Wycinanki (165) Gregor to arthropoda?

WOJCIECH WRZOSEK

Wycinanki (165)

Gregor to arthropoda?



 

Przeczytałem starannie jeszcze raz „metamorfozę” Kafki.[1] Starannie i interesownie. Szukałem skojarzeń  z  Karakonami Bruno Schulza. Nie przeczę, towarzyszyły mi także obrazy z osobistych doświadczeń[2]

„Gdy Gregor Samsa obudził się pewnego rana z niespokojnych snów, stwierdził, że zmienił się w łóżku w potwornego robaka. Leżał na grzbiecie twardym jak pancerz, a kiedy uniósł nieco głowę, widział swój sklepiony, brązowy, podzielony sztywnymi łukami brzuch, na którym ledwo mogła utrzymać się całkiem już ześlizgująca się kołdra. Liczne, w porównaniu z dawnymi rozmiarami, żałośnie cienkie nogi migały mu bezradnie przed oczami.”[3]

W wykładzie o Kafce Nabokov „wycina” fragmenty z opowiadania i komentuje je. Zwraca uwagę czytelnika na to, że metamorfoza Gregora jest rozciągnięta w czasie. Nie jest tak, aby wraz z szokującą zewnętrzną przemianą – i to powolną – dokonywała się rewolucja świadomości głowy rodziny Samsów. Kluczowa jest nie tylko i nie tyle przemiana bohatera opowiadania w „żuka” ale i zmiana stosunku jego rodziny do tej sytuacji, zwłaszcza siostry Gregora, Grety [4]

Zagadkowa jest nie tylko radykalna zmiana zdolności ruchowych „Gregora”. Powstaje pytanie jak przekręcił on klucz w drzwiach. Jak żuk, zdaniem Nabokova wielkości psa, z jednej strony mający do dyspozycji tylko szczęki, otwiera drzwi. Jak  żuk pozostawał Gregorem w myśleniu bo podjął się przekręcenia klucza w zamku drzwi? Zaskakuje nie tylko trudność techniczna, szokuje intencja Gregora/żuka)

Nabokov podziwia fantazję i finezję Kafki w obrazowaniu rzeczonej przemiany. Przypomnę tylko, że w swoim wykładzie o Kafce stanowczo dystansuje się od sugestii Maksa Broda w kwestii klucza interpretacyjnego do twórczości jego przyjaciela i powiernika, jakim miałaby być idea „świętości”. Amerykańsko-rosyjski pisarz lekceważy psychoanalityczne interpretacje twórczości autora Procesu. Przypomina jego opinię, że psychoanaliza to „beznadziejna pomyłka”.

Wykład Nabokova o Przemianie Kafki, to szczegółowa analiza trzyczęściowej opowieści podzielonej przez niego na sceny. [5]

*

Pisarz i entomolog musiał postawić sobie pytanie:

„W kogo tak nagle przeobraził się zwyczajny komiwojażer, poczciwy Gregor? Najwyraźniej w przedstawiciela stawonogów (Arthropoda), do których należą owady, pająki, stonogi i skorupiaki. Jeśli były to „liczne nóżki”, wspomniane na wstępie, więcej ich niż sześć, to z zoologicznego punktu widzenia Gregor to nie owad. Wyobrażam sobie, że człowiek, który obudziwszy się na plecach odkrywa, że ma sześć kołyszących się nóżek, może w pełni uznać, że sześć to „dużo”. Dlatego przyjmijmy, że Gregor ma sześć nóg i że to owad.

