Wycinanki (107) „Odysseus” wśród Francuzów

WOJCIECH WRZOSEK

Wycinanki (107)

„Odysseus” wśród Francuzów



Nie czas tu mówić o badaniach Arona Guriewicza nad wczesnośredniowiecznymi dziejami etnosów i „narodów” skandynawskich, zwłaszcza Islandii i Norwegii, które zaowocowały licznymi książkami i artykułami, a od połowy lat osiemdziesiątych nagrodami i doktoratami honorowymi, wykładami w świecie skandynawskim[1].
Już tylko sam kontakt ze źródłami narracyjnymi pochodzącymi spoza klasycznego chrześcijańskiego Zachodu skłaniał Guriewicza do przyjęcia perspektywy antropologicznej i źródłoznawczo-literaturoznawczej, która zaowocowała zmianą orientacji w jego twórczości. Odszedł od studiów agrarnych w wydaniu szkoły rosyjskiej, w tym Winogradowa i Kosminskiego, Nieusychina. Odejście od szkoły, która ugrzęzła w dogmatach stalinizmu czy stalinowskiego marksizmu mistrzów i szefów, by podjąć oryginalne badania w duchu – jak to bodaj za nim samym nazywam – społecznej historii kultury i antropologii historycznej[2]. Oto wyznanie samego Guriewicza:

Jedną z inspiracji w moich poszukiwaniach nowych dróg dla badań w duchu społecznej historii średniowiecza było spotkanie z innymi kierunkami myśli humanistycznej. Po pierwsze[3], niezbadane/nieznane mi [неизведанные] perspektywy odkryła przede mną szkoła Annales.

Prace Marca Blocha wywarły na mnie wielki wpływ już w trakcie pracy nad „Problemami genezy feudalizmu”. Trudno przecenić oswabadzający wpływ prac tego wielkiego uczonego, którego uważam za jednego ze swych nauczycieli. Intensywne studia nad pracami Luciena Febvre`a, Roberta Mandreau, Georges’a Duby’ego, Jacques’a Le Goffa i innych przedstawicieli „nowej nauki historycznej”, potwierdzały trafność wybranej przeze mnie drogi przekształcenia historii społecznej i nadzwyczajnie wzbogaciły moje instrumentarium pojęciowe. Świadomość faktu, że nie pracujesz w izolacji (świadomość, która nie opuszczała mnie w latach sześćdziesiątych), bardzo podtrzymywała mnie na duchu[4].

Guriewicz jako redaktor naczelny powołanego w 1989 r. rocznika „Odissiej” dbał o to, aby ukazywały się w nim teksty z ducha nowych nurtów historiografii powstałe. Zarówno te obce, jak i rodzime. Specjalnie traktowano związki z ruchem intelektualnym Annales. Kultywowano bliskie relacje z mistrzami historiografii francuskiej zadzierzgnięte w trakcie jubileuszowej konferencji na 60-lecie francuskiej szkoły, zorganizowanej w Moskwie w 1989 r. przez Guriewicza i Jurija Biessmiertnego. Właśnie w rezultacie tego prominentnego spotkania naukowego powołano do życia rocznik „Odissiej”, który stał się trybuną historii à la Guriewicz[5].


W nim to znajdujemy świadectwo kultywowania związków redaktora naczelnego z historiografią francuską.
Jeszcze w roku 1993 ukazała się monografia Guriewicza pt. Исторический синтез и Школа Анналов, w której autor zademonstrował znakomitą znajomość twórczości sztandarowych postaci ruchu intelektualnego Annales. Znajdujemy tam niepozbawione patosu deklaracje rosyjskiego mediewisty oraz różnice między postawą poznawczą i strategią badawczą Guriewicza a mistrzami historiografii francuskiej. Na początku lat dziewięćdziesiątych jasne stało się, że historiografii rosyjskiej potrzebne są impulsy, aby wyrwać ją z objęć ortodoksji. Jednym z liderów tego procesu był Guriewicz, historyk, który w czasach minionych pozostawał w kontestacji i opozycji wobec oficjalnej, reżimowej historiografii i po prostu kontynuował swoją pracę. Na początku lat dziewięćdziesiątych pisał:

Na Zachodzie od kilku dziesięcioleci istnieje orientacja znana pod nazwą „Новая историческая наука” (La Nouvelle histoire) lub „Szkoła Annales”. Pojawiwszy się we Francji w okresie międzywojennym i zawdzięcza swoje powstanie wysiłkom dwóch wielkich historyków – Luciena Febvre’a i Marca Blocha – La Nouvelle histoire dawno już przestała być zjawiskiem charakterystycznym tylko dla francuskiej historiografii narodowej. Dzisiaj jest ona bez jakichkolwiek wątpliwości najbardziej wpływowym nurtem w historiografii światowej. Twórczość historyków tej orientacji stale przykuwa uwagę historyków z różnych szkół i orientacji filozoficznych. Prace Blocha i Febvre’a oraz ich kontynuatorów wywierają ogromny wpływ na historyków wielu krajów, rodząc metodologiczne dyskusje, aprobatę i sprzeciwy. Jakkolwiek by się do nich odnosić, nikogo nie pozostawiają obojętnymi na problematykę i metody poznania przeszłości[6].

Na początku wieku Guriewicz wydał antologię ważnych prac szkoły (tu poniżej okładka pośrodku)[7].


[1] А. Гуревич, История  историка, Москва–Санкт-Петервург 2012,  s. 187. W 1967 r. Guriewicz z żoną Esfirą i córką Eleną odwiedzili Polskę na prywatne zaproszenie skandynawisty prof. Stanisława Piekarczyka. To była pierwsza podróż zagraniczna historyka. O tym przy innej okazji.

[2] Tu temat godny monografii. Napisałem: „bodaj za nim samym nazywam społeczną historią kultury”, bo nie mam pod ręką stosownego przypisu. Obiecuję, że gdy znajdę…

[3] Po drugie, to książka Michaiła M. Bachtina o Rabelais (nie Bachtin, lecz jego najsłynniejsze dzieło!). Po trzecie, to szkoła tartusko-moskiewska, i po czwarte, Władimir Bibler to kolejne punkty odniesienia twórczości Guriewicza. To oddzielne wątki.

[4] А. Я. Гуревич, „Путь прямой, как Невский Проспект”, или исповедь историка, „Одиссей. Человек в истории” 1992: Историк и время (Москва 1994), s. 27.

[5] Były trudności z opublikowaniem referatów tej konferencji. Postanowiono powołać rocznik. W kilku pierwszych wydaniach znajdujemy wystąpienia uczestników. Niektórzy z nich znaleźli się, począwszy od tomu 1991, w kolegium redakcyjnym, m.in. Jacques Le Goff i Natalie Zeman-Davies; tu aktualna strona czasopisma „Odissiej”: https://odysseus.igh.ru/?locale=en. Ukazały się skromne tomiki z materiałami z obrad, po rosyjsku (Споры о главном, Москва 1993) i po włosku.

