Wycinanki (191) Microstoria

WOJCIECH WRZOSEK

Wycinanki (191)

Microstoria



Przyjmuje się, że Carlo Ginzburg to klasyk mikrohistorii. Zanim przynależność – ta określająca metodę badawczą i orientację historiograficzną – stała się obowiązującą zaistniały już wcześniej dzieła historyczne, które ex post uzyskały status wzorcowych dla mikrohistorii. Tak bywa, że zjawiska uzyskują szacowną genezę, w tym swoich godnych prekursorów. To nobilitujaca interpretacja ex post uczyniła z nich klasyków mikrohistorii. Sama ta orientacja historiograficzna uzyskuje z racji na różne punkty widzenia niuansowane wykładnie swej tożsamości.
Nie przejmuję się podsuwanymi odległymi jakoby pseudo prekursorami, ani nominalnymi ojcami założycielami. Dla mikrohistorii genezą nie są dzieje nazwy, czy słowa lecz ciągłość zjawiska.
A więc nie specjalnie przejąłem się oświadczeniem naszego mistrza:

“Jak mi się wydaje, po raz pierwszy usłyszałem słowo „mikrohistoria” od Giovanni Levi`ego, w roku 1977 lub 1978. Przyjąłem od niego nigdy wcześniej nie słyszane słowo, nie potrzebując jakichkolwiek semantycznych uzasadnień; przypuszczam, że wystarczyła mi idea o zmniejszonej skali obserwacji, którą zawiera przedrostek „mikro”. Natomiast dobrze, że w naszych ówczesnych rozmowach „mikrohistoria”, to była swego rodzaju etykietka oznaczająca swego rodzaju historiograficzny futerał, który należało dopiero wypełnić.

Niebawem Giovanni Levi, Simona Cerutti i ja zajęliśmy się ufundowaniem cyklu publikacji dla oficyny „Einaudi”. Seria ta otrzymała nazwę „Mikrohistorie” [„microhistorie” – z małej litery]. Od tego czasu w tej serii ukazało się około dwudziestu książek, zarówno włoskich, jaki i autorów obcych; niektóre z włoskich książek były niebawem przetłumaczone na języki obce; tu i tam dało się usłyszeć o „włoskiej szkole mikrohistorycznej”. Jednak niedawno – dorzuca Ginzburg – spoglądając wstecz przeprowadziłem niewielką kwerendę terminologiczną i odkryłem, że słowo to, które jak uważaliśmy, że pozbawione jest zbędnych konotacji, wcześniej używane było przez innych historyków.”[1]

Marco Perez, z kolei, w 40-tą rocznicę wydania Sera i robaków  szkicuje dzieje recepcji dzieła:

„W 1976 roku Carlo Ginzburg opublikował jedno z najbardziej emblematycznych i znaczących dzieł włoskiego nurtu mikrohistorycznego: Il formaggio e i vermi: il cosmo di un mugnaio del ‘500. Chciałbym złożyć krótki hołd tej pracy, próbując wyjaśnić znaczenie eseju w kontekście bibliograficznym tamtych czasów i perspektyw mikrohistorii dzisiaj. Analiza tekstu, która może wskazać jego sukces i powody, dla których narracja jest w stanie zaangażować czytelnika, wprowadzając go w teoretyczne i metodologiczne refleksje historiografii i jej aspiracje do empirycznego potwierdzenia prawdziwości paradygmatów historiograficznych.”[2]



[1] Dzisiaj Levi datuje nasze pierwsze rozmowy na temat serii książek w których uczestniczyli on, ja i Julio Einaudi „w okresie 1974-1976, Il piccolo, il grande, il piccolo: Intervista di Giovanni Levi, Meridiana, Settembre 1990, p. 229, w tym przypadku zawodzi go pamięć. Tekst ten ukazał się w 1994 roku. Microstoria: due o tre cose che so di lei, Quaderni storici. Nuova serie. Vol. 86 (agosto 1994), p. 511-539. Levi był w latach  1979-1990 direttore (con C. Ginzburg) della collana Microstorie dell éditore Einaudi, a w latach 1975-1990 współredaktorami czasopisma Quaderni Storici czasopisma swego rodzaju witryny mikrohistoryków. W tekście tym znajdujemy wyniki tych skrupulatnych poszukiwań.

[2] Nel 1976 Carlo Ginzburg pubblicava una delle opere più emblematiche e significative della corrente microstorica italiana: Il formaggio e i vermi: il cosmo di un mugnaio del ’500. In questa rassegna vorrei rendere un breve omaggio all’opera, cercando di spiegare il significato del saggio nel contesto bibliografico dell’epoca e le prospettive della microstoria oggi. Un’analisi del testo che sappia investigare il suo successo e le ragioni di una narrativa capace di coinvolgere il lettore, introducendolo nelle riflessioni teoriche e metodologiche dellastoriografia e ambendo a confermare empiricamente la veridicità dei paradigmi. Perez M., A 40 anni da il formaggio e i vermi dr Carlo Ginzburg, Nazioni e Regioni. Studi e ricerche sulla comunità immaginata. 8/2016: 109-119.




Wycinanki (190) Wizja świata pewnego młynarza z XVI wieku

WOJCIECH WRZOSEK

Wycinanki (190)

Wizja świata pewnego młynarza z XVI wieku



Dialog, – poniżej przytoczony – to w rzeczy samej – przesłuchanie przed sądem inkwizycyjnym. To zeznania oskarżonego o „heretyckie i wielce bezbożne” wyrażanie się o Chrystusie.[1]

To sedno jego wizji świata. Model czy metafora objaśniająca pochodzenie tytułowych sera i robaków. Fragment zeznań młynarza z Montereale Domenico Scandelliego zwanego Menocchiem:

„Inkwizytor: Czym jest ta moc Boga?

Menocchio: działaniem za pomocą czeladników swoich.

Inkwizytor: A owi aniołowie, którzy dla ciebie są służebnikami Boga w świecie, zostali od razu stworzeni przez Boga czy przez kogo?

Menocchio: Z najdoskonalszej substancji świata przez naturę stworzeni zostali, podobnie jak z sera powstają robaki, a wychodząc na zewnątrz otrzymują wolę, intelekt i pamięć od Boga poprzez błogosławieństwo.



Inkwizytor: Czyż Bóg mógł stworzyć wszystko sam bez pomocy aniołów?

Menocchio: Tak, podobnie jak ten, kto dom buduje, najmuje czeladników i ich pracę, i mówi się, że to on postawił dom; tek też do budowy świata Bóg posłużył się aniołami i mówi się, że to Bóg go stworzył. I podobnie jak budowniczy mógłby sam postawić dom, poświęcając więcej czasu, tak też Bóg stwarzając świat, mógłby sam to uczynić, lecz więcej czasu by potrzebował.

Inkwizytor: Gdyby nie było tej substancji, z której stworzeni zostali aniołowie, i nie byłoby chaosu, czy mógłby Bóg stworzyć sam jeden?

Menocchio: Sadzę, że bez materii nie można niczego uczynić, również Bóg nie mógłby niczego uczynić bez materii.

