Wycinanki (68)

WOJCIECH WRZOSEK

Wycinanki (68)

Wspominany już na tych łamach wybitny badacz cywilizacji antycznych Paul Veyne do swej cieszącej się uznaniem Comment on écrit l’histoire, wydanej w 1971 r., dodał już do kolejnego wydania dodatek pt. Foucault rewolucjonizuje historię, w którym zaprezentował się jako admirator twórczości Michela Foucault.

Gdy tylko cierpliwy czytelnik wygrzebie się z zawiłości opowieści Veyne’a o zaniku walk gladiatorów w czasach chrześcijańskich, po drodze pozwala nam zasmakować francuskiej rewolucyjnej śmiałości, kiedy stwierdza: „dla sekciarzy takich jak chrześcijanie nagość jest bardziej gorsząca niż krew gladiatorów”[1]. W końcu autor biografii Foucault prowadzi nas ku kilku radykalnym opiniom o nim. Nie miejsce tu na wikłanie się w pojęcia. Odsyłamy do kilku podjętych w imieniu historyków wysiłków interpretacyjnych[2].

Tak oto zwierza się Paul Veyne:

Kiedy zacząłem czytać Foucault, widziałem drzewa, ale lasu nie dostrzegałem. Powiedziałem sobie: „Foucault uprawia historyzm, uważa, że wszystko jest historyczne. My, w szkole Annales, myślimy tak samo […]. Oceniłem zatem, że Foucault (i myślę, że tak jest w przypadku wielu historyków) w rzeczywistości nie powiedział nic więcej niż to, o czym my wszyscy historycy myśleliśmy, a mianowicie wszystko jest historyczne, nic więcej[3].

Wydaje mi się, że filozoficzna wielkość dzieła Foucault wynika z tego, że udało mu się usystematyzować intuicje, które wprawdzie są częścią zdrowego rozsądku naszych czasów i które wielu z nas, o podobnej wrażliwości intelektualnej, czuje, domniemywa, wie, ale nie potrafi spójnie wyartykułować[4].

Zamiast uchwycić problem w jego prawdziwym centrum, jakim jest praktyka, wychodzimy od końca, od obiektu, co sprawia, że kolejne praktyki podobne są do reakcji na ten sam „materialny” czy racjonalny obiekt, który byłby uprzednio dany[5].

Dla autora Le Pain et le cirque motywem stale powracającym w myśleniu o Foucaultowskiej koncepcji historii, jest problem praktyki, która ustanawia sens historyczny obiektów. Obiekty to zdarzenia, tyle że to nie atomy historii politycznej, lecz unikatowe skupienia sensu. Koncentraty myśli wyznaczające historyczny sens konkretnym fenomenom.

Wszystko krąży wokół tego paradoksu, który jest centralną i najbardziej oryginalną tezą Foucaulta: to, co zostaje zrobione, obiekt, wyjaśnia się przez to, czym w każdej chwili historii było robienie; mylnie wyobrażamy sobie, że robienie, praktyka, wyjaśnia się dzięki temu, co zostaje zrobione[6].

To „robienie” ustanawia coś, co nazywam tu historycznym sensem obiektu.

Kiedy pokazałem Foucaultowi niniejsze rozważania, rzekł mi mniej więcej coś takiego: Osobiście nigdy nie napisałem: „szaleństwo nie istnieje”, ale można to napisać. Dla fenomenologii bowiem szaleństwo istnieje, lecz nie jest rzeczą, podczas gdy należy powiedzieć odwrotnie, że szaleństwo nie istnieje, ale nie jest przez to niczym. […] Nie istnieje „odwieczny problem” szaleństwa, owego domniemanego obiektu naturalnego, który niczym wyzwanie prowokowałby przez stulecia różnorakie odpowiedzi. […] To, co u nas jest materią dla szaleństwa, w innej praktyce będzie materią dla czegoś całkiem innego. Skoro szaleństwo nie stanowi obiektu naturalnego, nie można „rozumnie” dyskutować o „prawdziwej” postawie, jaką wobec niego należałoby „przyjąć”. Albowiem to, co zwie się rozumem (a czym zajmowali się filozofowie), nie jest jakoś szczególnie uprzywilejowane i wcale nie dociera do realności: rozum, wychodząc od „dyskursu”, którego sobie nie uświadamia, mówi o obiektywizacjach, z których nie zdaje sobie sprawy (tym też mogliby się zająć ci, których nazywano historykami). To powoduje przesunięcie granic filozofii i historii, ponieważ przekształca ich treść. A przyczyną tej przemiany jest nowe pojęcie prawdy. Od jakiegoś czasu przeciwstawia się naturę i konwencję, naturę i kulturę, wiele powiedziano o historycznym relatywizmie, o kulturowej arbitralności. Historia i prawda. Pewnego dnia wszystko to musiało runąć. Historia staje się historią tego, co ludzie nazwali prawdami, oraz historią ich walk wokół tych prawd[7].

