PIOTR M. MAJEWSKI
Zapomniany autorytaryzm
Jedna z prezentacji multimedialnych w Domu Historii Europejskiej w Brukseli pokazuje, jak w dwudziestoleciu międzywojennym załamywał się ład demokratyczny. Im bliżej roku 1939, tym większa część mapy kontynentu przybiera ponure odcienie autorytaryzmów i totalitaryzmów; na koniec jedynym jasnym polem w Europie Środkowo-Wschodniej pozostaje terytorium Czechosłowacji. Znamienne wydaje się to, że mało kto w Europie, nawet wśród zawodowych historyków, zdaje sobie sprawę, iż pomiędzy podpisaniem układu monachijskiego a niemiecką inwazją, która nastąpiła 15 marca 1939 r., nadwełtawska republika z modelowej demokracji niepostrzeżenie przedzierzgnęła się w państwo autorytarne.
I
Nic nie wpłynęło
na kondycję pomonachijskiej Republiki dotkliwiej niż fakt, że narodziła się ona
z klęski. Podporządkowując się 30 września 1938 r. dyktatowi mocarstw, Czechosłowacja
musiała odstąpić Rzeszy Niemieckiej wszystkie obszary, na których ludność niemiecka
stanowiła więcej niż połowę mieszkańców. Było to prawie 29 tys. km kw. zamieszkiwanych
przez ponad 3,4 mln osób, w tym 727 tys. Czechów. Wkrótce potem Polska wymusiła
cesję 900 km kw. Śląska Cieszyńskiego, a 2 listopada 1938 r., na mocy niemiecko-włoskiego
arbitrażu w Wiedniu, Węgry zagarnęły południową część Słowacji i Rusi Zakarpackiej
o łącznej powierzchni blisko 12 tys. km kw. W sumie dokonany przez sąsiadów rozbiór
kosztował Republikę Czechosłowacką 30% jej dawnego terytorium i niemal równo jedną
trzecią ludności.
Zmiany terytorialne
pociągnęły za sobą konsekwencje prowadzące do geopolitycznej degradacji czechosłowackiego
państwa. Jego stolicę dzieliło od granicy Rzeszy zaledwie 40 km. Większość pozostałych
ośrodków miejskich – Brno, Pilzno, Czeskie Budziejowice, Ołomuniec i Morawska Ostrawa,
na Słowacji zaś Bratysława – znalazła się bezpośrednio w strefie nadgranicznej.
W wyniku rozbioru Republika utraciła ponadto dużą część dotychczasowego potencjału
gospodarczego: jej sąsiedzi zagarnęli 40% czechosłowackich fabryk i 43% siły roboczej
zatrudnionej w przemyśle (Gebhart, Kuklík 2006, s. 18–20).
Już wcześniej
bardzo wydłużony, a przez to trudny do obrony korpus państwa czechosłowackiego uległ
wtedy karykaturalnemu zwężeniu. W okolicach Brna miał szerokość zaledwie 60 km,
podobnie było na większości obszaru Słowacji i na całej Rusi Zakarpackiej. Czesi
żartowali gorzko, że ich ojczyzna stała się drugim po Chile najwęższym państwem
świata. Na swoje nieszczęście nie mieli jednak z jednej strony oceanu, a z drugiej
łańcucha Andów – ich pomonachijskie granice były w większości pozbawione jakichkolwiek
przeszkód naturalnych (Rataj 1997, s. 12).
Niemcy zadbali
o to, aby przy wytyczaniu nowych granic przejąć większość fortyfikacji, które Czechosłowacja
wybudowała w latach trzydziestych ogromnym nakładem środków. Przecięciu uległy główne
arterie komunikacyjne kraju. Strategiczna linia kolejowa wschód–zachód, łącząca
Pragę z Rusią Zakarpacką, przebiegała po zmianach w pięciu miejscach przez terytoria
państw ościennych: trzykrotnie Niemiec, raz Polski i raz Węgier. Armia czechosłowacka
straciła w ten sposób nie tylko lwią część dotychczasowej infrastruktury militarnej,
lecz także możliwość swobodnej koncentracji sił i manewru. W wypadku agresji ze
strony Rzeszy, otaczającej z trzech stron ciasnym pierścieniem całą zachodnią część
Republiki, skuteczna obrona stała się w praktyce niemożliwa.
Nie było to
oczywiście dla nikogo zaskoczeniem. W tygodniach poprzedzających konferencję w Monachium
władze Czechosłowacji wielokrotnie ostrzegały państwa zachodnie, że utrata obszarów
pogranicznych wraz ze zlokalizowanymi tam umocnieniami uczyni Republikę bezbronną
i całkowicie zdaną na łaskę i niełaskę Rzeszy. Francja i Wielka Brytania pozostały
jednak głuche na ich argumenty. Jedynym, na co się zdobyły, było zobowiązanie, że
udzielą nowym granicom Czechosłowacji gwarancji. (Niemcy i Włochy obiecały to uczynić,
kiedy zostanie uregulowana kwestia mniejszości polskiej i węgierskiej). Ponieważ
równocześnie Republika została zmuszona do wypowiedzenia sojuszy z państwami trzecimi,
miało to zapewnić jej coś w rodzaju międzynarodowo uznanej neutralności (DBFB, dok.
1224, Depesza delegacji na konferencję monachijską z 30 IX 1938 r., s. 628–629).
