Wycinanki (163) All animals  are equal but some animals are more equal than others

WOJCIECH WRZOSEK

Wycinanki (163)

All animals  are equal but some animals are more equal than others[1]



Orwell w latach czterdziestych zaprezentował wyrazisty obraz totalitaryzmu, systemu sowieckiego, pamflet antyutopijny. Bajka o folwarku do dzisiaj inspiruje i pokazuje swą historyczną trafność.

„Oto fragment listu Orwella do Dwighta Macdonalda z września 1944 r.:
„Dot. pańskiego pytania o „Folwark Zwierzęcy”. Oczywiście miał on być przede wszystkim satyrą na rewolucję rosyjską. Jednak, jak podkreślam, przesłanie utworu jest szersze, chciałem wyrazić w nim myśl, iż szczególny rodzaj rewolucji (gwałtowna rewolucja oparta na konspiracji z motorem napędowym w postaci nieświadomie żądnych władzy osób) może doprowadzić jedynie do zmiany władców. Mój morał brzmi tak oto: rewolucje mogą przynieść radykalną poprawę, gdy masy będą czujne i będą wiedzieć jak pozbyć się swych przywódców, gdy tamci zrobią co do nich należy. Punktem zwrotnym opowiastki jest chwila gdy świnie rezerwują dla siebie mleko i jabłka (Kronsztad). Gdyby pozostałe zwierzęta zrozumiały, co się święci, i w porę interweniowały, sprawy potoczyłyby się właściwym torem. Jeśli ludziom się wydaje, że bronię status quo, dzieje się tak, ponieważ zostali oni ogarnięci pesymizmem i żywią przekonanie, iż alternatywą jest albo dyktatura albo kapitalizm w stylu laissez-faire…Chciałem powiedzieć co następuje: nie można robić rewolucji jeśli nie robi się jej dla siebie; nie ma czegoś takiego jak dobrotliwa dyktatura.[2]

*

Rewolta dokonała się. Spisano jej doktrynę w siedmiu tezach, zwanych przykazaniami:

„Snowball (jako, że właśnie on pisał najlepiej) ujął pędzel między kłykcie przedniej racicy, zamalował znajdujący się na szczycie napis FOLWARK DWORSKI i wpisał w tym miejscu: FOLWARK ZWIERZĘCY. Odtąd miała obowiązywać nowa nazwa. Dokonawszy zmiany zwierzęta powróciły na podwórze; Snowball i Napoleon polecili przynieść drabinę, którą przystawiono do ściany wielkiej stodoły. Knury wyjaśniły, że dzięki trzymiesięcznym studiom udało się im ująć zasady Animalizmu w Siedmiu Przykazaniach. Owych Siedem Przykazań zostanie wypisane na ścianie; mają one stanowić niezmienne prawo, któremu będą podlegać wszyscy mieszkańcy Folwarku Zwierzęcego. Z pewnym trudem (świni bowiem niełatwo utrzymać równowagę na drabinie) Snowball wspiął się na szczyt i przystąpił do pracy, w której pomagał mu stojący kilka szczebli niżej Squealer, trzymający garnek z farbą. Przykazania wypisano na smołowanej ścianie stodoły wielkimi, białymi literami, tak by były dobrze widoczne z odległości trzydziestu metrów.

A oto ich treść:

„SIEDEM  PRZYKAZAŃ

  1. Wszystko co chodzi na dwóch nogach jest wrogiem.
  2. Wszystko co chodzi na czterech nogach lub ma skrzydła jest przyjacielem.
  3. Żadne zwierzę nie będzie nosić ubrania.
  4. Żadne zwierzę nie będzie spać w łóżku.
  5. Żadne zwierzę nie będzie pić alkoholu.
  6. Żadne zwierzę nie zabije innego.
  7. Wszystkie zwierzęta są równe.” [3]

W wymiarze życia zwierząt gospodarskich, a zwłaszcza świń i psów, więc w skali historycznej niebawem okazało się, że nastąpił powrót do nazwy folwark dworski.

„Nie mówiąc ani słowa pociągnęła go lekko za grzywę i zaprowadziła pod ścianę wielkiej stodoły, na której wypisano Siedem Przykazań. Przez kilka chwil osioł i klacz patrzyli w milczeniu na smołowaną ścianę z wymalowanymi na niej białymi literami. – Oczy mam już nie te – powiedziała wreszcie Clover. – Nawet gdyby byłam młoda, nie potrafiłam przeczytać tego, co tam wypisano. Ale wydaje mi się, że ta ściana wygląda inaczej niż ongiś. Czy nasze Przykazania są te same, co dawniej, Benjaminie? Po raz pierwszy osioł odstąpił od swoich zasad i przeczytał Clover to, co było wypisane na ścianie. Pozostało na niej tylko jedno Przykazanie. Brzmiało ono tak: WSZYSTKIE ZWIERZĘTA SĄ RÓWNE, ALE NIEKTÓRE ZWIERZĘTA SĄ RÓWNIEJSZE OD INNYCH. Potem nikogo już nie zdziwiło, że nazajutrz świnie nadzorujące prace gospodarskie trzymały w racicach baty. Nikogo też nie dziwiło, że świnie kupiły sobie radio, poczyniły starania o założenie telefonu, oraz zaprenumerowały „Johna Bulla”,”Tit-Bits”i”Daiły Mirror”. Nikogo nie dziwił widok Napoleona spacerującego z fajką w zębach po ogrodzie; nie, nikogo nie dziwiło nawet to, że świnie wyciągnęły z szaf ubrania pana Jonesa i nałożył je na siebie. Sam Napoleon ukazał się w czarnym paltocie, myśliwskich bryczesach i skórzanych sztylpach, a jego ulubiona maciora paradowała we wzorzystej jedwabnej sukni, którą pani Jones wkładała w niedzielę.[4]

„Jeśli chodzi o wspaniałą, dobrosąsiedzką mowę pana Pilkingtona, stwierdził Napoleon, on ma tylko jedno jedyne zastrzeżenie. Otóż pan Pilkington przez cały czas mówił o „Folwarku
Zwierzęcym”. Oczywiście nie mógł wiedzieć – albowiem podaje się to po raz pierwszy do
wiadomości – iż nazwa „Folwark Zwierzęcy” została zniesiona. Odtąd folwark ma nosić
dawną nazwę: „Folwark Dworski”, która to nazwa, jak sądzi, jest właściwa.” [5]



[1]G.Orwell,AnimalFarm,https://docs.google.com/file/d/0BqbgH1SfSUdUWNxNFBWeHNCR3M/edit?resourcekey=0-y0UaERHtE7aLaKt_cwsElg, p. 51-52; Wszystkie zwierzęta są równe, ale niektóre z nich są równiejsze od innych. „ G. Orwell, Folwark…,  cz. 10

[2] http://rodaknet.com/ksiazka_folwark_zwierzecy.pdf; cyt za Bartłomiejem Zborskim (a ten za: Michael Shelden, Orwell, the Autorized Biography, Nowy York 1992, s. 444.)

[3] Tamże. THE SEVEN COMMANDMENTS

  1. Whatever goes upon two legs is an enemy.
  2. Whatever goes upon four legs, or has wings, is a friend.
  3. No animal shall wear clothes.
  4. No animal shall sleep in a bed.
  5. No animal shall drink alcohol.
  6. No animal shall kill any other animal.
  7. All animals are equal.

https://docs.google.com/file/d/0B-qbgH1SfSUdUWNxNFBWeHNCR3M/edit?resourcekey=0-y0UaERHtE7aLaKt_cwsElg, p. 9

[4] Tamże, cz. 10.

[5] Tamże.




