Powstanie, którego nie było? O specyfice powojennego podziemia

BARTOSZ WÓJCIK

Powstanie, którego nie było? O specyfice powojennego podziemia

Dyskusja o tym, co właściwie wydarzyło się w Polsce w okresie zdobywania władzy przez komunistów, sięga jeszcze pism drugiego obiegu. Od kilku lat coraz większą popularność zyskuje teza, jakoby po wojnie doszło do antykomunistycznego powstania. Założenie efektowne, jednak w odniesieniu do skomplikowanych warunków pojałtańskich rodzące liczne wątpliwości.

W
listopadzie 1949 r. w Londynie dobiegły końca prace nad dokumentem Polska pod reżimem komunistycznym.
Sprawozdanie z sytuacji w kraju (1944
1949).
Była to obszerna analiza, przygotowana na użytek władz emigracyjnych przez
ekspertów Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Rządu RP na Uchodźstwie. Opracowanie
– jego stosunkowo niedawne wydanie po opatrzeniu przypisami liczy grubo ponad
300 stron – zostało podzielone na trzy części. Najdłuższą z nich poświęcono
problematyce politycznej – przedstawieniu różnych aspektów instalowania w
Polsce komunistycznej dyktatury.

Wśród
omawianych zagadnień – m.in. kwestii ludnościowych i terytorialnych, etapów
eliminowania opozycji, sowietyzacji wojska czy mechanizmów zastraszania
społeczeństwa – zjawisko ruchu podziemnego odnotowano zaskakująco pobieżnie,
zaledwie w kilku akapitach. Zwracano w nich uwagę na tragedię tysięcy żołnierzy
Armii Krajowej, którzy wiosną 1945 r., nie chcąc składać broni, znaleźli się w
potrzasku. Dostrzegano wymierzony w nich terror i towarzyszącą mu kampanię
propagandową. Pisano też o wyraźnym zmęczeniu wojną, przekładającym się na
utratę przez zwolenników dalszej walki zaplecza społecznego. Diagnozując
zjawisko zaniku antykomunistycznego oporu, za ostatni moment jego wyraźnych
przejawów – „żywej akcji partyzanckiej” i „bujnego życia konspiracyjnego” –
wskazywano rok 1946. Jedynym powstaniem, o którym wspominali autorzy
opracowania, był sierpniowy zryw Warszawy.

W kontekście
popularnej dziś tezy o mającym trwać w Polsce po wojnie powstaniu – mówią o nim
choćby prezes Instytutu Pamięci Narodowej Jarosław Szarek oraz szef Urzędu ds.
Kombatantów i Osób Represjonowanych Jan Józef Kasprzyk; pod takim hasłem
antykomunistyczne podziemie figuruje już na Wikipedii – trudno nie zadać
pytania: czy to możliwe, aby zorientowani w realiach krajowych emigracyjni
analitycy nie dostrzegli na czas, choćby nie nazywając go wprost, zjawiska tak
wielkiej wagi? Zjawiska – dodajmy – dla uchodźczych władz wyczekujących
konfrontacji świata zachodniego i ZSRR, od dłuższego zaś czasu coraz wyraźniej
marginalizowanych przez stronę amerykańską, niosącego niebagatelny potencjał
argumentacyjny. A może po prostu mimo zdecydowanej wrogości wobec
komunistycznego reżimu rzeczowo i bez emocji oceniali rzeczywistość?

„Zbrojne wystąpienie narodu lub jakiejś grupy w
obronie swojej wolności” – brzmi najprostsza definicja
powstania, pochodząca ze Słownika języka
polskiego
. Określenie takie, zwłaszcza mało precyzyjna kategoria „jakiejś
grupy”, daje wprawdzie szerokie pole interpretacji, nie powinno się jednak przy
nich abstrahować od charakterystycznej dla danego momentu świadomości
społecznej. W kontekście rozważań o powstańczym bądź nie obliczu
antykomunistycznego podziemia trudno uciec też od odniesienia cech zbrojnego
nurtu Drugiej Konspiracji – przebiegu działań, okoliczności politycznych czy skali zjawiska –
do wielkich zrywów
niepodległościowych kształtujących polską wyobraźnię.

Problem ram czasowych

Już próba
ustalenia, w którym momencie miało się zacząć i do kiedy trwać domniemane
antykomunistyczne powstanie, rodzi poważne wątpliwości. Dolną cezurę
najczęściej stanowi rok 1944, niekiedy 1943. Płynna pozostaje górna, wytyczana
na ogół gdzieś w latach 1953–1956. Czasem jednak – zupełnie poważnie – podciąga
się ją aż do roku 1963, kiedy zginął ostatni ukrywający się jeszcze członek
zbrojnego podziemia. W rzeczywistości – inaczej niż w wypadku kolejnych
wielkich polskich zrywów – w odniesieniu do „ostatniego powstania” nie sposób
wskazać ani konkretnego punktu jego otwarcia, ani uzasadnionego faktograficznie
momentu zakończenia.

Armia
Czerwona przekroczyła przedwojenną granicę RP z początkiem stycznia 1944 r. Stosunki
dyplomatyczne między Polską a ZSRR od wyjścia na jaw zbrodni katyńskiej
pozostawały wprawdzie nieuregulowane, niemniej w kolejnych miesiącach oddziały
AK znacznie częściej współdziałały z jednostkami sowieckimi w ramach akcji
„Burza” – wielokrotnie płacąc za to później wysoką cenę – niż z nimi walczyły.
Nic dziwnego, były częścią Polskich Sił Zbrojnych, stanowiących element
wielkiej koalicji antyniemieckiej. Jakiekolwiek zorganizowane wystąpienie
przeciw Sowietom, abstrahując od tego, że skazane na błyskawiczną klęskę,
przekreślałoby wieloletni wkład Polski w wysiłek wojenny aliantów i utrudniało
międzynarodowe położenie władz RP na uchodźstwie.

Dlatego też,
choć dowództwo AK rozumiało wagę nowego zagrożenia – na Kresach
Północno-Wschodnich II RP partyzantka sowiecka występowała przeciw oddziałom
polskim od połowy 1943 r. – wyraźnie zabiegało, aby nie dopuszczać do
konfrontacji z Sowietami. W rozkazie do wykonania akcji „Burza”, zastrzegając:
„w żadnym wypadku nie może dojść do działań zbrojnych przeciwko Rosjanom”, jako
wyjątek wskazywano wprawdzie „konieczne akty samoobrony” (Ney-Krwawicz 2008, s.
136), ale nawet jeśli na
Wileńszczyźnie i Nowogródczyźnie podziemie odpowiadało na sowiecki terror, nie
przybierały one charakteru zorganizowanych wystąpień zbliżonych skalą do
prowadzonej w ramach „Burzy” akcji antyniemieckiej. Stoczony 21 sierpnia pod
Surkontami bój pomiędzy zgrupowaniem AK a batalionem NKWD stanowił wymowny
symbol, lecz nie pociągnął za sobą kolejnych dużych starć. Wkrótce do Wilna
nadeszła depesza komendanta głównego AK, nadana z walczącej Warszawy:
„Kategorycznie jeszcze raz zabraniam prowadzenia walki z Sowietami. Oddziały
partyzanckie rozwiązać. Najbardziej zagrożonych ludzi wycofać do Centrum Kraju.
Wy pozostajecie na miejscu w konspiracji” (Motyka 2014, s. 147).

Ogrom
prześladowań NKWD – do lata 1945 r. na Wileńszczyźnie i Nowogródczyźnie zginęło
około tysiąca akowców – sprawił, że w kolejnych miesiącach spontaniczna polska
samoobrona bynajmniej nie zanikła. Co do zasady jednak, z wyjątkiem zaplanowanej
z rozmachem dywersyjnej akcji w rocznicę sowieckiej agresji z 1939 r., polskie
oddziały unikały działań zaczepnych, broniąc się i licząc na dotrwanie do
spodziewanego wyklarowania sytuacji politycznej (Krajewski, Łabuszewski 2009,
s. 96; Niwiński 2001, s. 60). Podobne względy wykluczały podjęcie szerszej
akcji antykomunistycznej jesienią 1944 r. na terenach uwolnionej od Niemców
tzw. Polski lubelskiej. Abstrahując od kontekstu politycznego, nasycenie terenu
jednostkami sowieckimi i współdziałającego z nimi ludowego Wojska Polskiego
było zbyt duże, aby myśleć o jakichkolwiek – choćby sprzecznych z linią władz w
Londynie – poważniejszych wystąpieniach.

