Wycinanki (167) Nie wpadajmy nigdy dwa razy w tę samą przepaść

WOJCIECH WRZOSEK

Wycinanki (167)

Nie wpadajmy nigdy dwa razy w tę samą przepaść



W poprzednim felietonie wyciąłem z Porządku dnia Erica Vuillarda jeden z wiodących motywów jego kalejdoskopu historycznego.

Vuillard otwiera swą książkę ironiczną relacją ze spotkania/zmowy magnatów przemysłowo-finansowych z Hitlerem i Göringiem, a kończy miękkim lądowaniem magnatów gospodarczych po klęsce Niemiec. Klęska nazistowskich Niemiec nie okazała się ich upadkiem. Wręcz przeciwnie. Zdołali uniknąć kary za wsparcie materialne Trzeciej Rzeszy i za udział w zbrodniach reżimu.

Teza niezbyt odkrywcza, lecz lakonicznie i perswazyjnie wyłożona brzmi: za potęgą nazizmu i niemieckiego państwa stały dynastie przemysłowe, potężne – jak się wyraził Vuillard – koncerny:

„Oto więc Gustav Krupp, którego widzieliśmy na początku tej opowieści,  [1]jak się dokładał do skarbonki nazistów i wspierał raczkujący reżim, wiosną 1944 roku jadł kolację w towarzystwie swej żony Berthy i najstarszego syna Alfreda, dziedzica Konzern. Były to ostatnie chwile w willi Hügel, olbrzymim pałacu, w którym mieszkali od zawsze i który ucieleśniał ich potęgę. [2](…)

„Poczuł potworny strach. Stał jak skamieniały. Służba znieruchomiała. Zasłony zlodowaciały. I wydawało mu się, że widzi naprawdę, że nigdy nie widział tyle co w tej minucie. A tym, co zobaczył, co powoli wynurzyło się z cienia, były dziesiątki tysięcy zwłok, ciała przymusowych robotników, tych, których SS dostarczała mu do fabryk. Wychodzili z nicości.[3]

„Przez lata brał więźniów z Buchenwaldu, Flosenbürga, Ravensbrück, Sachsenhausen, Auschwitz i wielu innych obozów. Przeżywali średnio kilka miesięcy. Jeśli więzień nie zapadł na chorobę zakaźną, umierał po prostu z głodu. Krupp jednak nie był jedynym, który najmował takich pracowników. Jego współtowarzysze uczestniczący w zebraniu z 20 lutego również korzystali z tego rodzaju usług; w tle zbrodniczych namiętności i politycznej gestykulacji realizowali swoje interesy. Wojna była zyskownym przedsięwzięciem. Bayer dzierżawił siłę roboczą  w Mauthausen. BMW najmował ręce do pracy w Dachau, w Papenburgu, Sachsenhausen, w Natzweiler-Struthof i w Buchenwaldzie. Daimler w Schirmeck. I.G. Farben rekrutowała pracowników w Dora-Mittelbau, w Gross-Rosen, w Sachsenhausen, w Buchenwaldzie, w Ravensbrück, Dachau, Mathausen, i prowadziła ogromną fabrykę w obozie w Auchwitz: była to I.G Auschwitz, która bezwstydnie figuruje pod tą nazwą w schemacie  organizacyjnym firmy. Agfa werbowała robotników w Dachau. Shell w Neuengamme. Schneider w Buchenwaldzie. Telefunken w Gross-Rosen, a Siemens w Buchenwaldzie, Flossenbürgu, w Neuengamme, Ravensbrück, Sachsenhausen, w Gross-Rosen i Auschwitz. Wszyscy rzucili się na tanią siłę roboczą. To nie Gustavowi zwiduje się coś zatem tamtego wieczoru – to Bertha i jej syn nie chcą nic widzieć. Bo wszyscy ci umarli są tam, w mroku są naprawdę.

Z sześciuset więźniów przywiezionych tym samym transportem w roku 1943 do zakładów Kruppa po roku pozostało zaledwie dwudziestu. Jednym z ostatnich przedsięwzięć Gustava przed przekazaniem steru synowi było utworzenie Berthawerk, fabryki koncentracyjnej nazwanej imieniem żony – miał to być swego rodzaju hołd. Pracowali tam ludzie czarni od brudu, zawszeni, czy to zimą, czy latem pokonujący pięć kilometrów z obozu do fabryki i z fabryki do obozu w zwykłych drewniakach; budzeni o wpół do piątej, pilnowani przez esesmanów i tresowane psy, bici, torturowani. Kolacja trwała czasem nawet dwie godziny, nie dlatego, ze tak wolno jedli, tylko dlatego, że trzeba było czekać – brakowało misek do nalewania zupy. [4](…)

„Na stronie internetowej koncernu Thyssen Krupp, jednego ze światowych liderów w produkcji stali, którego siedziba znajduje się nadal w Essen i którego dewizą jest obecnie elastyczność i przejrzystość, natrafiamy na notkę na temat rodziny Kruppów. Czytamy w niej, że przed rokiem 1933 Gustav nie wspierał czynnie Hitlera, lecz kiedy ten został kanclerzem, przemysłowiec zachowywał lojalność wobec swojego państwa. Członkiem partii narodowo-socjalistycznej został dopiero w roku 1939 – informują nas autorzy notatki – w swoje siedemdziesiąte urodziny. Gustav i Bertha, głęboko przywiązani do tradycji działalności socjalnej przedsiębiorstwa, na przekór wszystkiemu i wszystkim dbali o podtrzymywanie zwyczaju składania wizyt najwierniejszym pracownikom z okazji ich złotego wesela. (…) Nie ma wzmianki ani o fabrykach koncentracyjnych, ani o robotnikach przymusowych, ani w ogóle o niczym.” [5]

Francuski pisarz i reżyser kończy swoistym memento, które brzmi dzisiaj jak aktualna przestroga:

„Nie wpadajmy nigdy dwa razy w tę samą przepaść. Zawsze jednak wpadamy w ten sam sposób, komiczny, a zarazem przerażający. I tak bardzo nie chcemy znowu wpaść, że wierzgamy i krzyczymy w głos. Obcasy łamią nam palce, potężne dzioby wybijają zęby, wydłubują oczy. Przepaść otaczają wysokie zamki. Jest też Historia, roztropna bogini, nieruchomy posąg pośrodku rynku; raz do roku otrzymuje daninę w postaci uschłego bukietu piwonii, a codziennie jako obiatę okruszki dla ptaków.”



[1] Zob. Wycinanki(166)

[2] Vuillard, Porządek dnia, Porządek dnia. Z języka francuskiego przełożyła Katarzyna Marczewska, Kraków 2023; (org. L`ordre du jour, Actes du Sud 2017, s. 139 ; file:///C:/Users/Wojciech%20Wrzosek/Downloads/temoigner-7886.pdf)

[3] Tamże , s. 140.

[4] Tamże, s.  141-143.

[5] Tamże, s.144-145.