Wycinanki (162) Animalizm w siedmiu przykazaniach

WOJCIECH WRZOSEK

Wycinanki(162) Animalizm w siedmiu przykazaniach



„Po powrocie z Hiszpanii – napisał Orwell w marcu 1947 roku w przedmowie do ukraińskiego wydania Folwarku zwierzęcego – rozważałem zdemaskowanie mitu sowieckiego w opowieści, którą mógłby zrozumieć niemal każdy i który nietrudno byłoby przełożyć na inne języki. Przez pewien czas nie wiedziałem jednak, jaką treść mam nadać tej historii: pomysł przyszedł mi do głowy, kiedy pewnego dnia (mieszkałem wtedy w małej wiosce) ujrzałem, jak może dziesięcioletni chłopiec prowadzi wąską ścieżką potężnego konia pociągowego, chłoszcząc zwierzę batem, ilekroć tylko usiłowało zboczyć z drogi. Uderzyło mnie wtedy to, iż ludzie wykorzystują zwierzęta prawie tak samo, jak bogacze wykorzystują proletariat.

Zacząłem więc analizować teorię Marksa ze zwierzęcego punktu widzenia… Zwierzęta dobrze wiedziały, iż walka klasowa toczona przez ludzi jest czystą mrzonką, albowiem ilekroć zachodziła konieczność wyzyskiwana zwierząt, wszyscy ludzie jednoczyli się przeciw nim: prawdziwa walka – utrzymywały – toczy się między zwierzętami i ludźmi. Ustaliwszy ów fakt , resztę nie trudno było skomponować. Utwór powstał w 1943 roku, ponieważ do tej daty byłem stale zajęty czymś innym i nie miałem czasu na jego napisanie”[…]” [1]

„Po wysłuchaniu mowy Majora co bardziej inteligentne zwierzęta całkowicie zmieniły poglądy. Wprawdzie nie wiedziały, kiedy wybuchnie zapowiedziane przezeń powstanie, nie miały powodów do przypuszczeń, iż dożyją tego dnia, jednak doskonale rozumiały, że ich obowiązkiem jest przygotowywanie rebelii. Wyjaśnianiem wszystkich spraw i organizowaniem zwierząt zajęły się oczywiście świnie, uważane ogólnie
za najmądrzejsze. Ich stadku przewodziły dwa młode samce, Snowball i Napoleon, które pan Jones hodował na sprzedaż. Napoleon był sporym knurem rasy Berkshire o dzikim wyglądzie, jedynym z tej rasy na folwarku; choć nie był zeń najlepszy mówca, znano go z tego, że potrafi postawić na swoim. Snowball był bardziej ruchliwy, bardziej wygadany i bystrzejszy, jednak nie posiadał, jak sądzono, tak silnego charakteru jak tamten. Pozostałe samce były tucznikami. Najlepiej znano wśród nich Squealera, niewielkie grube prosię o nadzwyczaj okrągłych policzkach, mrugających oczkach, szybkich ruchach i przenikliwym głosie. Miał dar wymowy, a gdy roztrząsał jakiś trudny problem, zwykle kiwał się z boku na bok, merdając ogonkiem, co jakoś bardzo przekonywało doń słuchaczy. Mawiano o Squealerze, że czarne potrafi uczynić białym. Ci trzej opracowali nauki starego Majora w spójny system myślowy, który nazwali animalizmem.” [2]

Znamienna jest wizja wybuchu rewolucji bolszewickiej, nazywana tu rebelią. W zasadzie to przypadek, uruchomił nagromadzoną dzięki konspiracji energię protestu. Stones i jego ludzie nie nakarmili tego dnia zwierząt. Praca konspiracyjna przyniosła efekt w postaci wybuchu sprzeciwu i przemocy:

„Tego dnia wczesnym rankiem parobcy wydoili krowy, a potem wyszli polować na dzikie króliki, nie troszcząc się o zadanie karmy zwierzętom. Po powrocie pan Jones natychmiast wyciągnął się na sofie w saloniku nakrywszy twarz egzemplarzem „News of the Worid”; nadszedł wieczór, a zwierząt nikt nie nakarmił. W końcu nie wytrzymały. Jedna z krów wyłamała rogami wrota spichlerza i wokół pojemników z paszą wnet się zaroiło. Wtedy nieoczekiwanie obudził się pan Jones. Po chwili wraz z czterema parobkami był już w spichlerzu i wszyscy walili na oślep batami. Tego było za wiele głodnym zwierzętom. Choć nikt nie dał żadnego hasła do ataku, wszystkie zgodnie rzuciły się na oprawców. Na Jonesa i jego ludzi spadła nagle lawina ciosów rogami i uderzeń kopyt. Przestali panować nad sytuacją. Nigdy przedtem nie widzieli tak rozwścieczonych zwierząt i nagły bunt stworzeń, które bili i dręczyli przy lada okazji, napełnił ich panicznym strachem. Tylko przez chwilę usiłowali się bronić, a potem wszyscy wzięli nogi za pas. W krótkim czasie cała piątka gnała na złamanie karku boczną drogą prowadzącą ku szosie, a triumfujące zwierzęta ścigały mężczyzn zawzięcie. Pani Jones wyjrzała przez okno sypialni i ujrzawszy, co się święci, szybko wrzuciła do podróżnej torby nieco rzeczy i czmychnęła bocznym wejściem” [3]



[1] Cytuję ten fragment za George Orwell, Folwark zwierzęcy. Bajka, przekład Anna Nowosielska, ilustracje Barbara Kuropiejska-Przybyszewska, Warszawa 2021, s. 133: tam cyt za: G. Orwell, The Collected Essays, Journalism and Letters, t. III As I Please 1943-1945, red. Sonia Orwell i Jan Angus, Harmondsworth 1970. W marcu 1947 r. Orwell napisał przedmowę do ukraińskiego wydania Folwarku…., które monachijska organizacja Ukraińców pozostałych po wojnie na terenie Niemiec (tzw. displaced persons) przeznaczyła dla swoich członków. Oryginalny tekst w języku angielskim zaginął, dlatego też w rzeczonym zbiorze znajduje się wersja przełożona z ukraińskiego (przyp. tłum.)

[2] http://rodaknet.com/ksiazka_folwark_zwierzecy.pdf; cz.2 akpt. 2

[3] Tamże, cz. II




Wycinanki(161) Manifest animalizmu.

WOJCECH WRZOSEK

Wycinanki(161) Manifest animalizmu.


    


Chciałbym Folwark zwierzęcy powiedziałem do sprzedawcy.  Niech pan idzie do półki z zootechniką, tam zaraz za weterynarią… Rzeczywiście, znalazłem to skromne i głośne dzieło George`a  Orwella. Sprawdzałem później gdzie stoi La ferme des animaux w Brukseli. Otóż w dziale politologii, ale i na parterze wśród bajek. Słusznie z bajkową okładką i takim podtytułem.

Angielski pisarz zrobił więcej dla świadomości antytotalitarnej niż ktokolwiek inny. To oczywiście moja nieweryfikowalna opinia.

„W ciągu dnia pojawiła się wieść, że stary Major, medalowy knur rasy średnia biała angielska, miał ubiegłej nocy dziwny sen pragnie przekazać go pozostałym zwierzętom” [1]

Następnie Orwell przedstawia wielu bohaterów bajki, którzy zjawili się w „wielkiej stodole”:

„Major stwierdził, że wszystkim jest już wygodnie i czekają z uwagą, odchrząknął zatem i zaczął:

– Towarzysze, zapewne słyszeliście już, ze ubiegłej nocy miałem dziwny sen. Ale do tego przejdziemy później. Najpierw chciałbym się zająć czymś innym. (…)A więc towarzysze, jakie jest to nasze Zycie? Stawmy temu czoło

-Towarzysze zapewne słyszeliście już, że ubiegłej nocy miałem dziwny sen. Ale do tego przejdziemy później. Najpierw chciałbym zając się czymś innym. (…)A wiec towarzysze, jakie jest to nasze życie? Stawmy temu czoło: nasze życie jest nędzne, mozolne i krótkie. Rodzimy się, dostajemy tyle pożywienia, by duch kołatał się nam w ciele, a tych z nas, którzy są zdolni do pracy zmusza się do harówki ponad siły, kiedy zaś nadejdzie kres naszej przydatności, zarzyna nas się ze szkaradnym okrucieństwem. W Anglii żadne zwierzę powyżej pierwszego roku życia nie zna, co to szczęście lub wypoczynek. Żadne zwierzę w Anglii nie jest wolne. Życie zwierzęcia to niedola i niewola, taka właśnie jest prawda.

