Wycinanki (57)

WOJCIECH WRZOSEK

Wycinanki (57)

W zasadzie możemy zaufać szwedzkiemu podróżnikowi i odkrywcy, gdy donosi o kilkunastu czasownikach na oznaczenie ruchów głowy aligatora w dyspozycji plemienia Cunas. Ten aspekt istnienia gadów nie znajduje się w pogotowiu poznawczym ówczesnych i bodaj współczesnych badaczy[1].

Domyślam się, że nasz nieodżałowany podróżnik i odkrywca, jak i nieodżałowany eseista Paul Valéry zakładali dla Cunas nowożytny horyzont kulturowy. Być może dlatego, że mieli zamiar nam o liściach z Cunas zakomunikować? Nie trzeba chyba dodawać, że Nordenskjöld bez pomocy miejscowych, bytując z nimi, nie dopracowałby się sam tego odkrycia. Tego typu wiedza o „gestykulacji i mimice” aligatora nie pochodzi z bezpośredniej percepcji zmysłowej. W pogotowiu poznawczym Szweda nie pojawiłoby się zadanie rejestracji i interpretacji ruchów głowy zwierzęcia. Zarejestrował natomiast osobliwości języka miejscowych. W nim odnalazł owe stany liści.

Tak jak możemy rozważyć wspólnotową percepcję Cunas, tak nie możemy dotrzeć do językowych świadectw percepcji człowieka paleolitu. Śmiałą, godzącą w nasz zdrowy rozsądek tezę zgłasza filozofka kultury Anna Pałubicka[2]:

Jeśli w danej kulturze nie ma słów i pojęć nazywających dany stan rzeczy i nieznane są sposoby posługiwania się słowami i stanami rzeczy, to owe stany rzeczy nie mają kulturowo-realnego istnienia w danej kulturze. W odniesieniu do kamieni i gór stwierdzę, że jeśli w danej kulturze nie używa się pojęcia kamienia czy góry (nie istnieją odpowiednie słowa je nazywające) oraz podmioty ludzkie do niczego nie używają tych tworów natury (chociaż trudno wyobrazić sobie taką kulturę otoczoną górami), to one dla nich nie mają kulturowo-realnego istnienia, które tu rozważam.

Zwróćmy uwagę – kontynuuje Pałubicka – np. na węgiel w kulturze paleolitu i późniejszych epokach na Śląsku. Nie używano w tej epoce węgla kamiennego i chyba nie operowano pojęciem węgla kamiennego […], więc nie było potrzeby nadawania mu kulturowo-obiektywnego istnienia, aczkolwiek wiemy dziś, że „pod stopami” tych plemion znajdowały się złoża tego minerału. Dla ludzi paleolitu węgiel nie istniał podmiotowo, w sposób kulturowo-obiektywny, a dla nas współczesnych jego realne istnienie na Śląsku nie podlega dyskusji[3].

Podobnie, olej skalny, czarne złoto, ropa naftowa to tylko trzy historyczne nazwy na – jakby powiedział zagorzały prezentysta/obiektywista – mieszaninę węglowodorów w stanie ciekłym, stałym i gazowym występującą w stanie naturalnym. Przypisywanie współczesnego, choćby potocznego, znaczenia terminu „ropa naftowa” ropie naftowej sprzed stu kilkudziesięciu z czasów lampy naftowej Łukasiewicza jest interpretacją aktualizującą. Z kolei analogicznie tłumaczenie terminu „olej skalny” na określenie „mieszanina węglowodorów” lub „ropa naftowa” jest już skrajnym prezentyzmem, który dla dyskursu historycznego jest przy okazji radykalnym ahistoryzmem. Wedle mojego rozumienia, lampa Łukasiewicza jest bliższa swym kulturowym przodkom jak olej skalny niż petrochemicznemu znaczeniu dzisiejszej ropy naftowej[4].


[1] To domniemanie jest o tyle ryzykowne, o ile nie zbadałem przecież, czy praktyki Cunas nie wniosły swoich intuicji do badań ówczesnych i współczesnych zoologów.

[2] Od razu zaznaczę, że zgodnie ze słynną deklaracją Alberta Einsteina „jeśli nie grzeszyć przeciw zdrowemu rozsądkowi, do niczego dojść niepodobna” oraz znakomitym ujęciem zagadnienia przez Ernesta Nagla traktuję kategorię zdrowego rozsądku jako potoczne myślenie praktyczne, neutralne aksjologicznie, opisowe, jeśli to możliwe. E. Nagel, Wprowadzenie: Nauka i zdrowy rozsądek, w: tegoż, Struktura nauki. Zagadnienie logiki wyjaśnień naukowych, tłum. J. Giedymin, B. Rassalski, H. Eilstein, Warszawa 1970, s. 11–22.