O czym się przekonaliśmy już, Veyne ma talent do aforyzmów: „Foucault nie uważa wcale – twierdzi Veyne – że jednostka nie istnieje i nie podlega anonimowym siłom zwanym dyskursem. Stwierdza, że historia tworzy człowieka i że człowiek ją tworzy […]”[8].

„Człowiek nie może myśleć, o czym chce i jak chce”[9].


[1] P. Veyne, Foucault rewolucjonizuje historię, tłum. T. Falkowski, Toruń 2007, s. 23 (wyd. oryg.: Foucault révolutionne l’histoire, w: tegoż, Comment on écrit l’histoire suivi de Foucault révolutionne l’histoire, Paris 1978)..

[2] Cały rozdział Veyne’owi poświęca Tomasz Falkowski w: tenże, Myśl i zdarzenie. Pojęcie zdarzenia historycznego w historiografii francuskiej XX wieku, Kraków 2013, s. 273–359; zob. też tenże, Foucault. Historiozofia zdarzenia, Poznań 2014; M. Solarska, Historia zrewoltowana. Pisarstwo historyczne Michela Foucaulta jako diagnoza teraźniejszości i projekt przyszłości, Poznań 2006.

[3] P. Veyne, Le quotidien et l‘intéressant. Entretiens avec Catherine Darbo-Peschanski, Paris 1995, s. 209. Tam specjalny rozdział pt. „Foucault”.

[4] Tamże s. 203: „Il me semble que la grandeur philosophique de l’oeuvre de Foucault tient a ce qu’elle est parvenue a systematiser des intuitions qui font partie du bon sens de notre epoque et que beacoup d’etre nous, de meme sensibilite intellectuelle, sentent, devinent, savent, mais ne peuvent articuler de maniere coherent”.

[5] P. Veyne, Foucault rewolucjonizuje historię, s. 45.

[6] P. Veyne, Foucault rewolucjonizuje historię, s. 44; W oryginale: „Tout tourne de ce paradoxe, qui est la thèse centrale de Foucault, et la plus oryginale: ce qui ce fait, l’objet, s’explique par ce qu’a été le faire à chaque moment de l’historie; c’est à tort que nous nous imaginons que le faire, la pratique, s’explique à partir de ce que est fait”. P. Veyne, Comment on écrit l’histoire…, s. 219.

[7] P. Veyne, Foucault rewolucjonizuje historię, s. 66.

[8] Paul Veyne, Le quotidien et l‘intéressant…, s. 204: „Foucault ne pense pas non plus que l’individu n’existe pas et se trouve soumis à des forces anonymes appelées discours. Il constate que l’histore fait l’homme et que l’homme la fait […]”.

[9] Tamże, s. 205: „L’homme ne peut penser n’importe quoi n’importe quand”.


Korekta językowa: Beata Bińko




Wycinanki (60)

WOJCIECH WRZOSEK

Wycinanki (60)

Wycinam z Okowów rodzaju. Męskości, kobiecości, nierówności Ilany Löwy[1]:

W 1935 r., młoda historyczka Lucie Varga [tu z lewej – W.W.] pracowała nad rolą „niewidzialnych autorytetów”. Określenie to oznacza zespół niejawnych hierarchii i systemów symbolicznych, które rządzą życiem społecznym. „Niewidzialne autorytety”, według Vargi, działają równolegle do autorytetów widzialnych – oficjalnych strażników władz. Mają one silny wpływ na te ostatnie albo osłaniając, albo destabilizując. Chociaż znajdują się poza rzeczywistością materialną, pozostają z nią w interakcji, ponieważ ją przekształcają[2].

