Trailer: Czytanie krajobrazu kulturowego. Szczebrzeszyn/Biłgoraj/Sochy/ Bełżec

Zapraszamy do obejrzenia trailera filmu dokumentalnego:

„Czytanie krajobrazu kulturowego. Szczebrzeszyn/Biłgoraj/Sochy/Bełżec”

Dokument został zrealizowany przez Piotra Witka i Ewę Solską

Współpraca: Paulina Gajek, Gabriela Winiarczyk, Jarosław Michota, Andrzej Włoch, Anna Ziębińska-Witek.

Producentem filmu jest: CBH PAN w Berlinie (prof. Robert Traba), CBR E-humanistyka UMCS w Lublinie.

Dokument będzie prezentowany na tegorocznym

Festiwalu Stolica Języka Polskiego Szczebrzeszyn-

Zamość. 30.07-5.08.2023.

Serdecznie zapraszamy na projekcję filmu

2 sierpnia 2023 r. o godz. 22.30

do Miejskiego Domu Kultury

w Szczebrzeszynie.

Po seansie dyskusja z autorami: Piotrem Witkiem, Ewą Solską i Robertem Trabą.

Wstęp wolny!!! 🙂




List otwarty do Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej dr. Andrzeja Dudy, Prezydenta Republiki Federalnej Niemiec dr. Franka-Waltera Steinmeiera


Prof. dr hab. Robert Traba

Instytut Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk

ul. Polna 18/20

Pl 00-625 Warszawa

Prof. em. Dr. Dr. h.c. Michael G. Müller

Institut für wissenschaft Institut für Geschichte der Martin-Luther-der Polnischen Akademie der Universität Halle-Wittenberg-Wissenschaften

Emil-Abderhalden-Straße 26-27

D-06108 Halle (Saale)


Brief in deutscher Sprache verfügbar nach Klick auf den Titel

Wielce Szanowni Panowie Prezydenci,

z wielkim podziwem i uznaniem przyjęliśmy Panów wspólną deklarację z 12 grudnia 2022 roku. Swoimi słowami i swoją postawą daliście tak długo oczekiwany pozytywny znak na rzecz przyszłych, dobrych relacji polsko-niemieckich.

Przed 14 laty to Pan, Panie Prezydencie Steinmeier, wówczas jako minister spraw zagranicznych, wspólnie z polskim ministrem Radosławem Sikorskim daliście impuls do stworzenia wyjątkowego dzieła, jakim w historii kultury i nauki obu naszych krajów jest podręcznik historii europejskiej przeznaczony dla szkół podstawowych, pt. Europa. Nasza historia / Europa. Unsere Geschichte. Wspólna Polsko-Niemiecka Komisja Podręcznikowa natychmiast zgłosiła gotowość realizacji projektu, co spotkało się życzliwym przyjęciem obu rządów.

Stworzyliśmy wspólnie dzieło, które jest podziwiane w kręgach fachowców na całym świecie. Niestety, tylko rządy Polski i Niemiec nie zwieńczyły własnego dzieła stosowną do rangi publiczną uroczystością, co przewidywało międzyrządowe porozumienie.

Ostatni tom, dotyczący historii Europy XX wieku, został wydany w 2020 roku, ale nie został zatwierdzony jako regularny podręcznik w Polsce. Ponieważ procedura zatwierdzenia w polskim Ministerstwie Edukacji i Nauki znacznie się opóźniała, a na dodatek Ministerstwo upubliczniło napisaną na polityczne zamówienie negatywną recenzję tomu, wydawca – Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne – został zmuszony do wycofania wniosku o formalne zatwierdzenie.

Ponadto w grudniu 2021 roku Ministerstwo Edukacji i Nauki jednostronnie uznało za rozwiązaną strukturę projektową, to jest Radę Ekspertów i Radę Zarządzającą, których członkami byli zarówno politycy, jak i przedstawiciele profesjonalnych środowisk akademickich. W ten sposób przerwano uzgodnioną wcześniej współpracę. Niemiecka strona w projekcie nie podjęła w tej sprawie żadnej interwencji.

Nie potrafimy pogodzić się z faktem, że sukces tego wyjątkowego pod wieloma względami przedsięwzięcia jest w ten sposób niszczony. Podręcznik, który powstał w wyniku wieloletniej profesjonalnej pracy, przy wsparciu finansowym ze środków rządowych, stanowi wybitne osiągnięcie naukowe i dydaktyczne. Świadczy o tym m.in. przyznanie w Niemczech tomowi czwartemu tytułu „Podręcznika Roku 2021” w kategorii „Społeczeństwo”. Podręcznik zyskał też duże uznanie międzynarodowe nie tylko w Europie (zwłaszcza we Francji), lecz także w Azji Wschodniej, gdzie doświadczenia polsko-niemieckiej współpracy podręcznikowej od dziesięcioleci są uważane za wyznaczające trendy w działaniach na rzecz porozumienia i pojednania między narodami.

Cały projekt pisania wspólnego podręcznika jest przykładem wzorcowej, konstruktywnej współpracy polsko-niemieckiej. Zakładamy, że Polska i Niemcy będą nadal podzielały pogląd, że nauczanie historii w szkołach powinno przede wszystkim umożliwiać młodszym pokoleniom samodzielne, krytyczne rozumienie dziejów i wypowiadanie się na ten temat. Taką właśnie zasadę zakłada zatwierdzona przez obie strony koncepcja naszego podręcznika. Pisaliśmy go w duchu prawdy i potrzeby zrozumienia trudnej historii dla harmonijnych relacji obecnych i przyszłych pokoleń Polaków i Niemców.

Bylibyśmy niezmiernie zobowiązani, gdyby Panowie Prezydenci dali nowy polityczny impuls do realnego i zgodnego z międzyrządowymi umowami zakończenia projektu. Jesteśmy przekonani, że taki publiczny akt otwierałby drogę do kontynuacji tak niegdyś owocnego dialogu polsko-niemieckiego o historii.

prof. dr Robert Traba, Instytut Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk, Warszawa

prof. em. dr dr h.c. Michael G. Müller, Instytut Historii Martin-Luther-Universität Halle-Wittenberg (byli współprzewodniczący Wspólnej Polsko-Niemieckiej Komisji Podręcznikowej Historyków i Geografów oraz współprzewodniczący Rady Ekspertów i członkowie Rady Zarządzającej „Projektu polsko-niemieckiego. Podręcznik do historii”)

Warszawa–Berlin                                                                                         19 grudnia 2022 roku

Korekta językowa: Beata Bińko




Offener Brief an den Bundespräsidenten der Bundesrepublik Deutschland, Herrn Dr. Frank-Walter Steinmeier, sowie an den Präsidenten der Republik Polen, Herrn Dr. Andrzej Duda


Prof. dr hab. Robert Traba

Instytut Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk

ul. Polna 18/20

Pl 00-625 Warszawa

Prof. em. Dr. Dr. h.c. Michael G. Müller

Institut für wissenschaft Institut für Geschichte der Martin-Luther-der Polnischen Akademie der Universität Halle-Wittenberg-Wissenschaften

Emil-Abderhalden-Straße 26-27

D-06108 Halle (Saale)


Sehr geehrte Herren Präsidenten,

mit großer Zustimmung haben wir Ihre gemeinsame Erklärung vom 12. Dezember 2022 zur Kenntnis genommen. Sie gaben damit ein langerwartetes Zeichen im Blick auf die Zukunft der deutsch-polnischen Beziehungen.

Vor 14 Jahren haben Sie, Herr Bundespräsident, als Bundesaußenminister, gemeinsam mit Ihrem damaligen polnischen Amtskollegen Radoslaw Sikorski den Impuls zu einem bis heute einmaligen Projekt in den Kultur- und Wissenschaftsbezie­hungen zwischen unseren beiden Ländern gegeben – zu dem Vorhaben, in deutsch-polnischer Kooperation ein gemeinsames, in den Schulen beider Länder einsetzbares Schulbuch zur europäi­schen Geschichte zu erarbeiten: „Europa –unsere Geschichte“.  Die Gemeinsame Deutsch-Polnische Schulbuchkommission erklärte sofort ihre Bereitschaft, dieses Projekt zu realisieren, was von beiden Regierungen positiv aufgenommen wurde.

Gemeinsam haben wir in der Folge ein Unterrichtswerk erarbeitet, das in Fachkreisen weltweit große Anerkennung gefunden hat. Leider aber haben die deutsche und die polnische Regierung diesen Erfolg gemeinsamer Anstrengungen nicht öffentlich gewürdigt, durch eine dem Rang des Unternehmens angemessene Vorstellung des Ergebnisses in den Öffentlichkeiten beider Länder.

Der letzte Band des Schulbuchs, der die europäische Geschichte des 20. Jahrhunderts behandelt, erschien 2020, wurde in Polen jedoch nicht als reguläres Schulbuch zugelassen. Da das Zulassungsverfahren beim polnische Ministerium für Bildung und Wissenschaft ungewöhnlich lange hinzog, das Ministerium zwischenzeitlich auch ein offenbar politisch gewünschtes negatives Gutachten über den Band öffentlich gemacht hatte, sah sich der Verlag WSiP genötigt, den Zulassungsantrag zurückzuziehen.

