że to Patron; gdy tylko zostałem mu przedstawiony, dawał mi to, o co nawet nie śmiałem go poprosić. […] To była naprawdę wspaniałość. Było w nim coś książęcego i dlatego dziś jestem zdruzgotany[4].

Braudel zmarł ledwie ponad miesiąc po poświęconym jego dziełu, z jego udziałem, kolokwium.

„Zapamiętajmy – kończy biografię jego przyjaciel Pierre Daix – jego ostatnie słowa na konferencji w Châteauvallon, jego ostatnie słowa wypowiedziane publicznie: «Je me suis bien amusé. Des gens que j’aime bien m’ont dit: ‘Ne sois pas déraisonnable!’ Croyer-vous que j’aie suivi leur conseil?»”[5].

W czerwcu 1985 r. na podstawie rozprawy „Koncepcja historii globalnej Fernanda Braudela” i przeprowadzonej obrony nadano mi stopień doktora nauk humanistycznych. Uczyłem się od Braudela i badałem jego twórczość poprzednie osiem lat, a i odtąd miałem już go za swego mistrza.

W październiku 1996 r. wiozłem wprost z Paryża dwie solidne biografie, efektowne edycje: jedna to tłumaczenie z włoskiego pracy Giuliany Gemelli, druga zaś to opasły tom Pierre’a Daix, Ta pierwsza nosi tytuł Fernand Braudel, druga – Braudel[6]. Zawczasu sporządziłem z nich kopie dla siebie, a tomy te zawiozłem do Łodzi, w prezencie dla profesora Andrzeja Feliksa Grabskiego, admiratora Braudela i Francuzów, który zaszczycał mnie rozmowami, kibicował w zmaganiach z literaturą, pożyczając dzieła ze swej zasobnej biblioteki.


[1] https://www.google.com/search?source=univ&tbm=isch&q=Braudel+foto.

[2] „Le Quotidien de Paris titra: «L’homme qui avait changé le cours de l’histoire». L’Express publiait un article d’Emmanuel le Roy ladurie: «Le plus grand historien contemporain était un bâtisseur d’empire». L’ Observateur, sous la plume d’André Burguière, salua «l’épopée du roi Braudel». Jean-Pierre Chevènement, à l’époque ministre L’Education national, écrivit: «Fernand Braudel a bien servi la France. Il a contribué plus que tout autre peut-être à son rayonnement à notre époque»”. P. Daix, Braudel, Paris 1995, s. 539; Pierre Daix lub redaktor książki myli „Le Observateur” z „Le Nouvel Observateur” (ten artykuł to nr 2 z 6 XII 1985, znakomitego tygodnika; dzisiaj L’OBs).

[3] „La mort inattendue de Fernand Braudel est un des chocs les plus importants de ma vie professionnelle. […] C’était un maître excepionelle qui vous a toujours encouragés à faire ce gue nous avions envie de faire, de la manière dont nous le souhaitions. Un partisan farouche de l’indèpendence d’esprit et de la désobéissance constructive”. Tamże.

[4] J’ai écrit un jour que c’était le patron; dès que je lui ai été prèsenté, il n’a cessé de m’apporter ce que je n’osais pas lui demander. […] C’était vraiment la magnificence. Il avait guelgue chose de princier en lui et c’est pourquoi ce soir, je suis boulversé”. Tamże.

[5] Tamże, s. 551; Daix pomija kontekst ostatniego zdania, tj. poprzedzające je pytanie Alberta Du Roy i fragment odpowiedzi Braudela. Według tomu pokonferencyjnego na pytanie Alberta Du Roy „quel est votre sentiment au bout de ses trois jours? Braudel odpowiedział: „Je me suis bien amusé. Des gens que j’aime bien m’ont dit: «Ne sois pas déraisonnable, comme d’habitude [podkr. moje – W.W.]». Croyer-vous que j’aie suivi leur conseil? [jakie są Pańskie wrażenia/odczucia na koniec tych trzech dni? Braudel odpowiedział: Dobrze się bawiłem. Ludzie, których lubię, dobrze mi radzili: nie bądź nierozsądny, jak zwykle. Czy myślicie, że kierowałem się ich radą?]”. Une leçon…, s. 224. „W biografii Daix-a opuszczono zwrot comme d’habitude

[6] G. Gemelli, Fernand Braudel, tłum. z jęz. włoskiego B. Pasquet i B. Propetto Marzi, Paris 1995 (wyd. oryg.: Fernand Braudel e l’Europa universale, Venezia 1990).