W rzeczywistości
zachodnie zobowiązania pozostały jednak martwą literą. Francja i Wielka Brytania
nie udzieliły gwarancji ani nawet nie wysłały swoich przedstawicieli do międzynarodowej
komisji, która miała się zająć wytyczaniem nowej granicy między Czechosłowacją a
Niemcami. Mimo że zobowiązywał je do tego jeden z aneksów układu monachijskiego,
nie wzięły również udziału w arbitrażu dotyczącym granicy czechosłowacko-węgierskiej.
Zachód, przyłożywszy rękę do rozbioru Czechosłowacji, uznał to, co z niej pozostało,
za wyłączną strefę wpływów Rzeszy. Wszelkie wątpliwości w tej kwestii rozwiewało
odwołanie z Pragi w listopadzie 1938 r. Francuskiej Misji Wojskowej i wyzbycie się
przez Francuzów miesiąc później udziałów w wielkich zakładach zbrojeniowych Škody
w Pilźnie (Procházka 1981, s. 75–83).
Tym bardziej
za swoją strefę wpływów uważała Czechosłowację Rzesza. Od pierwszych dni po Monachium
Niemcy bezceremonialnie ingerowali w wewnętrzne sprawy Republiki. Już na wstępie,
grożąc Pradze niekorzystnym wytyczeniem nowych granic, wymusili ustąpienie z urzędu
prezydenta Edvarda Beneša. Nie zadowolili się przy tym dymisją, którą złożył 5 października,
lecz doprowadzili do jego emigracji. Ochoczo przyłożyli do niej rękę również czechosłowaccy
politycy oraz wojskowi (Majewski 2019, s. 530–538). Uratowało mu to zapewne życie,
bo gdyby niemiecka inwazja zaskoczyła Beneša w ojczyźnie, a nie na Uniwersytecie
Chicagowskim, gdzie gościnnie zaczął wykładać socjologię, w najlepszym razie trafiłby
natychmiast do obozu koncentracyjnego. Inaczej potoczyłyby się wtedy zapewne także
losy Czech. Były prezydent przedstawiał bowiem w gruncie rzeczy największy walor
w skromnym portfelu aktywów, jakimi dysponowali emigranci, dążący po 15 marca 1939
r. do odbudowy czechosłowackiej państwowości w jej przedmonachijskim kształcie.
Tymczasem Niemcy
dobitnie dawali do zrozumienia, że nie będą tolerować jakiejkolwiek niesubordynacji
ze strony słabszego sąsiada. Adolf Hitler i Joachim von Ribbentrop zakomunikowali
to zupełnie otwarcie nowemu szefowi czechosłowackiej dyplomacji Františkowi Chvalkovskiemu
podczas jego wizyt w Niemczech w październiku 1938 i styczniu 1939 r. Łajali go,
że Czesi nie dość gorliwie podporządkowują się niemieckiej kurateli. Zgodnie z planami
powstającymi w tym okresie w berlińskim Urzędzie Spraw Zagranicznych Czechosłowacja
miała zostać przekształcona w państewko satelickie, dysponujące szczątkową armią,
formalnie neutralne, a w praktyce całkowicie uzależnione politycznie, wojskowo i
gospodarczo od Rzeszy. Wyobrażenia dyplomatów nie odpowiadały jednak, jak się wkrótce
okazało, zamiarom Führera (Procházka 1981, s. 72–73, 91–98).
Pretensje, jakimi
Niemcy bombardowali Chvalkovskiego, były przy tym całkowicie wyssane z palca. Zarówno
on sam, jak i inni czechosłowaccy politycy, którzy doszli do władzy po Monachium,
pokornie godzili się na zależność od Rzeszy i zamierzali z nią lojalnie współpracować.
Próbowali nieśmiało bronić interesów własnego kraju, ale nigdy nie ośmielili się
zakwestionować porządku narzuconego przez Niemcy. Nowe władze czechosłowackie były
pogodzone z rolą wasala Rzeszy, ta zaś dysponowała wystarczającym repertuarem środków
nacisku, aby wyegzekwować od nich pożądany stopień uległości. Jeśli więc Hitler
i Ribbentrop zadręczali Chvalkovskiego wyrzutami, że Czechosłowacja nie jest wystarczająco
służalcza, były to działania czysto instrumentalne, przygotowujące grunt pod całkowite
unicestwienie Republiki, które nastąpiło 15 marca 1939 r.
II
Katastrofa monachijska
wywołała w Czechosłowacji polityczne trzęsienie ziemi. Jego pierwszą odsłonę stanowiło
polowanie na winnych porażki, które rozpoczęło się, jak to często bywa, gdy tylko
minął pierwszy szok po dyktacie mocarstw. Chociaż niemal do końca kryzysu sudeckiego
Republiką rządziła wielka koalicja, obejmująca wszystkie prodemokratyczne siły polityczne
od lewicy po prawicę, za rozbiór państwa powszechnie obwiniano, przynajmniej w pierwszym
odruchu, wyłącznie prezydenta Beneša. Było to zapewne nieuchronne: niezależnie od
tego, czy i w jakim stopniu Monachium zostało spowodowane obiektywnymi uwarunkowaniami
międzynarodowymi, przyniosło też klęskę prowadzonej przez niego od dwudziestu lat
polityki zagranicznej.