Sytuacja zmieniła
się w pierwszych miesiącach roku 1945, wraz z początkiem ofensywy. Nieokrzepłe
jeszcze struktury promoskiewskiej administracji zostały w dużej mierze
pozbawione dotychczasowej osłony sowieckiej, wyraźnie za to wzrosła – mimo
styczniowego rozwiązania AK przyczyniły się do tego liczne prześladowania –
liczba oddziałów leśnych. Zwłaszcza we wschodnich województwach pojałtańskiej
Polski, poza większymi miastami, skala wystąpień wykazała, że komuniści nie
panują nad terenem. „Powszechna wola oporu przeciw sowiecko-lubelskiej
rzeczywistości przeradza się wśród byłej AK i związanych z nią kół w opór
przeciw rozwiązaniu szeregów. Ma to charakter żywiołowo-społeczny, zwłaszcza na
wsi lubelskiej i białostockiej i przeradza się w szeroką samoobronę, którą
bierzemy pod wpływy i kierunek” – informowali legalne władze w Londynie dowódcy
konspiracji poakowskiej (WiN w
dokumentach
1997, s. 96).

W warunkach
chaosu, jaki zapanował po rozwiązaniu podziemnej armii, kontrola oraz
koordynacja antykomunistycznych działań okazały się jednak iluzoryczne. Lokalne
sukcesy nie były dyskontowane, gdyż najpoważniejsze ośrodki usiłujące opanować
sytuację – Delegatura Rządu na Kraj oraz powołana w miejsce AK Delegatura Sił
Zbrojnych – orientując się w sytuacji międzynarodowej, zgodnie z zaleceniami
legalnych władz dążyły do wygaszenia akcji zbrojnej. Oceniały ją jako
pogłębiającą straty i bezcelową, za wskazane uznając „przenikanie na posterunki
cywilne” i szukanie rozwiązania politycznego. „Powstają różne organizacje –
relacjonował po latach współtwórca podziemia poakowskiego, a w czasie wojny
dowódca warszawskiego Kierownictwa Dywersji AK, Józef Rybicki – powołują się na
nasze rozkazy. […] Część ludzi przeszła na bandytyzm. Nie ma na to rady. […]
Jak się jeździło po oddziałach leśnych, żeby je rozwiązywać i mówić, że trzeba
skończyć rozwiązanie AK, to oczywiście nie raz spotkałem się z zarzutem, że
jestem zdrajcą itd. Dopiero po wyjaśnieniach, kim jestem, to się zmieniało;
były takie chwile, że ludzie byli po prostu nie przybici, ale zdecydowani na
wszystko” (Rybicki 1987, s. 24).

Niewątpliwie
to właśnie wiosną ostatniego roku wojny antykomunistyczna akcja zbrojna osiągnęła
apogeum. Z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że w oddziałach leśnych
znalazło się wtedy jednocześnie ponad 10 tys. ludzi. Mimo głośnych lokalnie
sukcesów, będących demonstracją siły podziemia – ataku na obóz NKWD w
Rembertowie, wkroczenia do Grajewa czy Puław, gdzie rozbito więzienia UB;
zwycięskich starć z oddziałami sowieckimi w Lesie Stockim i pod Kuryłówką –
także wówczas trudno doszukiwać się momentu rozpoczęcia antykomunistycznego
powstania. Uderzano punktowo, bez choćby taktycznych założeń, doraźnie
odpowiadając na represje ze strony aparatu bezpieczeństwa. Momentem takim
mogłoby być powołanie 7 maja 1945 r., rozkazem p.o. naczelnego wodza gen. Władysława
Andersa, wspomnianej Delegatury Sił Zbrojnych. Mogło, gdyby nie to, że jej
celem miało być okiełznanie spontanicznej akcji zbrojnej (Chmielarz 1994, s. 15–16).
Tym trudniej początku wystąpienia szukać w miesiącach późniejszych. Latem,
wobec zmiany sytuacji politycznej – międzynarodowego uznania Tymczasowego Rządu
Jedności Narodowej w Warszawie; wyłonienia się działającej jawnie
antykomunistycznej opozycji, na której czele stanął przybyły do kraju Stanisław
Mikołajczyk; wreszcie zapoczątkowania akcji ujawnieniowych – natężenie
zbrojnego oporu zaczęło wyraźnie maleć.

Jeszcze
więcej problemów stwarza próba wskazania momentu zakończenia domniemanych
działań powstańczych. Umiejscawianie go w połowie lat pięćdziesiątych, nie
mówiąc już o roku 1963, trudno bowiem traktować inaczej niż w kategoriach
życzeniowo-symbolicznych. Ostatnia udana akcja na więzienie UB – w sytuacji
unikania otwartych starć z liczniejszymi i lepiej uzbrojonymi siłami aparatu
komunistycznego były one kluczowym przejawem zbrojnego oporu – została zorganizowana
w listopadzie 1946 r. (Krajewski 2010, s. 21). Wyraźne załamanie się podziemia
jako zjawiska o charakterze masowym nastąpiło z kolei wiosną roku 1947, kiedy
przeprowadzono tzw. drugą amnestię. Po jawnym sfałszowaniu wyborów
parlamentarnych i aresztowaniach, które rozbiły ośrodki kierownicze podziemia w
Polsce centralnej i wschodniej, ujawnienie wybrało ponad 50 tys. osób pozostających
jeszcze na stopie nielegalnej. Szacuje się, że w liczbie tej – obejmującej
zarówno leśnych, członków cywilnych siatek konspiracyjnych, a także
pozostających poza „robotą” antykomunistyczną ludzi podziemia z okresu wojny –
znalazło się ponad 90 proc. nierozbitych dotąd struktur głównej organizacji
poakowskiej i ponad połowa stanów słabszej konspiracji narodowej (Poleszak,
Wnuk2007, s. XXXII).

W efekcie
wiosną roku 1947 stałe struktury zbrojne podziemia stopniały do poziomu poniżej
2 tys. członków w skali całego kraju. Wobec zaniku ośrodków usiłujących
wcześniej koordynować akcję antykomunistyczną, poszczególne oddziały
funkcjonowały na ogół samodzielnie lub najwyżej w porozumieniu z lokalnymi
siatkami. Wskutek kolejnych obław także ich liczba malała. Te, które uniknęły
rozbicia lub rozpadu, stopniowo przeradzały się w grupy o charakterze
przetrwaniowym, niejednokrotnie tworzone przez ludzi ujawnionych, w poczuciu
zagrożenia ze strony UB decydujących się na powrót do lasu. Ich celem było już
nie sabotowanie posunięć narzuconej władzy, ale dotrwanie do wyczekiwanej „trzeciej
światowej”. „Czerpiąc wiadomości z różnych źródeł, radzilibyśmy się
przyszykować jak w trzydziestym dziewiątym. Kto wie, co może być jutro lub
pojutrze?” – usiłowało podtrzymywać na duchu jedno z nielicznych ukazujących
się lokalnie jeszcze w 1948 r. podziemnych pisemek („Głos o Wolność” 1948, brak
nr.). Docierające szerzej centralne tytuły niepodległościowej konspiracji, na
łamach których usiłowano analizować sytuację polityczną, wyciągać z niej
wnioski i publicystycznie – na wzór analogicznych działań podczas okupacji
niemieckiej – oddziaływać na społeczeństwo, nie ukazywały się już od wielu
miesięcy. Zostały rozbite lub zawieszone na przełomie 1946/1947 r.