Korekta językowa: Beata Bińko




„Historia na ekranie”. Odcinek 4 – Strategie uhistoryczniania filmowego świata przedstawionego i narracji filmowej w kinie historycznym – Muzyka

„Historia na ekranie”. Odcinek 4 – Strategie uhistoryczniania filmowego świata przedstawionego i narracji filmowej w kinie historycznym – Muzyka

Autor: dr hab. PIOTR WITEK

„Historyczność narracji filmowej oraz świata przedstawionego może manifestować się poprzez audio-sferę, np. muzykę.”





***

W podcaście wykorzystano na prawie cytatu fragmenty ścieżek dźwiękowych z analizowanych filmów:

The Dirt, USA, 2019, dir. J.J. Tremaine.

Yesterday, Poland, 1984, dir. R. Piwowarski.

Człowiek z marmuru [Man of Marble], Poland 1976, dir. A. Wajda.

Na poszczególne ścieżki dźwiękowe składają następujące utwory muzyczne:

Budujemy nowy dom [We Are Building a New Home], 1949, lyrics: W. Stępień, music: Z. Goz-dawa.

Girls, Girls, Girls, album: Girls, Girls, Girls (1987), Mötley Crüe.

Love Me do, album: Please Please Me (1963), The Beatles, autorzy: Jhon Lennon, Paul McCartney.

And I love Her, album: A Hard Day’s Night (1964), The Beatles, autorzy: Jhon Lennon, Paul McCartney.

Pochód przyjaźni [The March of Friendship], 1951, lyrics: E. Fiszer, music: T. Sygietyński, J.T. Klukowski.

Shout at the Devil, album: Shout at the Devil (1983), Mötley Crüe.

Służba Polsce [Service for Poland], 1951, lyrics: S. Wygodzki, music: W. Lutosławski.

Warszawski dzień [A Warsaw Day], 1964, lyrics: S.R. Dobrowolski, music: T. Sygietyński.

***

Prawo autorskie i prawa pokrewne.

Art.  29.  [Prawo cytatu]Wolno przytaczać w utworach stanowiących samoistną całość urywki rozpowszechnionych utworów oraz rozpowszechnione utwory plastyczne, utwory fotograficzne lub drobne utwory w całości, w zakresie uzasadnionym celami cytatu, takimi jak wyjaśnianie, polemika, analiza krytyczna lub naukowa, nauczanie lub prawami gatunku twórczości.




Wycinanki (34)

WOJCIECH WRZOSEK

Wycinanki (34)

Pytanie: Od lat do zawodu nauczyciela i nauczyciela historii wiedzie selekcja negatywna. Ta grupa zawodowa znajduje się w błędnym kole negatywnej selekcji. Zgadza się pan z tą opinią?[1]

Odpowiedź: To trafne określenie: błędne koło selekcji negatywnej. Wiemy z historii oświaty, szkolnictwa, edukacji, wychowania, z literatury pięknej, że pozycja społeczna nauczyciela w okresie międzywojennym była wysoka. Nauczyciel był symbolem oświecenia, postępu, poświęcenia, patriotyzmu… Taki był pozytywny stereotyp.

Zawód nauczyciela w sferze negatywnej selekcji znajduje się od kilkudziesięciu lat. Dziedzictwem PRL jest degradacja statusu społecznego nauczyciela. Od co najmniej trzech, czterech pokoleń nauczyciele to zdeklasowana materialnie i wizerunkowo grupa zawodowa. Dzisiaj, kiedy mija już trzydzieści lat wolnej Polski, nic się w tej mierze nie zmieniło. Nauczyciele to najlepiej wykształceni i najgorzej wynagradzani funkcjonariusze publiczni. Ta sytuacja to hańba dla państwa. Wstyd dla nas wszystkich. My wszyscy solidarnie szkodzimy temu środowisku, naszym dzieciom i wnukom, dopuszczając do upadku publicznego wizerunku i etosu nauczyciela.

Nauczycieli mają w głębokim poważaniu tzw. elity, a co szczególnie smutne, także ludzie niewykształceni. Elity rządzące to w dużej mierze ludzie niewykształceni, aroganccy z upoważnienia politycznego, skorumpowani, zblatowani… W wielu społecznościach miasteczkowych i wiejskich wierni, wspierani przez Kościół, mają nauczycieli w pogardzie. Nauczyciel nie jest świeckim funkcjonariuszem państwowym, lecz niewolnikiem nieoświeconej lokalnej wspólnoty interesów… Uwikłany w wymiany barterowe, dostęp do…, znajomych od… Wymiany przysług bez zasług. Nauczyciel jest wyśmiewany, pomawiany i obrażany. Ludzie bez wykształcenia, ale przy pieniądzach drwią z nauczycieli, wymuszają bezpardonowo profity dla swych dzieci, bogatsi korzystają z edukacji niepaństwowej, bywa – stojącej na wyższym poziomie, czasem „kupują wykształcenie”, jak każdy towar.