Inkwizytor: Ten duch czy anioł najwyższy, zwany przez ciebie Duchem Świętym, jest tej samej natury i istoty co Bóg?

Menocchio: Bóg i aniołowie powstali z istoty chaosu, lecz różnią się doskonałością, gdyż doskonalsza jest substancja Boga od tej, z której powstał Duch Święty, bowiem Bóg jest światłem doskonalszym i to samo mówię o Chrystusie, który z niższej substancji powstał niż Bóg i Duch Święty.

Inkwizytor: czy ten Duch Święty taka samą moc posiada jak Bóg, a Chrystus taka samą jak Bóg i Duch Święty?

Menocchio: Duch Święty nie posiada takiej mocy jak Bóg, a Chrystus nie posiada takiej mocy jak Bóg i Duch Święty.

Inkwizytor: Ten kogo nazywasz Bogiem, jest uczyniony i stworzony przez kogo innego?

Menocchio: Nie stworzony przez nikogo, lecz nadany mu zostaje ruch przez ruch chaosu, i postępuje od niedoskonałości ku doskonałości.

Inkwizytor: A kto porusza chaos?

Menocchio: Sam się porusza.”[2]

Tak oto Ginzburg kończy swą książkę:

„Głowa katolicyzmu, papież Klemens VIII we własnej osobie zainteresował się Menocchiem, który okazał się chorym członkiem Kościoła Chrystusowego, aby domagać się jego śmierci. W tych też miesiącach dobiegał końca proces przeciw byłemu zakonnikowi Giordanowi Bruno. Zbieżność ta symbolizowała może podwójną walkę, skierowaną w górę i w dół, jaka wiodła wówczas hierarchia katolicka, by narzucić doktrynę wypracowaną na soborze trydenckim. Trudno inaczej zrozumieć bezwzględną wrogość w stosunku do starego młynarza.”[3]



[1] Ibidem, s. 30; praedicare et dogmatizare non erubescit (nie wstydzi się głosić swych poglądów w formie twierdzeń.)

[2] Idem, s. 103. Podkreśl. moje W.W.

[3] Ibidem, s. 201; tam szczegółowe okoliczności finału tej sprawy.




Wycinanki (189)

WOJCIECH WRZOSEK

Wycinanki (189)

Dialog ze Świętym Oficjum



Już wstęp do Sera i robaków wskazuje na wszechstronne aspiracje autora. Można uznać go za konspekt programu badawczego historyka o wielkich ambicjach. Praca ta w sposób niespotykany dotąd eksploruje akta inkwizycji. Źródło, które także dzięki Ginzburgowi i zmarłemu rok temu gigantowi historiografii francuskiej Emmnuelowi Le Roy Ladurie, stało się kultowym dla nowoczesnej niescjentystycznej historiografii.[1]

Francuski badacz skupił się nie tyle na zmaganiach z inkwizycją proboszcza z Montaillou Pierre`a Clerque`a, ile na rekonstrukcji codziennego bytu materialnego i życia duchowego pirenejskiej wioski. Włoski badacz w pewnym sensie przeciwnie: bohaterem jego dociekań jest Domenico Scandelli – młynarz z Montereale.

Wnikliwa interdyscyplinarna analiza akt inkwizycyjnych pozwoliła obu badaczom na zaprezentowanie niezwykle sugestywnego obrazu mentalności (kultury) ludowej. Sfery zwykle niedostępnej poznaniu, świadomości milczącej większości ludzi ówczesnych czasów. W dialogu sędziów z podsądnym – jak sądził Ginzburg – zarejestrowanym skrupulatnie w aktach Świętego Oficjum – historyk włoski znajduje zetknięcie się kultury warstw podporządkowanych z elitą uprzywilejowanych. Przy okazji zaświadcza o strukturach mentalnych ludu.[2]

Oto fragment rozdziału p.t.: „Dialog z Il formaggio e i vermi. Il cosmo di un mugnaio dei `500*”:

„Inkwizytor. We wcześniejszych zeznaniach, mówiąc o Bogu, zdaje się, że przeczysz sobie, gdyż raz twierdzisz, że Bóg jest wieczny wraz z chaosem, innym razem, że stworzony został z chaosu; wyjaśnij więc pogląd twój w tej materii.

Menocchio: Sądzę, że Bóg jest wieczny wraz z chaosem, lecz nie rozpoznawał siebie ani nie był żywy, potem dopiero rozpoznał się, i to rozumiem mówiąc, że powstał z chaosu.

Inkwizytor: Powiedziałeś poprzednio, że Bóg posiada intelekt; jakżeż więc najpierw nie znał samego siebie i za jaką przyczyną potem się rozpoznał? Powiedz też, co zaszło w Bogu i sprawiło, że Bóg nie będąc ożywiony, ożył?

Menocchio: Myślę, że z Bogiem było tak jak z innymi rzeczami tego świata, które postępują od niedoskonałości ku doskonałości, tak jak na przykład dziecko, dopóki przebywa w łonie matki, nie rozumie i nie żyje, i dopiero gdy opuszcza łono, zaczyna żyć, a rosnąc zaczyna rozumieć, tak też Bóg, dopóki istniał wraz z chaosem, był  niedoskonały, nie pojmował ani nie żył, a potem, rozszerzając się w tym chaosie, zaczął żyć i pojmować.

Inkwizytor: ten Boski intelekt na początku już znał każdą rzecz z osobna i szczegółowo?

Menocchio: Znał wszystkie rzeczy, jakie należało uczynić, znał ludzi i tych, którzy mieli się z nich narodzić, ale nie znał wszystkich, którzy dopiero mieli się narodzić; podobnie jak ci, co posiadają stada, wiedzą, ze zwierząt tych mają narodzić się inne, ale nie znają wszystkich szczegółowo, jakie mają się narodzić. Podobnie Bóg widział wszystko, lecz nie znał wszystkich szczegółów, jakie miały nastąpić.

Inkwizytor: Ten Boski intelekt dysponował na początku poznaniem wszystkich rzeczy; skąd więc posiadł takie poznanie, z własnej istoty czy inną drogą?

Menocchio: Intelekt otrzymał to poznanie chaosu, w którym wszystkie rzeczy były pomieszane; a potem nadał intelektowi temu porządek i poznanie, podobnie jak my poznajemy ziemię, wodę i powietrze i ogień, a potem dopiero dostrzegamy różnice miedzy nimi.

Inkwizytor: Czy przed stworzeniem wszystkich rzeczy Bóg nie posiadał woli i mocy?

Menocchio: tak było w istocie, gdyż jednocześnie jak rosła w nim wiedza, narastały wola i moc.

Inkwizytor: Wola i moc są tym samym w Bogu?

Menocchio: Są rozdzielone tak jak i w nas: wola potrzebuje mocy, by coś uczynić, przykładem stolarz, gdy chce zrobić ławę, potrzebuje narzędzi, by ją zrobić, a jeśli nie ma drzewa, daremna jest jego wola. Tak też mówimy, że Bóg oprócz woli potrzebuje mocy.”[3]


[1] Światowej sławy, zmarły 22 listopada 2023 r. w wieku 94 lat legendarny historyk francuski.