Samo życie Lucii Vargi – kontynuuje Löwy – w dramatyczny sposób zilustrowało jej teorie dotyczące roli „niewidzialnych autorytetów”, a dokładniej tych, które kształtują relacje między płciami. Austryjacka Żydówka, autorka doktoratu z historii średniowiecznej, zainteresowana antropologią i etnologią, przyjechała do Paryża w 1934 r. z mężem i córką. Została przedstawiona historykowi Lucienowi Febvre’owi, współzałożycielowi pisma Annales i profesorowi Collège de France. Febvre, doceniając walory zawodowe Vargi, zaangażował ją jako asystentkę i współpracowniczkę. Została w ten sposób wprowadzona do kręgu historyków bliskich Febvre’owi i zaczęła publikować w Annales, jednocześnie pracując nad książką o katarach[3].

Była jedyną kobietą publikującą wtedy w legendarnym później czasopiśmie historycznym.

W międzyczasie Varga rozstała się z mężem. W 1936 r. wzajemne zauroczenie między Febvre’em (mającym wtedy 57 lat) a Vargą (która miała 31 lat) doprowadziło do kryzysu, który położył kres ich współpracy. Febvre odbył wówczas długą podróż do Ameryki Łacińskiej, aby opanować uczuciowe zamieszanie […][4].

Jak relacjonuje Löwy, Varga została odrzucona przez środowisko naukowe, borykała się z utrzymaniem siebie i dziecka, pracując jako robotnica, a w 1941 r. zmarła na cukrzycę.

Zwraca uwagę, że jak twierdzi nasza autorka, środowisko zatarło ślady po ambitnej Austriaczce. Heroizujący ją Schöttler odkrył jej istnienie przypadkowo w notce Febvre’a do Marca Blocha.

Löwy interpretuje sytuację życiową Vargi jako ilustrującą mechanizm działania „niewidzialnych autorytetów”. Pomimo trudnych warunków życiowych próbowała zachować tożsamość historyczki.

Jednak u źródeł negacji jej wkładu intelektualnego był sama reprodukcja modelu porządkującego stosunki między płciami: jej pociąg (wzajemny) do starszego mężczyzny, obdarzonego statusem dużo wyższym niż jej. Tym, co pokonało Vargę – konkluduje Löwy – nie były reguły, dzisiaj mocno kwestionowane, które przypisywały kobiety do sfery domowej. Były to „niewidzialne autorytety, które współcześnie nadal działają: te, które rządzą pociągiem seksualnym między mężczyznami a kobietami oraz jego przełożeniem na terminy hierarchicznych stosunków władzy[5].

I bynajmniej autorka Okowów rodzaju nie traktuje spotkania Febvre’a z Vargą jako przykładu skandalu towarzyskiego czy obyczajowego w najwyższych kręgach historiografii francuskiej. To przykład rzeczywistej przewagi statusu i władzy mężczyzny nad kobietą. Niezależnie od wszelakich intencji równościowych w razie czego walka i tak jest nierówna. O biegu rzeczy decydują milczące/niewidzialne autorytety.

Dodajmy, że prawdopodobnie słusznie Löwy uznaje za nieuzasadnione twierdzenie Schöttlera, iż to Varga odpowiada za zmianę orientacji czasopisma „Annales” w połowie lat trzydziestych. Nota bene Febvre był także w redakcji „Revue de Synthèse Historique”, wówczas gdy dr Varga publikowała wspominany tekst, „Materializm, idealizm czy historyczny realizm”.

Wielce prawdopodobne, że podróż do Brazylii ojca założyciela czasopisma „Annales” była rodzajem terapii emocjonalnej. Pamiętamy, że w powrotnej drodze do Europy spotkał na pokładzie Fernanda Braudela[6].