Kolejne pytanie: jaki owad? Komentatorzy mówią „karaluch” (w oryg. „tarakan” W.W.), co oczywiście, nie ma sensu. Karaluch – to płaski owad, z solidnymi nóżkami, a Gregor bynajmniej nie jest płaski: jest wypukły z wierzchu i od spodu, z pleców i brzuszka, a nóżki ma małe. Do karalucha podobny jest ze względu na kolor. To wszystko. Za to ma ogromny wypukły brzuch, podzielony na segmenty przywodzące na myśl elektry. U żuków pod nadskrzydłami skryte są cieniutkie skrzydełka. Wypuściwszy je żuk może pokonać w nieprzerwanym locie wiele kilometrów. Ciekawe, że żuk Gregor w rezultacie nie dowiedział się, że pod twardymi pokryciem pleców ma skrzydła. (To moja bardzo subtelna obserwacja – dodaje w nawiasie Nabokow – będziecie ją sobie cenić – zwraca się do studentów, autor Lolity – przez całe życie. Wielu Gregorów, John`ów i Jenny nie wiedzą, że mają skrzydła).  Oprócz tego Gregor ma silną szczękę i żuchwę. Z ich pomocą, stanąwszy na tylne nóżki (na trzecią silną parę nóżek), przekręca klucz w zamku. Tym sposobem otrzymujemy wyobrażenie długości jego ciała – wynosi ono około metra. Z biegiem opowieści stopniowo przyucza się do korzystania ze swoich kończyn i czułków. To brązowy, wypukły, dostatecznie szeroki żuk o rozmiarach psa. Ja wyobrażam go sobie mniej więcej tak:

W oryginale stara służąca-pokojówka nazywa go Mistkafer [6] – „żuk  gnojowy” Jasne , że poczciwa kobieta nadaje ten epitet w życzliwym tonie.  Mówiąc serio, Gregor to nie żuk gnojowy. To po prostu duży żuk ( muszę dodać – konkluduje Nabokov – że ani Gregor, tak jak i Kafka niezbyt jasno widzą tego żuka). [7]



[1] Opowiadanie Die Verwandlung ukazało się  w 1915 w Lipsku;  po polsku, F. Kafka, Przemiana, (w)  Wyrok, przełożył Juliusz Kydryński, z dzieł Franza Kafki, tom V,  London 1993, s. 22-84; B. Schulz, Sklepy cynamonowe (w wydawnictwie Rój) Warszawa 1934; jeden z czytelników zwrócił mi uwagę, że metamorfoza, jak nazywam opowiadanie Kafki  o Gregorze Samsie i jako figura myślowa, była statystką wielu moich felietonów

[2] „Mieszkałem w Uskoje w roku 1989, w świeżo oddanym hotelu akademii nauk. Konferencja z Francuzami na 60-lecie szkoły Annales, apartamenty luksusowe, styl repressance, bar All inclusive. Gdy po trzynastu latach wybrałem tenże hotel licząc na komforty, to niestety, nie przewidziałem, że karaluchy objęły obiekt we władanie. W pokojach resztki minionego luksusu, meble przenoszone, brak wody… Santiechnik przyjdzie za trzy dni, uwaga: u niego mnogo raboty….Chodzimy na miasto, w gościnę kąpać się. Pozostał tylko wokół piękny las… W recepcji obsługa także z widocznymi śladami minionej świetności…W. Wrzosek, Wycinanki, Poznań 2010, s. 42.

[3] F. Kafka, Przemiana…, s. 22

[4]  Vladimir Nabokow nie tylko światowej sławy pisarz, ale międzynarodowej klasy entomolog podkreśla tę ową stopniową u Kafki przemianę człowieka w … owada. „W egzemplarzu „Przemiany” z jego adnotacjami znajdujemy uwagę:  „zwykły żuk nie ma powiek i nie może zamknąć oczu – żuk z ludzkimi oczami” V. Nabokov, Lectures on Literature. Austen, Dickens, Flaubert, Joyce, Kafka, Proust, Stevenson, red. F. Bowers, przedmowa J. Updike, San Diego 1980; cyt. za: В. Набоков, Лекции по зарубежной литературе. Остен, Диккенс, Флобер, Джойс, Стивенсон, Москва 1988, Предисл. Апдайк Дж., s. 332. Jest tłumaczenie polskie, ale go nadal nie mam.  

