ISSN 2545-3459

WOJCIECH WRZOSEK Wycinanki (227) „The Painted Bird”. Sadystycznie realistyczna fikcja?



Co spowodowało, że w Ameryce, na świecie, a i w Polsce Malowany ptak Kosińskiego stał się wydarzeniem literackim. Sensacją i skandalem.[1] Czy przyzwolenie autora na rozpowszechnianą opinię o autobiograficznym charakterze powieści mogło wpłynąć na to, że uznano ją za realistyczny opis tragicznych wydarzeń w okupowanej przez Niemcy Europie wschodniej w czasie II wojny światowej?
Interesują mnie dwa wymiary sprawy. Pierwszy to pytanie, czy chodziło o historyczną wiarygodność zdarzeń opisywanych w Malowanym ptaku, czy wiarygodność literackiego świata przedstawianego. Chodzi o wiarygodność literacką, czy historyczną dzieła?
Powyższe pytania sugerują, że bądź to przesądzano, że głośna powieść wychodźcy z Polski o losach chłopca w czasie wojny to osobiste przeżycia autora, bądź też to tylko artystyczna konfabulacja. Czy pytania te są w ogóle zasadne? Czy gdy powiadam konfabulacja, to jednak nie dopuszczam, że aby ona była perswazyjna powinna wystarczająco sugestywnie symulować realistyczny charakter świata i wydarzeń w nim zachodzących?
Kiedy Maria Janion stwierdziła, że Kosiński to wielki pisarz o wyobraźni transgresyjnej [2] to i określenie jego prozy „jako sadystycznie realistycznej fikcji literackiej” – wzięte z amerykańskiego wydania The Hermit of 69th Street, Seaver  Books, Nowy York 1988 – jest jedynie przystankiem na szlaku poszukiwań adekwatnego określenia jego twórczości.[3]
Rozważmy „tytułowy” fragment z piątej części tomu Malowany ptak:

„Jako łowca ptaków nie miał sobie równych. Pracował sam. Mnie przygarnął dlatego, że byłem bardzo mały, bardzo chudy i bardzo lekki. Mogłem więc umieszczać sidła tam, gdzie Lech nie sięgał lub nie dawał rady: na cienkich gałęziach drzew, w gęstych kępach pokrzyw i ostów, na podmokłych wysepkach pośród bagien i moczarów. Lech nie miał rodziny. Jego chatę wypełniały klatki z ptakami przeróżnych gatunków, od zwykłego wróbla po mądrą sowę.”[4]

„Czasami przez wiele dni Głupia Ludmiła nie pojawiała się w lesie. Lecha ogarniała niema furia. Wpatrywał się ponuro w ptaki zamknięte w klatkach, mrucząc coś pod nosem. W końcu, po długim namyśle, wybierał najsilniejszego ptaka, przywiązywał go sobie do nadgarstka i przystępował do szykowania cuchnących farb, które rozrabiał z najrozmaitszych składników. Kiedy był zadowolony z kolorów, obracał ptaka i malował mu skrzydła, głowę i pierś w barwy tęczy, aż ten stawał się bardziej pstrokaty i jaskrawy niż bukiet polnych kwiatów. Wtedy szliśmy w najgęstszy las. Tam Lech wydobywał malowanego ptaka; kazał mi go trzymać w ręce i lekko ściskać, żeby zaczął ćwierkać. Jego szczebiot przyciągał stado ptaków tego samego gatunku, które krążyło nerwowo nad naszymi głowami. Więzień, słysząc pobratymców, usiłował się do nich wyrwać. Ćwierkał coraz głośniej, a jego małe serce, zamknięte w świeżo malowanej piersi, biło jak oszalałe. Gdy gromadziło się dostatecznie dużo ptaków, Lech dawał mi znak, żebym puścił więźnia. Wzbijał się do góry, szczęśliwy i wolny, kropka tęczy na tle chmur, po czym wlatywał w czekające brunatne stado. Przez moment ptaki były zbite z tropu. Malowany ptak krążył z jednego końca stada na drugi, daremnie próbując przekonać krewniaków, że jest jednym z nich. Ale ci, oszołomieni jaskrawymi kolorami, przyglądali mu się z niedowierzaniem. Gdy uporczywie usiłował zająć miejsce w szyku, spychali go coraz dalej i dalej. Wkrótce widzieliśmy, jak kolejno odrywają się od stada i atakują go zawzięcie. Jeszcze chwila i wielobarwny kształt zaczynał tracić wysokość i spadał na ziemię. Takie sceny rozgrywały się często. Kiedy w końcu odnajdywaliśmy malowane ptaki, zwykle nie żyły. Lech dokładnie oglądał i liczył otrzymane przez nie ciosy. Z barwnych skrzydeł sączyła się krew, zmywając farbę i znacząc ręce łowcy. Głupia Ludmiła nie wracała. Lech, osowiały i posępny, wyciągał z klatek kolejne ptaki, malował je na coraz jaskrawsze barwy i wypuszczał, aby ginęły od razów pobratymców. Pewnego dnia schwytał dużego kruka; skrzydła pomalował mu na czerwono, pierś na zielono, ogon na niebiesko. Kiedy nad chatą pojawiło się stado kruków, Lech wypuścił malowanego ptaka. Jak tylko dołączył do stada, rozgorzała zaciekła bitwa. Odmieniec atakowany był ze wszystkich stron. Czarne, czerwone, zielone i niebieskie pióra spadały do naszych stóp. Ptaki szalały po niebie; nagle malowany kruk runął jak kamień na świeżo zaorane pole. Wciąż żył: rozchylał dziób i daremnie usiłował poruszyć skrzydłami. Oczy miał wydziobane, a jego barwne pióra spływały posoką. Jeszcze raz spróbował poderwać się z lepkiej od krwi ziemi, lecz zabrakło mu sił.”[5]