Das Ministerium für Bildung und Wissenschaft hat ferner im Dezember 2021 die für das Projekt verantwortlichen Gremien, nämlich den Expertenrat sowie den Steuerungsrat, denen sowohl politische Akteure als Vertreter der Fachwissenschaft angehörten, einseitig für aufgelöst erklärt.  Dadurch wurde die vereinbarte Zusammenarbeit abgebrochen. Die deutschen Projektbeteiligten sind ihrerseits nicht deswegen initiativ geworden.

Wir möchten uns nicht damit abfinden, dass der Erfolg dieses in mehrfacher Hinsicht einzigartigen Unternehmens auf diese Weise zunichtegemacht wird. Das in vieljähriger professioneller Arbeit und aufgrund von großzügiger öffentlicher Förderung entstandene Schulbuch stellt eine herausragende fachwissenschaftliche und didaktische Leistung dar. U.a. wurde dessen 4. Band in Deutschland als „Schulbuch des Jahres 2021“ in der Kategorie „Gesellschaft“ ausgezeichnet. Auch hat das Schulbuch international große Anerkennung gefunden, in Europa (besonders in Frankreich) wie in Ostasien, wo die Erfahrungen der deutsch-polnischen Schulbucharbeit seit Jahrzehnten als richtungweisend für die Bemühungen um Völkerverständigung gelten.

Das Schulbuchprojekt steht für eine beispielhaft konstruktive deutsch-polnische Zusammenarbeit. Wir gehen davon aus, dass Polen wie Deutschland weiterhin zu dem Grundsatz stehen, dass der schulische Geschichtsunterricht die jungen Generationen vor allem zu selbstbestimmter, kritischer Urteilsbildung über Geschichte befähigen soll.  Eben dieser Grundsatz liegt dem beiderseits ausdrücklich gebilligten Konzept für unser Schulbuch zugrunde. Es ist dem Prinzip historischer Wahrhaftigkeit verpflichtet und trägt der Notwendigkeit Rechnung, der jetzigen und künftigen Generationen von Polen und Deutschen ein Verständnis für die schwierige gemeinsame Geschichte zu vermitteln.

Wir wären Ihnen außerordentlich dankbar, verehrte Herren Präsidenten, wenn Sie den politischen Anstoß dazu geben könnten, dass das Projekt zu einem wirklichen Abschluss gebracht wird, entsprechend den ursprünglichen Vereinbarungen zwischen beiden Regierungen. Wir sind davon überzeugt, dass ein entsprechender öffentlicher Akt wesentlich dazu beitragen würde, den einst so fruchtbaren deutsch-polnischen Dialog über Geschichte erneut anzuregen.

Mit besten Empfehlungen

Prof. Dr. Robert Traba, Institut für Politikwissenschaft der Polnischen Akademie der Wissenschaften)

Prof. em. Dr. Dr. h.c. Michael G. Müller, Institut für Geschichte der Martin-Luther-Universität Halle- Wittenberg

(Ehemalige Ko-Vorsitzenden der Gemeinsamen Deutsch-Polnischen Schulbuchkommission der Historiker und Geographen, Ko-Vorsitzende des Deutsch-Polnischen Expertenrats sowie Mitglieder des Steuerungsrats für das „Schulbuch Geschichte. Ein deutsch-polnisches Projekt“)

Warschau-Halle, den 19. Dezember 2022




Komunistyczne pomniki w przestrzeni publicznej. Dylematy trudnego dziedzictwa

Spot audycji

Portal o historie.eu zaprasza do obejrzenia i wysłuchania debaty:

Komunistyczne pomniki w przestrzeni publicznej

Dylematy trudnego dziedzictwa

W sierpniu 2022 roku na jednym z portali PAP opublikowano wypowiedź dra Karola Nawrockiego, w której prezes IPN stwierdził:

W ciągu ostatnich trzech miesięcy usunęliśmy 20 sowieckich pomników, ale na naszej liście jest ich 60. To bardzo szybkie tempo, ale chciałbym być tym prezesem IPN, który dokończy proces dekomunizacji w Polsce.

W spotach publikowanych w Internecie prezes IPN nawołuje do usuwania pomników powstałych w czasach Polski Ludowej. W wielu miejscowościach odbywa się demontaż monumentów.

Czy podobny los spotka pomnik Wyzwolenia Ziemi Warmińskiej i Mazurskiej w Olsztynie autorstwa Xawerego Dunikowskiego?

O olsztyńskim monumencie Nawrocki mówi następująco:

Pomnik ten jest przede wszystkim ahistoryczny, bo dotyka wydarzenia, którego nie było. Rok ’45 nie był wyzwoleniem. Pomnik ten nie powinien stać w przestrzeni wolnego, pięknego polskiego miasta (…) dlatego, że jest pomnikiem oddającym cześć i honor tym, którzy mordowali, którzy gwałcili, którzy palili. […] Instytut Pamięci Narodowej będzie w zdecydowany sposób dążył do tego, aby ten pomnik z przestrzeni publicznej wolnego miasta Olszyna zniknął.


Relacja video z dyskusji

W obronie olsztyńskiego pomnika stanął historyk i kulturoznawca prof. Robert Traba, który w liście otwartym do dra Karola Nawrockiego wyłuszczył i poddał krytyce błędy w argumentacji prezesa IPN. List został opublikowany na łamach portalu ohistorie.eu 

Konflikt wokół Pomnika Wyzwolenia Ziemi Warmińskiej i Mazurskiej autorstwa Xawerego Dunikowskiego w Olsztynie jest pretekstem do rozmowy o tym: (1) czym są i jakie funkcje pełnią pomniki w przestrzeni publicznej: (2) co rozumiemy pod pojęciem trudnego dziedzictwa, oraz (3) na czym powinien polegać proces dekomunizacji przestrzeni publicznej w przypadku uznanych dzieł sztuki.

W dyskusji biorą udział:

Prof. Robert Traba, ISP PAN

Prof. Tadeusz J. Żuchowski, IHS UAM

Prof. Jacek Friedrich, Muzeum Narodowe w Gdańsku

Rozmowę poprowadzi:

Prof. Anna Ziębińska-Witek, Katedra Humanistyki Cyfrowej i Metodologii Historii UMCS w Lublinie

Debata odbyła się w środę 16 listopada 2022 r. o godz. 17.00.


Pomysł dyskusji dr hab. Piotr Witek, prof. UMCS





List otwarty do prezesa Instytutu Pamięci Narodowej, dr. Karola Nawrockiego

Szanowny Panie Prezesie,

na oficjalnej stronie Instytutu Pamięci Narodowej (IPN) (https://ipn.gov.pl/pl/aktualnosci/172293,Briefing-prezesa-IPN-w-sprawie-dekomunizacji-Pomnika-Wyzwolenia-Ziemi-Warminskie.html) pojawił się komunikat o Pańskiej wizycie w Olsztynie 19 października 2022 roku. W komunikacie zostały przytoczone fragmenty Pana briefingu prasowego w sprawie – jak napisano – „dekomunizacji pomnika Wyzwolenia Ziemi Warmińskiej i Mazurskiej”.

Z przykrością stwierdzam, że w przytoczonych w komunikacie Pańskich słowach znalazło się wiele nieścisłości, a wstępne sformułowania komunikatu są zwyczajną manipulacją. Ponieważ sprawa pomnika Wyzwolenia Ziemi Warmińskiej i Mazurskiej, według projektu Xawerego Dunikowskiego, z racji jego znaczenia artystycznego oraz rangi artystycznej twórcy ma nie tylko wymiar lokalny, pozwolę sobie odnieść się do kilku sformułowań.

(1) „Pomnik Wyzwolenia Ziemi Warmińskiej i Mazurskiej (wcześniej pomnik Wdzięczności Armii Czerwonej), potocznie zwany «Szubienicami», stoi w śródmieściu Olsztyna. Socrealistyczny monument został stworzony na zamówienie ówczesnego wojewody olsztyńskiego Mieczysława Moczara”.

Pozornie w tym cytacie wszystko się zgadza. „Szubienice” to rzeczywiście potoczna nazwa pomnika, a Mieczysław Moczar jako czołowy przedstawiciel nacjonalistycznego nurtu w polskim komunizmie i w czasach stalinowskich olsztyński wojewoda był jego zleceniodawcą.

Czytelnik spoza Olsztyna nie dowie się jednak, że twórcą pomnika jest jeden z najwybitniejszych polskich rzeźbiarzy – Xawery Dunikowski (1875–1964). Nie chodzi więc jedynie o ideologiczny wydźwięk symboliki pomnika, jak sugeruje powyższy cytat, lecz o polskie dziedzictwo kulturowe i jego ochronę. Redaktorzy strony tak zmanipulowali informację, że czytelnik widzi tylko jedną, ciemną stronę interpretacji znaczenia pomnika.