Wprawdzie
jeszcze trzy lata później resort bezpieczeństwa odnotowywał rocznie ponad 800
przejawów aktywności zbrojnego podziemia (Makus 2017), jednak nie było już mowy
o akcjach choćby zbliżonych do tych z pierwszych miesięcy nowej rzeczywistości.
Dawne oddziały coraz rzadziej liczyły więcej niż kilku członków, a ich
działania ograniczały się do zabijania lub karania ludzi uznanych za
szkodliwych dla podziemia bądź lokalnej społeczności, wymykania się kolejnym
obławom, wreszcie – do niezbędnych dla przetrwania, ale często
niejednoznacznych i ułatwiających propagandowe dezawuowanie podziemia akcji
zaopatrzeniowych. „Polska tonie w czerwonej powodzi… Istnieje przysłowie, że
»tonący brzytwy się chwyta«, jakże ono obecnie pasuje do wielu Polaków! Toniemy
– a nadzieja, której się chwytamy – pozostaje niestety tylko przysłowiową
brzytwą” – notował w maju 1949 r., krótko przed śmiercią, Zdzisław Broński
„Uskok” (Broński 2015, s. 314). Dysproporcja sił była już ogromna, a osaczane,
topniejące grupki działały w poczuciu głębokiego osamotnienia. Zapewne wzrosło
ono jeszcze wiosną 1950 r. Aby ratować niezależność coraz wyraźniej atakowanego
Kościoła, episkopat podpisał wówczas porozumienie z rządem, na mocy którego
m.in. publicznie odciął się od „zbrodniczej działalności band podziemia”
(Noszczak 2020; Lubecka 2008, s. 495).

Ostatnie
kilkuosobowe patrole zostały rozbite lub rozproszone na przestrzeni lat 1952–53.
Szacuje się, że w schyłkowym okresie przewinęło się przez nie maksymalnie do
500 osób w skali całego kraju (Krajewski, Łabuszewski 2016, s. 11), liczącego
wówczas z górą 25 mln mieszkańców. Później w lesie pozostały już jedynie grupki
2, 3-osobowe lub pojedynczy ludzie zmuszeni ukrywać się przed aparatem
bezpieczeństwa. Nieliczni dotrwali do politycznego przełomu roku 1956 i
skorzystali z ogłoszonej wtedy amnestii, pojedynczy nie zaufali jej – zginęli
lub zostali schwytani w kolejnych latach. Tragedia „ostatnich leśnych” wzbudza
oczywiste emocje. Trudno jednak uznać za zasadne utożsamianie z nią schyłku
domniemanego antykomunistycznego powstania. Zakładając nawet, że doszłoby do
niego w pierwszym okresie nowej, znaczonej sowieckimi prześladowaniami
rzeczywistości, mówilibyśmy bowiem o zjawisku bez precedensu – powstaniu
trwającym kilka do kilkunastu miesięcy i dogasającym przez kolejną dekadę.

Problem przywództwa i koordynacji
działań

Wielkie
polskie powstania dysponowały ośrodkami władzy polityczno-wojskowej,
odpowiedzialnymi za koordynowanie działań i nadanie im określonych celów. W
powstańczej Warszawie jednostki AK i podporządkowanych jej na czas walk
formacji podlegały Komendzie Sił Zbrojnych w Kraju, a ich działania koordynował
dowódca stołecznego okręgu AK. Decyzje kierownictwa wojskowego oddziaływały nie
tylko na sytuację w mieście, lecz także na posunięcia jednostek zmobilizowanych
w innych częściach Polski. Działał ponadto delegat rządu na kraj w randze
wicepremiera, istniała też namiastka polskiego parlamentu – grupująca
przedstawicieli głównych sił politycznych Rada Jedności Narodowej. Wszystkie
wspomniane ośrodki podlegały uznawanym międzynarodowo władzom RP na uchodźstwie
i pozostawały z nimi w kontakcie. Rzeczywistość, w jakiej funkcjonowało
powojenne podziemie niepodległościowe, od początku rysowała się zgoła
odmiennie.

W przełomowy
rok 1945, o czym była już mowa, podziemie wkroczyło w stanie daleko posuniętej
erozji. Przetoczenie się przez ziemie polskie frontu, za którym szły jednostki
NKWD, porwało konspiracyjną łączność. Powstające spontanicznie oddziały leśne były
niekiedy podporządkowane lokalnym ośrodkom dowódczym, niekiedy – wobec zaniku
tychże lub samowolnych decyzji – podejmowały działalność na własną rękę.
Powołana do walki z Niemcami masowa AK znajdowała się w likwidacji, a
przygotowywana na ewentualność wkroczenia Sowietów kadrowa organizacja NIE
okazała się strukturą niezdolną do podjęcia szerszych działań. Również
posunięcia ośrodków politycznych sprawnego do niedawna podziemnego organizmu
cechowała wyraźna chwiejność. Potęgował ją brak jasnych wskazówek od
uchodźczych władz, skoncentrowanych w tym czasie na akcji protestu wobec
jałtańskich decyzji mocarstw. „Na
co Rząd liczy, odrzucając postanowienia? Jaki ma dalszy plan? […] Milczenie
Wasze jest zgubne” – alarmowała Londyn Delegatura Rządu na Kraj (Wójcik 2017). Niebawem
szesnastu przywódców podziemia, szukając wyjścia z powojennego impasu na drodze
negocjacji z Sowietami, zostało aresztowanych i uprowadzonych do Moskwy.

W takich
okolicznościach próbę przejęcia inicjatywy podjęli narodowcy. Już jesienią 1944
r. wycofali oni swoje siły z AK, powołując własną, podporządkowaną Stronnictwu
Narodowemu (SN) formację zbrojną – Narodowe Zjednoczenie Wojskowe (NZW). Teraz,
krytykując dotychczasowe władze podziemia, zwłaszcza zaś uznawane za
lewicowo-sanacyjne i odpowiedzialne za klęskę powstania w Warszawie
kierownictwo AK, usiłowali de facto
zająć ich miejsce. Wzywając do zjednoczenia antykomunistycznego wysiłku pod
własnymi sztandarami, przekonywali, że tylko przywództwo zdecydowanie
antymarksistowskiego, katolickiego ruchu narodowego zagwarantuje
bezkompromisowość w walce z narzucanym systemem. Wykorzystując niezrozumienie
części terenowych struktur AK dla prowadzonej przez jej dowódców akcji „rozładowywania lasów”, sięgali przy tym – choć
przeciwna była im część polityków podziemnego SN (Kersten 1993, s. 54) – po atrakcyjne zwłaszcza wśród
ludzi młodych hasła kontynuowania walki zbrojnej.

„Niechaj nikt nie śmie stawać w poprzek żołnierzowi
podziemnemu w jego historycznym pochodzie do unarodowienia życia Polski i
Europy. Niechaj nikt nie śmie podtrzymywać spróchniałej zapory dawnych
uprzedzeń. Dzieląca dotąd zapora to polityka rozbijania wewnętrznych sił Narodu
uprawiana przez koła sanacyjne i reakcyjno-komunistyczne [sic!] gwoli własnym interesom. Gdy razem tę zaporę kopniemy nogą,
rozleci się w strzępy, a społeczeństwo w zjednoczonym wysiłku odnajdzie swą
Wielkość i Radość. Być może, że znajdą się głupi i ślepi, bezwiedni najmici nie
mogący otrząsnąć się z brudów i letargu… Być może, że nie zrozumią nas, ale na
tych znajdzie się rada! Do nich przemówi Polska Podziemna innym głosem. Nikt
nie może bowiem przekładać interesów własnych nad narodowe! Nie może nikt i nic
hamować pochodu żołnierza podziemnego do Wielkości, bo kto przeciw Niemu, ten
przeciw Polsce, a kto przeciw Polsce, ten przeciw Europie!” – wzywał wiosną 1945 r. jeden z
lokalnych tytułów proweniencji narodowej („Walka: od Odry po Dniepr” 1945, nr 3).

