Wokół dyskusji o międzywojennym Lwowie. O relacjach pomiędzy polskimi, ukraińskimi i żydowskimi studentami Uniwersytetu Jana Kazimierza

EWA BUKOWSKA-MARCZAK

Wokół dyskusji o międzywojennym Lwowie. O relacjach pomiędzy polskimi, ukraińskimi i żydowskimi studentami Uniwersytetu Jana Kazimierza

Lwów okresu międzywojennego kojarzy się przede wszystkim z baciarami, kawiarniami oraz ze Szczepkiem i Tońkiem. Z piosenkami Włady Majewskiej i Mariana Hemara. Z wielokulturowym tyglem, miastem szczęśliwych ludzi, którzy mimo różnic żyli obok siebie w idealnej zgodzie. I ze wspaniałymi instytucjami kultury, z monumentalnymi gmachami pamiętającymi czasy monarchii austro-węgierskiej, kiedy miasto nazywano „małym Wiedniem”.

Kreowanie wielokulturowej mitologii Lwowa rozpoczęło
się tuż po wojnie, kiedy w 1946 r. w Nowym Jorku ukazała się książeczka Józefa
Wittlina zatytułowana Mój Lwów (Kozyckyj
2012, s. 198). Wittlin przywołał w niej obrazy ze swojego dzieciństwa, do
którego wracał „z bijącym sercem, wyczekując niecierpliwie w oknie wagonu, aż
ukażą się wieże św. Jura, św. Elżbiety, Ratuszowa, Katedralna, Korniaktowska,
Bernardyńska” (Wittlin 1975, s. 13). Potem były książki Witolda Szolgini, z
nostalgią wspominającego miasto i jego mieszkańców, m.in. w kilkutomowym Tamtym Lwowie. W Ukrainie wzrost
zainteresowania wielokulturową spuścizną Lwowa odnotowano w latach dziewięćdziesiątych,
a bodźcem do takiego działania okazały się głównie względy biznesowe, związane
z zamiarem rozwoju branży turystycznej (Kozyckyj 2012, s. 199). Mimo to współczesna
ukraińska historiografia raczej sceptycznie ocenia koncepcje nawiązujące do
wielokulturowości Lwowa w XX w. Prace historyków ukraińskich zajmujących się
problematyką okresu międzywojennego krytycznie postrzegają polską politykę
narodowościową, skierowaną na wykorzenienie językowych, kulturowych i
religijnych osobliwości ludności ukraińskiej (Komosa 2019). Część badaczy uznaje
lata 1918–1939 za okres polskiej
okupacji Ukrainy Zachodniej (Hawryliw 2012, s. 73; Derewianyj 2017, s. 127).
Polska badaczka Katarzyna Kotyńska w książce Lwów. O odczytywaniu miasta na nowo zauważyła, że mitologizowanie
obrazu Lwowa zaczyna się, kiedy usiłujemy z tego obrazu stworzyć wielokulturową
idyllę. Autorka w swojej pracy poddaje krytyce mit Lwowa jako wielokulturowej
Arkadii, zauważając, że po zakończeniu I wojny światowej wydostały się na
zewnątrz tłumione wcześniej konflikty narodowościowe (Kotyńska 2012). Już w
listopadzie 1918 r. wybuchł konflikt polsko-ukraiński, a niedługo potem w
dzielnicach żydowskich doszło do pogromu.

W okresie międzywojennym zarówno Lwów, jak i teren
Galicji Wschodniej/Ukrainy Zachodniej stał się areną konfliktów na tle
etnicznym i narodowościowym. Wojna polsko-ukraińska z lat 1918–1920 przyczyniła się do pogłębienia
podziałów między Polakami i Ukraińcami. Napiętą sytuację podsycały uroczyste
obchody kolejnych rocznic „oswobodzenia Lwowa” z jednej strony, a listopadowe
manifestacje upamiętniające proklamowanie Zachodnioukraińskiej Republiki
Ludowej z drugiej. Polacy uzurpowali sobie wszelkie prawa do miasta oraz całej
Galicji Wschodniej, choć jej status jeszcze do 1923 r. nie był ostatecznie
zatwierdzony. W 1921 r. przeprowadzono na tym terenie powszechny spis ludności,
a następnie wybory parlamentarne i prezydenckie (1922). Równolegle ignorowano
wszelkie postulaty ukraińskie, propagując hasło „polskiej misji cywilizacyjnej
na Wschodzie”. Kontrolowano działalność ukraińskich instytucji kulturalnych i
oświatowych. W 1930 i 1938 r. doszło do akcji pacyfikacyjnych wsi ukraińskich,
w czasie których mordowano ukraińską ludność i palono jej zabudowania.