[6] А. Я. Гуревич, Исторический синтез и Школа „Анналов”, Москва !993, s. 6. Książkę tę poświęcił Guriewicz pamięci zmarłego 28 października 1993 r. Jurija Łotmana, ojca założyciela szkoły tartusko-moskiewskiej. Tom wieńczy wywiad z Jacques’em Le Goffem przeprowadzony przez autora dla czasopisma „Arbor Mundi”, które pojawiło się na fali sukcesu „Odissieja”. W redakcji nowego czasopisma znajdujemy także inne gwiazdy humanistyki rosyjskiej.

[7] Aron Guriewicz opublikował kilkadziesiąt artykułów w kontekście prac francuskiej mediewistyki, większość na łamach zachodnich periodyków i w tamtejszych pracach zbiorowych.




Trailer: Czytanie krajobrazu kulturowego. Szczebrzeszyn/Biłgoraj/Sochy/ Bełżec

Zapraszamy do obejrzenia trailera filmu dokumentalnego:

„Czytanie krajobrazu kulturowego. Szczebrzeszyn/Biłgoraj/Sochy/Bełżec”

Dokument został zrealizowany przez Piotra Witka i Ewę Solską

Współpraca: Paulina Gajek, Gabriela Winiarczyk, Jarosław Michota, Andrzej Włoch, Anna Ziębińska-Witek.

Producentem filmu jest: CBH PAN w Berlinie (prof. Robert Traba), CBR E-humanistyka UMCS w Lublinie.

Dokument będzie prezentowany na tegorocznym

Festiwalu Stolica Języka Polskiego Szczebrzeszyn-

Zamość. 30.07-5.08.2023.

Serdecznie zapraszamy na projekcję filmu

2 sierpnia 2023 r. o godz. 22.30

do Miejskiego Domu Kultury

w Szczebrzeszynie.

Po seansie dyskusja z autorami: Piotrem Witkiem, Ewą Solską i Robertem Trabą.

Wstęp wolny!!! 🙂




Wycinanki (106) Apologia Marca Blocha

WOJCIECH WRZOSEK

Wycinanki (106)

Apologia Marca Blocha



Szkicując felietony o Braudelu, wspomniałem w jednej z Wycinanek[1] o moich kontaktach z Aronem Guriewiczem[2], światowej sławy mediewistą rosyjskim. Jeden z bliźnich w profesji kolegów podpowiedział, abym napisał coś więcej.

Zajrzałem na półkę z książkami Guriewicza, a ze skoroszytów wyciągam materiały o nim, relacje z jego „zsyłki” do Kalinina[3]. Na półce książki z dedykacjami spisy publikacji sporządzone przez Guriewicza, nadbitki itp.

Anonsowany przez Jerzego Topolskiego, tuż po przyjeździe do Moskwy zadzwoniłem do prof. Guriewicza. Niebawem, 25 listopada 1986 r., złożyłem pierwszą wizytę na Nowomoskowskiej. Kupiłem w metrze goździki i tort[4].

Pierwsze książki, jakie dostałem od profesora, to drugie, z 1984 r., wydanie Kategorii kultury średniowiecznej, pierwsze Problemów średniowiecznej kultury ludowej oraz pierwsze i drugie „Apologii historii” Marca Blocha, z posłowiem i komentarzami gospodarza[5]. W rosyjskim wydaniu „Apologii” zaskakuje obecność fragmentów ze Społeczeństwa feudalnego[6]. Format drugiego wydania poprawiono. To ten z widocznym wyciśniętym znakiem serii („Памятники исторической мысли”), poprawiony podobno na wzór formatu oprawy prac dyplomowych z historii (sic!)[7].

Tak po latach wspomina Guriewicz swój udział w udostępnieniu historykom „Apologii” Blocha[8]:

W tych latach udało mi się osiągnąć coś, co pozwolę sobie, przy całej mojej wrodzonej skromności, odnotować jako mój główny powód do dumy. To publikacja u nas „Apologii historii” Marca Blocha. Tłumaczenie pod moją redakcją i z moim posłowiem ukazało się w 1973 roku. […] Myślę, ze pojawienie się w języku rosyjskim „Apologii historii” – naukowego credo Marca Blocha, książki poświęconej problemom ogólnym, było istotnym krokiem naprzód w rozwoju naszej świadomości historycznej. Śmiem żywić nadzieję, że w kolejnych dziesięcioleciach zachowała ona swoje znaczenie (wydanie drugie udało się opublikować na stulecie urodzin Marca Blocha, w 1986 roku). A. D. Ljublinskaja, darząca Blocha głębokim szacunkiem, czytała rękopis przekładu i udzielała tłumaczce i mnie wiele konkretnych i rzeczowych uwag. Uważnie zapoznała się z rękopisem mojego posłowia i zadała mi tylko jedno pytanie: „Dlaczego Pan w ogóle nie krytykuje Marca Blocha? Odpowiedziałem: „Marc Bloch pożądałby krytyki, ale wówczas gdy mógłby jej wysłuchać, odpowiedzieć na nią i z niej skorzystać. Teraz moja krytyka nie jest mu potrzebna, a mnie nie interesuje temat „Mark Bloch a marksizm”, ten problem Blocha nie dotyczy[9].

Clara Castelli w obszernym posłowiu do rzymskich wykładów Guriewicza[10] przypomina opublikowany szkic recenzyjny Aleksandry Ljublinskiej, napisany wspólnie z Igorem Konem[11]. W tekście tym, jak podkreśla Castelli, krytykuje się „relativismo”, „soggettivismo” i „arbitrarietà” Blocha. Profesor Ljublinskaja stała za wydaniem jeszcze w 1957 r. Les caractères originaux[12]. W kontekście tej znanej Guriewiczowi krytyki słynnej pracy Blocha jako dzieła burżuazyjnej historiografii na pytanie Ljublinskiej, dlaczego w swym posłowiu i on nie krytykuje Blocha, odpowiedź nie mogła być inna.


[13]


[1] W. Wrzosek, Wycinanki. Zbiór felietonów, Poznań 2022, rozdz. „Fernand Braudel/Civilisation”; dostępne online: https://ohistorie.eu/2022/03/08/wycinanki-42/.

[2] https://www.worldcat.org/identities/lccn-n79124649/; pod linkiem https://www.wikidata.org/wiki/Q302163 znajdujemy kilkadziesiąt wariantów pisowni nazwiska rosyjskiego mediewisty. Stosuję wersję występującą w polskich publikacjach.

[3] http://history.tversu.ru/index.php?option=com_content&view=article&id=79&Itemid=76

[4] Tort w kartoniku (zawsze oferowany jako horosij, sładkij) i importnyje polskie goździki to był zestaw obowiązkowy na wizytę towarzyską w Moskwie w czasach wczesnej pierestrojki. Wziąłem także książkę od prof. Topolskiego i butelkę z Polski.

