Dyskurs historii mówionej we współczesnych badaniach historycznych. Perspektywa partycypacyjności

ANNA SZOSTAK

Dyskurs historii mówionej we współczesnych badaniach historycznych. Perspektywa partycypacyjności

Uwagi wstępne (próba konceptualizacji)

 Historia mówiona jest nurtem badań rozwijanym – obok historii codzienności i mikrohistorii – od lat 60. XX wieku, na fali przemian zachodniej historiografii – głównie przeciw dominacji historii politycznej. Określa się ją na ogół jako zbieranie, gromadzenie i badanie informacji historycznych o osobach, grupach społecznych, ważnych wydarzeniach lub codziennym życiu w danym czasie i miejscu, za pomocą technik fonograficznych i transkrypcji zarejestrowanych wywiadów ze świadkami, których wspomnienia i spostrzeżenia mogą być w ten sposób zachowane, utrwalane i udostępniane na rzecz przyszłych pokoleń oraz wykorzystywane w pracy naukowej jako źródło wywołane. Co niemniej ważne, historia mówiona dąży do pozyskania informacji z różnych perspektyw i uchwycenia elementów przekazu, których nie można odnaleźć w źródłach pisanych. W tym kontekście odnosi się ona też do konkretnego typu danych zarejestrowanych, transkrybowanych i przechowywanych w archiwach, bibliotekach oraz instytucjach w przestrzeni publicznej, których statutową część działalności stanowi przeprowadzanie wywiadów ze świadkami historii, archiwizowanie i udostępnianie tych dokumentów. Specyfiką wspomnianych danych jest prezentowana w nich wiedza, zawierająca subiektywny wymiar relacji świadka, jego myśli, opinii, uczuć, znaczącego milczenia – a przede wszystkim – indywidualnego rozumienia i sposobu nadawania sensu przeszłym wydarzeniom.

W Polsce istnieje podział historii mówionej na: akademicką – uprawianą przez badaczy z wielu dyscyplin humanistyki, i pozaakademicką – realizowaną przez amatorów czy pasjonatów, innymi słowy – ludzi spoza branży, ale zainteresowanych skutecznym działaniem w tym obszarze. O wszystkich tych osobach należałoby jednak mówić jak o praktykach historii mówionej, która łączy w sobie: badanie w działaniu, współuczestnictwo w projekcie, społeczne zaangażowanie, a wreszcie – pragnienie szerokiego dostępu do wiedzy historycznej, w tym do jej tworzenia. Z drugiej strony historia mówiona w polskiej przestrzeni akademickiej nie jest nawet subdyscypliną czy nauką pomocniczą historii; traktuje się ją najczęściej jako metodę wywoływania źródła pierwotnego, a wykorzystuje w badaniach humanistycznych w postaci rejestracji audiowizualnej i transkrypcji relacji świadka. Jednak niektórzy naukowcy zajmują się tym obszarem także w związku z własną praktyką badawczą w przestrzeni publicznej; środowisko akademickie dostrzega zatem potrzebę jej profesjonalizacji, a zatem systematycznego opracowania teorii i dyskusji nad zagadnieniami metodologicznymi[1].

Głównymi metodami zbierania danych, w ramach ustalonych reguł praktyki badawczej historii mówionej, są: proceduralnie zorganizowane i transkrybowane wywiady oraz kwerenda archiwalna w toku weryfikacji wywołanego źródła z relacji świadków. Etap analizy opiera się na badaniach opisowych, interpretacyjnych oraz jakościowych. Analiza jakościowa zakłada przy tym indywidualne podejście do każdej relacji świadka, traktując je jako odrębne całości narracyjne i dyskursywne; to prowadzi już poniekąd do koncepcji historii mówionej jako historii świadka. Te tropy metodyki, praktykowane już w trakcie szkoleń i pierwszych doświadczeń autorki z historią mówioną, stanowią punkt odniesienia w konceptualizacji zagadnienia partycypacyjności historii mówionej oraz jego omówienia w perspektywie historii w przestrzeni publicznej i badania w działaniu. Nastąpiło to dzięki inspiracji zaczerpniętej z dwóch stwierdzeń. Pierwsze zawiera się w wypowiedzi Paula Thompsona z Głosu przeszłości: „Informacje historyczne nie muszą być odbierane społeczeństwu, aby mógł je zinterpretować i przedstawić zawodowy historyk. Za pomocą historii mówionej społeczeństwo może i powinno zyskać pewność siebie, aby móc spisać własną historię”[2]. Drugim jest znana parafraza Barbary Franco w wypowiedzi o historii publicznej: „to historia dla ludzi, przez ludzi, z ludźmi i o ludziach”[3]. Te tropy doprowadziły też do zlokalizowania historii mówionej w świetle kategorii historiografii partycypacyjnej i koncepcji historii świadka.

Pojęcie historii mówionej w ogólnym sensie oznacza ‘wszelkie informacje o przeszłości opowiedziane przez świadków’. W badaniach historycznych przekaz taki określany jest  terminem ustna tradycja, jako jedna z najstarszych form utrwalania i przekazywania wiedzy w ludzkich społeczeństwach; traktowany jest zatem jako źródło pierwotne. Z kolei nowoczesna koncepcja historii mówionej, opracowana w pierwszej połowie XX wieku, ujmowana jest w ujęciu węższym – jako metoda wywoływania źródła poprzez nagranie i transkrypcję relacji świadków wydarzeń, w szerszym zaś – jako historia świadka. Historię mówioną, wobec obu tych ujęć, można rozpatrywać jako formę badania w działaniu – i w tym kontekście będzie tutaj omawiana.

Historia mówiona: początki działań i organizacji

Zarzewie praktyki historii mówionej można odnaleźć już w XIX wieku, kiedy to amerykańscy antropolodzy zaczynają rejestrować opowieści rdzennych Amerykanów za pomocą fonogramów walcowych. Pierwszą zorganizowaną formą tej działalności jest Federal Writers’ Project, w ramach której na obszarze całego kraju wyszkoleni ankieterzy zbierają relacje m.in. świadków wojny secesyjnej i amerykańskiego systemu niewolnictwa[4]. Jednocześnie pracownicy Biblioteki Kongresu w Waszyngtonie rozpoczynają utrwalanie muzyki tradycyjnej i dźwięków amerykańskiego folkloru na płytach gramofonowych. Po drugiej wojnie światowej pojawiają się nagrania na taśmach magnetofonowych i dyktafonach przewodowych, które zapewniają dłuższy czas trwania rejestracji – jest to moment, w którym do akcji wkraczają badacze historii. Tak jak psycholog David P. Boder z Instytutu Technologii w Chicago, który w 1946 roku przybył do Europy, aby nagrywać dłuższe wywiady z ocalałymi z Holokaustu[5]. Dwa lata później Allan Nevins, historyk z Uniwersytetu Columbia, zakłada pierwszą instytucję badawczą – Columbia Oral History Research Office (obecnie: Columbia Center for Oral History Research) z programem systematycznego nagrywania, transkrypcji i archiwizowania wywiadów świadków historii; w 1954 roku z kolei na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkley powstaje Regionalne Biuro Historii Mówionej. Amerykańscy historycy w 1967 roku zakładają Stowarzyszenie Historii Mówionej (Oral History Association); jego europejskim odpowiednikiem będzie brytyjskie Oral History Society (1969). Można powiedzieć, że to masowy już dostęp do magnetofonów pod koniec lat 60. XX wieku zapoczątkował całą falę rejestrowanej, słownej dokumentacji ruchów społecznych i protestów tamtego czasu, a w efekcie – coraz większe zainteresowanie badaczy tą formą zapisu źródłowego.