Napięcia pojawiały się również w relacjach z
żydowskimi mieszkańcami Lwowa. W okresie międzywojennym stanowili oni około 30
proc. ogółu mieszkańców miasta. Piętno w relacjach polsko-żydowskich odcisnął
wspomniany już pogrom z listopada 1918 r. W prasie pojawiały się rozbieżne dane
dotyczące tragicznych wydarzeń. W Wiedniu ukazały się artykuły informujące o 3–5
tys. zabitych; w krakowskim „Nowym Dzienniku” pisano o 956 przypadkach zgonu, natomiast
wedle danych lwowskiej „Chwili” zginęły 73 osoby („Chwila” 1919, nr 6, s. 1). Grzegorz
Gauden, który prowadził badania nad pogromem, zauważył, że minimalna liczba
ofiar według sędziego Zygmunta Rymowicza wynosiła 50 osób, ale Komisja
Ministerstwa Spraw Zagranicznych wykazała w grudniu 1918 r. 150 ofiar
śmiertelnych. Rannych było o wiele więcej. Do tego doszły liczne gwałty i
grabieże. Spłonęło 50 żydowskich kamienic, obrabowano ponad 500 sklepów (Gauden
2018). Rozwijający się nurt syjonistyczny stopniowo wypierał ideę asymilacji. W
społeczeństwie panowało przeświadczenie, że Żydzi bogacili się wtedy, kiedy
Polacy brali udział w wojnie. Ci ostatni obserwowali pomnażanie żydowskich
majątków. Oburzenie budziły przypadki wykupywania przez Żydów polskich
kamienic. Do tej rywalizacji przyłączyli się Ukraińcy, którzy w latach trzydziestych
podjęli walkę o „opanowanie miast”, mającą na celu stworzenie silnej
ukraińskiej konkurencji na polu gospodarczym. W mieście panowała straszliwa
bieda. W prasie pojawiały się ogłoszenia matek deklarujących chęć oddania
swoich dzieci w ręce zamożniejszych rodziców. „Podrzucanie dzieci zaczyna
przybierać we Lwowie charakter epidemii” – donosił „Ilustrowany Kurier
Codzienny” w kwietniu 1934 r. („Ilustrowany Kuryer Codzienny” 1934, nr 97, s.
14). Szerzyło się bezrobocie. Z dnia na dzień pracownicy dużych zakładów
przemysłowych, takich jak „Branka”, „Hazet” czy „Baczewski”, trafiali na bruk.

Zarazem jednak Lwów był miastem kultury i nauki. Jedną
z najważniejszych instytucji naukowych stanowił Uniwersytet Lwowski, któremu w
1919 r. nadano nazwę Uniwersytet Jana Kazimierza. Był wówczas jedną z trzech uczelni
wyższych w mieście (oprócz Politechniki Lwowskiej i Akademii Medycyny
Weterynaryjnej) i trzecim co do wielkości (po Warszawskim i Jagiellońskim)
uniwersytetem w kraju. W początkach lat dwudziestych młodzież żydowska
stanowiła tam 40 proc. ogółu słuchaczy (Wierzbieniec 2000, s. 242). Już wtedy polscy
studenci o poglądach nacjonalistycznych żądali wprowadzenia na uczelni zasady numerus clausus. Domagali się
ograniczenia liczby młodzieży żydowskiej na uniwersytecie do 11 proc. ogółu.
Studenci argumentowali, że sale wykładowe są przepełnione. Przestrzegali przed utratą
polskiego charakteru uczelni. Wkrótce dziekani wydziałów Lekarskiego i Filozoficznego
zażądali przy wpisach na rok akademicki 1922/1923 ograniczenia liczby
przyjmowanych Żydów, uzasadniając to możliwościami lokalowymi i laboratoryjnymi
(Żyndul 1992, s. 59; Rędziński 2016, s. 585). Pod koniec października 1922 r.
minister wyznań religijnych i oświecenia publicznego Kazimierz Kumaniecki
zniósł te zarządzenia, co spowodowało wrzenie w kręgach młodzieży
nacjonalistycznej. Najpierw ogłoszono strajk akademicki, a potem pobito kilku
Żydów w czasie zorganizowanego przez nich wiecu (Biedrzycka 2012, s. 177).
Pomysł wprowadzenia numerus clausus
pojawił się niebawem na Wydziale Prawa, a popierał go sam dziekan. Twierdził,
że ograniczenie liczby młodzieży na wydziale umożliwi bardziej efektywną pracę.
Zwracał uwagę na znaczną liczbę młodzieży żydowskiej wśród słuchaczy prawa. Numerus clausus określił jako „klapę
bezpieczeństwa”, która w przyszłości mogłaby „uchronić Polskę od bardzo
poważnych niebezpieczeństw narodowych i państwowych” (DALO, fond 26, opis 6,
sprawa 974, k. 10v).

Kampania młodzieży nacjonalistycznej przyniosła wymierne
rezultaty. W latach trzydziestych dało się zauważyć na uczelni wyraźny spadek
liczby młodzieży żydowskiej. W roku akademickim 1931/1932 o uzyskanie indeksu
studenta medycyny starało się 230 studentów chrześcijan i 166 kandydatów
deklarujących w składanych dokumentach wyznanie mojżeszowe. Z pierwszej z tych grup
przyjęto 114 osób, z drugiej – zaledwie 17 (DALO, f. 110, op. 4, spr. 336, k.
3).

Młodzież polska, która zapisywała się na uniwersytet, od
samego początku była poddawana licznym akcjom propagandowym. Należała do nich
m.in. organizacja tzw. kursów żydoznawczych, przeznaczonych przede wszystkim
dla działaczy Młodzieży Wszechpolskiej i jej zwolenników. Szkolenia te odbywały
się w salach Czytelni Akademickiej, w budynku Domu Akademickiego im. Adama
Mickiewicza przy ul. Łozińskiego, a obejmowały problematykę sytuacji Żydów w
Polsce i na uczelniach wyższych. Prelegenci w ciągu tygodniowego kursu starali
się przekonać zebranych, że dla społeczności żydowskiej nie ma miejsca ani na
uczelniach wyższych, ani w ogóle w Polsce. Młodzież Wszechpolska wpływała na
emocje studentów poprzez kolportaż ulotek o treściach antysemickich.
Organizowała także wiece, marsze i demonstracje, w trakcie których próbowała
zjednać szerokie koła słuchaczy (Bukowska-Marczak 2019, s. 102–107, 128). Skutkiem tej działalności
propagandowej były tarcia z młodzieżą żydowską. W początkach lat dwudziestych
na Uniwersytecie Jana Kazimierza wybuchł konflikt o zwłoki na potrzeby sekcji,
preparowane przez słuchaczy medycyny. Część radykalnej polskiej młodzieży nie
zgadzała się z tym, aby wszystkim studentom przysługiwało jednakowe prawo do
udziału w zajęciach. Argumentowała, że zdecydowaną większość dostarczanych
zwłok stanowią ciała zmarłych chrześcijan i to właśnie im powinno przysługiwać
pierwszeństwo wstępu do prosektorium. Wkrótce podjęto pierwsze działania w celu
pozbycia się konkurencji, a do sal, w których dokonywano sekcji, nie wpuszczano
młodzieży żydowskiej. Podobne zajścia występowały również w innych polskich
ośrodkach akademickich, m.in. w Wilnie, Krakowie i Warszawie (Aleksiun 2012, s.
9).