Dla niektórych
krytyka Beneša i jego polityki oznaczała jednak zaledwie preludium do frontalnego
ataku na całą przedmonachijską Republikę. Wraz z prozachodnią orientacją, którą
uosabiał były prezydent, potępiano mnogość partii, demokrację parlamentarną, liberalizm,
egalitaryzm i humanistyczne ideały. Prym w tej nagonce wiodła czeska prawica – i
to nie tylko skrajna, lecz także ta współrządząca wcześniej krajem. Pierwsze skrzypce
w owej kampanii nienawiści grał przewodniczący partii agrarnej Rudolf Beran, który
już trzeciego dnia po konferencji monachijskiej zapowiedział konieczność gruntownej
przebudowy czechosłowackiej sceny politycznej, tak aby pozostały na niej tylko dwie
duże partie: prawicowa i lewicowa. Miało to rzekomo służyć zjednoczeniu podzielonego
narodu i ratowaniu zagrożonego państwa, w praktyce zaś zapewniało agrariuszom i
ich przywódcy niczym nieograniczoną władzę (Ježek 2016, s. 267–268). Dla lewicowej
opozycji przewidziano w tym układzie rolę listka figowego, maskującego autorytarny
charakter państwa. Trudno było zresztą przypuszczać, by mogła ona stać się czymś
więcej, ponieważ Republika zamierzała unikać jakichkolwiek kontrowersji z Rzeszą.
Zgodnie z planem
przewodniczącego Berana 17 listopada 1938 r. została utworzona Narodowa Partia Jedności
(Strana národní jednoty), a 11 grudnia oficjalnie powstała Narodowa Partia Pracy
(Národní strana práce). Wchłonęły one większość istniejących wcześniej stronnictw
czeskich. Poza nawiasem owego duopolu pozostali jedynie komuniści, którym zakazano
działalności, oraz zazdrośnie broniąca się przed zjednoczeniem radykalna prawica.
(Odrębność zachowała także Słowacka Partia Ludowa, nieprzejawiająca jednak większego
zainteresowania sytuacją na ziemiach czeskich). Proces zjednoczeniowy przybrał charakter
odgórny i w dużej mierze wymuszony, odbywał się bez autentycznych konsultacji ze
strukturami partyjnymi i z wyborcami. Mimo to przeszedł bez większych protestów.
Czeskie społeczeństwo było zbyt zszokowane klęską i zbyt rozczarowane słabością
demokracji, aby płakać po starych partiach politycznych, powszechnie oskarżanych
o egoizm, różnego rodzaju afery i, może przede wszystkim, nieudolność (Gebhart,
Kuklík 2006, s. 50–69).
Potępianie w
czambuł całego dotychczasowego systemu politycznego nosiło jednak wszelkie znamiona
wylewania dziecka z kąpielą. Jakiekolwiek grzechy miałyby na swoim sumieniu czechosłowackie
partie, ich arbitralne glajszachtowanie równało się w praktyce demontażowi demokracji.
Nie wadziło to jednak Rudolfowi Beranowi, który 1 grudnia stanął na czele rządu,
ani urzędującemu od początku października nowemu szefowi czechosłowackiej dyplomacji
Františkowi Chvalkovskiemu, znanemu ze swoich sympatii dla faszyzmu i czołobitnego
respektu wobec Hitlera. Nawet jeśli ich celem nie było zaprowadzenie w kraju otwartej
dyktatury, Republika zaczęła coraz wyraźniej naśladować państwa autorytarne. Sami
zwolennicy nowego porządku nazywali ją zresztą nie bez dumy „autorytatywną demokracją”,
przechodząc do porządku dziennego nad zawierającym się w tym określeniu oczywistym
contradictio in adiecto.
Definitywny
kres czechosłowackiej demokracji położyła ustawa o pełnomocnictwach, przyjęta przez
parlament 15 grudnia 1938 r. Pozwalała ona rządowi i prezydentowi wydawać przez
dwa lata dekrety z mocą ustaw, nawet gdyby w grę wchodziła zmiana konstytucji. Poparła
ją zdecydowana większość posłów i senatorów, co wiele mówiło o nastrojach panujących
wśród czeskich elit politycznych i głębokim kryzysie czechosłowackiego parlamentaryzmu.
W imię narodowej solidarności, której hasłami szermowali zwolennicy przemian ustrojowych,
Republika, nazywana dla odróżnienia od przedmonachijskiej „drugą”, dobrowolnie wyrzekła
się podstawowego elementu demokracji, jaki stanowi rozdział władzy ustawodawczej
i wykonawczej. Niepotrzebnego odtąd parlamentu w ogóle już nie zwoływano (Małkiewicz
2013, s. 279–288).
Ustawa o pełnomocnictwach
była ostatecznym, lecz bynajmniej nie jedynym przypadkiem pogwałcenia zasad demokracji.
Już przed jej przyjęciem doszło w Czechosłowacji do naruszeń konstytucji. Niekonstytucyjny
charakter miały przyjęcie przez rząd dyktatu monachijskiego bez zgody parlamentu
i wszystkie późniejsze zmiany granic państwa. Nie inaczej rzecz się przedstawiała
z pozbawieniem mandatów tych posłów i senatorów, którzy w rezultacie rozbioru stali
się obywatelami innych państw, a także z kluczowymi ustawami nadającymi szeroką
autonomię Słowacji i Rusi Zakarpackiej, uchwalonymi 19 listopada 1938 r. (Na ich
mocy nazwę państwa zmieniono przy okazji na Czecho-Słowacja). I znów: jeżeli nawet
konstytucję łamano nie po to, aby ustanowić dyktaturę, lecz z braku lepszego sposobu
na rozwiązanie piętrzących się problemów, każdy taki krok podkopywał w Republice
rządy prawa (Małkiewicz 2013, s. 275–287).