Obecnie instytucjonalizacja historii mówionej obejmuje zasięg globalny i wielopoziomowy (od struktur państwowych po lokalne i pozarządowe); od 1996 roku działa również Międzynarodowe Stowarzyszenie Historii Mówionej (IOHA). Działalność tych struktur ma ten sam schemat instytucjonalny: obecność w przestrzeni publicznej, organizacja warsztatów, konferencji, seminariów, publikacja biuletynów i czasopism poświęconych raportom projektowym oraz kwestiom metodologicznym i teoretycznym badań w ramach historii mówionej. Tworzy się również wyspecjalizowane zbiory i archiwa z otwartym dostępem w sieci. 

Można stwierdzić, że historia mówiona stała się w pewnej mierze ruchem międzynarodowym w wielodyscyplinarnych badaniach historycznych, wspieranych istotnie przez rozwój nowych technologii informacyjno-komunikacyjnych (ICT). To one rozszerzają zasięg historii mówionej w odniesieniu do współczesnych technik przetwarzania danych, a więc nowych sposobów przekazu, praktycznie nieograniczonych możliwości publikowania materiałów w Internecie, a zatem otwartego dostępu dla badaczy, nauczycieli i innych użytkowników, którzy po pewnym przeszkoleniu mogą współtworzyć jej treści[6]. Stąd specyficznie otwarte, mimo ustalanych z czasem ram proceduralnych, podejście profesjonalnych historyków do gromadzenia, analizy i rozpowszechniania historii mówionej, które wynika ze specyficznej cechy partycypacyjności tej metodyki na każdym z etapów jej realizacji.

Wobec tego ostatniego tropu warto odnieść się do najważniejszego z obszarów dyskursu historycznego, jakim jest historia w przestrzeni publicznej, w obrębie której już wyraźnie zarysowuje się partycypacyjny wymiar historii mówionej. 

Pojęcie historii w przestrzeni publicznej

Założeniem koncepcji historii w przestrzeni publicznej jest włączanie nauki historii w partycypacyjną przestrzeń społeczną poza dyscypliną akademicką, z jej szerokimi możliwościami organizacyjnymi i technicznymi w uprawianiu i popularyzowaniu wiedzy[7]; mottem tego ruchu jest hasło: „dla ludzi, o ludziach, przez ludzi”[8]. Obok profesjonalnych badaczy często zajmują się nią pasjonaci, osoby związane z badaniami historycznymi jedynie na poziomie hobbystycznym, chcący jednak uprawiać historię zgodnie z regułami warsztatu współczesnego humanisty, a zatem w perspektywie wielodyscyplinarności.

Geneza tej koncepcji sięga lat 60./70. XX wieku i od tej pory wyróżnia się dwie ścieżki jej rozwoju: amerykańską i europejską (brytyjską)[9]. Trop północnoamerykański wiąże się z widoczną zmianą stylu życia Amerykanów w tamtych czasach, którzy coraz częściej czas poza pracą i domem spędzają w zorganizowanych przestrzeniach publicznych typu: arboretum i park edukacyjny, biblioteki i archiwa, muzea i miejsca pamięci. Trend ten został szybko zauważony przez profesjonalnych historyków, podejmujących pracę poza ośrodkami akademickimi, którzy dzięki spotkaniom z ludźmi, rozwijają swoje umiejętności oratorskie, pisarskie, menadżerskie, kuratorskie – a szczególnie – posługiwania się nowoczesną technologią komunikacyjną. Zachodnioeuropejska (przede wszystkim brytyjska) ścieżka zbiega się z rozwojem ruchów lewicowych i feministycznych, zjednoczonych pod hasłem: „Give voice to the voiceless[10], a w obrębie nauki historii – ze swoistą demokratyzacją praktyki historiograficznej. Na fali rewizjonistycznego trendu „przepisywania” historii tak, aby ująć w jej narracji osoby, grupy społeczne i wydarzenia pomijane i marginalizowane w wielkiej historii politycznej, lewicowi nauczyciele akademiccy angażowali się m.in. w tworzenie warsztatów dla badaczy-amatorów, których nie było stać na kształcenie uniwersyteckie. Konsekwencją tego było np. zainteresowanie tematyką tzw. historii ludowej, w tym klasą robotniczą, a także transfer nauk humanistycznych na gruncie akademickich teorii, do przestrzeni społecznej, gdzie każdy „mógł się z nimi spotkać”. Takimi miejscami mogą być wszelkie instytucje kultury, współpracujące przy popularyzacji historii. Badacze zajmujący się historią publiczną zwracają uwagę na jej praktyczność – cechę, która z jednej strony rozluźnia i upraszcza rygor warsztatu historyka, z drugiej jednak strony powoduje większe zainteresowanie uprawianiem nauki historii w przestrzeni publicznej[11].

Cechą historii w przestrzeni publicznej jest jej obszerność tematyczna, co wiąże się z powierzchownością bezpośredniego przekazu, a zarazem powszechną jego dostępnością w obrębie instytucji publicznych, takich jak: muzea, archiwa, chronione miejsca dziedzictwa kulturowego i masowe (obecnie sieciowe) media; podejmuje ona także tematy nadal marginalizowane w historiografii akademickiej, jak chociażby: historia kobiet, historie mniejszości, historia ludów rdzennych. Pokazuje zatem historię cywilizacji z innej perspektywy, zwracając uwagę na istnienie w czasie historycznym jednostek i społeczności w jej narracji dotąd pomijanych. Ma tutaj zatem swój wkład w dekonstrukcję dyskursu władzy w kontekście tworzenia mitów i  stereotypów budowanych na historycznym gruncie, w ramach polityki historycznej i polityki pamięci[12]. Szczególną jej domeną jest mikrohistoria codzienności – w tym opis dziejów z perspektywy tzw. zwykłego człowieka – kluczowa w komunikowaniu faktów odbiorcy, który w dzisiejszych czasach preferuje emocjonalną identyfikację z tematem[13]. Jest to poniekąd element edukacji publicznej, z którą odbiorca ma do czynienia przy okazji obchodów rocznic, wydarzeń państwowych oraz indywidualnego obcowania z dziedzictwem kulturowym podczas wizyt w muzeach, galeriach, nekropoliach i miejscach pamięci; czytania literatury, oglądania materiałów audiowizualnych, korzystania z aplikacji mobilnych czy grania w gry historyczne. Niektórzy z tych odbiorców, konsumentów i prosumentów (współtworzących produkt) stają się ostatecznie kreatywnymi jej uczestnikami. 