Studenci polscy kierowali się zasadą, że to właśnie
Polakom w odrodzonej Polsce powinno przysługiwać najwięcej praw. Nie zgadzali
się, aby słuchacze żydowscy organizowali tak jak młodzież polska doroczne tygodnie
akademika, mające na celu zbiórkę funduszy dla ubogich studentów. Sprzeciwiali
się noszeniu przez nich odznak korporanckich podobnych do tych, jakie nosili
polscy studenci. Podjęli kampanię „zielonej wstążki”, podczas której promowali
bojkot żydowskiego handlu. Jednocześnie zachęcali do zakupu towarów w sklepach
polskich. Niektóre inicjatywy lwowskiej młodzieży popierali zwierzchnicy
kościelni. Tak było w przypadku ekscesów antysemickich zorganizowanych w
odpowiedzi na rzekome znieważenie przez młodzież żydowską z gimnazjum przy ul.
Zygmuntowskiej procesji Bożego Ciała w czerwcu 1929 r. Trzej biskupi: Franciszek
Lisowski, Bolesław Twardowski i Józef Teodorowicz (obrządku ormiańskiego), mimo
wezwania w liście do młodzieży, by zakończono ekscesy, podtrzymywali wersję o
znieważeniu procesji, a same rozruchy studenckie nazwali „szlachetnym
oburzeniem” (Bukowska-Marczak 2019, s. 127–146).

Pod koniec lat dwudziestych w Ministerstwie Wyznań
Religijnych i Oświecenia Publicznego pojawiły się głosy o konieczności reformy
szkolnictwa wyższego. Uważano, że dotychczasowy liberalny system pozwalał
towarzystwom akademickim na zbytnie swobody. Polska młodzież nacjonalistyczna
krytycznie odniosła się do projektów reformy i planów ograniczenia autonomii
uniwersyteckiej, które ostatecznie mimo protestów wiosną 1933 r. wprowadził w
życie resort Janusza Jędrzejewicza. Winą za wdrożenie nowych regulacji nacjonaliści
obarczyli środowiska żydowskie, które krytykowały obowiązującą ustawę. Niebawem
na UJK doszło do zamieszek o charakterze antysemickim. Młodzież demonstrująca w
obronie autonomii akademickiej nie wpuszczała studentów żydowskich do gmachu
uczelni, a na domu akademickim przy ul. Łozińskiego wywiesiła kukłę
przedstawiającą Janusza Jędrzejewicza ubranego w ortodoksyjny strój żydowski
(Bukowska-Marczak 2019, s. 155–164).

W połowie lat trzydziestych akcja antysemicka po raz
kolejny się nasiliła. Młodzież nacjonalistyczna w całym kraju rozpoczęła
kampanię w celu pozbycia się ze szkół wyższych studentów żydowskich. Pierwszym
etapem tej akcji miało być wprowadzenie na uczelniach getta ławkowego i odseparowanie
młodzieży żydowskiej od polskiej. Czesław Rojek w piśmie do rektora Stanisława Kulczyńskiego
w 1936 r. argumentował: „Młodzież akademicka nie może patrzeć ze spokojem, że
kształcą się tutaj przyszli nauczyciele języka polskiego i historii naszej
Ojczyzny, Żydzi – nieumiejący myśleć po polsku i ukryci wrogowie polskości […].
Zarządzenie zamykające dostęp Żydów na Uniwersytet Lwowski, a przydzielenie
osobnych miejsc już studiującym nie tylko nie wpłynęłoby szkodliwie na tok
pracy naukowej, lecz przeciwnie można stwierdzić z całą pewnością, że
odseparowanie dwu wrogich sobie sił przyczyniłoby się niewątpliwie do podniesienia
powagi uczelni wyższych” (CDIAUL, f. 424, op. 1, sp. 46, k. 106). Początkowo
wysiłki nacjonalistów nie przyniosły wyczekiwanych przez nich rezultatów, a
rektor Kulczyński nie godził się na wprowadzenie getta ławkowego. Pod koniec
1937 r. każdego dnia przed bramą uczelni gromadziły się tłumy młodzieży,
ogłaszające kolejne dni bez Żydów. Tych ostatnich nie wpuszczano do środka.
Wreszcie władze uległy i w styczniu 1938 r. wprowadziły getto. Rozdział ławek w
salach wykładowych stanowił znaczący krok w kierunku realizacji postulatu numerus nullus. Studenci żydowscy uczyli
się w strachu; z obawy przed pobiciem opuszczali zajęcia. Codziennie pod
gmachem uniwersyteckim krążyły patrole policji, przygotowanej na to, że lada
moment dojdzie do awantur. Na uniwersytecie zamordowano słuchacza farmacji
Karola Zellermayera, a na politechnice Samuela Prowellera i Markusa Landesberga
(Bukowska-Marczak 2019, s. 164–190).