[5] Napomykaliśmy już o tym, że Nabokov czytał to opowiadanie dopiero w końcu lat trzydziestych. Przyznawał się do nieznajomości niemieckiego na tyle, aby czytać wówczas tak skomplikowane utwory. A więc, jak pamiętamy czytał tłumaczenie francuskie w czasie swego pomieszkiwania we Francji. Nabokov napomknął o Kafce: „ (…) w roku 1923 zamieszkał ze swoja ukochaną w Berlinie, niedaleko ode mnie”, tamże, s. 330

[6] Łac. geotrupes stercorarius.

[7] В. Набоков, Лекции по зарубежной литературе…, s. 335-336




Wycinanki (73)

WOJCIECH WRZOSEK

Wycinanki (73)

Dziennik w ścisłym znaczeniu tego wyrazu i pozostała twórczość Bronisława Malinowskiego, światowej sławy uczonego, to materiał na semestralne seminarium interdyscyplinarne (etnologia i antropologia, funkcjonalizm w naukach społecznych, kultura polska na początku XX wieku, historia Polski, Galicji, elity Krakowa…).

Sprawdzam w dziennikach Kafki i Malinowskiego, co robili ponad dwa lata po zapiskach omówionych w poprzednich Wycinankach, na początku roku 1915. Przyznaję, że zanim wpadłem na pomysł, by kojarzyć ich ze sobą, nigdy ich nie miałem w tym samym toku myśli ani nawet obok. To jednak zaledwie pomysł synchronicznego zestawienia obcych sobie ludzi, dających dzięki swojej twórczości i dziennikom wgląd w świat i losy mieszkańców Europy Środkowej pod skrzydłami c.k. monarchii.

Okazuje się, że wybieram fragmenty świadczące o zmaganiu się ze zdrowiem, może dlatego że i ja sam się zmagam…, a ostatnio i z covidem. Denerwują mnie pytania, od kogo się zakaziłem. Od kogo? Nie wiem… A kto wie od kogo?

Wycinam z zeszytu mailuskiego[1]:

W środę [13I] miałem gorączkę i we czwartek także – dość słabą, 36,9, ale zawsze nie byłem żwawy. We wtorek i środę wieczór brałem chi[ni]nę, we środę także arszenik. Miałem dość przykre noce, trochę bezsenne z tym charakterystycznym bólem głowy po chi[ni]nie. Wczoraj (czwartek) zacząłem znowuż pisać notatki. Na razie poprzestałem na pracy z Iguą. Po południu feuilletowałem [przeglądałem] Shakespeara i miałem ból głowy. Rano przeglądałem Normana Angella i Renana. (Sir Norman Angell [1874–1967], angielski ekonomista i działacz na rzecz międzynarodowego pokoju. Laureat pokojowej Nagrody Nobla [1933]… Zob. przypis 165) (Ernest Renan [1823–1892], francuski historyk, filolog i filozof… Zob. przypis 166]).

Po południu zdrzemnąłem się; o piątej jak z krzyża zdjęty, wlokę się do wioski. […] Wieczór jestem całkiem caput, nic nie czytam. Mam chwile szalonej tęsknoty za muzyką i słyszę chwilami wcale nieźle. Wczoraj np. IX Symfonię. Kocham się wciąż [w] i tęsknię za T…[2]

Sobota 17 I 14 [powinno być: 16 I 1915]

Po bezsennej nocy i proszku bromu, oraz opiciu się herbatą – czuję się wcale nieźle, choć serce nietęgo. Zobaczymy, jak będzie dalej![3]

W tym samym czasie, 17 stycznia 1915 r., Kafka zapisał:

Uświadomiłem sobie, żem nie wykorzystał wcale okresu posierpniowego w dostatecznej mierze. Bezustanne próby, które przez długotrwały sen popołudniowy miały umożliwić kontynuację pracy aż do późnych godzin nocnych, były nonsensem, gdyż mogłem był przecież przekonać się już po upływie pierwszych dwóch tygodni, że moje nerwy nie pozwalają mi iść spać po godzinie pierwszej, potem nie ma w ogóle mowy o zaśnięciu, następny dzień bywa nieznośny i tak oto wyniszczam się. Za długo więc leżałem po południu, natomiast w nocy pracowałem rzadko poza godzinę pierwszą, a zaczynałem zawsze pracę najwcześniej około godziny jedenastej. To był błąd. Powinienem rozpoczynać pisanie o ósmej albo dziewiątej, noc to pora bezsprzecznie najlepsza (urlop!), dla mnie jednak niedostępna[4].

I wycinam fragment tydzień później, 24 stycznia 1915 r.:

Nie przeżywaliśmy z sobą dotychczas ani jednej dobrej chwili, w czasie której odetchnąłbym swobodnie. Słodyczy płynącej ze stosunku do kochanej kobiety, jaką odczuwałem w Zuckmantel i w Rivie – słodyczy tej nie znałem w odniesieniu do F. nigdy, chyba tylko w listach, ograniczając się do bezgranicznego podziwu, uległości, współczucia, rozpaczy i pogardzania samym sobą[5].

Ten sam rok 1912 i 1915. Dzienniki Kafki i Malinowskiego to wgląd w odmienne światy, różne regiony, klasy społeczne, sytuacje historyczne i subiektywne uczestnictwa w kulturze. W obu relacjach pasja do wiedzy, poznania, czytania. Słabe zdrowie i życie osobiste były bodaj przeszkodą dla twórczości. Polacy pod zaborami tuż przed I wojną światową. Czy wyobraźnia historyczna ucznia lub studenta coś z tego ogarnia? A historyka?


[1] B. Malinowski, Dziennik w ścisłym znaczeniu tego wyrazu, wstęp i oprac. G. Kubica, Kraków 2001. W nawiasie okrągłym przypisy autorki opracowania. Zeszyt 6 (s. 358–455) zapisywany na Nowej Gwinei i wyspie Mailu między wrześniem 1914 a marcem 1915. Okoliczności wyprawy opisuje Grażyna Kubica we wstępie do dziennika i do zeszytu 6, s. 358–362.

[2] Tamże, s. 422–423; T. to Otolia Retigerowa z Zubrzyckich (Tośka).

[3] Tamże, s. 423.

[4] F. Kafka, Dzienniki 1910–1923 (część druga), tłum. J. Werter, Londyn 1993, s. 117.

[5] Tamże, s. 123. Zuckmantel to dzisiejsze Zlaté Hory, miasteczko w Czechach, w Górach Opawskich blisko polskiej granicy i Głubczyc. Riva – nie wiem. Być może to skrót od jakiejś Riwiery (podobnego rodzaju skrótów w Dzienniku mamy wiele, rzecz do rozstrzygnięcia – jeśli w ogóle warto – choćby przez prof. Grażynę Kubicę-Heller.


Korekta językowa: Beata Bińko




Wycinanki (72)

WOJCIECH WRZOSEK

Wycinanki (72)

Powierzono mi zajęcia z logiki z zaocznymi anglistami. Tak zwaną wtedy usługówkę z ramienia Instytutu Filozofii. To był mój debiut. O ósmej rano w niedzielę. Wśród słuchaczy był gość po sześćdziesiątce, starszy wyraźnie od koleżanek i kolegów z roku.