Czy jednak całe to upodlenie wynika z porządku natury? Może nasz kraj jest zbyt ubogi, by jego mieszkańcy mogli żyć godziwie? Nie, towarzysze, po tysiąckroć nie! Angielska ziemia jest żyzna, klimat łagodny; Anglia może wyżywić znacznie większą liczbę zwierząt niż ta, która ją zamieszkuje. Weźmy choćby nasz folwark: mógłby utrzymać tuzin koni, dwadzieścia krów, setki owiec, zapewniając im komfortowe i godne życie, co obecnie jest prawie nie do pomyślenia. Dlaczego więc, pytam, godzimy się na taką nędzę? Dlatego, że niemal wszystkie owoce naszej pracy kradną nam ludzie. I właśnie tu, towarzysze, tkwi sedno sprawy. Można je określić jednym tylko słowem: człowiek! Człowiek jest naszym jedynym prawdziwym wrogiem. Usuńmy człowieka, a na zawsze znikną główne przyczyny głodu i pracy ponad siły.[2]

Czy nie jest zatem, towarzysze, jasne jak słońce, że całe zło naszego życia ma przyczynę w tyranii człowieka? Pozbądźmy się go tylko, a owoce naszej pracy nam przypadną. Niemal natychmiast staniemy się bogaci i wolni. Co zatem mamy czynić? Musimy dniem i nocą zapamiętale pracować nad obaleniem rodzaju ludzkiego! Oto moja rada, towarzysze: powstanie! Nie wiem, kiedy wybuchnie, może za tydzień, może za sto lat, jestem jednak pewien – tak jak tego, że widzę tę oto słomę pod racicami – że prędzej czy później sprawiedliwości stanie się zadość. Myślcie tylko o tym, towarzysze, aż po kres życia. Lecz nade wszystko przekażcie moje słowa waszym dzieciom, by kolejne pokolenia prowadziły dalej walkę do zwycięstwa. Pamiętajcie też, towarzysze, że ani na chwilę nie możecie okazać słabości. Nie dajcie się zwieść żadnym argumentom. Nigdy nie dawajcie wiary, gdy będą was przekonywać, że ludzie i zwierzęta mają wspólne interesy, że dobrobyt jednej strony oznacza dobrobyt drugiej. To wszystko łgarstwa. Człowiek nie dba o interesy żadnego stworzenia – wyłącznie o własne. Niech wśród nas, zwierząt, zapanuje pełna jedność, pełne braterstwo, solidarność w walce. Wszyscy ludzie to nasi wrogowie. Wszystkie zwierzęta są braćmi.[3]

„Teraz, towarzysze, – kontynuował Major – opowiem wam mój sen. Nie potrafię opisać go szczegółowo. Śniła mi się ziemia bez człowieka. Lecz przypomniało mi to o czymś, o czym dawno zapomniałem. Przed wielu laty, gdy byłem małym prosięciem, moja matka wraz z innymi maciorami nuciła starą piosenkę, z której znała tylko melodię i pierwsze dwa słowa. Umiałem ją zaśpiewać w dzieciństwie, jednak od dawna jej nie pamiętam. Ostatniej nocy wszakże powróciła do mnie we śnie. Co więcej, przypomniałem sobie również słowa, które – jestem tego pewien -zwierzęta śpiewały dawno, dawno temu i które poszły w zapomnienie przed pokoleniami. Tę piosenkę zaśpiewam wam teraz, towarzysze. Jestem stary i głos mi już ochrypł, gdy jednak podam wam melodię, sami zaśpiewacie znacznie lepiej. Pieśń nazywa się „Zwierzęta Anglii”.[4]

Beasts of England, beasts of Ireland,

Beasts of every land and clime,

Hearken to my joyful tidings

Of the golden future time.

Soon or late the day is coming,

Tyrant Man shall be o’erthrown,

And the fruitful fields of England

Shall be trod by beasts alone.

Rings shall vanish from our noses,

And the harness from our back,

Bit and spur shall rust forever,

Cruel whips no more shall crack.

Riches more than mind can picture,

Wheat and barley, oats and hay,

Clover, beans, and mangel-wurzels

Shall be ours upon that day.

Bright will shine the fields of England,

Purer shall its waters be,

Sweeter yet shall blow its breezes

On the day that sets us free.

For that day we all must labour,

Though we die before it break;

 

Cows and horses, geese and turkeys,

All must toil for freedom’s sake.

Beasts of England, beasts of Ireland,

Beasts of every land and clime,

Hearken well and spread my tidings

Of the golden future time.[5]



         

[1]  George Orwell. Folwark zwierzęcy. Bajka, przekład Anna Nowosielska, ilustracje Barbara Kuropiejska-Przybyszewska, Warszawa 2023, s. 17; „ Stary Major (tak go nazywano, choć udział w wystawach brał jako „Piękność z Willingdon”) cieszył się w folwarku tak dużym poważaniem, że każdy chętnie rezygnował z godziny snu, aby usłyszeć, co ma do powiedzenia”(…) Miał dwanaście lat i ostatnio zrobił się dość tęgi, lecz w dalszym ciągu był majestatyczną świnią o mądrym i dobrotliwym wyglądzie, choć nie usunięto mu kłów”, tamże, s. 17-18.

[2] Georges Orwell, Folwark zwierzęcy; odaknet.com/ksiazka_folwark_zwierzecy.pdf, cz. 1.

[3] Tamże

[4]  Tamże.

[5] Tłumaczenia polskie pieśni są… Cytuję więc za oryginałem. George Orwell, Animal farm, 1945;  https://docs.google.com/file/d/0B-qbgH1SfSUdUWNxNFBWeHNCR3M/edit?resourcekey=0-y0UaERHtE7aLaKt_cwsElg; p.4-5.




Wycinanki(160) „Nowomowa” to produkt „dwójmyślenia”

WOJCIECH WRZOSEK

Wycinanki(160) „Nowomowa” to produkt „dwójmyślenia”



         

Z „Roku 1984” trudno coś wybrać. Nie jest mi łatwiej wybrać i z mojego 1984. Gdyby w poszukiwaniu alibi przesłuchiwano mnie co robiłem w roku 1984, – z pamięci ad hoc – nie wybrałbym bodaj nic. Mam jednak zachowany kalendarz/terminarz. Tam są zapiski o tym co robiłem lub miałem zamiar robić. Czy ty drogi czytelniku na pytanie co robiłeś w roku powiedzmy 2006,  co odpowiedziałbyś?  Czy pamięć mamy poszufladkowaną według lat?

Utyskiwałem już nieraz, że z literatury piękniej wycinam z bólem. Podobnie z  Rokiem 1984 George`a Orwella.  Wszystko tu jest ciekawe i pouczające. Czytając kojarzysz z codziennością:  komuną, PRL-em, dzisiejszą  ‘Dobrą Zmianą” i bywa z współczesną polską, rosyjską, węgierską… kulturą polityczną i populizmem, autorytaryzmem pierwszej kwarty XXI wieku.