[1] I. Löwy, Okowy rodzaju. Męskość, kobiecość, nierówność, tłum. M. Solarska, K. Polasik-Wrzosek przy współpracy M. Borowicz, Bydgoszcz 2012, s. 39; https://www.researchgate.net/publication/334183339_Interview_Ilana_Lowy.

[2] L. Varga, Materialisme, idéalisme ou réalisme, „Revue de Synthèse” 1935, nr 9, s. 154–155, cyt. za: P. Schöttler, Lucie Varga: les autorités invisibles, Paris 1991, s. 109; cyt. za: I. Löwy, Okowy rodzaju…, s. 39.

[3] I. Löwy, Okowy rodzaju…, s. 39.

[4] Löwy referuje Schöttlera ze stron 57-63.

[5] Ilana Löwy, Okowy…, s. 40.

[6] O tym Wycinanki (44), przyp. 4, http://ohistorie.eu/2022/03/22/wycinanki-44/.


Korekta językowa: Beata: Bińko




Wycinanki (44)

WOJCIECH WRZOSEK

Wycinanki (44)

Wycinam z referatu Ruggiera Romano wygłoszonego na Pierwszych Braudelowskich Dniach w Meksyku w październiku 1991 r.:

Zawsze utrzymywałem, że Morze Śródziemne i świat śródziemnomorski w epoce Filipa II (1949) jest jedną z najważniejszych książek wydanych w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat. I to w podwójnym znaczeniu: a) co oczywiste w dziedzinie książki historycznej: nie widzę po 1949 ani jednej książki historycznej, którą można by z nią porównać, b) co więcej, autor tej pracy nie tylko był wielkim historykiem. Wychodząc od historii, opierając się na niej, stał się jednym z wielkich intelektualistów naszego stulecia. Wielkim do tego stopnia, że wiele jego idei wpłynęło na inne dziedziny wiedzy. Wielu socjologów, geografów i ekonomistów myśli na sposób braudelowski (czasem nawet nie zdając sobie z tego sprawy). Jestem przekonany, że te idee w dużej mierze mają swój początek właśnie w El Mediterraneo[1]

Tomasz Falkowski, autor solidnej monografii o użyciu zdarzenia i refleksji nad zdarzeniem we francuskiej historiografii, perswaduje:

Już nawet pobieżna znajomość francuskiej tradycji historiograficznej ubiegłego stulecia przekonuje, że zdarzenie historyczne stało się czymś problematycznym, dyskusyjnym, kwestionowalnym. Wystarczy chociażby podstawowa wiedza na temat szkoły Annales, by sobie to uświadomić. Najogólniejsze fakty dają już tutaj do myślenia, na przykład to, że Fernand Braudel – najwybitniejszy przedstawiciel szkoły – neguje wagę zdarzenia w historii, a jednocześnie poświęca zdarzeniom całą trzecią część swego dzieła o Morzu Śródziemnym[2].

Méditerranée można charakteryzować na wiele sposobów, i tak pozostaje ono jedyne w swoim rodzaju. Zawiera niepowtarzalny zbiór cech historiograficznych, historiozoficznych i metodologicznych. Dzieło bowiem jest niepowtarzalne. Dwie części epopei o Morzu Wewnętrznym napisane w stylu Braudelowskiego modernizmu umiarkowanego, a więc nie w duchu historii tradycyjnej i zdarzeniowej, jak część trzecia. We wszystkich zdarzenie odgrywa jednak podobną rolę[3]. Jest, jak twierdzę, egzemplifikacją prezentowanych struktur, procesów i tendencji rozwojowych świata Morza Ciepłego. W tym tej najważniejszej tendencji dziejowej – zejścia świata śródziemnomorskiego ze sceny, straty roli głównej wyznacznika biegu dziejów. W wydaniu pierwszym tym momentem zmierzchu świata Morza był początek wieku XVII (stąd może i zbieżność schyłkowania światowej roli „Morza Wewnętrznego” i daty śmierci Filipa II). A może to schyłek cywilizacyjnej roli świata Morza Śródziemnego (lata 1540–1610) został określony w tytule dzieła epoką panowania Filipa II (powiedzmy 1554–1598). A może Filip II w tytule pozostał jako pamiątka po pierwotnym zamyśle historyka?[4]