Pojęcie historiografii partycypacyjnej

Przymiotnik odczasownikowy „partycypacyjna” ma dwa znaczenia: 1) „brać udział w czymś”, 2) „ponosić wspólnie z kimś koszty przedsięwzięcia oraz mieć udział w zyskach”[14]. Oznacza zatem czynne uczestnictwo w realizacji i współdzieloną za nią odpowiedzialność, a wreszcie obopólną satysfakcję z dobrej roboty.

W świetle tym historiografia partycypacyjna oznaczałaby np. zbiorowe działanie w dużym projekcie naukowym na zasadzie crowdsourcingu, w którym – obok profesjonalnych badaczy – biorą udział amatorzy i pasjonaci, poinstruowani lub wyszkoleni w określonym zakresie, z dostępem do zasobów danych. Są to osoby, które często poświęcają własne rodzinne archiwa i środki finansowe na rozwijanie historycznych zainteresowań, w tym kompetencji badawczych. Uzyskują również korzyści ze swojego uczestnictwa w przedsięwzięciach i są to np.: doświadczenie w pracy historyka, zdobyta wiedza i sama partycypacja w badawczym projekcie.

Innego typu partycypacyjność analizowana jest we współczesnym muzealnictwie. Do XIX wieku w przestrzeni muzealnej istniał ostry podział na muzealników – wtajemniczonych akolitów, strażników i kustoszy muzeum jako przestrzeni sacrum, oraz na widzów przychodzących do tej świątyni wiedzy. Podział ten powodował, że muzealnicy mogli mieć poczucie władzy w związku z ekspercką przynależnością do tej elitarnej przestrzeni, a odbiorcy i amatorzy, którym pozwala się od czasu do czasu na zdystansowaną w niej obecność (przez szybę, grodzący sznur, czuwających w każdym kącie obserwatorów, nieco uwłaczające kapcie, a także mało zrozumiałe lub nieistniejące opisy eksponatów) czuli się jak niechciani i niegodni intruzi. Pod koniec XX wieku nastąpiła w tym względzie istotna zmiana – na nowo zaczęto definiować te dwie grupy pod kątem partycypacji widzów w działaniach muzeum. Tak też tę zmianę postrzega muzealniczka Nina Simon, która wyróżnia następujące jej typy: partycypację z własnym wkładem zwiedzającego (contributive project), partycypację opartą na współpracy (collaborative project) i na wspólnej kreacji (co-creative project). Wyróżnia też jej szczególną postać, którą określa mianem „projektu gościnnego” (hosted project), obmyślonego i zaplanowanego przez samych zwiedzających[15]. A zatem muzea stają się dziś przestrzenią, w której mogą oni tworzyć, dzielić się swoimi zasobami i umiejętnościami, a tym samym nawiązywać więzi uczestnictwa wobec treści zawartych w ekspozycjach. Realizacja tej koncepcji partycypacji jest możliwa przy założeniu, że każda osoba ma swoje doświadczenie historii i jej indywidualne rozumienie, w tym pamięć, którą może się dzielić. Warto więc podejmować współpracę z „ekspertami życiowymi” i świadkami historii pamiętanej, aby rozszerzyć, pogłębić i rzucić nowe światło na tematy i zagadnienia dotąd zakleszczone w muzealnej gablocie, czyli „na wieki” słusznej interpretacji. Dość oczywistym tropem tej zmiany okazała się historia mówiona.    

Niektórzy badacze podkreślają jednak, że problem dyskursu władzy jako czynnika utrudniającego partycypację muzealną jest nadal znaczący. Muzea to instytucje wspierane przez organy władzy centralnej lub samorządowej, służące zatem ich uwierzytelnieniu i utrwalaniu wpływów, m.in. poprzez politykę historyczną i politykę pamięci – w tym partycypują sami muzealnicy. Poczucie władzy dają tym ostatnim również formalne aspekty pracy muzealnej; aby stworzyć projekt określa się z góry jego strukturę i parametry, co ogranicza uczestników oddolnych – tych spoza instytucji – nie udzielając im prawa głosu. Powstaje przez to problem, że projekty muzealne są partycypacyjne w takiej mierze, w jakiej angażuje się do ich realizacji osoby z zewnątrz, ale tylko w ściśle wytyczonym aspekcie, właściwie niwelującym twórczy potencjał takich uczestników przez narzucaną z góry koncepcję i efekty zapisane w grantowym programie działania[16]. Być może jednak wielowymiarowa partycypacyjność historii mówionej, stanowiącej już stały element działalności współczesnych muzeów narracyjnych, złamie w swoim obszarze ten schemat, choćby w świetle zasady nieingerencji w relację świadka. 

Znaczenia historii mówionej w przestrzeni publicznej

W świetle definicji słownikowych historia mówiona określana jest jako „rejestrowany przekaz ustny na temat historycznego wydarzenia czy okresu dziejów, opowiedziany przez osoby które doświadczyły ich bezpośrednio”[17]. Na stronach internetowych międzynarodowych organizacji w obszarze historii mówionej odnajdujemy jej opis jako formy badań historycznych polegającej na zbieraniu, zabezpieczaniu (archiwizowaniu) i interpretowaniu pamięci osób i grup ludzi  – uczestników i świadków wydarzeń z przeszłości. Jest to dość wąsko określony zakres pojęcia historii mówionej, oznaczający przede wszystkim metodę wywoływania źródła pierwotnego w ramach swego rodzaju dochodzenia (śledztwa) historycznego, wspomaganą od lat 40. XX wieku wczesną technologią fonograficzną, aż po współczesne techniki ICT, w tym digitalizację i wizualizację[18].

W polskich ośrodkach zajmujących się historią mówioną pojawiają się podobne odniesienia do interdyscyplinarnej metody badań, opartej na zbieraniu, przetwarzaniu, archiwizowaniu i udostępnianiu relacji świadków historii, które zostały zarejestrowane podczas wywiadu[19]. „Obecnie historia mówiona to znana i popularna metoda zapisu indywidualnej pamięci o przeszłości”[20] – czytamy na stronie internetowej jednej z nich. Zwraca się przy tym uwagę na znaczenie indywidualności i niepowtarzalności relacji i emocji, które wywołują. Warto przywołać wobec tego jeszcze taki opis:

„Historia mówiona to metoda badawcza polegająca na rejestracji oraz gromadzeniu ustnych relacji i wypowiedzi osób, a dotyczących ich doświadczeń życiowych, zmieniających się postaw i poglądów, wydarzeń których byli naocznymi świadkami itp. Narratorami historii mówionej bywają najczęściej ludzie w starszym wieku, których doświadczenie życiowe jest na tyle bogate i różnorodne, że mają się czym dzielić i jednocześnie w jakiś sposób unikatowe: są w jakiś sposób „świadkami historii”, ich relacje warto lub nawet należy z jakichś względów zachować”[21].

