MIKOŁAJ SOKOŁOWSKI
Prof. dr hab. Mikołaj Sokołowski od 2010 r. pełni funkcję dyrektora naczelnego Instytutu Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk.
Pochwała humanistyki policentrycznej. Głos w dyskusji
Tematem mojej wypowiedzi jest policentryzm rozumiany jako model uprawiania i organizowania badań humanistycznych w Polsce. Cezurą był rok 1989, gdy zintensyfikowaliśmy tendencje wcześniejsze (np. drugi obieg), prowadzące wreszcie do wykrystalizowania wielostronnego, wielocentrycznego, a przede wszystkim wielogłosowego projektu nauk humanistycznych. Jego fundament stanowią mnogie ośrodki, gdzie uprawia się humanistykę: wydziały uniwersyteckie, instytuty naukowe, redakcje czasopism, niezależne wydawnictwa, w większości prywatne, takie jak Semper, DiG, Neriton, Słowo obraz terytoria, Znak, IBL PAN, IS PAN, wreszcie towarzystwa naukowe, poczynając od PAU i PAN.
Rozwinęły się wtedy nauki humanistyczne zróżnicowane i wolne od cenzury, które krótko scharakteryzowałbym za pomocą kategorii „przełomu”. Były to m.in.: 1) przełom archiwistyczny, który określiłbym mianem zwrotu ku źródłom; 2) rewolucja cyfrowa wraz z elektronicznymi metodami i środkami uprawiania oraz udostępniania dzieł humanistycznych; w końcu 3) zwarcie ideologiczne, które zaowocowało sięgnięciem do tradycji politycznych, zarówno prawicowych, jak i lewicowych, a także tych niedających się uchwycić stereotypowo i bipolarnie, w których poszukiwano inspiracji dla prac naukowych bądź używano humanistyki. Różnica między nami, tzn. między obywatelami demokratycznego państwa, polega na tym, że jest dynamiczna i intensywna. Przyświeca mi tu derridiańska idea różnicy, która się różnicuje. Rozumiem ją w ten sposób, że rozwój nowoczesnego społeczeństwa daje impuls do zwiększania różnic między nami. Nie musi to oznaczać oddalania się. Jest rzeczą naturalną, że owa różnica manifestuje się w humanistyce – pod warunkiem, że ten dyskurs pozostaje naukowy. Humanistyka dostarcza kategorii i argumentów, jest zatem warunkiem rzeczowego oraz istotowego sporu, w którego istnieniu nie widzę niczego złego, skoro należy do natury demokracji. Humanistyka zapewnia komunikację między nami, gwarantuje ją, odpowiada za wymianę myśli. Bez humanistyki spór staje się dziki i nieokiełznany. Nie o to nam wszak chodzi.
Na osobną wzmiankę zasługuje transdziedzinowość, którą w momencie narodzin zabiła Konstytucja dla nauki. Wprowadziła ona bowiem sztywny podział na abstrakcyjne dyscypliny, co w powiązaniu z takimi kategoriami jak algorytm lub kosztochłonność utrudnia humanistyce ten kierunek rozwoju.
Pamiętam, że w latach dziewięćdziesiątych dużo mówiło się o zapóźnieniu nauk humanistycznych w Polsce, które miałyby rzekomo pozostawać daleko w tyle za zachodnimi metodologiami. Dzisiaj nie daje się tego odczuć, choć kompleksy pozostały. Widać to w płasko skonstruowanym modelu ewaluacji nauk, dającym prymat publikacjom w językach obcych i obecnych w zagranicznych bazach danych. Międzynarodowy obieg myśli jest niezbywalnym warunkiem rozwoju wszystkich nauk łącznie z humanistyką, ale w tym modelu publikacje w języku macierzystym, podejmujące problemy i wyzwania naszego społeczeństwa, naszego tu i teraz, zostały niebezpiecznie zmarginalizowane.
