ROBERT TRABA
(Prze)budowanie polskości?
Dlaczego nie stworzyliśmy mitu fundacyjnego ROKU 1989*
Nie da się w publicznej debacie odseparować „4 czerwca ’89” od kontekstu obrad Okrągłego Stołu (6 lutego – 5 kwietnia 1989). W swojej istocie oba wydarzenia są nierozerwalnym odzwierciedleniem/fragmentem sporu o definiowanie Polski i narodu polskiego jako wspólnoty wyobrażonej na przełomie XX i XXI w. O ile Okrągły Stół stał się miejscem pamięci (w rozumieniu funkcjonowania w tzw. pamięci żywej), o tyle „4 czerwca ’89” ma dopiero szansę nim się stać… szczególnie po 14 stycznia 2019 r.
Po pierwsze, do 1994 r. publicznej debaty o znaczeniu roku 1989 nie było. Potem, do końca lat 90., wykrystalizowują się dwa konkurujące mity narodzin III Rzeczypospolitej: targowicki, oparty na oskarżeniach przeciw rządowo-solidarnościowemu porozumieniu w Magdalence, oraz liberalno-lewicowy, oparty na doświadczeniu Okrągłego Stołu.
Na początku lat 90. Polska była pogrążona w pierwszym etapie transformacji, a politycznie doświadczona „wojną na górze” i (cytując Piotra Semkę) „lewym czerwcowym”, czyli odsunięciem Jana Olszewskiego od rządów nocą z 4 na 5 czerwca 1992 r. Nie wiem, czy istnieje jakiś związek przyczynowy między książką a rok później nakręconym filmem Nocna zmiana, ale 4 czerwca 1994 r. Adam Michnik opublikował przełomowy artykuł Ani spisek, ani dobroć władzy, który wytyczył nurt debaty publicznej na najbliższe pięć lat. O ile duet Piotr Semka/Jacek Kurski ustanowił „Magdalenkę” jako mit zdrady i spisku, o tyle (patrząc na liczbę odwołań i agresywność polemik, szczególnie gdy redaktor „Gazety Wyborczej” 9 września 1995 r. dopowiedział swoje credo apelem O prawdę i pojednanie, napisanym wspólnie z Włodzimierzem Cimoszewiczem) Adam Michnik w centrum ustawił filozofię kompromisu i pojednania. Jej sensem był Okrągły Stół, a 4 czerwca tylko jej finalną realizacją.
Po drugie, w latach 1999/2000–2004 wyczerpuje się potencjał inicjacyjny „białych plam”, Okrągłego Stołu i w ogóle „roku 1989” jako symbolicznego doświadczenia wspólnotowego Polaków. Głównym narzędziem w procesie budowania „nowej pamięci” było przyjęcie ustawy o powołaniu Instytutu Pamięci Narodowej (1999) i utworzenie Muzeum Powstania Warszawskiego (2004).
Kulminacja pierwsza: stracona szansa
Punktem kulminacyjnym w procesie nadawania „4 czerwca” charakteru powszechnie akceptowanego święta narodowego był rok 2009. Zdaniem intelektualnego zaplecza prezydenta Lecha Kaczyńskiego nastąpił podwójnie „głęboki konsensus demokratycznej wspólnoty politycznej Polaków” co do „posolidarnościowej pamięci aksjologicznej”. Podwójną głębokość procesu miały wyznaczać aksjologia (do tego wrócę w puencie) oraz trwałe umocowanie w społeczeństwie. Dzięki ogromnemu zaangażowaniu wszystkich aktorów publicznej inscenizacji „4 czerwca” (głównie prezydenta Kaczyńskiego, marszałka sejmu Bronisława Komorowskiego, premiera Donalda Tuska i rządu, mediów itp.) w roku 2009 rzeczywiście mogło powstać wrażenie, że zaistniała szansa na synergię. Podział, który symbolizował udział Lecha Kaczyńskiego w obchodach z NSZZ „Solidarność” w Gdańsku, a Donalda Tuska spotkanie z przedstawicielami państw środkowoeuropejskich w Krakowie na Wawelu, nie był jeszcze przepaścią. Masowe zaangażowanie mediów i inicjatyw społecznych tworzyło cienką warstwę spoiwa ponad podziałami. Wówczas też po raz pierwszy w głównym nurcie mediów wybrzmiał apel, by „4 czerwca ’89” odebrać politykom i przekształcić w święto obywatelskie (m.in. Janina Paradowska w „Polityce”).