Dodaje się przy tym, że wspomnienia danej osoby są unikatowe, niepowtarzalne, co stanowi o indywidualności tych przekazów i ich specyfiki jako źródła wywoływanego. Z drugiej strony, w znaczeniu historii mówionej, podkreśla się jej wymiar praktyczny – czyli samo pozyskiwanie tego źródła, jego opracowywanie, udostępnianie jako relacji świadków historii. Nie oznacza to jednak pracy bez podpory teoretyczno-metodologicznej, w świetle której określa się pewne procedury[22] realizacji danego wywiadu i opracowania danej opowieści jako relacji historii mówionej; pokazują one już na wstępie wymiar partycypacji obu stron – świadka i badacza. Przede wszystkim rozmowa musi być rejestrowana, a świadek o tym poinformowany oraz świadomy, że dysponuje prawami autorskimi do nagrania. Musi być to wywiad narracyjny, skupiony na osobistym doświadczeniu świadka-uczestnika zdarzeń, a nie sprawozdanie z działania innych osób. Rozmowa ma umożliwić świadkowi swobodną opowieść o historii swojego życia bądź przeżycia konkretnego zdarzenia; badacz kontroluje przebieg rozmowy, ale unika pytań naprowadzających, sugestywnych i pomocniczych. Rozmowa nie może być też ograniczona czasowo; należy uwzględnić kolejne terminy spotkania tak, aby świadek mógł powiedzieć wszystko to, co chce i może przekazać. Przy czym obecność wysłuchującego i rejestrującego badacza jest tu nieodzowna; w pewnym sensie jest on świadkiem pamięci i obecnych przeżyć świadka.

Historia mówiona jako relacja świadka historii

W tym aspekcie historia mówiona to swoisty dokument, który jest efektem rozmowy ze świadkiem historii. Krótko mówiąc – historia mówiona to historia świadka. Takie jej znaczenie uznaje Marta Kurkowska-Budzan (częściowo w oparciu o definicję Oral History Assosiation[23]). Historia świadka w takim ujęciu stanowi zatem rejestrowany (na dowolnym nośniku audio lub wideo) wywiad narracyjny skupiony na indywidualnym doświadczeniu przeszłości, dający opowiadającemu możliwość jak najpełniejszego przekazania swego doświadczenia i podzielenia się refleksją nad nim, nieograniczony czasowo, do którego to wywiadu mówca posiada pełnię praw autorskich[24].

Można zatem traktować historię mówioną jak badanie w działaniu, zorganizowane według określonych procedur i zasad etycznych. Skupia ono grono badaczy wielu dyscyplin, archiwistów, dziennikarzy, regionalnych aktywistów, ale też amatorów zajmujących się popularyzacją historii. Wszystkich w tym obszarze łączy aktywność i kompetencje  historyków w przestrzeni publicznej. Trzeba jednak pamiętać o istotnie partycypacyjnym aspekcie historii mówionej. Nie mogłaby ona zaistnieć w znanej dla nas formie nie tylko bez środowiska badawczego i edukacyjnego, ale przede wszystkim bez ludzi opowiadających swoje historie, myśląc o pamięci obecnych i następnych pokoleń. Dzięki zarejestrowaniu tych opowieści możliwe jest ich metodyczne badanie i rozpowszechnianie w przestrzeni nauki historii. 

Badacze zajmujący się historią mówioną podkreślają przy tym wagę jeszcze jednego elementu w odniesieniu do relacji świadka – wyrażają go pojęciem „dokładności” (accuracy). Da się tu bowiem stwierdzić pewną regularność: opowieści o zdarzeniach, w których świadkowie uczestniczyli bezpośrednio, charakteryzują się znaczącym stopniem owej dokładności, a zatem wiarygodności, potwierdzanym przy weryfikacji porównawczej; ewentualne pomyłki dotyczą jedynie danych liczbowych i dat. Natomiast informacje o zdarzeniach, w których świadek nie uczestniczył osobiście, ulegają z reguły zakwestionowaniu w takiej weryfikacji, ze względu na małą wiarygodność ich źródeł, którymi najczęściej są pogłoski[25]. Pojawia się tu jednak kontrargumentacja, że historia mówiona jest tym bardziej cennym źródłem, ponieważ przez to, że mniej mówi o zdarzeniach w ich telegraficznym przebiegu, daje więcej do zrozumienia, co one znaczą. Innymi słowy – historia mówiona to przekaz sensu zdarzeń, jaki w swoim doświadczeniu dostrzega świadek i uchwytuje badacz, a nie ich faktograficznego ustalania. To właśnie stanowi głębszy kontekst, ale i sens tego, co nazywamy subiektywnością w badaniach historycznych – i to subiektywnością wielostronną  – samego świadka, badacza i przyszłych odbiorców tej historii[26].

Instytucjonalizacja historii mówionej (wybrane przykłady)

Warto zwrócić uwagę na fakt globalnej obecności instytucjonalnych struktur historii mówionej. Zjawisko to warte jest głębszej refleksji pod kątem metodologicznego statusu historii mówionej jako badania w działaniu, ale z przeznaczeniem na dalsze studia tego zagadnienia. Można jednak wstępnie postulować, że to partycypacyjność historii mówionej w jej wielu wymiarach stanowi tu jeden z głównych czynników, utrwalających jej ustaloną w pewnej mierze obecność w przestrzeni publicznej współczesnych społeczeństw, które określa się mianem „społeczeństwa wiedzy”. Tymczasem trzeba przyjrzeć się początkom i kierunkom rozwoju tej strukturyzacji jednego z elementów tej wiedzy.     

Oral History Association[27] to amerykańska organizacja, która działa od 1967 roku i jest jednym z najstarszych ośrodków skupiających osoby zajmujące się historią mówioną. Swoją siedzibę ma w USA, ale utrzymuje profil członkostwa międzynarodowego. Współpracuje z nauczycielami, wykładowcami, aktywistami i osobami zainteresowanymi działaniem w obszarze historii mówionej. Prowadzi szkolenia dla nauczycieli, studentów, bibliotekarzy i archiwistów; organizuje konkursy m.in. w kategorii medialnej i publikacji o historii mówionej.

Oral History Society[28] to brytyjska organizacja założona w 1973 roku, a jej koncepcyjne początki wiążą się z konferencją British Institute of Recorded Sound w 1969 roku. Towarzystwo poparli w szczególności badacze historii społecznej i historii pracy oraz historii kobiet, a także: archiwiści, folkloryści, etnografowie i badacze regionalnych tradycji ustnych. Ten wielonurtowy profil programowo odzwierciedla czasopismo Oral History, którego edytorzy kładą nacisk na publikacje relacji osób z dotąd marginalizowanych w badaniach historycznych grup społecznych oraz na zagadnienia teoretyczne i systematyczne warsztaty związane z metodyką historii mówionej, pod kątem podnoszenia standardów praktyki z nią związaną, również w kontekście wielodyscyplinarnym.

International Oral History Association[29] to globalne forum badaczy historii, utworzone w 1996 roku na IX Międzynarodowej Konferencji Historii Mówionej w Göteborgu. Można je również określić mianem sieci akademickiej i ruchem politycznym w kontekście humanistyki zaangażowanej na rzecz „oddania głosu uciśnionym”. Organizuje cykliczne zjazdy, publikuje monografie i opracowania oraz stały biuletyn i czasopismo Words and Silences/Palabras y Silen.