Dwie trzecie książki to narracja procesualno-strukturalna, zasadniczo prowadzona poza historią polityczną, dyplomatyczną, narodową czy państwową. Trudno było Braudelowi dotrzymywać kroku tradycyjnej historii politycznej[5]. Braudel mentalnie był już w świecie historii średniego i długiego trwania. Z tego punktu widzenia podmiotami polityki są quasi-personnage, a rzadko jedynie jednostkowe podmioty sprawcze. Zdarzenia ilustrują procesy, tendencje, w tym polityczne.

Notabene w skorowidzu nazwisk dominują, i to w przytłaczającej liczbie, podmioty sprawcze (Handlunseinheit Kosellecka), bohaterowie części trzeciej. Potwierdza się pobieżna obserwacja: w historiografii nie-zdarzeniowej obecność jednostkowych podmiotów sprawczych, nawet jeśli ich działania potwierdzają symptomatycznie zjawiska ponadindywidualne, masowe, seryjne, jest wyraźnie rzadka. Inaczej jednak w zdarzeniowej części dzieła francuskiego historyka. Mimo że i tam prezentowane są procesy polityczne, tendencje i struktury, ilustracja zdarzeniowa jest bardzo częsta.

Dlaczego więc w skorowidzu nazwisk Méditerranée brak imienia Filipa II? Dlatego, że musiałoby ono występować zbyt często? A może dlatego, że Filip II występuje w Braudelowskich dziejach epoki Filipa II zbyt rzadko? A ile to razy de facto Filip II jest skryty pod nazwą „Hiszpania” i odwrotnie? A Madryt to zawsze Madryt czy czasami jednak Filip II lub Hiszpania?[6]


[1] Romano R., 1949: Nacimiento de un gran Libro: El Mediterráneo… De Fernand Braudel, w: Primeras Jornadas Braudelianas, C.A. Aguirre Rojas, R. Romano, B. Echeverría, I. Wallerstein, P. Braudel, M. Aymard, México 1993, s. 35 („He sostenido siempre que El Mediterráneo y el mundo mediterráneo en la época de Filipe II (1949) es uno de los libros más importantes producios en los últimos cinquenta años. Y lo esenundoble sentido: a) Naturalmente, en su codición de libro de historia: yo no veo, después de 1949, un solo libro de historia, que pueda comparársele, b) Pero además, autor de esta obra no ha sido solamente un gran historiador. Partiendo de la historia, fundándose en ella, ha sido también uno de los grandes intelectuales de nuestro siglo. Un gran intelectual, en la medida en que varias de sus ideas han influenciado a otros campos disciplinarios. Es considerable el número de sociólogos, geógrafos, economistatas, quetrabajan de manera braudeliana (incluso a veces, sin serconscientes de ello). Y estoyconvencido de que esas ideas tienen en buena parte su origen, precisamente, en El Mediterráneo…”).

[2] T. Falkowski, Myśl i zdarzenie. Pojęcie zdarzenia historycznego w historiografii francuskiej XX wieku, Kraków 2013. Tam o Braudelu i zdarzeniu zwłaszcza s. 50–53 i 59–62. Wyróżnienie w oryginale.

[3] Tamże, s. 8.

[4] Tu wszystkim kultowa przypowieść o spotkaniu Luciena Febvre’a i Fernanda Braudela na statku płynącym z Brazylii. „Braudel wspominał kiedyś swe pierwsze spotkanie z Lucien Febvre’em, kiedy to Febvre, słysząc, jak brzmi tytuł zgłoszonej rozprawy doktorskiej, zawołał: „Filip II i Morze Śródziemne? A dlaczego nie Morze Śródziemne i Filip II?” B. Geremek, W. Kula, Fernand Braudel i „Morze Śródziemne”, w: F. Braudel, Morze Śródziemne i świat śródziemnomorski w epoce Filipa II, Gdańsk 1976, t. 1, s. 6. To zdarzenie w ciągu swoich konsekwencji jest jakoby odpowiedzialne za powstanie „un livre qui grandit”, jak recenzował wiele lat później dzieło swego towarzysza rejsu do Europy autor Philippe II et la Franche-Comté. Étude d’histoire politique, religieuse et sociale, Honoré Champion, Paris 1911, 808 s., reedycja Éditions Perrin, Paris 2009, 816 s. (z przedmową Emmanuela Le Roy Ladurie).