Nie zmieni tego faktu i to, że wielu z nas znało i zna wielu wspaniałych nauczycieli. Rozumiem, że po latach pamięta się tych bardzo dobrych i tych złych.

Pytanie: Może to nie najważniejsze, ale dlaczego niewykształceni dezawuują nauczycieli?

Odpowiedź: Wśród wielu rodziców pokutuje opinia, że kształcić się nie warto, bo na przykład oni sami, ci, którzy wcześnie pokończyli szkoły, osiągają dochody kilkukrotnie wyższe niż nauczyciele. Jeśli rodzice nie szanują nauczycieli, bo ci są biedni, to wzór ten przekłada się na brak respektu dla nauczycieli wśród uczniów. Trudno jest przekonywać dzieci do kształcenia się. Jeśli byle nieuk dostępuje możliwości głoszenia bredni w czołowych mediach, swawoli obskuranctwem i otrzymuje poklask, to znaczy, że wszystko jest równo warte (równo rymuję w myślach). Jeśli magister w wojsku, „na stażu” najmłodszy oficer, otrzymuje wynagrodzenie podstawowe dwukrotnie wyższe niż nauczyciel stażysta, to znaczy, że w państwie tym nauczycielem się pogardza. Taka jest panująca doktryna.

Wykształcenie, kompetencja, doświadczenie, kreatywność to warunek pomyślności wszystkich. Dopóki słabiej wykształceni nie zaznają namacalnej pomyślności wynikającej z działań wykształconych, dopóty nie zaczną szanować wykształcenia. Dopóki butni niewykształceni będą zajmować stanowiska przeznaczone dla ludzi wykwalifikowanych i kompetentnych, dopóty będziemy świadkami działań niweczących dorobek wszystkich.

Pytanie: Odpowiedzialni za degradację edukacji są także nauczyciele akademiccy. Zgadza się pan z tą opinią?

Odpowiedź: Każdy niemal problem można pogłębiać czy wyposażać w szerszy kontekst. Za degradację wykształcenia akademickiego odpowiada współczesne środowisko akademickie. Szkolnictwo wyższe to fragment wspomnianego błędnego koła. Pamiętajmy, to moja opinia, nie systematyczna obserwacja. Potrzebne są diagnozy, które zweryfikowałyby ją. Sytuacja, gdy zatrudnienie na uczelni jest etatem dydaktycznym, zmusza władze i organy wybieralne szkół wyższych do rekrutowania na uczelnie osób pozbawionych predyspozycji do studiowania, w konsekwencji obniżania poziomu nauczania. Dzisiaj student bywa skreślany z listy studentów, kiedy sam na to nalega. Powszechny dostęp do wykształcenia wyższego, jaki nastąpił w wolnej Polsce, oraz wieloletni niż demograficzny, jaki zapanował na uczelniach, spowodowały, że na wielu kierunkach brak studentów. Na wielu kierunkach i uczelniach przyjmuje się tego, kto się zgłosi, i „holuje się” go do dyplomu. Negatywne zjawiska w szkołach wyższych to osobny temat, godny krytycznych analiz. Obok działów marketingu i PR powinny powstać działy ukazujące to, co skrywają te poprzednie. Byłoby dla uczelni opłacalne utrzymywać zespoły diagnozujące absurdy. Opłacalne wizerunkowo i dosłownie, finansowo. 10% wydatków na promocję i marketing przeznaczone na tropienie tego, czym uczelnia się nie chwali, byłoby ze wszech miar korzystne dla wszystkich.

Pytanie: Są też zapóźnienia cywilizacyjne?