Równie symboliczne znaczenie miały dwie uchwały sejmu: z 23 stycznia o „uczczeniu rocznicy rozpoczęcia Okrągłego Stołu i odzyskania przez Polskę wolności” oraz z 22 maja „w sprawie uczczenia 20. rocznicy wyborów 4 czerwca 1989 r. i odzyskania przez Polskę wolności”. Jeszcze odwoływano się do obydwu rocznic, ale nie odbiło się to żadnym echem społecznym. Nikt nie miał tyle wyobraźni politycznej, by uchwalić ustawę o święcie narodowym. Opublikowany po raz drugi po 15 latach artykuł Adama Michnika Ani spisek, ani dobroć władzy symbolicznie przeszedł bez echa.
„Tu jest Polska!”
Po trzecie, wszystkie tezy i przewidywania z 2009 r. nie wytrzymały konfrontacji z rzeczywistością roku 2010. Pęknięcie społeczeństwa polskiego na „MY i ONI” definitywnie wyznaczył „rok katastrofy”. Krakowski teatrolog Dariusz Kosiński o tragedii z 10 kwietnia 2010 r. pisał trafnie, że żałobne inscenizacje „wzmocniły poczucie przynależności do wspólnoty wybranej, którą ustanawiali sami manifestanci, regularnie powtarzając takie działania, jak performatywne zawołanie »Tu jest Polska« czy chóralne śpiewanie pieśni patriotycznych (…), które zawierały element wybraństwa i wezwanie skierowane w przyszłość”.
Ci, którzy znajdowali się poza wyznaczoną Polską, w oczywisty sposób stawali się zdrajcami sprawy narodowej. Wszechobecność zdrady i podziału na „prawdziwych” i „nieprawdziwych” Polaków była definitywna.
Kulminacja druga: czas tautologii
Lata 2011–2014 były okresem największej intensywności w upowszechnieniu „4 czerwca ’89”. Jednocześnie – i to jest moje po czwarte – ten okres nazwałbym „tautologicznym”. Słowo „wolność”, które miało być zamachowym kołem aksjologicznym, zmultiplikowane i odmienione we wszystkich przypadkach przez czasem skrajnie różne środowiska, straciło kreatywny społecznie sens i uległo klasycznej zasadzie Kopernika/Greshama: ilość wyparła jakość. Z perspektywy czasu błędem było założenie prezydenta Komorowskiego, że 4 czerwca ’89 „wydaje się rocznicą niekontrowersyjną i oczywistą”.
Prawdopodobnie z powodu tautologii aksjologicznej nie udał się też, teoretycznie bardzo dobry pomysł, uobywatelnienia święta. Sygnał dał prezydent Komorowski, odznaczając 4 czerwca 2011 r. „założycieli i działaczy organizacji pozarządowych, którzy przyczynili się do budowania społeczeństwa obywatelskiego”. Kulminacją były obchody jubileuszowe w 2014 r., gdy prezydent patronował 180 projektom upamiętniającym „4 czerwca ’89”, od ludowych festynów i imprez sportowych po poważne konferencje.
Pozorny sukces odniosła uchwała zgłoszona w 2013 r. przez sejmową Komisję Kultury i Środków Przekazu (z inicjatywy Julii Pitery) ustanowienia 4 czerwca Dniem Wolności i Praw Obywatelskich. 24 maja została ona przyjęta, ale bez nawiązania do skutków obrad Okrągłego Stołu, bo – jak wyraził się poseł PiS, Kazimierz Ujazdowski – „Podstawą wolnej i niepodległej Polski nie są porozumienia Okrągłego Stołu, lecz rozmiar poparcia dla »Solidarności« i dla wolności. Na gruncie prawno-historycznym nie można [takiego nawiązania przyjąć]”.