[5] „Nawet w tych tradycyjnych dziedzinach trudno byłoby dziś naśladować Leopolda von Ranke”. F. Braudel, Morze Śródziemne…, t. 2, s. 268.

[6] Skorowidz nazw geograficznych i etnicznych w Méditerranée nie obejmuje hasła „Morze Śródziemne”. W skorowidzu rzeczowym trzy razy spotykamy piwo i tylko raz smalec. Natomiast oliwki i pochodne ponad sto razy, wino – 75, winorośl/winnice/winobranie podobnie; z kolei około 200 razy zboże. Czy to nas dziwi? Bynajmniej…


Korekta językowa: Beata Bińko




Wycinanki (43)

WOJCIECH WRZOSEK

Wycinanki (43)

W pracach historycznych Braudela znalazłem wiele argumentów na rzecz tego, aby uznać jego strategię narracyjną raczej za histoire non événementielle niż contre-événementiele[1]. Pisma zebrane w Écrits wskazywały mi onegdaj, że jego postawa badawcza to kontynuacja retoryki antyzdarzeniowej pierwszego pokolenia szkoły Annales. Z kolei formuła historii niezdarzeniowej dopuszcza i usprawiedliwia obecność trzeciej części w słynnym dziele o Morzu Śródziemnym. To niemal 350 stron historii zdarzeniowej (w wydaniu polskim z 1976/1977 to około jednej trzeciej objętości dzieła), pt. Zdarzenia, polityka i ludzie. Autor jeszcze w 1966 r. usprawiedliwiał się we wstępie:

Zastanawiałem się długo, czy opublikować tę trzecią część spod znaku wydarzeń. Należy ona do historii całkowicie tradycyjnej. Leopold von Ranke odnalazłby w niej swoje wskazówki, swój sposób pisania i myślenia. Prawdą jest jednak, iż historia globalna nie może się ograniczać do badania trwałych struktur czy powolnych ewolucji.

[…] Wydarzenia są pyłem: w historii stanowią tylko krótkie błyski. Ledwie powstały, już giną w mroku, a często i w zapomnieniu. A jednak każde [wydarzenie – W.W.] z nich – nawet najkrótsze – niesie świadectwo, oświetla jakiś punkt pejzażu, a czasem głębokie pokłady historii. I to nie tylko historii politycznej, wszystkie bowiem sektory – polityczny, ekonomiczny, społeczny, kulturowy, nawet geograficzny – są zapełnione znakami wydarzeń, owymi rozbłyskującymi światełkami. W poprzednich rozdziałach wiele stron zapełniliśmy tymi dosadnymi świadectwami, bez których często nie udałoby się nam uzyskać jasnego obrazu. Wcale nie jestem nieprzyjacielem wydarzeń[2].

Dwa aspekty istotnej roli zdarzenia/wydarzenia w globalnym ujęciu świata historycznego podkreślał Braudel tak oto:

Ważne jest wydarzenie, które ma konsekwencje, którego wpływ odnajdujemy daleko, które się odbija, jak mawiał Henri Pirenne. W tym sensie, jak powiadał niemiecki historyk R. Busch-Zantner, zdobycie Konstantynopola w 1453 roku nie jest nawet wydarzeniem, a wielkie zwycięstwo chrześcijańskie pod Lepanto (1571) nie ma żadnych konsekwencji; Voltaire sobie z niego żartował. […] Ważne wreszcie jest każde zdarzenie, które miało antecedencje i które ma następstwa, każde zdarzenie należące do łańcucha. Taka historia „serialna” jest jednak również rezultatem pewnego wyboru uczynionego przez historyka bądź narzuconego przez najważniejsze materiały źródłowe[3].

