Wycinanki (173) Czy „normalna ręka ludzka ma pięć palców”?

WOJCIECH WRZOSEK

Wycinanki (173)

Czy „normalna ręka ludzka ma pięć palców”?



W sporze realisty naturalnego Tadeusza Bilikiewicza z umiarkowanym konstruktywistą Ludwikiem Fleckiem ten pierwszy trafnie identyfikuje stanowisko teoriopoznawcze oponenta.[1]

„I tak, nie będę może zbyt odległy od prawdy, – argumentuje Tadeusz Bilikiewicz –  jeśli w poglądach Flecka dopatrzę się oddźwięku transcedentalnego idealizmu w ujęciu niektórych neokantystów. Postawa ta wykracza zresztą poza przyjęte przez Kanta formy poznania, obejmując właściwie (i to w sensie psychologicznym, a nie „czystym”) całość umysłu poznającego wobec rzeczywistości. Istota epistemologii Flecka leży w tym, iż proces poznania nie jest odtwarzaniem biernym, bez uprzedzeń, bez uprzedzeń, przedmiotu, lecz jest pewnego rodzaju stwarzaniem tej rzeczywistości na wzór tworów kultury. Zanika wiec przepaść miedzy kultura i naturą. Jedno i drugie jest bowiem wytworem umysłu poznawczego. Przy tym, zaznaczyć trzeba, mniej wagi Fleck przywiązuje do wrodzonej, indywidualnej, psychogenetycznie zrozumiałej struktury podmiotu. Raczej  bowiem pociąga go socjologiczne uwarunkowanie twórczości poznawczej, odbywającej się zawsze w duchu i w kierunku pewnego „stylu myślowego”, panującego i działającego w danym środowisku naukowym. Środowisko to zwie się „kolektywem myślowym. (…) Z niektórych wypowiedzi Flecka – kontynuuje Bilikiewicz – wynosi się przeświadczenie, że jego „styl” to tyle, co nastawienie, punkt widzenia, dyspozycja poznawcza, pogotowie myślowe – wszystko to wywołane i umożliwione dzięki zdobytym wiadomościom oraz nowo wytworzonym pojęciom. Przy takiej treści i przy takim zakresie pojęcia stylu możemy dopiero zrozumieć, dlaczego dla Flecka teoria poznawania jest po prostu nauka o stylach myślowych i ich historycznym oraz socjologicznym rozwoju.”[2]

Współczesny adept refleksji nad poznaniem może przystać na znakomicie wyłożone argumenty Bilikiewicza, jak i dać się uwieść stanowisku Flecka. Tak czy owak, wynika z tego tylko pożytek dla myślenia o jakiejkolwiek dyscyplinie naukowej. Pozwala krystalizować stanowisko własne.
Nie mogę tu wyciąć więcej. Ograniczę się do kwestii centralnej:

„Konsekwencją takiego postawienia sprawy jest niemożność ustalenia ogólnego kryterium prawdy ze stanowiska klasycznych teorii poznania, natomiast uznanie prawdy tylko za aktualny etap przemian stylu myślowego. Wynika stąd – konkluduje Bilikiewicz – niewątpliwy relatywizm poznawczy, który przyznaje rozmaitym obrazom rzeczywistości, wyrosłym z rozmaitych stylów myślowych, jednakową ważność, może nawet gdy obrazy są sprzeczne.”[3]

(…)

Jednakowa ważność sprzecznych teorii, wykwitłych z rozmaitych obok siebie czy po sobie stylów myślowych, jest zawsze tylko wyrazem niedołęstwa człowieczych władz poznawczych . Niemożliwą jest rzeczą, by powstały chociażby dwie niepokrywające się ze sobą , nie mówiąc już o sprzecznych, teorie na temat takich faktów, jak „normalna ręka ludzka ma pięć palców” albo „szyja łączy głowę z tułowiem”, choćby badacze należeli do najodleglejszych „kolektywów” myślowych. Jest to bowiem kwestia nie stylu, lecz oglądu” Pomijam naturalnie – sądy umysłowo chorych – dorzuca psychiatra Bilikiewicz.”[4]

Ludwik Fleck cytując tę opinię, odpowiada podobnie stanowczo:

„Otóż wcale tak nie jest. Jest wysoce zależne od stylu, co rozumiemy przez „normalną rękę”. Lekarz rozumie przez prawidłowy organ pewną fikcję teoretyczną zupełnie niedostępną bezpośredniej obserwacji, podobnie jak „gaz idealny” fizyków nie jest jej dostępny. Laik rozumie przez „normalny” po prostu „zwykły”, „najczęstszy”, więc stan wywnioskowany przez porównanie wielkiej liczby rąk, nie zaś bezpośrednio oglądany. Ale pominąwszy tę trudność, stwierdzenie, że palców jest pięć, wymaga przede wszystkim ogólnego pojęcia „palec”, a potem liczenia, więc pojęcia liczby, co również jest kwestią stylu myślowego. Całe tedy zdanie, wyrażające w naszym stylu niewątpliwy fakt, może być dla innych stylów bez sensu. Takie style istnieją, są one oczywiście bardzo odległe od naszych dzisiejszych stylów europejskich, lecz wcale nie tak odległe, abyśmy o nich nic powiedzieć nie mogli. Wiele szczepów pierwotnych nie posiada wspólnego określenia „palec”, podobnie jak nie posiadają ogólnego określenia koń, lecz kilkanaście określeń na różne konie: biały, kary, pstry, młody, stary itd. koń. W ich stylu jest nasze zdanie niewypowiedzialne. Liczne prymitywne społeczeństwa (Australia, Ameryka Południowa) posiadają tylko dla liczb 1, 2, 3 nazwy odrębne, poza tym mówią krajowcy: liczne mnóstwo, wielka ilość. Więc zdanie „ręka ma pięć palców” nie daje się na ich język przetłumaczyć. Mówią oni: „ręka ma mnóstwo palców” i oto odmienna od naszej teoria. Inne prymitywne kolektywy (Papuasi) używają na określenie liczby pięć słowa: „ręka”, dziesięć: „dwie ręce”. Ci nie mogą więc wypowiedzieć zdania „ręka ma pięć palców” bez tautologii, a pytanie, ile palców ma ręka, jest u nich praktycznie bez sensu, podobnie jak u nas pytanie: ile kosztuje jeden złoty lub ile trwa jedna godzina. Karzełki z wysp Andamanowych mówią zamiast pięć „wszystko”, a więc ich zdanie brzmi: „ręka ma wszystkie palce”. Oto znowu odmienna od naszej teoria, nie sprzeczna, lecz współmierna z nią. To nie są tylko różnice językowe, bo używane na określenie liczby pięć słowa „mnóstwo”, „ręka”, „wszystko” mają właśnie zupełnie inny zakres, niż słowo „pięć”. To jest całkiem inny styl myślowy. Niewątpliwie prymitywny w porównaniu z naszym, ale wcale nie jakiś nierealny, nieżyciowy, bo przecież ci ludzie żyją i orientują się w swoim świecie.”[5]

Pozostają w innej prawdziwości jak sądziłby Joseph Margolis i Michel Foucault…


[1] To moje kwalifikacje orientacji, które reprezentują obaj filozofujący uczeni. Flecka „styl myślowy” można oglądać z różnych perspektyw. Sciortino, Luca, 2021, “The Emergence of Objectivity: Fleck, Foucault, Kuhn and Hacking”, Studies in History and Philosophy of Science (Part A), 88(1): 128–137 ; syntetyczny biogram Wojciecha Sady i literatura przedmiotu https://plato.stanford.edu/entries/fleck/; z perspektywy rekonstruowanych pryncypiów radykalnego konstruktywizmu oraz w śmiałej konfrontacji z filozofią Mitterera i Gadamera w: Ludwik Fleck. Tradycje – inspiracje – interpretacje, pod Redakcją Bożeny Płonki-Syroki, Pawła Jarnickiego i Bogdana Balickiego, Wrocław 2015.

[2] L. Fleck, Uwagi nad artykułem Ludwika Flecka Nauka i środowisko, (w:) Ludwik Fleck, Psychosocjologia poznania naukowego. Powstanie i rozwój faktu naukowego oraz inne pisma z filozofii poznania, pod Redakcją Zdzisława Cackowskiego i Stefana Symotiuka, Lublin 2006, s. 276-277.

[3] Tamże, s. 277

[4] Tamże, s. 282.

[5]  L. Fleck, Odpowiedź na uwagi Tadeusza Bilikiewicza (w:) Ludwik Fleck, Psychosocjologia poznania naukowego. Powstanie i rozwój faktu naukowego oraz inne pisma z filozofii poznania, pod. redakcją Zdzisława Cackowskiego i Stefana Symotiuka, Lublin 2006,, s. 287-288




Wycinanki (172) Plemnik jako vita propria

WOJCIECH WRZOSEK

Wycinanki (172)

Plemnik jako vita propria



Wpadłem w podziw adepta – czy jak powiedziałby Ludwik Fleck, laika -, gdy onegdaj czytałem jego polemiki z Tadeuszem Bilikiewiczem. Podziw dla obu uczonych. Brałem stronę Flecka, choć nie mógłbym go wówczas reprezentować w sporze z Bilikiewiczem. Przyznaję, w niektórych wywodach nie byłbym – wówczas – w stanie odeprzeć argumentacji lekarza psychiatry.  Imponowała mi wtedy i nadal imponuje ich orientacja w problematyce naukoznawczej, filozofii. Imponuje do dzisiaj klasa myślenia, ład i jasność w najbardziej zawiłych  kwestiach. Budzi szacunek respekt, jaki mają badacze do siebie. Nie do wiary, ile to zagadnień przemyśleć potrafi  myśliciel. Czy myśliciel kiedykolwiek odpoczywa od myślenia?
Ufam, że zachęciłem do przestudiowania dyskusji Flecka z Bilikiewiczem.
Ludwik Fleck sprowokował znakomitego psychiatrę stwierdzając:

„Związek między nauką a całokształtem życia kulturalnego pewnej epoki opracował szczególnie pięknie i szczegółowo Tadeusz Bilikiewicz w pracy O embriologii w epoce baroku i rokoko (chodzi o : T. Bilikiewicz, Die Embriologie im Zeitalter des Barock Und des Rokoko, Georg Thieme, Leipzig 1932), wykazując równoległość między poglądami w tej specjalnej dziedzinie wiedzy a współczesnymi etapami rozwojowymi kulturalnego środowiska w ogóle” Praca ta daje możność „ze stanowiska zupełnie specjalistycznego śledzić zawiłe i tajemnicze zjawisko: umysłowego życia zbiorowego”. Skoro na przejściu między barokiem a rokoko zaczyna upadać polityczny absolutyzm, wraz z popędem do indywidualnej wolności w życiu zjawia się w embriologii odkrycie plemników pojmowanych jako samodzielna vita propria prowadząca istoty żywe: animalkuliści Leeuwenhoek, Hartsoeker, Andry i inni. Ze wzrostem znaczenia kobiet (wiek XVIII stuleciem kobiety) powstają owuliści (Vallisnieri, Bourguet), a Buffon idzie w przyznawaniu równouprawnienia płci tak daleko, że odkrywa rzekomo żeńskie plemniki”[1] walka reformizmu z epigenetyzmem, witalizmu z mechanizmem znajduje swoje polityczne, artystyczne i filozoficzne tło kulturalne. Każdy etap nauki staje się wpływem całokształtu sił i przejawów epoki.”[2]

Fleck występuje przeciwko ideologicznemu i propagandowemu wykorzystania związków nauki z otoczeniem pozanaukowym, w tym podejściu á la Bilikiewicz:

„Lecz takie ujęcie, jakie przeważnie stosują autorowie, ujęcie raczej artystyczne, literackie niż naukowe, polegające na intuicyjnym wczuwaniu podobieństw (Schrödinger: gładkie powierzchnie w architekturze – puste, niewypełnione obszary w nauce; Bilikiewicz: Kampf zwischen Verstand Und Gefühl w życiu – Kampf des Mechanismus mit dem Vitalismus jako analogon współczesnego politycznego absolutyzmu) i związków (patrz podany wyżej związek miedzy wzrostem indywidualizmu a odkryciem plemników) nie nadaje się jeszcze do badania. Za dużo w nim literackiego, dowolnego: wyrwane z pięknego tekstu, oglądane na zimno zdania te nie przekonują. Przedmiot badania znika jak zjawa spirytystyczna w świetle dnia.  Przy spokojnej rozwadze wydaje się niepojęte, jaki np. związek może być między indywidualizmem a dostrzeżeniem plemnika. Przecież to tylko kwestia spojrzenia przez mikroskop na nasienie! Po co tu indywidualizm!”[3]

Od krytyki Bilikiewicza wiedzie nas Fleck do swojej pozytywnej tezy:

„Słusznie, wystarczy spojrzeć. Ale odkrycie, pierwsze dostrzeżenie, nie odbywa się w spokojnym stanie umysłu. Trzeba swoistego, niespokojnego nastroju,  a b y  s z u k a ć  c z e g o ś   n o w e g o. trzeba skierowanego pogotowia myślowego  aby dostrzec cos nowego. A ten niepokój i to pogotowie – są wpływem środowiska.(…) One tworzą skierowane pogotowie myślowe, które badacz wnosi do swej pracy. Myślał on o niezależnej, wolnej osobowości – wiec gotów był dojrzeć ja wszędzie i dlatego odkrył swobodnie ruchome, „wolne”, niezależne plemniki. Trzeba podkreślić, że wolność oznaczała swobodę ruchów. W innym nastroju, więc w innym środowisku nie przywiązywałby do tych ruchliwych przecinków wagi, nie badał ich, nie opisywał, sam zapomniałby o niejasnym pierwszym obrazie, który wśród tylu innych mógł być sformowany. S k i e r o w a n y  k o l e k t y w n y  n a s t r ó j  p o z n a w c z y,  p r o w a d z ą c y  d o  w s p ó l n e g o  s t y l u  m y ś l o w e g o, t o  j e s t  d o p i e r o  s f o r m o w a n y  d l a  b a d a ń  n a d  n a u k ą  p r z e d m i o t.”[4]

I konkluduje licząc, że jego koncepcja – kolektywu myślowego i stylu myślowego – jest w kręgu wtajemniczenia znana:

„Dlatego zdaje mi się, że punktem wyjścia dla pozytywnych badań nad wpływem epoki na naukę może być tylko ogólna socjologia myślenia. Ta zaś prowadzi koniecznie do koncepcji zespołu myślowego i stylu myślowego podlegającego przemianom w czasie.”[5]



[1] L. Fleck, Nauka a środowisko, (w:) Ludwik Fleck, Psychosocjologia poznania naukowego. Powstanie i rozwój faktu naukowego oraz inne pisma z filozofii poznania, pod. Redakcją Zdzisława Cackowskiego i Stefana Symotiuka, Lublin 2006, s. 271.

[2] Tamże.

[3] Tamże, s. 272.

[4] Tamże, s. 272-273

[5] Tamże, s. 273.