Po roku 2010 humanistyka rozwijała się, wykorzystując zróżnicowane strumienie finansowania (dotacja, granty, stypendia, subwencje wydawnicze), znajdujące się w rękach wielu rozmaitych dysponentów środków (minister, rektorzy, dyrektorzy, prezesi towarzystw i stowarzyszeń naukowych, a także fundacji), a której całkiem szybki i w miarę szeroki obieg gwarantowali liczni, często mali, ale głośni dystrybutorzy (wydawcy, redaktorzy, webmasterzy). Podczas prac nad Ustawą 2.0 próbowano ten policentryczny i spontaniczny model zastąpić ujednolicanym strumieniem finansowania oraz scentralizowanym kanałem publikacyjno-dystrybucyjnym (zagraniczne bazy danych). Mimo że weszła w życie po licznych pozytywnych modyfikacjach zgłaszanych przez środowisko, to i tak w kształcie niedoskonałym. Nie rozumiem, dlaczego mamy nie cenić tego, co przez ostatnie ćwierćwiecze sami zbudowaliśmy (np. wolny rynek książki).
Opowiadam się za utrzymaniem policentrycznego modelu uprawiania humanistyki, który mój instytut – Instytut Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk – przez ostatnie dwie dekady intensywnie współtworzył, propagując humanistykę opartą na badaniach podstawowych (monografie, biografie, kompendia, edycje krytyczne, bibliografie), wznosząc na tym solidnym fundamencie nowoczesne literaturoznawstwo otwarte na współczesne metodologie, a także na współpracę zagraniczną. Sięgaliśmy też do repertuaru dawniejszych pomysłów instytutu, np. do zarzuconego ze względów finansowych, a obecnie niezwykle potrzebnego również dla lepszej identyfikacji dyscypliny oraz jej szerokiej widzialności, „Biuletynu Polonistycznego” – bazy informacji bieżących na temat tego wszystkiego, co dzieje się w polonistyce. Nie unikaliśmy zagadnień trudnych, nieodpowiadających specyfice nowoczesnej dokumentalistyki, takich jak semiotyka kultury, czerpiąc z pomysłowości nieżyjących kolegów. Tę praktykę obcowania z przeszłością nazwaliśmy reaktywacją.
W ramach tej reaktywacji przywróciliśmy do „produkcji” brutalnie przerwane przez historię (brak ciągłości finansowania, śmierć wykonawców, upadek dużych domów wydawniczych) zebrane dzieła wielkich pisarzy: Jana Kochanowskiego, Adama Mickiewicza, Henryka Sienkiewicza, Stefana Żeromskiego, Gustawa Herlinga, a ostatnio Elizy Orzeszkowej. Tak wygląda misja instytutu w sferze badań podstawowych. Ostatnio zaproponowaliśmy też nową syntezę literatury polskiej – Historia literatury polskiej Anny Nasiłowskiej, która wzbudziła ogromne zainteresowanie mediów, w tym telewizji, otwiera serię nowych kompendiów, powstających z wykorzystaniem aktualnej podstawy materiałowej, wydobytej w ostatnich latach z archiwów oficjalnych i prywatnych, i w dialogu z zagranicznymi konwencjami sporządzania takich podsumowań.
Opowiadamy się za humanistyką pożyteczną, tzn. biorącą udział w debatach o sprawach dotyczących nas wszystkich, ludzi, wykraczających ponad podziały na narodowości, a nawet państwa i kontynenty. Także w polskich tradycjach można skutecznie szukać ich dobrych rozwiązań.
Stoję na stanowisku, że ewaluacja dorobku naukowego powinna być wystarczająco wrażliwa, aby docenić wysiłek wielopokoleniowych, wieloosobowych, a często wielodziedzinowych zespołów przygotowujących tego typu pracę. Musi być wrażliwa, jeżeli chce być uznana za adekwatną.
Ikoną takiej humanistyki jest dla nas Jan Kochanowski, założyciel polskiej wysokiej kultury literackiej. Jest to autor na wskroś narodowy, a jednocześnie pisarz wielojęzyczny, międzynarodowy, znakomity reformator języka i literatury łacińskiej. Polak z prowincji, pół Włoch. Bez niego nie byłoby francuskich prób literackich i teatralnych Adama Mickiewicza czy Juliusza Słowackiego, przede wszystkim nie byłoby Josepha Conrada.
Dzieła wszystkie Jana Kochanowskiego ukażą się niebawem w pierwszym całościowym wydaniu krytycznym. Zespół je przygotowujący, w dużej mierze finansowany w ramach grantów Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki (który bezwzględnie trzeba nie tylko utrzymać, ale i rozszerzać), nie został w Instytucie Badań Literackich zlikwidowany, choć jego dorobek punktowy jest odwrotnie proporcjonalny do kulturowej wartości jego pracy. Utrzymaliśmy go, bo wierzymy w takich ludzi jak Kochanowski.