Braudel ma na myśli raczej zdarzenia/wydarzenia innego rodzaju, które zamykają, otwierają, zwiastują epoki, w rodzaju:

Podróż Vasco da Gama naokoło świata w roku 1498 to pierwsze pchnięcie zadane regionowi przez los. Przetrwa on jednak tę próbę. Upadek potwierdzi się dopiero w roku 1620, kiedy Anglicy i Holendrzy opanują odległe od siebie wyloty Morza Śródziemnego i wtargną na jego wody. Oznacza to długotrwałe pęknięcie. Czy ostateczne? Nawet znacznie później, po wiekach egzystencji na uboczu, przebicie kanału sueskiego (1869) […] nie odbuduje w pełni zamożności, a zwłaszcza dominującej pozycji regionu śródziemnomorskiego. Bo nad całym światem panuje wówczas niepodzielnie Anglia. Morze Śródziemne, zagarnięte w XVI wieku przez obcych, nie mogło być zwrócone ludom zamieszkującym jego wybrzeża[4].


[1] E. Beau de Loménie, L’histoire non événementielle, „Hommes et mondes”, styczeń 1955, nr 102, s. 187–202, udostępnione w „Revue des Deux Mondes”, https://www.jstor.org/stable/44206072; J. Rancière, Les mots de l`histoire. Essai de poétique du savoir, Paris 1992, s. 156; P. Ricoeur, Temps et récit, t. 1: L’intrigue et le récit historique, Paris 1983, s. 182–188; M. Bugajewski, Historiografia i czas. Paula Ricoeura teoria poznania historycznego, Poznań 2002. Tamże pogłębiona analiza problemu wydarzenia, quasi-personnage, quasi-intrigue w nowej historiografii, m.in. w ujęciu Ricoeura. Wszechobecność zdarzenia w myśleniu historycznym i historiografii francuskiej można znaleźć w: T. Falkowski, Myśl i zdarzenie. Pojęcie zdarzenia historycznego w historiografii francuskiej XX wieku, Kraków 2013. Tam o Braudelu i zdarzeniu zwłaszcza s. 50–53 i 59–62.

[2] F. Braudel, Morze Śródziemne i świat śródziemnomorski w epoce Filipa II, Gdańsk 1977, t. 2, s. 267. Ta trzecia część to, proszę wybaczyć śmiałość, popis fenomenalnej erudycji intelektualnej i faktograficznej. Jak przyznawał Paul Ricoeur: „Le véritable manifeste de l’école des Annales devait être le chef-d’œuvre entier de Fernand Braudel, La Méditerranée et le monde méditerranéen à l’épogue de Filippe II”. P. Ricoeur, Temps et recit, t. 1, s. 182.

Trzecia część jest pełna smaków archiwów. Archiwalia Morza, Raguza, a nawet Kraków, Biblioteka Czartoryskich, w czasie krótkiego pobytu w Polsce. Synchroniczne i diachroniczne opisanie dziejów politycznych w polichronostrukturalnym ich biegu. Sojusznikiem mojej interpretacji wydaje się Jacques Rancière, Les mots…, s. 155–158.

Potencjalny historyk powinien oglądać to dzieło przynajmniej dwie, trzy godziny, aby zorientować się, co w nim jest. To lektura na seminarium semestralne, z historiografii, w tym francuskiej, z historii Morza, z metodologii czy teorii historii, z dziejów Hiszpanii, Turcji, Włoch, Francji, Afryki Północnej…

[3] F. Braudel, Morze Śródziemne…, t. 2, s. 268.

[4] F. Braudel, R. Arnaldes, M. Aymard, F. Coarelli, G. Duby, J. Gaudemet, P. Solinas, Morze Śródziemne. Przestrzeń i historia. Ludzie i dziedzictwo, tłum. M. Boduszyńska-Borowikowa, B. Kuchta, A. Szymanowski, Warszawa 1994, s. 48–49.


Korekta językowa: Beata Bińko