„Socrealistyczność” pomnika w formie głównie płaskorzeźby czołgu i sowieckiego żołnierza współegzystuje z pylonową konstrukcją, przypominającą model pomnika Marszałka Józefa Piłsudskiego, który w 1937 roku stworzył również Xawery Dunikowski. Nie znam kulis artystycznych wizji Dunikowskiego, ale każdy dostrzeże powinowactwo pomnika Wyzwolenia Ziemi Warmińskiej i Mazurskiej z projektem pomnika ku czci Marszałka. W podobnej poetyce artystycznej jest utrzymane jeszcze inne dzieło Dunikowskiego – pomnik Czynu Powstańczego na Górze św. Anny. Historycy sztuki są zgodni: olsztyński pomnik Dunikowskiego jest dziełem wybitnym.

(2) „Pomnik, odsłonięty w 1954 r., składa się z dwóch charakterystycznych pylonów, mających symbolizować niezamknięty łuk tryumfalny”.

Ta informacja nie opiera się już, jak wyżej, jedynie na wyparciu części wiedzy, ale na niewiedzy albo celowym kłamstwie, którego sens jest istotny z punktu widzenia zwolenników usunięcia lub całkowitej destrukcji pomnika. Otóż integralną częścią pomnika są nie tylko pylony, lecz jest nią także otoczony murkiem plac przed pomnikiem. Dopełniał on symboliki walki z okupantem niemieckim poprzez użycie do jego budowy oryginalnych płyt z Narodowego Pomnika Tannenberskiego (Tannenberg-National-Denkmal), ufundowanego w 1927 roku 28 kilometrów od Olsztyna, dla upamiętnienia „chwały oręża niemieckiego” i „zemsty za Grunwald 1410” w bitwie pod Tannenbergiem w 1914 roku. Dopiero wraz z placem pylony tworzą integralną całość artystyczną i tylko wtedy nabierają pełnej wymowy ideowej, jaką chciał im nadać polski rzeźbiarz.

(3) „W roku 1945 nie było bowiem wyzwolenia (…) bo po roku 1945, po ustaniu działań wojennych, to tutaj – w Olsztynie – na poziomie 36% armia sowiecka zniszczyła to miasto. Przyszli gwałcąc polskie kobiety, mordując Polaków. Tak nie zachowują się wyzwoliciele. (…) Pomnik ten jest przede wszystkim ahistoryczny, bo dotyka wydarzenia, którego nie było. Rok ’45 – jeszcze raz to powtórzę – nie był wyzwoleniem. Pomnik ten nie powinien stać w przestrzeni wolnego, pięknego polskiego miasta”.

Ma Pan rację, że nie było wyzwolenia Polski w 1945 roku i Olsztyn został zniszczony przez Armię Czerwoną. Nikt, kogo znam, tych faktów nie neguje. Jestem w pełni za zmianą nazwy pomnika (o tym niżej), ale… Nawet jeżeli zaprzestano walk w Olsztynie i okolicy, wojna trwała jeszcze pełne pięć miesięcy. Nie doszło więc, jak Pan eufemistycznie określa, do „ustania działań wojennych”. Ich „ustanie” musiały wymusić zbrojne (jak bombardowania miast niemieckich) przeciwdziałania alianckie i sowieckie.

Nie ma Pan racji, gdy jako historyk mówi Pan tylko „o gwałtach na polskich kobietach” i „mordach na Polakach”. Sowieccy żołnierze mordowali cywilnych mieszkańców miasta Allenstein i prowincji Ostpreußen, pierwszego skrawka „tysiącletniej Rzeszy”, tak bowiem nazywały się terytoria zdobywane w styczniu 1945 roku przez Sowietów. Nie było jeszcze ustaleń granicznych z Jałty i Poczdamu (luty i sierpień 1945), które przyznawały m.in. Warmię i Mazury Polsce. W ostatniej chwili z miasta udało się zorganizować ucieczkę większości ludności cywilnej. Być może zostały tu pojedyncze Polki i nieliczni Polacy, ale Sowieci gwałcili i mordowali przede wszystkim Niemki i Niemców. Zamiast sztucznie podbijać narodowe emocje, warto byłoby, żeby Pan to wprost powiedział. Przecież zbrodni na bezbronnej ludności cywilnej i osobach psychicznie chorych (mord w zakładzie psychiatrycznym Kortau) nic nie usprawiedliwia, niezależnie od ich narodowości.

Proszę też nie zapominać o kontekście. Tylko kilkadziesiąt kilometrów od Olsztyna znajdowała się Wolfsschanze – główna kwatera Hitlera, gdzie m.in. planowano wojnę totalną, agresję na Związek Sowiecki i… likwidację [stłumienie/zdławienie/spacyfikowanie] Powstania Warszawskiego. Dwadzieścia kilka kilometrów na południe od Olsztyna przez ponad pięć lat funkcjonował Stalag Hohenstein IB, gdzie umarło z głodu i wycieńczenia prawie tyle samo ludzi (szacuje się, że ponad 50 tysięcy, w tym najwięcej Sowietów) co w obozie koncentracyjnym Stutthof. Krótko przed zdobyciem Działdowa i wyzwoleniem niemieckiego obozu koncentracyjnego Soldau nazistowski personel zorganizował marsz śmierci. W Zawadach Małych, 20 kilometrów od Olsztyna, w przeddzień wejścia do miasta czerwonoarmistów 120 więźniów rozstrzelano. Może dla nich nadejście kilka dni wcześniej Armii Czerwonej byłoby jednak wyzwoleniem? Podobnie jak dla 7 tysięcy więźniów Auschwitz uratowanych dzięki wyzwoleniu obozu przez Armię Czerwoną 27 stycznia 1945 roku.

Prawie pięć lat więźniem Auschwitz, jako numer 774, był także Xawery Dunikowski. Historia, Panie Prezesie, nie jest czarno-biała. Słusznie napisali twórcy strony internetowej Muzeum Auschwitz-Birkenau: „Paradoks historii sprawił, że żołnierze będący formalnie przedstawicielami totalitaryzmu stalinowskiego przynieśli wolność więźniom totalitaryzmu hitlerowskiego”. Przynieśli wolność również Xaweremu Dunikowskiemu.

W Pańskich wypowiedziach odczytuję próbę wpisania Olsztyna w prosty schemat polskiej historii narodowej. Otóż – po pierwsze – nie ma takiego schematu. Po drugie, każdy region czy wielokulturowe miasto wnosiły do polskiej spuścizny inne doświadczenia etniczne, społeczne, religijno-wyznaniowe, a także – jak w przypadku Warmii i Mazur – państwowe. Niech to nie wzbudza u Pana lęku, polska tożsamość może być tylko bogatsza i silniejsza, jeżeli będziemy świadomi sukcesji kulturowej, czyli spadku, jaki nam zostawili przedstawiciele różnych sąsiedzkich kultur.

Alternatywą wobec fałszowania przeszłości i podsycania narodowej megalomanii może być zwrócenie się ku polifonicznemu rozumieniu historii, które odpowiada bogactwu polskiego doświadczenia historycznego. W przypadku zakończenia II wojny światowej nie chodzi o relatywizację czy rozmywanie odpowiedzialności za gwałty sowieckich żołnierzy i zbrodni na ludności cywilnej w 1945 roku. Chodzi o ukazanie zdarzeń w kontekście zarówno historii regionalnej ówczesnych Prus Wschodnich, jak i historii Polski na tle europejskim.

(4) „Utrzymywanie tego pomnika w przestrzeni publicznej jest łamaniem prawa. Zgodnie z ustawą polskiego parlamentu (…) od roku 2016 funkcjonuje ustawa o dekomunizacji. W myśl tej ustawy takie pomniki muszą zostać zlikwidowane z przestrzeni publicznej. (…) Instytut Pamięci Narodowej będzie w zdecydowany sposób dążył do tego, aby ten pomnik z przestrzeni publicznej wolnego miasta Olsztyna zniknął”.

Prawo dziś łamie rząd w osobach ministrów Piotra Glińskiego i Jarosława Sellina oraz Pan, wzywając de facto do likwidacji pomnika. Tak zwanej ustawie dekomunizacyjnej nie podlegają obiekty wpisane na listę zabytków. Część pomnika z pylonami została tam umieszczona w 1993 roku. Od 2010 roku na liście znajduje się również plac przed pomnikiem. Dlaczego akt wpisania na listę zabytków placu nastąpił w takim odstępie czasowym, to bardziej sprawa o charakterze formalnym, ale istotne jest, że oba wpisy obejmują oryginalne założenie artystyczne.

Pomnik jako dzieło artystyczne jest niepodzielny! Tymczasem i MKiDN, i IPN chcą dokonać bezprawnego podziału dzieła i w efekcie je zlikwidować, wykorzystując różne kruczki prawne oraz grając na emocjach związanych z rosyjską agresją na Ukrainę.

Dziś plac przed pomnikiem służy za parking, a pomnik na skutek zewnętrznych celowych dewastacji ulega zniszczeniu. Przede wszystkim więc pomnik Xawerego Dunikowskiego, całe jego założenie, trzeba przywrócić do stanu, jaki prawo Rzeczypospolitej gwarantuje zabytkowi!

