Wycinanki (194) Rzecz o mych smutnych dziwkach. Cz. II

WOJCIECH WRZOSEK

Wycinanki (194)

Rzecz o mych smutnych dziwkach[1]. Cz. II.



Jako czytelnik ostatniej powieści Gabriela Garcii Marqueza wspieram wstępnie z przyczyn „artystycznych” termin dziwki użyty w tytule polskiego tłumaczenia. Nie uważam za zasadne upieranie się tłumacza powieści Marqueza p.t. Memoria de mis putas tristes Carlosa Marrodán Casasa przy owych mis putas tristes jako mych smutnych kurwach… Tłumacz, rzecz jasna, ma prawo do swojej wersji. Tym bardziej, że to uznany, wybitny tłumacz.
Mam jednak w zanadrzu lepszy tytuł. Wyjawię go na końcu. Na początek zajmijmy się wątpliwymi jego składowymi.
Zgódźmy się z tym, na dobry początek, że powieść Marqueza to rzecz nie tyle o kurwach w polskim tego słowa znaczeniu, ile właśnie o – jak deklaruje tłumacz – jedynie: „skromna elegia o późnej miłości, a nie swawolny przewodnik po zamtuzach…”[2]. Zgadzam się z tą ogólną opinią.
To powieść o kobietach w życiu autora, nawet nie tyle o dziwkach, ile o kobietach w życiu rozwiązłego mężczyzny. Jeśli jednak i o dziwkach, zwłaszcza tych sprzed lat, – to zaprezentowanych  przez autora jako zbiorowość i ogólnikowo – może z wyjątkiem Casildy Armenty.
Obok naszego 90-letniego  felietonisty miejscowej gazety, w głównej roli znajdujemy powód jego ostatnich cierpień duchowych – małoletnią Delgadinę, przyszywaczkę guzików z miejscowej fabryki. Tak naszemu żurnaliście rekomendowała ją Rosa Cabarcas: „znalazłam ci turkaweczkę cudo, coś o wiele lepszego, niż sobie zażyczyłeś, tyle, że jest jedno „ale”: nie ma chyba nawet czternastu lat…”[3]). Rosa Cabarcas to właścicielka domu schadzek („najdyskretniejsza bajzelmama”[4], jak tłumaczy nasz tłumacz).
A więc Delgadina, obiekt burzliwych uczuć bohatera powieści to w żadnym razie nie kurwa. Tym bardziej w polskim tego słowa znaczeniu, z polskim współczynnikiem kulturowym z jakim czytać będzie Marqueza – per fas et nefas – polski czytelnik. Delgadina
to dziewczynka/małoletnia dziewczyna –Aktualnie w intencji Rosy Cabarcas niewinna amatorka, obiekt pożądania lepszych klientów w perspektywie, widziana przez Rosę w procedurze rekrutacji do branży. Delgadina, póki co – z racji zadurzenia się w niej naszego bohatera – mogłaby mieć szansę na bycie utrzymanką.
O tym, że w książce Marqueza chodzi o prostytutki, per se świadczy najmocniej bodaj deklaracja/przechwałka bohatera opowieści:

„Nigdy nie przespałem się z żadną kobietą, nie płacąc za to, tych kilka zaś spoza branży przekonałem siłą argumentów lub argumentem siły, by przyjęły ode mnie pieniądze, nawet jeśli miałyby je potem wyrzucić do śmieci”[5].

Wygląda na to, że owe świadczenia finansowe, to nie zawsze była jednak klasyczna zapłata za usługę.
W rezultacie, nawet dziewczyny z branży to według mnie jednak tylko dziwki, lecz nie kurwy w polskim – pejoratywno-moralizatorskim – znaczeniu tego słowa.
Pozostaje nam wątek Damiany, gosposi naszego bohatera:

„Jedynym dziwnym związkiem, jaki utrzymywałem przez wiele lat, był związek z wierną Damianą… – powiada nasz bohater”[6].