Jeszcze radykalniej rok później zaprotestowało koło posłów Solidarnej Polski, którzy bezprecedensowo zagłosowali przeciw uchwale rocznicowej z okazji 25. rocznicy Okrągłego Stołu, przygotowanej już przez Prezydium Sejmu.
Konteksty
Spór o „rok 1989” jest kontynuacją „wiecznego” dylematu, czym jest polska tożsamość. Na podstawie analizy rocznicowych tekstów z ostatniego 30-lecia spróbowałem stworzyć rodzaj mentalnej mapy stron, które uczestniczą w sporze. Osią jednej narracji będzie głównie wspominany artykuł Adama Michnika. Nie było bardziej znanego i jasno definiującego tekstu do końca lat 90. Poprzez „kompromis” i „pojednanie” Michnik przedstawił swoje marzenie, obraz Polaków jako wspólnotę wszystkich obywateli Rzeczypospolitej.
Adwersarzem stała się publicystyka nie tyle jednego autora, ile środowisk skupionych wokół – nazwijmy to umownie – szerokiego zaplecza intelektualnego Muzeum Powstania Warszawskiego („Teologii Politycznej” itp.) oraz „Arcanów” i Klubu Jagiellońskiego, później „Do Rzeczy” czy „Sieci”. Kluczową postacią polityczną był prezydent Lech Kaczyński, a zasadnicze znaczenie miały jego tezy wygłoszone z okazji 20-lecia „4 czerwca” w 2009 r. Patrząc na kariery (około)rządowe ludzi z kręgu Klubu Jagiellońskiego, można odnieść wrażenie, że „4 czerwca ’89” funduje dziś wykreowana przez to środowisko ideologia tzw. republikańskiego neosarmatyzmu. Zbieżność tzw. aksjologii neosolidarnościowej z republikańskim neosarmatyzmem jest jedna: „4 czerwca ’89” jest ważny pod warunkiem wykluczenia z narracji Okrągłego Stołu i doświadczenia szeroko rozumianej lewicy. Poza realnym sporem znalazły się środowiska „Naszego Dziennika” (Radia Maryja) i „Gazety Polskiej”, które odrzucały „4 czerwca” jako „zdradę” i „agenturę”, szczególnie w nawiązaniu do obrad Okrągłego Stołu. Niedaleki od takich radykalnych opinii był w pierwszej dekadzie XXI w. również wpływowy historyk, wieloletni szef „Arcanów”, Andrzej Nowak.
List do samorządowców – testament zamordowanego prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza – stworzył nowy wymiar obecności „4 czerwca ’89” w przestrzeni publicznej. Klasyczna obrona atakiem ze strony rządu, polegająca na przekierowaniu uwagi opinii publicznej na 40-lecie pielgrzymki Jana Pawła II i rekonstrukcję rządu, nie wyparła spontaniczności, masowości i siły argumentów gdańskich obchodów.
W kontekście międzynarodowym jeszcze w 2009 r. mieliśmy szansę, by „4 czerwca ’89” z Okrągłym Stołem ugruntowały się w Europie jako zdobycze polskiej rewolucji „Solidarności”. Hasło „Zaczęło się w Gdańsku!” było trafionym sloganem polskiej dyplomacji kulturalnej, szczególnie w Niemczech. Niemcy w tym czasie przygotowały majstersztyk polityki historycznej, mianowicie własny, unikatowy wkład, który nazwali „pokojową rewolucją”. Gdy podczas dyskusji w Niemczech chcę być złośliwy, pytam: „Gdzie są wasi rewolucjoniści?”. Ale nad tym już się nikt nie zastanawia. Europa zna Mur Berliński i friedliche Revolution, a z naszej perspektywy „znowu Niemcy są winni”, bo o polskim doświadczeniu wolności już prawie się nie mówi. Tyle że to my sami zgotowaliśmy sobie ten los!
Przypisy:
*Wykład wygłoszony na konferencji Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego 3 czerwca 2019 r.
Korekta językowa: Beata Bińko