Było w tych
okolicznościach gorzkim paradoksem, że w człowieku, którego 30 listopada parlament
wybrał na głowę państwa, chciano powszechnie widzieć gwaranta praworządności. Renomowany
prawnik Emil Hácha, powszechnie szanowany prezes Najwyższego Sądu Administracyjnego,
nadawał się do tej roli na pozór lepiej niż ktokolwiek inny. Brakowało mu wprawdzie
jakiegokolwiek doświadczenia politycznego, ale to akurat w oczach wielu jego rodaków
uchodziło za zaletę – w przeciwieństwie do zawodowych polityków miał zupełnie czyste
konto. W rzeczywistości nowy prezydent, niewyrobiony politycznie i pozbawiony własnego
zaplecza, pozostawał marionetką w rękach głównego architekta II Republiki, Rudolfa
Berana, z czego najpewniej nawet nie zdawał sobie sprawy. Swoją funkcję postrzegał
jako ofiarę na rzecz narodu, nie bez racji przewidując, że przyniesie mu ona osobiście
wyłącznie kłopoty. Sprawiał wrażenie pogodzonego z tym, co spotkało Czechosłowację
w Monachium, a być może wręcz uważał katastrofę demokratycznej republiki za konieczność
dziejową. Jak wielu starszych ludzi, na współczesny sobie świat patrzył oczami przeszłości,
która w jego wypadku miała czarno-żółte barwy monarchii habsburskiej. Rzesza nie
mogła wymarzyć sobie lepszego czechosłowackiego prezydenta niż słaby, niedoświadczony
i przekonany o nieuchronności niemieckiej dominacji Hácha (Drtina 1991, s. 303–305).
Na usprawiedliwienie
pomonachijskiej Republiki można oczywiście powiedzieć, że jej przywódcy nie odznaczali
się szczególną krwiożerczością. Zdemontowali wprawdzie demokrację, lecz z autorytarnych
instrumentów władzy korzystali w ograniczonym zakresie. Tolerowali, a zapewne nawet
inspirowali, nikczemną nagonkę na swoich przeciwników politycznych, ale nie dopuścili
do ich prześladowań. (Nawet komunistom pozwolili zlikwidować działalność i bezpiecznie
opuścić kraj). Wieszali psy na lewicy i demokracji parlamentarnej, po cichu pozostawali
jednak w stałym i, o dziwo, zupełnie przyjaznym kontakcie z działaczami opozycji.
W tej poniekąd schizofrenicznej postawie wyrażała się z pewnością konsensualna kultura
polityczna czeskich elit. Werbalna agresja wobec demokracji stanowiła z kolei rozpaczliwą
próbę przypodobania się hitlerowskim Niemcom w złudnej nadziei, że się tym zadowolą
i nie zażądają innych dowodów lojalności. „Był to rząd nieszczęśników, rząd pogromu
i hańby, ale nie zaprzedańców”, rozgrzeszał z najgorszego władze II Republiki pisarz
Václav Černý (Černý 1992, s. 67).
Zapewne miał
rację, „jesienna rewolucja” doprowadziła jednak przy okazji do erupcji niebezpiecznych
zjawisk, wcześniej zupełnie nieobecnych bądź marginalnych w czechosłowackim życiu
politycznym. Bodaj najbardziej wśród nich rzucała się w oczy bezprecedensowa aktywizacja
skrajnej prawicy. Ugrupowania faszystowskie działały wprawdzie w Republice od połowy
lat dwudziestych, ale cieszyły się dotąd znikomym poparciem i były solidarnie bojkotowane
przez główne siły polityczne. Po Monachium, uznawszy, że nadszedł ich czas, faszyści
rozpoczęli wielką ofensywę, której dalekosiężny cel stanowiło przejęcie pełni władzy
w państwie.
III
Największym,
najstarszym i najlepiej rozpoznawalnym wśród ugrupowań skrajnej prawicy była Narodowa
Gmina Faszystowska (Národní obec fašistická, NOF), skupiona wokół generała Radoli
Gajdy, bohatera czechosłowackich legionów z lat I wojny światowej i wojny domowej
w Rosji, który w 1926 r. został zdymisjonowany ze stanowiska szefa sztabu i wyrzucony
z armii pod zarzutem przygotowywania prawicowego puczu. Oskarżenia te nie znalazły
potwierdzenia w procesie sądowym, co nie zmieniało faktu, że ambitny generał natychmiast
stanął na czele skrajnie populistycznej partii o jawnie antysystemowym charakterze.
W połowie lat trzydziestych NOF liczyła około 40 tys. członków. Cztery razy więcej
obywateli głosowało na nią w ostatnich wyborach parlamentarnych w Czechosłowacji
w 1935 r. Zwolennicy Gajdy, podobnie zresztą jak inne odłamy czechosłowackiej skrajnej
prawicy, zawzięcie zwalczali demokrację parlamentarną, żądając wprowadzenia w kraju
rządów silnej ręki (oczywiście własnej). Piętnowali też kapitalizm, domagając się
różnych przywilejów socjalnych dla robotników, rzemieślników i zdeklasowanych inteligentów,
spośród których rekrutowała się większość ich zwolenników. Będąc zdeklarowanymi
nacjonalistami, czescy faszyści nienawidzili mniejszości narodowych, w tym zwłaszcza
Niemców i Żydów (Pejčoch 2011, s. 41–109).