StoryCorps[30] to amerykańska organizacja non-profit z siedzibą na Brooklynie w Nowym Yorku. Jej statutowym celem jest rejestrowanie, przechowywanie i udostępnianie historii świadków dziejów Ameryki, wywodzących się ze wszystkich warstw społecznych, środowisk i wyznań, aby „pomóc ludziom uwierzyć w siebie nawzajem”. Powstała jako projekt Sound Portraits Productions w 2003 roku, a jego pomysłodawcą jest producent radiowy David Isay, zainspirowany działalnością Works Progress Administration z lat 30. XX wieku, której częścią był wspomniany już Federal Writers’ Project i pierwsze ankietowe wywiady ze świadkami historii w USA. Jej profesjonalnym patronem jest historyk Studs Terkel, wielki promotor historii mówionej, który otwierał pierwsze stoisko nagraniowe StoryCorps w Grand Central Terminal. Organizacja działa we wszystkich stanach Ameryki, do tej pory rejestrując i archiwizując ponad 300 tysięcy wywiadów z ponad 600 tysiącami świadków.  

Jad wa-Szem[31]Instytut Pamięci Męczenników i Bohaterów Holokaustu poświęcony historii Zagłady Żydów podczas drugiej wojny światowej. Jest to szczególna organizacja w kontekście omawianego tu tematu, ze względu na sens słów w jej nazwie i ich symbolikę – „miejsce i imię” (z nawiązaniem do księgi Izajasza). Założona została w 1953 roku w Jerozolimie, na mocy Ustawy o Pamięci i umiejscowiona na Wzgórzu Teodora Herzla – miejscu narodowego cmentarza Izraela. W samym Jad wa-Szem historię opowiadają nie tylko ekspozycje Nowego Muzeum Historycznego, na czele z Salą Imion z danymi ofiar, ale także zaaranżowane w pewnych układach pomniki i drzewa na terenie całego kompleksu. Istotnym zasobem w dokumentacji archiwalnej są relacje historii mówionej osób ocalałych, członków ich rodzin, ale także tych, którzy ratowali ich życie.

Post Bellum[32] to czeska organizacja non-profit z siedzibą w Pradze. Utworzona w 2001 roku przez grupę historyków i dziennikarzy. Ma na celu popularyzację wiedzy na temat XX-wiecznej historii Czech i krajów regionu, za pośrednictwem opowieści świadków i projektu dokumentacyjnego pt. „Historie XX wieku” oraz internetowego archiwum „Pamięć narodów”.  Zrozumieć przeszłość poprzez autentyczne świadectwa to poniekąd hasło jej misji, wpisane także w działalność organizacji w ramach Platform of European Memory and Conscience.  

Do najważniejszych instytucji zajmujących się historią mówioną w Polsce należą Centrum Historii Zajezdnia Ośrodka Pamięć i Przyszłość we Wrocławiu, Fundacja Ośrodka KARTA w Warszawie oraz Ośrodek Brama Grodzka-Teatr NN w Lublinie[33]. Można powiedzieć, że są to wzorcowe pod względem owych standardów centra gromadzenia, przetwarzania, archiwizowania i udostępniania relacji świadków, oferując przy tym prowadzenie szkoleń dla osób i instytucji zainteresowanych rzetelną metodyką i praktyką historii mówionej. Należy tu także przywołać instytucje o innych profilach, w których historia mówiona stanowi od pewnego czasu stały element działalności programowej, i znaczących zasobach archiwalnych. Są to przede wszystkim muzea, takie jak: Muzeum Żydów Polskich POLIN, Muzeum Powstania Warszawskiego, Archiwum Historii Mówionej Muzeum Warszawskiej Pragi, Archiwum Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau czy Muzeum Drugiej Wojny Światowej w Gdańsku.

W Polsce historia mówiona w pewnych formach organizacyjnych jest obecna w skali całego kraju w ramach jednorazowych lub cyklicznych projektów. Realizują je m.in.: Archiwum Historii Mówionej Górnego Śląska, Archiwum Fama Volat, Centrum Edukacji Obywatelskiej Stowarzyszenie Dzieci Holocaustu, Europejskie Centrum Solidarności, Fundacja na rzecz Zachowania Indywidualnej Pamięci Historycznej Bruchejon, Fundacja Ochrony Dziedzictwa Żydowskiego, Instytut Historii Akademii Pedagogicznej w Krakowie, Instytut Józefa Piłsudskiego w Ameryce, Laboratorium Reportażu Instytutu Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego, Żydowski Instytut Historyczny Archiwum, Muzeum Armii Krajowej im. Generała Emila Fieldorfa „Nila”, Muzeum Gross-Rosen, Muzeum Walki i Męczeństwa w Treblince, Muzeum Więzienia Pawiak, Muzeum-Miejsce Pamięci w Bełżcu, Państwowe Muzeum na Majdanku, Pamięć Bydgoszczan. Archiwum Historii Mówionej Polskie Radio Lublin, Studio Historii Mówionej, Stowarzyszenie Miłośników Historii Mówionej, Muzeum Nadwiślańskie w Kazimierzu Dolnym, Łódzkie Stowarzyszenie Inicjatyw Miejskich „Topografie”, Stowarzyszenie Dzieci Wojny w Polsce, Stowarzyszenie Edukacji i Postępu STEP, Stowarzyszenie Pokolenie, Studium Polski Podziemnej, Telewizja Polska Redakcja Dokumentalna.

Mamy wreszcie Polskie Towarzystwo Historii Mówionej[34]. Powstało w 2009 roku w Krakowie, zrzeszając badaczy z wielu dyscyplin i reprezentując nas na forum międzynarodowym. Deklarowanym jego celem jest sukcesywne opracowywanie formalnych ram historii mówionej, a tym samym „doskonalenie jej standardów metodologicznych i etycznych” jako obszaru nauki, kultury pamięci i działalności społecznej.

Uwagi końcowe

W przestrzeni akademickiej, w schematach dyscypliny historia mówiona to przede wszystkim metoda wywoływania źródła i narracja historyka, utrzymywana w rygorze metodologicznego warsztatu nauki; na jej wymiar partycypacyjny jako dyskursu historycznego pozostaje miejsce raczej w przestrzeni historii publicznej. W tym wymiarze jednak, gdzie historia mówiona ukazuje się także jako historia świadka, ujawnia się jej pełna wartość poznawcza, etyczna i metodologiczna. Widać tu nareszcie, że partycypacja stanowi rdzeń historii mówionej nawet zredukowanej do metody wywoływania źródła, bo w jej działaniu uczestniczą przynajmniej badacz i świadek, uczestniczący w pamięci zbiorowej i doświadczeniu kulturowej tożsamości. Partycypacja zachodzi tu zatem na wielu płaszczyznach. Przede wszystkim dlatego, że w tego typu badaniu niezbędna jest długotrwała i metodyczna współpraca wielu ludzi, a przede wszystkim potrzebny jest czas i zaangażowanie samego świadka historii oraz badacza wywołującego, rejestrującego i spisującego relację. W późniejszej pracy, z tak pozyskanym źródłem uczestniczą zespoły ludzi, którzy transkrybują i archiwizują, poprawiają techniczną jakość nagrań audio i wideo oraz udostępniają je szerokiemu gronu odbiorców. Partycypacja zachodzi również w głębszym (intelektualnym i emocjonalnym) wymiarze pracy badacza z gotowym i udostępnionym materiałem w jego działaniach w przestrzeni publicznej, np. muzeach. Pytanie zatem, dlaczego we współczesnych społeczeństwach historia mówiona znalazła podatny grunt dla swojego dyskursywnego i organizacyjnego rozwoju? Dobra odpowiedź będzie złożona, dlatego zasługuje na odrębne opracowanie naukowe w perspektywie interdyscyplinarnej. Tym niemniej, trop partycypacyjności wydaje się być tu właściwym, choć pewnie nie jedynym, kluczem do jej rozwiązania. 


