Wycinanki (166) L`ordre du jour, the order of the day, Die Tagesordnung
WOJCIECH WRZOSEK
Wycinanki (166)
L`ordre du jour, the order of the day, Die Tagesordnung
Eric Vuillard otrzymał nagrodę Goncourtów w 2017 roku za „Porządek dnia” [1] . Szesnaście fabularyzowanych kadrów, mniej więcej, 10-stronicowych obrazów historycznych. W jakim sensie historycznych, pozostaje nam ustalić.
Opinie zamieszczone na okładce brzmią jak formuły promujące.[2] Mało tego, Wall Street Journal, bezceremonialnie:
„Majstersztyk. Vuillard odziera historię z zakłamania i relatywizacji. Pokazuje wydarzenia takie, jakie naprawdę były”[3]
Nowojorska gazeta dekretuje o prawdziwości, o prawdzie… Zobaczmy jakie środki perswazji Vuillarda skłoniły poważną gazetę do tak stanowczej opinii.
*
Na pierwszej okładce znajdujemy anons wydawnictwa:
„Nazistowskie Niemcy mają swoją legendę. Postrzegamy je przez pryzmat nowoczesnej i szybkiej armii, która wydawała się niezwyciężona. A co, jeśli za kulisami ich pierwszych decyzji i poczynań kryły się raczej nieczyste, ordynarne interesy?”
To jednak coś innego niż taka oto informacja:
„L’Allemagne nazie a sa légende. On y voit une armée rapide, moderne, dont le triomphe parait inexorable. Mais si au fondement de ses premiers exploits se découvraient plutôt des marchandages, de vulgaires combinaisons d’intérêts ? Et si les glorieuses images de la Wehrmacht entrant triomphalement en Autriche dissimulaient un immense embouteillage de panzers ? Une simple panne ! Une démonstration magistrale et grinçante des coulisses de l’Anschluss par l’auteur de Tristesse de la terre et de 14 juillet.[4]
Według mnie, to jest opowieść o kulisach panowania nazistów i ich ekspansji, o naiwności i bezradności świata elit bezbronności mas wobec przejawów i jawnych aktów zła.
*
Pozostawiając wrażenia oczywiste tym, którzy podejmą trud przeczytania tych 145 stroniczek, zastanówmy się w czym powab i urok narracji Erica Vuillarda. Przy czym powab to bynajmniej nie tylko powierzchowna atrakcyjność literacka, lecz zwłaszcza ironiczny, sarkastyczny styl, który nie oszczędza tych zwykle naiwnie dobrych, ani odruchowo złych, hipokrytów, ani cyników. Vuillard przekonuje, że zło to elity po obu stronach konfliktów dyplomatyczno-politycznych a i później stron katastrofy wojennej. Dobro, to w gruncie rzeczy ofiary przemocy historii.
Cóż zatem wyciąć z L`ordre du jour? Wycinam, prosząc o wyrozumiałość tych, którzy po wielokroć ode mnie tu słyszeli, że wycinać z literatury pięknej i smutnej, to akt grzeszny. Robię tak, aby zachęcić, zwłaszcza adeptów Clio: przeczytajcie:
„Słuchali. Treść wystąpienia sprowadzała się do tego, co następuje: należy skończyć ze słabym państwem, usunąć zagrożenie komunistyczne, zlikwidować związki zawodowe i doprowadzić do tego, by każdy przedsiębiorca mógł być fürerem we własnym zakładzie. Przemówienie trwało pół godziny. Kiedy Hitler skończył, Gustaw wstał [5], wysunął się krok do przodu i w imieniu wszystkich obecnych gości podziękował, że wreszcie otrzymali klarowne przedstawienie sytuacji politycznej. Kanclerz zamienił jeszcze przed wejściem parę słów z każdym z zebranych, Winszowano mu, prawiono uprzejmości. Starzy przemysłowcy najwyraźniej poczuli ulgę. Zaraz po wyjściu Hitlera głos zabrał Göring, który nieco innymi słowami powtórzył dobitnie kilka myśli, a następnie wspomniał raz jeszcze o wyborach zaplanowanych na 5 marca, to wyjątkowa okazja, by wyjść z impasu, w jakim znalazły się Niemcy. Do przeprowadzenia kampanii potrzebne są jednak pieniądze; otóż partia narodowo-socjalistyczna nie ma już złamanego grosza, a zbliża się czas kampanii wyborczej, W tym momencie Hjalmar Schacht powstał, uśmiechnął się do zgromadzonych i rzucił: A teraz, panowie, przejdźmy do kasy!”[6]
Eric Vuillard dookreśla zaprezentowane powyżej spotkanie:
„Po to jednak, by lepiej zrozumieć, czym było spotkanie 20 lutego, by uchwycić jego ponadczasowe tło, należy teraz nadać wszystkim tym ludziom ich właściwe imiona.[7] (…)
Żaden z tych dwudziestu czterech nie nazywa się zatem Schnitzler ani Witzleben, ani Schmitt, ani Finck, ani Rosterg, ani Heubel, jakby na to wskazywały akta stanu cywilnego. Nazywają się BASF, Bayer, Agfa, Opel, I.G Farben, Siemens, Allianz, Telefunken. Znamy ich pod tymi nazwami – i to bardzo dobrze. Są wszędzie wśród nas, między nami. Są naszymi samochodami, pralkami, środkami czystości, elektronicznymi budzikami, ubezpieczeniami naszych domów, bateriami w naszych zegarkach. Są wszędzie pod postacią przedmiotów. Są naszą codziennością. Leczą nas, ubierają, oświetlają, wożą po drogach całego świata, kołyszą do snu. A dwudziestu czterech jego Mosiów obecnych owego 20 lutego w pałacu przewodniczącego Reichstagu to nic innego jak tylko mandatariusze, duchowieństwo wielkiego przemysłu: kapłani Ptaha. I zachowują kamienny spokój, niczym dwadzieścia cztery arytmometry u wrót do Piekieł.”[8]
[1] Eric Vuillard, Porządek dnia. Z języka francuskiego przełożyła Katarzyna Marczewska, Kraków 2023; (org. L`ordre du jour, Actes du Sud 2017, p. 160.
[2] „Z książki Vuillarda płynie lekcja politycznej moralności. Autor pokazuje, jak małej grupie ludzi za pomocą kłamstw i gróźb udało się otumanić naród i wywołać światową katastrofę” (Bernard Pivot, przewodniczący jury nagrody Goncourtów)
[3] E. Vuillard, Porządek dnia…, okładka.
[4]; http://www.bnfa.fr/livre?biblionumber=50204#notice-resume
[5] Gustaw Krupp, potentat przemysłowy, symbol potęgi przemysłowej opartej o przemysł ciężki.
[6] E. Vuillard, Porządek dnia…, s. 18-19
[7] Tamże, s. 20
[8] Tamże, s. 22.
[9] „Przyroda jest książką dla analfabetów”/Eric Vuillard