Po Monachium
zauważalnie uaktywniła się również inna ze skrajnie prawicowych organizacji, nosząca
nazwę Flaga (Vlajka). W przeciwieństwie do NOF nie została ona zarejestrowana jako
partia polityczna, lecz od 1930 r. stanowiła rodzaj klubu, skupiającego głównie
faszyzujących studentów i różnego autoramentu życiowych wykolejeńców, przesiadujących
w kilku praskich piwiarniach. (Gospody i kawiarnie były w ogóle matecznikiem większości
odłamów czeskiej radykalnej prawicy, a w niejednym przypadku także wyłącznym forum
ich działalności). Flaga, która z czasem przekształciła się w ruch polityczny, nawet
na tle innych ugrupowań faszystowskich wyróżniała się wyjątkowo zajadłym antysemityzmem
oraz równie gwałtowną nienawiścią do masonerii. Ściślej rzecz biorąc, do żydomasonerii,
bo Żydzi i wolnomularze byli w jej optyce dwiema głowami tego samego potwora (Pejčoch
2011, s. 126–137).
W czasie kryzysu monachijskiego i później
w okresie II Republiki Flaga wyraźnie zdystansowała pod względem radykalizmu Narodową
Gminę Faszystowską. O ile Gajda w krytycznych dniach 1938 r., gdy Czechosłowacji
groziła wojna z hitlerowską Rzeszą, zadeklarował pełną lojalność wobec prezydenta
Beneša, a następnie posłusznie przystąpił wraz ze swoim stronnictwem do Partii Jedności
Narodowej, o tyle Flaga zajęła skrajnie antypaństwowe pozycje (AKPR,
mf. 47, t. 1858/38, Notatka z 31 VIII 1938 r.). Jej najbardziej zdeterminowani działacze niedługo po
Monachium zaczęli organizować się w tajne struktury paramilitarne, a wkrótce potem
rozpoczęli działalność terrorystyczną. Parła do tego grupa młodych radykałów na
czele z Josefem Rozsévačem, wiecznym studentem medycyny, występującym wśród swoich
zwolenników pod pseudonimem Jan Rys, który szybko wyrósł na rzeczywistego wodza
ruchu (Pejčoch 2011, s. 138–141).
W nocy z 25
na 26 lutego 1939 r. działacze Flagi dokonali zamachów bombowych na lokal dawnej
komunistycznej kooperatywy Včela oraz sklep firmy Singer w Pradze. Szczęśliwie w
obu miejscach skończyło się na rozbitych szybach i uszkodzonych wnętrzach. Dwaj
inni zamachowcy wysadzili się przypadkowo sami w powietrze, próbując 7 marca podłożyć
ładunek wybuchowy na cmentarzu żydowskim w Pilźnie. (Wypiwszy dla kurażu o kilka
piw za dużo, ustawili błędnie godzinę na zmajstrowanym z budzika zapalniku czasowym).
W odpowiedzi na akty terroru władze czechosłowackie aresztowały Rysa-Rozsévača i
kilku innych aktywistów ruchu. Zwolniono ich jednak po paru dniach z więzienia z
braku dowodów na współudział w organizacji zamachów (NA, PZÚ, kart.
915, t. 43, Pismo prezydenta Urzędu Krajowego z 2 III 1939 r., k. 9–39; tamże, kart.
1404, t. 2, Telefonogramy Dyrekcji Policji w Pilźnie z 7 III 1939 r. oraz jej raport
z 13 III 1939 r., k. 34–49).
Chociaż w znalezionych
u Rysa-Rozsévača dokumentach nie brakowało składu rządu, który faszyści zamierzali
utworzyć po planowanym przez siebie zamachu stanu, nawet w warunkach panującego
po Monachium zamętu ideowego i politycznego byli oni w rzeczywistości zbyt słabi,
aby sięgnąć po władzę w państwie. Skutecznie narzucali natomiast własną narrację
głównemu nurtowi czeskiej prawicy, niebezpiecznie wpływając tym samym na ogólny
kierunek „jesiennej rewolucji”. Faszystowskie hasła obficie przenikały na łamy prasy
głównego nurtu (pierwsze skrzypce grał na tym polu tygodnik agrarny „Brázda”), a
także do programów wyrastających niczym grzyby po deszczu prawicowych inicjatyw,
takich jak Akcja Odrodzenia Narodowego (Akce národní obrody, ANO), skupiająca nacjonalistyczną
profesurę, studentów, a także przemysłowców i wielkich właścicieli ziemskich. Ku
faszyzmowi skłaniały się również niektóre kręgi czeskich katolików (o słowackich
nawet nie wspominając), snujących marzenia o przebudowie Republiki w autorytarne,
zhierarchizowane państwo stanowe, podobne do Austrii za czasów kanclerza Engelberta
Dolfussa (Rataj 1997, s. 67–76).
Flirt czeskiej
prawicy z faszyzmem dał o sobie znać także w wypadku Młodej Jedności Narodowej (Mladá
národní jednota), młodzieżowej przybudówki partii rządzącej. Na jej czele mimo zdecydowanie
nie pierwszej już młodości (w grudniu 1938 r. stuknęło mu 51 lat) stanął osobiście
przewodniczący Rudolf Beran. W ciągu czterech miesięcy istnienia do organizacji
tej wstąpiło 350 tys. osób, co czyniło z niej potężną siłę polityczną; dużo potężniejszą
niż połączone siły NOF, Flagi i innych ugrupowań faszystowskich.
