Wycinanki (131) Bohumil Hrabal, Mateusz Wyżga Chłopstwo i postchłopstwo

WOJCIECH WRZOSEK

Wycinanki (131)

Bohumil Hrabal, Mateusz Wyżga

Chłopstwo i postchłopstwo



Niniejsza książka — rozpoczyna Mateusz Wyżga — jest historią polskiego chłopstwa (uznaję „chłopstwo” za lepszy termin niż „chłopi”, bo wydaje się uczciwszy — obejmuje baby i chłopów, dziewki i parobków, a także dzieci), napisaną dla każdego, bez krawata. Dotyczy głównie ludności z ziem etnicznie polskich i całej historii Polski, a w miarę potrzeby sięga do czasów prasłowiańskich. Skąd właściwie się wzięło to chłopstwo w Polsce? Pomyśleć można, że ludzie pierwotnie polowali na zwierza, zbierali jagódki… i nagle bach! Pszenica, żyto, uprawy i przeklęty los, a po kilku stuleciach — wioska globalna i popkulturowość. To pole trzeba przeorać. Za mną czytelniku![1]

Odpisuję koledze, że jak dla mnie Chłopi, to tytuł zajęty przez Reymonta i Rybkowskiego. Jednak zawsze na hasło chłopi miałem na myśli i Jagusię, i nawet Emilię Krakowską, nie tylko starego Borynę i jego syna Antka. Nie było potrzeby pisać chłopi i chłopki, a tym bardziej chłopstwo i babstwo. Autor na to, że rozważał i taką możliwość, i taki tytuł. Dodał: a może będzie drugi tom pt. Babstwo?[2]

Okiem nie tylko chłopskiego dziecka, lecz także historyka i samorządowca widzę, że jeszcze wiele rzeczy jest takich, jak były kiedyś. Gdy dotykam ścian stodoły czy szopy, czuję pod palcami, ile życia się tutaj toczyło. Wystarczy przyłożyć dłoń do obumarłej materii, a budzą się cienie. I tak można iść przez wieś, czuć, jak tańczą zmieszane wonie kiszonki, obór, lipy, rzepaku, rumianku. Wszystko jak dawniej, tylko szlachty i Żydów brak. A zatem zawieruchy dziejowe przetrwało na wsi jedynie to osławione i opłakiwane trzy czwarte dawnego społeczeństwa polskiego — chłopstwo, dziś już raczej postchłopstwo. Chociaż tu i tam niezamieszkałe gospodarstwa wystają jak opuszczane przez bociany gniazda. Potomkowie wynieśli się do miast albo za granicę. Wieś czeka na swój czas. A może już doczekała?[3]

W pisaniu o chłopstwie jestem zarówno twórcą, jak i tworzywem. Sam stanowię część tej materii, moje geny, moja twarz, nazwisko, używany język i system wartości. Ukrywanie się za narratorem piszącym w trzeciej osobie, pomijanie własnych doświadczeń nie służy opowieści, która ma trafić wprost do serc i umysłów czytelników. Nie jest to bowiem Pismo Święte, tekst nie ma powagi i suchości aktów normatywnych, ale nie jest też kabaretem. Snuje się jak życie, w którym zmęczeni szarością obowiązków, próbujemy się ogrzać słońcem, wiosną, ogniskiem jesiennym. Historia jest nie tylko nauczycielką życia i terapeutką, lecz także przewodnikiem po mikroświatach. Opowiada nam o tym, co działo się we wsiach i miastach, w których mieszkamy, kochamy i jesteśmy kochani. […]

Od czasów Długosza tu i tam ktoś co rano budził się, jadł śniadanie, chodził drogą, oglądał okolicę. Interesuje mnie, jak radzili sobie z codziennością ci, którzy dali nam życie, a robakom ciało. Teraz wieją z wiatrem, osiadają w wyobraźni poetów jak pierzaste nasiona dmuchawców na zasychających w ogródku grochowinach, szepcą: „Byliśmy, byliśmy, opowiadaj o nas…”. Życie niegdysiejszych ludzi — naszych przodków — składało się z półcieni. Przeszłość polskiej wsi nie jest czarno-biała. Doświadczyłem tego bardzo mocno. I o tym jest ta książka —

kończy Mateusz Wyżga[4].
To i właśnie:

Chłopi pod Krakowem wstawali, po około siedmiogodzinnym śnie, między trzecią a wpół do czwartej, „do dnia” (tak samo wstawał mój dziadek, nawet gdy już nie musiał). Śpiewali godzinki i pracowali przy świetle łuczywa. Dzieci i służba w trakcie pacierza skrobali ziemniaki, a gospodyni mieliła w żarnach mąkę, doiła krowy, rozpalała ogień i gotowała strawę. Gospodarz karmił zwierzęta i rżnął sieczkę w urządzeniu zwanym ladą lub lodą (kiedyś prawie odciąłem sobie nim palce). Córka lub dziewka służebna nosiła wodę i myła naczynia, odwalała też odchody spod krów. Nie było to zajecie łatwe – o ile jako nastolatkowi łatwo mi było zebrać świeży krowi „talerz” (nawet ułożyłem fraszkę Na kosmitów: „Ach nigdy nie uwierzę, że to krowy robią talerze”), o tyle wyrzucenie odchodów sklejonych ze słomą przez niewielki otwór w ścianie obory było ciężką pracą[5].

Obserwacja uczestnicząca autora to empiria dla opisu raczej postchłopstwa, jak sam określa. Pytanie, czy nie jest to postchłopska, uczona wizja chłopstwa? Ruszyłem w poszukiwaniu poetyki życia ludu wiejskiego, mentalności agrarnej, religijności praktykowanej, magii, duchów i przesądów. Czy ją tam, czytelniku, znajdziesz?

[1] M. Wyżga, Chłopstwo. Historia bez krawata, Kraków 2022, s. 10.

[2] Z rozmowy z autorem przy dwóch bodaj okazjach, jednej zdawkowej, drugiej „siedzącej”.

[3] M. Wyżga, Chłopstwo…, s. 468.

[4] Ibidem, s. 33–34.

[5] Ibidem, s. 94–95.