Wycinanki (88)

WOJCIECH WRZOSEK

Wycinanki (88)

Jak to się dzieje? Całość nie tendencyjna, a szczegóły, epizody jednoznaczne. Nikogo się tu nie wyróżnia ani nikogo nie obwinia, a raczej opisuje wszystkich uczestników tego barbarzyństwa. Barbarzyńców i ofiary. Nieustanna zmiana ról.

Nasi Kozacy, ciężko na to patrzeć, kradną rzeczy z tylnego ganku, oczy płoną, wszystkim jakby niesporo, wstyd, ten tak zwany zwyczaj jest nie do wytrzebienia. Wszystkie feretrony, stare żywoty świętych, wszystkie ikony wyniesiono, dziwne, rozmalowane, białoróżowe, białobłękitne figurki, szpetne, o płaskich obliczach, jakby chińskich czy buddyjskich, masa papierowych kwiatów, czy cerkiew się zajmie, chłopki łamią ręce w milczeniu, ludzie wystraszeni i przycichli, biegają boso, każdy siada z wiadrem koło swej chaty. Są apatyczni, przybici, obojętni, aż dziw; żeby się chociaż rzucili do gaszenia. Złodziejskie zapędy udało się powściągnąć – żołnierze jak drapieżne zwierzęta, krążą w skupieniu wokół popowskich waliz, tam jest złoto, powiadają, u popa można brać; portret hrabiego Andrzeja Szeptyckiego, metropolity Galicji, magnat mężnego oblicza, z czarnym pierścieniem na dużej i rasowej dłoni. Staremu księdzu, żyjącemu w Laszkowie od 35 lat, drży cały czas dolna warga, opowiada mi o Szeptyckim, że „nie jest wychowany” w polskim duchu, że z ruskich bojarów „hrabia na Szeptycach” dopiero później się spolszczyli, brat – to naczelny dowódca polskich wojsk, Andrzej zaś powrócił do Rusinów. Własna, stara kultura, cicha, trwała. Zacny inteligentny pop, trochę mąki, kura na czarną godzinę, chce pogadać o uniwersytetach, o Rusinach, biedak, ma na kwaterze Apanasenkę w czerwonym kaftanie[1].

W Galicji jest nieznośnie ponuro, rozwalone kościoły, krzyże, chmurne niebo, przygnębieni, nieporadni, mizerni mieszkańcy. Są żałośni w tym swoim przyzwyczajeniu do mordów, do żołnierzy, do chaosu; stateczne ruskie zapłakane baby, rozorane drogi, niskie zboża, brak słońca, księża w szerokoskrzydłych kapeluszach – bez świątyń. Jak mierżą ci wszyscy od przebudowy życia. Czy Słowianie są nawozem historii?[2]

Po obiedzie – do Żytomierza. Białe, nie senne, tylko podbite, uciszone miasto. Szukam śladów polskiej kultury. Kobiety dobrze odziane, białe pończochy. Kościół. Kąpię się u Nuśki w Teterewie, mizerna rzeczka, starzy Żydzi w kąpieli, długie, chude nogi, obrosłe siwymi włosami. Młodzi Żydzi. Baby płuczą bieliznę w Teterewie. Rodzina, ładna żona, dziecko piastuje mąż[3].

Pogrom w Żytomierzu, najprzód Polacy, potem, oczywiście, Kozacy.

Po wtargnięciu naszej awangardy. Polacy weszli do miasta na 3 dni, pogrom Żydów, obrzynali brody, jak zwykle, potem zebrali na rynku 45 Żydów, zapędzili do rzeźni, tortury, obcinanie języków, krzyki na cały plac. Podpalili 6 domów, dom Koniechowskiego na Katedralnej – oglądam, a kto ratował, to go z cekaemu, stróża, któremu matka rzuciła z okna niemowlę na ręce – zakłuli, ale ksiądz przystawił drabinę do szczytowej ściany i w ten sposób się uratowali[4].