Zarówno centralne, jak i terenowe struktury głównego
nurtu podziemia poakowskiego – początkowo zorganizowane w ramach
Delegatury Sił Zbrojnych, a od września 1945 r. w ramach Zrzeszenia „Wolność i
Niezawisłość” (WiN) –
nie zamierzały jednak oddawać pola narodowcom. Rywalizacji między
kierownictwami obu ośrodków sprzyjały różnice ideowe i odmienne koncepcje
polityczne. Prodemokratyczne podziemie poakowskie opowiadało się bowiem za
antykomunistyczną opozycją w postaci mikołajczykowskiego Polskiego Stronnictwa
Ludowego i, odchodząc od akcji zbrojnej – postulat ten udało się
zrealizować na południu i częściowo w centrum kraju; w mniejszym stopniu w
województwach wschodnich –
zamierzało wspierać je w walce o zagwarantowane w Jałcie wolne wybory. Liczący
na przejęcie samodzielnej władzy narodowcy trwali z kolei na stanowisku
bezkompromisowym. Potępiając działania Mikołajczyka i deklarując wierność
legalnym władzom RP w Londynie – po latach izolacji u schyłku wojny zaczęli odgrywać w
nich istotną rolę (Wnuk 2002, s. 84) – zapowiadali rychły wybuch konfliktu między ZSRR a
mocarstwami zachodnimi.

W tzw. dołach „wielka polityka” nie miała takiego
znaczenia. Tam górę brały względy prozaiczne, związane ze sporami o prymat
danej organizacji w terenie czy konsekwencje podejmowanych działań. Istotną
wagę miewały animozje i konflikty osobiste, niekiedy sięgające jeszcze okupacji
niemieckiej. Co charakterystyczne, rywalizacja między główną organizacją
poakowską i podziemiem narodowym największą temperaturę osiągała tam, gdzie oba
nurty wciąż dysponowały silnymi strukturami zbrojnymi. W sprawozdaniu II
Zarządu Głównego WiN z kwietnia 1946 r. stwierdzano: „Stosunek [podziemia
narodowego] do b[yłej] AK i WiN-u ogólnie jest nieprzychylny, a w niektórych
regionach wręcz wrogi. Szczególnie w województwach wschodnich, np. w
Rzeszowskiem, propaguje się, że AK jest po wpływami masonerii. Bardzo zaognione
stosunki występują na terenie Białegostoku i Wschodnio-Warszawskiego, gdzie na
działaczy AK wydano szereg wyroków śmierci. […] W wielu wypadkach propaganda
narodowa podszywa się w ulotkach pod szyld b[yłej] AK. To samo dotyczy
niektórych akcji zbrojnych, co powoduje represje ze strony władz
Bezp[ieczeństwa] w stosunku do członków b[yłej] AK. NSZ[-NZW; nazw tych używano
zamiennie – B.W.] uzurpuje sobie wyłączne prawo do
kierowania i prowadzenia pracy konspiracyjnej oraz akcji zbrojnej, rzekomo z
polecenia Rządu w Londynie” (WiN w dokumentach
1997, s. 416). Szczególnie gorąca atmosfera panowała na Białostocczyźnie i
północno-wschodnim Mazowszu, gdzie spór pomiędzy organizacjami pociągnął za sobą
co najmniej kilkanaście ofiar śmiertelnych tylko po stronie poakowskiej
(Łapiński 2018, s. 250). W żadnej innej części kraju nie zaszedł tak daleko, z
reguły koncentrując się na rywalizacji propagandowej.

Lepiej układały się stosunki między Zrzeszeniem WiN
a politycznymi strukturami podziemia narodowego spod znaku SN, raczej formalnie
niż faktycznie kontrolującymi własną organizację zbrojną. I tam jednak
dominowała wyraźna nieufność, a ważnym jej czynnikiem była rywalizacja o
wsparcie materialne ze strony uchodźczych władz. Próbą stworzenia platformy współpracy obu nurtów było
powołanie w styczniu 1946 r. Komitetu Porozumiewawczego Organizacji Polski
Podziemnej. Inicjatywa znanego piłsudczyka, płk. Wacława Lipińskiego, miała stanowić
odpowiednik działającej podczas okupacji niemieckiej Rady Jedności Narodowej.
Do komitetu weszli wprawdzie przedstawiciele WiN i SN, ale podjęta na jego
forum ograniczona współpraca nie zażegnała zasadniczych podziałów. Choć z czasem, wobec kolejnych
uderzeń komunistów, temperatura sporu słabła, aż do zasadniczego kryzysu
podziemia, jaki nastał z początkiem roku 1947, żadna ze stron nie zdecydowała
się ustąpić. W jednej z nadanych wówczas do Delegatury Zagranicznej WiN
korespondencji ostatni prezes poakowskiej organizacji, ppłk Łukasz Ciepliński
„Pług”, jednym tchem ostrzegał przed ewentualnymi machinacjami „agentów NKWD
lub SN” (sic!) (Kurtyka 2011, s.
267).

Podziemna mozaika nie ograniczała się bynajmniej do
dwóch głównych sił. Początkowo do przewodzenia antykomunistycznej konspiracji
aspirował także ośrodek oenerowski, dysponujący własną wojskówką – Narodowymi Siłami Zbrojnymi. Dość szybko jednak, jeszcze w
1945 r., został rozbity przez komunistyczne służby, a część jego sił wchłonęło silniejsze
i bliskie ideologicznie NZW (Bechta, Muszyński 2017, s. 136). Ponadto w
warunkach powojennego zamieszania wyłoniły się różne struktury lokalne,
działające samodzielnie. Największą z nich było operujące w Łódzkiem, a
częściowo także na Śląsku Konspiracyjne Wojsko Polskie, powołane przez kpt. Stanisława
Sojczyńskiego „Warszyca”. Ten przedwojenny lewicujący nauczyciel, a w czasie
okupacji niemieckiej zasłużony oficer AK, podważał winowską koncepcję
wygaszania walki zbrojnej, kierownictwo Zrzeszenia oskarżając o rodowód
sanacyjny i tendencje do politykowania. Współpracę z narodowcami wykluczał
natomiast ze względu na ich „duży stopień sfaszyzowania”, szkodliwy dla sprawy
polskiej antysemityzm i dążenia antydemokratyczne (Dziuba 2005, s. 449).
Niezależne struktury, głównie na Mazowszu, wytworzył ponadto eklektyczny Ruch
Oporu Armii Krajowej, a w Poznańskiem do końca roku 1945 pozostawała aktywna
Wielkopolska Samodzielna Grupa Ochotnicza „Warta”. Dla dopełnienia złożoności
obrazu – nie uwzględnia on oczywiście mniejszych oddziałów i grupek
działających na własną rękę – warto
dodać, że na Podhalu działało utworzone przez por. Józefa Kurasia „Ognia” i
postulujące dalszą akcję zbrojną samodzielne Zgrupowanie „Błyskawica”, a na
Pomorzu i Podlasiu operowały poakowskie, lecz nieuznające zwierzchnictwa WiN, 5 i 6 Brygada Wileńska.