O sympatiach
panujących w Młodej Jedności Narodowej dobitnie mówiły jej estetyka i rytuały: pozdrawianie
się jej członków gromkim „Vlasti zdar!” (w wolnym tłumaczeniu: Czołem ojczyźnie!),
wzorowanym na hitlerowskim „Sieg heil!”, uniformy składające się z ciemnoszarych
bluz, granatowych spodni, czapki i obowiązkowych oficerek, a także godło w postaci
wiązki tzw. rózeg Świętopełka, zaczerpnięte wprawdzie ze starosłowiańskich legend,
lecz do złudzenia przypominające liktorskie fasces.
Ów ostatni symbol,
będący jednym ze znaków rozpoznawczych ruchów faszystowskich na całym świecie (w
Czechosłowacji posługiwały się nim zarówno NOF Gajdy, jak i Flaga), wyrażał ducha
antyindywidualizmu i subordynacji, którego krzewić miała Młoda Jedność Narodowa
zarówno we własnych szeregach, jak i w społeczeństwie. O tym, że nie chodziło wyłącznie
o dawanie dobrego przykładu, świadczyły plany wykorzystania członków organizacji
w charakterze paramilitarnych sił porządkowych zwalczających wrogów narodu, pomagających
policji na przykład oczyszczać kraj z niepożądanych uchodźców politycznych albo
„niearyjczyków”. Młoda Jedność Narodowa była bowiem przy tym programowo antysemicka.
Obowiązywał w niej tzw. paragraf aryjski, zakazujący przyjmowania w szeregi osób
pochodzenia żydowskiego; kto jest zaś Żydem, definiowano w kategoriach ściśle rasowych,
tak samo jak w hitlerowskiej Rzeszy (Rataj 1997, s. 89–91, 103).
Antysemityzm
panujący w Młodej Jedności Narodowej stanowił odbicie szerszych tendencji, które
dały o sobie znać po Monachium w czechosłowackim życiu publicznym. Chociaż wydawało
się, że w ciągu 20 lat niepodległości liberalnym elitom udało się wyplenić to niechlubne
zjawisko, jesienią 1938 r. odżyło ono z nowym wigorem i to nie tylko na Słowacji
i Rusi Zakarpackiej, gdzie znajdowały się największe skupiska Żydów, a tamtejsze
w dużej części zacofane, chłopskie społeczeństwa przesiąkały od wieków antyjudaistycznymi
uprzedzeniami, lecz także na dobrze rozwiniętych i, wydawałoby się, postępowych
ziemiach czeskich.
Osób pochodzenia
żydowskiego nie chciano przyjmować do Partii Jedności Narodowej (chociaż w jej przypadku
spierano się, kogo właściwie należy uważać za Żyda); korporacje zawodowe adwokatów,
lekarzy, prawników, notariuszy i inżynierów już wkrótce po Monachium zaczęły domagać
się wprowadzenia numerus clausus oraz
zakazu świadczenia przez Żydów usług nieżydowskim klientom. Wkrótce potem powołano
międzyresortowe komisje, które miały przygotować stosowne akty prawne, wzorowane
na obowiązujących w Rzeszy ustawach norymberskich, a 27 stycznia 1939 r. rząd wydał
rozporządzenie nakazujące zwolnienie z pracy wszystkich urzędników pochodzenia żydowskiego
zatrudnionych w instytucjach i urzędach państwowych. Tego samego dnia, na mocy innego
rozporządzenia, nakazano wydalenie z kraju osób nieposiadających czechosłowackiego
obywatelstwa oraz wprowadzono możliwość odebrania go tym, którzy mieszkali na obszarach
przejętych po Monachium przez Rzeszę, Polskę i Węgry; poufna dyrektywa precyzowała,
żeby stosować ten środek przede wszystkim wobec Żydów (NA, PZÚ, kart.
1405, t. 6, Rezolucja związku prawników czechosłowackich Všehrd z 8 III 1939 r.,
k. 21; Małkiewicz 2013, s. 452–455; Rothkirchnerová 1991, s. 25–27).
Dochodziły do
tego codzienne, oddolne szykany: wysyp antysemickich ulotek, oklejanie żydowskich
sklepów i zakładów usługowych denuncjacjami „Uwaga Żyd!” czy ostentacyjne fotografowanie
ich klientów. Nawet jeśli czynów takich dopuszczali się wyłącznie faszystowscy fanatycy,
antysemityzm niespodziewanie rozplenił się również wśród zwykłych Czechów. „Jest
nie do pomyślenia, żeby żydom zostało zaoferowane schronienie za ich dotychczasową
antypaństwową i germanizacyjną działalność. Tym mniej dopuszczalne jest, aby umożliwiono
tym pasożytom wysysać różnymi geszeftami nie tylko krew ludu, ale i Republiki”
– apelowała tydzień po Monachium jedna z grup Sokoła. Jawnie antysemickie stanowisko
zajęły także ogólnokrajowe władze tej zasłużonej, propaństwowej i demokratycznej
organizacji gimnastycznej (NA, PZÚ, kart. 1371, t. 7, Rezolucja okręgowej organizacji
Sokola w Lounach z 7 X 1938 r., k. 103; tamże, Raport policji z 3 XI 1938 r., k.
115; Rataj 1997, s. 107).