Konflikty pomiędzy studentami wynikały z olbrzymich
wpływów młodzieży narodowej w środowisku lwowskim. Pod koniec lat trzydziestych
co szósty student Uniwersytetu Jana Kazimierza był członkiem Młodzieży
Wszechpolskiej. W strefie jej wpływów pozostawała większość towarzystw
akademickich. Lwowskie środowisko Młodzieży Wszechpolskiej uważano za
najprężniej działające w całym kraju; informację tę potwierdzały dane
Lwowskiego Starostwa Grodzkiego zebrane w 1934 r., które uznało organizacje
narodowe za „nadające ton życiu akademickiemu”. Organizacja osiągała swoje cele
dzięki skutecznym akcjom propagandowym i umiejętnemu werbunkowi do swoich
szeregów młodzieży z warstw chłopskich i robotniczych. Ponieważ sprawowała
rządy w większości lwowskich organizacji samopomocowych i naukowych, mogła
zaoferować młodzieży więcej niż inne towarzystwa. Pochodzący z prowincji
słuchacze wstępujący na Uniwersytet Jana Kazimierza w mniejszym lub większym
stopniu byli zdani na łaskę popularnego „Bratniaka”. Zapisując się do
organizacji, oczekiwali od niej konkretnej formy wsparcia. Dla niektórych
skorzystanie z tej pomocy stanowiło jedyną szansę ukończenia studiów
(Bukowska-Marczak 2019, s. 199–202).

Wpływ na postawy młodzieży nacjonalistycznej wywierały
środowiska krajowych liderów endecji oraz niektóre kręgi katolickie, forsujące
pogląd, że „albo Polska będzie katolicka, albo przestanie być Polską” (Modras
2000, s. 245). Ważną rolę odgrywała opinia prasy katolickiej. Krytykowała program
asymilacji, próbując udowodnić, że Żydzi opierają się procesom polonizacji. W
latach dwudziestych poglądy te utrwaliły się w świadomości szerokich elit
katolickich. Zarazem w międzywojennej Polsce podwójna tożsamość okazywała się
często czymś nie do zaakceptowania. Pod wpływem rozwijających się teorii
rasistowskich coraz większą wagę przywiązywano natomiast do „prawa krwi”,
zakładającego, że narodowość dziedziczy się po rodzicach (Landau-Czajka 2006, s.
125 i n.).

Należy zwrócić uwagę, że studenci jako ludzie młodzi byli
podatni na różnorodne wpływy. Część z nich, pochodząca z prowincji, wychowała
się w duchu tradycyjnego katolicyzmu ludowego i sympatyzowała z orientacją
narodową. Akcjom polskich nacjonalistów sprzeciwiała się młodzież
socjalistyczna, demokratyczna i ludowa, ale na uczelni stanowiła ona mniejszość.
Pomiędzy młodzieżą polską a żydowską nawiązywały się także relacje przyjaźni
czy współdziałania. Julian Stryjkowski wspominał, że podczas studiów przyjaźnił
się z późniejszymi znanymi pisarzami, Teodorem Parnickim i Marianem Promińskim.
Wielu studentów sprzeciwiało się hasłom getta ławkowego i zajmowało miejsca
razem ze słuchaczami żydowskimi. Przeciwko agresywnym akcjom antysemickim
występowali również niektórzy działacze Młodzieży Wszechpolskiej, m.in. Witold
Nowosad. W tych czasach każdy przejaw wsparcia dla prześladowanych Żydów
wymagał sporo odwagi, a próba udzielenia im pomocy mogła się skończyć tragicznie.
Sprzeciwiającą się agresywnym atakom socjalistkę Marię Fiderer zrzucono ze
schodów, natomiast na ul. Kopernika pobito studentkę polonistyki Teresę
Cisłównę, która stanęła w obronie swoich koleżanek Żydówek (Bukowska-Marczak
2019, s. 186).

O ile w latach dwudziestych do konfliktów polsko-żydowskich
dochodziło rzadziej, o tyle w latach trzydziestych obserwujemy znaczne ich nasilenie.
Bywały miesiące, gdy niemal codziennie dochodziło do pobić lub rozruchów o
charakterze antysemickim – nie tylko na samej uczelni, ale i na ulicach miasta.
W 1936 r. w parku Kilińskiego śmiertelnie pobito Żyda Salomona Rosenmana, a
jednym z głównych podejrzanych był późniejszy prezes zdominowanej przez
nacjonalistów Czytelni Akademickiej Czesław Rojek. Przeprowadzenie śledztwa w
sprawie ekscesów na uczelni nie należało do zadań łatwych. Często młodzież z
uniwersytetu uczestniczyła w zajściach na politechnice, a studenci z
politechniki brali udział w ekscesach na uniwersytecie. Wskutek tego ofiarom
bardzo trudno było zidentyfikować swoich oprawców, ponieważ ich nie znali.
Zdarzały się przypadki pobić kandydatów, którzy przyszli zapisać się na
uczelnię i złożyć dokumenty. Również w tym wypadku, co oczywiste, ciemięzcy
pozostawali dla pokrzywdzonych anonimowi. Bojówki, uzbrojone w żelazne, twarde
narzędzia, napadały najczęściej na pojedynczych, samotnych studentów. Brakowało
oporu ze strony młodzieży, która po przybyciu do Lwowa na studia chciała jak
najszybciej ukończyć naukę i na wszelki wypadek wolała nie zadzierać z
wszechpolakami. Na uczelni Polacy i Żydzi pozostawali dla siebie społecznością
obcą, żyli w pewnej separacji. Każda z tych grup powoływała własne towarzystwa
studenckie, organizowała niezależne tygodnie akademika i zwoływała osobne
wiece. Propaganda stosowana przez Młodzież Wszechpolską nie sprzyjała
zacieśnianiu więzi.