Wybrałem fragment o dwójmyśleniu fundamencie nowomowy angsocu:[1]

„Pierwszy i podstawowy stopień wtajemniczenia, od którego można rozpocząć edukacje najmłodszych dzieci, nazywa się w nowomowie zbrodnioszlaban. Oznacza to zdolność niemal odruchowego zatrzymania i zmiany toku myśli, gdy tylko przybierają potencjalnie niebezpieczny kierunek. Pod pojęciem tym zawarta jest także umiejętność niewyciągania wniosków i zamykania oczu na błędy logiczne oraz nierozumienia najprostszych argumentów wrogich wobec angsocu, a ponadto automatyczne poczucie nudy i wstrętu do rozważań, które mogłyby prowadzić do nieprawomyślnych wniosków. Zbrodnioszlaban, innymi słowy, oznacza głupotę ochronną. Ale głupota sama w sobie nie wystarcza. Wręcz przeciwnie, chcąc być w pełni ortodoksyjnym, należy mieć większą kontrolę nad swoim umysłem, niż cyrkowy akrobata nad swoim ciałem. U podstaw ustroju Oceanii leży wiara, iż Wielki Brat jest wszechmocny, a Partia nieomylna. W rzeczywistości jednak ani Partia nie jest nieomylna, ani Wielki Brat wszechmocny; od obywateli wymaga się zatem, by czujnie, a zarazem błyskawicznie zmieniali podejście do faktów. Kluczowy termin to słowo czarnobiał. Podobnie jak wiele innych określeń nowomowy, ma dwa sprzeczne znaczenia. Użyte wobec przeciwnika, piętnuje jego zwyczaj bezczelnego upierania się, że coś jest białe, podczas gdy faktycznie jest czarne. Natomiast w stosunku do członka Partii wyróżnia jego lojalność do dyscypliny partyjnej, szczerą chęć, by jej się podporządkować i twierdzić, iż czarne jest białe. Oznacza to także zdolność natychmiastowego uznania własnych słów za prawdę, a co więcej, wyrobienie w sobie głębokiej wiary, że tak było zawsze i że nigdy nie sądziło się inaczej. Wymaga to ciągłego przystosowania pamięci do bezustannych zmian, jakim podlega przeszłość; umożliwia je sposób myślenia zawierający w sobie pozostałe umiejętności, a określany w nowomowie terminem dwójmyślenie.” [2]

„Dwójmyślenie oznacza przede wszystkim umiejętność wyznawania dwóch sprzecznych poglądów i wierzenia w oba naraz. Partyjny inteligent wie, kiedy powinien zmienić swoje wspomnienia, a zatem w pełni się orientuje, że przekręca fakty, równocześnie jednak, dzięki dwój myśleniu, świecie wierzy, iż prawda nie została pogwałcona. Proces ten musi być świadomy, gdyż inaczej brakowałoby mu precyzji, a zarazem bezwiedny, aby człowiek nie zdawał sobie sprawy z faktu dokonania fałszerstwa, bo to mogłoby wywołać poczucie winy. Dwójmyślenie to w gruncie rzeczy kwintesencja angsocu, ponieważ cała działalność Partii sprowadza się do głoszenia wierutnych kłamstw z takim przekonaniem i pewnością siebie, jakie normalnie cechują wypowiedzi ludzi kryształowo uczciwych. Kłamać z pełna premedytacją, a jednocześnie głęboko wierzyć we własne słowa, zapominać niewygodne fakty, po czym, gdy zachodzi konieczność, przywoływać je z niebytu na tak długo, jak trzeba, negować istnienie obiektywnej rzeczywistości, a zarazem kierować się nią – to wszystko musi umieć każdy.

Nawet używając terminu dwójmyślenie należy stosować rozumianą pod nim technikę. Posłużenie się tym terminem jest bowiem równoznaczne z przyznaniem się do manipulowania rzeczywistością; dzięki dwójmyślowemu zabiegowi wymazuje się tę wiedzę – i tak w kółko. Kłamstwo bezustannie o krok wyprzedza prawdę. Jednakże to właśnie dzięki dwój myśleniu Partii udało się – a stan ten może równie dobrze trwać przez tysiące lat – zatrzymać bieg historii.”[3]

Orwell konkluduje następująco:

”Najsubtelniej, rzecz jasna, potrafią się posługiwać dwójmyśleniem ci, którzy je wymyślili i wiedzą, iż jest to złożony system myślowego oszustwa.”[4]


      


[1] „ Nowomowa, urzędowy język Oceanii, została opracowana zgodnie z ideologicznymi potrzebami angsocu, czyli socjalizmu angielskiego”  George Orwell, Rok 1984, przeł. Tomasz Mirkowicz, Warszawa 1993, s. 302; W aneksie p.t. Zasady nowomowy, znajdziesz  krótką „teorię” tworzenia nowej mowy angielskiego socjalizmu Orwella.

[2] George Orwell, Rok 1984, przeł. Tomasz Mirkowicz, warszawa 1993, s.  214-215.

[3] Tamże, s. 216-217.

[4] George Orwell, tamże. Książka ta to kopalnia inspiracji dla analiz porównawczych.




Wycinanki (159) „Wykluczenie społeczne” w czasach Orwella.

WOJCIECH WRZOSEK

Wycinanki (159) „Wykluczenie społeczne” w czasach Orwella.



Oto uogólnione cechy „wykluczenia społecznego” przez biedę w ujęciu George`a Orwella:

„ Odkrywasz, iż sześć franków dziennie oznacza ogromną niepewność. Spotykają cię godne pożałowania małe katastrofy, pozbawiające cię jedzenia. Wydałeś ostatnie osiemdziesiąt centymów na pół litra mleka i grzejesz to mleko na palniku spirytusowym. W garnku wrze, gdy nagle widzisz, jak po ręce biegnie ci pluskwa, prztykasz w nią paznokciem, pluskwa spada – plum – prosto do mleka. Nie ma wyjścia, wylewasz mleko i chodzisz głodny.”[1]

A więc, pula przypadków niefortunnych („małych katastrof” jak określa je Orwell) jakie codziennie „zdarzają się nawet w najlepszych rodzinach” znacznie rozszerza się i same one jawią się jako bolesne katastrofy. A więc, po pierwsze, n i e p e w n o ś ć.

„Wchodzisz do piekarni po funt chleba i czekasz, aż sprzedawczyni odkroi funt dla innego klienta. Dziewczyna jest niezdarna, toteż porcja waży nieco więcej. „Pardon, monsieur – prosi klienta – zapłaci pan dwa sous więcej, dobrze? – Funt chleba kosztuje franka, ty zaś masz przy sobie dokładnie tyle. Myślisz, że ciebie również mogłaby poprosić o zapłacenie dwóch sous więcej: musiałbyś wtedy odpowiedzieć, że nie możesz, toteż w porywie paniki wybiegasz ze sklepu. Nim wraca ci odwaga i znów wchodzisz do piekarni, upływa kilka godzin.”[2]

Po drugie, p a n i k a  z  byle powodu. Biednemu  „chleb zawsze upada na margarynę” [3]:

„W sklepie z zieleniną chcesz kupić za franka kilogram kartofli. Jedna z monet, które wręczasz sprzedawcy, okazuje się monetą belgijska i otrzymujesz ją z powrotem. Wychodzisz chyłkiem, by już nigdy nie pokazać się w tym sklepie.”

I dalej:

Zbłądziłeś do porządnej dzielnicy i widzisz, że oto nadchodzi twój przyjaciel, któremu się dobrze powodzi. W celu uniknięcia spotkania umykasz do najbliższej kawiarni. Skoro jednak się tam znalazłeś, musisz coś zamówić, wydajesz więc swoje ostatnie pięćdziesiąt centymów na szklankę kawy, w której pływa martwa mucha. Mógłbyś wyliczyć setki podobnych katastrof. Są on nieodłącznym składnikiem biedy, kwituje Orwell”[4]

Drobne losowe przypadki stale przypominają o twojej doli. Unikasz  w s t y d u  jaki towarzyszy biedzie. A wstyd zaznany dodatkowo deklasuje i degraduje.

I wreszcie wprost o głodzie, który tu wszędzie towarzyszy biedzie.