[1] Weronika Kudela-Świątek, Awangarda i outsiderzy. Rozważania o polskiej historii mówionej pomiędzy historią publiczną, a dyskusją akademicką, „Wrocławski Rocznik Historii Mówionej” 2015, r. 5, s. 111–139.

[2] Paul Thompson, Głos przeszłości. Wprowadzenie do historii mówionej, przeł. P. Tomanek, Warszawa 2021, s. 63.

[3] Barbara Franco, Public History and Memory. A Museum Perspective, “The Public Historian” 2, no. 19, 1997, p. 66, cyt. za: Wprowadzenie do metodologii historii, red. E. Domańska, J. Pomorski, Warszawa 2023, s. 494. 

[4] American Life HistoriesManuscripts from the Federal Writers’ Project, 1936 to 1940, Library of Congress, https://www.loc.gov/collections/federal-writers-project/about-this-collection [dostęp: 09.06.2024].

[5] Zob. Carl Marziali, Mr. Boder Vanishes, “This American Life”, 2001, https://www.thisamericanlife.org/197/before-it-had-a-name/act-one-7 [dostęp: 09.06.2024].  

[6] Zob. Donald A. Ritchie,  Doing Oral History,  New York 2003, pp. 246n.

[7] Public history brings academic knowledge of the past outside of a traditional classroom and into public settings. This growing field focuses on the practical application of history to meet the needs of the community through museums, federal and state historic sites, media productions and other venues. Public History Program, Georgia Southern University, https://cah.georgiasouthern.edu/history/public-history-program/ [dostęp: 09.06.2024].

[8] Joanna Wojdon, Public History, czyli historia w przestrzeni publicznej, „Klio. Czasopismo poświęcone dziejom Polski i powszechnym” 2015, t. 34 (3), s. 25–41.

[9] Wprowadzenie do metodologii historii, red. E. Domańska, J. Pomorski, Warszawa 2023, s. 490–494. 

[10] Tamże.

[11] Marko Demantowsky, Public History and School, Berlin 2018.

[12] Joanna Wojdon, Public History, czyli historia w przestrzeni publicznej, „Klio. Czasopismo poświęcone dziejom Polski i powszechnym” 2015, t. 34 (3), s. 25–41.

[13] Ewa Woźniak, Public history – studia o przeszłości praktycznie, 2016, https://histmag.org/public-history-studia-o-przeszlosci-praktycznie-13913 [dostęp: 09.06.2024].

[14] Zob. https://www.nck.pl/projekty-kulturalne/projekty/ojczysty-dodaj-do-ulubionych/ciekawostki-jezykowe/partycypowac,cltt,P [dostęp: 09.06.2024].

[15] Nina Simon, The Participatory Museum, Museum 2.0, Santa Cruz 2010 https://participatorymuseum.org/read/ [dostęp: 09.06.2024]. Część druga opracowania poświęcona jest sposobom partycypacji zwiedzających w działalności muzealniczej, analizowanych z perspektywy muzealnika, kuratora i historyka publicznego. 

[16] Marta Kopiniak, Historia mówiona jako narzędzie partycypacji muzealnej, „Wrocławski Rocznik Historii Mówionej” 2021, r. 11, s. 91–94.

[17]Zob. https://dictionary.cambridge.org/dictionary/english/oral-history [dostęp: 09.06.2024].

[18] Zob. https://oralhistory.org/about/do-oral-history/ [dostęp: 09.06.2024].

[19] O historii mówionej, https://teatrnn.pl/historiamowiona/ [dostęp: 09.06.2024].

[20] Historia mówiona,  https://dsh.waw.pl/historia-mowiona [dostęp: 09.06.2024].

[21]Piotr Dobrodziej, Historia mówiona, https://dobrebadania.pl/historia-mowiona-ang-oral-history/ [dostęp: 09.06.2024].

[22] Szkolenia w tym zakresie prowadzi cyklicznie wrocławski Ośrodek ZAJEZDNIA; autorka niniejszej pracy uczestniczyła w nich we wrześniu 2022 roku. Zob. https://www.zajezdnia.org/zajezdnia [dostęp: 09.06.2024].

[23]Oral History Association, https://oralhistory.org/about/principles-and-practices-revised-2009/ [dostęp: 09.06.2024].

[24]Marta Kurkowska-Budzan, Informator, świadek historii, narrator: kilka wątków epistemologicznych i etycznych „oral history”, „Wrocławski Rocznik Historii Mówionej” 2011, 1, s. 9–34.

[25] Zob. Jean-Loup Gassend, Autopsy of a Battle, the Allied Liberation of the French Riviera, August September 1944, Schiffer Publishing (Pennsylvania) 2014. p. 12.

[26]Zob. Alessandro Portelli, The Peculiarities of Oral History, “History Workshop Journal”, no. 12(1), 1981, pp. 96–107.

[27] Oral History Assosiation, https://oralhistory.org/ [dostęp: 09.06.2024].

[28] Oral History Society, https://www.ohs.org.uk/ [dostęp: 09.06.2024].

[29] International Oral History Association, https://ioha.org/ [dostęp: 09.06.2024].

[30] StoryCorps, https://storycorps.org/ [dostęp: 09.06.2024].

[31] Jad wa-Szem, https://www.yadvashem.org/ [dostęp: .09.06.2024].

[32] Post Bellum, https://www.postbellum.cz/ [dostęp: 09.06.2024].

[33] Centrum Historii Zajezdnia Ośrodka Pamięć i Przyszłość we Wrocławiu, https://zajezdnia.org/ [dostęp: 09.06.2024], Fundacja Ośrodka KARTA w Warszawie, https://karta.org.pl/ [dostęp: 09.06.2024] oraz Ośrodek Brama Grodzka-Teatr NN w Lublinie, https://teatrnn.pl/ [dostęp: 09.06.2024].

[34] Polskie Towarzystwo Historii Mówionej, https://pthm.pl/ [dostęp: 09.06.2024].


Bibliografia:




Piękna młodość, dobre czasy?

MARCIN KULA

Piękna młodość, dobre czasy?