Relacje pomiędzy studentami polskimi i żydowskimi były
odbiciem stosunków panujących zarówno we Lwowie, jak i w całym kraju. We Lwowie
istotną rolę odegrała idea umacniania polskości na Kresach Wschodnich, którą
członkowie Młodzieży Wszechpolskiej podbudowywali tezami o konieczności
eliminowania „obcych” wpływów (w tym wypadku głównie żydowskich i ukraińskich).
Tuż przed wybuchem wojny w całej Polsce doszło do pogromów żydowskich m.in. w
Przytyku, Mińsku Mazowieckim, Myślenicach (Żyndul 1994, s. 21–27).

Stosunki polsko-ukraińskie na Uniwersytecie Jana
Kazimierza kształtowały w dużej mierze doświadczenia wojny polsko-ukraińskiej.
Polacy we Lwowie spoglądali na Ukraińców z wyraźną nieufnością i niechęcią. W
1921 r. Ukraińcy utworzyli nielegalny Ukraiński Tajny Uniwersytet (UTU). Wśród
młodzieży ukraińskiej wyłoniły się wówczas dwie frakcje: jedna zapisywała się
na UJK, druga go bojkotowała i zapisywała się na UTU. Pomiędzy tymi grupami
dochodziło do konfliktów. Młodzież polska rekrutująca się z kręgów
nacjonalistycznych niechętnie spoglądała na studentów ukraińskich uczęszczających
na UTU, donosząc policji o tajnych wykładach (Bukowska-Marczak 2019, s. 203–213).

Ukraińska młodzież studencka w okresie międzywojennym
była przekonana, że nie bierze udziału w walce o partykularne interesy
jednostek, lecz o sprawę całego narodu. Kreowała postaci bohaterów, które
mogłyby posłużyć za symbol oporu przeciwko Polakom. Znaleźli się wśród nich członkini
Związku Ukrainek Olga Basarab i student prawa Jarosław Lubowycz. Oboje ponieśli
śmierć w wyniku działań polskiej policji, a ich pogrzeby przerodziły się w olbrzymie
manifestacje narodowe, co pozostawiło trwały ślad w świadomości młodego
pokolenia. Cześć, jaką obdarzano powszechnie te osoby, budziła kontrowersje w
kręgach polskich. W manifestacjach zorganizowanych w związku z pogrzebami
Basarabowej i Lubowycza wzięła udział ukraińska młodzież akademicka. Studenci
byli przekonani, że muszą dawać swym postępowaniem przykład młodzieży gimnazjalnej,
sprawując funkcję jej ideowych wychowawców. Młodsze pokolenie miało w
przyszłości zasilać szeregi Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) czy Ukraińskiej
Organizacji Wojskowej (UWO), brać udział w akcjach sabotażowych i propagować
idee walki z polskimi władzami na łamach (nierzadko konfiskowanych) czasopism
studenckich wychodzących w latach trzydziestych (Bukowska-Marczak 2019, s. 213–217).

Do konfliktów pomiędzy młodzieżą polską i ukraińską
dochodziło rzadziej niż do konfliktów polsko-żydowskich. Występowały one
zazwyczaj w sytuacjach związanych z obchodami kolejnych rocznic listopada 1918
r. czy w związku z próbami utworzenia niezależnej ukraińskiej państwowości na
Zakarpaciu. W listopadzie 1928 r., chcąc uczcić 10. rocznicę wojny
polsko-ukraińskiej, Ukraińcy wywiesili żółto-niebieskie flagi na ważniejszych
instytucjach państwowych (m.in. na uniwersytecie) oraz oblali farbą pomnik
Orląt przy politechnice. W odpowiedzi polscy korporanci brutalnie zdemolowali
Ukraiński Dom Akademicki przy ul. Supińskiego. Konflikty pomiędzy młodzieżą
prowokowały zazwyczaj środowiska nacjonalistyczne tak z jednej, jak i z drugiej
strony. Pośrednio do ich powstawania przyczyniały się również władze
administracyjne, które oskarżały Ukraińców o działania prowokacyjne i stale ograniczały
ich swobody. Nawet lwowscy demokraci, liberałowie i socjaliści przymykali
nieraz oko na wystąpienia antyukraińskie w mieście. Kazimierz Żygulski w swoich
wspomnieniach podkreślał, że pamięć wojny z Ukraińcami powodowała, iż problemy
polityczne uwidaczniały się tu inaczej niż w Warszawie i Krakowie, a zabójstwo posła
Tadeusza Hołówki dla wielu oznaczało dowód bankructwa oficjalnej polityki ukraińskiej
(Żygulski 1994).

Polscy studenci impulsywnie reagowali na wszelkie
dążenia ukraińskie związane z organizacją niezależnych wieców i uroczystości.
Krytykowali możliwość wydawania przez nich własnej prasy i posługiwania się
językiem ukraińskim. Tłumaczyli swoją postawę tym, że mają za zadanie obronę
polskich interesów w Galicji Wschodniej. Dystans pomiędzy młodzieżą powodowało
nasilanie wśród Ukraińców przekonania, że są na uczelni traktowani jak
obywatele drugiej kategorii. Kandydaci tacy jak Mychajło Drahan mimo
predyspozycji do podjęcia studiów tuż po wojnie polsko-ukraińskiej z powodu
uczestnictwa w walkach po stronie ZURL nie mogli być przyjęci na uniwersytet.
Dopiero po dwóch latach od tragicznych wydarzeń doszło do normalizacji
stosunków, ale część młodzieży ukraińskiej zdecydowała się zapisać wówczas na
UTU. Nawet po ukończeniu studiów szanse młodzieży ukraińskiej na zatrudnienie
były znacznie niższe niż szanse absolwentów polskich. Te czynniki wpływały na
pogłębianie rezerwy w stosunkach młodzieży studenckiej polskiej z ukraińską. Mimo
tej napiętej sytuacji pomiędzy studentami nawiązywały się również relacje
przyjaźni, o czym wspominali studenci Wołodymyr Barahura i Myrosław Semczyszyn
(Bukowska-Marczak 2019, s. 217–239;
Semczyszyn 1998, s. 34, Barahura, b.d.w., s. 26, 46, 53–54).