„Przekonujesz się, co to znaczy być głodnym. Mając w żołądku chleb i margarynę, idziesz ulicą i oglądasz wystawy. Wszędzie dostrzegasz jedzenie, które ci urąga, ogromne, przeogromne stosy jedzenia: pieczone w całości prosięta, kosze z gorącymi bochenkami chleba, wielkie żółte bloki masła, wieńce kiełbas, góry kartofli, olbrzymie, przypominające młyńskie kamienie, sery gruyère. Na widok takich ilości jedzenia płaczliwie litujesz się nad sobą. Zamierzasz porwać bochenek chleba i uciec, porzucasz swój zamiar z czystego tchórzostwa.”(…)

Normalny świat urąga twojej nędzy na każdym kroku.

„Tysiące ludzi w Paryżu prowadzi takie życie: zmagający się z biedą artyści i studenci, prostytutki – ilekroć opuści je dobra passa, ludzie pozbawieni z różnych powodów pracy. Tworzą oni, by tak rzec, obrzeża biedy”[5]

Na deser tych ogólnych ocen, serwuje nam autor Roku 1984 sarkastyczne pocieszenia:

„ Wpadając bowiem w biedę dokonuje się odkrycia, przewyższającego swa rangą niektóre inne. Doświadcza się po raz pierwszy nudy, boryka się z rozmaitymi drobnymi utrudnieniami, a także zaznaje początków głodu, odkrywa się również jednak wspaniałą cechę biedy, kompensującą jej wady: otóż unicestwia ona przyszłość. Do pewnych granic prawdą jest to, iż im ktoś ma mniej pieniędzy, tym mniej się zadręcza. Mając przy duszy tylko sto franków łatwo można stchórzyć i wpaść w panikę. Jeżeli jednak człowiek ma tylko trzy franki, wszystko mu jedno – za tę sumę i tak wyżywi się do następnego dnia, a poza te datę wyobraźnia nie wybiega. Dręczy cię nuda, ale jesteś spokojny. Snujesz rozmyślania: za dzień albo dwa będę głodować – przerażająca perspektywa, czyż nie? A potem umysł zajmują inne problemy. Dieta chlebowo-margarynowa staje się w pewnej mierze środkiem znieczulającym.

Doznaje się również innego uczucia, będącego wielkim pocieszeniem w biedzie. Kiedy kto jej doświadczył,  z pewnością je zna. Jest to uczucie ulgi, niemal przyjemności, którą wywołuje świadomość, iż spadło się wreszcie na samo dno. Często rozmyślałeś o schodzeniu na psy – no i proszę, oto są te „psy”, zszedłeś na nie i jakoś można wytrzymać. To bardzo uspokaja nerwy.”[6]



 

[1] Tamże, s. 17.

[2] Tamże.  Aby oszacować dramatyzm sytuacji dobrze byłoby mieć dodatkowo pojęcie jak się maja kłopoty związane ze skrajnym i permanentnym niedostatkiem pieniędzy. Byłoby dobrze orientować się w ówczesnych miarach angielskich i francuskich. Nie mówiąc w odniesieniu ich do koszyka ówczesnych norm biedy i strukturze funta i franka. Niestety, tłumacz i czytelnik, współczesny jest bodaj bez wyjścia. Ten ostatni musi swoje pojmowanie zjawisk dookreślać ad hoc i kontekstowo. Wyobrażam, że współczesny Orwellowi  angielski (i odpowiednio francuski) czytelnik miałby podobny kłopot, choć w mniejszej skali. Literatura o skłonnościach reportażowych, po latach traci swą perswazyjność.

[3] Powiedzonko, o nieznanej mi proweniencji, które nasuwa mi się zwłaszcza wtedy, gdy Orwell  wcale rzadko napomyka o napychaniu się, dla zabicia głodu, kawałkami margaryny. Wspominałem o „dziejowej/życiowej roli margaryny” na kanwie przeczesywania wsi w poszukiwaniu jedzenia przez bohaterów Drogi powrotnej Remarque`a.

[4] Tamże, s. 17.

[5] Tamże, s. 18.

[6] Tamże, s. 19




Wycinanki(158) Refleksje o biedzie.

 

WOJCIECH WRZOSEK

Wycinanki(158)

Refleksje o biedzie


 


Chciałbym uraczyć czytelnika wycinanek fragmentami mrocznej, depresyjnej literatury. Uraczyć to znaczy zachęcić fragmentami z Down and out In Paris and London do przeczytania i przemyślenia całości. Autor to nijaki Eric Blair, który aby nie narażać rodziny na obyczajowe dyskomforty przybrał już na okoliczność wydania swej pierwszej książki pseudonim George Orwell. Przymiotnik orwellowski stał się dzisiaj omal pospolity.

Co mam myśleć o tym, że wielki Thomas Eliot uznał książkę Orwella za niespójną konstrukcyjnie, (wątek paryski niezgrany z londyńskim) i zbyt krótką. W rezultacie, jako wydawca (Faber and Faber) nie zechciał jej publikować. Wiemy na dodatek, że odrzucił on znacznie później i Folwark zwierzęcy. Coś tam jednak fakty te dają mi do myślenia i o kontrowersyjności pisarza i o konserwatyzmie krytyka. Thomas Eliot to przecież także legenda krytyki literackiej.

Na dnie w Paryżu i w Londynie to relacja, reportaż, zapiski z obserwacji uczestniczącej.[1] Naturalistyczne realia, których nie da się wymyślić, sytuacje, które nie sposób konfabulować. Opatrzone mottem z Chaucera: Krzywdo okrutna, istoto ubóstwa.

Tak, Ubóstwo, to degradowanie godności, znęcanie się nad człowieczeństwem.

*

Wybieram opisy, w których autor reflektuje nad biedą, opuszczam dominujące w książce relacje o jej codziennych przejawach.  Na dnie w Paryżu i Londynie to opowieść o poniżającym bytowaniu człowieka. Myślę, że moja wyobraźnia historyczna nie przewidziała, że takie zjawiska jakie relacjonuje angielski pisarz miały miejsce w latach nastych i dwudziestych XX wieku w stolicach jakoby kwitnących imperiów.

Zastanawiam się, czy podobny los spotyka jeszcze kogoś dzisiaj. Muszę myśleć, że tak.  W Paryżu i Londynie zapewnie nie.

Przy okazji słowo bieda to tylko wstępny opis sytuacji. Co ona niesie ze sobą w sferze materialnego, fizycznego, cielesnego bytu, przeraża.  Orwell sugestywnie ukazuje jak bieda pastwi się nad duchem, emocjami i uczuciami. W jego opisie bieda to nie tylko zjawisko „endemiczne”. Dramatycznie dotyka ono także ludzi poszkodowanych przez historię i indywidualne losy.

Oto kilka refleksji Orwella na ten temat:

„pierwszy kontakt z biedą jest nader osobliwym przeżyciem. Dotąd nie zaprzątałeś sobie głowy biedą – jest ona czymś, czego obawiałeś się przez całe życie, czymś, co, jak oczekiwałeś, spadnie na ciebie prędzej czy później, a jednak gdy to nastąpi, okazuje się, że bieda jest stanem krańcowo i prozaicznie odmiennym od tego, czego się spodziewałeś. Zdawało ci się, że wszystko pójdzie gładko i prosto, tymczasem rzecz staje się niezmiernie złożona. Wyobrażałeś sobie, że bieda to cos strasznego, tymczasem jest ona jedynie przykra i nudna. Najpierw spostrzegasz, iż łączą się z nią ów szczególny stan poniżenia, wybiegi, do jakich cie zmusza, całe to skomplikowane dziadostwo, wyjadanie resztek.

