Wycinanki (169); Nienawiść przekuta w gorzką wiarę

WOJCIECH WRZOSEK

Wycinanki (169); Nienawiść przekuta w gorzką wiarę.[1]



Brytyjski „The Spectator” uznał ją w 2021 r. za książkę roku. Kolejne skromne dzieło znalazło się w finale Nagrody Bookera dwa lata temu.

Przyznaję, pomyślałem: leniwy i zagoniony czytelnik jest w stanie skupić swoją uwagę na 90 maleńkich stroniczkach. Jest. Jeśli przedtem mało czytał, to może być zaskoczony, zdumiony, czy nawet zachwycony. Historyka, nawet takiego jak ja, w zasadzie francuski pisarz niczym nie zaskakuje. Świat Vuillarda w całości mieści się w mojej historycznej wyobraźni. Nowoczesna historiografia, w tym francuska, jest jeszcze lepsza. Gatunek jaki uprawia Vuillard – zdaniem moim – to esej historyczny złożony z felietonów w imię myśli przewodniej. Czy to esej naukowy, czy popularnonaukowy, czy literacko-historyczny niech zdecyduje ten, który zaprząta sobie głowę szufladkami, albo problemem granic naukowości historii.

 

Wycinam momenty kulminacyjne dramatu:

„Tak Münzer jest napastliwy, tak, Münzer bredzi. Wzywa do ustanowienia Królestwa Bożego tu i teraz, widać, że brak mu cierpliwości. Tacy są właśnie ludzie ogarnięci rozpaczą, pewnego pięknego dnia pojawiają się na czele narodów jak widma, co wychodzą ze ścian.”[2]

„ Ale jakich łańcuchów wymagają od duszy wielkie sofizmaty władzy, jakim cennym wsparciem są dla nich oddalenie i zasada umocowania? Trzeba by z tego ułożyć wielostopniową, finezyjną, nieskończenie sowizdrzalską, a przy tym haniebną historię, wypełnioną tysiącami trucicielskich zamachów, kłamstw wypowiadanych, fabrykowanych, dopuszczanych, przyjmowanych; tysiącami przesądów naiwnych umysłów, tajemnych, wyznawanych aluzyjnie haniebnych uczynków, i cała ekwilibrystyką, do jakiej zdolna jest dusza.

A jednak pomiędzy długimi okresami trudu i znoju podnoszą się czasem głosy. A im bardziej monotonny jest znój, tym bardziej głosy są spazmatyczne. I im bardziej władza jest jednomyślna, tym bardziej głosy są pojedyncze. Münzer jest głosem. Wola, że wszystkich nas, władców i sługi, bogatych i biednych, Bóg ulepił z tego samego ulicznego błota, wyrzeźbił z tego samego sandałowego drewna.” [3]

Münzer jest szalony, zgoda. Sekciarski. Tak. Mesjański. Tak. Fanatyczny. Tak. Gorzki. Być może. Samotny. W pewnym sensie. (…) Nie schlebiajcie waszym książętom, inaczej sami wraz z nimi upadniecie. Cisi uczeni, nie gniewajcie się na mnie, nie mogę mówić inaczej” [4]

„Münzer nie zapomina o hrabim Erneście, który zakazał słuchania mszy po niemiecku. Oto co pisze w kilku rzuconych na papier zdaniach: „ A wiesz ty, nędzna, nieszczęsna sakwo pełna robactwa (to sam początek listu), kto cię uczynił władcą tego ludu, za który Bóg zapłacił własna krwią?” Dzień dobrze się zaczyna, bo zawsze dobrze jest usłyszeć słowa prawdy. I Münzer ciągnie:” Jeśli nie zechcesz się ukorzyć  przed maluczkimi, wiedz, że otrzymaliśmy nieodwołalny rozkaz: powiadam ci: Bóg żywy i wiekuisty przyobiecał, ze cię zrzucimy ze stolca z całą siłą, jaka jest nam dana. Albowiem jesteś bezużyteczny dla Chrześcijaństwa, jesteś zniszczeniem i plagą dla przyjaciół Boga, a gniazdo twoje zostanie rozrzucone i zdeptane. Niechaj twoja odpowiedź dotrze do nas jeszcze dziś; strzeż się. Uczynimy bez zwłoki to, co nam Bóg nakazał; ty zaś spraw się jak najlepiej. Przybywam!”[5]