[3] A. Pałubicka, Narzędzie i rzecz w interpretacji kulturoznawczej, w: Heidegger w kontekstach, red. N. Leśniewski, Bydgoszcz 2007, s. 123.

[4] Historycznie rzecz biorąc, ścieżka olej skalny/ropa naftowa symbolicznie realizuje się w działalności Ignacego Łukasiewicza. Jako farmaceuta pracował nad zastosowaniami oleju skalnego do celów leczniczych. Frakcjonowanie ropy naftowej to kontynuacja tradycji farmaceutycznych oraz praktykowania oleju skalnego jako palnej mazi do sporządzania pochodni. Oświetlania pomieszczeń, pochodów… Z jednej strony spalanie nafty jako źródło oświetlenia (lampa Łukasiewicza jako oświetlenie dla nocnej operacji chirurgicznej we Lwowie (31 sierpnia 1853 r. w szpitalu Łyczakowskim) i oświetlenie witryn apteki, z drugiej uzyskanie frakcji nafty jest powodem, aby akt skonstruowania tzw. lampy naftowej był zarówno ariergardą oleju skalnego jako źródła światła, jak i awangardą przemysłu petrochemicznego.


Korekta językowa: Beata Bińko




Wycinanki (55)

Poprosiłem onegdaj ekspedientkę o tkaninę i wskazałem ją palcem. Ta zajebista? – zapytała. Jaka? – odrzekłem, zaskoczony. Ta ciemnofioletowa, zajebista? – powtórzyła dziewczyna. Gdy ujawniłem jej ewentualny źródłosłów tego określenia, przeprosiła i powiedziała, że myślała, iż fioletowy z połyskiem to zajebisty. Przez chwilę nawet nie chciała mi wierzyć. Była autentycznie skonfundowana[1].

Nazwy kolorów w języku walijskim – referuje Hjelmsleva Alan Barnard – różnią się od nazw kolorów w języku polskim, ponieważ walijski ma mniej nazw. Walijskie słowo gwyrdd obejmuje więcej odcieni niż polska nazwa koloru zielony. Walijski glas obejmuje część odcieni klasyfikowanych przez język polski jako zielony, wszystkie jako niebieski i część jako szary i część jako brązowy[2].

Jeśli porównamy słowa „drzewo” (tree), niewielki las (woods) i „las” (forest) w językach duńskim, niemieckim i francuskim, spostrzeżemy brak dokładnej odpowiedniości nawet między niemieckim a francuskim, które mają tę samą liczbę nazw. Zostało to przedstawione w tabeli […]. Francuska kategoria bois (z grubsza „las” /wood/, „niewielki las” /woods/, „obszar leśny” /woodland/ jest szersza niż niemiecka Holz (z grubsza „las” /wood/ lub „niewielki obszar zalesiony” /small wooded area/. Francuska kategoria forêt (oznaczająca „duży las” /forest/) jest węższa niż niemiecka Wald (obszar leśny /woodland/ lub nieduży las /small forest/). Aby powiedzieć „duży las” we francuskim i angielskim sensie tego słowa, język niemiecki zazwyczaj precyzuje groβer Wald („większy las” /larger forest/)[3].

Żaden język nie klasyfikuje wszystkiego. W przypadku kolorów byłoby to niemożliwe, skoro istnieje nieskończony stopień naturalnej zmienności zarówno długości fali świetlnej (od czerwonego do fioletowego), jak i intensywności światła (od ciemnego do jasnego). Języki tworzą znaczenie, tworząc strukturę – kultury postępują tak samo. Czasem struktura ta jest wyraźnie językowa, tak w przypadku klasyfikacji kolorów lub słów oznaczających rzeczy, które mają coś wspólnego z drzewami. Innym razem tak nie jest, czego przykładem są reguły etykiety lub odpowiedni styl ubioru[4].