Zauważasz na przykład, iż bieda zmusza do dyskrecji. Nieoczekiwanie pozostało ci na dzienne utrzymanie sześć franków. Oczywiście nie odważysz się nikomu do tego przyznać – musisz udawać, iż nic się nie stało. Z miejsca wplątujesz się przez to w pajęczynę kłamstw, jednak nawet kłamiąc, niełatwo ci żyć. Zaprzestajesz oddawania brudnych ubrań do prania, tymczasem spotkana na ulicy praczka pyta cię, dlaczego zrezygnowałeś z jej usług; mruczysz wtedy coś pod nosem, zaś ona sądząc, ze oddajesz odzież komuś innemu, staje się twoim śmiertelnym wrogiem. Trafikant dziwi się, dlaczego przestałeś palić. Nadeszły listy, na które chciałbyś odpowiedzieć, ale nie możesz, gdyż znaczki są zbyt drogie. Pozostały jeszcze posiłki – jest to najtrudniejsza kwestia. Codziennie, gdy nadchodzi pora posiłku, wychodzisz do miasta, niby to do restauracji, ale w rzeczywistości włóczysz się przez godzinę w Ogrodach Luksemburskich, patrząc na gołębie. Żywisz się wyłącznie chlebem i margaryną  lub chlebem i winem; nawet rodzaj żywności, która kupujesz, łączy się z twoimi kłamstwami. Jesteś zmuszony kupować chleb żytni, zamiast zwykłego, ponieważ bochenki żytniego pieczywa, aczkolwiek droższe, są okrągłe i łatwiej je ukryć w kieszeniach.  Tracisz na tym franka dziennie. Niekiedy, chcąc zachować pozory, musisz wydać sześćdziesiąt centymów na drinka, wskutek czego nie masz za co kupić jedzenia. Twoja bielizna pokrywa się brudem, brakuje ci mydła i żyletek. Powinieneś się ostrzyc, próbujesz wiec podciąć samodzielnie włosy, co przynosi opłakane rezultaty, musisz zatem, chcąc nie chcąc, pójść do fryzjera i wydać równowartość dziennej porcji żywności. Przez cały dzień kłamiesz i są to kosztowne kłamstwa.”[2]



[1] „I tu kończy się moja opowieść. (…) mogę tylko liczyć na to, – żywi nadzieję kończąc książkę George Orwell – iż okazała się interesująca, tak jak interesujący bywa dziennik podróży. Przynajmniej jednak mogę powiedzieć, co następuje: oto świat jaki was czeka, jeśli kiedykolwiek znajdziecie się bez grosza. Pewnego dnia zgłębię ów świat dokładniej. (…); chciałbym zrozumieć, co naprawdę dzieje się w duszach plongeurów, włóczęgów i ludzi sypiających na Bulwarze Królowej Wiktorii. Tymczasem – kończy swą książkę Orwell – widziałem jedynie obrzeża nędzy.” Georges Orwell,  Na dnie w Paryżu i w Londynie, Gdańsk 1992, s.16-17. (Down and out In Paris and London, oryg. London 1933), s. 197.

[2] Georges Orwell,  Na dnie w Paryżu i w Londynie, Gdańsk 1992, s.16-17. (Down and out In Paris and London, oryg. London 1933)




Wycinanki (157). W cudzysłowie o cudzysłowie.

WOJCIECH WRZOSEK

Wycinanki (157) W cudzysłowie o cudzysłowie.



Czy tylko ja miewam kłopoty z tym jak wyróżniać w tekście słowa, zwroty, wyrażenia, tj. fragmenty, które chciałoby się, żeby czytelnik wiedział, że występują one w specjalnej roli? Są czyimiś wyrażeniami autorskimi czyli cytowaniami, są w użyciu przenośnym, a może w nieliteralnym, niedosłownym, ironicznym, przeciwnym od standardowego, powszechnego znaczenia i użycia…Itp.

Stale narażam się redaktorkom językowym tym, że stosuję cudzysłowy niekonwencjonalnie, dowolnie, prawdopodobnie w niezgodzie z normami. Mieszają się oznaczenia cudzysłowów brane wraz z wycinanymi tekstami z tymi, które ja nawykowo stosuję.

Usprawiedliwiającego tę sytuację kontekstu dostarcza Uspienski.  Przy okazji, inspiruje do uporządkowania intuicji na temat cudzysłowów. Uświadamia  lub utwierdza nasze domniemania na temat narratywizowania, mowy i pisma i języka w ogóle. W cytowanej już przeze mnie monografii stawia język w sytuacjach granicznych, przez co ujawnia jego wyraziste cechy, jego „nieprzekraczalne” granice (o ile takie da się w języku zakomunikować).

„Cudzysłowy wyrażają graficznie metaforyczność: sygnalizują nam, że wskazane słowo (to wzięte w cudzysłów) nie należy pojmować dosłownie. Cudzysłów to element tekstu pisanego; w mowie żywej tenże sens może być przekazany uprzedzającymi słowami i frazami, takimi jak  że tak powiem czy tak zwany, a także niejako, itp. Wziąć słowo w cudzysłów w tekście pisanym równoznaczne jest z tym gdyby wstawić przed nim słowa że tak powiem, w tekście ustnym. W innych razach po wypowiedzeniu słowa, użytego w sensie przenośnym, można dodać wyrażenie w cudzysłowie (franc. Entre guillements, włos. Tra virgolette, niem. In Anführungszeichen) – co okazuje sie konieczne w przypadku, jeśli użycie metaforyczne nie wynika z kontekstu: odpowiednie wyrażenia są niezbędne w tym przypadku, jeśli metaforyczne użycie nie wynika z kontekstu: stosowne wyrażenia, w ten sposób, potrzebne są po to, aby uniemożliwić literalne rozumienie wypowiedzi. I wreszcie, funkcja cudzysłowu w mowie żywej może być wyrażona za pomocą mimiki: na przykład mruganie w trakcie wypowiadania tego czy innego słowa może oznaczać, że słowo to użyto nie w swoim zwyczajowym znaczeniu. Mimika powołana jest do wyrażania ironii (ironiczny stosunek mówiącego do wypowiadanego słowa) – (…) Człowiek mówi jakby nie od siebie, i mimika wskazuje przy tym, że nie mówi tego, co myśli.”[1]

Wielce pouczające, godne zastanowienia jest zestawienie lingwistycznej funkcji cudzysłowu z logicznym jego znaczeniem:

„Tak więc, lingwistyczna funkcja cudzysłowu w interesującym nasz aspekcie sprowadza się w gruncie rzeczy do podkreślenia tego, że wzięte w cudzysłów słowo używa się w jakimś innym (metaforycznym) niż literalnym, czy rozpowszechnionym znaczeniu; przy czym nadal pozostaje nieznane znaczenie, o które konkretnie chodzi. Co więcej, cudzysłów zazwyczaj proponuje odbiorcy, aby sam znalazł odpowiedni kontekst, w którym dany tekst może uzyskać sens. Wzięte w cudzysłów słowo może znaczyć praktycznie wszystko co się chce; staje się ono jakby jokerem (lub analogiem zmiennej algebraicznej), który może przyjmować  w zasadzie dowolne znaczenie (w ramach określonej kategorii gramatycznej), konieczne dla tego, aby fraza jako taka uzyskała określony sens. (…) Presumpcja sensowności frazy pozwala zazwyczaj odnajdywać znaczenie użytego metaforycznie wyrażenia (w ramach gramatycznych ograniczeń), a nie ustanawiać znaczenie frazy na podstawie znaczeń poszczególnych jej składowych.” [2]