Wysoki stopień rozdrobnienia pogłębiał chaos. W
warunkach daleko posuniętej decentralizacji nawet główne ośrodki
antykomunistycznego podziemia, WiN i SN/NZW, w ograniczonym stopniu kontrolowały
własne struktury. Problem dotykał zwłaszcza skuteczniej rozpracowywanej przez
bezpiekę konspiracji narodowej. Już w grudniu 1945 r., a więc w stosunkowo
wczesnym stadium rzekomego antykomunistycznego powstania, nieformalny przywódca
SN Tadeusz Maciński „Prus” składał sprawozdanie: „Niestety – działalności w
takim znaczeniu, jak to miało miejsce pod okupacją niemiecką – Stronnictwo nie
prowadzi. Działają pojedyncze komórki lub nawet pojedyncze osoby, przy czym
działalność ich jest przerywana, a poza tym – zupełnie nieskoordynowana. […]
Już okręgi nie mają systematycznego kontaktu z Zarządem Głównym, to znaczy nie
otrzymują rozkazów i poleceń, zadań do wypełnienia, ocen sytuacji ani
ostrzeżeń, nie mogą przesyłać swych meldunków, spostrzeżeń, zgłaszać swych
potrzeb. To samo ma miejsce z kontaktami między szczeblem okręgów a szczeblem
powiatów – i tak dalej” (Sprawozdanie
informacyjne Prezydium SN
…, 2010, s. 241). W podziemiu poakowskim sytuacja
wyglądała lepiej, ale i tam problem miał duże znaczenie. Gdy pod koniec 1945 r.
doszło do wsypy I Zarządu Głównego WiN, informacja o niej przez miesiąc nie
dotarła do lubelskich struktur organizacji. Skutkowało to rozszerzeniem
aresztowań i poważnym osłabieniem jednego z
najsilniejszych ośrodków podziemia (Poleszak 2018, s. 330–331).

W warunkach wojennych istotną rolę konsolidacyjną
odgrywał autorytet władz na uchodźstwie, których mandatem, a także – co nie bez znaczenia – istotnym wsparciem materialnym
dysponowały AK i Delegatura Rządu. Dla ludzi pozostających w podziemiu po
zakończeniu wojny legalne władze nadal stanowiły ważny punkt odniesienia. Był
to już jednak punkt czysto symboliczny – klarowna przeciwwaga dla narzuconego
reżimu komunistycznego. Wielu leśnych zapewne nawet nie wiedziało, że
zarówno polityczne, jak i wojskowe czynniki emigracyjne konsekwentnie
nawoływały do zakończenia walki zbrojnej i przystąpienia do pracy nad odbudową.
W kolportowanej w kraju rządowej odezwie z czerwca 1946 r., odwołując się do
rozporządzenia Prezydenta RP o rozwiązaniu krajowych organizacji wojskowych,
wzywano: „Należy
odrzucać zachęty do akcji bojowej, sabotażu i wszelkich innych działań
wojskowych, bez względu na to, od kogo pochodzą i z jakich pobudek płyną. Walka
o zachowanie samodzielnego bytu Narodu, jego oblicza kulturalnego, zdrowia
moralnego i sił gospodarczych toczyć się dziś musi w Kraju w innych, nie
wojskowych formach. […] Zadaniem Kraju jest przetrwanie i nieugięta obrona
podstaw bytu narodowego” (Do narodu
polskiego!
, 1946). W podobnym duchu utrzymany był majowy rozkaz szefa
Sztabu Naczelnego Wodza w Londynie gen. Stanisława Kopańskiego, który wskazując
na negatywne konsekwencje i bezcelowość prowadzenia działań zbrojnych w nowych
warunkach, wzywał wręcz do „zdecydowanego
odgrodzenia się ludności od środowisk celowo czy bezwiednie ściągających na
Kraj katastrofę” (Mazur 2019, s. 384). Optyka ludzi podziemia, zagrożonych, a
często doświadczonych terrorem wszechwładnego w polskich realiach resortu
bezpieczeństwa, była jednak odmienna. Wielu z nich próby „wyjścia z lasu” czy
szerzej rozumianej konspiracji miało już zresztą za sobą. Był to jeszcze jeden
element ich dramatu.

Na poziomie ogólnym konglomerat struktur składających
się na podziemny ruch antykomunistyczny łączyło niewątpliwie przywiązanie do
idei niepodległości oraz niezgoda na narzucony Polsce obcy system. Jednak
rozbieżności co do celów i metod walki, różnice polityczne i kryzys zaufania do
przywódców, obawy przed infiltracją, a niekiedy po prostu kwestie ambicjonalne
podtrzymywały stan rozproszenia. W efekcie powojenne podziemie nie zdołało
wyłonić realnej struktury przywódczej, a jedynymi – poza akcją „rozładowywania
lasów” – nieoddolnymi inicjatywami o zasięgu ponadregionalnym były
polityczno-propagandowe działania Zrzeszenia WiN, takie jak akcja „R” (agitacja
przed referendum ludowym z czerwca 1946 r.) czy akcja „O” (zastraszanie
komunistów odpowiadających za eskalację terroru). Poszczególne organizacje
funkcjonowały względem siebie równolegle, a przypadki współpracy, choć zdarzały
się, miały charakter doraźny. Kierownictwa głównych nurtów, z czasem nie tylko
poakowskiego, ale i narodowego, usiłowały „zwijać robotę wojskową”, co rodziło
sprzeciw niektórych struktur terenowych. Znamienne dla złożoności powojennej
sytuacji, że w wystosowanym przez wspomniany już Komitet Porozumiewawczy
Organizacji Polski Podziemnej Memoriale
do Rady Bezpieczeństwa ONZ
z 1946 r. nie tylko nie wspominano o mającym
trwać w Polsce powstaniu, lecz nawet – odwołując się do porozumienia polskich
organizacji niepodległościowych – odżegnywano się od działalności dywersyjnej.
Wskazywano, że poza nielicznymi wyjątkami ludzi zmuszonych trwać w lesie ze
względu na represje UB i NKWD jest to zjawisko w dużej mierze prowokowane, a
niekiedy wręcz kreowane przez komunistów w celu uwiarygodnienia reżimowej
narracji o panującej w Polsce anarchii i dyskredytowania swych przeciwników –
jawnej opozycji oraz podziemnego ruchu niepodległościowego (Memoriał…, 2015, s. 44).

Problem skali i dynamiki rozwoju

Ze względu na wysoki stopień rozproszenia i
decentralizacji struktur powojennego podziemia także oszacowanie jego skali
pozostaje problematyczne. Twórcy Atlasu polskiego
podziemia niepodległościowego 1944
1956 łączną liczbę osób, które
przewinęły się przez struktury antykomunistycznego podziemia, obliczali
na 120–180 tys. Obecnie coraz częściej padają w tym kontekście liczby większe –
mówi się już o 200 tys. (Łabuszewski 2017, s. 122; Makus 2017), a nawet 300 tys.
jego uczestników (Łabuszewski 2019). Choć płynność zjawiska skazuje na wysoki
stopień umowności przyjmowanych w tym kontekście liczb, tak duże, sięgające
podwojenia wartości minimalnej, rozbieżności muszą zastanawiać. Nawet jednak
przyjmując, że przez powojenne struktury konspiracji antykomunistycznej
rzeczywiście przewinęło się łącznie około 200 tys. osób, skala zjawiska wciąż
dalece będzie odbiegać od ruchu podziemnego zorganizowanego pod okupacją
niemiecką. W kontekście podjętych rozważań to istotne – historiografia polska nie zna przecież
powstania antyniemieckiego trwającego w latach 1939–1945, czy choćby, zawężając
ramy do okresu intensyfikacji walki zbrojnej, w latach 1942–1944.

Specyfiką polskiego podziemia podczas wojny była
wyraźna dominacja liczebna struktur konspiracyjnych, zarówno wojskowych, jak i
politycznych, nad oddziałami czy komórkami prowadzącymi otwartą walkę. O ile
siły zbrojne Polskiego Państwa Podziemnego w szczytowym momencie sięgnęły około
350 tys. zaprzysiężonych członków, przeciw Niemcom, uwzględniając warszawski
korpus AK, na przestrzeni całego roku 1944 czynnie wystąpiło łącznie około 100
tys. żołnierzy (Mazur 1999, s. 495). Po wojnie tendencja ta nie uległa zmianie,
ale uwidoczniła się jeszcze wyraźniej. „Na terenie Polski w lasach przebywa ponad 300 000 ludzi,
niewątpliwie przynależnych do elity narodowej” – donosił wprawdzie w 1945 r. jeden z dokumentów
poakowskiej Delegatury Sił Zbrojnych (Także myśl była bronią…,
2019, s. 6). Jednak, choć dynamika antykomunistycznego oporu była w tym
okresie rzeczywiście duża i poważnie niepokoiła narzucone władze, więcej mówił
on o nastrojach i dezorientacji panującej w podziemiu niż o prawdziwych rozmiarach
akcji leśnej. W tę bowiem w rzeczywistości przez cały rok 1945 angażowało się
od 13 do 17 tys. osób na terenie Polski i około 2 tys. akowców pozostałych na
ziemiach włączonych do ZSRR. Rok później w oddziałach zbrojnych pozostawało już
od 6 do 9 tys. – niewiele
więcej niż w 1944 r. liczyła sama 27 Wołyńska Dywizja Piechoty AK, wprawdzie
największa, niemniej stanowiąca jedną z wielu tego typu jednostek
zmobilizowanych do realizacji akcji „Burza”. W połowie 1947 r., o czym była już
mowa, walkę zbrojną kontynuowało poniżej 2 tys. osób (Poleszak, Wnuk 2007, s.
33).