Grzmiące „hurra”, Polacy rozbici, jedziemy na pole bitwy, drobniutki Polaczek przebiera polerowanymi paznokciami wśród rzadkich włosów na różowej głowie; odpowiada wymijająco, wykręca się, mamrocze, no, owszem. Szeko natchniony i blady: mów, jaką masz rangę – ja, zmieszał się, jestem czymś w rodzaju chorążego; oddalamy się, tamtego odprowadzają, za jego plecami chłopak o przyjemnej twarzy repetuje broń, ja krzyczę – towarzyszu Szeko! Szeko udaje, że nie słyszy, jedzie dalej, wystrzał, Polaczek w kalesonach pada w drgawkach na ziemię. Żyć się odechciewa, mordercy, niesłychana podłość, przestępstwo. […] Jeździłem z wojenkomem wzdłuż pierwszej linii, błagamy, aby nie zabijać jeńców, Apanasenko umywa ręce, Szeko bąknął – dlaczego nie; odegrało to potworną rolę[5].

Jedziemy naprzód. Obrabowany majątek Kułakowskich pod Łabuńką. Białe kolumny. Czarująca budowla, chociaż w pańskim guście. Niewyobrażalna dewastacja. Prawdziwa Polska – zarządcy, staruchy, białowłose dzieci, zamożne, półeuropejskie wsie z sołtysem czy wójtem, sami katolicy, ładne kobiety. Wywożą owies z folwarku. Konie w bawialni, kare konie. No cóż – niech nie stoją na deszczu. Drogocenne księgi w kufrze, nie zdążyli ich wywieźć – konstytucja uchwalona przez sejm w początkach XVIII wieku[6], stare foliały z czasów Mikołaja I, zbiór polskich ustaw, kosztowne obwoluty, polskie rękopisy z XVI wieku, inkunabuły zakonników, stare francuskie romanse.

Na górze – ślady nie dewastacji, tylko rewizji, wszystkie krzesła, obicia, kanapy porozpruwane, klepki posadzki wyłamane, nie niszczyli, tylko prowadzili poszukiwania. Cienkie kryształy, sypialnia, dębowe łoża, pudernica, francuskie powieści na stolikach, dużo francuskich i polskich książek o higienie dzieci, intymne damskie przybory porozbijane, resztka masła w maselniczce, młodożeńcy?[7]

Życie odcedzone, przyrządy gimnastyczne, dobre książki, słoiki z lekarstwami – wszystko poniszczone świętokradczo. Nieznośne uczucie, uciec by od tych wandali, a ci chodzą, szperają, opisać ich kroki, twarze, czapki, ich przekleństwa – gady, w Boga mać, Chrysta mać; wloką snopy owsa po grząskim błocie. […] Pałętamy się w oczekiwaniu, że Zamość będzie wzięty. Diabła tam. Polacy biją się coraz lepiej. Konie i ludzie już dygocą. Nocujemy w Pniewsku. Porządna, polska rodzina chłopska. Uderzająca różnica między Rosjanami a Polakami. Polacy żyją czyściej, weselej, bawią się z dziećmi, ładne obrazy święte, ładne kobiety[8].


[1] Izaak Babel, Dziennik 1920, tłum. i wstęp J. Pomianowski, Warszawa 1998, s. 128–129, pod datą 10 VIII 1920, Laszków. Apanasenko to nowy dowódca Babla. Zob. obszerny wstęp Jerzego Pomianowskiego o Bablu, dzienniku, wojnie.

[2] Tamże, s. 101, pod datą 29 VII 1920, Leszniów.

[3] Tamże, s. 49, pod datą 3 VII 1920, Żytomierz

[4] Tamże, s. 50–51.

[5] Tamże, s. 143, pod datą 18 VIII 1920.

[6] Tu pomyłka Babla, jeśli o konstytucję jako taką chodzi.

[7] Tamże, s. 160–161, pod datą 29 VIII 1920, Komarów, Łabunie, Pniewsk.

[8] Tamże, s. 161.


Korekta językowa: Beata Bińko




Zagłada Żydów na ziemiach polskich cz.1. Rozmowa z dr hab. Dariuszem Libionką

Historycy Zagłady w dwojaki sposób odpowiadają na pytanie o plany nazistów wobec Żydów europejskich przed wybuchem II wojny światowej. Pierwsza szkoła uważa, że od momentu zdobycia władzy w 1933 r. Adolf Hitler dążył do eksterminacji Żydów. Druga podkreśla, że plany Hitlera się zmieniały i w decydujący sposób wpłynęła na nie sytuacja wojenna.