I wreszcie, doszło do generalnej rozprawy buntowników w imię Boże z obrońcami Boskiego porządku:

„Filip Heski napisał później: wtenczas wespół z naszymi zwiększyliśmy impet i wycięliśmy w pień wszystkich, którzy wpadli w nasze ręce. Niezwłocznie wdarliśmy się do miasta, zdobyliśmy je i zabiliśmy wszystkich mężczyzn, którzy się tam znajdowali; złupiliśmy miasto i tym sposobem z Bożą pomocą odnieśliśmy tego dnia zwycięstwo i tryumf, za który słusznie powinniśmy złożyć dzięki Wszechmocnemu, z wiarą, ze spełniliśmy i wykonali dobry uczynek” Zginęło cztery tysiące ludzi”[6]

„Z pewnością straszne było stanąć w końcu w kajdanach pośrodku gawiedzi. Nie wiem o czym myślał, odrzucam zwątpienie, zdradę, zaprzaństwo. Mniejsza o to. Ponieważ tak źle umiał nienawidzić, ponieważ tak daleko od siebie poszukiwał racji swojego istnienia i nienawiść przekuł na gorzką wiarę, ponieważ tak dobitnie czuł moc znaku = oraz to, że nie da się uzyskać więcej chleba i wolności inaczej, jak sięgając po nie samemu, znalazł się właśnie tam.” [7]

(…) Teraz ma umrzeć. Zaraz umrze. Ma trzydzieści pięć lat. Zaprowadził go tu gniew. Do tego miejsca. Powyłamywano mu członki: ręce, nogi. Krwawi. Jest u kresu sił.

Oto wzniósł się topór. Wokół twarze, setki twarzy. Patrzą w osłupieniu, niepewne, czy pojmują, co się dzieje. Żebracy, garbarze, żniwiarze, nieboracy patrzą, patrzą z całych sił! I co widzą? Drobnego człowieczka przygniecionego wielkim ciężarem. Widzą człowieka takiego jak oni, o spętanym ciele. Jaki człowiek jest mały, delikatny i gwałtowny, niestały i surowy, energiczny, pełen lęku. Ma wzrok. Twarz. Skórę. Nagle topór opada i przecina szyję. Och! Jaka cieżka jest ludzka głowa, dwa czy trzy kilogramy kości i galarety. A ile z niej sika krwi! Jego głowę wbija na pal. Ciało wystawią na pokaz na rusztowaniu, a potem rzuca psom na pożarcie. Młodość nie ma końca, tajemnica naszej równości jest nieśmiertelna, a samotność baśniowa. Męczeństwo jest pułapka czyhającą na uciśnionych, zbawienne jest wyłącznie zwycięstwo. Kiedyś o nim opowiem – kończy nasz pisarz ostatni XIII rozdział p.t Münzer ścięty…”[8]

Wiem także, że każdy wyprowadzi sobie morał z Wojny biedaków, taki, jaki zechce. Ja trochę selekcjonując sugeruję swoja myśl główną Vuillarda.

Całe zło, jak i dobro czyniono w tych czasach w imię Boże, bo wszystko rozciągało się pod parasolem chrześcijaństwa. Świat czarno-biały, dwukolorowy prowadzi do użycia przemocy, w imię prawdy.



 

[1] Ēric Vuillard, Wojna biedaków, z języka francuskiego przełożyła Katarzyna Marczewska, Kraków 2021, s. 90; (org. La guerre des pauvres, Actes Sud 2019)

[2] Tamże, s. 54-55

[3] Tamże, s. 55

[4] Tamże, s. 55-56

[5] Tamże, s. 72

[6] Tamże, s. 84

[7] Tamże, s. 90

[8] Tamże, s. 90-91.