Zgoda, język jak dotąd – nie nadąża za bogactwem (nieskończonym) naturalnej różnorodności widma światła, ponieważ praktyka kulturowej percepcji/recepcji barw nie wymaga okiełznania nieskończonej nieodróżnialności długości fali świetlnej. Dopóki w praktyce nie wadzi nam nieskończoność liczb, dopóty nie powinna nam wadzić skoordynowana z nią nieskończona różnorodność barw widma światła czy nieskończoność jasności. Czy Barnard zakłada dodatkowo, że w kwestii widma światła, jak i intensywności, faktury…, będących także rezultatem współczesnego wyrafinowania technologicznego, osiągnęliśmy kres? Percepcja kolorów, jak się wydaje, jest rezultatem mentalnego a priori, które stanowi spontaniczna praktyka. Zauważmy, że współczesna technologiczna praktyka wspólnotowa ma charakter globalny.

Orzekanie o wartościach zmysłowych jest więc zrelatywizowane do typu wspólnotowej praktyki. Przybysz spoza szczepu Cunas – wedle relacji Nordenskjölda, którą przytacza Paul Valéry – potraktowałby głowę aligatora jako obiekt nic nieznaczący. Możliwe, że zapytałby, co to za zwierzę. Podobnie przedstawiciel szczepu Cunas poza swoim środowiskiem kulturowym nie dokonywałby ku zaskoczeniu autochtonów wielu podstawowych dla białych obserwacji zmysłowych.

Rozumienie Paula Valéry (z drugiej połowy lat trzydziestych XX w., doniesienia Nordensjölda bodaj z początku lat trzydziestych) poddane tu zostało namysłowi prawie sto lat później. Wszystkie te perspektywy czasowe to różne horyzonty poznawcze.

„W filozofii dyskutowano ostatnio – pisał Thomas S. Khun – ściśle związany z tym problem (z tym tj. problemem wzbogacenia słownictwa i równoległego stosowania języków wzajem nieprzekładalnych – WW) tak zwanych szmaragdów koloru g r u e (grue termin zbity z angielskiego Green – zielony i b l u e – niebieski; uwaga tłumacza). Przedmiot jest g r u e  jeśli w czasie wcześniejszym od t stwierdzono, iż jest zielony, lub jest niebieski. Paradoks polega na tym, iż ten sam zbiór obserwacji dokonanych przed czasem t potwierdza dwa niezgodne ze sobą uogólnienia: „wszystkie szmaragdy są  g r u e”. (Szmaragd koloru g r u e  nie badany przed czasem t może być tylko) Również i w tym przypadku rozwiązanie zależy od oddzielenia słownictwa zawierającego normalne terminy deskryptowane jak „niebieski”, „zielony” i tak dalej od słownictwa zawierającego terminy g r u e , bleen oraz inne odpowiadające różnym obszarom widma. Jeden zbiór terminów umozliwia indukcję , drugi – nie. Jeden przydatny jest do opisu świata, drugi tylko do specjalistycznych rozważań filozoficznych. Kłopoty powstają wówczas tylko, gdy oba zbiory, niosące wzajemnie niezgodne fragmenty wiedzy o świecie, używane są łącznie, nie istnieje bowiem świat, do którego stosowałoby się tak rozszerzone słownictwo”[5]

Wszystko, co kulturowe, jest historyczne. Tak zwane kultury stacjonarne i tak postrzegane są historycznie[6].

Nie ma niczego, co nie byłoby kulturowe. Wszystko, co kulturowe, jest historyczne.


[1] Notabene, czy wystarczy nam praktycznych, np. handlowych, nazw na możliwe barwy z widma oferowane w sprzedaży np. farb ściennych? Czy potrzebne nam określenie „ziebieski” (cyjan turkusowy)? A „zajebiały”?, http://historiasztuki.com.pl/NOWA/30-00-01-KOLOR.php. Nazwy barw lakieru samochodowego wabią klientów na lep egzotyki czy unikatowości. Czyżby niebawem miały być oferowane tylko cyfrowym oznaczeniem fragmentu widma światła czy pasma fabrycznej barwy? Nauka i technika współczesna daje człowiekowi szansę odróżniania barw za pomocą instrumentarium wyręczającego wzrok? Odróżnianie barw nie byłoby możliwe dla Cunas ani spostrzegawczych następców Nordenskjölda, tj. dla zmysłów nieuzbrojonych we współczesne instrumenty pomiarowe.