Proponuję dyskusję nad stworzeniem przestrzennie otwartego muzeum wokół pomnika, które opowie historię miejsca od 1933 roku, gdy w Prusach Wschodnich zapanowali narodowi socjaliści, poprzez wojnę i zdobycie przez Armię Czerwoną miasta Allenstein, aż do powojennego życia Olsztyna w autorytaryzmie i sporów o pamięć. Osobnym tematem byłaby osoba i twórczość Xawerego Dunikowskiego. W 1989 roku zmieniono nazwę pomnika. O ile wiem, ona nie podlega ochronie. Dlaczego dziś pomnik Dunikowskiego z otaczającym go otwartym muzeum nie mógłby zatem stanowić nowej jakości w przestrzeni miasta, pod nazwą „Pomnik Wojny, Przemocy i Wolności”?!

Innym rozwiązaniem mógłby być model południowotyrolski. We włoskim Bolzano/Bozen, stolicy Tyrolu Południowego/Górnej Adygi, stoi faszystowski pomnik Zwycięstwa – symbol zdobycia przez Włochy austriackiego Tyrolu Południowego po I wojnie światowej. Emocje wstrząsały włoskim Bolzano kilkadziesiąt lat, gdyż pomnik powstał wbrew tradycji i miejscowej austriacko-niemieckiej większości mieszkańców. Dopiero w 2012 roku osiągnięto kompromis i dwa lata później w podziemiach pomnika powstała unikatowa wystawa opowiadająca historię miasta i pomnika w cieniu dwóch dyktatur, faszystowskiej i narodowosocjalistycznej. W 2016 roku projekt wystawy uzyskał Europejską Nagrodę Muzealną w uznaniu „za odważną, profesjonalną inicjatywę, służącą wspieraniu tolerancji oraz wartości humanitarnych i demokratycznych”.

Z perspektywy Olsztyna i polskiej rzeczywistości po komunizmie dodałbym, że jest to modelowy przykład obchodzenia się z kłopotliwym dziedzictwem. W Polsce po 2015 roku dominuje zasada dyktatu nowej, narodowej polityki historycznej. Co nie mieści się w jej ramach, podlega najpierw deprecjacji (np. próby umniejszania roli Lecha Wałęsy), następnie procesowi fizycznego wytarcia (np. likwidacja ulic Dąbrowszczaków w niektórych miastach, a w Olsztynie np. ulicy Waryńskiego) i wreszcie próbie wyparcia z pamięci historycznej. W ten sposób nigdy nie zrozumiemy własnej historii. Tak działają, Panie Prezesie, mechanizmy społeczne w państwach autorytarnych, gdzie bojąc się pamięci dialogicznej, poddaje się ją odgórnemu dekretowaniu.

Nawołując do łamania prawa, nie szanując zróżnicowanego polskiego dziedzictwa historycznego na tzw. Ziemiach Odzyskanych, zmierza Pan w stronę kulturowego dyktatu, który w imię realizacji celów politycznych, ponad prawdę i prawo do dialogu, stawia wąski, ideologiczny interes bliskich Panu formacji politycznych. To nie jest postawa godna etyki naukowca, którym ciągle – również jako Prezes IPN – Pan jest.

Jeżeli, zgodnie z Pańskimi słowami, Olsztyn jest nie tylko pięknym, ale i wolnym miastem, to obywatele polskiego Wolnego Miasta Olsztyna powinni pozostać autonomiczni w swoich decyzjach. Na razie większość nie chce likwidacji pomnika. I taką decyzję, wspartą nową, przemyślaną decyzją Prezydenta Miasta, uszanować powinny władze centralne Rzeczypospolitej Polskiej. Chcę wierzyć, że tak się stanie!

 

Z poważaniem

prof. dr hab. Robert Traba                                                                        24 października 2022 roku

 


Korekta językowa: Beata Bińko




Sto lat po plebiscycie na Warmii, Mazurach i Powiślu. Jak pamiętać o klęsce?

Pomnik plebiscytowy w Olsztynie odsłonięty 8 lipca 1928 r. Monument został wysadzony przez żołnierzy Armii Czerwonej w roku 1945.

ROBERT TRABA

Sto lat po plebiscycie na Warmii, Mazurach i Powiślu. Jak pamiętać o klęsce?

Relacje „my – oni” zbudowane na zasadzie „dobry – zły”
i kreacji wroga są stale elementem życia społeczno-politycznego. Przypominając
plebiscyt w tym kontekście, być może bardziej zgłębimy postawy i emocje ludzi
tamtych czasów, a jednocześnie lepiej będziemy rozumieć współczesne konflikty
polityczne. Strategia „wroga” przynosi często efektowne zwycięstwa. Leczenie
się z narzuconej wrogomanii i ojkofobii trwa pokolenia.

Każdy wiec przedplebiscytowy
był starannie zainscenizowany. Tym razem przywódca wschodniopruskiego ruchu małych
ojczyzn Max Worgitzki (1884–1937) wprowadził na scenę wychudłą krowę. Miała
symbolizować upadłą gospodarkę odradzającej się polskiej państwowości. W finale
wiecu krowa ze zmęczenia położyła się, a Worgitzki postawił na jej karku nogę,
dając jasno do zrozumienia, kto wygra plebiscyt: Wróg, czyli Polska, zostanie
pokonany! W biograficznym filmie Emigrant
(1995) tak właśnie olsztyński wiec wspominał urodzony w stolicy Warmii Tadeusz
Nowakowski (1917–1996), polski pisarz (bestselerowy Obóz Wszystkich Świętych), od 1945 r. na emigracji, w latach osiemdziesiątych
kronikarz papieskich podróży, redaktor Radia Wolna Europa. Bardziej
prawdopodobne, że sytuację utrwalił trzyletniemu Tadeuszowi jego ojciec,
ówczesny redaktor „Gazety Olsztyńskiej”, Stanisław Nowakowski (1889–1942).
Obrazek był tak wstrząsający dla kilkuletniego dziecka, że z czasem Nowakowski
postanowił nigdy nie odwiedzić niemieckiego Allenstein. Wrócił do polskiego
Olsztyna po 70 latach. W 1990 r. władze miasta nadały mu tytuł honorowego
obywatela!

Po co pamiętać?

Klęska poniesiona przez stronę polską w
plebiscycie na Warmii, Mazurach i Powiślu w 1920 r. przerosła najbardziej
pesymistyczne scenariusze. Na 422 067 uprawnionych do głosowania w
plebiscycie wzięło udział 87,4% mieszkańców wschodniopruskich powiatów. Na
Mazurach i Warmii „za Polską” oddano 7924 głosy, czyli 2,14%, „za Prusami
Wschodnimi” 97,86%. Statystykę poprawiali nieco polscy mieszkańcy drugiego
okręgu wyborczego – Powiśla (Kwidzyn), ale i tak porażka była druzgocąca.

Pamięć o plebiscycie nie weszła do kanonu
chlubnych wydarzeń historii Polski. Polska tożsamość w okresie międzywojennym
konsolidowała się wokół innych, ważniejszych ze względu na interes
odbudowywanego państwa, wydarzeń historycznych. Plebiscyt istniał jedynie w
wymiarze regionalnym, tyle że pamiętali o nim Niemcy, a Polacy siłą rzeczy
musieli stworzyć własną opowieść w powodzi corocznych ludowych festynów pamięci
organizowanych przez niemiecką większość. Obok rocznic bitwy pod Tannenbergiem
z sierpnia 1914 r. niemieckie zwycięstwo plebiscytowe było najpopularniejszym
świętem historycznym międzywojennych Wschodnioprusaków. Polscy Warmiacy i
Mazurzy budowali swoją pamięć historyczną wokół zwycięstwa pod Grunwaldem i
wielkich rocznic narodowych.

Po co dzisiaj wracać do plebiscytu? Zadając
to pytanie, wkraczamy w sens nauczania historii w ogóle: Po co uczyć historii?
Otóż uniwersalny sens opowiadania przeszłości powinien polegać na nauczaniu
myślenia historycznego, bo tylko tak możemy poznawać mechanizmy społeczne i
lepiej rozumieć człowieka w czasie. Historia plebiscytu na Warmii, Mazurach i
Powiślu może być pod tym względem bardzo pouczająca.

Europejskie złudzenie

„Nikt z nas nie cieszył się złudzeniem, ażeby
Warmia i Mazury przejść mogły w całości na łono Polski za pomocą plebiscytu” –
konstatowała ukazująca się od 1886 r. „Gazeta Olsztyńska” (1920, nr 84).
Najbardziej zapewne liczono na polskie głosy w południowej Warmii, gdzie
mieszkało ponad 60 tys. ludności polskojęzycznej, a katolicyzm tworzył
dodatkową więź z tradycją Rzeczypospolitej. Tymczasem w najbardziej nasyconym
polską aktywnością narodową i polityczną powiecie olsztyńskim „za Polską”
głosowało jedynie nieco ponad 5 tys. Warmiaków, a „za Prusami Wschodnimi” ponad
48 tys.