[2] Ginzburg Carlo, 1972, Folklore, magia, religione, in Storia d’Italia, vol. I, I caratteri

originali, Torino, Einaudi: 604-676 ; Ginzburg, Carlo, 1989, L’inquisitore come antropologo, in Studi in onore di Armando Saitta dei suoi allievi pisani, Regina Pozzi, Adriano Prosperi, a cura di, Pisa, Giardini: 23-33.

[3] Ginzburg C., Ser i robaki…, s. 101-102

Korekta: Zuzanna Markiewicz

Podejrzyj w nowej zakładce




Wycinanki (188) Kosmogonia Domenico Scandelliego

WOJCIECH WRZOSEK

Wycinanki (188)

Kosmogonia Domenico Scandelliego



Wśród zalecanych przeze mnie lektur z metodologii ogólnej, w roku akademickim 1998/1999, na pozycji trzeciej w dziale lektury historyczne znalazła się monografia Carlo Ginzburga Ser i robaki. Wizja świata pewnego młynarza z XVI wieku. We wstępie tak komentowałem:

„Prace te (lektury) podzielone są na trzy grupy. W pierwszej zestawione są książki historyczne. W większości są to klasyczne dzieła nieklasycznej historiografii bądź niestandardowe prace historyczne. Te pierwsze spełniają w jakiejś mierze kanony pisarstwa nowoczesnego, te drugie odbiegają po prostu od standardu badania historycznego ze względu na problematykę, metodę, czy rodzaj narracji. (…) Z każdej grupy na kolokwium z lektur przygotować należy jedną książkę. Lektury oznaczone są gwiazdkami, które wskazują na skalę trudności, z jakimi spotkać się może czytelnik”.[1]

Książkę Ginzburga opatrzyłem dwiema gwiazdkami w skali, gdzie pięć gwiazdek oznacza najwyższy stopień trudności w recepcji i późniejszym sprawozdawaniu z treści, zakładający już solidne  rozumiejące oczytanie w domenie lektury.
Ćwiczeniem dla studenta było analityczne i interpretacyjne rozdzielenie dyskursu na trzy – co najmniej – linie interpretacyjne: pierwsza, to rekonstrukcja losów Menocchia tropem kwerendy źródłowej Carlo Ginzburga, druga, to wskazania na rolę materiału źródłowego w  stawianiu i rozwiązywaniu – w tym nowych – problemów historycznych, trzecia, to obecność problemów historiograficznych i metodologicznych w pracy historyka włoskiego. Już wstęp do sygnalizuje kilka linii interpretacyjnych. Godna podziwu świadomość poziomów dyskursu i orientacja w dawnej i aktualnej humanistyce.
Gdy ogłosiłem już swoje listy lektur rozległy się słuchy, że strony „oświeconych serioznych uczonych kolegów”, że zalecam książki o robaczywym serze jako lektury. To niepoważne, głosiła plotka, aby dawać lektury o serze itp. Czy to prawda kolego, zapytał mnie o pokolenie starszy kolega permanentny członek wszelkich instytutowych komisji. W reakcji ogłosiłem na wykładzie jakie zadania (pytania) stawiał będę na kolokwium z lektur.[2]
W rozdziale 27 pt. Sery mityczne i sery rzeczywiste, znajdujemy passusy o tytułowych bohaterach monografii.

„Tak więc, językiem bujnym, obfitującym w metafory zaczerpnięte z życia codziennego, Menocchio ze spokojną pewnością siebie przedstawiał swoją kosmogonię zaskoczonym i zaciekawionym inkwizytorom (czy w przeciwnym razie prowadziliby tak szczegółowe przesłuchanie?). Pomimo zmieniających się terminów teologicznych, jeden szczegół pozostawał niezmienny: odmawianie Bogu zasługi stworzenia świata oraz uporczywe obstawanie przy elemencie pozornie dziwacznym: serze i robakach-aniołach z niego powstałych. Może warto doszukać się w tym echa Boskiej Komedii (Czyściec X, 123-125):

„[…] robaki, stworzone, by przemienić się w anielskiego motyla.”

Komentarz Vellutella odnoszący się do tego fragmentu znajduje wierne odbicie w innym momencie kosmogonii Menocchia. „Anielski, czyli boski, gdyż takim stworzony został przez Boga, by zająć miejsca, które straciły czarne anioły, wygnane z nieba….” Wtóruje mu Menoccchio: „[…] i tenże Bóg stworzył potem Adama i Ewę, i lud cały, by zapełnić miejsca po wypędzonych aniołach”. Byłoby dziwne, gdyby dwukrotna zbieżność na jednej stronie była dziełem przypadku. Lecz jeśli Menocchio czytał Dantego – choćby wyłącznie dydaktycznym zamiarem – dlaczego właśnie te wersy („[…] robaki stworzone, by przemienić się w anielskiego motyla”) utkwiły mu w pamięci?
W rzeczywistości to nie z książek wysnuł Menocchio swoją kosmogonię. „Z najdoskonalszej substancji świata aniołowie przez naturę stworzeni zostali, podobnie jak z sera powstają robaki, a wychodząc na zewnątrz otrzymują wolę, intelekt, i pamięć od Boga poprzez błogosławieństwo”; z odpowiedzi tej wynika niezbicie, że uporczywe nawiązywanie do sera i do robaków spełniało funkcję wyłącznie analogiczno-eksplikatywną.”[3]
Historyk – z perspektywy historii myślenia, tendencji w kształtowaniu się wczesno-nowożytnej nauki dokonuje interpretacji kosmogonii Menocchia:

„Przykład wzięty z codziennego życia – narodziny robaków w zgniłym serze – posłużył jedynie do wyjaśnienia powstania istot żywych (w tym pierwszych i najdoskonalszych: aniołów) z chaosu, z „ogromnej i nieprzetrawionej materii”, bez potrzeby odwoływania się do interwencji Boga. Chaos poprzedzał bliżej nieokreślony „największy majestat”; z chaosu powstały pierwsze istoty żywe – aniołowie i sam Bóg, który był największy z nich – w drodze samorództwa, „przez naturę stworzeni”. Kosmogonia Menocchia była zasadniczo materialistyczna, posiadała cechy naukowości. Teoria samorództwa, powstawania istot ożywionych z nieożywionej materii, podzielana przez wszystkich ludzi nauki owych czasów (obalona dopiero przez doświadczenia Rediego w ponad wiek później), była bez wątpienia bardziej naukowa od doktryny kreacjonizmu, utrzymywanej przez Kościół, a zaczerpniętej z Księgi Rodzaju. Taki na przykład Walter Raleigh mógł więc pod hasłem „doświadczeń bez umiejętności” traktować kobietę wyrabiającą ser (ser!) na równi z filozofem przyrody: obydwoje wiedzą, że w skopku podpuszczka ścina mleko, lecz nie wiedzą dlaczego.”[4]



[1] W. Wrzosek, Zaradnik. Poradnik zaradnego czytelnika książek trudnych sporządzony przez Wojciecha Wrzoska na użytek studentów historii, wyd. II popr. i rozszerz., Instytut Historii UAM, Poznań 1998, s. 5.