[5]  А. Я. Гуревич, Категории средневековой культуры, Москва 1972, издание второе 1984; А. Я. Гуревич, Проблемы  средневековой народной культуры, Москва 1981; М. Блок, Апология истории или ремесло историка, перевод Е.М. Лысенко, примечания А.Я. Гуревича, Москва 1973; издание второе, дополненное ,примечания и статья А.Я. Гуревича, Москва 1986.

[6] Fragmenty słynnej pracy La société féodal, t. 1–2, Paris 1939, 1940. Przy czym, z perspektywy – historii mentalité i antropologii historycznej, dobrane.

[7] Oba egzemplarze z dedykacją: „Drogiemu Wojciechowi z najlepszymi życzeniami”, tom z 1973, drugi: „Drogiemu Wojciechowi, serdecznie” itp., wydanie z 1986 r. Dopełniam ilustracje – przedstawiające okładki „Apologii” – fotografią Guriewicza z 1986 r.

[8] Tytuł polski, Pochwała historii, u mnie jakoś zawsze był „Apologią historii”.

[9] А. Гуревич, История  историка, Москва–Санкт-Петервург 2012, s.  176; wydanie pierwsze z 2011 powstało z czynionych przez lata zapisków Guriewicza.

[10] C. Castelli, Un diogene alla recerca dell`uomo, w : A. Ja. Gurevič, Lezioni romane. Antropologia e cultura medievale, red. C. Castelli, przedmowa G. Arnaldi, Torino 1991, s. 89–153;

[11] И. С. Кон, А. Д. Люблинская, Труды французского историка Марка Блока [I lavori dello storico francese Marc Bloch], „Вопросы истории” 1955, nr 8, s. 147–159.

[12] М. Блок, Характерные черты французской аграрной истории, Москва 1957; M. Bloch, Les caractères originaux de l’histoire rurale française, Société d’édition „Les Belles Lettres”, Paris 1931.

[13] Okładka „pomarańczowa” to zapewne nie jedyne świeże wydanie „Apologii” z 2022 r., z prawej włoskie wydanie Guriewicza Problemów średniowiecznej kultury ludowej. Z kolei Lezioni romane to wykłady rzymskie Guriewicza. Wiozłem onegdaj maszynopis do Polski, aby wysłać do Włoch. Autor nie ufał „dyskrecji” radzieckiej poczty. Z lewej dzieło, z którego wzięto fragmenty do rosyjskiego wydania „Apologii historii”.




Wycinanki (105) „Nie wystarczy być «narodowym», by być Niemcem”

WOJCIECH WRZOSEK

Wycinanki (105)

„Nie wystarczy być «narodowym», by być Niemcem”


   


Tajemniczy Sinclair, który okazał się Hermannem Hessem, stał się obiektem literackiej adoracji samego Tomasza Manna. Między wielkimi pisarzami zawiązała się przyjaźń. Losy obu niemieckich noblistów zbliżyły się do tego stopnia, że ich listy to opasły tom. Tomasz Mann wielokrotnie spotykał się z Hermannem Hessem w Szwajcarii, w tym także po upadku III Rzeszy. Do Niemiec już nie powrócił mimo licznych głosów nawołujących, zachęcających i proszących go o to.

Wspominałem o pamiętnym liście Manna do Eduarda Korrodiego. Wycinam z niego fragmenty, które w szczególności mogły przyczynić się do tego, że pozbawiono go obywatelstwa Niemiec. Jest on reakcją na opublikowany w „Neue Zürcher Zeitung” z 26 stycznia 1936 r. artykuł Korrodiego pt. „Literatura niemiecka w emigracyjnym zwierciadle”. Wywołał on duży rezonans. Tomasz Mann reaguje zarówno na list, jak i głosy w reakcji na niego. Odpowiedź Manna opublikowano jako list otwarty.

Polecając zainteresowanym sprawą cały ten list, przytaczam fragment tylko:

Nie wystarczy być „narodowym”, by być Niemcem. Niemiecki antysemityzm, a raczej antysemityzm niemieckich władców, gdy się nań spojrzy z filozoficznego punktu widzenia, nie dotyczy wcale Żydów, a przynajmniej nie tylko ich: dotyczy Europy i wszelkich wyższych przejawów niemieckiego ducha; dotyczy, jak to się ujawnia coraz wyraźniej, chrześcijańsko-antycznych podwalin zachodniej kultury; jest próbą zerwania więzów łączących Niemcy z cywilizacją zachodnią, próbą, której symbolem stało się wystąpienie Niemiec z Ligi Narodów i która doprowadzić może do straszliwej, brzemiennej w tragiczne skutki izolacji ojczyzny Goethego od reszty świata.

Jestem najgłębiej przekonany, że teraźniejszy niemiecki reżim nie może przynieść nic dobrego ani Niemcom, ani światu; to przekonanie, w którym utwierdzają mnie codziennie tysiące ludzkich, moralnych i estetycznych spostrzeżeń i wrażeń, kazało mi opuścić kraj, mimo iż w jego tradycji kulturalnej tkwię korzeniami głębiej niż ci, którzy od trzech lat nie mogą zdecydować, czy mają w obliczu całego świata odmówić mi niemieckości. I w głębi sumienia pewny jestem tego, że postępuję słusznie wobec współczesnych i przyszłych pokoleń, przyłączając się do tych, o których mówił prawdziwie szlachecki niemiecki poeta

Ten, kto zła z duszy całej nienawidzi,

Ojczyznę nawet rzucić będzie musiał,

Gdy tam służalców lud wielbić je zacznie.

O ileż mądrzej kraj swój zawieść własny

Niż ulegając głupocie motłochu

Jarzmo tej ślepej dźwigać nienawiści[1].

W liście do Hermanna Hessego z 9 lutego 1936 r. Mann uspokaja adresata:

Niech się Pan nie martwi krokiem, który uczyniłem. Niech Pan weźmie pod uwagę ogromną różnicę między sytuacją swoją a moją; ta różnica, istniejąca od początku, gwarantowała Panu znacznie większą swobodę, dystans, nietykalność. Ja musiałem raz wreszcie jasno postawić sprawę: musiałem to zrobić dla świata, który często w sposób dwuznaczny i połowiczny wyobrażał sobie mój stosunek do Trzeciej Rzeszy; musiałem to zrobić również dla samego siebie, od dawna bowiem odczuwałem duchową potrzebę takiej deklaracji. […] Niektórzy, włącznie z Panem, i z podobnych jak Pan pobudek, ubolewają nad moją decyzją. Ja jednak sądzę, że postąpiłem właściwie i we właściwym momencie, i „od tej chwili czuję się lepiej”, jak mówi pieśń […]. Oczywiście, zupełnie możliwe jest pozbawienie mnie obywatelstwa i zakaz druku książek. Ale jeżeli to nastąpi, powiem sobie: albo wybuchnie wojna, albo w ciągu kilku lat zapanują w Niemczech stosunki, które umożliwią znowu rozpowszechnianie moich książek.