Przygotowany jak nigdy później, rozpocząłem swoje exposé. Gdy przechodziłem do drugiego akapitu, mój student spał już rozbrajająco otwarcie. Siedząca obok koleżanka szturchnęła go lekko w ramię. Bez skutku. Dałem znak, by mu nie przeszkadzała. Obudził się na przerwę i zarzucił mnie na korytarzu nadzwyczaj dorzecznymi pytaniami. Obiecałem, że odpowiem mu na wykładzie. Ucieszył się. Zapytałem, dlaczego jednak spał na zajęciach. Odpowiedział, że chcąc dojechać na ósmą, musiał wstać o wpół do piątej, aby zdążyć na autobus i złapać połączenie kolejowe. Zapytałem, dlaczego studiuje. „Zawsze marzyłem, aby skończyć studia, ale życie ułożyło się inaczej…”

Ta determinacja w zdobywaniu wiedzy skojarzyła mi się z fragmentem Dzienników Franza Kafki. Autor wspominanych już tu w Wycinankach słynnych Metamorfoz pod datą 7 stycznia 1912 roku zapisał:

„Jesziwe” są to wyższe szkoły Talmudu utrzymywane przez wiele gmin w Polsce i Rosji. Koszty bywają tu niewielkie, gdyż szkoły te zakłada się przeważnie w starym, nieużytecznym budynku, gdzie oprócz klas i sypialni uczniowskich znajduje się jeszcze mieszkanie rosz-jesziwe załatwiającego także sprawy gminne oraz jego pomocnika. […] Słynna szkoła jesziwe znajduje się w Ostrowie, małej mieścinie, odległej od Warszawy o osiem godzin jazdy koleją. Cały Ostrów jest, prawdę mówiąc, tylko obramowaniem króciutkiej wstęgi gościńca. Löwy twierdzi, że ma ona długość jego laski. Kiedy jakiś hrabia zatrzymał się razu pewnego w Ostrowie swoim zaprzężonym w czwórkę powozie podróżnym, przednie dwa konie oraz tył powozu stały już poza granicami osiedla[1].

Tu zaś jest zapamiętany przeze mnie dawno temu fragment:

Noc w jesziwe była nie do zniesienia. Co z tego, że z powodu ciepłej nocy otwarto wszystkie okna, gdy smród i żar nie chciał się wynieść z izb, bo studenci z braku właściwych łóżek układali się do snu tam, gdzie siedzieli ostatnio, nie rozbierając się, w przepoconych swych ubraniach. Wszystko roiło się od pcheł. Rano każdy zwilżał sobie tylko pobieżnie ręce i twarz wodą, i natychmiast wracał do nauki. Uczono się przeważnie razem, zwykle po dwóch z jednej książki. Często dyskusje łączyły studentów w jedną grupę [2].

Dzienniki Kafki to świadectwo fanatycznej pasji uczestniczenia w kulturze wysokiej. Determinacja bycia w niej jako sposób na uszlachetnienie duszy. Nieustannego czytania, dyskutowania, obecności na przedstawieniach, spotkaniach z… Kafka czytał bodaj wszystko, co wpadło mu w ręce, od dzieł uznawanych za wybitne, po lektury dla ludu.

Tego samego 1912 roku 2 października Bronisław Malinowski już po pierwszych swoich egzotycznych peregrynacjach zapisał[3]:

Po paru wahaniach – na tle tęsknoty za Ż.[4] i mojego do niej stosunku – z których ostatnim była moja poezja do Tadzia[5] – pragnę znów wejść w intensywną pracę naukową. Skończyć wynotowanie i obrobienie Simmla i F[ustel de] C[oulanges][6] i skończyć szkic ogólny tamtych moich artykułów. […]

Obok tego czytywałem bardzo słabo, Fustela. Przeczytałem [Die] Geb[urt] d[er] Trag[ödie] [Narodziny tragedii]. Przedtem jeszcze, piątek i sobota, czytałem Berenta w dzień i chciałem pisać tamte rzeczy. Natomiast koncepcji i skupienia odnośnie do naukowych rzeczy nie miałem całkiem prawie. – Przy czytaniu Nietzschego i koncepcjach „tragizmu” nie miałem też tego ciśnienia w głąb – jakiegoś b. oryginalnego spojrzenia na rzeczy. – Wczoraj wieczór (we wtorek) Solski, dram[at] Nalep[ińskiego]. Potem Staś czyta mi Hamadrię[7]; co mnie się b. podoba i peszy mnie. Wracam via Solska, gdzie Tadzio. […] Wieczorem postanawiam iść na samotny spacer. Idę ku Poroninowi. Jestem bardzo zmęczony. Gwałtem się przezwyciężam, ażeby myśleć o [Die] Geb[urt] d[er] Trag[ödie]. Gdy powracam, udaje mi się to chwilami; „nurt tragiczny”, wartość życia oko w oko z tymi zasadniczymi rzeczami. Myślę też o definicji apolińskiej snu i wartości snów dla zrozumienia życia. Wracam przez Gieralowskich[8]. W domu tylko piję mleko. Zabieram się do roboty (spisuję Nietzschego) i kładę się spać. Straszne jakieś uczucie – przykre, nie mogę usnąć. Serce […][9].


