ISSN 2545-3459

WOJCIECH WRZOSEK Wycinanki (218) Ingardena system względnie izolowany



Dociekliwy korespondent pyta mnie w jakim trybie przechodzę od jednego bohatera do drugiego gdy piszę i publikuję wycinanki. Rządzi tym przypadek, czy nie? Odpowiadam, że to raczej przypadek. To ich zrządzenie zdecydowało o moim życiowym doświadczeniu i przypadek decyduje o biegu moich skojarzeń. Mam też zasób zawsze obecnych autorów, w tym tych, o których od czasu do czasu myślę, ale pisanie odkładam na później.
W efekcie, to aktualne skojarzenia decydują, że w kontekście George`a Canguilhema pojawiają się kolejni ci a nie inni bohaterowie moich felietonów.
Jak się teraz okazało – specjalnie pozostawiłem frapujący wątek myślenia francuskiego historyka nauki na później. Uczestniczyć on będzie w komentowaniu zagadnień wywołanych przez innych. Chcę przy okazji podzielić się zaskoczeniem  dlaczego nie spotkały się onegdaj w dialogu prominentne współczesne sobie ówczesne koncepcje. Z jednej strony,  to Romana Ingardena idea systemu względnie izolowanego i druga, to ogólna teoria systemów Ludwiga von Bertalanffy`ego z trzecią, George`a Canguilhema. Ani światowej sławy polski fenomenolog, ani twórca General System Theory nie nawiązują do francuskiego historyka nauki. Przy czym von Bertalanffy i Canguilhem traktują nauki o życiu (biologię i jej subdyscypliny teoretyczne i praktyczne) za swoje specjalności. Każdego z trójki myślicieli łączy ponadto skłonność do rozważań filozoficznych.

*

Roman Ingarden w rozdziale o wolności i odpowiedzialności stanowiącym fragment słynnej Książeczki o człowieku, wychodząc od suwerenności działania jednostki wiedzie ku koncepcji człowieka i organizmu jako systemu względnie izolowanego:

„Innymi słowy: działająca osoba (pewna część tworząca jedność wraz z ciałem) musi (…) tworzyć system względnie izolowany, i to system całkiem szczególnego rodzaju, który nie jest możliwy w rzeczach martwych, a który także nie u wszystkich istot żywych może się zrealizować. Dokładne wypracowanie formy takiego systemu, posiadające jeszcze rozmaite odmiany, jest zadaniem, którego dotychczas jasno nie dostrzeżono, a także nie przypuszczano, że tutaj znajduje się klucz do rozwiązania tak zwanego problematu wolności.[1]

(…) Z drugiej strony, jeśli w ogóle było się skłonnym mówić o „systemach” w świecie fizykalnym i nie rozkładało się świata na same procesy, które w sposób niezrozumiały rozgrywają się obok siebie w uporządkowany sposób, to rozróżniało się jedynie tak zwane systemy „otwarte” i „zamknięte”. Systemy zamknięte uważano właściwie za idealny wypadek graniczny, który nigdy nie może być w pełni zrealizowany w rzeczywistości (jeśli to nie ma być w ogóle cały realny, materialny świat). Natomiast systemy „otwarte” traktowano zazwyczaj tak, jak gdyby one były wszechstronnie „otwarte” i w żadnym miejscu nie „osłonięte”, „odgraniczone”, „izolowane”, tak jak musiałyby się one potem rozpaść na same procesy, które rozszerzałyby się we wszystkich kierunkach znikały w nieskończonej różnorodności procesu światowego.  Owe systemy „otwarte” były  więc znowu czymś takim jak pojęciowo uformowany ideał. Jeżeli jakiś system „otwarty” ma się przez pewien czas efektywnie (reell) utrzymywać w obrębie świata  realnego jako coś identycznego, to nie może być wszechstronnie otwarty, lecz musi być odgraniczony od otoczenia i częściowo od niego izolowany lub – lepiej – osłonięty przynajmniej z niektórych stron.”[2]

 „Przede wszystkim – kontynuuje Ingarden – koncepcja organizmu, jaka wykształciła się w biologii teoretycznej dzięki studiom von Bertalanffy`ego, nie jest dostatecznie zadowalająca. Główny nacisk kładzie się tam na tak zwaną równowagę płynną, która panuje w organizmie i umożliwia mu dalsze istnienie. Jednak niedostatecznie pokazano, jak możliwa jest ta równowaga choćby tylko na pewien przeciąg czasu. Czy utrzymuje się ona jedynie dzięki przypadkowemu składowi i ukształtowaniu organizmu i jego otoczenia, czy też w samym organizmie muszą istnieć relatywnie stałe (niewiele zmienne) urządzenia i organy, które chronią organizm przed zniszczeniem przez obce czynniki (wpływy), izolują go przynajmniej od niektórych oddziaływań zewnętrznych i przez to umożliwiają relatywną stałość procesów życiowych. Warunek istnienia takiego systemu „organicznego” polega na tym, ze ma umożliwiony nie tylko dostęp procesów zewnętrznych do jego wnętrza i wymianę (Verkehr) ze światem zewnętrznym, a wiec względnie go izolują (…)  Każdy organizm jest w istocie takim systemem „względnie izolowanym” i poniekąd także musi nim być.”[3]

Organizm wielokomórkowy (…) jest systemem względnie izolowanym bardzo wysokiego rzędu i jako taki zawiera w sobie bardzo liczne, również względnie izolowane systemy niższych i jeszcze niższych stopni, które są hierarchiczne uporządkowane i rozmaicie ułożone w organizmie, a zarazem częściowo powiązane ze sobą, częściowo odgraniczone od siebie, w następstwie czego mogą, relatywnie (rzecz biorąc) bez zakłóceń spełniać specyficzne, charakterystyczne dla nich funkcje. Rozwija się szczególny, sensowny podział pracy pomiędzy różne systemy, który pozwala na to, że zarazem rozgrywają się różne procesy. Jednocześnie dopuszczalne jest, by się złączyły w całość funkcji, proces życiowy organizmu. Ponieważ jednak te podsystemy są zarazem również „otwarte”, umożliwiony jest ich wzajemny wpływ, a przez to ich współdziałanie.”[4]

Wychodzę przy tym – ciągnie polski fenomenolog – z zasadniczej idei, że do istoty organizmu należy pełnienie dwóch podstawowych funkcji: u t r z y m a ć się przy życiu i umożliwić zachowanie g a t u n k u, tzn. mieć potomstwo.”[5]



[1] Ingarden R.,  Książeczka o człowieku, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1975,   s. 134. Autor odwołuje się tu do swoich ustaleń Ingarden R., Spór o istnienie świata, t. I, par. 12, s.123 i nast. Zaskakuje fakt, że Ingarden nie napomyka nawet o Canguilhemie. Być może Ingardenowi historia nauki ufundowana na dziejach medycyny i naukach o życiu nie mieściła się w polu problemowym teoretycznej biologii i teorii systemów. Niestety.

[2] Tamże, s. 135.

[3] Tamże, s. 137-138.

[4] Tamże, s. 138-139.

[5] Tamże, s. 139.