Jeszcze gorzej było na Mazurach. Według
oficjalnych pruskich statystyk, które z pewnością nie służyły zawyżaniu liczby
ludności polskojęzycznej, w 1910 r. językiem polskim posługiwało się w
poszczególnych powiatach od 35% (giżycki) do 71% (szczycieński) mieszkańców.
Największym kuriozum okazały się wyniki głosowania w położonym na północny
wschód od Ełku powiecie oleckim. Podobnie jak Węgorzewo, Olecko znalazło się
poza strefą plebiscytową ze względu na to, że – jak argumentowała strona
niemiecka – mieszkańcy ulegli pełnej germanizacji. Jednak na wyraźne żądanie
polskich negocjatorów na konferencji pokojowej w Paryżu w końcu i w tym
powiecie postanowiono przeprowadzić referendum, ponieważ… mieszkała tam w 1910
r. ponad 1/3 ludności polskojęzycznej. Wynik plebiscytu był ekstremalnie
niekorzystny dla Polski: zagłosowało na nią 0,007% uczestników, czyli w
liczbach bezwzględnych oddały swój głos 2 osoby – europejski rekord porażki, jeśli
chodzi o ówczesne tereny plebiscytowe od Adriatyku po Morze Bałtyckie.

Już pod koniec XIX w. francuski socjolog
Ernest Renan przestrzegał, by nie dać się zwieść wierze w statyczność poczucia
narodowego i przekonaniu, że wyłącznie język i inne tzw. obiektywne kryteria
określają tożsamość narodową. Do klasyki refleksji nad procesami
narodowotwórczymi przeszła jego teza, że egzystencja
narodu to
codzienny
, nieustający plebiscyt (1882). Nic bardziej trafnego i dosłownego w
odniesieniu do sytuacji roku 1920 na Warmii i Mazurach.

Europa wszakże zdawała się nie dostrzegać istoty słów Renana. Rozpad imperiów po I wojnie
światowej (Rosja, Austro-Węgry i cesarskie Niemcy) stworzył nie tylko
konieczność wymyślenia nowej, narodowej mapy Europy, wytyczenia granic, lecz
także ustanowienia kryteriów definiowania narodu. Ich osnową stała się zasada samostanowienia
narodów. W praktyce politycznej wytyczyła amerykańską, przygotowaną przez
prezydenta Thomasa Woodrowa Wilsona (1856–1924), strategię dla Europy, która
pozwoliła powstać na gruzach upadłych imperiów Polsce i kilku innym nowym
państwom narodowym. Jej leninowska wersja dała impuls do odrodzenia narodom
tworzącego się Związku Sowieckiego. W odniesieniu do wieloetnicznych terytoriów
pograniczy kulturowych okazała się jednak fiaskiem. Nie rozwiązywała
konfliktów, prowadziła wręcz do ich zaostrzenia. Bo któż miał stanowić o
wyłączności do jakiegoś terytorium, gdy zamieszkiwały je dwie, trzy albo cztery
koegzystujące od wieków mniejszości etniczne i językowe?

Na przełomie XIX i XX w. w całej Europie
rozpowszechniona była tradycja ludoznawstwa poszukującego egzotyczności
zwyczajów i archaiczności kultywowanych języków rodzimych, szczególnie na
pograniczach Europy Środkowej. Ta myśl fascynowała nie tylko intelektualistów i
literatów, ale wywierała także wpływ na polityków. Język i zwyczaje miały
stanowić o obiektywnej przynależności narodowej. Tyle że już wówczas narody
ulegały procesom dynamicznych zmian. Sens definiowania narodów nie był dany raz
na zawsze, lecz zadany jako wyzwanie pokoleniowe, w konfrontacji z
nowoczesnością i masowymi migracjami. Doświadczenie europejskich plebiscytów po
I wojnie światowej na pograniczach, takich jak m.in. Mazury i Warmia, pokazuje,
jakim złudzeniem było rozumienie narodu tylko przez język ojczysty i zwyczaje.

Być może Europa powojnia, otrząsająca się z
barbarzyństwa wzajemnego wyniszczania w działaniach zbrojnych i wewnętrznie
zdekolonizowana przez upadek mocarstw, była skazana na życie w realnym
złudzeniu tworzenia nowego, lepszego świata? W rzeczywistości przez kolejne 30
lat kontynentem targały liczne konflikty społeczne i polityczne, których
tragicznym finałem była II wojna światowa.

Kreator niemieckiej akcji plebiscytowej,
wspomniany Max Worgitzki, napisał rok po plebiscycie: „Nie ulega wątpliwości,
że gdyby plebiscyt został przeprowadzony wiosną 1919 roku, zakończyłby się
zupełnie innym wynikiem niż półtora roku później. Należy przypuszczać, że przy
zręcznej pracy Polaków cały obszar plebiscytowy byłby dla nas stracony”. W ten
sposób potwierdził polskie złudzenie o możliwości wygrania plebiscytu. Czyżby
więc realnie istniała szansa na polskie zwycięstwo?

Ahistoryczność tezy Worgitzkiego nie jest
żadnym paradoksem. Autor był inteligentnym i ambitnym graczem na scenie
wydarzeń 1920. Publicysta, pisarz, aktywista społeczny i animator kultury (w
1925 doktor honoris causa Uniwersytetu Królewieckiego) uruchomił w południowych
Prusach Wschodnich masowy ruch obrony ziemi ojczystej. Nigdy wcześniej ani później nie powstały w tym regionie tak masowe
organizacje, zrzeszające ponad 100 tys. członków, z oddziałami w każdej
parafialnej wsi. Pisząc o szansie Polaków wiosną 1919 r., fantazjował. Europa
dopiero ocierała powoli krwawiące rany niedawno zakończonych działań wojennych,
trwała konferencja pokojowa w Wersalu (traktat podpisano 28 czerwca), nikt
wtedy jeszcze nie mógł znać dokładnie scenariusza zdarzeń na najbliższy rok.
Kalkulacje o zwycięstwie Polaków nie miały żadnych podstaw poza jedną – chęcią
pokazania, że to on, Max Worgitzki, przez stworzony przez siebie ruch społeczny
obronił Prusy Wschodnie przed polską inwazją. Wybujała ambicja Worgitzkiego nie
zmienia faktu, że z perspektywy niemieckich interesów stworzył oryginalny ruch
społeczny, którego sens wyrażała filozofia małej ojczyzny Warmiaków i Mazurów
jako inkubatora niemieckiej idei narodowej.

Mechanizm wykreowanej
propagandy plebiscytowej był prosty. Należało najpierw zbudować wizerunek
wroga, a następnie uruchomić strategię obrony ziemi ojczystej przed
zagrażającym jej niebezpieczeństwem. Taki scenariusz mógł być w oczach
Wschodnioprusaków realny, gdyż sześć lat wcześniej przez mazurskie wsie i
miasteczka przeciągnęły tysiące żołnierzy rosyjskich, a hasło „Kozacy
nadchodzą!” stało się synonimem podboju i okrucieństwa. Bolszewicka I Armia
Konna Siemiona Budionnego stała w 1920 r. u granic Prus Wschodnich i mogła
budzić proste skojarzenia z krótką okupacją rosyjską z przełomu 1914 i 1915 r.

Gorszym, bo bezpośrednim,
wrogiem zza kordonu byli Polacy. Ciekawe, że mniej odnoszono się bezpośrednio
do sąsiadów, Mazurów i Warmiaków. Niebezpieczną i zrujnowaną Polskę łatwiej dało
się wykreować jako wroga, ponieważ łatwo z niej było zrobić wszechobecny symbol
zagrożenia egzystencji miejscowej ludności.

Można sobie wyobrazić
napięcie, w jakim żyli niemieccy i polscy mieszkańcy Warmii i Mazur podczas
trwającej kilka miesięcy akcji przedwyborczej. Histeryczna wręcz atmosfera
obrony ziemi rodzinnej przed zagrażającym jej polskim wrogiem prowokowała
rosnącą agresję, przeradzającą się w akty przemocy. Ich ofiarą padło wielu
działaczy polskich. Bogumił Linka (1865–1920) został tak pobity, że wkrótce
zmarł w szpitalu. Atmosfera była nasycona nienawiścią do tego stopnia, że znany
mazurski poeta, filar duchowy polskich Mazurów, Michał Kajka (1858–1940) w
ostatniej chwili zrezygnował w ogóle z udziału w głosowaniu, bo obawiał się
przyszłych konsekwencji ze strony niemieckich urzędników. Na nic się zdały
formalne umiędzynarodowienie obszaru plebiscytowego pod auspicjami Komisji
Międzysojuszniczej oraz obecność około 5 tys. żołnierzy alianckich w Olsztynie
i Kwidzynie. Nauczyciel, urzędnik gminny, cała administracja publiczna i
ogromna większość duchowieństwa, pozostając w rękach niemieckiej większości,
siłą rzeczy bronili niemieckiego stanu posiadania.

Szczyt wrzenia wyborczego i
agresji nastąpił kilka dni przed aktem głosowania, gdy do południowych Prus
Wschodnich przyjechało ponad 120 tys. emigrantów z zachodnich Niemiec, ale
urodzonych jeszcze w Prusach Wschodnich, którzy decyzją traktatu wersalskiego
mieli prawo głosu w plebiscycie. Stanowili oni 1/3 wszystkich wyborców!
Nieprawdą jest, że stało się tak wbrew delegacji polskiej w Paryżu. Ignacy
Paderewski i wielu innych przedstawicieli Polski widzieli w tym szansę, dając
się tym samym uwieść złudzeniu, że mówiący polskim dialektem Mazurzy są w
gruncie rzeczy Polakami. Nie odniósł skutku głos sprzeciwu przybyłej do Paryża
delegacji Mazurów z Bogumiłem Linką na czele. Jej przedstawiciele po powrocie
na Mazury uniknęli procesu o zdradę stanu tylko dzięki interwencji francuskiej.