[2] Zob. E. Ardener, Social antropology and language (1971), w: The Voice of Prophecy and Other Essays (1970–1987), red. M. Chapman, Oxford 1989, s. 9–12, cyt. za: A. Barnard, Antropologia. Zarys teorii i historii, tłum. S. Szymański, Warszawa 2016, s. 213–214; L. Hjelmslev, Prolegomena do teorii języka (oryg. 1943), w: Językoznawstwo strukturalne. Wybór tekstów, red. H. Kurkowska, A. Weinsberg, Warszawa 1979, s. 44–137. Miałem tylko wydanie włoskie, wiadomo, ze pierwsze wydanie tego dzieła ukazało się po francusku: Principes de grammaire générale (1928).

[3] A. Barnard, Antropologia…, s. 213–214.

[4] Tamże, s. 214.

[5] Thomas S. Kuhn, Możliwe światy w historii nauki (sympozjum noblowskie – sierpień 1986),  przełożył Stefan Amsterdamski, Literatura Na Świecie, nr 5 (238), Warszawa, maj 1991, s. 138.

[6] Najlepszą książką wczesnego Jerzego Topolskiego jest esej Świat bez historii, Warszawa 1972, wyd. 2, Poznań 1998. Tu rekomenduję część drugą, która nadała tytuł całości.


Korekta językowa: Beata Bińko




Wycinanki (54)

WOJCIECH WRZOSEK

Wycinanki (54)

Wycinam na początek z Paula Valéry, który pisał w końcu lat trzydziestych[1]:

Powracając do interesującej kwestii języka wyspecjalizowanego, chciałbym przypomnieć czytelnikowi – skoro zostało ustalone, że na tych stronicach będę mógł mówić o wszystkim, na co mam ochotę – iż ludy prymitywne czy dzikie, których zdolność obserwacji pozostaje w takim stosunku do naszej jak powonienie psa do powonienia człowieka, rozwijają swoje słownictwo stosownie do ilości odcieni, jakie postrzegają w stanie rzeczy czy osób. Nieodżałowany uczony szwedzki Nordenskjöld[2], który przed kilkoma laty badał rejon Panamy, podaje, że mieszkający tam szczep Cunas ma nazwy dla rozmaitych pofałdowań listowia zależnych od pory dnia czy wiatru i rozporządza czternastu czasownikami na oznaczenie czternastu ruchów głowy aligatora[3].

Erland Nordenskjöld (z prawej) w regionie Gran Chaco, Argentyna, 1908–1909. Fotografia z Indianlif i El Gran Chaco (Syd-Amerika) autorstwa Erlanda Nordenskjölda, 1910

Przykład ten nie zaskakuje, zwłaszcza że od wielu lat za klasyczny wzór uchodzą zdolności Inuitów[4], którzy odróżniają podobno kilkadziesiąt odcieni czy raczej kolorów, a może i stanów śniegu, które my zwykle określamy jako biały. Sami zaś dysponujemy nazwami dla kilku ledwie jego odmian.

Kobiety rozpoznają więcej odmian bieli niż mężczyźni. Bywa i tak, że dla kobiet niektóre kolory nie są odmianami bieli, a wiele „niebiałych” barw jest przez mężczyzn brane za białe. Projektantki/projektanci strojów ślubnych odróżniają jeszcze więcej odmian bieli niż kobiety. Ergo, projektanci sukien ślubnych odróżniają więcej bliskobiałych barw niż panny młode. Dojrzałe panny młode rozpoznają mniej odcieni bieli niż młodociane.


[1] P. Valéry, Degas, taniec, rysunek, tłum. Joanna Guze, Wydawnictwo Pavo, Warszawa 1993 (wyd. 1 oryg. 1938).

[2] Erland Nordenskiöld, in full Nils Erland Herbert Nordenskiöld (born July 19, 1877, Strömm, Sweden – died July 5, 1932, Stockholm), Swedish ethnologist, archaeologist, and a foremost student of South American Indian Culture. […] His final expedition took him to the Chocó and Kuna (Cuna) Indians of Colombia and Panama (1927). Pioneering in methods of mapping the distribution of many elements of South American culture, he succeeded in developing a remarkably clear reconstruction of cultural history in an area of considerable complexity; https://www.britannica.com/biography/Erland-Nordenskiold. Tłumaczone na język polski nazwisko szwedzkiego badacza jest pisane z „j” w środku.

[3] P. Valéry, Degas, taniec…, s. 104.

[4] Problematykę tę zawdzięczamy bodaj Franzowi Boasowi z 1911 r.: The Mind of Primitive Man (wyd. poprawione, New York 1938).


Korekta językowa: Beata Bińko