Trudno zapewne
mówić o masowych prześladowaniach, ale motywowana rasowo dyskryminacja stała się
faktem. Owa recydywa antysemityzmu wydawała się tym bardziej zaskakująca, że Żydzi
czescy i morawscy – w przeciwieństwie do słowackich czy polskich – należeli do najlepiej
zasymilowanych w całej Europie Środkowej i w ogromnej większości nie wyróżniali
się spośród reszty obywateli. W Czechach niemal co drugi z tamtejszych 76 tys. Żydów
mówił po czesku i uważał się za Czecha; większość nie uczestniczyła w jakichkolwiek
praktykach religijnych. Społeczności żydowskie na Morawach były na ogół bardziej
konserwatywne, ale i tam praktycznie nie występowali rzucający się z daleka w oczy
ortodoksi albo chasydzi). Żydzi stanowili zresztą w sumie zaledwie około 1% mieszkańców
ziem czeskich (117,5 tys. osób w 1930 r.). W Pradze na początku lat dwudziestych
żyło 30 tys. osób wyznania mojżeszowego, podczas gdy w Wiedniu mieszkało ich 200
tys., a w Warszawie 350 tys. (Čapková 2005, s. 19–25, 50–53; Kennan 1968, s. 42–43).
Nie da się wskazać
jednego powodu, dla którego po Monachium, mimo braku racjonalnych przyczyn, odrodził
się czeski antysemityzm; w grę wchodziło raczej kilka różnych czynników, mających
źródło w sytuacji wewnętrznej kraju lub w tym, co działo się poza jego granicami.
Najistotniejszą
przyczyną zewnętrzną było oczywiście infekcyjne oddziaływanie antysemityzmu, rozprzestrzeniającego
się w innych państwach, w tym zwłaszcza w hitlerowskich Niemczech. Demokratyczne
struktury Republiki długo tamowały jego napór, ale kiedy runęły po Monachium, Czechosłowację
ogarnęła powódź resentymentu wobec Żydów. Największe spustoszenie uczyniła ona na
Słowacji, gdzie antysemickie postawy znalazły najżyźniejsze podglebie (jesienią
1938 r. doszło tam nawet do kilku pogromów), nie ominęła jednak również ziem czeskich.
Mieli w tym udział zarówno Niemcy, domagający się od władz II Republiki całkowitego
wyrugowania Żydów z życia publicznego, jak i czeska skrajna prawica, która nagle
zwietrzyła korzystną dla siebie koniunkturę (Małkiewicz 2013, s. 446–452). Rozkwit
antysemityzmu stanowił nota bene jeszcze
jeden przykład skutecznego narzucania przez nią agendy toczących się po Monachium
dyskusji.
Istnienie ugrupowań
gotowych w każdej chwili rozpocząć zajadłą nagonkę na Żydów nie było oczywiście
w ówczesnej Europie niczym wyjątkowym, ani tym bardziej nie oznaczało, że ich poglądy
podzielała większość czeskiego społeczeństwa. Nieprzypadkowa wydaje się jednak łatwość,
z jaką radykałom udało się wskrzesić demona antysemityzmu. Być może zresztą wcale
nie był on martwy, lecz tylko przyczaił się gdzieś w zakamarkach świadomości
zbiorowej, cierpliwie przeczekał panowanie liberalnych elit i dziarsko wychynął
na powierzchnię, gdy tylko nadarzyła się okazja? Wszak jeszcze w pierwszych latach
niepodległości na ziemiach czeskich zdarzały się pogromy, a Żydów piętnowano za
sprzyjanie Niemcom (Čapková 2005, s. 111–115).
Możliwe więc,
że w przedmonachijskiej Republice nie tyle wypleniono antysemityzm, ile wyproszono
go z salonów politycznych, szerzył się zaś w zaciszu domostw, w gospodach albo kruchtach.
Do jesieni 1938 r. poprawność polityczna nie pozwalała wprawdzie źle mówić o Żydach
publicznie, ale zwykli ludzie nadal zapewne myśleli o nich swoje.
Antysemityzm
kanalizował też bezsprzecznie negatywne emocje, które nie mogły znaleźć innego ujścia.
Był on, jak trafnie ujął to polski badacz II Republiki, „jedyną dostępną formą rozładowania
narodowej frustracji” (Małkiewicz 2013, s. 452). Od przeszło stu lat czeski nacjonalizm
widział swego śmiertelnego wroga w Niemcach; kryzys, do którego doszło w 1938 r.,
rozgrzał antyniemieckie nastroje do białości. Tymczasem w pomonachijskiej Czechosłowacji,
usiłującej ułożyć sobie na nowo stosunki z potężnym sąsiadem, o Niemcach wolno było
mówić wyłącznie dobrze albo wcale. Z pewnością nadal ich nienawidzono, ale dawanie
temu publicznie wyrazu stało się niebezpieczne i spotykało się ze zdecydowanym odporem
ze strony władz państwowych. Nikt nikomu nie bronił natomiast opluwać Żydów; antysemityzm
niczym piorunochron kierunkował w bezpieczną stronę gwałtowne wyładowania czeskiego
nacjonalizmu.
Na skrajnej
prawicy oszalały antysemityzm służył jednak nie tylko rozładowaniu frustracji, ale
przede wszystkim miał odsunąć w niepamięć furię, z jaką dotychczas występowała ona
przeciwko wszystkiemu, co niemieckie. Po Monachium czescy faszyści, zwłaszcza ci
spod znaku Flagi, przechodzili bowiem przyspieszoną ewolucję światopoglądową: hitlerowscy
Niemcy przestali uchodzić w ich oczach za śmiertelnych wrogów, stali się za to ideowymi
sojusznikami i pożądanymi protektorami. Zwracając się ze wzmożoną wrogością przeciwko
Żydom, najbardziej radykalny nurt czeskiego nacjonalizmu chciał odkupić pierworodny
grzech swojej antyniemieckości i zaprezentować się nazistom jako wiarygodny
partner, chętny do bezwarunkowej współpracy. Przypochlebianie się Niemcom, a także
niezdrowa fascynacja ich potęgą występowały zresztą w znacznie szerszych kręgach
czeskiej prawicy, najwyżej postawionych osób nie wyjmując. Absolutnej lojalności
wobec potężnego sąsiada domagali się chociażby Hácha i Beran, wspierani przez zmasowaną
propagandę Partii Jedności Narodowej (Rataj 1997, s. 176–181).
