Wycinanki (195) Memoria de mis putas tristes. (Rzecz o mych smętnych dziwkach). Cz. III

wpis w: Varia | 0

WOJCIECH WRZOSEK

Wycinanki (195)

Memoria de mis putas tristes. (Rzecz o mych smętnych dziwkach). Cz. III



Polski wydawca nie dość, że przyzwolił na użycie jakoby objętego restrykcją prawa epitetu kurwa w słowie wstępnym tłumacza, ale, i co nie zaskakuje, znajdujemy je w polskim tłumaczeniu powieści. Co jednak dziwi, określenie kurwa użyte zostało bodaj tylko sześć razy. W praktyce, ferworze i klimacie narracji Marqueza po polsku epitet ten nie okazał się niezbędny. Jeśli tłumacz chciałby użyć tego określenia więcej razy,  to zapewne mógł to uczynić. Nie uczynił tego jednak. Zbędne okazało się – jak domniemywam – komunikowanie czytelnikowi polskiemu semantyki/aksjologii/emocjonalności jaką niesie polskie określenie socjokulturowe kurwa.
Traktuję ten fakt jako milczącą zgodę z moim rozumieniem zaistniałej sytuacji. To nie jest książka o kurwach. Nie o kurwach pisał Marquez. Dlaczego zatem tłumacz kruszył kopie o użycie słowa kurwy w tytule polskiej wersji powieści Marqueza?
Skądinąd wśród użytkowników języka polskiego słowo to jest powszechnie znane i powszechnie rozumiane. To termin o rozległych możliwościach rozumienia i stosowania. W licznych grupach kulturowych (wspólnotach językowych, obyczajowych) należy do codziennej mowy.
Z kolei w domniemanym marquezowskim konkretnym użyciu/znaczeniu (puta) – moim rzecz jasna zdaniem – jest jedynie skromnym odpowiednikiem polskiej rozległej semantyki. Dlatego też niepotrzebne jest moim zdaniem tłumaczenie określenia puta na polskie kurwa, bo nietrafnie, niepotrzebnie rozszerza sens znaczenia oryginału. Prezentowane powyżej argumenty uzasadniają tę opinię.


Carlos Marrodán Casas tłumacz na polski ostatniej powieści Marqueza chciałby, aby poniższe wyznanie bohatera brzmiało:

„Kiedyś nasunęła mi się myśl, że owa łóżkowa buchalteria mogłaby stanowić dobrą pożywkę dla relacji o nędzy mojego rozwiązłego życia i tytuł spadł mi z nieba: Rzecz o mych smutnych kurwach”[1].

Ja zaś uważałbym za zgodne z intencją Marqueza i duchem języka polskiego takie tłumaczenie:

„Kiedyś nasunęła mi się myśl, że owa łóżkowa buchalteria (sic! W.W.) mogłaby stanowić dobrą pożywkę dla relacji o nędzy mojego rozwiązłego życia i tytuł spadł mi jak z nieba: Rzecz o mych smętnych dziwkach[2].”

Oryginał hiszpański pobrzmiewa o nędzy życia, przegranym życiu… Czyim? Jasne, że naszego bohatera. Dodatkowo nic tu w całej powieści – jak dla mnie – nie uzasadnia tłumaczenia tytułowych tristes jako smutnych. Dlaczego to niby miałyby być one smutne? Gdzie choćby sugestia, że narrator opowiada o smutku raz to setek kobiet ze spisu naszego żurnalisty, a i tych nie anonimowych bohaterek powieści? Raczej z relacji bohatera powieści wynika, że są one tłem jego (mis) nędznego (przegranego?) życia. Jego życia smętną składową.
Ta ostatnia powieść Marqueza to nie tyle rzecz o smutnych dziwkach, ile o nostalgiach starego rozwiązłego mężczyzny[3]. To imaginacje, fantazje, melancholie nadal duchowo rozwiązłego samotnego starego mężczyzny? To jest rzecz o starym człowieku. Jego smętnym życiu. Tak, opisuje je jako właśnie smętne…
90-letni mężczyzna dziennikarz, depeszowiec/felietonista opowiada o sobie:

„W roku mych dziewięćdziesiątych urodzin chciałem sprawić sobie w prezencie szaloną noc miłosną z nieletnią dziewicą. Przywołałem w pamięci osobę Rosy Cabarcas, właścicielki domu schadzek, która mając w rękach coś nad wyraz specjalnego, zwykła była powiadamiać o tym swych najlepszych klientów. Nigdy nie ulegałem tego rodzaju pokusom, ani wielu innym jej plugawym propozycjom, ale Rosa i tak nie wierzyła w czystość moich zasad. Nawet moralność jest tylko kwestią czasu, mawiała ze złośliwym uśmieszkiem, sam się przekonasz. Była nieco młodsza ode mnie, a że od lat nie miałem o niej żadnych wieści, więc równie dobrze od dawna mogło jej nie być pośród żywych. Ledwie jednak przebrzmiał pierwszy sygnał w słuchawce, natychmiast rozpoznałem jej głos i wypaliłem bez zbędnych wstępów:

– Dziś chcę[4] ”.


 


[1] Ibidem, s. 19 Alguna vez pensé que aquellas cuentas de camas serían un buen sustento para una relación de las miserias de mi vida extraviada, y el título me cayó el cielo: Memoria de mis putas tristes. Ibidem, s. 8.

[2] Większość tego fragmentu pozostawiam w wersji i na odpowiedzialność Marrodána Casasa.  Poprawka moja wytłuszczona W.W. Oryginał. w przypisie 9-tym):

[3] Na okładce tu zaprezentowanej w angielskim tłumaczeniu pobrzmiewa określenie melancholia. Moja amatorska kwerenda słownikowa odnajduje w pobocznych znaczeniach triste jako smętne i to także w języku polskim znajdujemy termin smętne dziwki jako tłumaczenie putas tristes.

[4] Márquez G.G., Rzecz o mych smutnych dziwkach, z hiszpańskiego przełożył Carlos Marrodán Casas, Świat Książki, Warszawa 2006, s. 9 (El año de mis noventa años quise regalarme una noche de amor loco con una adolescente virgen. Me acordé de Rosa Cabarcas, la dueña de una casa clandestina que solía avisar a sus buenos clientes cuando tenía una novedad disponible. Nunca sucumbí a ésa ni a ninguna de sus muchas tentaciones obscenas, pero ella no creía en la pureza de mis principios. También la moral es un asunto de tiempo, decía, con una sonrisa maligna, ya lo verás. Era algo menor que yo, y no sabía de ella desde hacía tantos años que bien podía haber muerto. Pero al primer timbrazo reconocí la voz en el teléfono, y le disparé sin preámbulos: Hoy sí. (Marquez G. G., Memoria de mis putas tristes, Mondadori 2004, p. 5).

image_printDrukuj tekst