[1] „Pod koniec lat sześćdziesiątych nastąpiło rozluźnienie kanonów społecznych i artystycznych w Stanach Zjednoczonych; szkoły i uczelnie zaczęły umieszczać Malowanego ptaka na listach lektur nadobowiązkowych z dziedziny literatury współczesnej. Otrzymywałem listy od studentów i wykładowców, a także kopie prac semestralnych i esejów dotyczących powieści. W opinii wielu młodych czytelników, bohaterowie i zdarzenia powieściowe stanowią paralelę doświadczeń ich własnego życia. Książka ilustruje poglądy tych, którzy odbierają świat jako zmagania łowców ptaków i ich ofiar.” Kosiński J., Posłowie do wydania: Jerzy Kosiński, The Painted Bird, Bantam Books, New York (w dziesiątą rocznicę wydania, 1976), (w:) Kosiński J., Przechodząc obok, DC, Warszawa 1994, s. 217. Przez wiele lat, Kosiński nie wyprowadzał krytyków i czytelników z błędu co do autobiograficznego charakteru Malowanego ptaka. Kto wie, a może Amerykanie słusznie upatrują w literaturze skuteczniejszy instrument edukacji historycznej niż wkuwanie faktograficznej historii?  Iwasiów I., We wspólnym piekle, „Teksty Drugie” 1993, 4-5-6, s. 81-96.  

[2] Na okładce wydania Kosiński J., Malowany ptak, przeł. Tomasz Mirkowicz, Czytelnik, Warszawa 1992: „Kosiński to wielki pisarz o wyobraźni transgresyjnej. Zakładnik ciemnych, demonicznych sił. Rozpoznał obszary zła i wrócił stamtąd z Malowanym ptakiem, pozostawiając mroczne ostrzeżenie: <>”.

[3] Kosiński J., Pustelnik z 69 ulicy, przeł. Roman Czarny, Wydawnictwo Polonia, Polartis  SA, Warszawa 1992; profesjonalna tj. teorio- i historyczno- literacka oraz publicystyczna recepcja twórczości pisarza w Polsce i na świecie jest imponująca, ale i niewspółmierna z niewielką pop-popularnością. Czytałem onegdaj w „Tekstach Drugich” nieco egzaltowany artykuł o Kosińskim Iwasiów I. pt.  We wspólnym piekle (dz. cyt.). Zob. https://culture.pl/en/artist/jerzy-kosinski.

[4] Kosiński J., Malowany ptak,  s. 44. Mowa o ptaszniku Lechu bohaterze części piątej powieści, którego _ śmiem widzieć – jako figurę, która jednoczy w tragicznej metaforze losy malowanego ptaka i Głupiej Ludmiły (namiętności psychofizycznej Lecha – określ. moje W.W.); „Lech i Ludmiła, jedno szalone, drugie obłąkane, są jedynymi kochankami w opowieści, w której naczelnym uczuciem jest nienawiść” Kosiński J., Uwagi autora do Malowanego ptaka, (w:) Kosiński J., Przechodząc obok, s. 229) jako symbol ciemiężonego przez okrutną mentalność agrarną Innego. Narrator to Kosiński wcielony w wyobraźnię dziecka, (tj. w siebie samego sprzed lat?) „Sądziłem, że powieść o dzieciństwie wymaga największego zaangażowania wyobraźni. Ponieważ nie mamy bezpośredniego dostępu do wczesnego okresu naszego życia, nacechowanego największą wrażliwością, musimy stworzyć go na nowo, zanim przystąpimy do samo-określenia. Choć wszystkie powieści wymagają aktu wcielenia się w bohatera, czyli w inną osobę, zdecydowanie trudniejszą sztuką jest wyobrażenie siebie w postaci dziecka aniżeli dorosłego.”, Kosiński J., Posłowie do wydania…, s. 204-205.

[5] Kosiński J., Malowany ptak, s. 52-53.