Zagadnieniem dość skomplikowanym pozostaje problem
relacji ukraińsko-żydowskich na uniwersytecie. W okresie międzywojennym
nierzadko stosunki między jednymi a drugimi układały się pomyślnie. Ukraińcy na
łamach prasy przestrzegali przed włączaniem się w masowy ruch antysemicki, a
niekiedy drwili z działań podejmowanych przez polskich nacjonalistów. Mimo to
młodzież ukraińska upatrywała w społeczeństwie żydowskim zagrożenie dla swoich
interesów narodowych. Uważała, że Żydzi mogą stanowić konkurencję w walce o
opanowanie miejskiego handlu, a tym samym wypierać Ukraińców z dużych ośrodków
miejskich. Na uczelni Ukraińcy znacznie rzadziej niż Polacy uczestniczyli w
ekscesach antysemickich, co nie oznacza, że wcale nie brali w nich udziału
(Bukowska-Marczak 2019, s. 239–245). Krystyna Chiger podkreślała, że jej ojciec
– student historii i filozofii – z jednej strony przyjaźnił się z pewnym
Ukraińcem, z drugiej zaś musiał bronić się przed represjami ukraińskich
szowinistów (Chiger, Paisner 2011, s. 20–21).

Relacje między studentami ukraińskimi i żydowskimi na
uczelni odpowiadały nastrojom kształtującym się w społeczeństwie ukraińskim na
terenie Galicji Wschodniej na przestrzeni lat. Choć w początkach lat dwudziestych
wzajemne stosunki układały się na ogół poprawnie (m.in. wielu Żydów entuzjastycznie
odniosło się do powstania Ukraińskiej Rady Narodowej), w drugiej połowie dekady,
a przede wszystkim w latach trzydziestych nastąpiło ochłodzenie relacji. Kryzys
z lat 1930–1935 znacznie zaostrzył rywalizację ukraińsko-żydowską w sferze
gospodarczej. Ponadto z wielkim entuzjazmem przyjmowano zapowiedzi Hitlera,
który w przemówieniu wygłoszonym w kwietniu 1933 r. opowiadał się za rychłą
pomocą dla „sprawy ukraińskiej” (Hon 2004, s. 244–258).

Z pewnością jakiś wpływ na relacje pomiędzy studentami
trzech narodowości wywierała kadra akademicka. Władze uczelni nie miały pomysłu
na to, jak przekonać nacjonalistów, by zrezygnowali z brutalnej kampanii
antysemickiej. Nie potrafiąc znaleźć sposobu na rozwiązanie problemu,
ograniczały swe działania jedynie do zawieszania wykładów. Wielu profesorów było
uwikłanych w rozgrywki polityczne, a przez to tracili oni autorytet w oczach studentów.
Niektórzy uczeni (m.in. rektor Edward Porębowicz) publicznie deklarowali swoje
poglądy polityczne, np. przez studzenie aspiracji ukraińskich co do prawa do
posiadania własnego państwa. Wypowiadali się również krytycznie w kwestii
stworzenia niezależnego ukraińskiego uniwersytetu. Ci, którzy w sposób
zdecydowany przeciwstawiali się hasłom wysuwanym przez szowinistów, często byli
znieważani, obrzucani jajami, a pod ich mieszkaniami urządzano hałaśliwe
demonstracje. Większość profesorów starała się „nie narażać” studentom. Znikoma
grupa uczonych występowała w obronie atakowanej młodzieży żydowskiej; niewielu
z nich podpisało list otwarty przeciwko ekscesom antysemickim na uczelniach.
Wielu profesorów popierało postulat numerus
clausus
– podczas głosowania na posiedzeniu Rady Wydziału Filozoficznego 1
lutego 1922 r. 18 osób opowiadało się za numerus
clausus
, 6 było przeciwko (Chrostek 2019, s. 353). Podobnie jak w mieście,
tak i na uniwersytecie brakowało stanowczego sprzeciwu wobec kampanii
antysemickiej promowanej przez środowiska nacjonalistyczne. Niemniej w gronie
akademickim byli profesorowie (m.in. Ryszard Ganszyniec, Stanisław Kulczyński),
którzy swoją postawą w sposób otwarty wspierali prześladowaną młodzież żydowską
(Bukowska-Marczak 2019, s. 246–265).

W ostatnich latach wydano kilka ważnych publikacji ukazujących osiągnięcia uniwersytetu we Lwowie, sukcesy poszczególnych katedr i profesorów. Stosunkowo mało miejsca poświęcono środowiskom studenckim i zagadnieniom trudnych relacji polsko-żydowsko-ukraińskich na uczelni. Nie można pozostawać obojętnym wobec zagadnień numerus clausus czy getta ławkowego. Nie należy zapominać o losach mniejszości, które zamieszkiwały to samo państwo, a były na różne sposoby dyskryminowane, nie mając równych praw i szans. Trzeba zwrócić uwagę na rolę skrajnych ideologii, które prowadziły do wykluczania jednych studentów ze stowarzyszeń akademickich, z domów studenckich, a wreszcie pozbawiały ich możliwości podejmowania studiów akademickich. Bez pokazania tych problemów obraz Uniwersytetu Jana Kazimierza znany z dotychczasowej historiografii pozostaje niepełny.