Aleksandra Leyk, Joanna Wawrzyniak, Cięcia. Mówiona historia transformacji, Wydawnictwo „Krytyki Politycznej”, Warszawa 2020

Recenzowana książka zdobyła moje serce już w boju wstępnym. Jest pracą z zakresu historii społecznej, dziś mało popularnej. Autorki odnoszą się do historii najnowszej, czyli wchodzą na pole ostrej bitwy, ale to innym pozwalają zabierać głos. Badają socjalistyczny przemysł oraz drogi jego prywatyzacji. Rozpoznanie tych zagadnień jest nie mniej ważnym elementem wiedzy o transformacji niż tropienie tajnych współpracowników i sensowniejszym działaniem w odniesieniu do przeszłości niż przemeblowywanie wizji historii i nazw miejscowych. Co nie najmniej ważne, autorki napisały książkę z bliskiego memu sercu pogranicza historii i socjologii. W kwestii refleksji nad stosunkami pracy w socjalistycznym przemyśle kontynuują drogę, którą w moim otoczeniu szła prof. Małgorzata Mazurek (Socjalistyczny zakład pracy, 2005). Oczywiście zarówno w konwencji socjologii, jak historii można by posuwać się dalej. Autor książki o prywatyzacji zakładów w Bydgoszczy i regionie Sławomir Kamosiński wykorzystał na przykład akta archiwalne dotyczące poszczególnych zakładów (Przedsiębiorstwa w przebudowie, 2015). Sam chętnie widziałbym głębsze zajęcie się autorek kwestią subiektywizmu pamięci. Rozumiem jednak, że grubą książkę trzeba kiedyś zamknąć.

Podstawą studium
są wywiady zebrane przy pomocy studentów socjologii UW – co cieszy, gdyż nie ma
lepszej metody kształcenia niż aktywny udział w badaniu. Przekazane treści
zarysowują dużo realiów PRL. Niektóre z nich są pyszne – na przykład opis
sytuacji, gdy fabryka papieru podejmuje produkcję papieru toaletowego, by mieć
go na wymianę na potrzebne jej części do maszyn z innymi fabrykami. Kierowca
dyrektora fabryki wozi zapas papieru toaletowego jako specyficzny prezent dla
milicjantów zatrzymujących go za wykroczenia drogowe – a oni chętnie
zaspokajają się takim „mandatem”. Dyrektor PolMotu, czyli państwowej firmy
obracającej wyprodukowanymi samochodami, obiecuje ministrowi, ze sprzeda ich
tyle, ile trzeba i gdzie trzeba, ale oczekuje od ministra talonów na samochody
dla pracowników. Wprost mówi mu, że załatwi transakcję, jeśli dostanie talony.
Jest dumny, jak wielu pracownikom dał talony (s. 336: „Tą metodą co siódmy
pracownik przez te cztery lata otrzymał [sic!]
ode mnie [sic!] samochód”). Miejscowy
sekretarz PZPR przestrzega dyrektora czegoś tam przed stosowaniem zachodnich
metod kontroli jakości przy wykorzystywaniu licencji Uniroyal na produkcję
opon. Ten odpowiada: „Prawie mnie pan przekonał. Tylko niech pan przekona
oponę, żeby ona była dobra na sposób socjalistyczny czy kapitalistyczny. Oni
dostarczają system, który ma gwarantować, że ta opona będzie dobra” (s. 290).
Przypomina się przedstawienie STS-u, w którym aktor deklarował: „Nie ma kapitalistycznego
zeszytu w kratkę. Nie ma socjalistycznego zeszytu w kratkę. Jest tylko dobry
lub zły zeszyt w kratkę” (cyt. z pamięci).

Mimo takich
„kawałków” przy lekturze rzuca się w oczy nostalgia udzielających informacje za
minionymi czasami. Zakłady, w których pracowali za PRL, rysują się
sympatycznie, ludzko, jako miejsca, gdzie się żyło życiem wspólnotowym. W
wywiadach wracają wątki opieki nad pracownikami w postaci premii, wycieczek,
organizowania dnia kobiet, funkcjonowania bufetów, stołówek, sklepów
zakładowych, ośrodków wypoczynkowych, udzielania pomocy w sprawach
mieszkaniowych… Pracownicy wspominają nieco rodzinne stosunki między nimi:
obchodzenie imienin, opijanie 1 Maja (wódka w czajniku!)… Mówią o pracy całych
rodzin, nawet kolejnych pokoleń w tych samych fabrykach… Nawet sekretarze PZPR
wspominani są jako tacy, do których można było pójść i uzyskać pomoc. Nie widać
w ich wypadku wielkiego zapału ideologicznego. Przynależność do partii jest z
obu stron traktowana pragmatycznie, nieraz instrumentalnie.

W sumie z tym
systemem – przynajmniej w świetle wspomnień – dawało się współżyć, może nawet
nie było w nim źle. Jest to obraz zupełnie inny niż nasz o takich zakładach,
formułowany z zewnątrz, i ten, który robotnicy ujawnili dosyć masowo w 1980 r.
(Pracownica FSO, która w ramach Solidarności przygotowywała wybory 1989 na
warszawskiej Pradze, s. 382: „Była taka radość, taka euforia, że nareszcie nie
ma tej komuny, tej ciemnoty, którą nam wciskali. Jest nadzieja, że będzie
lepiej. Wtedy wszyscy myśleliśmy jednymi kategoriami”).

Rozmówcy badaczy
dużo mówią o FSO. Ta fabryka była prawie symbolicznym przykładem przemysłu
PRL-owskiego. Powstała od zera, miała stanowić robotnicze przeciwstawienie
urzędniczo-inteligenckiego miasta, była przeogromna… i nic z niej nie pozostało
po transformacji. Byli pracownicy mówią o niej raczej dobrze. No cóż, nie byłem
robotnikiem FSO. Mam jednak pewne wspomnienia o niej – bowiem posługiwałem się
samochodem tam wyprodukowanym. Żerańskie samochody miały zaś pewną fatalną
wadę: często się psuły. Pamiętam, jak kiedyś w zimie wiozłem rodzinę do
Zakopanego dużym fiatem, którego nowy rozrusznik był uprzejmy się zepsuć 50 km
za Warszawą. Ponieważ, zwłaszcza z dziećmi, trzeba czasem na takiej trasie
stanąć, więc starałem się stawać na pochyłych odcinkach szosy – by żona mogła
mnie łatwiej popchnąć. Przy przejeździe w tłoku przez Gorce „modliłem się”, by
silnik nie zgasł – ponieważ pod górę nie można zapalić samochodu „na pych”, a
zatrzymałbym ruch na wąskiej szosie. W szczególności żerańskie samochody
okropnie nie lubiły rano zapalać. W zimie ludzie wręcz brali akumulatory do
domu, by nie słabły. Akumulator to nie piórko. Wszystko było jednak lepsze od
porannego „piłowania” rozrusznika, dobiegającego z każdego kąta parkingu. Do
dziś, gdy słyszę czasem takie piłowanie, myślę: „Co za szczęście, że to już nie
ja!”.

