Wycinanki (95)

WOJCIECH WRZOSEK

Wycinanki (95)



Elegancki mężczyzna nigdy nie był dość długo i ciężko chory, żeby mieć sposobność przeczytania Prousta[1].

Poszukajmy powodów dworowania Rolanda Topora nad dziełem autora W poszukiwaniu straconego czasu.

Powierzchownemu czytelnikowi dzieła Prousta – co zresztą brzmi niepoważnie, ponieważ taki czytelnik i tak znuży się, nasyci się własnym ziewaniem i nigdy nie dobrnie do końca – niedoświadczonemu czytelnikowi – powiedzmy tak – mogłoby wydawać się, że zasadniczą troską narratora jest ustalić koligacje i związki łączące wyższe sfery, rozpoznać w człowieku, którego uznawał za jakiegoś przedsiębiorcę, bywalca salonów, lub poinformować, gdy usłyszy o jakimś głośnym ślubie wiążącym rody, o którym nie pomyślałby nawet…[2]

U Nabokova znajduję w stosunku do Prousta mieszaninę podziwu, zazdrości z dodatkiem malkontenctwa pod pozorem krytyki z pozycji krytyka akademickiego. Autor Lolity prezentuje wobec studentów argumenty krytyczne pospolitego czytelnika, choć wie, że to bynajmniej nie jest książka dla takiego odbiorcy. Przemyca je jednak, dlatego że po części – zapewne z powodów bardziej wyrafinowanych – byłby skłonny opierać się innowacyjności dzieła francuskiego pisarza.
Czym innym bywa zdaniem Benjamina krytyka niemiecka, która uwielbia wygodę.

Nie mogła ona przede wszystkim przepuścić okazji, by nie zmieszać się z pospólstwem z wypożyczalni książek. Rutyniarzom krytyki nic tak nie odpowiadało jak wyciąganie wniosków o autorze na podstawie snobistycznego środowiska jego dzieła i jak uznanie go za wewnętrzną sprawę francuską, dodatek rozrywkowy do almanachu gotajskiego[3].

Tadeusz Boy-Żeleński wciela się na chwilę w rolę malkontenta i formułuje wobec dzieła Prousta zastrzeżenia przeciętnego czytelnika. Następnie z prawdziwą przyjemnością z perspektywy wymagającego czytelnika i wybitnego tłumacza oddala te zarzuty.

Oddając polskim czytelnikom w ręce dzieło Prousta, uważam za konieczne zdradzić im jeden sekret. Mianowicie ten, że lektura Prousta wymaga niejakiej cierpliwości; autor ten żąda pewnego kredytu. Wynika to po prostu z techniki jego tworzenia, z rozmiarów tej olbrzymiej, jedynej w swoim rodzaju kompozycji[4].

Od razu relatywizuje tę opinię:

Niewątpliwie, bywały i większe cykle powieściowe: Komedia ludzka Balzaka obejmuje dziewięćdziesiąt piec utworów; cykl Zoli składa się z dwudziestu paru dubeltowych tomów. Ale związek poszczególnych członów inny tam jest niż u Prousta. Każdy utwór Balzaka zyskuje niewątpliwie w związku z całością, ale nie ma bezpośrednich stosunków między dajmy na to Ojcem Goriot, Eugenią Grandet a Kawalerskim gospodarstwem[5]. To samo u Zoli; każda powieść cyklu stanowi odrębną całość, z odrębnymi figurami, a węzły krwi między członkami rodziny Rougon-Macquart są dość nieistotne i dla czytelnika obojętne. Inaczej u Prousta. Tu ciągłość opowiadania jest ścisła, a plan skomponowany z zadziwiającą precyzją; motywy prowadzone są z całą sztuką kontrapunktu[6].

I dalej tłumaczy ewentualne trudności czytelnika:

Wiem z doświadczenia, a potwierdzają mi to zwierzenia wielu czytelników Prousta, iż kiedy się go czyta po raz pierwszy, wiele rzeczy uchodzi naszej uwagi; ale kiedy, znając już całość lub bodaj większą jej partię, uczynimy sobie tę przyjemność, aby wziąć na nowo któryś z poprzednich tomów, odkrywamy nowe perspektywy, nową myśl w każdym niemal szczególe, rozumiemy wszystko inaczej. I to jest jedna z nienajmniejszych rozkoszy intelektualnych, jakie daje ta lektura[7].



[1] R. Topor, Dziennik paniczny, tłum. E. Kuczkowska, Gdańsk 1996, s. 142. Przypomnę, że figura „eleganckiego mężczyzny” Ronalda Topora to afirmacja antymieszczańskiego (antykołtuńskiego) bohatera, obdarzonego talentem artystycznym, dekadenta.

[2] V. Nabokov, Lectures on Literature. Austen, Dickens, Flaubert, Joyce, Kafka, Proust, Stevenson, red. F. Bowers, przedmowa J. Updike, San Diego 1980; cyt. za: В. Набоков, Лекции по зарубежной литературе. Остен, Диккенс, Флобер, Джойс, Стивенсон, Предисл. Дж. Апдайк, Москва 1988, s. 272. Jest tłumaczenie polskie, ale nim nie dysponuję.

[3] W. Benjamin, Anioł historii. Eseje, szkice, fragmenty, wybór i oprac. H. Orłowski, Poznań 1996, s. 79. Znane są oczywiście i wyrazy najwyższego uznania ze strony niemieckich twórców, np. Ernsta Roberta Curtiusa: „Kto szuka genialności, ten w sferze francuskiej powieści znajdzie ją tylko u Prousta” (cyt. za: T. Boy-Żeleński, Szkice o literaturze francuskiej, wybór W. Balicka, przedmowa M. Żurowski, Warszawa 1956, t. 2, s. 409.

[4] T. Boy-Żeleński, Proust, w: tamże, s. 416–417.

[5] Boy-Żeleński porównuje obu pisarzy w krótkim szkicu pt. Balzakizm i antybalzakizm Prousta, w: tamże, s. 429–432.

[6] Tamże.

[7] Tamże, s. 417.

Pobierz PDFDrukuj tekst