Nie sądziłem nigdy, by mój krok miał oznaczać zerwanie z Panem; gdybym tak sądził, nie uczyniłbym go albo też byłoby mi trudniej zdobyć się na tę decyzję. Ta wypowiedź nie zmieni w niczym mojej dotychczasowej postawy. Będę nadal kontynuował swoją pracę i pozostawię czasowi potwierdzenie mojej przepowiedni (mocno spóźnionej), że z narodowego socjalizmu nic dobrego wyniknąć nie może. Ale sumienie nie dałoby mi spokoju, gdybym nie był tego przepowiedział[2].



[1] T. Mann, Listy 1889–1936, wyd. E. Mann, tłum. W. Jedlicka, Warszawa 1966, s. 536–537; strofy Augusta von Platena.

[2] Tamże, s. 538-539.




Wycinanki (104)

WOJCIECH WRZOSEK

Wycinanki (104)

Homo homini lupus est. II


Onegdaj, kolega z Ukrainy wożąc nas po okolicach Drohobycza karmił nas twórczością Borysa Grebieńszczykowa. Popularny bard skomentował niedawno ideę homo homini lapus est; jeszcze przed wojną,  bodaj w 2020 roku. I wtedy już brzmiała po swojemu, a dzisiaj nabiera dodatkowych odniesień.[1]
Griebienszczykow komentując antyczną sentencję słowami, ale i muzyką przesłał słuchaczom swoją jej reinterpretację. Poprowadził nas ku niej w kolejnych zwrotkach i nawrotach refrenu. Nie dość tego,  ja tłumacząc tu na język polski tekst blusowej ballady reinterpretuję i  popularyzuję, a może i banalizuję jej przesłania. I dodaję do Grebieńszczykowa swoje rozumienie antycznej metafory.
Ej Ty mądralo! Dokąd to w taką zawieruchę?       Эй, грамотей! Куда ты в такую пургу?
Ej Ty mądralo! Dokąd to w taką zawieruchę ?      Эй, грамотей! Куда ты в такую пургу?
Zostaw tu swe brzemię                                        Оставь свою ношу здесь
Nic mu w śniegu nie grozi .                                 С ней ничего не случится в снегу.
Ja też lubiłem czytać książki,                               Я тоже любил читать книги
Czytałem po nocach                                                 Читал всю ночь
Na raz, do samego rana                                           До утра, за один присест
Kto dużo czyta – ten mniej je                                 Кто много читает – тот меньше ест
Gdy ci czaszkę rozsadzi                                       А потом снесёт черепицу
Rozumu już nie wróci                                           И уже не загнать на насест
Uważaj mądralo                                                  Смотри, грамотей!
Tu ludzi mniej niż ścian                                       Здесь меньше людей, чем стен
Coś się zdarzy, nie poradzi CNN                          Случись что, и уже не спасёт CNN
Na ulicach nie ma już nikogo                              На улицах не осталось уже никого,
 Kto wierzy w zmiany                                          Кто ждёт перемен
Ej mądralo!                                                        Эй, грамотей!
Całujże krzyż!                                                     А ну-ка целуй крест!
Ojczyzna kocha tak mocno                                  Родина любит так сильно,
Że to już kazirodztwo                                         Что это уже инцест
A nad wrotami zieje tekst                                   Как написано над вратами:
«Homo Homini Lupus Est»                                 «Homo Homini Lupus Est»
Można przyjąć, że ten skromny blues komentuje nagromadzone przez wieki skojarzenia z popularyzowaną w czasach nowożytnych przez Hobbesa maksymę. Trzeba przyjąć, że to nadal metafora żywa. Ricoeurowska la métaphore vive.

 Z prawej: Max Pirner, Homo homini lupus (1901), akvarel 960 x 474 mm, sbírka kresby Národní galerie v Praze, Inv. č. DK 2231

[1] https://www.youtube.com/watch?v=wxKRoA15CeE; https://www.aquarium.ru/ru; АКВАРИУМ – Homo Homini Lupus Est (Live) 08.10.2020.




Wycinanki (103) Steppenwolf – Homo Homini lupus est

WOJCIECH WRZOSEK

Wycinanki (103)