[2] Były wśród nich między innymi i takie: Jaka jest twoim zdaniem zasadnicza idea pracy? Przedstaw najciekawszy twoim zdaniem problem. Zaprezentuj kontrowersyjną kwestię. Streść wybrany wątek z pracy… Zaprezentuj bazę źródłową pracy, itp. Jaki nurt, orientację, gatunek historiografii reprezentuje wybrana przez ciebie lektura. Wybierz zagadnienie jakie chcesz podjąć…

[3] C. Ginzburg, Ser i robaki…, s. 104-105.

[4]  Idem, s. 104-105.




Wycinanki (187) Ser i robaki

WOJCIECH WRZOSEK

Wycinanki (187)

Ser i robaki



Tak właściwie, nie wiem od czego zacząć impresje o Carlo Ginzburgu. Czy od jego sztandarowego dzieła?
Jeśli nie wiesz od czego zacząć, to zacznij od czegokolwiek. Gdy już zgromadzisz materiał myślowy, zwłaszcza spisany, zawsze możesz mu nadać porządek wedle tego, co wyłoni się jako zhierarchizowana narracja.
Dwa bowiem są powody, że nie wiesz od czego zacząć: pierwszy, zachodzi wtedy, gdy nie masz zasobów myśli i przemyśleń, aby dzielić się nimi ze światem. Drugi, gdy masz nadmiar pomysłów na dany temat. Na pierwszy kłopot nie ma natychmiastowej rady, aby się z nim uporać. Druga sytuacja jest komfortowa: zacznij pisać, tylko pisanie pozwala uporządkować chaos i nadmiar w jakieś zjadliwe dla odbiorcy porcje.
Nie sposób nie zacząć od najbardziej głośnego i klasycznego dzieła włoskiego historyka.
Z kolei gdy Carlo Ginzburg wspomina lub jest pytany o swą drogę twórczą, opowiada o  podtytułowym bohaterze swojej najgłośniejszej książki. Opowieść o młynarzu z Montereale przyniosła mu światową sławę.[1] W rocznicę ukazania się tego dzieła organizowane były konferencje, a w Montereale, skąd pochodził Domenico Scandelli zwany Menocchiem,  honorowano Carlo Ginzburga. Friulskiego młynarza sławę porównywano z rozgłosem jakim cieszy się Giordano Bruno.
Tak we wstępie zawiadamia Ginzburg:

„W książce tej opowiedziana została historia pewnego młynarza z Friuli – Domenica Scandelliego, zwanego Menocchiem – straconego na stosie z nakazu Świętego Oficjum po życiu, które nie przyniosło mu najmniejszego rozgłosu. Akta dwóch procesów, jakie mu wytoczono w odstępie piętnastu lat, przynoszą bogaty obraz  jego myśli i odczuć, jego marzeń i dążeń. Inne źródła informują nas o jego sytuacji materialnej i aktywności zawodowej, o życiu jego dzieci. Dysponujemy nawet paroma stronami własnoręcznie przez niego napisanymi, a także częściowym wykazem jego lektur (potrafił bowiem czytać i pisać). Wiele jeszcze chcielibyśmy wiedzieć. Jednak to, co wiemy, pozwala nam odtworzyć cząstkę tego, co zwykło się nazywać „kulturą warstw podporządkowanych” lub też „kulturą ludową”.[2]

„Zeznania Menocchia, młynarza z Friuli, który jest bohaterem tej książki, stanowią w pewnym sensie przypadek analogiczny do przypadku benandanti. Także i tutaj niemożność zredukowania części wypowiedzi Menocchia do znanych schematów zdradza istnienie warstwy wierzeń ludowych i niejasnych mitologii wiejskich dotychczas niezbadanych. Lecz tym, co sprawia, że przypadek Menocchia jest o wiele bardziej złożony, jest fakt, że te niejasne elementy ludowe sprzęgnięte są z zespołem pojęć wyjątkowo jasnym i konsekwentnym, obejmującym zarówno religijny radykalizm, jak i naukowy naturalizm oraz utopijną wiarę w reformy społeczne. Niezwykła zbieżność między poglądami nieznanego młynarza z Friuli a poglądami grup intelektualistów, wyrafinowanych i świadomych czasów, w których żyją, stawia na nowo z całą mocą problem obiegu kultury sformułowany przez Bachtina.”[3]



[1] Ginzburg C., Ser i robaki. Wizja świata pewnego młynarza z XVI w., przełożył Radosław Kot, posłowiem opatrzył Lech Szczucki, PiW, Warszawa 1989. (Il formaggio e i vermi. Il cpsmo di un mugnaio dei 500, Giulio Einaudi editore, Torino 1976. Nie mogłem się zdecydować jak określić stan mojego egzemplarza wydanego przez PiW w 1989 roku. To książka zaczytana i materialnie zdewastowana. Wywiady z Ginzburgiem na temat przede wszystkim tej książki: https://www.youtube.com/watch?v=y6arPzXKShk;

https://www.youtube.com/watch?v=ZRltrt8La2E

[2]  Ginzburg C., Ser i robaki, s. 7-8; „Questo libro racconta la storia di un mugnaio friulano – Domenico Scandella detto Menocchio – morto bruciato per ordine del Sant’Ufizio dopo una vita trascorsa nella più completa oscurità. Gli incartamenti dei due processi tenutisi contro di lui a quindici anni di distanza ci dànno un ricco quadro dei suoi pensieri e dei suoi sentimenti, delle sue fantasie e delle sue aspirazioni. Altri documenti ci dànno notizie sulle sue attività economiche, sulla vita dei suoi figli. Abbiamo per$no pagine scritte da lui, e un elenco parziale delle sue letture (sapeva infatti leggere e scrivere). Molte altre cose, certo, vorremmo sapere di Me­nocchio. Ma già quello che sappiamo consente di ricostruire un frammento di quella che si è soliti chiamare « cultura delle classi subalterne », o anche « cultura popolare»”. Ginzburg C., Il formaggio e i vermi. Il cosmo di un mugnaio del ’500, Adelphi Edizioni S.P.A Milano 2019, p. XIII-XIV.

[3] „Le confessioni di Menocchio, il mugnaio friulano prota­gonista di questo libro, costituiscono per certi versi un ca­so analogo a quello dei benandanti. Anche qui, l’irriduci­bilità a schemi noti di una parte dei discorsi di Menocchio fa intravedere uno strato ancora non scandagliato di cre­denze popolari, di oscure mitologie contadine. Ma ciò che rende molto più complicato il caso di Menocchio è il fatto che questi oscuri elementi popolari sono innestati in un complesso di idee estremamente chiaro e conseguente, che vanno dal radicalismo religioso, a un naturalismo ten­denzialmente scienti$co, ad aspirazioni utopistiche di rin­novamento sociale. L’impressionante convergenza tra le posizioni di un ignoto mugnaio friulano e quelle dei grup­pi intellettuali più raffinati e consapevoli del suo tempo ripropone con forza il problema della circolazione cultu­rale formulato da Bachtin »”. Carlo Ginzburg, Il formaggio e i vermiIl cosmo di un mugnaio del ’500, Adelphi Edizioni S.P.A Milano 2019, p. XXI.