Odpowiedź: Za głębsze zjawiska negatywne w domenie zinstytucjonalizowanej edukacji odpowiada historia. Kataklizmy dziejowe, cywilizacyjne zaszłości i trwałe negatywne procesy. Od czasów zaborów wynaradawianie i degradowanie elit. Czystki etniczne i nierzadkie ludobójstwa, w tym tolerowane, inspirowane i realizowane przez reżimy autorytarne i totalitarne, zwłaszcza w czasie wyniszczających wojen i okupacji. Wywózki i przesiedlenia na wielką skalę. Utrata majątku, podstawy materialnej bytu dzieci, wnuków, kolejnych pokoleń to niweczenie dorobku rodzin i rodów, ich dostępu do wykształcenia, awansu cywilizacyjnego poszczególnych warstw i grup społecznych. Przerwanie dziedzictwa kulturowego, kompetencji i etosu zawodów z pokolenia na pokolenie uprawianych. Przerwanie ciągłości pracy czołowych uniwersytetów, szkół naukowych. Śmierć wybitnych twórców. Eksterminacje, przesiedlenia, wygnania, emigracje całych grup wieloetnicznej Rzeczypospolitej. Indoktrynacja, pauperyzacja pokoleń obywateli polskich. Dewastacja artefaktów kultury materialnej i kultury symbolicznej. Upadek etosu inteligenckiego i etosu akademickiego. Statusu nauczyciela akademickiego i renomy uczelni. Degradacja matury i dyplomu ukończenia szkoły wyższej. Korporacyjno-korupcyjny sposób egzaminowania, dyplomowania, doktoryzowania i habilitowania. Kooptacyjny system wyłaniania organów przedstawicielskich, decydentów w edukacji, nauce i szkolnictwie wyższym.

Pytanie: Ta wyliczanka mrozi krew w żyłach. Jak krótko można opisać błędne koło negatywnej selekcji w edukacji?

Odpowiedź: Pozornie wydaje się, że nie ma z niego wyjścia. W każdym miejscu cyklu społecznego upowszechniania wiedzy i kształcenia jest źle. Trzeba by wiele zmienić, lecz nie da się ruchem pojedynczej kadencji parlamentu zmienić zbyt wiele. Nawet gdyby była taka wola większości. W gruncie rzeczy nie da się w krótkim czasie przeorientować procesów społecznych, w tym zmienić mentalności ludzi w nich uczestniczących i je tworzących. Nie opiszę ich tu, to jest temat na książkę, studium pod tytułem „Jak ulepszać dobro wspólne?”, Zapewniam panią, że nie ja byłbym właściwym autorem takiej analizy. Miałbym jednak śmiałą propozycję. Skupmy się na wykształceniu i promowaniu nowoczesnego nauczyciela. Wykorzystajmy doświadczenia społeczeństw, które mają sukcesy na tym polu. Boli mnie bardzo, że jest tak źle. Sam jestem nauczycielem. Uczę nauczycieli. Wiem, jak trudno zmienić system ich kształcenia i pracę szkół.


[1] Wycinam fragment z przygotowywanej do druku rozmowy ze mną.


Korekta językowa: Beata Bińko




Wycinanki (33)

WOJCIECH WRZOSEK

Wycinanki (33)

Pytanie: Czy certyfikat z języka angielskiego nie powinien być warunkiem wstępu na uniwersytet?[1]

Odpowiedź: Tak. Tak uważam. Może być jego ekwiwalent. Myślę o uniwersyteckich studiach historycznych. Ale nie tylko. Niestety nie wystarczy tu piątka na maturze. Na studiach magisterskich w ciągu pięciu lat abiturient powinien uzyskać i drugi certyfikat z języka kongresowego lub języka specjalności zawodowej.

Ponadto na egzaminie wstępnym dla obcokrajowców obowiązywałoby napisanie rozprawki, eseju, tekstu po polsku przez osoby, których językiem matury nie był język polski, a studia, na które aspiruje, będą prowadzone w języku polskim. Ewentualnie certyfikat z języka polskiego jako obcego. Można zastanowić się, czy taką przepustką na uniwersytet byłby certyfikat z języka kongresowego, a na egzamin licencjacki obowiązkowo z angielskiego[2].

Na seminarium magisterskim z mediewistyki lub dziejów Rzymu wymagana jest łacina. Na innych seminariach – inne języki, w tym niekoniecznie nowożytne, bywa, że martwe. Dzisiaj funkcję lingua franca, a może raczej koine pełni język angielski, więc…

Pytanie: Czy celem tego kryterium jest pozyskanie lepszych kandydatów na studia?

Odpowiedź: Od lat wiemy, że najlepsi studenci nie wybierają kariery nauczyciela. Ostatnio także najlepsi studenci matematyki, informatyki, fizyki, chemii, prawa, filologii, historii rzadziej wybierają kariery akademickie i naukowe. Wiadomo, że młodzi ludzie nie idą tropem osób publicznych: Donalda Tuska, Bronisława Komorowskiego, Romana Giertycha, Mateusza Morawieckiego i wielu innych magistrów historii.