Po przejęciu władzy w Niemczech naziści rozpoczęli działania represyjne wobec społeczności żydowskiej. Polegały one na wykluczeniu ich z niemieckiej wspólnoty narodowej, głównie za pomocą antyżydowskich regulacji prawnych. Żydów usuwano m.in. ze służby państwowej i szkolnictwa. Po wejściu w życie w 1935 r. tzw. ustaw norymberskich dyskryminacja przybrała na sile. Zdefiniowano wówczas kto jest Żydem, czyli osoba posiadająca trzech żydowskich dziadków. Zabroniono mieszanych małżeństw, służby w urzędach państwowych i wojsku. Zaczęto wypychać ich z kolejnych obszarów życia, a ich mienie przejmowało państwo. Jeszcze brutalniejszą formę przybrała polityka nazistów wobec Żydów po przyłączeniu do Rzeszy w 1938 r. Austrii.

W wyniku agresji niemieckiej we wrześniu 1939 r. Niemcy zajęli niemal połowę przedwojennej Polski. Część tego obszaru włączono do Rzeszy, a z pozostałych utworzono Generalne Gubernatorstwo. Zakładano, że Żydzi zostaną z tych ziem usunięci. Okazało się to jednak niemożliwe. Dlatego zaczęto ich izolować od reszty polskiego społeczeństwa. Byli zmuszeni chociażby do noszenia opasek z gwiazdą Dawida. Proces eksterminacji Żydów na ziemiach polskich składał się z kilku faz. Pierwszą z nich była gettoizacja. Pierwsze getto powstało jesienią 1939 r. w Piotrkowie Trybunalskim, a największe na terenach wcielonych do Rzeszy łódzkie w lutym 1940 r.

Naziści zarządzali gettami poprzez rady żydowskie (Judenraty) – całkowicie od nich zależne. Wokół ich funkcjonowania narosło wiele mitów. Jednoznaczna ocena działań rad nie jest możliwa. Ich członkowie, niekiedy wybierani pod przymusem, musieli wykonywać polecenia władz okupacyjnych. Judenraty znajdowały się między młotem a kowadłem. Musiały się stosować do zarządzeń władz okupacyjnych, a jednocześnie próbowały pomagać społeczności żydowskiej zamkniętej w gettach. Oprócz Judenratów jesienią 1940 r. Niemcy powołali do życia policję żydowską (Żydowską Służbę Porządkową). Patrolowała ona ulice, pełniła wartę przy bramach wejściowych, zwalczała nielegalny handel, a także przeprowadzała łapanki do obozów pracy, natomiast w okresie likwidacji gett wyłapywała ukrywające się osoby. Mimo że policjantów nie wynagradzano, z pracą w policji żydowskiej wiązały się rozmaite przywileje.

Zapraszamy na rozmowę z profesorem Polskiej Akademii Nauk Dariuszem Libionką, historykiem stosunków polsko-żydowskich i Zagłady.

Korekta językowa: Beata Bińko




Wycinanki (59)

WOJCIECH WRZOSEK

Wycinanki (59)

Skoro wiemy już co nieco o Ilanie Löwy – historyczce nauki i medycyny, uczonej światowej rangi, to dodajmy, że osobistą intencją przyświecającą zajęciu się dyskursem dyskryminującym kobiety czy opresją kultury patriarchalnej wobec kobiet są jej własne doświadczenia. Oto poświadczenia tej sytuacji:

Moja matka często opowiadała mi o pewnym wydarzeniu, które przekonało ją do opuszczenia Polski i emigracji do Izraela, pomimo jej głębokiego przywiązania do polskiej kultury i braku syjonistycznych przekonań. Pewnego lata, kiedy bawiłam się na plaży, nieumyślnie (taką przynajmniej mam nadzieję) obsypałam piaskiem kobietę wysmarowaną olejkiem do opalania. Ta, wściekła, odszukała moją matkę i wrzeszczała: „Nie rozumiem, dlaczego Hitler nie skończył swojej roboty – to wstyd, że ocalały takie kreatury jak pani córka”. Moja matka, która straciła całą rodzinę w obozie koncentracyjnym, była, oczywiście, ogromnie zaskoczona, tym bardziej że nikt z licznych świadków tej sceny nie raczył zareagować[1].