Proces słabnięcia powojennego podziemia przebiegał
etapami, a determinowały go – oprócz prozaicznego zmęczenia przedłużającą się
konspiracją i chęcią powrotu do normalnego życia – zmieniające się okoliczności
polityczne. O ile wiosną 1945 r. znacznej części Polaków sytuacja wydawała się
płynna, a pozbawiona społecznego zaplecza władza komunistów tymczasowa, o tyle po
kilku miesiącach postrzeganie rzeczywistości zaczęło się zmieniać. Wyraźnym
sygnałem, że dotychczasowe nadzieje –
budowane na poczuciu ofiary, jaką Polska poniosła w wojnie z Niemcami, i pokładane
we wstawiennictwie Anglii i Stanów Zjednoczonych – mogą się okazać złudne, było
wspominane już międzynarodowe uznanie warszawskiego rządu w lipcu 1945 r. Zarazem
jednak powrót do kraju i wejście do tegoż gabinetu Mikołajczyka, który z
miejsca stanął na czele akcji odbijania spod wpływu komunistycznych wtyczek
Stronnictwa Ludowego, zostały przyjęte z wielkim entuzjazmem i odebrane w
kategoriach „nowego otwarcia”.

„Kto chce zrozumieć ten stan rzeczy, jaki wytworzył
się po przybyciu Mikołajczyka do Polski i stworzeniu tzw. rządu jedności
narodowej –
stwierdzano w podziemnym sprawozdaniu analizującym kolejne miesiące „dziwnego roku 1945” – musi zdać sobie sprawę z ogromnego
wstrząsu, jakim […] był fakt uznania rządu jedności narodowej przez państwa
anglosaskie i cofnięcie tego uznania rządowi londyńskiemu. Mimo tego bowiem, że
teoretycznie z tym się liczono, to jednak zawsze na dnie każdej myśli czy
posunięcia tkwiła iskra nadziei, że przecież do tego nie dojdzie”. Zwracając
uwagę na brak wiary w wybuch nowego konfliktu i przestawienie się społeczeństwa
na koncepcję walki wyborczej z komunistami, nie bez pewnego sceptycyzmu
dodawano: „Podobnie jak podczas okupacji niemieckiej społeczeństwo żyło
»Londynem«, tak teraz zaczyna żyć legendą PSL. […] Mikołajczyk i PSL dyskontują
zaufanie, jakie miał naród polski przez pięć lat do rządu londyńskiego.
Mikołajczyk w oczach przeciętnego człowieka w Polsce – to Anglia i
Ameryka, to dolar i UNRRA, to uwolnienie Polski od preponderancji moskiewskiej”
(Polska w końcu 1945 roku…, 1990).

Symbolicznym
elementem przemian zachodzących latem 1945 r. było rozwiązanie
podporządkowanych władzom w Londynie Rady Jedności Narodowej i Delegatury Sił
Zbrojnych. Przywódcy tej ostatniej zamierzali wprawdzie kontynuować
konspirację, ale już nie wojskową, lecz polityczno-informacyjną, obliczoną – co
było już sygnalizowane – na wsparcie legalnej opozycji. „Jeśli tylko pozwala na to Wasze osobiste położenie,
jeśli bezmyślne prześladowanie przez tzw. »bezpieczeństwo« nie zamyka Wam drogi
– przystępujcie do jawnej pracy na wszystkich polach nad odbudową
Polski, pozostając wiernymi drogim każdemu żołnierzowi byłej AK demokratycznym
hasłom Wolności obywatela – Niezawisłości narodu. Walka polityczna o ich
realizację jest Waszym obowiązkiem i Waszym prawem […]” – wzywał w jednej z ostatnich odezw przed
rozwiązaniem Delegatury płk Jan Rzepecki „Prezes” (WiN w
dokumentach
1997, s. 102). Wkrótce powołano Zrzeszenie WiN, mające
pełnić funkcję „Ruchu
Oporu bez Wojny i Dywersji”.
Ogłoszona w takiej atmosferze tzw. pierwsza amnestia, podobnie jak akcja
ujawnieniowa firmowana m.in. przez znanego z powstania akowskiego płk. Jana
Mazurkiewicza „Radosława”,
nie przyniosły oczekiwanych przez władze rezultatów. Niemniej „pęd do lasu”, a zarazem
aktywność zbrojnego podziemia latem i jesienią 1945 r. wyraźnie osłabły.
Obrazował to choćby spadek liczby akcji na ubeckie więzienia – jeśli w
pierwszej połowie roku przeprowadzono na nie około 20 skutecznych uderzeń, to od
sierpnia do końca roku, działając z zewnątrz, rozbito 4 tego typu obiekty
(Krajewski 2010, s. 19–20). Choć dwa z nich, co zadawało władzom prestiżowy
cios, przeprowadzono w dużych miastach – Kielcach i Radomiu – tendencja była
wyraźna.

W efekcie o
ile jeszcze wiosną antykomunistyczny ruch oporu skutecznie sabotował
instalowanie „aparatu
lubelskiego” na terenach wiejskich województw wschodnich, a częściowo także
centralnych, o tyle z końcem roku jego możliwości zmalały. Wyjątkiem była
Białostocczyzna, gdzie, nie licząc miast, podziemie utrzymało swoją pozycję,
uniemożliwiając strukturom nowej władzy okrzepnięcie. „W danej chwili teren
województwa białostockiego jest kompletnie zanarchizowany. Urzędy gminne
pracują tylko w dwóch gminach. Posterunki MO są systematycznie rozbrajane.
Poruszanie się po drogach jest połączone z poważnym niebezpieczeństwem.
Świadczenia rzeczowe są ściągnięte w wysokości 12 proc. i to wyłącznie przy
pomocy wojska. […] Tereny w okolicach Goniądza, Suchowoli, Szczuczyna, Białej,
Wysokiego Mazowieckiego są jak gdyby autonomicznymi republikami bandyckimi” –
raportował jeszcze w styczniu 1946 r. oficer Głównego Zarządu Politycznego
ludowego WP (Pałka 2013, s. 144–145). Miesiąc później i tam – akcja objęła
ponadto część Lubelszczyzny oraz Mazowsza – władze przystąpiły do szeroko
zakrojonej pacyfikacji, w którą poza siłami Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego
zaangażowano regularne wojsko. Wprawdzie operacje te nie złamały podziemia, ale
znacznie naruszyły jego potencjał.