[1] F. Kafka, Dzienniki 1910–1923 (część pierwsza), tłum. J. Werter, Londyn 1993, s. 236–237.

[2] Tamże, s. 239 (wyróżnienie moje). Utkwiło mi w pamięci, że uczono się po dwóch z jednej książki.

[3] B. Malinowski, Dziennik w ścisłym znaczeniu tego wyrazu, wstęp i oprac. G. Kubica, Kraków 2001, s. 214–215..

[4] Ż. to Żenia, Eugenia Zielińska z Bentkowskich, naonczas namiętność Malinowskiego – ze wskazaniem na miłowanie. Tak na własną odpowiedzialność określam miejsce Ż. w życiu Malinowskiego. Szczegóły w Dzienniku i m.in. https://www.jstor.org/stable/644537.

[5] W nawiasie okrągłym tu i w kolejnych przypisach przytaczam przypisy Grażyny Kubicy: (Patrz w zbiorze wierszy Malinowskiego zamieszczonych w niniejszym tomie [Aneks]). Przepisałem sobie ku pamięci fragment, w którym Grażyna Kubica charakteryzuje twórczość Norberta Gutermana, tłumacza dziennika Malinowskiego na angielski. Doceniając jego doświadczenie, konstatuje: „Nie robiłam porównania oryginałów polskich z wersją angielską, bo nie to było moim zadaniem, jednak znalazłam kilka nieścisłości, z których najbardziej zabawną było przetłumaczenie określenia «stara lafirynda» na «old Mrs. Lafirynd». Tamże, s. 30. Pozwolę sobie w przyszłości cytować to zdarzenie, gdy mi się nada, zachowując prawa autorskie do niego i autorki odkrycia tego arcydzieła sztuki translatorskiej, jak i samego autora przekładu tego epitetu. Na marginesie: czy ktoś – tłumacz/antropolog – przejrzał później przekład Gutermana? Paluch podkreśla błędy w tłumaczeniu na angielski A Diary In the Strict Sense of the Term (New York 1967), uznając przekład za kiepski. Andrzej K. Paluch, Malinowski, Warszawa 1981, s. 20.

[6] W tekście „F[ustel de] C[olangues]” nazwisko uzupełniono z literówkami. Zdarza się nawet w tomie tak przemyślanym i pieczołowicie przygotowanym przez prof. Kubicę-Heller i wydawcę. Polecam wstęp Grażyny Kubicy, to inspirujący tekst. Wstęp do studiów interdyscyplinarnych.

[7] (Chodzi o utwór Hamadria, autorstwa Teodora Buchaja, postaci z 622 upadków Bunga; był to pastisz twórczości Tadeusza Nalepińskiego). Staś to Stanisław Ignacy Witkiewicz. Witkacy, wielka postać polskiej kultury, wielka postać także w życiu Malinowskiego.

[8] (Gieralowscy – zaprzyjaźniona z Malinowskim rodzina góralska na Olczy).

[9] Autorka opracowania informuje czytelników Dziennika w ścisłym znaczeniu tego wyrazu, kim byli Fustel de Coulanges, Fryderyk Nietzsche, Georg Simmel, Irena Solska czy Ludwik Solski.


Korekta językowa: Beata Bińko