Beznadziejnie
brakowało części zamiennych, a mnie zdarzyła się potrzeba zdobycia całej nowej
karoserii. Inny kierowca zrobił sobie mianowicie garaż w kufrze mojego
samochodu. Ja wyszedłem z tego cało, ale nadwozie do niczego się już nie
nadawało. Zostawmy na boku, jak zdobyłem przydział na nowe – bo bez przydziału
sprawa byłaby beznadziejna. Zdobyłem je jednak. Oznaczonego dnia wynająłem
samochód pomocy technicznej i pojechałem po karoserię. Samochód wjechał wraz ze
mną na teren fabryki rano, gdyż samego kierowcy później by nie wpuszczono.
Kierowca, znający życie, zaraz za bramą poszedł spać – wiedział, że ja przed
końcem dnia nie uporam się z moją karoserią. Sam zaś przystąpiłem do
załatwiania gigantycznych formalności i płatności. Wszystko było zorganizowane
tak, ażebym musiał przemierzać w obu kierunkach teren FSO, mający długość kilku
przystanków tramwajowych – tylko w środku nie było tramwaju. Na dodatek przerwy
śniadaniowe urzędniczek miały charakter kroczący i były chyba skorelowane z
załatwianiem przeze mnie kolejnych etapów sprawy. Każda następna urzędniczka
zaczynała przerwę, gdy ja się do niej zbliżałem. W sprawach motoryzacji każdy,
kto czymś dysponował, miał wówczas silną władzę. Diagnosta lub właściciel
stacji obsługi byli królami. Urzędniczki FSO były więc co najmniej królewnami.

Stopniowo dzień
zbliżał się do końca, a ja do końca mojej drogi i moich sił także. Karoseria
została załadowana na samochód pomocy technicznej. Kolejni nabywcy z
karoseriami na samochodach ustawili się karnie w kolejkę do ostatniego etapu:
kontroli straży przemysłowej. Ta interesowała się specyficznie jedną sprawą:
czy w karoserii nie zamontowano czegoś (np. lusterka), do którego nabywca nie miał
prawa bądź za ten element nie zapłacił. U mojego poprzednika wykryto „nadwyżkę”
w postaci wlewu benzyny. Tłumaczył, że taką karoserię mu sprzedano, że on
przecież tego wlewu nie umieścił w niej sam. Nic nie pomagało. Zdenerwowany
facet wziął więc młotek od najbliższego robotnika i jednym uderzeniem wybił
nieszczęsny wlew (niszcząc go oczywiście i gdzieś odrzucając). Mnie
zakwestionowano jedynie tabliczkę „125p” („Emblemat się panu nie należy”).
Tabliczka na szczęście dała się oderwać ręką.

Gdy porównuję swoje
wspomnieniach z tego dnia spędzonego za murem na Stalingradzkiej (dziś
Jagiellońskiej) – a mógłbym rzecz rozwijać – ze wspomnieniami pracowników
fabryki zawartymi w książce, to czuję zawodowo ekscytujący niepokój. Mam w
końcu przed sobą dwa źródła (moje wspomnienia też są coś warte!). Mówią one co
innego. Jako historyk powinienem z tego wybrnąć. Nie potrafię. Mogę tylko
pytać: czy mojego pokolenia obraz PRL był przesadnie czarny – nawet jeśli sam
nie poczuwałbym się do takiego grzechu? Czy myśmy zwracali uwagę na inne sprawy
niż nasi współobywatele robotnicy? Czy te socjalistyczne fabryki dawały ludziom
coś przypominającego bardziej cywilizację agrarną (wieś sąsiadów skupionych
wokół dziedzica-opiekuna) niż zakład pracy w stylu kapitalistycznym? To byłoby
notabene ciekawe w kontekście obecnego rozgrywania w polskiej polityce hasła
Polski „solidarnej” przeciw „liberalnej” (niezależnie od zakładanej treści tych
terminów). Czy też może zwłaszcza byłym pracownikom żal, że w skrajnym wypadku
– jak w FSO – po sprywatyzowanej na rzecz kapitału zagranicznego fabryce mógł
pozostać pusty plac z resztką ruin? (To też byłoby ciekawe z punktu widzenia
części dzisiejszego dyskursu politycznego!).

A może starsi już
dziś ludzie upiększają swoją młodość w sytuacji, gdy życie na ogół ich nie
pieści? Czy dla różnych przyczyn może przeczerniają nową rzeczywistość? W końcu
nawet w kapitalistycznych fabrykach na świecie istnieją jakieś społeczności
pracownicze, podczas gdy w dzisiejszej Polsce stopień zorganizowania się
robotników w związki zawodowe jest zaskakująco niski. Rozumiem, że atomizację
można odczuwać jako nieprzyjemną zmianę i respondenci mogą się do tego
ograniczyć – ale zagadnienie jest warte dalszych studiów ze strony badaczy.

Może zaś „wydźwięk” (słowo znane w dyskursie komunistycznym!) książki wynika z tego, że osoby przeprowadzające wywiady, należące już do następnego pokolenia, nie dociskały opowiadających, gdyż same inaczej patrzą na PRL niż my – a dokładniej niż wielu z nas patrzało zwłaszcza w trakcie końcowej kompromitacji systemu i po jego upadku? Zmiana postrzegania, a nawet częściowa rehabilitacja zjawiska w kolejnych pokoleniach badaczy nie jest nowa w dziejach historiografii. Na dzień dzisiejszy skonstatujmy, że niezależnie od tego, na jakim obrazie stanie za 100 lat, lepsza jest różnica spojrzenia niż budowanie jednolitej, chwalebnej wizji historii kraju bohaterskiego i dumnego.

Redakcja językowa: Beata Bińko




Żołnierze ludowego Wojska Polskiego w perspektywie historii mówionej

Realizacja: dr hab. Piotr Witek (IH UMCS)
Współpraca: Andrzej Włoch


O książce dyskutowali:

Prof. UŁ Kaja Kaźmierska (Uniwersytet Łódzki)
Dr Jarosław Pałka (Archiwum Historii Mówionej Domu Spotkań z Historią)
Michał Durakiewicz (Instytut Pamięci Narodowej Oddział w Lublinie)
Prowadzenie: Wioletta Wejman (Ośrodek „Brama Grodzka – Teatr NN”)

Kaja Kaźmierska – socjolog, doktor habilitowany, profesor Uniwersytetu Łódzkiego. Specjalizuje się w badaniach biograficznych, zagadnieniach tożsamości i pamięci biograficznej. Autorka m.in. książki Doświadczenia wojenne Polaków a kształtowanie tożsamości etnicznej. Analiza  narracji kresowych oraz Biografia i pamięć. Na przykładzie generacyjnego doświadczenia ocalonych z Zagłady.
Jarosław Pałka – doktor historii. Zajmuje się realizacją nagrań wywiadów biograficznych. Współtworzy serwisy Relacjebiograficzne.pl i Audiohistoria.pl. W jego kręgu zainteresowań znajduje się historia wojskowości. Autor m.in. monografii Generał Stefan Mossor (1896–1957) oraz Michał Żymierski 1890–1989.

Spotkanie było częścią cyklu „Spotkania w Bramie” organizowanego przez portal Ohistorie.eu wraz z Ośrodkiem „Brama Grodzka – Teatr NN”. Jest to cykl otwartych seminariów humanistycznych pod patronatem Towarzystwa Historiograficznego, poświęconych historii Lubelszczyzny i tematyce badań nad Europą Środkowo-Wschodnią.