Jestem za tym, aby przywrócić egzamin (test) wstępny na studia. Pozyskać lepszych absolwentów szkół średnich do studiowania historii i do zawodu nauczyciela. Wykształcić kompetentnego humanistę na potrzeby instytucji publicznych.

Najlepsi od lat nie studiują historii. Wybierają prawo, psychologię, filologie, medycynę, uczelnie techniczne… Ponadto część, w tym utalentowanych, absolwentów szkół średnich studiuje za granicą. Nieliczni studenci historii kontynuują naukę za granicą po stażach Erasmusa[3]. Wyniki z matur kandydatów na historię są słabe. Wielbiciele, fanatycy historii, oczytani i inteligentni, to ostatnio skromna mniejszość, 10–15 procent studiujących historię.

Pytanie: Nie byłoby to zamykanie drzwi na studia dla wielu kandydatów?

Odpowiedź: Po pierwsze, nie na studia w ogóle, ale może tylko byłby to próg wstępu na uniwersytet. Po drugie, dla wielu maturzystów certyfikat z języka obcego lub test z języka kongresowego byłby to już tylko niewielki krok potwierdzający bardzo dobrą znajomość języka obcego. Powiem wprost: certyfikat z języka obcego sygnalizuje, że wykształcenie to poważny zamiar kandydata. Inwestycja w kwalifikacje. Warunek dostępu do edukacji i dostęp do rynku pracy za granicą na miarę kwalifikacji. Poza tym, co symptomatyczne, biegła znajomość języka angielskiego, niemieckiego itp. daje w Polsce pracę lepiej wynagradzaną niż praca nauczyciela.

Pytanie: Czy drugi certyfikat z języka obcego to nie przesada?

Odpowiedź: Myślę inaczej. Ten wysiłek legitymizowania znajomości języka niweluje przewagę, jaką mają „urodzeni” w hiszpańskim, niemieckim, francuskim, angielskim, i rosyjskim, języku rodziców. Ci bowiem, gdy nauczą się jednego obcego kongresowego, to znają już dwa. W staraniach o pracę na świecie – a już tylko w Unii Europejskiej i na wschód od Polski – tacy „dwujęzyczni” uzyskują przewagę niezależnie od kompetencji zawodowej.

Ponadto biegła znajomość dwóch języków zapewnia nieporównywalnie lepszy dostęp do wiedzy i informacji w sieci, niż mają ci, którzy znają tylko język polski[4]. Dzięki znajomości języka obcego w mowie i piśmie przez studentów można by wysyłać o wiele więcej studentów na studia i na praktyki za granicę[5]. Ci zaś, którzy uruchamiają swą kompetencję zawodową tylko w języku polskim, czeskim, szwedzkim czy włoskim, mają mniejsze szanse na międzynarodowym rynku nauki i pracy. Wielu studentów ma zadatki, jeszcze ze szkoły średniej, na drugi certyfikat z języka obcego[6]. Nie trzeba już dzisiaj nikogo przekonywać o pożytkach z dobrej czy bardzo dobrej kwalifikowanej znajomości języków obcych. Dla osób z wykształceniem uniwersyteckim to powinna być oczywistość.


[1] Wycinam z przygotowywanej do druku rozmowy ze mną.

[2] Na przeszkodzie w realizacji tego pomysłu stałoby wiele: (1) czy legalny byłby wymóg posiadania certyfikatu, gdy nie jest on w programie szkoły średniej? Czy w programie nauczania na studiach może być wymóg uzyskania jakiejś kwalifikacji poza uczelnią? Tak czy inaczej idea ta godna jest przemyślenia.

[3] Wgląd w sytuację dałoby porównanie liczby umów, jakie mają uczelnie polskie z zagranicznymi, w tym o wymianie studentów, pracowników, z liczbą uczestników wymiany.

[4] Czy zna Pani jakieś języki obce? Tak, angielski. Świetnie, ale ja pytam Panią o obce…

[5] Uczelnie mają dużo umów o współpracy i wymianie pracowników i studentów z uczelniami na świecie. Ile z nich nie odnotowuje jakiejkolwiek wymiany? A ile wysyła i przyjmuje bardzo mało beneficjentów?

[6] Gdyby kandydat na studia miał certyfikat z innego niż angielski języka kongresowego, musiałby do magisterium zdobyć certyfikat z angielskiego. Idea ta – jak wszystkie tu – jest warta przemyślenia wśród ekspertów.


Korekta językowa: Beata Bińko