Wycinanki (186) Natalia Ginzburg i Leone Ginzburg

WOJCIECH WRZOSEK

Wycinanki (186)

Natalia Ginzburg i Leone Ginzburg



Od czasu, gdy zalecałem studentom lekturę Il formaggio e i vermi Carlo Ginzburga, minęło ponad trzydzieści lat.[1] Dzisiaj czytam jego przedmowę pisaną w 2023 r. do antologii jego tekstów (zebranych przez Piotra Kłoczowskiego), pod tytułem: Czytać między wierszami. Lektury, szkice, noty.[2]
Sędziwy dzisiaj kolega profesor, onegdaj, gdy poznałem go, na konferencji poświeconej 60-leciu szkoły Annales w 1989 roku, miał dokładnie lat 50 i był gwiazdą historiografii, kojarzoną z antropologią historyczną i mikrohistorią.
Gospodarze konferencji nie dali znać po sobie, że w drugim pokoleniu Carlo Ginzburg jest wychodźcą z Odessy. W 1914 roku jego ojciec, mając wówczas 5 lat, trafił do Włoch. Wiedziałem, że matka Natalia Ginzburg (de domo Levi) to sławna pisarka. Nie wiedziałem, że ojciec historyka, to znany działacz polityczny, tłumacz klasyków literatury rosyjskiej i współzałożyciel wielce zasłużonej dla kultury włoskiej La Casa Editrice Einaudi.
Czy zaistniałby Leone Ginzburg w dziejach polityki i literatury włoskiej, gdyby rodzice jego w 1914 roku nie wyemigrowali do Włoch? Wraz z nimi ojciec Carlo Ginzburga 5-letni odesski Lew Ginzburg? Wykładowca akademicki, tłumacz i działacz antyfaszystowski, zmarł zamęczony w więzieniu w 1944 roku.[3] Czy gdyby nie te zrządzenia losu, miałby szansę pojawić się 1939 roku na tym łez padole Carlo, jego syn? Tym razem to Carlo miał 5 lat gdy stracił ojca.
Carlo Ginzburg nie miał wyjścia, urodził się i wychował w wielojęzycznym i wielokulturowym środowisku rodzinnym.[4]  Pismo i mowa to żywioły Ginzburgów. Literatura i polityka to nośniki sensów życia, pola aktywności publicznej.

„Przeczytałem po raz pierwszy W poszukiwaniu straconego czasu w 1959 roku, w wieku dwudziestu lat. Ale nazwisko Prousta i historie chłopca, który w ciemności oczekuje matki i jej pocałunku na dobranoc, znałem już od dzieciństwa. Opowiadała mi o tym moja matka. Natalia Ginzburg, która przełożyła pierwszą część Proustowskiego cyklu, Stronę Swanna – po włosku La strada di Swann (Einaudi 1946). Wiele lat później opowiedziała mi, że po raz pierwszy przeczytała Prousta i zaczęła go tłumaczyć w Pizzoli, wiosce w Abruzji, dokąd pojechała za mężem, zesłanym tam dlatego, że był Żydem i bezpaństwowcem (w roku 1938 faszystowskie ustawy rasowe pozbawiły go włoskiego obywatelstwa, przyznanego mu w 1931 roku)[5]. Pomysł przetłumaczenia Prousta na włoski wyszedł z pewnością od ojca, który po opuszczeniu więzienia, gdzie odsiadywał wyrok dwóch lat za działalność antyfaszystowską, założył wraz z Giuliem Einaudim wydawnictwo noszące nazwisko tego ostatniego. Lata 1940-1943, spędzone na zesłaniu w Pizzoli, to również czas moich pierwszych wspomnień z dzieciństwa.”[6]

W rozmowie z Vittorio Foa, kolegą z klasy i przyjacielem ojca, Carlo Ginzburg wyznał:

„Problemem całego mojego życia była nieobecność ojca i jednocześnie jego dojmująca obecność. Niemożność skonfrontowania się z nim w dzieciństwie  wpłynęła na moje dorastanie. Próbowałem pośrednio dochować mu wierności. Przy czym, choć tradycja postawy antyfaszystowskiej miała na mnie silny wpływ, zawsze starałem się uchronić przed antyfaszyzmem jako wszechmocną siłą. Wielu moich rówieśników było obezwładnionych bez reszty przez to zobowiązanie. Udało mi się – jak mi się wydaje, uchronić przed tym – pozostać zdystansowanym: wybrałem dla siebie inną drogę.”[7]

Nic dziwnego, że immaginazione morale, to spiritus movens twórczości włoskiego historyka.


[1] Ginzburg C., Ser i robaki. Wizja świata pewnego młynarza z XVI-go wieku, tłum. R. Kłos, PIW, Warszawa 1989; Il formaggio e i vermi. Il cosmo di un mugnaio del ‘500, Torino, Einaudi, 1976. – Collana Biblioteca, Einaudi, 2002-2004; Collana Piccola Biblioteca Storia, Einaudi, 2009; Il formaggio e i vermi, nuova Postfazione dell’Autore, Collana L’oceano delle storie n.24, Milano, Adelphi, 2019. Niezliczone wydania w około  dwudziestu językach.

[2] Carlo Ginzburg, Czytać między wierszami. Lektury, szkice, noty, przekład Joanna Ugniewska, Fundacja Terytoria Książki, Gdańsk 2023.

[3] Pięcioletni Lew/Leone Ginzburg – dzięki atmosferze domowej w Turynie – uzyskał kompetencję tłumacza klasyki literatury rosyjskiej na włoski jeszcze przed pełnoletniością. Natalia Ginzburg, jego żona i matka Carlo Ginzburga, poza tym, że była wybitną powieściopisarką, była i uznaną tłumaczką m.in. Marcela Prousta.

[4] Odkryłem dla siebie, że mamy do czynienia z sytuacją fenomenalną. 5-letni chłopiec migruje z rodzicami z Rosji do Włoch. Jak to się dzieje, że jako nastoletni młodzieniec publikuje tłumaczenia klasyki literatury rosyjskiej na włoski? Гинзбург К., Предисловие к русскому изданию,(в) Мифы-эмблемы-приметы. Морфология и история. Сборник статей/Пер. с ит. и послесл. С. Л. Козлова. – М. Новое издательство. 2004, с.

[5] Ginzburg N., Nota del traduttore (1990), w: M. Proust, La strada di Swann, Torino 1998, s. XIX-XXIII.

[6] Ginzburg C., Czytać między wierszami…, s.  53.

[7] La fine della storia lo sappiano…Un dialogo fra Vittorio Foa e Carlo Ginzburg coordinato da Federico Bozzini, Una città. Vol. 8, No. 72 (1998)/przedruk w: Uno storico, un mugnaio, un libro: Carlo Ginzburg, Il formaggio e i vermi 1976-2002. Montreale Valcellina. Circolo culturale Menocchio, 2002.  p. 92.




Wycinanki (185) Wycinanki czy wycinanki?

WOJCIECH WRZOSEK

Wycinanki (185)

Wycinanki czy wycinanki?