Po 2017 r. polskie badania naukowe, w tym humanistyczne, zostały poniekąd przejęte i zmonopolizowane przez dwie zachodnie korporacje: Elsevier (właściciel bazy Scopus) i Clarivate (właściciel Web of Science). Humaniści mają być rozliczani jedynie z tego, jak publikują w tych bazach. Ponieważ jednak tych korporacji w żadnej mierze nie interesuje polskie dziedzictwo narodowe, np. Kochanowski czy Orzeszkowa, będziemy w coraz większym stopniu zmuszani do odchodzenia od publikowania i komentowania tego dziedzictwa. Wpływ Elsevier stał się tak duży, że baza Scopus trafiła do polskich ustaw budżetowych jako główny miernik efektywności polskich badań naukowych; w ustawie budżetowej określa się również (na sztuki) oczekiwaną liczbę publikacji w tej bazie w danym roku, np. planowana docelowa wartość miernika w 2021 to 51,5 tys. Raz jeszcze: nie chodzi o to, żeby humaniści tam nie publikowali; powinni publikować, ale nie możemy być pozbawieni wyboru.
Nie należy podporządkowywać polskiej nauki uproszczonemu i zmistyfikowanemu modelowi umiędzynarodowienia. Powinno ono odbywać się na wielu poziomach życia naukowego, począwszy od wyjazdów studyjnych, kwerend archiwalnych i bibliotecznych, budowania międzynarodowych zespołów do wspólnego rozwiązywania problemów wykraczających poza humanistykę narodową; powinno się ono opierać na projektach i grantach międzynarodowych, zwieńczonych publikacjami, także w językach obcych. Ten wielopoziomowy model międzynarodowego uprawiania nauki, sięgającego dalekiej przeszłości, nie wiadomo dlaczego jest przez decydentów konsekwentnie upraszczany i banalizowany.
Humanistyka jest tym dla dziedzictwa duchowego, czym konserwacja dla zabytków. Bez nich tradycja nie przetrwa, nie skomunikuje się z nami, nie usłyszymy jej głosu. Tak jak konserwator naprawia lub odświeża dzieło, zapewniając mu dalsze trwanie w dzisiejszej kulturze, w teraźniejszości, tak my, humaniści, wydobywając z archiwów i bibliotek dawne i mniej dawne teksty, które restaurujemy, ustalamy ich znaczenia i podajemy dalej w formie także elektronicznych wydań krytycznych. Bez interwencji konserwatorów korniki zjedzą, o czym informowały parę lat temu media, Ołtarz Wita Stwosza; bez nas niepamięć pożre dawnych poetów z ich mądrością i mistrzostwem stylu.
Nie rozumiem, dlaczego polska humanistyka, która tylko w ostatnich latach wydała trójkę wielkich pisarzy/pisarki noblistów, jest w naszym kraju traktowana po macoszemu. Nasi nobliści wzrastali na żyznym gruncie polskiej humanistyki, owocującej nie tylko wielkimi talentami literackimi, lecz ich równie głęboką myślą historyczno- czy teoretycznoliteracką, filozoficzną i kulturoznawczą.
Gruntowna przebudowa systemu nauki w Polsce, służąca stworzeniu polskiej humanistyce wygodniejszego kojca, jeśli nie kołyski, wymaga czasu i refleksji. Są jednak sprawy, które można poprawić z poziomu rozporządzenia. Do najpilniejszych należą algorytm oraz ewaluacja. Postulujemy wprowadzenie algorytmu wyliczania subwencji dla nauk humanistycznych, w którym oprócz dotychczasowych kryteriów znalazłyby się humanistyczna infrastruktura (biblioteki, wydawnictwa, czasopisma), a także premia rekompensująca niskie nakłady grantowe. Projekt takiego algorytmu powstał w Instytucie Badań Literackich i jest obecnie dyskutowany. W kryteriach ewaluacyjnych trzeba koniecznie podnieść wartość fundamentalnych prac podstawowych (monografie, edycje krytyczne, dokumentacje, publikacje źródeł) i wynieść je tak, aby znalazły się ponad przyczynkarskimi tekstami obcojęzycznymi, w tym recenzjami, których wartość punktowa jest obecnie dwa razy większa niż powstającej przez lata monografii.
Korekta językowa: Beata Bińko