Obraz subwencjonowanych
przez niemieckie państwo tysięcy emigrantów został zapisany na licznych
fotografiach z tego okresu. Przedstawiały one wesołe gromady mężczyzn w średnim
wieku, maszerujące radośnie przez miasteczka i wsie, powitania przez rodzimych
mieszkańców i piwne biesiady, których stałym elementem oprócz alkoholu były
chóralnie śpiewane niemieckie pieśni patriotyczne. Zdjęcia nie uwieczniły burd
i bijatyk, napadów na polskich sąsiadów, ale na ten temat zachowały się dość
liczne relacje świadków bądź doniesienia gazet polskich.

„Wierność niemieckości” i „obrona polskości”

Euforia zwycięstwa
przeniosła się na boom medialny,
setki artykułów, utworów literackich, plakatów, sztuk teatralnych i przede
wszystkim radosne świętowanie na rocznicowych uroczystościach ludowych. Stałym
elementem krajobrazu stały się tzw. kamienie plebiscytowe z lakonicznym napisem
w stylu „Ta ziemia pozostanie niemiecka” i liczbą głosów „za Prusami
Wschodnimi” i „za Polską”.

Słowem kluczem utrwalającym
niemieckie zwycięstwo była przez cały okres międzywojenny „wierność” ojczyźnie
i ziemi rodzimej przy równoczesnym pogłębianiu negatywnego stereotypu Polaka.
Za rekordowy wynik wyborczy Olecko przemianowano na „Wierne Miasto” – Treuburg,
największy po królewieckich scenach wschodniopruski teatr w Olsztynie
uroczyście otwarto w 1925 r. jako Teatr „Wdzięczności” (Treudank). Wzmożenie niemieckich
uczuć patriotycznych miało kulminację między 1925 a 1930 r. W 1928 r. z
udziałem tysięcy olsztyniaków odsłonięto w parku olsztyńskiego Jakubowa
plebiscytowy „pomnik wdzięczności”, którego autorami byli najpopularniejsi w
Republice Weimarskiej rzeźbiarze, bracia Walter i Johannes Krügerowie; to oni stworzyli
pod Olsztynkiem – niezależnie od intencji ideologicznych – jeden z
najciekawszych w międzywojniu, w skali europejskiej, pomników upamiętniających
zwycięstwo wojenne – Tannenberski Pomnik Narodowy.

Ostatni raz na wielką skalę
uroczystości rocznicowe obchodzono w 1960 r. w Republice Federalnej Niemiec.
Podczas gdy w Polsce 10 lipca na Polach Grunwaldzkich zorganizowano największą
manifestację historyczno-państwową w dziejach PRL z okazji 550-lecia zwycięstwa
pod Grunwaldem, w Düsseldorfie w tym samym czasie około 200 tys. dawnych
mieszkańców Prus Wschodnich wzięło udział w demonstracji upamiętniającej
40-lecie zwycięstwa plebiscytowego. Spotkanie nacechowane było zimnowojenną atmosferą. W przemówieniu
kanclerza RFN Konrada Adenauera (1876–1967) antykomunizm zlewał się z
rewizjonizmem wobec porządku granic ustanowionych w Poczdamie w 1945 r. „Wasze
dzisiejsze spotkanie, moi niemieccy przyjaciele z Prus Wschodnich – mówił – ma
również cel polityczny. Ta manifestacja ma Niemcom i wszystkim wolnym narodom
pokazać to, co Państwu wyrządzono i co stało się z Państwa stronami
ojczystymi”. W ten sposób Adenauer wpisywał plebiscyt w preferowany przez
organizacje ziomkowskie i RFN, do czasów rządów Willy’ego Brandta (1969), mit
fundacyjny zachodnich Niemiec jako państwa opartego na poszanowaniu praw
człowieka.

W polskim wspominaniu
plebiscytu słowami kluczami są do dziś „niemiecki terror” i „bohaterska obrona
polskości”, a ich symbolem głównie Bogumił Linka, pochowany na dawnym cmentarzu
ewangelickim w al. Wojska Polskiego w Olsztynie, gdzie w 1973 r. ufundowano
symboliczny pomnik. Linka jest patronem Zespołu Szkolno-Przedszkolnego w
mazurskich Dźwierzutach, w Wawrochach, gdzie się urodził, istnieje prywatna
izba pamięci, w wielu miastach regionu ma swoje ulice. Plebiscytowy pomnik
Krügerów zniszczono zaraz po zdobyciu Olsztyna w 1945 r. Na jego miejscu z
inicjatywy pierwszego sekretarza
KW PZPR Józefa Buzińskiego (1923–1987), ufundowano w 1972 r. pomnik „Bohaterom Walki o Wyzwolenie Narodowe i Społeczne
Warmii i Mazur” autorstwa Bolesława Marschalla (ur. 1938). Okazją była
pięćdziesiąta rocznica powstania Związku Polaków w Niemczech, którego
zwiastunem organizacyjnym był Związek Polaków w Prusach Wschodnich, powstały w
Olsztynie w wyniku ożywienia polskich organizacji narodowych w czasie plebiscytu.
Historia zatoczyła krąg. Czy dzięki konkurencji pomnikowej lepiej ją dziś
rozumiemy?

W stronę myślenia historycznego

Pamięć ma to do siebie, o czym nomen omen czasami zapominamy, że składa
się zarówno z procesu pamiętania, jak i wypierania aż do zupełnego zapomnienia.
Od czasów najdawniejszych pamiętamy bohaterów i ofiary, najczęściej poległe na
polu chwały, one bowiem tworzą wzorce postaw i konsolidują morale grupy, w
efekcie składają się na pozytywną tradycję, która odgranicza „nas” od „innych”.
Gorzej jest z przegranymi zdarzeniami, klęskami, które niekoniecznie da się
opowiedzieć strofą bohaterską. Do takich fenomenów historycznych należał z
polskiej perspektywy plebiscyt roku 1920.

W centrum debat o tym plebiscycie
toczonych w Polsce ciągle główne miejsce zajmuje pytanie o przyczyny
przegranej. Odideologizowujemy język opowieści, stwarzamy nowoczesne fakty
medialne, ale w gruncie rzeczy ciągle znajdujemy się w tym samym miejscu
opowieści. Nie istniał realistyczny alternatywny wynik plebiscytu – wyrana strony
polskiej. Zarzuty, że państwo polskie zlekceważyło sytuację północnego
pogranicza jest tyleż słuszne, co ahistoryczne, nawet jeżeli będziemy
przypominać szlachetną postawę Jana Kasprowicza czy Stefana Żeromskiego,
orędujących za przywróceniem Pomorza Gdańskiego oraz Warmii i Mazur do Polski.
W sytuacji wojny polsko-bolszewickiej, niejasnej sytuacji na Górnym Śląsku, w
Gdańsku, na zachodniej Ukrainie i Litwie Józef Piłsudski oraz rząd polski
musieli kierować się priorytetami, które gwarantowały stabilność tworzących się
granic. Złudzeniem była też wiara w siłę tzw. żywiołu polskiego na Warmii, a w
szczególności na Mazurach. Nie zmienia to faktu, że powinniśmy przypominać postaci
historyczne tamtych czasów. W okresie plebiscytu rozwijali aktywność ludzie,
którzy odegrali znaczącą rolę w życiu międzywojennej społeczności polskiej w
Niemczech oraz w Polsce po 1945 r., by wspomnieć tylko Jana Baczewskiego,
Fryderyka Leyka, ks. Wacława Osińskiego, Karola Bahrkego, Kazimierza Jaroszyka
czy Juliusza Malewskiego.

Z perspektywy historii miejsca oprócz
okresu plebiscytowego jeszcze tylko raz w miasteczkach Mazur, Warmii i Powiśla
pojawił się masowy ruch społeczny – „Solidarność” 1980–1981. Oba fenomeny
zaistniały w różnych epokach i różnych kontekstach państwowo-politycznych.

Inspiracją ruchu lat 1919–1920 był
polsko-niemiecki antagonizm, specyficzna, nierówna walka o niezależny byt z
jednej strony państwa-niedawnego mocarstwa, które poniosło klęskę w czasie
wojny i szukało konsolidacji w nowej formule prawnej, a z drugiej państwa,
które powstało z ponadstuletniego niebytu i musiało na nowo nie tylko określić
swoje granice, lecz także zdefiniować swoją tożsamość narodową. Polska i Niemcy
dysponowały nierównym potencjałem sił i środków oraz w różny sposób definiowały
swoją rację stanu. W tej nierównej walce terytoria peryferyjne, jak Górny Śląsk
czy Warmia i Mazury, stawały się polem szczególnie ostrej konfrontacji, w
której plemienna wrogość prowadziła wręcz do nienawiści narodowej, a z czasem
również sąsiedzkiej. Symptomatyczne pozostaje, jak toksyczne okazały się owoce
zwycięstwa opartego na wrogości i strachu, jak kruche okazały się
zantagonizowane struktury demokratyczne w całej Europie międzywojnia. Te
konteksty zarówno w wymiarze lokalnym i regionalnym, jak też europejskim
trafnie pokazała wystawa Muzeum Historycznego w Ełku. Doświadczenie kruchości
demokracji najbardziej odczuły wschodnie terytoria weimarskich Niemiec,
szczególnie powiaty mazurskie (ełcki, gołdapski, olecki, nidzicki), gdzie w
ostatnich wolnych wyborach do Reichstagu w 1932 r. przeważająca większość
mieszkańców zagłosowała na Narodowosocjalistyczną Niemiecką Partię Robotników
(NSDAP), dając się uwieść obietnicom socjalnym i poczuciu włączenia Mazurów do
„wspólnoty Niemców” (deutsche
Volksgemeinschaft
). Był to największy sukces NSDAP w całych Niemczech!