Nie pisałem felietonów już od ponad pół roku. Za alibi tej abstynencji służyła mi praca nad książkami, w tym przygotowania do wydania drukiem drugiego tomu Wycinanek[1]. Uspokajał mnie zwłaszcza fakt, że zapas przygotowanych odcinków zapewniał publikację na platformie ohistorie.eu nieprzerwanie do końca listopada 2024 roku.
Jednak, gdy piszę te słowa, jest koniec października i zbliża się czas na kolejne odcinki. W ciągu ostatniego roku, najpierw moi korespondenci, a potem ich wzorem ja sam, zacząłem pisać o Wycinankach jak o wycinankach. Wycinanki z wielkiej litery przekształciły się w wycinanki. W gatunek felietonu popularno-naukowego – czy jak chcieliby niektórzy – naukowego. „Ugatunkowienie” zaszło zwłaszcza w języku porozumiewania się między stronami uczestniczącymi w przedsięwzięciu. Zaczęliśmy pisać i mówić wycinanki zamiast Wycinanki. Stało się to tym łatwiej, że w mowie zastać można kropkę wieńczącą frazę jako koniec zdania i pauzę przed kolejnym proposition, jako pretekst do dużej litery. W mowie nie ma dużej litery. Jest ona tylko w piśmie. Wielka litera to często początek kolejnej sentencji. Zapowiadana jest właśnie jako taka przez pauzę kropki.
Zbiór felietonów pt. Wycinanki stał się obiektem naukowej dyskusji, w której dotykano także specyfiki dyskursu naukowego jaki zaproponowałem.[2] Jak się też niebawem okazało, moi interlokutorzy przyjęli bodaj milcząco, że felietony z cyklu  Wycinanki, to rodzaj wypowiedzi naukowej. Potraktowali je całkiem serio podejmując poważne kwestie z obszaru akademickiej nauki.[3] Doświadczenia w pracy nad felietonami, porcjami refleksji, do jakich skłania krótka ich forma, prowokuje do przemyśliwania problemów wymagających zasadniczych reinterpretacji i solidniejszych narracji.
Walory felietonów odkrył także mój mecenas, sponsor i wydawca, Alma Mater. Dziekan, który zdecydował, że te właśnie podszepty doradców są godne uznania, które rekomendują wydać. Opublikował felietony w oficynie naukowej. Dwa już tomy wycinanek zawdzięczają swój urok edytorski Oficynie Wydawniczej Epigram.[4] Oprócz wszechstronnej kompetencji zaoferowano mi w niej przyjazną współpracę.
Zachęcam czytelników – tych zwłaszcza – bliźnich w profesji, którzy zainteresowani są w kontekstowym namyśle nad gatunkiem felietonu naukowego do prześledzenia wskazanych tu publikacji.
Lech Witkowski, w obszernej recenzji z Wycinanek, uprzedzał czytelników, że pewnie autor tych felietonów ma pomysł na kontynuację, tj. tom trzeci. Podejrzewał, że mam już swoją listę kolejnych bohaterów.


[1] Wrzosek W., Wycinanki. Zbiór felietonów, T. II Wydawnictwo Wydziału Historii UAM, Poznań 2024, s. 415; Polasik-Wrzosek K., Wrzosek W., Szkice metahistoryczne, Wydawnictwo Wydziału Historii UAM, Poznań 2024, s. 263; Wrzosek W., Dysputy i dyskusje, Wydawnictwo Wydziału Historii UAM (w druku 2024); Wrzosek W., History – culture – metaphor. On historical thinking, Peter Lang Publishers (in print 2024)

[2] Całkiem niedawno w tomie Carlo Ginzburga, Czytać między wierszami. Lektury, szkice, noty (przekład Joanna Ugniewska, Fundacja Terytoria Książki, Gdańsk 2023), odkryłem podobną strategię wycinania fragmentów z ważnych książek (praktykę te nazywamy cytowaniem) i komentowania ich . Antologia tekstów wybitnego historyka złożona przez Piotra Kłoczowskiego to jednak, jak się głosi – zbiór esejów – a nie felietonów. Nomen omen, moi krytycy zdążyli już nazwać Wycinanki esejami. Uprzejmie donoszę, że w moim spisie bohaterów wycinanek, od początku niemal widnieje nazwisko Carlo Ginzburga.  Włoski nowożytnik czeka na swoje felietony. Można więc spodziewać się…

[3] Mamzer H., O autokreacji historyka. Kilka uwag na marginesie Wycinanek Wojciecha Wrzoska. Sensus Historiae, vol. LII (2023/3, s. 69-84); ohistorie.eu; Wrzosek W., O strategii felietonowej Wycinanek. W odpowiedzi prof. Mamzerowi. vol. LII (2023/3, s. 85-99; (ohistorie.eu); Wrzosek W., Wycinanki. Przyczynek do Ego-histoire, (w:) W trosce o nieobecne dyskursy. Księga Jubileuszowa dla Lecha Witkowskiego na pięćdziesięciolecie pracy akademickiej, red. naukowa Anna Babicka-Wirkus, Riccardo Campa, Monika Jaworska-Witkowska, Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń 2024, s. 350-355; Witkowski L., Eseje z wybuchowych atraktorów. (O jakości humanistycznej metodologii Wycinanek W. Wrzoska) Recenzja: próba lektury pedagogicznej, Historyka. Studia metodologiczne,  t. 24/2024 (w druku); Wrzosek W., Trzy sprawy do prof. Lecha Witkowskiego w związku z jego esejem o Wycinankach,  Historyka. Studia Metodologiczne, t. 24/2024 ( w druku)

[4] Wrzosek W., Wycinanki. Zbiór felietonów, T. I-II, Wydawnictwo Wydziału Historii UAM, Poznań 2022-2024.




Wycinanki (184) Zmieniajmy etos

WOJCIECH WRZOSEK

Wycinanki (184)