Steppenwolf – Homo Homini lupus est



Nierozważni krytycy mojej koncepcji metafory historiograficznej zarzucali mi ahistoryczność. Odpowiem systematycznie na łamach specjalnej publikacji.  Jednak na kanwie tej repliki popadłem w skojarzenia w duchu Wycinanek. Dzielę się więc nimi: Pierwsze z nich.
We współczesnej dyskusji filozoficznej o metaforze jednym z kanonalnych jej przykładów jest antyczny aforyzm homo homini lupus est. Podobnie jak klasycy problematyki tak i ja za nimi biorę go pod uwagę. To wdzięczny przykład z wielu powodów. Jednym z podstawowych to okoliczność, że pozostaje ona metaforą żywą. Mimo swej wielowiekowej wędrówki przez języki i kultury, pozostaje la mètaphore vive. Dowodzą tego nieprzebrane zasoby sieci internetowej. Zarówno powstałe w obszarze kultury wysokiej, jak i popularnej. Jak donosi tradycja, to efekt kreatywności Titusa Rubelliusa Platusa. Fakt, że zasadniczo biorąc jej sens do dzisiaj jest użyteczny to dowód na to, że lieux communs associées/lieux conotations potentiels Richardsa, Blacka, Beardsleya, a więc i reseau d`interactions Paula Ricoeura pozostają aktywne.[1] Interakcje interpretacyjne między semantykami pojęcia „człowiek” i pojęcia „wilk” nadal zapładniają wyobraźnię.  
Dla mnie dowodem na to ciągle pozostaje Hermanna Hesse powieść p. t. Wilk stepowy. Obraz świata i człowieka dostrzeżony jako dzieło literackie najwyższej rangi. Pamiętamy także, że Steppenwolf Hesse to kultowe dzieło ruchu hippisowskiego inspirujące swego czasu młodzieżowe ruchy kontrkulturowe. Dla mnie to uznane dzieło noblisty, to koronny dowód na fundamentalną rolę kulturową idei psychoanalitycznych w XX wielu. Cytuję symptomatyczny fragment:
„Traktat o wilku stepowym. Tylko dla obłąkanych.
Był sobie raz ktoś, imieniem Harry, zwany wilkiem stepowym. Chodził na dwóch nogach, nosił ubranie i był człowiekiem, ale naprawdę był to wilk stepowy. Nabył sporo wiedzy, jakiej mogą nabyć ludzie z dobrą głową, i był wcale mądrym człowiekiem. Nie nauczył się jednak zadowolenia z samego siebie i ze swojego życia. Tego nie potrafił, był człowiekiem niezadowolonym, a pochodziło to prawdopodobnie stąd, że w głębi serca zawsze wiedział (lub zdawało mu się, że wie), iż właściwie nie jest człowiekiem, lecz wilkiem ze stepu. Niechaj się mądrzy ludzie spierają o to, czy rzeczywiście był wilkiem, czy tez kiedyś, może jeszcze przed urodzeniem, za pomocą czarów został przemieniony z wilka w człowieka; a może urodził się jako człowiek obdarzony duszą wilka stepowego i został przez nią owładnięty, lub wiara w to, ze jest właściwie wilkiem, była u niego tylko urojeniem albo chorobą. Na przykład nie jest wykluczone, ze ten człowiek był w dzieciństwie dziki, nieokiełznany i nieporządny, że jego wychowawcy usiłowali zabić w nim bestię i przez to właśnie wytworzyli w nim urojenie i przeświadczenie, iż w rzeczywistości jest właściwie bestią o cienkiej tylko powłoce wychowania i człowieczeństwa. Można by o tym długo i ciekawie rozprawiać, a nawet pisać całe tomy; ale wilkowi stepowemu nic by to nie pomogło, gdyż było mu obojętne, czy tkwił w nim wilk zaklęty czarami, wbity kijami, czy też był on tylko urojeniem jego duszy. Sąd innych o tym, a także jego własne mniemanie nie przedstawiały dla niego żadnej wartości, gdyż nie mogły przecież wypędzić z niego wilka.
Wilk stepowy miał zatem dwie natury, ludzką i wilczą, takie było jego przeznaczenie, i być może to przeznaczenie nie było ani tak szczególne, ani rzadkie. Podobno widywano już wielu ludzi, którzy mieli w sobie coś z psa lub lisa, z ryby lub węża, a jednak fakt ten nie sprawia im specjalnych kłopotów. W tych ludziach żyli właśnie obok siebie człowiek i lis, człowiek i ryba, i żadne nie sprawiało drugiemu przykrości, a nawet jedno drugiemu pomagało, i niejeden człowiek, który daleko zaszedł i któremu zazdroszczono, zawdzięcza swoje szczęście raczej tkwiącemu w nim lisowi lub małpie niż temu, co w nim ludzkie. Wiadomo o tym powszechnie. Z Harrym było jednak inaczej: w nim człowiek i wilk żyli obok siebie i wcale sobie nie pomagali, lecz nieustannie trwała miedzy nimi śmiertelna nienawiść i jeden żył wyłącznie cierpieniem drugiego; a gdy w jednej krwi i jednej duszy żyje dwóch śmiertelnych wrogów, wówczas życie jest niedobre. No cóż każdy ma swój los, a żaden los nie jest lekki.”[2]
To tylko początek Traktatu. Wybrałem uprzednio nawet i inne wyraziste fragmenty, ale dostrzegłem, że wycięte na potrzeby Wycinanek, brzmią jak aforyzmy Hesse`go.  Trudno cytować fragmenty dzieł literackich. Powinno być zakazane cytowanie zwłaszcza dzieł wybitnych. Tu co najmniej trzeba by zacytować i cały Traktat o wilku stepowym a i on tłumaczy się w pełni dopiero poprzez całe dzieło. To Steppenwolf tłumaczy Traktat, jeśli w ogóle tylko taki kontekst tłumaczy dzieło Hesse`go.  To narracja natchniona, seans niepowtarzalnie wypowiedzianej wyobraźni i stanu ducha.


Chcę poprzez ten skromny cytat tu tylko wskazać, że metafora homo homini lupus est pozostaje paradygmatem symbolicznym kultury. Jej bytowanie w świecie naszych myśli zapewniają dawne i dzisiejsze wybitne dzieła. Pojęcie wilka i człowieka spięte w Wilku stepowym oferuje czytelnikowi zasoby myśli, po zapoznaniu się z którymi, już nigdy homo homini lupus est nie cofnie się do wcześniejszego jej rozumienia. Mało tego, nie powrócimy już do przedmetaforycznych semantyk pojęcia człowiek i pojęcia wilk. Niemożliwe stanie się  abstrahowanie od dzieła szwajcarskiego pisarza. Zarówno wyobrażenie człowieka, jak i zwierzęcia (bestii, instynktu…) w nim, staje się odtąd inne. Trwały ślad w kulturze pozostawia literatura, która jest wielka.

[1] Szczegóły w sprawie zob. W. Wrzosek, Historia-kultura-metafora. O myśleniu historycznym, WUWr, Wrocław 2022, s. 36-57 oraz 67-73 i 179-215.

[2] Hermann Hesse, Wilk stepowy. Przekład Gabriela Mycielska, PiW , Warszawa 2005, s. 31-32. 




Wycinanki (102)

WOJCIECH WRZOSEK

Wycinanki (102)

Demian



Szwajcaria to także przystań trzeciego mojego mitu – wczesnej młodości Hermanna Hessego. Tomasz Mann w pamiętnym liście do Eduarda Korrodiego nie zalicza, może i słusznie, Hessego do pisarzy niemieckich na emigracji. Jego osiedlenie się w Szwajcarii tuż po I wojnie światowej trudno uznać za emigrację. Autor Czarodziejskiej góry we wspomnianym liście wymieniał pisarzy, którzy wyjechali z Niemiec na okoliczność dojścia nazistów do władzy.

Utożsamianie literatury emigracyjnej z niemiecką jest choćby z tego względu niemożliwe, że do literatury niemieckiej należą również dzieła pisarzy austriackich i szwajcarskich. Ja osobiście spośród żyjących twórców piszących w języku niemieckim szczególnie lubię i cenię dwóch: Hermana Hesse i Franza Werfla – obaj są powieściopisarzami i zarazem podziwu godnymi poetami. Żaden z nich nie jest emigrantem, ponieważ pierwszy urodził się Szwajcarem, drugi – czeskim Żydem. Jednakże neutralność jest rzeczą trudną – nawet gdy się ma w tej dziedzinie tak długie historyczne doświadczenie jak wy, Szwajcarzy! Jakże łatwo człowiek neutralny, zwalczając jedną niesprawiedliwość, popada w inną![1]

Wspominałem już o Grażynie, z którą korespondowałem po lekturze kolejnych dzieł niemieckiego pisarza. Czytała ona Hessego w oryginale, chwaliła jego jakoby wspaniały styl. Notabene w uzasadnieniu Komitetu Noblowskiego z 1946 r. wskazano jego styl jako jedną z zasług laureata.

Po moich naiwno-romantycznych egzaltacjach na temat Narcyza i złotoustego Grażyna poleciła mi onegdaj Demiana, który pozostał już moją ulubioną książką pisarza. Grażyna – jak już wspominałem, po wakacjach w Grecji w 1973 r. nie wróciła już do ojczyzny. Porzuciła nie tylko mnie, ale i przy okazji gnuśny PRL. Wybrała Greka, a zarazem świat Morza Śródziemnego.

