Wycinanki (139) Zażyj Hrabala

WOJCIECH WRZOSEK

Wycinanki (139)

Zażyj Hrabala



Okazuje się, że meczę czytelników — jak to któryś z nich nazwał — przeintelektualizowanymi tekstami. Odpowiedziałem mu, że nie mam nic przeciwko temu, że pasjonuje się on siłownią oraz walkami w konwencji MMA. Niech pozwoli mi w rewanżu zajmować się tym, co mi odpowiada. Ludzie powinni zajmować się tym, co lubią robić[1], nawet wtedy, gdy ktoś obdarzy ich zajęcie epitetem przeintelektualizowanego.
Chyba jednak dlatego, że może w tym, co suponuje mój korespondent, coś jest — od czasu do czasu — biorę na warsztat jako amator i wielbiciel, literaturę.

*

Jeśli ogarnia cię stres, zniechęcenie, poczucie bezsensu życia, a może masz inne symptomy depresji — weź Hrabala. Coś ci jest? Coś nie tak? — pytał ojciec. Uspokój się, idź do siebie i zażyj Hrabala…
Rozumiem dzisiaj, dlaczego tak od lat przemawia do mnie świat czeskiej wyobraźni literackiej. Do niedawna miałem do wyboru dwa warianty odpowiedzi na to pytanie. Pierwszy brzmi mniej więcej tak: doświadczył i naznaczył nas Jarosław Haszek. Nauczył dystansu do świata i uroków prozy codzienności w obliczu przemykającej obok historii lub jej stałej obecności. W tym zwłaszcza banalności wojny. Zaproponował świat bez martyrologii i heroizmu. A to już było inaczej niż nas męczono w szkołach.
Drugi wariant odpowiedzi jest taki: urodziłem się pod czeską granicą. Widać wiało stamtąd czeskim duchem.

*

Znużeni zwiedzaniem Pragi przysiedliśmy na jakimś wózku, zdaje się, pocztowym. Jego dysponent, starszy gość z dumą pochwalił się, mówiąc: dobrý vozík… Małoletni syn odpowiedział mu przyjaźnie: Ne! Čerstvý pipek — popisując się właśnie co opanowanym jakoby czeskim terminem.
W niestety nieistniejącej już restauracji Odessa w Karpaczu (tu poniżej) spędzaliśmy kulinarne wieczory, w żydowskiej kuchni przełamanej czeską tradycją, a może tylko nazewnictwem potraw. W rezultacie, w języku mojej rodziny zagościł termin čerstvý pipek — jak pamięć dotąd konfabulowała — jakoby gulasz z gęsich żołądków. Pierwotnie jednak z gęsich szyjek (pipek: rurka, fajka).
Notabene, elew Miłosz, bohater Hrabala, nazywał się Pipka.


Bohumil H. w swej sławnej opowieści zaś tak oto szkicuje:

Skądinąd miał pan zawiadowca zupełnie zrozumiałe zamiłowanie do hodowli gołębi. Przed wojną hodował z upodobaniem bagdety norymberskie, gołębie o agresywnych czarnych i białych strzałkach na skrzydłach, którym sam codziennie czyścił gołębniki, zmieniał wodę i zmieniał poślad. Kiedy jednak Niemcy tak brutalnie napadli na Polaków, a potem ich pobili, pan zawiadowca pewnego dnia nie otworzył kratki w okienku i przed wyjazdem do Gródka kazał dworcowemu posługaczowi wszystkie te bagdety norymberskie co do jednego podusić. W tydzień później przywiózł rysie polskie, gołębie o pięknym niebieskim wolu i prześlicznych skrzydłach, ozdobionych szarymi i białymi trójkątami, które tak są do siebie dopasowane jak kafelki w łazienkach[2].

Ten fragment jest nie o tym, co chciałem wziąć od Hrabala. Niezapomniane wrażenia pozostawił na mnie film Jiříego Menzla z 1966 roku, potem dopiero czytałem książki jego współscenarzysty. Niesamowity duch prozaicznej wolności i swobody myśli. Bajeczność codzienności.
Ale do rzeczy:
Elew Miłosz Pipka wymienia opinie z panem zawiadowcą w sprawie głośnego wydarzenia:

— A cóż to takiego mógł pan dyżurny robić z naszą Zdeniczką? — spytałem[3].