Zmieniajmy etos



Trzeba zastąpić panujący XIX-wieczny etos: powołanie/poświęcenie/zbożne intencje/cierpienie, etosem: profesjonalizm/solidność/skuteczność/satysfakcja.
Pytanie: Przez te ostatnie lata nie nastąpiły pozytywne zmiany?
Odpowiedź: Po latach nieobecności w szkole teraz jako rodzic w szkole moich dzieci czuję się tak, jak w mojej szkole podstawowej ponad pół wieku temu w czasach środkowego i późnego Gomułki. Siedziby szkół bywają dzisiaj wspaniale zmodernizowane lub bardzo nowoczesne. Nie chodzi o materię, lecz o ducha. Szkoła i uczelnia to wspólnoty duchowe. Moim zdaniem etos, jaki panuje w szkole, stale jest gnuśny. Oportunizm od góry i koniunkturalizm od dołu.
Pytanie: A na uczelniach, te śledzi pan na bieżąco?
Odpowiedź: Mam niejakie doświadczenia. Kilka lat byłem prorektorem w zacnej prywatnej uczelni. Byłem studentem, doktorantem, kierownikiem zakładu, młodym i starym pracownikiem bardzo zacnego uniwersytetu. To pół wieku obserwacji.
Pytanie: Szkoły podstawowe widzi pan krytycznie. A uczelnie?
Odpowiedź: Podobnie jest na uczelniach. Mój uniwersytet ma nobilitującą siedzibę sprzed stu lat oraz nowoczesne i bardzo nowoczesne kampusy. Uniwersytet jednak to nie budynki i ich wyposażenie, to wartość communitas, moc wspólnoty duchowej. Pamiętam, jak siedzieliśmy na stopniach auli amfiteatralnych czy na przyniesionych zewsząd krzesłach. Budynki wyeksploatowane PRL-owskim stosunkiem do dziedzictwa materialnego. W salach panowała gorączka wiedzy. Owszem, to był w dużej mierze czas politycznych uniesień. Dzisiaj sale kierunków humanistycznych są opustoszałe. Mimo spodziewanego niżu demograficznego budowaliśmy nowe kampusy. Dzisiaj musimy na wspaniałych dachach czym prędzej zakładać panele fotowoltaiczne. Za chwilę zestarzeje się drogie i niewykorzystywane wyposażenie obiektów uczelni. W czasach niżu demograficznego i epidemii wspaniałe sale wyglądają upiornie. Wszystko, jak kilka lat temu, stale jest nowe.
Od tego wszystkiego, co materialne, ważniejsze jest to, co duchowe. Trzeba uzdrowić wspólnotę szkolną i akademicką. Wyznaczyć nauczycielom wysoki próg kompetencyjny tak choćby, jak tu już szkicowałem; wtedy za dziesięć lat będą dynamizować grona pedagogiczne już ci nowi nauczyciele. Wyznaczać wysoki standard pracy i przyzwoitości.
Trzeba zastąpić panujący XIX-wieczny etos: powołanie/poświęcenie/zbożne intencje/cierpienie, etosem: profesjonalizm/solidność/skuteczność/satysfakcja.
Pytanie: Inaczej mówiąc, dokonać modernizacji: staroświeckie zastąpić nowoczesnym.
Odpowiedź: Tak, i to niezwłocznie. Trzeba prowadzić na dużą skalę wymianę nauczycieli i uczniów ze szkołami w Europie. Realizować wymianę studentów kształcących się na nauczycieli z kim się da.
Należy obalić mit o wyższości kształcenia na żywo nad tym on line. W sensie merytorycznym nie może tu być mowy o jakiejkolwiek różnicy[1]. Nauczyciel i tak w końcu również w szkole zostanie przewodnikiem, doradcą, instruktorem posługiwania się nowymi technologiami dydaktycznymi. Zakładam, że wychowanie w dużej mierze nie powinno być on line.
Opracować trzeba metody sprawdzania wiedzy uniemożliwiające korzystanie przez uczniów z niedozwolonej pomocy. Zarówno w nauczaniu stacjonarnym, jak i zdalnym. Piętnować oszukiwanie. W szkole, w nauce na żywo uczniowie także nie uważają na lekcjach, korzystają ze ściągawek, oszukują. Przeważnie są to ci sami, którzy ściągają na lekcjach on line.
Pytanie: A minima programowe i obciążenia szkolne?
Odpowiedź: Chodzi o to, aby uczeń, ucząc się, nie cierpiał, nie wkuwał pustych formuł, nominałów, informacji bez semantyki, nie traktował lekcji historii jako nauki do pamięciowego odbębnienia, aby historia i w ogóle humanistyka w szkole nie była potokiem pustych znaczeniowo pojęć, patetycznych wykrzykników, patriotyczno-propagandowych truizmów. Mój syn wkuwał w przedszkolu wiersz o Piłsudskim. Nie dość, że poetycko trudny, treści historyczne bez sensu dla pięciolatka. Czemu to miało służyć? Klepaniu bez sensu? Puste słowa, w nabożeństwie pseudopatriotycznym? To także odrębny temat godny kreatywnych rozwiązań, naśladowywania dobrych wzorów.
Pytanie: Jakieś pomysły na kształcenie nauczycieli historii musi pan profesor mieć?
Odpowiedź: Mam. To są pomysły ogólnikowe godne usystematyzowania i rozpracowania przez fachowców. Czy mamy jednak w Polsce placówki naukowe projektujące edukację, dydaktykę, metody nauczania? Czy mamy specjalistów, którzy przeanalizowali doświadczenia innych krajów? Na przykład Finlandii, Czech, Włoch, Kanady, Niemiec, Walii…? Dobre praktyki i złe rozwiązania. Robi to ktoś? Gdzie to jest? Jak wpływa ta wiedza na decyzje państwowe?
Pytanie: Czy można prosić o kilka pomysłów na kształcenie historyków?
Odpowiedź: Dyplomowanie to dzisiaj słaby punkt akademickiego kształcenia, strata czasu, pozorowanie pracy naukowej. Większość prac dyplomowych to wysiłek bez sensu i wartości. Ani to pogłębienie wiedzy, ani nabycie umiejętności pracy badawczej. Po co udawać, że magisterium to praca o walorach naukowych? Ci nieliczni, którzy prace o takich znamionach piszą, to ci, którzy już na studiach opanowują rudymenty metodyki i rygory metodologiczne swojej dyscypliny. Większość pozoruje, przy naszej – promotorów i recenzentów – pomocy, że to są świadectwa pracy naukowej. Po co to komu?
Naukowcem, badaczem zostaje ten adept, który poza sferą wpływu promotora, mentora, szefa otrzymuje zaproszenie z referatem na międzynarodową konferencję naukową skutkiem opublikowania artykułu.
Pytanie: Co więc zamiast pracy dyplomowej?
Odpowiedź: Na przykład tłumaczenie tekstu historycznego na język polski – komputer i 3 godziny; 45-minutowa prezentacja audiowizualna wybranego zagadnienia historycznego, recenzja, artykuł recenzyjny, omówienie publikacji historycznej, lekcja audiowizualna dla ostatniej klasy szkoły średniej lub podstawowej, doskonała znajomość programów i wariantowych treści nauczania, wywiad godzinny z historykiem, audiowizualna prezentacja naukowej książki historycznej, audiowizualne miejsce pamięci, scenariusz szkolnych obchodów rocznicy historycznej, sąsiedzkie miejsce pamięci, spory historiograficzne, scenariusz wycieczki szkolnej, bolesne miejsca pamięci, historyczne gry komputerowe, platformy historyczne, bazy danych, digitalizacja archiwaliów… Na dyplom licencjacki: strony internetowe historyka, instytucji, studenckiego koła naukowego, towarzystwa historycznego, samorządu studenckiego… Do ustalenia z fachowcami.


[1] W szkole za chwilę i tak nauka będzie w 80% on line, via Internet, środki audiowizualne, prezentacje, ilustracje, tablice, mapy, sprawdzanie wiedzy pod kierunkiem „instruktora”, fachowca, doradcy, przewodnika, tj. nowoczesnego nauczyciela…




Wycinanki (183) Szkoda słów…

WOJCIECH WRZOSEK

Wycinanki (183)

Szkoda słów…



Poniżej publikujemy średnie miesięczne zarobki nauczycieli w Europie (dane OECD za 2020 rok)

Kraj Średnie miesięczne zarobki 
Niemcy 5 000 – 5500 EUR
Holandia 4 000 – 4 500 EUR
Belgia 4 000 – 4100 EUR
Francja 3 000 – 3 300 EUR
Norwegia 34-38 tys. NOK (4 000-4 500 EUR)
Szwecja 32-33 tys. SEK (3 200-3 300 EUR)
Irlandia 4 000 – 4 200 EUR
Polska 4 500-5 500 PLN

Ważne! Wynagrodzenia, które zostały podane wyżej w tabeli są średnią arytmetyczną wszystkich zarobków w poszczególnych krajach. Warto podkreślić, że na wynagrodzenie nauczyciela przekłada się jego staż, miejsce pracy, stanowisko, czy nawet miejscowość.