Bibliografia

Źródła archiwalne

Archiwum Państwowe Obwodu Lwowskiego (Derżawnyj Archiw Lwiwskoj Obłasti, DALO) fond 26, opis 6, sprawa 974 fond 110, opis 4, sprawa 336

Centralne Państwowe Archiwum Historyczne Ukrainy we Lwowie (Centralnyj derżawnyj istorycznyj archiw Ukrajiny m. Lwiw, CDIAUL) fond 424, opis 1, sprawa 46

Prasa

Kronika
lwowska
,
„Ilustrowany Kuryer Codzienny” 1934, nr 97.

Prawda
o pogromach lwowskich
,
„Chwila” 1919, nr 16.

Literatura

Aleksiun N. (2012), Christian
Corpses for Christians! Dissecting the Anti-Semitism behind the Cadaver Affair
of the Second Polish Republic
, w: The
Holocaust in Occupied Poland:
New
Findings and New Interpretations
, red. J.T. Gross, Frankfurt am Main.

Barahura W. (b.d.w.), Jak ja staw żurnalistom. Spohady zi studentśkych rokiw 192834, Toronto.

Biedrzycka
A. (2012), Kalendarium Lwowa 19181939, Kraków.

Bukowska-Marczak
E. (2019), Przyjaciele, koledzy,
wrogowie? Relacje pomiędzy polskimi, żydowskimi i ukraińskimi studentami
Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie w okresie międzywojennym (1918–1939)
,
Warszawa.

Chiger K., Paisner D. (2011), Dziewczynka w zielonym sweterku, tłum.
B. Dżon, Warszawa.

Chrostek M. (2019), Polacy, Żydzi i antysemityzm w publicystyce Ryszarda Ganszyńca, „Tematy
i Konteksty”, nr 9 (14).

Derewianyj І. (2017),Polśka okupacija Zachidnoji
Ukrajiny w 1918
1939 rokach. Jak ce
buło
, w: Wijna
dwoch prawd. Polaky ta Ukrajinci u krywawomu XX stolitti
, Charkiw.

Hawryliw І. (2012), Zachidna Ukrajina u 19211941 rokach. Narys istoriji borot’by za derżawnist’, L’wiw.

Hon M. (2004), Konflikt ukraińsko-żydowski na ziemiach zachodnioukraińskich w latach
1935
1939, w: Świat niepożegnany. Żydzi
na dawnych ziemiach wschodnich Rzeczypospolitej w XVIII–XX wieku
, red. K.
Jasiewicz, Warszawa–Londyn.

Komosa
J. (2019), II Rzeczpospolita we współczesnej
historiografii ukraińskiej
, „Studia z Dziejów Rosji i Europy Środkowo-Wschodniej”,
t. LIV (I).

Kotyńska
K. (2015), Lwów. O odczytywaniu miasta na
nowo
, Kraków.

Kozyckij A. (2012), Mit wielokulturowości Lwowa na przełomie XX i XXI wieku, w: Kresowe dziedzictwo. Studia nad językiem,
historią i kulturą
, red. A. Burzyńska-Kamieniecka, M. Misiak, J.
Kamieniecki, Wrocław.

Landau-Czajka
A. (2006), Syn będzie Lech… Asymilacja
Żydów w Polsce międzywojennej
, Warszawa.

Modras
R. (2000), Polska katolicka albo
nie-Polska. Stosunki polsko-żydowskie w latach 1933
1939 w świetle prasy katolickiej tego okresu, „Studia Judaica”, t. 3,
nr 2 (6).

Rędziński
K. (2016), Studenci żydowscy we Lwowie w
latach 1918
1939, „Prace Naukowe
Akademii im. Jana Długosza w Częstochowie. Pedagogika”, t. 25.

Semczyszyn М. (1998),Z knyhy Lewa: ukrajinśkyj Lwiw dwadciatychsorokowych rokiw. Spomyny,
Lwiw

Wierzbieniec W. (2000), The Processes of Jewish Emancipation and Assimilation in the
Multiethnic City of Lviv Turing the Nineteenth and Twentieth Centuries
,
„Harvard Ukrainian Studies”, nr 24.

Wittlin
J. (1975), Mój Lwów, Warszawa.

Żyndul
J. (1992), Cele akcji antysemickiej w
Polsce w latach 1935
1937,
„Biuletyn Żydowskiego Instytutu Historycznego”, nr 1.

Żyndul
J. (1994), Zajścia antyżydowskie w Polsce
w latach 1935
1937, Warszawa.

Netografia

Gauden G., Zrozumiałem,
co się stało – 22 listopada 1918 r. we Lwowie Pan Tadeusz zabił Jankiela
, https://wyborcza.pl/magazyn/7,124059,24206235,grzegorz-gauden-zrozumialem-co-sie-stalo-22-listopada-1918.html
(dostęp 13.05.2020).

Żygulski K., Jestem z lwowskiego etapu, https://lwow.home.pl/zygulski/zygulski2.html (dostęp 6.05.2020).

Korekta językowa: Beata Bińko




„Historyczne” kuriozum stycznia 2020

RAFAŁ WNUK

„Historyczne” kuriozum stycznia 2020

Wypowiedź dr hab. Sabiny Bober* w TVP Lublin z okazji Międzynarodowego Dnia Pamięci Holokaustu
Video: [Panorama Lubelska, 27 stycznia 2020, godz. 7.30] (dostęp 30.01.2020)

Dr hab. Sabina Bober na początku wywiadu mówi: Na terenie Lubelszczyzny w ramach akcji „Reinhardt” z terenu Lubelszczyzny i Okręgu Białostockiego zostało zamordowanych blisko 2 mln Żydów, czyli Żydzi, którzy mieszkali tutaj przed wojną, zostali praktycznie zdziesiątkowani [2.00–2.12].