— Bestialstwa — odparł pan zawiadowca i uśmiechając się, nadstawiał gołąbkom usta. — Nawet zwierzę się na coś takiego nie zdobędzie! Ale, mój chłopcze, nie ja już się będę tym denerwował, sprawę przejęła komisja karna w Gródku… Krótko mówiąc, pan dyżurny ruchu podczas nocnej zmiany położył Zdeniczkę na stole, po czym uniósł spódniczkę i wszystkie pieczątki naszej stacji odbił jedna po drugiej na dupeńce naszej telegrafistki. Nawet o datowniku nie zapomniał. A kiedy Zdeniczka wróciła do domu i matka sobie te pieczątki przeczytała, przybiegła tu natychmiast, wołając, że pójdzie na skargę do gestapo. Musiałem więc, Miłoszu, spisać protokół. Okropne! A Zdeniczka musiała udać się natychmiast do dyrekcji, gdzie obejrzał sobie te pieczątki sam pan dyrektor naczelny kolei państwowych. Coś strasznego! — wołał pan zawiadowca, a gołębie spadały mu z rozrzuconych ramion i uderzały skrzydłami, aby utrzymać równowagę[4].

Pan zawiadowca podekscytowany całą tą aferą krzyczał:

— Przekleństwo wieku erotyki! Wszystko jest przeerotyzowane! Wszędzie same pokusy. Wyrostki i dzieci zakochani w dziewczynkach pasących gęsi. Tragedie miłosne podpatrzone na filmach erotycznych albo przejęte z lektury! Pod sąd pisarzy i wychowawców, i sprzedawców pornograficznych książek i obrazów! Precz ze zdradziecką wyobraźnią młodzieży! Poćwiartował trupa mleczarki i z pewnością pociąłby również na kawałki również zwłoki swojej kuzynki, gdyby mu w tym nie przeszkodzono. W apteczce wystawiono naturalnej wielkości model przedstawiający przekrój bioder kobiety! A młodzież chłonie to po prostu. Pracownia pewnego malarza budzi wątpliwości, czy nie weszło się aby przypadkiem do jatki z ludzkim mięsem. Kanibalizm. Wrońska w kufrze. Policja poszukuje blondyna ze złotym zębem. Widziano ich po raz ostatni w barze samoobsługowym „Korona”, kupował jej jabłko australijskie. Tfu, nic, tylko mięso! Nic tylko ciało! W perspektywie morderstwa na tle seksualnym. Na ławę oskarżonych z nauczycielami, którzy pozwalają na wykłady o sprawach płci! Im więcej niemoralności i zmysłowości, tym mniej kołysek, tym więcej trumien! — chrypiał pan zawiadowca przez świetlik na pierwszym piętrze do kancelarii dyżurnego ruchu.

A to wszystko dlatego, że pan zawiadowca był z jednej strony członkiem TOM-u, czyli Towarzystwa Odnowy Moralnej w Pradze, z drugiej zaś pani hrabina — ilekroć zamawiała wagony w celu przywiezienia bydła rzeźnego — zawsze wyrzucała oziębłość w sprawach wiary przypominając, iż wraz z upadkiem Kościoła katolickiego upadnie cały świat[5].



[1] W gruncie rzeczy świadome nanoszenie uszczerbku na zdrowiu innemu człowiekowi winno być sankcjonowane przez prawo.

[2] B. Hrabal, Pociągi pod specjalnym nadzorem. Postrzyżyny, tłum. A. Czcibor-Piotrowski, Kraków 2004, s. 14; w tym wydaniu teksty sfilmowane przez Jiříego Menzla (zm. w 2020 r.; https://www.dw.com/pl/zmar%C5%82-jirz%C3%AD-menzel-czeski-re%C5%BCyser-scenarzysta-i-aktor/a-54846455) na podstawie scenariusza obu panów. Ten drugi film bodaj z 1981 roku. Pierwszy, oscarowy z 1967 roku; https://en.wikipedia.org/wiki/Bohumil_Hrabal.

[3] Zdeniczka Svatá, telegrafistka. W wersji tłumacza: Zdeniczka Święta, co po polsku brzmi myląco lub przekornie. Dyżurny ruchu to pan Całusek. Z kolei Miłosz Pipka w tłumaczeniu na polski to już nie Miłosz Rurka czy Miłosz Fajka. Tłumacz, pozostawiając nazwisko w wersji oryginalnej, skorzystał ze swawolnego skojarzenia, jakie ono wywołuje u polskiego czytelnika. Czy to jednak w zgodzie z regułami translacji? Za to może z duchem opowiadania?

[4] Ibidem, s. 18. Już przyznawałem na tych łamach, że z literatury pięknej cytować się nie godzi… A może sięgną po nią?

[5] Ibidem, s. 20.