Momentem
ostatniej ogólnopolskiej aktywizacji antykomunistycznego oporu była wiosna roku
1946. W działania poakowskiego WiN miało się wówczas zaangażować równocześnie
do 30 tys. osób (Musiał 2008, s. 8), w większości członków siatek
konspiracyjnych prowadzących działania informacyjno-wywiadowcze przed
zarządzonym na 30 czerwca 1946 r. referendum ludowym. Przeprowadzono także 4
udane ataki na więzienia UB (Krajewski 2010 s. 20–21). Pobudzenie to okazało
się jednak krótkotrwałe. Wobec jawnego sfałszowania wyników referendum i braku
stanowczej reakcji państw zachodnich wiara w odwrócenie sytuacji, a zarazem
morale konspiracji niepodległościowej zaczęły wyraźnie słabnąć. Major Jan
Tabortowski „Bruzda”,
nadzorujący silne struktury WiN w Łomżyńskiem, raportował: „na całym terenie
inspektoratu po głosowaniu panuje śpiączka i spokój” (Poleszak 2012 s. 196).
„Na ogół brak ludzi – informował z kolei kpt. Jan Małek „Zawada”, dowodzący poakowskim podziemiem w
Krasnymstawie – na stanowiska kierownicze. W wielu wypadkach sprawa rozbija się
o brak środków materialnych. […] W sytuacji, jaka istnieje, trudno utrzymać
spokój w pracy konspiracyjnej. Ludzie na ogół wyczerpani nerwowo nie znoszą
należycie ciągłych prowokacji” (AP Lublin, 35/1099/0/3.2/89).

W ostatnich
miesiącach 1946 r. i tak niekorzystną sytuację pogorszyły jeszcze celne
uderzenia UB – najpierw schwytany został prezes II Zarządu WiN płk Franciszek
Niepokólczycki „Halny”,
a krótko potem rozpoczęły się aresztowania w kierownictwie nowego, III Zarządu
Zrzeszenia i w Komitecie Porozumiewawczym Organizacji Polski Podziemnej.
Przywódcze struktury konspiracji narodowej zostały sparaliżowane już wcześniej,
wiosną 1946 r. Mimo że podziemie wciąż się utrzymywało, usiłując wspierać
opozycyjne PSL w nierównej walce przedwyborczej, coraz wyraźniej odczuwalny był
jego kryzys. Choć jeszcze jesienią we Włodawie i w Pułtusku udało się uwolnić
więzionych przez UB ludzi, kontakty coraz częściej się zrywały, a w teren
przestawała dochodzić prasa. W styczniu 1947 r. stało się jasne, że podjęta z
końcem wojny walka o realizację postanowień jałtańskich została przegrana. „Aresztowania przedwyborcze
przechodzą wszelkie oczekiwania. Więzienia pełne. […] Czekamy z
niecierpliwością, aby ta komedia się skończyła” – pisał do Delegatury
Zagranicznej WiN dzień przed wyborczą
farsą ostatni prezes Zrzeszenia, ppłk Łukasz Ciepliński „Pług” (Kurtyka 2011,
s. 263–264). Pół roku
później kierowanemu przez niego IV Zarządowi głównej organizacji poakowskiej podlegać
miało już jedynie około 200 osób (Wnuk 2002, s. 74). W województwach wschodnich
w lesie pozostały topniejące, działające na własną rękę oddziały powinowskie, a
w Białostockiem i na północnym Mazowszu utrzymały się pozostałości lokalnych
struktur podziemia narodowego. Zasadniczo jednak ogłoszona w lutym 1947 r.
amnestia położyła kres podziemiu jako zjawisku o zasięgu ogólnopolskim.

Zwolennicy tezy o powstańczym charakterze
powojennego podziemia często wskazują na podobieństwa antykomunistycznego oporu
do powstania styczniowego (Łabuszewski 2017; Makus 2017). Niewątpliwie dają się
one odnaleźć w odniesieniu do rozkładu geograficznego, partyzanckiego
charakteru czy antyrosyjskiego oblicza oporu. Poniekąd także w silnych
konfliktach wewnętrznych. Zasadnicza różnica dotyczy jednak skali zjawiska. O ile
w latach 1863–64 przez powstańcze oddziały przewinęło się maksymalnie 200 tys.
osób (Wandycz 1980, s. 63), o tyle w odniesieniu do drugiej połowy lat czterdziestych
XX w. szacunek ten –
jeśli brać go za dobrą monetę – dotyczy ogółu podziemia, którego struktury zbrojne stanowiły około
dziesiątej części. Łącznie –
przy blisko dwukrotnie większej populacji i wielokrotnie wyższym niż w latach sześćdziesiątych
XIX w. stopniu uświadomienia narodowego – przewinęło się przez nie bowiem ponad 20 tys. leśnych
(Poleszak, Wnuk 2007, s. 34). Biorąc pod uwagę złożoność sytuacji politycznej i
poziom wyczerpania wieloletnią okupacją niemiecką, nie była to liczba mała. O
determinacji zbrojnego ruchu samoobrony świadczy około 1300 udanych ataków na
posterunki milicji, przeprowadzonych do wiosny 1947 r.. Trudno jednak mówić o
powstaniu, jeśli z bronią w ręku, spontanicznie i w sposób nieskoordynowany,
przeciw nowemu zniewoleniu wystąpił niecały promil społeczeństwa. Konspiracyjną
pracę niepodległościową podjęło z kolei mniej niż jego procent. Według pierwszego po wojnie
sumarycznego spisu powszechnego w 1946 r. Polskę zamieszkiwały bowiem blisko 24
mln obywateli.

* * *

Współczesna
kreacja antykomunistycznego powstania pomija jeszcze jeden problem, choć
wykraczający poza powyższe rozważania – istotny. Pierwsze lata rzeczywistości
pojałtańskiej redukuje do pojedynku „wyklętych” z „czerwonymi”, dość swobodnie przechodząc nad złożonością
dokonujących się wówczas w Polsce procesów i przyjmowanych wobec nich postaw.

Tymczasem warto zadać sobie pytanie, jak w jej kontekście oceniać okupiony licznymi ofiarami
wysiłek legalnej opozycji. Pytanie zasadne. O ile przez oddziały zbrojne
łącznie na przestrzeni kilku lat przewinęła się wspomniana liczba ponad 20 tys.
osób, o tyle odbite z rąk komunistów struktury ruchu ludowego po kilku
miesiącach zrzeszały przeszło 800 tys. członków, działających jawnie nie tylko
pod znanym szyldem Polskiego Stronnictwa Ludowego, lecz także w zapomnianym
dziś Związku Młodzieży Wiejskiej RP „Wici” czy – szybko wprawdzie zdelegalizowanym – Ludowym Związku
Kobiet. Jak oceniać silny w powojennej Polsce młodzieżowy ruch katolicki,
chadeków zabiegających o utrzymanie niezależności Stronnictwa Pracy czy endeków
starających się o legalizację własnej partii? Co z tysiącami socjalistów,
którzy oddolnie próbowali odzyskać kontrolowaną przez komunistów koncesjonowaną
Polską Partię Socjalistyczną? To do nich w jednym ze swych ostatnich apeli
zwracał się wiosną 1947 r. dogasający WiN. Wszystkie wymienione środowiska,
licząc się z pojałtańską dominacją ZSRR w Europie Środkowo-Wschodniej, z
różnych pozycji usiłowały przeciwstawiać się komunistycznej dyktaturze. Zarazem
jednak w złożonych okolicznościach powojennych odrzucały akcję zbrojną,
liczebnością wielokrotnie przewyższając szeregi biorących w niej udział.

Podobne pytanie można odnieść do osób, które nie
widząc szans na diametralną zmianę uwarunkowań politycznych, postanowiły
włączyć się w nurt życia publicznego pomimo dominującej w nim pozycji
komunistów. W pierwszych latach po wojnie w obliczu skali zniszczeń i poczuciu
osamotnienia Polski był to wybór znacznie częstszy od „pójścia do lasu”, a
firmowały go nazwiska o dużym autorytecie, którym nie sposób zarzucać
orientacji prosowieckiej. Wracający z Zachodu – nie
tylko do kraju, lecz także do ludowego Wojska Polskiego – legionista, uczestnik wojny 1920
i kampanii 1939 r. gen. Mieczysław Boruta-Spiechowicz; polemizujący z
marksistami publicyści „Tygodnika Powszechnego”, tacy jak Jerzy Turowicz,
Stefan Kisielewski czy Hanna Malewska; nadzorujący – z ramienia
warszawskiego rządu – uruchamianie przemysłu na Wybrzeżu twórca sztandarowych
inwestycji II RP Eugeniusz Kwiatkowski; kierujący odbudową stołecznych zabytków
Jan Zachwatowicz; podejmujący studia inżynierskie bohater Szarych Szeregów Jan
Rodowicz „Anoda”;
odzyskujący dla Polski zrabowane dzieła sztuki Karol Estreicher… Można by tak
długo. Nie poszli do powstania? Zachowali się biernie? A może opowiedzieli się
przeciw zrywowi?