I dalej:

Mając 8 lat, wyemigrowałam z rodzicami do Izraela, pozostawiając za sobą mój język, przyjaciół z dzieciństwa, zwyczaje rodzinne, krajobrazy, dźwięki, zapachy i mój nietypowy wygląd. W Izraelu, kraju zaludnionym ludźmi o wyglądzie semickim – Żydami i Arabami – o ciemnej karnacji, kręconych i czarnych włosach, byłam podobna do dziesiątek dziewcząt w moim wieku. […] Straciłam moją „egzotyczność”, ale też i stygmat, który był z nią związany[2].

Löwy jako symptomatyczną przytacza opinię kobiety, która w jakiejś mierze oddaje presję antysemicką w Polsce:

Dziennikarka Irena Ziółkowska uważa, że zbyt trudno przychodziłoby jej udźwignięcie tych dwóch upośledzeń: żydowskiego pochodzenia i nieatrakcyjnego kobiecego ciała. Kiedy w 1968 r. pytano ją: „No, ale pani, młodej ładnej kobiecie, nikt chyba przykrości nie robi. Czemu pani chce wyjechać?”, odpowiadała: „Bo nie chcę być starą brzydką Żydówką w Polsce”[3].

Ilana Löwy tropem Didiera Eribona – a ten Jeana-Paula Sartre’a – konstatuje:

Żydzi w społeczeństwie antysemickim, tak jak kobiety w społeczeństwie seksistowskim, są uformowani, lub raczej zdeformowani, przez stałe zagrożenie agresją. Sprzyja temu współistnienie postaw dyskryminacyjnych i zaprzeczających ich istnieniu (rzadko spotyka się dziś ludzi, którzy otwarcie przyznają się do rasizmu, seksizmu albo homofobii) tworzące wyjątkowo opresyjną mieszankę […]. Kobiety podzielają z Żydami i homoseksualistami skutki interioryzowania pogardy, z którą się spotykają[4].

Kobiety, które nie chcą zostać uznane za histeryczki, emocjonalnie niezrównoważone, zgorzkniałe lub agresywne, muszą zaakceptować istnienie tych „normalnych” różnic między płciami. Zastanawiając się nad tym, co znaczy „normalność” w tym kontekście, doszłam do wniosku, że dla jednostki urodzonej z dwoma chromosomami X równie normalne wydaje się ograniczenie swoich oczekiwań, co dla osoby o „wyglądzie semickim” […]. Moje wczesne doświadczenie przynależności do stygmatyzowanej grupy silnie wpłynęło na doświadczenie życia w społeczeństwie, które oficjalnie uznawało równość płci, ale dalej faworyzowało chłopców i mężczyzn[5].


[1] I. Löwy, Okowy rodzaju. Męskość, kobiecość, nierówność, tłum. M. Solarska, K. Polasik-Wrzosek przy współpracy M. Borowicz, Bydgoszcz 2012, s. 11.

[2] Tamże, s. 20.

[3] Tamże, s. 24. Wstęp do książki zawiera więcej różnej rangi argumentów na rzecz osobistych doświadczeń autorki i tezy o porównywalności różnych rodzajów dyskryminacji.

[4] Tamże, s. 25. Mowa tu jest o dwóch tekstach: Didiera Eribona, Réflexion sur la question gay, Paris 1999, oraz Jeana-Paula Sartre`a, Réflexions sur la question juive (1946), Paris 1985 (wyd. pol.: Rozważania o kwestii żydowskiej, tłum. J. Lisowski, Warszawa 1957). Eribon ostatnio w książce Powrót do Reims (tłum. M. Ochab, Kraków 2019) upoważnia do myślenia, że pogardzanym profilem jego życia nie tyle, a może nie tylko był homoseksualizm, ile były pochodzenie społeczne i klasowe. Przyznaje się do tego właśnie wtedy, gdy powraca po latach do Reims do matki. Znamy Eribona z publikowanych u nas wywiadów z Dumézilem i Lévi-Straussem i jako autora biografii Foucaulta.

[5] I. Löwy, Okowy rodzaju…, s. 23-24.


Korekta językowa: Beata Bińko