Ich polscy sąsiedzi zaangażowani w
polski ruch narodowy w momencie agresji na Polskę we wrześniu 1939 r. w
większości zostali aresztowani i trafili do obozów koncentracyjnych. Te
historie można odnaleźć w niektórych biogramach działaczy plebiscytowych. Siłą
ełckiej wystawy jest to, że autorom udało się nie tylko zgromadzić ciekawe
eksponaty, lecz także stworzyć opowieść o lokalnym doświadczeniu Ełku
wplecionym w procesy wielkiej historii.

Tylko 60 lat po plebiscycie, u progu demokratycznej
Polski, Mazury stały się świadkiem i uczestnikiem „karnawału Solidarności”.
Dziesięciomilionowy ruch „Solidarności” zmobilizował również tysiące ełczan do
walki o demokrację i w efekcie przyniósł obywatelom wolność, a Polsce
suwerenność, czego emanacją było zwycięstwo wyborcze 4 czerwca 1989 r. Spór
rozgrywał się wewnątrz państwa polskiego. W kontekście 1920 r. dostrzegam jedną
zasadniczą różnicę w mechanizmach społecznej mobilizacji. O ile zarówno w 1920,
jak i w 1989 istniał wyraźny podział na My–Oni, o tyle podstawą sporu sprzed
stu lat był wizerunek zewnętrznego wroga (Polaków) i mechanizm wykluczenia, a
30 lat temu efektem rewolucji „Solidarności” było budowanie obywatelskiej
wspólnotowości społeczeństwa polskiego, mimo konfliktu i różnic ideologicznych.
Przywołując ten przykład, nie chcę wpadać w prosty dydaktyzm i sugerować, że „w
Polsce było lepiej”. Przede wszystkim każda historia lokalna czy regionalna
rozgrywa się w innym kontekście społeczno-politycznym. Europa lat dwudziestych
XX w. przeżywała największy kryzys demokracji, natomiast na przełomie lat osiemdziesiątych
i dziewięćdiesiątych tegoż stulecia dokonywała wielkiego aktu zerwania żelaznej
kurtyny, która dzieliła kontynent od 1945 r. Motorem tych przemian były przede
wszystkim wartości demokracji liberalnej i one napędzały również dążenia rewolucji
„Solidarności”. Tej opowieści nie było już oczywiście na wystawie o
plebiscycie, ale warto przy okazji pamiętać, jak w krótkiej perspektywie może
zmieniać się historia, warto więc zamiast ją ideologizować, uczyć się myślenia historycznego.
Patrząc lokalnie, możemy całkiem dobrze uczyć się uniwersalnych mechanizmów
procesów historycznych. Wystarczy tylko uważnie patrzeć i chcieć zrozumieć…

Wrzenie społeczne, jakie
wywołała akcja plebiscytowa, odkrywa przed dydaktyką szkolną i obywatelską
paletę intersujących, również z dzisiejszej perspektywy, nowych i aktualnych
pytań. Relacje „my – oni”, zbudowane na zasadzie „dobry – zły” i kreacji wroga
są stale elementem życia społeczno-politycznego. Przypominając plebiscyt w tym
kontekście, być może bardziej zgłębimy postawy i emocje ludzi, Polaków i
Niemców, a jednocześnie rozpoznamy mechanizmy współczesnych konfliktów
politycznych. Osoby takie jak Bogumił Linka przestaną być spiżowymi bohaterami,
a staną się żywymi postaciami minionej epoki, pozwalającymi zarazem lepiej
rozumieć współczesne mechanizmy polityczne, tak by unikać błędów przeszłości.


Bibliografia

Anderson B. (1997), Wspólnoty wyobrażone. Rozważania o źródłach i rozprzestrzenianiu się nacjonalizmu, tłum. S. Amsterdamski, Kraków.

Plebiscyty na Warmii,
Mazurach i Powiślu w 1920 roku
. Wybór źródeł (1986), red. P. Stawecki, W. Wrzesiński,
Olsztyn.

Renan E. (2018), Co to jest naród?, tłum. G. Majcher, Warszawa.

Traba R. (2005),
„Wschodniopruskość”. Tożsamość narodowa i regionalna w Niemczech, Warszawa–Poznań.

Wrzesiński W. (1974), Plebiscyty na Warmii i Mazurach oraz na Powiślu w 1920 roku, Olsztyn.


Redakcja językowa: Beata Bińko




(Prze)budowanie polskości? Dlaczego nie stworzyliśmy mitu fundacyjnego ROKU 1989

Źródło grafiki: http://gim22lodz.blogspot.com/2014/02/

ROBERT TRABA

(Prze)budowanie polskości?
Dlaczego nie stworzyliśmy mitu fundacyjnego ROKU 1989*

 

Nie da się w publicznej debacie odseparować „4 czerwca ’89” od kontekstu obrad Okrągłego Stołu (6 lutego – 5 kwietnia 1989). W swojej istocie oba wydarzenia są nierozerwalnym odzwierciedleniem/fragmentem sporu o definiowanie Polski i narodu polskiego jako wspólnoty wyobrażonej na przełomie XX i XXI w. O ile Okrągły Stół stał się miejscem pamięci (w rozumieniu funkcjonowania w tzw. pamięci żywej), o tyle „4 czerwca ’89” ma dopiero szansę nim się stać… szczególnie po 14 stycznia 2019 r.

Po pierwsze, do 1994 r. publicznej debaty o znaczeniu roku 1989 nie było. Potem, do końca lat 90., wykrystalizowują się dwa konkurujące mity narodzin III Rzeczypospolitej: targowicki, oparty na oskarżeniach przeciw rządowo-solidarnościowemu porozumieniu w Magdalence, oraz liberalno-lewicowy, oparty na doświadczeniu Okrągłego Stołu.

Na początku lat 90. Polska była pogrążona w pierwszym etapie transformacji, a politycznie doświadczona „wojną na górze” i (cytując Piotra Semkę) „lewym czerwcowym”, czyli odsunięciem Jana Olszewskiego od rządów nocą z 4 na 5 czerwca 1992 r. Nie wiem, czy istnieje jakiś związek przyczynowy między książką a rok później nakręconym filmem Nocna zmiana, ale 4 czerwca 1994 r. Adam Michnik opublikował przełomowy artykuł Ani spisek, ani dobroć władzy, który wytyczył nurt debaty publicznej na najbliższe pięć lat. O ile duet Piotr Semka/Jacek Kurski ustanowił „Magdalenkę” jako mit zdrady i spisku, o tyle (patrząc na liczbę odwołań i agresywność polemik, szczególnie gdy redaktor „Gazety Wyborczej” 9 września 1995 r. dopowiedział swoje credo apelem O prawdę i pojednanie, napisanym wspólnie z Włodzimierzem Cimoszewiczem) Adam Michnik w centrum ustawił filozofię kompromisu i pojednania. Jej sensem był Okrągły Stół, a 4 czerwca tylko jej finalną realizacją.

Po drugie, w latach 1999/2000–2004 wyczerpuje się potencjał inicjacyjny „białych plam”, Okrągłego Stołu i w ogóle „roku 1989” jako symbolicznego doświadczenia wspólnotowego Polaków. Głównym narzędziem w procesie budowania „nowej pamięci” było przyjęcie ustawy o powołaniu Instytutu Pamięci Narodowej (1999) i utworzenie Muzeum Powstania Warszawskiego (2004).

Kulminacja pierwsza: stracona szansa

Punktem kulminacyjnym w procesie nadawania „4 czerwca” charakteru powszechnie akceptowanego święta narodowego był rok 2009. Zdaniem intelektualnego zaplecza prezydenta Lecha Kaczyńskiego nastąpił podwójnie „głęboki konsensus demokratycznej wspólnoty politycznej Polaków” co do „posolidarnościowej pamięci aksjologicznej”. Podwójną głębokość procesu miały wyznaczać aksjologia (do tego wrócę w puencie) oraz trwałe umocowanie w społeczeństwie. Dzięki ogromnemu zaangażowaniu wszystkich aktorów publicznej inscenizacji „4 czerwca” (głównie prezydenta Kaczyńskiego, marszałka sejmu Bronisława Komorowskiego, premiera Donalda Tuska i rządu, mediów itp.) w roku 2009 rzeczywiście mogło powstać wrażenie, że zaistniała szansa na synergię. Podział, który symbolizował udział Lecha Kaczyńskiego w obchodach z NSZZ „Solidarność” w Gdańsku, a Donalda Tuska spotkanie z przedstawicielami państw środkowoeuropejskich w Krakowie na Wawelu, nie był jeszcze przepaścią. Masowe zaangażowanie mediów i inicjatyw społecznych tworzyło cienką warstwę spoiwa ponad podziałami. Wówczas też po raz pierwszy w głównym nurcie mediów wybrzmiał apel, by „4 czerwca ’89” odebrać politykom i przekształcić w święto obywatelskie (m.in. Janina Paradowska w „Polityce”).