Wieloletnia gosposia naszego dziennikarza… Fakt, że dawno temu nasz bohater w porywie seksualnym skorzystał z jej przyzwolenia i później regularnie, choć dostatecznie rzadko współżył z nią długie lata. Od początku podniósł jej miesięczne. Uczynił to raczej w akcie „wyrzutów sumienia”, po części tylko, jak mniemam, traktował jako zapłatę za dodatkową usługę. Damiana nie była w moim rozumieniu ani prostytutką, ani kurwą, ani nawet dziwką.
Podobnie Ximena Ortiz, narzeczona za młodu, nie była w żadnym razie dziwką, ani spotkana przez starego już naszego felietonistę, nią nie została.
Oczywiście, wydawać by się mogło, że poniższe wyznanie naszego bohatera dowodzi, że prowadził on nadzwyczaj rozwiązłe życie seksualne, w tym zasadniczo rzecz biorąc korzystał z płatnych usług. Cytuję:

„Jako dwudziestolatek zacząłem prowadzić rejestr zawierający, imię, wiek, miejsce oraz króciutki opis okoliczności i specyfiki. Gdy kończyłem lat pięćdziesiąt, spisanych miałem pięćset czternaście kobiet, z którymi byłem przynajmniej raz. Przestałem prowadzić rejestr, kiedy ciało już zaczynało mi odmawiać posłuszeństwa, a więc stosunkowo łatwo przychodziło mi prowadzić rachuby w pamięci”[7].

Ponadto przyznawał on, że dom schadzek był przystankiem na szlaku powrotu z pracy do domu, ale pensjonariuszki w tym kontekście nie były nieanonimowymi jego dziwkami…
A więc, dowiadujemy się o bardzo licznej grupie kobiet, które uczestniczyły w jego rozwiązłym – jak je sam określa  – życiu. Tę zbiorowość kobiet trudno tak en globe nazwać z polska kurwami. To jego wyznanie, to raczej charakterystyka praktyk seksualnych naszego bohatera niźli tej bardzo licznej w swej różnorodności grupy kobiet. Te nieanonimowe kobiety, wymienione tu powyżej łącznie z główną postacią powieści Delgadiną, to w żadnym razie nie kurwy, powtórzę, w polskim rozumieniu tego terminu[8].


[1] Marquez G.G., Rzecz o mych smutnych dziwkach, Z hiszpańskiego przełożył Carlos Marrodán Casas, Świat Książki, Warszawa 2006.

[2] Ibidem, s. 5

[3] Ibidem, s. 23 ; tu nieco więcej: Tienes una suerte de bobo, me dijo. Encontré una pavita mejor de la que querías, pero tiene un percance: anda apenas por los catorce años. No me importa cambiar pañales, le dije en chanza sin entender sus motivos. Marquez G. G., Memoria de mis putas tristes, Mondadori 2004, p. 10,

[4] Ibidem, s. 27; Había sido la mama santa más discreta y por lo mismo la más conocida…ibidem, p. 11.

[5] Ibidem, s. 17; Nunca me he acostado con ninguna mujer sin pagarle, y a las pocas que no eran del

oficio las convencí por la razón o por la fuerza de que recibieran la plata aunque fuera para botarla en la basura., ibidem, p. 8.

[6] Ibidem, s. 18; La única relación extraña fue la que mantuve durante años con la fiel Damiana, Ibidem, p. 8

[7] Ibidem, s. 17-18; (Por mis veinte años empecé a llevar un registro con el nombre, la edad, el lugar, y un breve recordatorio de las circunstancias y el estilo. Hasta los cincuenta años eran quinientas catorce mujeres con las cuales había estado por lo menos una vez. Interrumpí la lista cuando ya el cuerpo no me dio para tantas y podía seguir las cuentas sin papel. Ibidem, s. 8.

[8] W przewijającym się w wycinankach w zasadzie bardzo często wątku tłumaczeń padło już jako nie całkiem odkrywcze spostrzeżenie, że w tłumaczeniach ważna jest nie tylko znajomość języka z którego przekłada się, ale i tego, na który się przekłada. Dodatkowo, tłumaczenie to translacja międzykulturowa.