Obok lingwistycznego, cudzysłów ma logiczne znaczenie. Z logicznego punktu widzenia funkcja cudzysłowu sprowadza się do wskazania tego, że mowa jest nie o samym przedmiocie czy zjawisku, lecz o jakiejś ich nazwie czy oznaczeniu. Możemy dowolne słowo wziąć w cudzysłów i mowa będzie wówczas nie o samym słowie, lecz o nazwie tego słowa, lub – tak generalnie biorąc – o innym słowie, jakoś odnoszącym się do tego, które może być użyte w literalnym sensie. W tym przypadku mamy do czynienia z podwójną referencją: znak odnosi się do treści nie bezpośrednio, lecz za pośrednictwem innego znaku. Jeśli powiemy na przykład: „Słowo „słowo” składa się z pięciu liter”, to okaże się, że leksem słowo użyty jest w tej frazie dwukrotnie, przy czym na różnych językowych poziomach; w drugim przypadku występuje jako „message referring to code” („informacja nakierowana na kod”), wg klasyfikacji Jakobsona.[3]. Inaczej mówiąc, rola cudzysłowu polega na rozgraniczeniu metajęzykowych i językowych elementów nazywania. W samej rzeczy, słowo stół jako takie jest elementem języka, przeznaczonego do opisania zjawisk pozajęzykowych, tj. składową języka przedmiotowego; z kolei, wzięte w cudzysłów, słowo stół należy do metajęzyka, służącego do opisu języka przedmiotowego.”[4]

Oba aspekty rozumienia roli cudzysłowu w języku prowadzą nas, w ślad za rosyjskim lingwistą, do syntezy obu perspektyw:

Lingwistyczne znaczenie cudzysłowu, tj. wtedy, gdy zaznacza on metaforyczne jego użycie, wpisuje się w to ogólne określenie: rzeczywiście, w przypadku metaforycznego użycia (kiedy słowo nie występuje w swoim standardowym znaczeniu) zachodzi właśnie podwójna referencja. Mamy więc w ten sposób podstawę do traktowania metafory jako zabiegu z poziomu metajęzykowego.

W rezultacie:

„Uogólniając, można  powiedzieć, że cudzysłów służy do wyłonienia tekstu heterogenicznego (w odniesieniu do danego, pierwotnego). Po części, może nim być cudzy tekst (mowa rozmówcy), lub inne znaczenie (jak to zachodzi w przypadku metafory), lub znaczenie, odnoszące się do metajęzyka, przeciwstawiającego się językowi przedmiotowemu.”[5]

Nierozróżnianie języka przedmiotowego od metajęzyka, a może brak odruchu metajęzykowego w myśleniu, to jedna z podstawowych różnic między myśleniem przedakademickim a akademickim. Między nauczaniem „szkolnym” a tym „prawdziwie” akademickim.[6]



[1] B. Uspienski, Ego Loquens…, s. 181

[2] Tamże, s. 183-184.

[3] Tu nie przytaczam przypisu Uspienskiego. Nie uruchamiam  – tym razem – pogłębiających problem w stronę specjalistycznych analiz,  przypisów autora cytowanego..

[4] Tamże, s. 184.

[5] Tamże s. 185.

[6] Za tezę tę proszę czynić odpowiedzialnym tylko mnie, W.W. W wielu narracjach akademickich w praktyce spotykamy jedynie dyskurs przedmiotowy. Różni się on od tego szkolnego ilością informacji przedmiotowych. W tym stylu myślenia oczekuje się nade wszystko wydolności pamięci.




Wycinanki (156)

WOJCIECH WRZOSEK

Wycinanki (156)

Colourless Green ideas Sleep furiously (bezbarwne zielone idee wściekle śpią)

     

W poprzednim felietonie sygnalizowałem tropem semiotyka rosyjskiego trudności jaki ma twórca bezsensownych wyrażeń z zapewnieniem im tego statusu. [1] Tym razem chodzi o coś jeszcze innego.

„Logicy i lingwiści od czasu do czasu tworzą specjalnie takie teksty, por. np. frazę Caesar ist eine Primzahl (Cezar to liczba pierwsza), zaproponowaną w swoim czasie przez Carnapa. [2], Quadruplicity drinks procrastination (czterostronność zradza prokrastynację) u Russela[3] (…);  w swoim czasie w kręgach filozofów z Cambridge popularnym przykładem bezmyślnego tekstu była fraza Quadratic equations go to race-meetings (równania kwadratowe idą na wyścigowe spotkania), w tej roli w Oksfordzie popularna była fraza Virtue is a fire-shovel (dobroczynność jest łopatą strażacką). Największą popularność uzyskała fraza Chomskiego Colourless Green ideas Sleep furiously ( bezbarwne zielone idee wściekle śpią)”[4]

Uspienski stawia całkiem serio pytanie i od razu odpowiada:

„Czy można uważać, że fraza Chomskiego jest bezsensowna i nie daje się rozumieć? Twierdzimy, że nie. Całkowicie oczywiste, że słowa w tym zdaniu nie mają przyjętego (słownikowego) znaczenia. Można  więc przypuszczać, że niektóre użyte w nim słowa, mają niewłaściwe znaczenie, tj. mają przenośny sens. Nie wiemy, które konkretnie słowa użyte są w takim trybie, lecz możemy przeprowadzić test: możemy niektóre z nich wziąć w cudzysłów.[5]

„(…) na przykład:

„Green „ideas” steep „furiously”[6]

„W tym ujęciu fraza ta ma sens – w takim samym sensie, jak na przykład formuła matematyczna X+Y=14. Nie znamy dokładnego znaczenia słów, wziętych w cudzysłów, tak jak nie znamy znaczenia symboli X i Y,  – lecz zakładamy, ze wyrażają  j a k i e ś  znaczenie, nawet jeśli nieokreślone. Rozumiemy, że rzecz idzie o śnie jakichś to zielonych podmiotów, choć nie wiemy nic więcej i konkretnie, co to za podmioty i jak właściwie one śpią. (…) Tak w ogóle, każde słowo w tym zdaniu może być wzięte w cudzysłów, co będzie oznaczać, że każde w nim słowo ma sens przenośny. Zabieg ten czyni sens zdania niejasnym, bynajmniej nie czyni go bezsensownym; zdanie, którego każde słowo ujęto w cudzysłów, jest analogiczne do formuły algebraicznej, składających się z samych zmiennych, w rodzaju X+Y=Z. W obu przypadkach, przypuszczamy, że tekst (językowy czy formuła symboliczna) ma sens, przy czym konkretny sens danej formuły pozostaje niejasny dopóty, dopóki, nie zostaną ujawnione/ustalone znaczenia jego składowych (znaczenia słów ujętych w cudzysłów, w języku naturalnym, czy znaczenia zmiennych w formule matematycznej)” [7]

Rozumowanie to, tak podsumowuje nasz autor:

„Mówiąc o tym, że przy ujęciu w cudzysłowy fraza Chomskiego staje się usensownioną, mam na myśli to, że w zasadzie jej treść może być poddana analizie i teoretycznie może być kwalifikowana jako prawda bądź fałsz. Potencjalny adresat – w określonych warunkach – może akceptować lub nie, treść rzeczonej frazy. W postaci pierwotnej (Colourless Green ideas Sleep furiously) nie może być poddana takiej ocenie. Staje się to możliwe, dopiero po ujęciu jej w cudzysłowy”[8]

Zauważmy, że stanowisko rygorystycznie logiczne – i klasycznie normatywne lingwistycznie podejście do języka – utrudnia i w niektórych przypadkach uniemożliwia podejmowanie i interpretowanie czynności językowych, zwłaszcza tych, które podejmowane są w językach naturalnych.


 

[1] W Wycinankach o bibliotece przypomniałem koncepcje biblioteki uniwersalnej, w której zasobach przeważałyby tomy wypełnione nie tylko bezładnymi ciągami liter. Tu jednak mowa o granicy między sensownymi a bezsensownymi tekstami i wyrażeniami.

