Wycinanki (81)

WOJCIECH WRZOSEK

Wycinanki (81)

Nie tylko w omówionej tydzień temu kwestii José Ortega y Gasset wykazał się śmiałością i odwagą. Zdecydował się bowiem poruszyć sprawę już/jeszcze wtedy, gdy wygłaszał i publikował tezy z La Rebelión de las Masas, wymagającą śmiałości. I odwagi. Śmiałość to subiektywne dopuszczenie tematu niekonwencjonalnego do publicznego osądu. To podjęcie zagadnienia być może niegodnego przyzwoitego, konserwatywnego towarzystwa. Odwaga to brak obawy o reakcję socjety, w tym w jakiejś mierze akademickiej, a także opinii publicznej, zwłaszcza gdy spodziewana jest reakcja nieprzychylna.

Rozumiemy chyba te aspekty sprawy, bo i dzisiaj pewnie są tacy, którzy wzbranialiby się przed podjęciem tego tematu z uwagi na poprawność polityczną, przymusy doktryny równościowej, niepewność co do tego, kto ma legitymację do roztrząsania takich kwestii. Na przykład kto ma prawo orzekać, że ktoś jest głupi, skoro panuje już wstrzemięźliwość w dekretowaniu, kto jest nieinteligentny. Zauważmy, że z łatwością deklarujemy posiadanie cechy opozycyjnej: mądrości i inteligencji. Powiadamy już o dwuletnim dziecku: „ale to mądra dziewczynka, wszystko wypiła”[1], lub orzekamy, że futbolista zagrał inteligentnie,  gdy tylko piłka udatnie odbiła się od jego głowy. Rzadziej zaś orzekamy (to, widać, jakieś tabu), że ten student jest „chronicznie nieinteligentny” i nie nadaje się na studia. Z kolei inteligentnym człowiek okazuje się już wtedy, gdy jest sprytny, czegoś wyuczył się na pamięć, podlizuje się dyrektorce, rodzice dali na remont stołówki. Mądry jest uczeń, gdy pozwala się poniżająco traktować i nie protestuje, itd. Mądra jest studentka, gdy nie reaguje na kabotyńskie i seksistowskie uwagi świeżo upieczonego doktora czy uznanego profesora.

Otóż Ortega y Gasset ośmielił się użyć terminów tonto i el vulgar (la vulgaridad intelectual)[2].

Odważył się zacytować i kontynuował myśl Anatola France’a:

Dlatego Anatol France zwykł był mawiać, że człowiek głupi jest znacznie bardziej szkodliwy niż zły, a to dlatego, że ten drugi czasami odpoczywa, podczas gdy głupiec nigdy[3].

Nie chodzi o to, że człowiek masowy [w oryg. el hombre masa – W.W.] jest głupi. Wręcz przeciwnie, dzisiaj jest bystrzejszy i ma większe zdolności intelektualne niż jego poprzednicy w jakiejkolwiek innej epoce. Ale zdolności te do niczego mu nie służą; co więcej, niejasne poczucie, że je posiada, prowadzi jedynie do tego, że jeszcze szczelniej zamyka się w sobie, zupełnie ich nie wykorzystując. Raz na zawsze uznaje za święty zbiór komunałów, szczątków idei, przesądów czy po prostu pustych słów, które za sprawą przypadku nagromadził w swoim wnętrzu, by potem ze śmiałością, którą wytłumaczyć można tylko naiwnym prostactwem, narzucać je innym. To właśnie uznałem, w pierwszym rozdziale tego eseju, za cechę charakterystyczną dla naszych czasów: nie to, że człowiek pospolity wierzy, iż jest jednostką nieprzeciętną, a nie pospolitą, lecz to, że żąda praw dla pospolitości czy wręcz domaga się tego, by pospolitość stała się prawem[4].

Hiszpańskiemu myślicielowi chodzi nie o to, aby mieć pretensje, że głupiec, dureń, tuman, ciemniak, tępak… (w okolicznych wobec kultury hiszpańskiej rejonach są jeszcze inne określenia bliskoznaczne, w tym i mocno obraźliwe) jest, jaki jest. W różnych kontekstach problemowych te indywidualizujące odniesienia charakteryzują zasadniczą dla José Ortegi y Gasseta kategorię El hombre masa; czasami to jest pospólstwo, czasami tłuszcza, będąca tu kategorią socjologiczną, upodmiotawiającą procesy, o które socjologowi chodzi. Powstaje pytanie, czy kategorie indywidualistyczno-osobowościowe nie przenoszą cech im przysługujących na zjawiska masowe i procesy społeczne, o których tu mowa, a które są jakoby jakościowo różne.


[1] Przy tym już znacznie rzadziej powiadamy: „mądry wujek”, gdy wujek wypił wszystko i poszedł kupić więcej…

[2] Zob. przyp. 4.

[3] J. Ortega y Gasset, Bunt mas, tłum. P. Niklewicz, Warszawa 1995, s. 69. „Często zadawałem sobie następujące pytanie: nie ulega wątpliwości, że dla wielu ludzi zawsze jedną z najprzykrzejszych udręk życiowych były kontakty czy wręcz zderzenia z głupotą bliźnich. A zatem jak to jest możliwe, ze nigdy nie pokuszono się – o ile mi wiadomo – o jakieś studium na ten temat, o napisanie eseju o głupocie?” – odnotował w przypisie (tamże, przyp. z gwiazdką).

[4] Tamże, s. 69. „Esto es lo que en el primer capítulo enunciaba yo como característico en nuestra época: no que el vulgar crea que es sobresaliente y no vulgar, sino que el vulgar proclame e imponga El derecho de la vulgaridad o la vulgaridad como un der echo” (wyróżnienia moje – W.W.). Ja tłumaczyłbym – chyba z duchem języków romańskich el vulgar jako prostak, tłumacz zaś jako człowiek pospolity. Po polsku prostak jest bliższy głupcowi i durniowi, o których traktuje Ortega y Gasset. Tonto (głupiec = dureń) jest figurą w jego narracji, nie człowiek – powiedziałbym – ledwie pospolity. Pospolity bliski jest raczej określeniom: normalny, standardowy, typowy, średni. Głupiec i dureń to jednak inna kategoria. W rezultacie fragment ten brzmiałby w moim ujęciu tak: „To właśnie w pierwszym rozdziale zadeklarowałem – cechą charakterystyczną naszych czasów jest nie to, że prostak myśli, iż jest wybitny, a nie pospolity, lecz to, że głosi i żąda praw dla prostactwa, wręcz domaga się, aby prostactwo stało się prawem”.


Korekta językowa: Beata Bińko