Pytanie: Trzeba podnieść wynagrodzenie nauczycieli?[1]
Odpowiedź: Tak. To podstawa wszelkich zmian. Podnieść płacę nauczyciela stażysty z 3000 zł brutto, jak jest obecnie, dwukrotnie, tj. do ok. 6000 zł. Tyle bez dodatków zarabia porucznik, magister, w wojsku. Nauczyciel dyplomowany powinien zarabiać tyle co starszy oficer, np. pułkownik, minimum na dzisiaj to ok. 9000, a nie tylko 1000 zł więcej od nauczyciela stażysty, jak teraz, bo to jest uwłaczające. To po prostu wstyd. Rodzaj szykanowania biedą. Tylko cywilizacyjna podwyżka wynagrodzeń dla nauczycieli daje szansę na przerwanie koła negatywnej selekcji w edukacji.
Jaki informatyk, fizyk, anglista podejmie pracę w szkole za 3000 zł brutto? Kto uczy informatyki w szkołach podstawowych? Nauczyciele „z łapanki”, którzy idą jak na zastępstwo? Szkoda słów… Przeciętna płaca w gospodarce prawie 6000 zł, a nauczyciel o najwyższych kompetencjach zawodowych 4000 brutto. Trzeba odwrócić negatywną selekcję do zawodu: dobrze kształcić nauczycieli i wymagać. Ustalić pensję podstawową nauczyciela stażysty jako np. średnią płacę w państwie, po trzydziestu latach dwie średnie. Żadne goniące inflację groszowe podwyżki nie zmienią radykalnie sytuacji w szkolnictwie. Na razie wzrost płac dla wszystkich nauczycieli o 50%, za pięć lat dla stażysty średnia płaca w gospodarce, dla nauczyciela dyplomowanego dwukrotna średnia płaca.
Pytanie: To wystarczy, aby poprawić sytuację? Czy państwo stać na tak zasadniczą zmianę? Jak ją wprowadzać? Ile mają zarabiać nauczyciele już pracujący, tyle samo co ci nowi, lepiej wykształceni?
Odpowiedź: To kwestia dla fachowców od organizacji i zarządzania. Można dać młodym nauczycielom czas na uzupełnienie kwalifikacji. Chcesz otrzymywać wysokie wynagrodzenie, skończ podyplomówkę, zalicz staż zagraniczny, uzupełnij kompetencję językową.
A tak ogólnie: czy państwo stać na degradację edukacyjną swoich obywateli? Czy państwo stać na słabych absolwentów szkół? Jakie są z tego powodu straty społeczne? Czy państwo stać na słabych nauczycieli, studentów, doktorantów, pracowników uczelni?[2] W efekcie słabych kandydatów do służb publicznych?
Pytanie: Co zmienić?
Odpowiedź: Trzeba zwiększyć pensa nauczycielskie o 20% i organizację roku szkolnego zracjonalizować. Nauczyciel pracowałby i tak mniej niż inni funkcjonariusze państwowi. Z tego 20% czasu pracy nauczyciela to byłaby praca pozalekcyjna w szkole. Nauczyciele powinni mieć swoje gabinety w budynku szkolnym. Nowoczesne, powiedzmy czteroosobowe, biura.
Należy skrócić letnie wakacje szkolne do 4–6 tygodni. Biednego nauczyciela i tak nie stać na urlopy przez dwa miesiące (a kogo stać? Bogaci mogą odpoczywać, kiedy, gdzie i za ile chcą). Uczniowie i tak nie mają dostępu do pełnowartościowego wypoczynku przez dwa miesiące. Dzieci i młodzież przez część wakacji kultywuje wałkonienie się. Ćwiczy nawyki nicnierobienia, praktykuje niebezpieczne i zdrożne zajęcia poza kontrolą rodziców. Czy jakikolwiek zatrudniony w sferze budżetowej wykorzystuje rocznie niemal trzy miesiące na urlop, tak jak to czyni nauczyciel? Czy wakacje szkolne to alibi dla rządzących, którzy haniebnie wynagradzają nauczycieli? Jak jest w innych krajach
Studenci i nauczyciele akademiccy mają de facto trzy miesiące wakacji letnich. Czym to jest dzisiaj uzasadnione? Muszą „odpoczywać” więcej niż inni? Niektórzy odbywają praktyki zawodowe, dorabiają. A większość z nich? Zapominają, czego się nauczyli? Opróżniają pamięć z nawkuwanej „wiedzy”? W Poznaniu udostępniają akademiki jako miejsca noclegowe dla gości targowych?
Uczniowie w szkołach podstawowych i średnich uczą się całe dnie. Najpierw w szkole, później w domu. Trzeba radykalnie zredukować programy nauczania. Dzisiaj nauczyciele nie uczą, nie wykładają, nie rozmawiają, nie utrwalają umiejętności, zadają zadania do domu i sprawdzają wiedzę. Liczba kartkówek, sprawdzianów, prac klasowych w tygodniu przekracza liczbę lekcji bez nich. Ci uczniowie, którzy aspirują do lepszych szkół, masowo korzystają z korepetycji.
W nauczaniu trzeba odejść od strategii zapamiętywania informacji na rzecz rozumienia zjawisk, świata, człowieka, zdobywania informacji. Uczeń nie wie, czym się różni protestantyzm od katolicyzmu, ale musi wiedzieć, jak nazywał się przelotny działacz jakiejś marginalnej partii sto lat temu… Jakie funkcje pełnił kolejno Edward Ochab. Uczniowie nie mają pojęcia o systemie władzy, o tzw. PRL-u, o ówczesnych realiach politycznych i realiach życia, ale muszą wiedzieć, jakie funkcje pełnił Edward Ochab[3]. Uczeń nie potrafi powiedzieć pięciu zdań na temat powstania wielkopolskiego czy bitwy pod Grunwaldem, ale na bieżąco zapamiętuje byle co, byle jak, na krótko, na jutro, na sprawdzian…


[1] Powtarzam pytanie i odpowiedź z zakończenia Wycinanki (38), wprowadzam dzięki temu nowy wątek.

[2] Tego obrazu nie zaciemnią pojedyncze, sporadyczne sukcesy uczniów i studentów polskich w konkursach i olimpiadach międzynarodowych. Ile uczelni na liście szanghajskiej, na miejscach od 1 do 1000, mają poszczególne państwa?

[3] Uczniowie szkoły średniej dowiedzieliby się więcej o czasach komunistycznych od Tyrmanda, Kundery, Miłosza czy Sołżenicyna… niż wynoszą z wkuwania nazwisk kilkudziesięciu funkcjonariuszy władz partyjnych/państwowych PRL.