[2] Rudolf Carnap, Überwindung der Metaphisik durch logische Analyse der Sprache,  Erkenntnis, zugleisch Annalen de Philosophie, Bd II, 1931, s. 227. Fraza Carnapa jest bardziej znana w tłumaczeniu angielskim (Caesar is a prime number; Carnap, Logical Positivism, Ed. By A.J. Ayer, Glencoe, 1959, p. 60-81; w innym miejscu Carnap rozważa frazę This stone is now thinking about Vienna, która w swoim czasie była przedmiotem polemiki w Kole Wiedeńskim. Przypisay za: Boris Uspienski, Ego Loquens. Язык и коммуникативное прострвнствои, 2-е издание исправленное и дополненное, Москва 2012, s. 240.

[3] B. Russel, An inquiry into Meaning and Truth, London 1940, p. 166.

[4] B. Uspienski, Ego loquens…, s. 180. Za tłumaczenia na polski, odpowiadam ja. Oczywiście z racji na charakter tych wyrażeń ich polskie odpowiedniki są arbitralne, podobnie jak i jest w oryginale, rozumienia ich uzyskują status od nonsensów i absurdów do subiektywnych imaginacji.

[5] B. Uspienski, Ego loquens…, s. 181

[6] „Dla przejrzystości skróciliśmy frazę Chomskiego, opuściwszy słowo colourless w kontekscie colourless green ideas. Zrozumiałe, ze dodanie tego słowa w zasadzie nie zmienia istoty problemu” Tamże, s. 182.

[7] Tamże, s. 182-183.

[8] Tamże, s. 183.




Wycinanki (151). Biblioteka Babel

 

WOJCIECH WRZOSEK 

Wycinanki (151)

Biblioteka Babel 

Octavio Paz o Jorgem Luisie Borgesie:

Uprawiał trzy gatunki: esej, poezję, opowiadanie. Podział ten jest arbitralny: jego eseje czyta się jak opowiadania, jego opowiadania to poematy, a wiersze dają do myślenia tak, jakby były esejami. Tym, co je łączy, jest myśl. Oto, dlaczego warto zacząć od twórczości eseistycznej. Borges miał temperament metafizyczny. Stąd fascynacje systemami idealistycznymi i ich przejrzystymi konstrukcjami: Berkeley, Leibniz, Spinoza, Bradley i różne systemy buddyjskie. Był również umysłem o zadziwiającej przenikliwości, łączyła się z nią wyobraźnia poety, którego pociągała „druga strona” rzeczywistości; dlatego chimeryczne konstrukcje rozumu bawiły go jedynie[1].

A tak napisał w „Prólogo” do Ficciones José Zapatero:

Być może, wśród godnych podziwu rzeczy u Borgesa, tą, która robi na mnie największe wrażenie, jest jego dziwna mieszanka pasji i sceptycyzmu, ta mieszanka, którą odnajdujemy w różnych proporcjach w istotach ludzkich, ale w przypadku naszego autora jest mieszanką równowagi i obfitości, czego najlepszym dowodem jest jego dzieło. Przez jakiś czas, kiedy byłem młodszy, byłem chory na Borgesa. Jestem pewien, że zostałem wyleczony. Kiedy ktoś choruje na Borgesa, zastanawia się, dlaczego ludzie nie przestają czytać, my nie przestajemy pisać. Przecież wszystko jest w Borgesie i on o tym wie. Kiedy czytasz Bibliotekę Babel nie sposób oprzeć się wrażeniu, że na tych kilku stronach zawarte są wszystkie księgi, które ludzie napisali i napiszą, oprócz całej reszty, która stanowi nieskończoną większość[2].

Ficciones Borgesa to kultowy utwór eseistyki i fantastyki XX w. A biblioteka to już klasyczny motyw w domenie metaforyzowania. 

Biblioteka Babel Borgesa nie kłóci się z naszym dzisiaj wyobrażeniem ani wszechświata, ani biblioteki. Może dlatego, że współczesna biblioteka rozpuściła się we wszechświecie. Przestaje być nawet heksagonalnym nieskończonym gmachem, a staje się raczej „chmurą nad wszystkimi gmachami”[3].

Eco, w swoim naiwnym humanizmie, czy pragmatycznym antropocentryzmie uczynił z biblioteki jako wszechświata model biblioteki w wymiarze człowiek w bibliotece UNESCO lat osiemdziesiątych minionego stulecia.

Szczególnie boleśnie przebrzmiałe są postulaty włoskiego pisarza formułujące wizje idealnej biblioteki. W ciągu ponad czterdziestu lat, tj. od czasu ich sformułowania, wszystko, o czym marzył, wszystko się bodaj unieważniło. Dlaczego?

Zdaliśmy sobie sprawę, że książka, zasadniczy zasób i artefakt biblioteki, została zwirtualizowana. W kulturze współczesnej książka się dereifikuje. Praktyka dowiodła, że książka to rzeczywistość myślowa. Jej najcenniejszy zasób to jej treść. Nawet jej artystyczno-estetyczna postać to także wymiar myślowy. Książka w aspekcie ściśle materialnym odchodzi w przeszłość.

Radykalnie spełnia się postulat Eco i UNESCO — książka staje się powszechnie dostępna. Jeśli tylko zasoby sieci staną się dostępne cenowo dla wszystkich, bez względu na…, i bez względu na…, to postulat nieograniczonego dostępu do książek zrealizuje się nawet w odniesieniu do nieumiejących czytać i znających tylko język rodziców czy opiekunów. „Darmowy” telefon jest wstępem do darmowego dostępu do sieci. Zaspokoimy potrzeby niewidzących i niesłyszących. To więcej niż marzył sobie w swym wykładzie fanatyczny wielbiciel bibliotek[4].

Co stanie się z zasobami bibliotek i archiwów? Po ustaniu produkcji książek papierowych „najcenniejsze egzemplarze” i oryginały starych książek trafią do muzeów. Inne będą stanowiły zabezpieczenie archiwalne kopii cyfrowych, które będą w obiegu prawno-dokumentacyjnym i naukowym.

[5]

 

 

 

 

 

 

 

 

 


[1] O. Paz, Portret Jorge Luisa Borgesa. Łucznik, strzała, cel, „Literatura na Świecie”, grudzień 1988, nr 12 (209), s. 6. Obszerna część tego tomu poświęcona jest Borgesowi.

[2] J.L. Rodríguez Zapatero, Prólogo [w:] J.L. Borges, Ficciones, https://drive.google.com/file/d/1Ysr9PuX7LThTRdYCuUu7hIeOEJncE20t/view: „Quizás, entre las cosas admirables de Borges, la que más me impresiona es su extraña mezcla de pasión y escepticismo, esa mezcla de la que en distinta proporción y cantidad estarnos hechos los seres humanos, pero que en el caso de nuestro autor se dan en un equilibrio y abundancia cuya mejor prueba es su obra. Durante un tiempo, cuando era más joven, estuve enfermo de Borges, todavía no estoy seguro de haberme curado. Cuando uno enferma de Borges se pregunta por qué la gente sigue, seguimos, escribiendo. Todo está en Borges y él lo sabe. Cuando leernos La biblioteca de Babel no podemos evitar la sensación de que en esas pocas páginas están contenidos todos los libros que los hombres han escrito y escribirán, además de todos los restantes, que son la infinita mayoría”. Tłum. moje — W.W.

[3] Rozwijam tę tezę w Wycinance (153), w której zarzucam Eco odstępstwo od idei Borgesa.

[4] „…często odwiedzam biblioteki poza krajem, kiedy bowiem jestem za granicą, zachowuję się właśnie jak osoba przebywająca za granicą, to znaczy mam dużo czasu, nic do roboty wieczorami, a w wielu krajach wieczorami można chodzić do bibliotek” (U. Eco, O bibliotece, tłum. A. Szymanowski, Warszawa 2007, s. 23).

[5] Właściwie nie jestem pewien, czy istnieję. Jestem wszystkimi pisarzami, których czytałem, wszystkimi ludźmi, których poznałem, wszystkimi kobietami, które kochałem, wszystkimi miastami, które odwiedziłem — Jorge Luis Borges.