Odkryłem ostatnio moment, kiedy Tomasz Mann dociekał, kto napisał Demiana. W liście do Józefa Pontena wysłanym z Monachium, Poschingerstr., z datą 6 czerwca 1919 r., znajdujemy napomknięcie:

Silne wrażenie zrobiła na mnie ostatnio powieść Demian, historia młodości Emila Sinclaira[2]; ukazała się ona najpierw w „Neue Rundschau”, a obecnie również w wydaniu książkowym u Fischera. Bardzo mnie poruszyła i dała mi wiele do myślenia; dowiadywałem się przy okazji o autora, jego wiek itp. Niech Pan to przeczyta, gdy Panu czas pozwoli! Moim zdaniem jest to coś wyjątkowego, chociaż nie „na poziomie”. Serdeczne pozdrowienia od Tomasza Manna[3]



Miesiąc później, 8 lipca, dorzucał:

O Sinclairze niczego prawie nie zdołałem się dowiedzieć, otacza się tajemnicą. Fischer, którego zapytywałem, oświadczył, że rękopis dostarczył mu Herman Hesse, a autor jest podobno młodym, chorym człowiekiem, zamieszkałym w Szwajcarii. To wszystko. Cieszy mnie, że Pan tak żywo podziela mój pogląd na Demiana. Gdyby autor nie dawał tak wyraźnie do zrozumienia, że nie chce się ujawniać, napisałbym do niego, tak jak napisałem do Pana po Wieży, która dała mi podobne zadowolenie. To, co był Pan łaskaw napisać mi jeszcze o sobie, bardzo mnie zainteresowało i utwierdziło mnie jeszcze bardziej w sympatii i szacunku. Moja niewiedza jest wielka, doprawdy, nie nauczyłem się niczego więcej niż – co najwyżej – pisać po niemiecku; i tylko myśl, że to jednak znaczy więcej, niż się na pozór wydaje, pociesza mnie w moim poczuciu niedoskonałości w innych dziedzinach.

Jako rekompensatę za szczupłość tego listu przesyłam Panu fotografię mojego popiersia w brązie […][4].

Hermann Hesse pomieszkiwał w Zurychu, aby w 1919 r. znaleźć się w Montagnoli[5]. Dzisiaj jest tam wspaniałe muzeum, gdzie czyta się regularnie po włosku i niemiecku fragmenty dzieł autora kultowego Stepenwolff[6]



Natknąłem się ostatnio na ploteczkę uzasadniającą utyskiwania Manna na Amerykanów, którzy go gościli z honorami. Przy okazji o Hessem i Casa Camuzzi w Montagnoli:

[…] dlaczego świat, tak skory do hołdów, które nic nie kosztują (mam tu na myśli 7 tóg doktorskich, jakimi mnie przyodziano w tym kraju), zupełnie nie troszczy się o takie warunki zewnętrzne, które przecież wiążą się ściśle z produktywnością, i pod tym względem wcale nie jest pomysłowy. Ostatecznie bywa też wręcz przeciwnie. Dla mojego przyjaciela, pisarza Hermanna Hessego, pewien szwajcarski mecenas z rodziny Bodmerów zbudował ładny dom w Montagnola w Ticino, gdzie go często odwiedzałem. Poczciwiec nie chciał go nawet przyjąć na własność, aby uniknąć połączonych z tym zobowiązań; dom więc należy do tego, kto go zbudował, a Hesse ma prawo dożywotniego użytkowania go wraz z żoną. Dlaczego w tym kraju nigdy żadnemu miastu czy uniwersytetowi nie przyszło na myśl zaproponowanie mi czegoś podobnego, choćby ze względów „ambicjonalnych”, aby móc powiedzieć: „We have him, he is ours?”[7].


Muzeum Hermanna Hessego w Montagnoli (© Fondazione Hermann Hesse Montagnola)


[1] Do Eduarda Korrodiego, Küsnacht-Zurych, 3 lutego 1936 r. [w:] T. Mann, Listy 1889–1936, wyd. E. Mann, tłum. W. Jedlicka, Warszawa 1966; s. 533–534. Mann zapewne ma myśli koneksje rodzinne oraz rekonwalescencję i terapie psychoanalityczne Hermanna Hessego. O tym, dlaczego ten list jest pamiętny, doniosę przy okazji.

[2] Autorka wydania tomu listów Eryka Mann podaje w przypisie, że pod tym pseudonimem Hermann Hesse wydał swoją powieść Demian. T. Mann, Listy 1889–1936, s. 221.

[3] Tamże.

[4] Tamże, s. 225. Cytuję tu nieco ponad sprawy poruszane w tych Wycinankach. Nie mogłem pominąć odkrycia pewnej recepty na lakoniczną korespondencję. Rekompensujmy wzorem autora Czarodziejskiej góry skąpą korespondencję, wysyłając zaufanym fotografie swojego popiersia w brązie. Czytelników ciekawych szczegółów na temat tej rzeźby odsyłam do rzeczonego listu. W sumie Mann mnie rozczarował, zamiast popiersia wysłał tylko zdjęcie.

[5] https://www.hessemontagnola.ch; tam dane o fundacji, muzeum, życiu i twórczości, jakie zwykle znajdujemy w takich miejscach pamięci, tyle że z pietyzmem pomyślane i urządzone. Zob. też https://my.matterport.com/show/?m=au95G75XkJF.

[6] Tu świadectwo pamięci o Hessego w Calw: https://www.calw.de/kultur/hermann-hesse.

[7] Do Agnes E. Meyer, Pacific Palisades, Kalifornia, 740 Amalfi Drive. 7 października 1941 r. [w:] T. Mann, Listy 1937–1947, wyd. E. Mann, tłum.: W. Jedlicka, T. Jętkiewicz, Warszawa 1970, s. 283.




Wycinanki (101)

WOJCIECH WRZOSEK

Wycinanki (101)