Rozkwit antysemityzmu
w okresie II Republiki ściśle współgrał z innym ówczesnym zjawiskiem, jakim była
zajadła nagonka prawicy na liberalne elity, utożsamiane przede wszystkim z obydwoma
przedmonachijskimi prezydentami, Tomášem G. Masarykiem i Edvardem Benešem. W ich
otoczeniu znajdowało się wprawdzie stosunkowo niewiele osób pochodzenia żydowskiego,
chodziło jednak, jak zwykle takich przypadkach, nie o fakty, lecz o wulgarny stereotyp.
Wystarczyło, że na początku XX w., jeszcze za czasów Austro-Węgier, Masaryk aktywnie
angażował się w zwalczanie przesądów antysemickich, a Beneš należał do jednej z
lóż wolnomularskich, aby ich samych, a także sympatyzujących z nimi intelektualistów
piętnować w zmienionej sytuacji jako kosmopolitów wrogich narodowej kulturze i tradycji,
wysługujących się za to Żydom czy żydomasonerii, jak z lubością twierdzili czescy faszyści (Rataj 1997, s. 51, 58–64).
Także ta kampania
uderzała rykoszetem w osoby pochodzenia żydowskiego, które stawały się w jej efekcie
uosobieniem wszystkich grzechów przypisywanych przez prawicę intelektualnym elitom
przedmonachijskiej Republiki: liberalizmu, demokratyzmu, humanizmu, egalitaryzmu,
europejskości, tolerancji, sprzeciwu wobec nacjonalizmów, totalitaryzmów oraz fundamentalistycznego
katolicyzmu, sojuszu z Zachodem i Bóg jeden wie czego jeszcze. Zanim na ziemie czeskie
15 marca 1939 r. wkroczyli Niemcy, tamtejsi Żydzi już zostali obsadzeni przez rodzimych
nacjonalistów w roli kozła ofiarnego, mającego zdjąć z reszty społeczeństwa odium
winy za całe domniemane zło niepodległej czechosłowackiej państwowości.
Wiele wskazuje
na to, że gdyby nie niemiecka inwazja w marcu 1939 r., Czechosłowacja przekształciłaby
się w regularne państwo faszystowskie z całym haniebnym dobrodziejstwem inwentarza.
„Atmosfera życia narodowego błyskawicznie zgęstniała, przemieniając się w chmurę
trujących oparów, którymi wkrótce nie dało się w ogóle oddychać” – scharakteryzował
pomonachijskie intermezzo jeden z ówczesnych pisarzy, dodając: – „Straszliwe rozwiązanie
15 marca przyniosło bez mała ulgę i wyswobodzenie (w końcu znów wszystko było jasne
[…])” (Černý 1992, s.
72). W polityce i życiu społecznym, podobnie jak w przyrodzie, żadne zjawisko nie
pozostaje jednak bez następstw. Gorzkie owoce „jesiennej rewolucji” przesiąknięte
jej autorytaryzmem, antyindywidualizmem, antysemityzmem i fanatyzmem skrajnej prawicy
przyjdzie Czechom zbierać pod niemiecką okupacją jeszcze długo po upadku II Republiki.
Bibliografia
Archiv Kanceláře presidenta republiky (AKPR).
Národní archiv (NA), Presidium Zemského Úřadu (PZÚ).
Documents on British Foreign Policy 1919–1939 (DBFP), seria 3, t. 2: 1938, red. E.L. Woodward, R. Butler, London
1949.
Čapková K. (2005), Češi, Němci, Židé?
Národní identita Židů v Čechách 1918–1938, Praha–Litomyšl.
Černý V. (1992), Křik koruny české. Paměti
II (1939–1945), Brno.
Drtina P. (1991), Československo
můj osud. Kniha života českého demokrata 20. století, t. 1, ks. 1: Přes Mnichov do emigrace, Praha.
Gebhart J., Kuklík J. (2006), Velké dějiny
zemí Koruny české, t. 15a: 1938–1945,
Praha–Litomyšl.
Ježek F. (2016), Mnichovská krize. Memoárové
poznámky na okraj tragických dnů utrpení a hanby, Praha.
Kennan F.G. (1968), From Prague
after Munich. Diplomatic Papers, 1938–1940, Princeton.
Małkiewicz A. (2013), Samobójstwo demokracji.
Czechosłowacja w okresie II Republiki 1938–1939, Wrocław–Zielona Góra.
Pejčoch I. (2011), Fašismus v českých
zemích. Fašistické a nacionálněsocialistické strany a hnutí v Čechách a na Moravě
1922–1945, Praha.
Procházka T. (1981), The Second Republic:
The Disintegration of Post-Munich Czechoslovakia (October 1938 – March 1939),
New York.
Rataj J. (1997), O autoritativní národní stát. Ideologická proměny české politiky v Druhé
republice 1938–1939, Praha.
Rothkirchnerová L. (1991), Osud Židů v Čechách a na Moravě v letech 1938–1945, w: Osud Židů v Protektorátu 1939–1945, Praha.
Korekta językowa: Beata Bińko