Zdecydowanie bliższa prawdy wydaje się jednak inna
interpretacja. W naznaczonej wojenną traumą Polsce pierwszych lat powojennych
świadomości społecznej antykomunistycznego powstania nie było. Jej śladów
próżno szukać także w materiałach samego podziemia – zarówno propagandowych, skierowanych na zewnątrz, jak i
wytworzonych na użytek organizacyjny. Analogicznie do przywołanej na początku
rozważań analizy Rządu RP na Uchodźstwie jedyne powracające w nich powstanie to
powstanie warszawskie. Typowy dla struktur konspiracji powojennej niemal
mistyczny charakter odwołań do zbrojnego wystąpienia stolicy doskonale zresztą
oddaje psychologiczną wyjątkowość momentu powstańczego. Momentu, który w
realiach powojennych po prostu nie zaistniał.

Istniało za
to, a do początku 1947 r. było dla obozu władzy poważnym problemem,
antykomunistyczne podziemie niepodległościowe, odwołujące się do tradycji
Polski Podziemnej. Jedną – choć nie główną – z form jego aktywności  była samoobrona zbrojna. Zróżnicowany zarówno
pod względem ideowo-politycznym, jak i metod działania ruch, stanowił
szczególnie wyrazisty element szerszego zjawiska niezgody na narzucone Polsce i
innym państwom Europy Środkowo-Wschodniej zniewolenie.


Bibliografia

Materiały
archiwalne

Zdigitalizowane zasoby Archiwum
Państwowego w Lublinie (zespół Zrzeszenie WiN Okręg Lubelski)

Wydawnictwa
źródłowe

Broński
Z. „Uskok” (2015), Pamiętnik (wrzesień 1939 – maj 1949), wstęp
i red. nauk. S. Poleszak, wydanie 2 rozszerzone i poprawione, Warszawa.

Memoriał do Rady Bezpieczeństwa ONZ (2015), oprac. W. Frazik, T.
Łabuszewski, Warszawa.

Polska pod reżimem komunistycznym.
Sprawozdanie z sytuacji w kraju (1944
1949) (2015), oprac.
J. Mysiakowska-Muszyńska, W.J. Muszyński, Warszawa.

Polska w końcu 1945 r. w ocenie
podziemia niepodległościowego
(1990),
oprac. T. Lenczewski, „Zeszyty
historyczne”, nr 3.

Sprawozdanie
informacyjne Prezydium SN w kraju
(2010), oprac. J. Mysiakowska-Muszyńska,
„Glaukopis”, nr 19/20.

Także
myśl była bronią… Antykomunistyczne podziemie poakowskie o sobie i innych

(2018), red. b.d., Warszawa.

Zrzeszenie WiN w dokumentach (1997), t. 1, red. M. Huchla,
Wrocław.

Prasa
i druki ulotne

„Głos
o wolność”; „Walka: od Odry po Dniepr”; ulotka Do Narodu Polskiego!

Wspomnienia

Rybicki J. (1987), Rok 1945, „Zeszyty Historyczne”, nr 82.

Opracowania

Bechta
M., Muszyński W.J. (2017), Przeciwko Pax
Sovietica. Narodowe Zjednoczenie Wojskowe i struktury polityczne ruchu
narodowego wobec reżimu komunistycznego 1944
1956, Warszawa.

Dziuba
A. (2005), Podziemie poakowskie w
województwie śląsko-dąbrowskim w latach 1945
1947, Kraków.

Kersten
K. (1993), Między wyzwoleniem a
zniewoleniem. Polska 1944
1956,
Londyn.

Kurtyka
J. (2011), Z dziejów agonii i podboju.
Prace zebrane z zakresu najnowszej historii Polski
, Kraków.

Mazur
M. (2019), Antykomunistycznego podziemia
portret zbiorowy 1944
1956, Warszawa–Lublin.

Motyka
G. (2014), Na białych Polaków obława.
Wojska NKWD w walce z polskim podziemiem 1944
1953, Kraków.

Ney-Krwawicz
M. (2008), Powstanie przed powstaniem,
Warszawa.

Poleszak
S. (2012), Jan Tabortowski „Bruzda” 1906–1954, Warszawa.

Artykuły
i teksty w publikacjach zbiorowych

Chmielarz
A. (1994), Delegatura Sił Zbrojnych na Kraj

Armia Krajowa. Dramatyczny epilog,
red. K. Komorowski, Warszawa.

Krajewski
K. (2010), Zadanie: uwolnić więźniów,
„Kombatant”, nr 2.

Krajewski
K., Łabuszewski T. (2009), Ostatni
obrońcy Kresów Północno-Wschodnich
, „Biuletyn IPN”, nr 1/2.

Krajewski
K., Łabuszewski T., Ostatni leśni
(2016) [w:] Ostatni komendanci, ostatni
żołnierze 1951
1963, red. M.
Biernat i in., wyd. 2, uzup., Warszawa.

Lubecka
B. (2008), Porozumienie państwo–Kościół i
jego reperkusje na przykładzie województwa ostrołęckiego
, „Seminare.
Poszukiwania naukowe”, t. 25.

Łabuszewski
T. (2017), Polskie powstanie
antykomunistyczne
, „Biuletyn IPN”, nr 11

Łapiński
P. (2018), Okręg Białostocki Zrzeszenia
WiN
[w:] Obszar Centralny Zrzeszenia
WiN 1945
1947, red. T.
Łabuszewski, Warszawa.

Poleszak
S. (2018), Okręg Lublin Zrzeszenia WiN
(wrzesień 1945 – kwiecień 1947)
[w:] Obszar
Centralny Zrzeszenia WiN 1945
1947,
red. T. Łabuszewski, Warszawa.

Mazur
G.(1999), Operacja „Burza” [w:] Armia Krajowa, red. K. Komorowski,
Warszawa.

Musiał
F. (2008), Wierni Testamentowi Polski
Niepodległej
, „Biuletyn IPN”, nr 1/2.

Poleszak
S., Wnuk R. (2007), Zarys dziejów
polskiego podziemia niepodległościowego 1944–1956
[w:] Atlas polskiego podziemia niepodległościowego 19441956, red. R. Wnuk, S. Poleszak, A.
Jaczyńska, M. Śladecka, Warszawa–Lublin.

Pałka
J. (2013), Ludowe Wojsko Polskie w walce
z podziemiem niepodległościowym 1945
1947,
„Pamięć i Sprawiedliwość” nr 21(1).

Wandycz
P. (1980), Orientacja rosyjska w polskiej
walce niepodległościowej
, „Zeszyty Historyczne”, nr 51.

Wnuk
R. (2002), Dwie prowokacje Piąta Komenda WiN i Berg, „Zeszyty
Historyczne”, nr 141.

Publikacje
internetowe

(dostęp 15 czerwca 2020 r.)

Makus
G. (2017), Ostatnie polskie powstanie,
https://muzeumzolnierzywykletych.pl/ostatnie-polskie-powstanie/

Noszczak
B. (2020), Salto mortale Episkopatu, https://www.tygodnikpowszechny.pl/salto-mortale-episkopatu-163077.

Wójcik
B. (2017), Ludowy antykomunizm. PSL-u
spacer po linie
, https://klubjagiellonski.pl/2017/06/30/ludowy-antykomunizm-psl-u-spacer-po-linie/.

Inne

Wypowiedź dr. T. Łabuszewskiego dla PAP, https://dzieje.pl/aktualnosci/zolnierze-wykleci-bohaterowie-polskiego-podziemia-niepodleglosciowego-z-lat-1944-1963-0, dostęp 15 czerwca 2020 r.


Korekta językowa: Beata Bińko