Der Weg zurück



Wspomnienie dojmującego przeżycia bohatera Na Zachodzie bez zmian odnajdujemy tu w Drodze powrotnej, kiedy przypomina sobie o nim w rozmowie z matką:
„Dopiero teraz przypominam sobie, co powiedziałem w półśnie. Wstydzę się, że zdarzyło mi się to właśnie wobec matki. – E, to mi się tak tylko wypsnęło – usprawiedliwiam się. – Trzeba się najpierw przyzwyczaić do tego, ze się już nie jest w polu. Tam się mówiło twardym językiem, mamo. Twardym, ale szczerym. Przygładzam sobie włosy i zapinam kurtkę munduru. Szukam papierosów i spostrzegam przy tym, ze matka wciąż na mnie patrzy i że jej ręce drżą. Zdziwiony przystaję. – Ależ mamo – powiadam i obejmuję ją ramieniem – to przecież nic strasznego. Żołnierze są już tacy!
– Tak, ja to wiem – odpowiada – ale że i ty także…
Śmieję się. Naturalnie, że i ja także! – chcę zawołać; ale nagle milknę i opuszczam dłoń z ramienia matki; coś mną wstrząsnęło. Siadam na kanapie, by doprowadzić do ładu myśli.  Przede mną stoi stara kobieta, na twarzy jej maluje się lęk i troska. Założyła spracowane ręce, na których pod pomarszczoną skórą nabrzmiewają błękitnawe żyły, ręce, które tyle napracowały się dla mnie. Nigdy dotychczas tego nie zauważyłem. Przedtem w ogóle nie zauważałem bardzo wielu rzeczy, byłem przecie za młody, ale teraz pojmuję, dlaczego dla tej wątłej, stroskanej kobiety jestem czymś innym niż wszyscy żołnierze świata; jestem dzieckiem. Pozostałem nim dla niej zawsze, nawet w mundurze żołnierza. Wojna była dla niej tylko kłębowiskiem krwiożerczych bestii, które czyhały na Zycie jej dziecka. Ale nigdy nie przyszło jej na myśl, że to jej ukochane dziecko było taka samą bestią dla dzieci innych matek.
Przenoszę wzrok z jej rąk na moje. Tymi rękami w maju 1917 roku zakłułem Francuza. Krew bluzgała mi wstrętną, gorącą falą po palcach, gdy w nieprzytomnej trwodze i wściekłości zadawałem wciąż nowe ciosy. Potem chwyciły mnie wymioty i całą noc przepłakałem. Dopiero nad ranem Adolf Bethke zdołał mnie pocieszyć i uspokoić. Miałem wówczas osiemnaście lat i był to pierwszy atak, w jakim wziąłem udział.  Powoli odwracam dłonie. W czasie wielkiej próby przełamania frontu z początkiem lipca zastrzeliłem tymi rękami trzech ludzi. Przez cały dzień wisieli w zasiekach drutu kolczastego (…). A teraz siedzę tu obok matki, która ma łzy w oczach, gdyż nie może pojąć, jak mogłem stać się tak brutalny, by używać nieprzyzwoitych wyrażeń!…[1]

 

„Najłatwiejszą jednak rozkoszą w życiu jest żarcie. Postanawiamy przeto przedsięwziąć wyprawę po prowianty. Kartki żywnościowe wyznaczają na głowę tygodniowo: 250 gramów mięsa, 20 gramów masła, 50 gramów margaryny, 100 gramów kaszy i trochę chleba. Tym się nikt nie naje!
Wieczorem i w nocy zbierają się poszukiwacze prowiantów na dworcu, aby wczesnym rankiem znaleźć się na wsi. Wyjeżdżamy pierwszym pociągiem, aby nas nikt nie ubiegł. Szara nędza tłoczy się i kwasi w przedziale, gdy pociąg rusza. Wyszukujemy sobie jakiś zajadły kąt i rozdzielamy się na oddzielne dwójki, by systematycznie obrobić cała okolicę. Nauczyliśmy się wychodzić na patrol!
Ja idę z Albertem. Przychodzimy do rozległej zagrody. Na podwórzu kurzy się z kupy gnoju. Krowy rzędem stoją w oborze. Wita nas ciepły zapach stajni i mleka. Kury gdaczą. Spoglądamy na nie pożądliwie, ale panujemy nad sobą, gdyż w szopie są ludzie. Pozdrawiamy ich. Nikt nie zwraca na nas uwagi. Przystajemy. Wreszcie jakaś baba drze się: Wynoście się stąd do diabła, dziady zatracone![2]
Jeden z żandarmów uważa, by nikt nie uciekł, drugi rewiduje. Są to przeważnie kobiety, dzieci, starcy. Większość stoi zrezygnowana i milczy. Wszyscy ludzie przywykli do takich scen i nigdy tak w zupełności nie wierzyli w to niesłychane szczęście, ze uda im się faktycznie przemycić do domu pół funta masła.[3]
– Stać! Co pani ma tutaj? –wskazuje na spódnicę – wyjąc wszystko!
Baba kamienieje i blednie.
– Żywo! Raz, dwa!
Kobieta wyciąga spod spódnicy połeć słoniny. Żandarm odkłada go na bok – To by było smaczne, co? – Kobieta nie rozumie jeszcze i próbuje sięgnąć po słoninę – Przecież zapłaciłam za to! Ostatni grosz wydałam (…)
Pierwsza kobieta rezygnuje już z jaj, ale błaga o słoninę – Chociaż słoninę niech pan odda! Co powiem w domu? Przecież to dla dzieci![4]
Młoda dziewczyna, na którą przychodzi kolej, połyka, żre kawałami masło, usta ma całe umazane tłuszczem, oczy wychodzą jej na wierzch, ale nie przestaje jeść, tym sposobem przynajmniej cos uratuje, zanim jej odbiorą resztę. Nie wyjdzie jej to na zdrowie, za chwilę zrobi się jej niedobrze i dostanie biegunki.”[5]
Krótko po ukazaniu się tej kontynuacji Na zachodzie bez zmian wyjechał Remarque do Szwajcarii.
Po dojściu Hitlera do władzy, książki Remarque`a znalazły się wśród tych symbolicznie spalonych na uniwersytecie berlińskim jako „politycznie i moralnie nieniemieckie”.[6]
Zamieszał na stałe w Casa Monte Tabor dopiero w 1948.[7] Pochłaniała go Ameryka i historyczny sukces powieści, kolejne książki, scenariusze, ekranizacje[8].


[1] E. M. Remarque, Droga Powrotna, przełożył Ludwik Szczepański, czytelnik, Warszawa 1993, s. 98-99.; wyróżniam fragment nawiązujący do  fragmentu z Na Zachodzie bez zmian, który cytowałem w Wycinanki (100).

[2] Tamże, s. 113.

[3] Tamże, s. 116.

[4] Tamże.

[5] Tamże, s. 117.

[6] W: Henry C. Meyer, wyd. i oprac.., The Long Generation, Nowy York 1973, s. 221 cyt za: Modris Eksteins, Święto wiosny. Wielka wojna i narodziny nowego wieku, przeł. Krystyna Rabińska, PiW, Warszawa 1996, s. 334.

[7] https://www.youtube.com/watch?v=2vy7R1N8yPA; nomen omen: od 1949 w Związku Radzieckim objęto je zakazem publikacji.