Równie symboliczne znaczenie miały dwie uchwały sejmu: z 23 stycznia o „uczczeniu rocznicy rozpoczęcia Okrągłego Stołu i odzyskania przez Polskę wolności” oraz z 22 maja „w sprawie uczczenia 20. rocznicy wyborów 4 czerwca 1989 r. i odzyskania przez Polskę wolności”. Jeszcze odwoływano się do obydwu rocznic, ale nie odbiło się to żadnym echem społecznym. Nikt nie miał tyle wyobraźni politycznej, by uchwalić ustawę o święcie narodowym. Opublikowany po raz drugi po 15 latach artykuł Adama Michnika Ani spisek, ani dobroć władzy symbolicznie przeszedł bez echa.

„Tu jest Polska!”

Po trzecie, wszystkie tezy i przewidywania z 2009 r. nie wytrzymały konfrontacji z rzeczywistością roku 2010. Pęknięcie społeczeństwa polskiego na „MY i ONI” definitywnie wyznaczył „rok katastrofy”. Krakowski teatrolog Dariusz Kosiński o tragedii z 10 kwietnia 2010 r. pisał trafnie, że żałobne inscenizacje „wzmocniły poczucie przynależności do wspólnoty wybranej, którą ustanawiali sami manifestanci, regularnie powtarzając takie działania, jak performatywne zawołanie »Tu jest Polska« czy chóralne śpiewanie pieśni patriotycznych (…), które zawierały element wybraństwa i wezwanie skierowane w przyszłość”.

Ci, którzy znajdowali się poza wyznaczoną Polską, w oczywisty sposób stawali się zdrajcami sprawy narodowej. Wszechobecność zdrady i podziału na „prawdziwych” i „nieprawdziwych” Polaków była definitywna.

Kulminacja druga: czas tautologii

Lata 2011–2014 były okresem największej intensywności w upowszechnieniu „4 czerwca ’89”. Jednocześnie – i to jest moje po czwarte – ten okres nazwałbym „tautologicznym”. Słowo „wolność”, które miało być zamachowym kołem aksjologicznym, zmultiplikowane i odmienione we wszystkich przypadkach przez czasem skrajnie różne środowiska, straciło kreatywny społecznie sens i uległo klasycznej zasadzie Kopernika/Greshama: ilość wyparła jakość. Z perspektywy czasu błędem było założenie prezydenta Komorowskiego, że 4 czerwca ’89 „wydaje się rocznicą niekontrowersyjną i oczywistą”.

Prawdopodobnie z powodu tautologii aksjologicznej nie udał się też, teoretycznie bardzo dobry pomysł, uobywatelnienia święta. Sygnał dał prezydent Komorowski, odznaczając 4 czerwca 2011 r. „założycieli i działaczy organizacji pozarządowych, którzy przyczynili się do budowania społeczeństwa obywatelskiego”. Kulminacją były obchody jubileuszowe w 2014 r., gdy prezydent patronował 180 projektom upamiętniającym „4 czerwca ’89”, od ludowych festynów i imprez sportowych po poważne konferencje.

Pozorny sukces odniosła uchwała zgłoszona w 2013 r. przez sejmową Komisję Kultury i Środków Przekazu (z inicjatywy Julii Pitery) ustanowienia 4 czerwca Dniem Wolności i Praw Obywatelskich. 24 maja została ona przyjęta, ale bez nawiązania do skutków obrad Okrągłego Stołu, bo – jak wyraził się poseł PiS, Kazimierz Ujazdowski – „Podstawą wolnej i niepodległej Polski nie są porozumienia Okrągłego Stołu, lecz rozmiar poparcia dla »Solidarności« i dla wolności. Na gruncie prawno-historycznym nie można [takiego nawiązania przyjąć]”.

Jeszcze radykalniej rok później zaprotestowało koło posłów Solidarnej Polski, którzy bezprecedensowo zagłosowali przeciw uchwale rocznicowej z okazji 25. rocznicy Okrągłego Stołu, przygotowanej już przez Prezydium Sejmu.

Konteksty

Spór o „rok 1989” jest kontynuacją „wiecznego” dylematu, czym jest polska tożsamość. Na podstawie analizy rocznicowych tekstów z ostatniego 30-lecia spróbowałem stworzyć rodzaj mentalnej mapy stron, które uczestniczą w sporze. Osią jednej narracji będzie głównie wspominany artykuł Adama Michnika. Nie było bardziej znanego i jasno definiującego tekstu do końca lat 90. Poprzez „kompromis” i „pojednanie” Michnik przedstawił swoje marzenie, obraz Polaków jako wspólnotę wszystkich obywateli Rzeczypospolitej.

Adwersarzem stała się publicystyka nie tyle jednego autora, ile środowisk skupionych wokół – nazwijmy to umownie – szerokiego zaplecza intelektualnego Muzeum Powstania Warszawskiego („Teologii Politycznej” itp.) oraz „Arcanów” i Klubu Jagiellońskiego, później „Do Rzeczy” czy „Sieci”. Kluczową postacią polityczną był prezydent Lech Kaczyński, a zasadnicze znaczenie miały jego tezy wygłoszone z okazji 20-lecia „4 czerwca” w 2009 r. Patrząc na kariery (około)rządowe ludzi z kręgu Klubu Jagiellońskiego, można odnieść wrażenie, że „4 czerwca ’89” funduje dziś wykreowana przez to środowisko ideologia tzw. republikańskiego neosarmatyzmu. Zbieżność tzw. aksjologii neosolidarnościowej z republikańskim neosarmatyzmem jest jedna: „4 czerwca ’89” jest ważny pod warunkiem wykluczenia z narracji Okrągłego Stołu i doświadczenia szeroko rozumianej lewicy. Poza realnym sporem znalazły się środowiska „Naszego Dziennika” (Radia Maryja) i „Gazety Polskiej”, które odrzucały „4 czerwca” jako „zdradę” i „agenturę”, szczególnie w nawiązaniu do obrad Okrągłego Stołu. Niedaleki od takich radykalnych opinii był w pierwszej dekadzie XXI w. również wpływowy historyk, wieloletni szef „Arcanów”, Andrzej Nowak.

List do samorządowców – testament zamordowanego prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza – stworzył nowy wymiar obecności „4 czerwca ’89” w przestrzeni publicznej. Klasyczna obrona atakiem ze strony rządu, polegająca na przekierowaniu uwagi opinii publicznej na 40-lecie pielgrzymki Jana Pawła II i rekonstrukcję rządu, nie wyparła spontaniczności, masowości i siły argumentów gdańskich obchodów.

W kontekście międzynarodowym jeszcze w 2009 r. mieliśmy szansę, by „4 czerwca ’89” z Okrągłym Stołem ugruntowały się w Europie jako zdobycze polskiej rewolucji „Solidarności”. Hasło „Zaczęło się w Gdańsku!” było trafionym sloganem polskiej dyplomacji kulturalnej, szczególnie w Niemczech. Niemcy w tym czasie przygotowały majstersztyk polityki historycznej, mianowicie własny, unikatowy wkład, który nazwali „pokojową rewolucją”. Gdy podczas dyskusji w Niemczech chcę być złośliwy, pytam: „Gdzie są wasi rewolucjoniści?”. Ale nad tym już się nikt nie zastanawia. Europa zna Mur Berliński i friedliche Revolution, a z naszej perspektywy „znowu Niemcy są winni”, bo o polskim doświadczeniu wolności już prawie się nie mówi. Tyle że to my sami zgotowaliśmy sobie ten los!

Przypisy:

*Wykład wygłoszony na konferencji Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego 3 czerwca 2019 r.

 

Korekta językowa: Beata Bińko




Polsko-niemieckie miejsca pamięci – relacja wideo


Realizacja wideo:
dr hab. Piotr WITEK
Współpraca:
Andrzej Włoch


Portal ohistorie.eu razem z tygodnikiem POLITYKA i Ośrodkiem Brama Grodzka Teatr NN zorganizował spotkanie wokół „Pomocnika historycznego POLITYKI” i publikacji „Polsko-niemieckie miejsca pamięci”, red. Robert Traba i inni.

W debacie wzięli udział: prof. Robert Traba, red. Adam Krzemiński
Prowadzenie spotkania: Joanna Zętar

Termin: 2 kwietnia 2019 roku, godz. 17:00
Miejsce: Ośrodek „Brama Grodzka – Teatr NN”, ul. Grodzka 21

FB: https://www.facebook.com/ohistorie/?m… https://twitter.com/ohistorie
TT: https://twitter.com/ohistorie