Pierwszą część zdania można rozumieć tylko w jeden sposób: na Lubelszczyźnie z terenu Lubelszczyzny i Okręgu Białostockiego zamordowanych zostało około 2 mln miejscowych Żydów. Na historyku choćby luźno interesującym się dziejami Polski w XX wieku informacja ta musi wywrzeć piorunujące wrażenie. Na podstawie przedwojennych, powszechnie dostępnych, spisów ludnościowych szacuje się, że w końcu lat trzydziestych na Lubelszczyźnie i Białostocczyźnie mieszkało około pół miliona Żydów. Tymczasem z wypowiedzi pani doktor wynika, iż w rezultacie akcji „Reinhardt” zginęło na tych obszarach czterokrotnie więcej Żydów, niż ich tam mieszkało. Jej wiedza stoi zatem w sprzeczności zarówno z ustaleniami urzędników II Rzeczypospolitej przeprowadzających spisy powszechne, jak i wiedzą wszystkich badaczy dziejów Zagłady. Być może dotarła ona do jakichś nowych, nieznanych dotychczas źródeł? Jeśli tak, to powinna je jak najszybciej udostępnić innym historykom, by już nie błądzili.

W drugiej części zdania, jak wynika z kontekstu wypowiedzi, dr hab. Sabina Bober chciała poinformować widzów TVP Lublin, że niemal wszyscy Żydzi z Lubelszczyzny i Białostocczyzny zostali wymordowani przez Niemców. W tym celu użyła wyrażenia „zostali praktycznie zdziesiątkowani”. Być może nie ma ona świadomości, że „zdziesiątkowanie” oznacza śmierć co dziesiątego żołnierza oddziału lub członka grupy (więźnia, demonstranta itp.). Krótko mówiąc, w wyniku bitwy lub egzekucji ginie 10%, przeżywa zaś 90% uczestników wydarzenia. Tymczasem na opisywanych przez dr hab. Sabinę Bober obszarach zamordowanych zostało ponad 90% Żydów. Nawet jeśli przyjmiemy, że chodzi tu o niefachowe, potoczne rozumienie tego słowa, to wciąż oznacza ono „znaczne zmniejszenie” i użycie go do opisu wymordowania niemal całej społeczności jest błędem. A już nonsensowna zbitka „praktycznie zdziesiątkowani” nie powinna się pojawić ani na konferencji naukowej, ani w wypowiedzi publicystycznej.

Nie tylko zawodowego historyka w osłupienie musiała wprawić część wywiadu poświęcona miejscom Zagłady. Na pytanie dziennikarki: W jakich miejscach na Lubelszczyźnie znajdowały się obozy koncentracyjne?, dr hab. Bober odpowiada: Na Majdanku, w Bełżcu i Sobiborze [2.15–2.25]. Tymczasem jedynie obóz na Majdanku był obozem koncentracyjnym pełniącym jednocześnie funkcję obozu śmierci. Obozy w Bełżcu i Sobiborze nigdy nie były obozami koncentracyjnymi (to znaczy miejscami katorżniczej pracy więźniów), lecz wyłącznie obozami śmierci, czyli miejscami, gdzie Żydzi byli mordowani natychmiast po przybyciu. Wreszcie pani doktor wymyśla nieznaną w literaturze przedmiotu kategorię obozu – „koncentracyjny obóz zagłady”. W tym przypadku nie odważę się zgadywać, co dr hab. Sabina Bober miała na myśli.

Uważająca się za specjalistkę od dziejów zagłady Żydów pani doktor twierdzi, że w Międzynarodowym Dniu Pamięci o Ofiarach Holokaustu oddajemy hołd tym wielkim bohaterom i oddajemy hołd Polakom, którzy mieli odwagę nieść pomoc swym żydowskim sąsiadom [3.02–3.12]. To niezwykle interesująca opinia. Żyłem dotychczas w przekonaniu, że 27 stycznia to dzień, w którym staramy się pamiętać nie o „wielkich bohaterach”, ale o zwykłych ludziach – kobietach, mężczyznach, dzieciach, w tym niemowlętach, i starcach. O tych wszystkich, którzy zginęli w wyniku zaplanowanego przez nazistowskie Niemcy masowego mordu, bez względu na ich poglądy, cechy charakteru czy życiorysy. O ludziach, którzy zginęli wyłącznie z tego powodu, że urodzili się Żydami.

W końcu, według dr hab. Sabiny Bober, w Międzynarodowym Dniu Pamięci Holokaustu czcimy… Polaków niosących ratunek Żydom. Ciekawe, czy wiedzieli o tym uchwalający to święto w 2005 r. przedstawiciele państw członkowskich Organizacji Narodowych Zjednoczonych. Należy też zadać pytanie, czy świadomość taką mają działacze licznych funkcjonujących na świecie instytucji zajmujących się pielęgnowaniem pamięci o Holokauście. I czym się w takim razie różni Międzynarodowy Dzień Pamięci Holokaustu od przypadającego 24 marca Narodowego Dnia Pamięci Polaków Ratujących Żydów?

Nieprawdopodobne, co można powiedzieć w trwającej niecałe trzy minuty wypowiedzi.

*Dr hab. Sabina Bober uzyskała habilitację na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu na podstawie książki Walka o dusze dzieci i młodzieży w pierwszym dwudziestoleciu Polski Ludowej. Kieruje Pracownią Dziejów Mniejszości Narodowych w Europie Środkowej i Wschodniej KUL. Jak wynika z informacji zamieszczonych na stronie pracowni, komórka ta zajmuje się m.in. badaniem „postaw Żydów w czasie Holocaustu”. Badaczka współpracowała przy projektach realizowanych przez Instytut Pileckiego. Po opublikowaniu powyższego tekstu redakcja otrzymała z Instytutu Pileckiego informację, iż dr hab. Sabina Bober "od czerwca 2019 roku nie ma żadnych związków z Instytutem Pileckiego".

Korekta językowa: Beata Bińko