[8] https://www.findagrave.com/cemetery/639471/cimitero-di-ronco-sopra-ascona; https://hls-dhs-dss.ch/it/articles/011946/2007-12-13/




Wycinanki (100)

WOJCIECH WRZOSEK

Wycinanki (100)

Im Westen nichts neues. (Na Zachodzie bez zmian. cz. II)



Wyciąłem fragment naturalistycznego kadru ze słynnej powieści Ericha Marii Remarque`a  Na Zachodzie bez zmian. Wybrałem,  zachęcając do wzbogacenia dzisiejszej wyobraźni czym może być wojna. I czym od roku w istocie może być to barbarzyństwo, które toczy się w Ukrainie. Od roku „Na Wschodzie bez zmian” . 
Narrator i główny bohater wyznaje:  „To pierwszy człowiek, którego zabiłem własnymi rękami, którego dokładnie mogę oglądać, którego umieranie moim jest dziełem. Katowi, Kroppowi i Mullerowi również zdarzało się widzieć ludzi trafionych przez siebie. Niejednemu przecie to się wydarza w walce wręcz. Ale każde westchnienie jego obnaża me serce. Ten umierający sprzymierzył się z godzinami, posiada niewidzialny nóż, którym mnie zakłuwa: czas i myśli moje.  Wiele dałbym za to, aby pozostał przy życiu. Jakże ciężko jest leżeć tu i widzieć go i słyszeć.  Po południu o trzeciej jest martwy. Oddycham z ulgą. Lecz tylko na krótko. Milczenie zdaje mi się wkrótce cięższe do zniesienia, niźli ów jęk. Pragnę iżby rzężenie znów się rozległo, kurczowe, zahamowane, raz cicho świszczące, a potem znów zachrypłe i głośne. To niedorzeczne co czynię. Ale muszę mieć jakieś zajęcie. Tedy raz jeszcze układam zmarłego, aby leżał wygodnie, chociaż nic już nie czuje. Zamykam mu oczy. (…) Żona jego z pewnością myśli teraz o nim; nie wie, co się wydarzyło. Wygląda tak, jak gdyby do niej pisywał – będzie jeszcze otrzymywała od niego przesyłki; jutro – za tydzień – być może jakiś list dostanie jeszcze za miesiąc. Będzie go czytać, a on w nim przemówi do niej.


(…) Milczenie jest coraz rozciąglejsze. Mówię i muszę mówić. Tedy przemawiam doń i jemu mówię. – Kolego, nie chciałem ciebie zabić. Gdybyś raz jeszcze tu skoczył, nie uczyniłbym tego, gdybyś i ty był rozsądny. Ale przedtem tyś był dla mnie tylko wyrachowaniem, które żyło w mym mózgu i wywołało decyzję –  zakłułem tę możliwość. Teraz dopiero spostrzegam, że jesteś człowiekiem takim, jak i ja. Myślałem o twoich granatach ręcznych, o twoim bagnecie i o twojej broni – teraz widzę żonę twoją i twoją twarz i to, co nam wspólne. Wybacz mi kolego. Zawsze spostrzegamy to za późno. Czemuż nie mówi się nam i nie powtarza ciągle, iż wy jesteście tacy sami nieboracy jak my, że matko i wasze tak samo się trwożą jak nasze, i że doznajemy jednakiej trwogi śmierci i jednakie mamy umieranie i jeden ból. – Wybacz mi, kolego, jakże też mogłeś być moim wrogiem. Gdybyśmy odrzucili tę broń i ten mundur, mógłbyś być równie dobrze mym bratem, jak Kat i Albert. Zabierz mi moje dwadzieścia lat, towarzyszu, i powstań – weź więcej, gdyż nie wiem już, co mam z nimi począć. (…)[1]
W swoim szkicu o Na Zachodzie bez zmian i karierze Remarque`a  kanadyjski historyk Modris Eksteins, w bogatym źródłowo, ale i manierycznym tekście,  konkluduje: „Dzięki Na Zachodzie bez zmian zagraniczni czytelnicy, jak sami przyznawali, dokonali wielkiego odkrycia, zobaczyli, że przeżycia wojenne żołnierza niemieckiego zasadniczo nie różniły się od przeżyć żołnierzy innych narodowości. Żołnierz niemiecki, jak się okazało, również nie chciał walczyć, gdy rozwiała się otoczka emocjonalna stworzona dla dekoracji przez opinię w kraju. Powieść Remarque`a uczyniła wiele dla podważenia opinii, iż Niemcy są „dziwni” i nie należy im ufać. Ponadto na Zachodzie bez zmian w popularnej formie głosiła to samo, co rewizjonizm historyczny osiągał w kręgach naukowych i politycznych: zachwiała poglądem o zbiorowej winie Niemców za wojnę. Lecz w tej rywalizacji również „sztuka” okazała się bardzie skuteczna od „historii”. Remarque w pojedynkę dokonał więcej niż wszyscy historycy rewizjonistyczni w Europie i Ameryce razem wzięci.[2] ”Filmowa wersja Na Zachodzie bez zmian, reżyserowana przez Lewisa Milestone`a dla Universal Studios, była udaną próbą przyjętą pełnymi zachwytu recenzjami. Premiera odbyła się w maju 1930 a Hollywood nagrodziło obraz najwyższym laurem, Nagrodą Akademii za najlepszy film 1930. Tymczasem w Berlinie, po kilku incydentach zakłócania projekcji przez nazistowskich chuliganów pod przywództwem Josepha Goebbelsa, w grudniu zdjęto film z ekranów, rzekomo dlatego, iż wypaczał obraz Niemiec, lecz w istocie dlatego – twierdzi Eksteins – że wywoływał kontrowersje zagrażające porządkowi i bezpieczeństwu wewnętrznemu.[3]
Odnotujmy, że gdy piszę te słowa ogłoszono, że najnowsza niemiecka ekranizacja powieści Remarque`a została zauważona przez krytykę.[4]


[1]  Erich Maria Remarque, Na zachodzie bez zmian…, s 5.

[2] Modris Eksteins, Święto wiosny…, s. 331-332.

[3] Tamże, s. 334. Autor odsyła do swojego tekstu: War,  Memory, and Politics: The Fate of the Film „All Quiet on the Western Front, Central European History, 13/I, marzec 1980, s. 60-82.

[4] W sobotę 19 lutego (tu chodziło o 19 stycznia 2023 roku – przyp. mój W.W.) Brytyjska Akademia Sztuk Filmowych i Telewizyjnych rozda po raz kolejny swoje nagrody w aż 25 kategoriach związanych z kinematografią. W tym roku na wielkiego wygranego typowany jest film wyprodukowany przez Netfliksa, będący adaptacją antywojennej powieści Ericha Marii Remarque. Na zachodzie bez zmian ma szansę na 14 statuetek. Film w reżyserii Edwarda Bergera miał swoją światową premierę 12 września ubiegłego roku i został bardzo ciepło przyjęty zarówno przez krytyków, jak i widownię. Obraz bardzo duży nacisk położył na pokazanie wojny taką jaką jest: brutalnej, bezsensownej, brudnej, obłudnej i pełnej ideologicznych pułapek. W ten sposób widowisko pozostało wierne pisanemu pierwowzorowi. Historia 17-letniego Paula Bäumera oraz jego przyjaciół miała wstrząsać i wstrząsa. Zresztą, sam Remarque wiedział o czym pisze, wszak sam był żołnierzem walczącym podczas I wojny światowej. https://techsetter.pl/bafta-2023-nominacje-na-zachodzie-bez-zmian; Film otrzymał także nominację do Oscara 2023 https://kultura.onet.pl/film/recenzje/na-zachodzie-bez-zmian-historia-sprzed-stu-lat-nabiera-zlowieszczej-aktualnosci/1tqe90z.